Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~8~

    Kolejny pożółkły liść upadł wprost pod stopy bogini. Dołączył do niewielkiej kupki niepotrzebnych śmieci, przeznaczonych jedynie na wyrzucenie. W doskonałych krzewach róż nie było miejsca na elementy odróżniające się od harmonijnego piękna zielonych łodyg i krwistoczerwonych, delikatnych płatków kwiatów.
     Perfekcja była czymś, co Hera ceniła na świecie. Przywiązywała do niej często największą wagę. Osiągała spokój wyłącznie, gdy wszystko układało się w idealnym wręcz porządku. Nie pozwalała sobie nawet na najmniejszy błąd. Zdawała sobie sprawę z olbrzymich konsekwencji wywołanych pozornie nic nieznaczącą błahostką.  W jej życiu ani w jej otoczeniu nie było absolutnie miejsca na niedociągnięcia, pomyłki. 
   Każda akcja wywoływała reakcje.
   Nawet burza jej pięknych cynamonowych loków, choć niedbale spiętych złotymi nićmi na głowie, w swym nieładzie ukazywała cudowne mistrzostwo artystycznego chaosu.
   Gładką, podłużną twarz okalały mieniące się w świetle księżyca pukle. Reszta kosmyków zakrywała nagie plecy władczyni Olimpu.
    Przenikliwe, diamentowe oczy koloru jasnej szarości emanowały pełnią skupienia nad zadaniem.

   Kolejny niepotrzebny liść dotknął zielonej, krótkiej trawy. Bogini ujęła w jedwabiście miękkie palce jedną, ślicznie rozwiniętą róże, odrywając ją od reszty krzewu. Badawczo przyglądała się każdemu płatkowi rośliny.
   Hera usłyszała szmer za plecami. Powoli, dumnie uniosła głowę.

     — Czekałam twego przybycia  — powiedziała wyniośle.

   Przybysz stanął w pół kroku, kierując nieco zdziwione spojrzenie na kobietę. Najwyraźniej liczył, że zdoła zaskoczyć ją nim ona zorientuje się, iż nie jest sama w ogrodzie.

     — Witaj, moja pani  — przywitał się.

    Jego męski głos był niski, spokojny i pełen szacunku do królowej.
    Hera odwróciła się płynnie w jego stronę.  Zauważyła mężczyznę, kłaniającego się jej w pas. Uniosła pełne usta w subtelny uśmiech.

    — Chronosie  — dokończyła.

   Bóg czasu wyprostował się. Jego ciemne oczy napotkały oczy bogini. Podała mu ona swoją dłoń. Chronos ujął ją w swoje, całując delikatnie. Hera poczuła na skórze lekkie ukłucie kilkudniowym, czarnym zarostem rozmówcy.

     — Rozumiem, że spodziewałaś się mnie  — rzekł mężczyzna.

     — Jak najbardziej  — potwierdziła opiekunka małżeństw, kiwając głową.  — Cieszę się, że jesteś. Wiesz również po co, jak mniemam.

     — Po dzisiejszej Radzie Olimpu nie sztuką jest to odgadnąć  — zaśmiał się Chronos. 

     — Jednak liczyłam, że zawita do mnie nieco większe grono. 

     — Bez obaw. Nie są głupcami. Z pewnością niedługo też odwiedzą twe progi.

     — Mam taką nadzieję. Usiądźmy.

     Bóstwo czasu odsunęło się, przepuszczając kobietę. Pokazał dłonią na marmurową, długą ławkę stojącą kilka kroków od nich.
     Hera z gracją zajęła na niej miejsce, wygładzając różaną, jedwabną szatę. Poprawiła materiał spadający z jej ramion i zakrywający je w całości. Chronos swą umięśnioną posturą zbliżył się do niej, zajmując miejsce obok niej. Zakrył swój fioletowy chiton brunatnym płaszczem.
     Bogini obracając w palcach różę, skierowała wzrok na niewielką rzeczkę, pełną przejrzystej, czystej wody, której szum koił wszystkie negatywne emocje. 

    — Twój ogród wygląda jeszcze lepiej, niż gdy byłem tu ostatnio  — przyznał bóg.  — Wręcz idealnie się nim zajmujesz, Wasza Wysokość.

    — Nie uznaje w swym życiu nieporządku  — odrzekła.  — Perfekcja to coś, przynosi mi ukojenie. Ponadto jest także moją ucieczką od trosk i jedynego bałaganu, którego nie potrafię okiełznać.

    — Mówisz o ...  — zaczął Chronos.

    — O swym małżeństwie  — uprzedziła go Hera.

    Spuściła na chwilę oczy. Na jej ramię spadł jeden lok.

     — Moja pani ...  — Bóg położył dłonie na nogach.

     — Zapomnij  — przerwała.  — Nie przyszedłeś tu, aby wysłuchiwać mych skarg. Skupmy się na właściwej osobie.

     Poprawiła się na ławce, prostując plecy.

     — Hades jest jak te liście, które przed chwilą ścięłam  — wyjaśniła, spoglądając na leżące na ziemi pożółkłe kawałki roślin.  — Niepotrzebny, niszczący porządek. Cztery tysiące lat temu prawie straciliśmy przez niego królestwo, swą boskość, swoje umiejętności. Próbował nas zdegradować. Po odkryciu prawdy Zeus skazał go na banicję, jednocześnie nie zamykając przed nim bram Olimpu.

     — W momencie, gdy Hades wkroczy znów w świat nieśmiertelnych, nikt nie będzie mógł czuć się bezpiecznie  — skwitował Chronos, przystawiając dwa wskazujące palce do brody.  — Ponieważ Zeus potraktował go nazbyt łagodnie, nic nie stoi mu na przeszkodzie, aby zniszczyć nas po raz drugi. 

      — Nie zamierzam żyć po wieki w niepokoju  — westchnęła bogini.  — Dlatego też nie pozwolimy mu tu wrócić. Jego obecność jest zbędna.

      — No dobrze, ale mimo wszystko ktoś będzie musiał zaopiekować się jego włościami. Kraina Zmarłych pozostawiona w anarchii to prawie to samo zagrożenie, co jej król. Dusze nie będą czuć się zmuszone do pozostawania w Zaświatach. Co najgorsze...

      — ... nikt nie będzie miał pieczy nad skazańcami Tartaru. Dzisiejszy świat nie przetrwa tak wielkiej wojny, jaką rozpętano kilkadziesiąt tysięcy lat temu. 

     — Co zatem proponujesz?

     — Córka Hadesa jest już prawie dorosła. Jednak wychowała się tu, na Olimpie. Nie będzie stawiać oporu. Jest za młoda i mimo wszystko jeszcze zbyt naiwna. Prędzej zaufa nam, niżeli jakimś sługusom mojego brata, ukrytym w cieniu Podziemia.

      — Takowa scheda po ojcu z pewnością jej się przyda. Zawsze chciała go poznać.  Ale czy jej matka nie będzie stwarzać problemów? Demeter nie ma już nad nią kontroli. 

      — Persefona to głupie dziewczę, które potrafi tylko krzyczeć i się buntować. Ponadto ma ogromny deficyt kurtuazji. Z tak rozhisteryzowaną boginką nikt nie będzie się liczył. Nie stanowi ona absolutnie żadnego zagrożenia.

    Chronos na każde jej słowo reagował lekkim skinieniem głowy. Pewność siebie Hery dodawała mu otuchy i odwagi. Zawsze miał ją za wcielenie mądrości, przewyższające niekiedy Atenę. Jeżeli z takim spokojem i rozwagą wypowiadała każde zdanie, nie miał się czym przejmować. Bogini wiedziała, co robiła.
    Hera skierowała wzrok na swego gościa. Omiotła diamentowym spojrzeniem boga, począwszy od hebanowych, kręconych włosów po sandały na jego stopach. Oparła łokieć lewej ręki na oparciu ławki. Kobieta poczuła przyjemny chłód przenikający przez moment jej ciało.

     — W jaki sposób zamierzasz pozbawić go następnych prób?  — zaciekawił się Chronos.  — Zniszczyć wszelakie nadzieje, jakie mu pozostały?

      — Nie tylko nadzieje  — odrzekła, srogo wpatrując się w subtelne ruchy płynącej wody. Uśmiechnęła się półgębkiem. Wyglądała przerażająco.  — Powoli, po kolei odbierzemy mu wszystko. A na koniec...

     Różę, które do tej pory obracała w palcach, gwałtownie złamała w obu dłoniach. Na twarzy Chronosa odmalowało się zaskoczenie, jednak już chwilę później zastąpił go złośliwy uśmiech. Zmrużył oczy.

     — Dyskrecja to nasz priorytet  — ciągnęła dalej.  — Żaden z bogów nie może chociażby podejrzewać naszych działaj. W przeciwnym razie dowie się o wszystkim Zeus.

      — Nie sądzę, aby Zeus był naszym największym zmartwieniem, droga siostro — rozległ się dostojny, spokojny kobiecy głos.

    Dwójka spiskowców skierowała swe oczy w lewo. 
    Demeter bacznie ich obserwowała, gdy schodziła z drewnianego mostu oddzielającego jeden brzeg od drugiego. Złote spojrzenie przerażająco błyszczało raz po raz, odbijając światło księżyca. Kobieta podeszła do bogów, stając naprzeciw nich wyprostowana jak struna.
     Hera rozchyliła nieco krwistoczerwone usta, ukazując białe zęby. Westchnęła głęboko po czym wstała z ławki. Spojrzała bóstwu urodzaju prosto w twarz, osadzonej nieco wyżej niżeli jej.

    — Ciesze się, że i ty mnie odwiedziłaś, Demeter — powiedziała dumnie królowa.

   Choć bardzo się starała, w jej tonie dało się słyszeć subtelną nutkę pogardy i zniechęcenia. Siostra zauważyła czerwona, złamaną różę, którą władczyni nadal zaciskała w dłoni.

   — Pozwolisz? — spytała, sięgając po roślinę. — Zrobisz sobie krzywdę.

    Hera ledwo powstrzymała się od parsknięcia. Ulegle oddała bogini kwiat. Starała się trzymać wszystkie nerwy na wodzy, a mięśnie w stalowych ryzach. Nie czas był na waśnie rodzeństwa gdy łączył je wspólny wróg.
     Chronos poczuł się dość niezręcznie. Czuł jak kłęby negatywnych emocji — odraza, nienawiść, złość, wrogość i wstręt — dosłownie przygniatają go swą liczbą i ciężarem. Czekał cierpliwie na rozwój wydarzeń.

    — A co z Heliosem? — zapytała władczyni Olimpu. — Czyżbym błędnie odczytała jego żywiołowy sprzeciw na dzisiejszym spotkaniu?

    — Helios niestety nie był w stanie zaszczycić nas swoją obecnością — odparła Demeter, gładząc palcem płatki róży i skupiając na nich większą część uwagi. — Słońce nie wstanie ani nie zajdzie bez jego udziału. Ale jestem tu między innymi, aby przekazać jego chęć uczestniczenia w naszym... stowarzyszeniu.

    — Po co nam ktoś, kto nigdy bezpośrednio nie będzie angażować się w nasze działania? — wtrącił Chronos, również podnosząc się do pionu.

    — Nie powiedziałam, że nigdy — uświadomiło go bóstwo rolnictwa. — To już nie potrwa długo. Helios niebawem zyska więcej czasu dla siebie.

    — Jakim cudem? — zaciekawiła się Hera.

    — Nie znam szczegółów — westchnęła Demeter. — Ale to raczej nie pora na tego typu rozmowy. Zdążyłam już co nieco usłyszeć z waszej konwersacji.

    Królowa i jej towarzysz gwałtownie rozszerzyli oczy.

   — Bez obaw —uspokoiła ich. — Nie zauważyłam osób trzecich, gdy tu zmierzałam.

   Dwójka wymieniła uspokojone spojrzenia, skierowując je znów na kobietę.

   — Niestety, obawiam się, że całkowicie straciłam kontrolę nad swoją Korą i jej córką — przyznała ze smutkiem bogini urodzaju. — Nie radzę ci ich nie doceniać, siostro. 

    — Przemawia przez ciebie twe matczyne serce — uznała Hera. — Postrzegasz je inaczej niżeli ja, ponieważ są ci najbliższe. Persefona może krzyczeć i tupać nogami ile zechce. Niczego to nie zmieni.

    Demeter obdarowała ją chłodnym spojrzeniem.

   — Posłuchajcie mnie — powiedziała. — Nie możemy zaatakować Hadesa bezpośrednio i z największą siłą. Wówczas zorientuje się, iż bogowie maczają w tym palce. Należy subtelnie wpierw zaatakować jego najbliższe otoczenie.

   — Śmiertelniczkę — odrzekł Chronos. — Czyżbym miał w tym swój udział?

   — Owszem — Królowa uśmiechnęła się. — Wyjaśnię ci twoje zadanie. Demeter, ty także wkrótce zaczniesz działać.

   Władczyni splotła palce rąk.

   — Chronosie, na dobry początek potrzebujemy delikatnej dezorientacji tej dziewczyny — wyjaśniła. — Lekkiej, czegoś na wzór ludzkiej sklerozy, déjà vu lub czegoś w tym rodzaju. Musi być to na tyle delikatne, że nie będzie się tym przejmować... do czasu.

   — Dlaczego aż tak łagodnie ją traktujesz? — nie rozumiała Demeter. — Nie mamy czasu na takie gierki.

   — Do audiencji Zeusa w Podziemiach pozostało nam 29 dni — odpowiedziała. — Mamy czas. Nie jest go zbyt dużo, to prawda, jednak wystarczy. Poza tym, jak już mówiłam, nie wolno nam działać pochopnie.

   Zwróciła się w stronę bogini, śląc piorun w spojrzeniu.

   — Chyba, że chcesz zostać zdemaskowana i skończyć tak, jak twój kochany zięć — syknęła.

   — Nie nazywaj go tak — warknęła kobieta. — Nigdy nie postrzegałam go w ten sposób.

  Hera zauważyła gniew narastający w siostrze. Może zachowywała się nieco niedorzecznie i dziecinnie, jednak lubiła ją drażnić. Sądziła, że ma do tego pełne prawo po tym, jak uwiodła jej męża.


   Gdy goście opuścili opiekunkę małżeństw, wróciła ona do porządkowania swych grządek kwiatów. Była już późna noc, jednak bogini nie przeszkadzała panująca wszędzie ciemność. Nie mogła wrócić jeszcze do pałacu. Uznała, że mniej podejrzanym działaniem będzie pozostanie jeszcze w ogrodzie.
   Zresztą po tak burzliwej naradzie, w której Zeus bardzo często wybuchał gniewem, teraz zapewne "odreagowywał" całą złość, tonąc w uciechach z jakąś nimfą lub boginią. Naprawdę nie miała ochoty wracać i zastać ich razem w szampańskim nastroju. Dla niej byłby to kolejny cios w samo serce.
   Doskonalenie swojego planu było dla niej teraz ważniejsze. Gdzieś pomiędzy wyrywaniem chwastów, podcinaniem roślin i podziwianiem piękna kwiatów układała kolejne etapy.

   Jedyne co drażniło ją w całym tym pomyśle była współpraca z Demeter. Pamiętała to jak dziś.
    Wróciła właśnie z Zaświatów, gdzie omawiała z Hadesem jego poczynania w królestwie Podziemi. Zwykle zajmował się tym jej mąż, jednak tego dnia władcę zajęły inne rzeczy. Ponoć miał rozpatrzyć wraz z Posejdonem sprawę niecierpiącą zwłoki.
    Kiedy przekroczyła wrota pałacu i znalazła się na korytarzu prowadzącym do komnaty Zeusa, szybko zorientowała się, kim był Posejdon i czym był ten niezwykle ważny precedens.
     To, że Hera była jego siostrą to jedno, ale nie mogła w pierwszej chwili uwierzyć, że właśnie była zdradzana i przez męża i przez swoją drugą, najbliższą jej sercu osobę.
    Narodziny Kory przelały czarę goryczy. Królowa nigdy jej nie lubiła. Gardziła nią, patrzyła na nią z góry. Od tego incydentu ani ona, ani Demeter nie stanowiły już dla niej rodziny, ale niechciane szkodniki, które musiała tolerować w swej obecności. Posłałaby je obie w najczarniejsze odmęty Tartaru, jednak lękała się gniewu Zeusa.
    Choć czasami zdawało jej się, że pośrednio przyczyniła się do małżeństwa Hadesa z Korą. Przynajmniej zyskiwała satysfakcję z cierpienia Demeter. 

   — To i  tak za mało dla ciebie — myślała często.

   Gdyby Hades powrócił na Olimp, Persefona zniknęłaby jej wreszcie z oczu a Demeter nie nachodziła jej włości już tak często. Bogini jednak obwiniała także brata za swój los. Mimo wszystko miała na uwadze także dobro królestwa i przedkładała je nad swoja osobę.
    Ale i na wyrównanie rachunków osobistych przyjdzie czas.

   Ścięła kolejny liść z róży. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro