~6~
Petronia wertowała uzyskane z biblioteki kserówki. Co prawda niektóre informacje już doskonale znała, jednak to wciąż było zbyt mało, aby dobrze zorientować się, w co tak naprawdę się wplątała. Z jej ust zaczął wydobywać się biały dymek zamarzniętego powietrza. Jednak, pochłonięta swymi poszukiwaniami, nie zwracała na to zbyt wielkiej uwagi.
Hades stał naprzeciw niej, krzyżując ręce na piersi. Nie spuścił z niej wzroku nawet na ułamek sekundy. Kręcił tylko czasem głową. Była to swego rodzaju jego odpowiedź i komentarz do myśli, które wyczytywał z głowy swej towarzyszki.
Już wieki temu zdążył zorientować się, że kobiecy mózg zawiera o wiele więcej słów niżeli męski. A u tak młodej osoby ledwo potrafił wychwycić kilka z nich, aby złożyć je w logiczne zdania. Albo przynajmniej odszukać koncept.
Dziewczyna spojrzała na niego spode łba.
— Sądzisz, że ja tego nie widzę? — rzuciła. — Przestań się nam nie gapić.
— Przeraża cię ta niepewność, prawda? — odpowiedział pytaniem. — Próbujesz znaleźć na własny sposób informacje na temat mnie i wszystkich greckich bóstw.
Nastolatka rozchyliła usta, gwałtownie się prostując. Zapewne chciała zaprzeczyć, jednak dostrzegając poważny wyraz twarzy Hadesa, zrezygnowała.
— Chciałeś dowiedzieć się czym jest temat tabu, więc pozwól mi znaleźć jakiś punkt zaczepienia — bąknęła. — Zaczekaj chwilę.
Sięgnęła do swego plecaka. Wyciągnęła z niego grubą książkę w twardej oprawie. Rzuciła ją w stronę mężczyzny. Bóg wykazał się wręcz błyskotliwym refleksem.
— Nieźle jak na króla umarlaków — parsknęła. — Poczytaj sobie. Znasz ten język?
Władca Podziemi zmierzył ją wzrokiem, po czym przeniósł go na przedmiot.
— "Historia Świata" — przeczytał pewnie, bez najmniejszego zająknięcia.
Petronia uniosła brwi. Nie był wszechwiedzący, ale inne języki znał.
— Tułając się tyle czasu po ziemi zdążyłem nauczyć się prawie wszystkich — odrzekł.
Nastolatka w geście otrzeźwienia, pokręciła zamszycie głową. Wróciła do swoich kartek. Bóstwo także otworzyło książkę, zaczynając pierwszy rozdział.
Zaledwie kilka minut później młoda dziewczyna rozeznała się już ze wszystkimi przydatnymi informacjami. Przełożyła strony tak, aby wiedzieć, od czego zacząć. Zatarła szybko ręce.
— Dobra, jestem gotowa — powiedziała.
Hades uniósł spojrzenie, zamykając pismo. Trzymał jednak kciuk w miejscu, w którym skończył.
— Ciekawe? — zapytała.
— Mam déjà vu — rzekł beznamiętnie. — Czytam o tym, co widziałem już na własne oczy.
— Jeśli nie jesteś wszechwiedzący, nie mogłeś być we wszystkich miejscach naraz. A w wielu stronach działo się wiele rzeczy w tym samym czasie.
Bóg spojrzał na nią krzywo. Petronia przełknęła ślinę i poprawiła się na sofie.
— Okay, zaczynając od początku — westchnęła. — Jesteś Władcą Zaświatów. Masz piątkę rodzeństwa — Zeusa, Posejdona, Herę, Hestię i Demeter. Do tego twoją żoną jest jednocześnie twoja siostrzenico- bratanica, Persefona. I prawdopodobnie masz córkę o imieniu Makaria, dobrze mówię?
— Nie prawdopodobnie tylko na pewno.
— W porządku. A zatem tłumacząc ci temat tabu... Temat tabu to temat, który istnieje, ale się o nim po prostu nie mówi. Zwykle ze względów moralnych. Wywołuje obrzydzenie, jest sprzeczne z etyką, drażliwy i tak dalej. Takimi tematami mogą być: seks, morderstwa, przestępstwa na tle... eee, na tle seksualnym...
Gwałtownie się wyprostowała, drapiąc po nosie.
— Albo kazirodztwo czy zdrada — dokończyła. — Tematy dobrze ci znany.
Bóg rozszerzył oczy.
— Spokojnie, nie mówię o tobie, tylko o twoim rodzeństwie — poprawiła się, unosząc ręce. — Szczególnie o Zeusie. Drugiego takiego, co ma tyle dzieci z nieprawego łoża, nie ma. A Afrodyta z kolei to chyba jest najbardziej rozwiązła kobieta na tym świecie.
— Bycie boginią miłości ma swe ułomności — odrzekł.
— Teraz rozumiesz już o czym mówię? — zapytała z nadzieją.
Władca Zmarłych kiwnął głową. Petronia odetchnęła z ulgą.
— A jest temat tabu, który dotyczy ciebie? — spytał Hades.
W jego oczach nastolatka zobaczyła błysk nieposkromionej ciekawości. Czuła, jak oblewa ją zimny pot, a po plecach przechodzą dreszcze. Nie wiedziała czy to z zimna, czy ze strachu.
— Czego się tak boisz? — nie rozumiał. — Zadałem proste pytanie.
Petronia cmoknęła ustami, wywracając zwinnie oczami.
— Na pewno nie chwale się nikomu, co robię w toalecie — zaśmiała się.
— Nie, to nie to — zaprzeczył. — Chodzi o coś innego.
Przewiercał ją spojrzeniem, niczym stalowym ostrzem. Dziewczyna zastanawiała się nawet czy w ten sposób nie próbuje w jakiś sposób jej zaszkodzić. Nie odczuwała jednak żadnego bólu. Jedynie kłucie mrozu. Im twarz Hadesa była bliżej niej, tym bardziej Petronia się od niego odsuwała.
— Hej, zachowaj jakiś dystans — chrząknęła, odsuwając go dłonią. — Niezręcznie się czuję.
— Nie wiem co, ale ze wszystkich sił starasz się coś przede mną ukryć.
— Ja? Ukryć? O co ci chodzi?
— Przecież ja to widzę. Może zdradzisz mi, co to takiego?
Oddech dziewczyny gwałtownie przyspieszył. Serce zaczęło bić jak oszalałe. Białego, zamarzniętego powietrza znacznie przybyło.
Zmarszczyła czoło, zaciskając usta w wąską linię.
— To może ty powiesz mi, dlaczego odstawiłeś dziś taki cyrk z tą bransoletką? — warknęła. — O co tobie tak naprawdę chodziło?
Bóg odsunął się od niej powoli, a jego spojrzenie zmieniło się diametralnie. Nagle z ognia w spojrzeniu powstał chłodne kule lodu.
Petronia ukuła w drażliwy temat.
— Także widzisz — syknęła. — Ja też nie chcę mówić o pewnych sprawach.
Wróciła do swoich kserówek. Poprzekładała jedne pod drugie.
— A tak w ogóle to mówiłeś, że Makaria jest od zadawania śmierci — przypomniała. — Jaki to jest rodzaj?
— Uważaj, żebyś nie wypowiadała tego w złą godzinę — wycedził Hades przez zęby.
— Zaczekaj — zatrzymała się nastolatka.
Milczała przez chwilę. Uniosła spojrzenie na podminowanego towarzysza.
— Ile czasu ty już nie widziałeś rodziny? — zapytała.
Hades uniósł powieki wyżej. Ułamek sekundy wystarczył, by Petronia zrozumiała, że posunęła się zbyt daleko.
Bóstwo z impetem złapało ją za szyję, przyciskając do drewnianej ściany. Nastolatka z wytrzeszczem patrzyła na twarz Władcy Zmarłych. Była pełna furii.
Chwyciła obiema rękami za nadgarstek mężczyzny. Zimny, intensywny impuls za chwilę przerodził się w ból. Dziewczyna czuła na skórze żar. Rozchyliła usta, jednak nic się z nich nie wydostało. Jedynie ciche charknięcie powodowane przez niewypowiedziane słowa, zatrzymane gdzieś na krawędzi języka.
Zacisnęła zęby. Nie wiedziała na czym ma skupić się bardziej — na łapaniu oddechu czy na odganianiu myśli o ogniu na jej dłoniach i szyi. Mózg zaczął jej pulsować.
— Hades... — wydusiła.
Bóg wreszcie ją puścił. Dziewczyna upadła na sofę, która zgrzytnęła pod nią. Wystające sprężyny wbiły się w jej nogi i biodra. Złapała się instynktownie za szyję, z przerażeniem unosząc wzrok.
Mężczyzna nie wyglądał na zszokowanego. Nie żałował tego czynu. Był wściekły.
Kucnął przy niej, zbliżając usta do jej ucha.
— Nie waż się wspominać o mojej rodzinie nigdy więcej — szepnął. — W przeciwnym razie cię zabiję.
Wstał, po czym wyszedł. Zupełnie jakby nic się nie stało. Petronia nadal gorączkowo łapała oddech.
Zdawało jej się, że serce za chwile wyrwie się z jej piersi, przerażone równie mocno jak i ona. Nie mogła poukładać myśli w głowie. Opuszki paców dotykały nabrzmiałych bąbelków na jej skórze szyi. Całe szczęście skończyło się tylko na tym. Musiała czymś schłodzić oparzenie. Pomyślała o śniegu, ale nie miała wystarczająco dużo odwagi, aby teraz opuścić domek. Nie chciała przebywać w tak bliskim kontakcie z bogiem, który nie umiał opanować swego gniewu.
Podźwignęła się jedną ręką z sofy. Nabieranie oddechu sprawiało jej tak samo trudność, jak i ból. Jej wzrok, wbity w otwarte drzwi, wpatrywał się w Hadesa, stojącego przy jednym z drzew.
Opierał się o pień, zaciskając rękę w pięść. Pochylił się nieco, jakby coś stało się w jego klatce piersiowej.
Petronia pozbierała kartki i książkę, chowając wszystko do plecaka. Zasunęła suwak. Siedziała na miękkim meblu, chowając usta i nos w rękach, złożonych do modlitwy. Piekąca szyja nie dawała o sobie zapomnieć. Wewnętrzna część dłoni zresztą tak samo.
Strach zbyt ją paraliżował, aby wyściubić nos ze swej kryjówki. Kątem oka przypatrywała się postaci bóstwa zmarłych.
To była jej wina.
Sprowokowała go. Przez własną głupotę doprowadziła go do szału. Nie mogła uwierzyć, jak lekkomyślnie postąpiła. Powinna być bardziej rozważna. Miała do czynienia z silniejszym dziesięciokrotnie bogiem, nie z podrzędnym męskim przedstawicielem rodzaju ludzkiego. Mogła się tylko domyślać, co stałoby się, gdyby Hades nie opanował się w porę.
Wówczas pokazałby, że wbrew swym słowom, jest też Panem Śmierci.
Dziewczyna spuściła głowę, wzdychając. Skóra zapiekła ją mocniej. Poczuła silny, lodowaty impuls. Gwałtownie wyprostowała się, wydając urwany jęk. Nie potrafiła wytrzymać. Każdy ruch był cierpieniem. Instynkt wziął nad nią górę.
Nastolatka po cichu opuściła rozsypującą się ruderę, wchodząc w głębszy śnieg. Stopy, tkwiące w przemoczonych butach, w sekundę zakuł silny mróz.
Dziewczyna kucnęła przy puszystej, zimnej pierzynce, nabierając jej trochę w dłonie. Popatrzyła się na nią przez chwilę. W promieniach słońca dawała się być posypana brokatem. Mieniła się ślicznie. Powoli przysunęła śnieg do szyi. Z początku zapiekło, ale zaraz później śmiertelniczka otrzymała oczekiwaną ulgę. Nacierała skórę, póki puch nie roztopił się w jej rekach. Nabrała kolejną porcję.
Po plecach przeszedł ją dziwny dreszcz. Uznała, że to z zimna.
Nagle silna ręka chwyciła jej brodę, przekręcając ją w lewo. Oczy Petronii spotkały się z ciemnymi źrenicami mężczyzny. Zamarła.
— Kiedy zrozumiesz, na ile możesz sobie pozwolić? — syknął gniewnie.
— Ja nie... — zaczęła, próbując wyrwać się z uścisku.
— Czekaj, nie ruszaj się — powiedział.
Zacisnął jej podbródek mocniej w palcach. Uniósł głowę młodej dziewczyny do góry. Drugą, otwartą dłoń skierował na jej szyję. Nie dotknął jej jednak. Petronia jednak, obawiając się bólu, zacisnęła zęby i powieki najmocniej jak umiała.
Wnętrze ręki zalśniło na złoto. Bóg przesunął nią w powietrzu po szerokiej linii oparzenia. Po zakończeniu czynności odsunął się od towarzyszki.
Śmiertelniczka z wahaniem zbliżyła palce do skóry. Gdy zorientowała się, że już przesuwa opuszkami po delikatnym naskórku, nie odczuwała już bólu. Zupełnie jakby nic się nie stało.
— Co ty... — westchnęła, wciąż zdenerwowana.
— Chcesz wracać tak do domu? — odrzekł ostro. — Szczerze wątpię. Wyglądałaś, jak po nieudanej próbie powieszenia się. Albo uduszenia.
— A nie byłam duszona? — mruknęła.
Hades zmierzył ją chłodnym spojrzeniem.
— Znaczy... — Petronia usiłowała jakoś wybrnąć z sytuacji. — Ja... Przepraszam...
— Puste słowa — parsknął bóg. — Boisz się mnie, dlatego przepraszasz. Musisz bardziej się postarać.
— N- nie patrz na mnie z góry bo to nie pomaga — wyjaśniła, ściskając grudę śniegu w dłoni.
Hades złapał ją za ramię, ciągnąc do góry. Nastolatka stanęła na równe nogi.
— Wracajmy. — Bóstwo prawie, że wypluło te słowa na nią. — Wkrótce się ściemni, a ty zaraz zamarzniesz.
Petronia przełknęła ślinę. Cieszyłaby się z tej drobnej rzeczy gdyby nie fakt, że jeszcze przed chwilą mogła stracić głowę, a sprawca tego niedoszłego morderstwa nadal był przy niej. Siliła się aby zakończyć tą "znajomość" jak najszybciej. Hades zapewne ją usłyszał, bo w jego źrenicach dostrzegła błysk oburzenia a nawet rozczarowania.
Nie! Nie mogła się teraz wycofać.
Los dał jej szansę. Nie usłaną różami, ale mimo wszystko. Istniała nadzieja, na wyrzucenie z głowy wspomnienia, którego tak bardzo nie chciała posiadać. Za wszelką cenę musiała się go pozbyć.
Mogła dostać to, czego inni śmiertelnicy nie otrzymają nigdy.
— Zanim wrócimy do sierocińca, proponuje jeszcze coś na rozgrzanie — odpowiedziała, spokojnie kierując spojrzenie na boga.
— Co masz na myśli? — zapytał.
Jego ton nadal pozostawał chłodny.
— Piłeś kiedyś kawę? — Petronia przekrzywiła głowę.
Jej usta uniosły się, tworząc delikatny uśmiech. Bóstwo ściągnęło brwi.
Zajęli miejsca w rogu sali. W ten sposób pozostawali niezauważeni dla reszty gości kawiarni. Petronia zamówiła dwie latte dla siebie i Hadesa. Nim on zdążyłby cokolwiek wybrać, zastałaby ich noc. Poza tym wolała nie ryzykować podawania mu mocniejszej odmiany. Nie potrafiąc porozumieć się z nim w obecnym stanie, nie chciała nawet myśleć jak bóg zachowałby się po kofeinie.
Zauważyła, że jej towarzysz wpatruje się w kilka kelnerek ubranych w białe koszule, czarne spodnie i czerwone fartuszki. Nie był to typowo lubieżny wzrok. Bardziej zaciekawiony, poszukujący na coś odpowiedzi. Delikatnie uderzał palcami o blat stolika.
— Nie gap się tak na nie — skarciła go nastolatka. — Zwrócisz na siebie uwagę wszystkich.
— Jaki zawód wykonują te dziewczęta? — zapytał. — Wiem, na czym polega ich praca, jednak samego słowa nie pojmuje.
— To kelnerki — odrzekła.
— Kelnerki — powtórzył Władca Podziemi. — Mają za zadanie rozdawać gościom ich jedzenie i picie, tak? Jak Hebe i Ganimedes?
Dziewczyna skinęła głową. Co prawda nie do końca wiedziała, o kim właśnie Hades mówi, jednak wolała nie drążyć.
Skoro temat Olimpu był dla niego aż tak drażliwy.
— Petronia, nie zaczynaj — warknął na nią Pan Zmarłych. — Drażni mnie temat mojej rodziny, nie Olimpu. I...
— Dobra, nieważne! — Nastolatka uniosła ręce do góry w geście zatrzymania.
Przez krótką chwile siedzieli w milczeniu. Dopóki młoda kobieta o prostych, długich blond włosach, spiętych w koński ogon nie podeszła. Postawiła ona kawę przed gośćmi, przycisnęła tacę do brzucha, obdarowała dwójkę szerokim uśmiechem po czym odeszła. Petri odprowadziła ją spojrzeniem. Następnie wbiła je w swój napój.
Na tafli ujrzała umiejętnie utworzony z mieszanki kawy i mleka obraz. Wizerunek przedstawiał słońce. Szczerzyło się do niej tak nienaturalnie, że śmiertelniczka miała od razu ochotę go zniszczyć. Widziała w nim szyderstwo, zamiast szczerości.
— A tobie co narysowali? — zapytała, patrząc na mężczyznę.
— Czaszkę — powiedział rozczarowanym głosem.
— Że co? — Petronia wstała z czerwonej sofy, opierając dłonie na stoliku.
Spojrzała na kawę Hadesa. Ten obraz był jeszcze gorszy niż jej. Skrzywiła się.
— Mają tu dziwne poczucie humoru — stwierdziła.
— Przynajmniej to coś, co do mnie pasuje — odparł, zaciskając wargi w wąską linię.
— Mam nadzieję, że smakuje lepiej, niż wygląda — westchnęła, znów zajmując swe miejsce. — Tylko powoli. Jest gorąca.
Podała bogu brązową, podłużną saszetkę. Mężczyzna wziął ją w palce. Usłyszał dziwny grzechot.
— To cukier, nie trucizna — zaśmiała się. — A brązowy to samo zdrowie.
Przejęła z powrotem maleńką torebeczkę. Rozerwała jej jeden koniec, po czym wsypała zawartość w jego filiżankę i pomieszała łyżeczką. Odłożyła ją na spodek.
— Teraz bierzesz za to ucho w palce i pijesz — poinstruowała go, pokazując mu wszystko. — Nie za szybko bo spalisz sobie język.
Hades posłuchał jej rad. Zrobił dokładnie tak, jak mu powiedziała. Upił niewielki łyczek. Wrzątek mu nie przeszkadzał, jednak skoro dziewczyna go ostrzegała, wolał nie rzucać się w oczy. Ale te kilka kropel zdążyły wywołać w jego ustach eksplozję smakową. Jednocześnie gorzki i słodki smak, do tego zapach, którego nie potrafił do czegokolwiek porównać. Ale był tak niepowtarzalny.
— I jak ? — zapytała.
— To jest lepsze niż nektar i ambrozja razem wzięte — rzucił rozochocony.
Pociągnął kolejny łyk. Petronia mimowolnie parsknęła szczerym śmiechem, widząc jego ogromną radość i głód o więcej. Wzięła w palce własną filiżankę.
Jej wzrok pobłądził po pomieszczeniu. W miarę przestrzenne i przytulne. Brązowe lampy, wiszące nisko nad stolikami nadawały kawiarni orientalnej atmosfery Dalekiego Wschodu. Ciepły odcień nugatowych ścian sprawiał, że każdy, kto wszedł, mógł poczuć ciepło tego miejsca. Przyciemniał nieco miejsce, ale w ten sam sposób nadawał mu tajemniczości.
Za barem, pośród pary następnych kaw i herbat , nastolatka dostrzegła męską, młodą twarz. Zdawało jej się, że skądś ją zna, jednak nie potrafiła wysnuć skąd. Poza tym chłopak stał do niej bokiem.
Gdy postawił na blacie dwie filiżanki, serce dziewczyny nagle zabiło o wiele mocniej. Odstawiła powoli filiżankę. Jej oczy gwałtownie się rozszerzyły.
— Coś nie tak? — zapytał Hades.
Petri zdawał się go nie słyszeć. Młody pracownik zderzył jej spojrzenie ze swoim. Wyglądało groźnie. Nawet wściekle.
— Petronia? — Bóg pomachał jej dłonią przed nosem.
— C-co? — zapytała, wybijając się z myśli.
Pokręciła głową, zamrugała szybko, wracając do rzeczywistości.
— Pytałem, czy wszystko w porządku — powtórzył się Władca Zmarłych.
— Tak, tak, pewnie — odpowiedziała szybko.
— Petronia, kogo, jak kogo, ale mnie nie oszukasz — westchnął.
— Temat drażliwy — wypaliła towarzyszka.
Bóg odpuścił, wracając do napoju.
Oczy chłopaka za nią podążały. Nastolatka schowała wzrok w tafli kawy. Słońce zostało już nieco rozmazane przez jej łyk. Przełknęła ślinę, dyskretnie omiatając spojrzeniem swoją kawę, i kawę Hadesa.
Chyba doszło do jakiejś pomyłki.
..............................................
Tak oto i kolejny rozdział się pojawia. Takie tylko zapytanko, czy według was ta historia nie leci troszkę za szybko? Próbuje zwolnić tempo, ale mimo wszystko chyba za bardzo pędzę.
Jeśli tak, napiszcie mi o tym. Naprawdę ciężko mi to wychwycić.
Hebe — bogini młodości (żadna drogeria xD)
Ganimedes — królewicz trojański, ukochany Zeusa (sama jestem zdziwiona, że Zeus był bi) i podczaszy na Olimpie
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro