~5~
Persefona przygryzała knykcia palca wskazującego u prawej dłoni. Serce podchodziło jej prawie do gardła. Wyglądała przez ogromne okno pałacu Zeusa, spoglądając w nic nieznaczący, przypadkowy punkt.
Połyskujące w złotych promieniach słonecznych ściany z kości słoniowej, optycznie je wygładzały. Idealnie wypolerowana powierzchnia odbijała światło, niczym szkło. Raziło ono boginię wiosny w oczy. Odwróciła wzrok.
Kobieta zasiadła na chwilę na miękkim łożu, którego pościel stanowiła przepiękny jedwab najwyższej jakości. Był o wiele przyjemniejszy w dotyku niżeli malutki, żółty kurczaczek.
Bogini szybko zorientowała się, że w obecnym stanie nie da rady usiedzieć spokojnie na miejscu. Ręce zaczęły jej się trząść. Żołądkiem bóstwa miotały silne torsje. Złote, faliste włosy powiewały płynnie z każdym jej ruchem. Persefona nie potrafiła znieść już oczekiwania. Krążyła bezcelowo po komnacie, usilnie starając się w ten sposób zmniejszyć napięcie.
Olimp przestawał być bezpiecznym miejscem. Zresztą, do końca nigdy nim nie był. Niewiele bogów i bogiń zamieszkiwało go wraz z Zeusem. Gównie stanowili ich śmiałkowie o naprawdę mocnych nerwach, którzy potrafili wytrzymać zmienny jak niebo nastrój króla. Jednakowoż każdorazowa podróż Hadesa na Ziemię zawsze wzbudzała niezdrowe zainteresowanie w królestwie boga piorunów. Ale przez występek męża, jego obecna próba mogła skończyć się tragicznie. Zdegradowany Władca Zmarłych ryzykował wiecznym wyrokiem banicji.
Persefona wiedziała, że jest w tym sama. Nie mogła liczyć na pomoc żadnego z pozostałych pobratymców. Poza nią oraz jej jedyną córką, na przestrzeni wieków, wszyscy bogowie zdążyli już znienawidzić Hadesa. Tak prędko go ocenili, oskarżyli i wygnali. Wykluczyli. Na czele z Demeter. Nie posiadali twardych dowodów na jego zbrodnię, a mimo to pozbawili go wstępu na świętą górę Olimp.
Na dźwięk otwieranych drzwi, kobieta prawie że podskoczyła z zaskoczenia. Obróciła się gwałtownie, a jej złote pukle uderzyły ją w twarz. Oczy bogini zajaśniały żywym, szmaragdowym kolorem.
W progu stanęła dorosła, dojrzała bogini. Jej twarz nie wyrażała absolutnie żadnej emocji. Była tak pusta, jak ciemna otchłań Tartaru. Złote spojrzenie skupiało się na sylwetce bóstwa wiosny. Promienie słońca pięknie podkreślały idealnie opaloną skórę gościa. Kąciki wąskich ust nieco się uniosły, tworząc subtelny, jakby wymuszony, uśmiech.
— Matko — rzekła dumnie Persefona, prostując się i spuszczając ręce wzdłuż ciała. — Co cię tu sprowadza?
Najchętniej wyprosiła by ją z komnaty, uprzednio wylewając na Demeter całą swoją wściekłość. Coraz mniej zaufania miała do niej. Potęgowała natomiast jej wrogość do rodzica. Zdawała sobie sprawę z ogromnej pogardy bogini płodności do Hadesa.
Demeter płynnym, lekkim krokiem podeszła do córki. Dłonie jak zawsze składała w piramidkę. Ciemne, brązowe włosy, upięte w obfity kok i ozdobiony złotymi liśćmi wawrzynu dodawały jej godności i dostojności. Persefona nawet na chwile nie spuściła wzroku z matki. Tak stoicki spokój po burzliwej dyskusji nie oznaczał niczego dobrego.
Bóstwo rolnictwa zbliżyło się do okna. Objęło się ramionami. Córka usłyszała ciche westchnienie.
— Gdy byłaś jeszcze dzieckiem, opowiadałam ci pewną historię — zaczęła rodzicielka. —Pamiętasz ją?
Persefona wywróciła oczami. Skoro Demeter zaczynała rozmowę spod takiego kąta, z pewnością szykuje się na solidny potok słów, mający na celu zachwiać psychiką młodej bogini. Jednak każda matka dobrze znała własne dziecko i wiedziała, jak powinna przekonać je do swojej racji.
— Oszczędź mi tego — rzuciła ze zniechęceniem.
— Natura żyła w zgodnym rytmie życia. — Matka zaczęła opowieść. — Zwierzęta, rośliny, niebo i każda inna, najmniejsza żyjące stworzenie. Pewna gwiazda jednak tak bardzo chciała się wyróżnić, że z całych sił próbowała lśnić jaśniej, niż pozostałe na nieboskłonie. Jej towarzyszki nie mogły znieść tak silnego blasku, dlatego też rok po roku oddalały się od swej przyjaciółki. Gwiazda poczuła się samotna jednak zrozumiała to zbyt późno. Wieki ogromnego wysiłku ostatecznie wypaliły jej piękne, tlące się niczym ogień światło. Przestała istnieć na nocnym niebie.
Kobieta odwróciła się do córki. Zmarszczyła nieco brwi.
— A zaledwie parę chwil później zmarła, rozpadając się na miliony kawałków — dokończyła. — I nie było ani jednej istotki, która by po niej zapłakała. Jej śmierć nie interesowała nikogo.
Persefona skrzyżowała ręce na piersi. Mierzyła matkę nieprzyjacielskim spojrzeniem.
— Wiem, do czego zmierzasz — powiedziała, robiąc krok w jej stronie. — Ale obawiam się, że twoje próby spełzną na niczym. Jestem i zawsze będę po jego stronie. To twoja nienawiść do Hadesa przesłania ci wzrok.
— Moja kochana — Bogini uśmiechnęła się szczerze. — Nie możesz całą wieczność go bronić. W przeciwnym razie zyskasz sobie na Olimpie więcej wrogów niżeli przyjaciół.
— Wszystko jedno — warknęła jasnowłosa . — Przywykłam już do chłodnego traktowania ze strony bogów. Odkąd jestem żoną Hadesa, wszyscy patrzą się na mnie jak na odmieńca. Gdyby nie twoja interwencja, nie potwierdzona żadnym konkretnym dowodem, mój mąż nigdy nie zostałby wykluczony z Olimpu.
— Zrobiłam to przecież dla bezpieczeństwa wszystkich bóstw, w szczególności dla twojego i Makarii — tłumaczyła. — Nie miałam żadnej gwarancji, że was nie skrzywdzi.
— Matko! — zagrzmiała Persefona. — Hades nie porwał mnie przecież dla zabawy, ale dlatego, że mnie szczerze kochał. Naprawdę sądzisz, że próbowałby mnie skrzywdzić? Albo swoją córkę? Potrafisz jedynie wydawać osądy, nie bacząc na intencje oskarżonego.
— Jak śmiesz?! Zwracasz się do własnej matki!
— A więc wyjdź, zanim powiem coś, czego mogę później żałować.
Pokazała ręką na drzwi. Nozdrza Demeter gwałtownie się rozchyliły.
— Dobrze, wyjdę, jednak zapamiętaj sobie jedno — powiedziała wyniośle. — Nie wychodź przed szereg, Koro, bo ściągniesz na siebie nieszczęście.
— Na imię mi Persefona — poprawiła ją córka, spoglądając na boginię kamiennym spojrzeniem.
Demeter uniosła brwi, zmierzając ku wyjściu. Jasnobrązowa szata ciągnęła się za nią po śnieżnobiałej podłodze. Młodsza kobieta oplotła się ramionami, odwracając do rodzica tyłem.
— Nie radzę ci się mi sprzeciwiać, moja droga — rzekła na odchodne rodzicielka, trzymając krawędź jednej z pary drzwi. — Sytuacja może wówczas przybrać niespodziewany obrót.
Persefona gwałtownie obróciła się, jednak Demeter już tam nie było. Serce bóstwa zaczęło bić mocniej. Nigdy nie przypuszczała, że tak bliska jej osoba mogłaby zacząć jej grozić. Oddech przybierał w niej na sile.
— Mamo... — rozległ się łagodny, żeński głos.
Bogini uniosła wzrok. W oknie zauważyła siedzącą na parapecie młodą dziewczynę. Właśnie opuszczał ją biały dym, którym się tu przeniosła. Zatroskane spojrzenie nastoletniej dziewczyny omiatało Persefonę. Splatała palce rąk na kolanie.
Podeszła wolno do bóstwa wiosny. Wzięła jej ręce w swoje.
— Nie przejmuj się — rzekła, próbując dodać jej otuchy. — Babcia zawsze musi mieć ostatnie zdanie.
Persefona wypuściła nosem powietrze. Przytuliła do siebie czarnowłosą piękność.
— Dobrze, że jesteś, Makario — powiedziała. — Muszę ci coś powiedzieć.
— W sprawie ojca? — zapytała, odsuwając się.
W tych ciemnych, niczym węgiel, oczach żona Hadesa widziała tak ogromne pokłady nadziei, że aż serce ścisnęło się bogini ze smutku. Makaria od dawna czekała na spotkanie z Władcą Zmarłych. Jak miała wyjaśnić córce swe obawy?
— Tak — potwierdziła Persefona. — Hades znów jest na powierzchni.
— Czyli rozpoczął kolejną próbę — wysnuła dziewczyna. — Sądzisz, że mu się uda?
— Możliwe. Poprosił o pomoc pewną młodą śmiertelniczkę. Istnieje prawdopodobieństwo, że zdoła spełnić wymagania Zeusa.
Makaria otworzyła usta z zachwytu. Jej twarz rozpromienił szeroki uśmiech.
— Nareszcie — pisnęła.
Zaczęła krążyć niespokojnie po pokoju, mamrocząc coś niezrozumiałego pod nosem. Co chwilę przerywała je radosnym chichotem. Widać było, jak bardzo cieszy się z powrotu ojca. Persefona pobłądziła wzrokiem po podłodze.
— Makario... —wyrwała matka, podchodząc do niej.
Chwyciła mocno jej ramiona. Bała się spojrzeć w oczy córki.
— Ale... nie mogę pozwolić ci się łudzić — westchnęła. — Podejrzewam, że co poniektórzy bogowie będą próbować mu przeszkodzić. I dołożą wszelkich starań, byleby pozostał zdegradowany na wieki.
Z twarzy Makarii spłynęło całe jej szczęście, jakby polano ją wodą. Otępiałym ruchem skierowała głowę w swoją prawą stronę. Jej wzrok zatrzymał się na jednym punkcie. Oczy jednak były tak martwe, że osoba nie znająca nastolatki mogłaby pomyśleć, że jest ślepa. W głowie bogini zagościły nieprzyjemne myśli, pełne złości, znaków zapytania. Zmarszczyła czoło, a zęby zacisnęła tak mocno, że w pewnym momencie Persefona usłyszała głośny zgrzyt. Matka zauważyła napięcie mięśni ramion córki. Czarnowłose bóstwo zacisnęło dłonie w pięści.
Makaria podeszła niespokojnie powolnym ruchem do toaletki w kolorze ecru. Zasiadła na niewielkim krzesełku, na kremowej poduszce. Położyła ręce na blacie. Uniosła głowę, zauważając swe rozgniewane odbicie w lustrze, które okalały małe, lśniące diamenty.
W pokoju zapadła upiorna cisza. Gorsza niż najobrzydliwszy potok niepochlebnych słów. W powietrzu unosił się niepokój.
Persefona zrobiła kilka kroków w stronę swej latorośli. Usta kobiety zacisnęły się w wąską linię.
— Kochanie... — zaczęła.
— DLACZEGO?! — Makaria wydała z siebie rozpaczliwy krzyk, uderzając z całej siły pięściami w blat.
Oddychała przez zęby pełną piersią, ale stopniowo dźwięk zaczynał się załamywać. Ramiona bogini zadrżały. Nastolatka ułożyła je na toaletce, po czym schowała w nich twarz. Zaczęła płakać.
— Dlaczego oni tak go nienawidzą? — załkała. — Dlaczego chcą go potępić na wieki?
— Makario — powiedziała Persefona, kładąc ręce na odsłoniętych plecach młodej dziewczyny. — Obiecuje ci, że nie dopuszczę, aby tak się stało. Spotkasz ojca ponownie.
— To babka, prawda? — rzuciła, spoglądając na matkę jednym okiem spomiędzy fal pukli. — To wszystko jej wina. To ona chce, by ojciec nigdy nie powrócił na Olimp. W ten sposób skutecznie trzyma nas w ryzach.
Persefona rozszerzyła oczy, wydając urwane westchnięcie. Nie spodziewała się, że córka aż tak wiele rozumie, mimo że nie spędza z Demeter zbyt wiele czasu. Zaczęła zdawać sobie powoli sprawę, że Makaria nie jest już głupiutkim dzieckiem. Jej wzrok dostrzegał rzeczy, o których głośno się nie mówi.
Kucnęła przy czarnowłosej. Założyła kosmyk za jej ucho, aby przyjrzeć się jej twarzy. Czerwonej i mokrej od łez.
— Masz w tym trochę racji — przyznała z przekąsem. — Demeter jest mściwą osobą i dobrze o tym wiesz. I... nie chcę rodzić waśni wśród naszej rodziny...
— Matko, to jest konieczne! — wyrwała stanowczo córka, uderzając po raz kolejny pięścią w stolik. — Jeśli nie pokażemy tym olimpijskim głupcom, że potrafimy się im postawić, wciąż będą traktować nas jak nieszkodliwe, głupie kobiety! A ojca natomiast uważać za bezsilnego, żałosnego bożka!
Oddech bogini wiosny uwiązł gdzieś w jej gardle. Postawa jej latorośli z jednej strony ją przerażała, ale z drugiej imponowała do takiego stopnia, że czuła w sercu nieograniczoną dumę.
Nie miała jednak nadal żadnego pojęcia, jak rozpocząć owy sprzeciw. Przy buntowniczej postawie Makari postrzegała siebie jako naiwne, bezradne dziecko. A jako matka winna odznaczać się dorosłością i większą pewnością siebie.
Córka odziedziczyła upór ojca, dlatego stanowiła sporą przeciwność matki.
Wstała, prostując się przed córką.
— Jedynie my wiemy, co dzieje się na Olimpie i jako jedyne widocznie chcemy powrotu Hadesa — powiedziała stanowczo, marszcząc brwi.
— Co zamierzasz zrobić? — zapytała czarnowłosa.
— Musimy uświadomić twojego ojca, co bogowie myślą o jego staraniach — wyjaśniła.
— Ale nie wolno nikomu się do niego zbliżać. A tym bardziej rozmawiać.
— Dlatego należny zrobić to niepostrzeżenie. Bardzo dyskretnie.
— Czyli to zadanie dla mnie.
— Nie sądzę. Nie widziałaś ojca od czasu niemowlęcia. Nie rozpoznasz go.
— Jeśli ty zejdziesz ze szczytu, wzbudzisz zbyt duże podejrzenia. Ja natomiast codziennie podróżuje po świecie, dając ludziom spokojną śmierć. Będzie bezpieczniej.
Persefona zatarła nerwowo ręce. Pobłądziła wzrokiem po podłodze. Cmoknęła ustami.
— Dobrze — westchnęła, wciąż nieprzekonana. — Jednak nie działajmy pochopnie. Najpierw zobaczymy, jak rozwinie się sytuacja. Wówczas dopiero zawiadomisz Hadesa.
— I sądzisz, że zrobi wówczas coś, by wrócić z banicji? — dociekała dalej Makaria.
— Wierzę w siłę jego gniewu — zapewniła z uśmiechem.
— Z tego, co mi opowiadałaś, to bardzo spokojny bóg.
— Hmm, nie opowiadałam ci jednak o jego furii.
Córka patrzyła na nią krzywo. Cały jej pomysł wydawał się nazbyt "dziurawy" i dość niedorzeczny. Nie rozumiała jak informacja o opinii bogów na temat jej ojca miałaby mu pomóc. Liczyła jednak, że matka ma w zanadrzu jakiś ukryty plan, którego nie chce jeszcze jej zdradzać.
Makaria wstała z krzesła, pożegnała się z Persefoną po czym opuściła jej komnatę.
Córka Demeter wzięła głębszy oddech, odwracając się w stronę okna. Zbliżyła się do niego, oplatając ramionami. Zmarszczyła czoło, bacznym wzrokiem patrząc na lekko purpurowe już chmury.
— Wkrótce popełnicie błąd — syknęła. — Jedne nieprzemyślany, najdrobniejszy ruch i wpadniecie w swoja własna pułapkę. Pożałujecie, że nie doceniliście Hadesa. Oby ta śmiertelniczka nie zniszczyła wszystkiego. Bo po raz pierwszy los naszej rodziny leży w rękach tej kruchej istoty.
Wyciągnęła z ozdoby we włosach jeden czerwony, ususzony kwiat. Zgniotła go w dłoni, rozcierając na malutkie kawałeczki po czym wystawiła dłoń na zewnątrz, powalając, by wiatr rozniósł je w nieznanych kierunkach.
— Liczę na ciebie — dodała szeptem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro