~11~
Lekkie, ciemne sandałki delikatnie szurały po marmurowych schodach prowadzących na wyższe piętra pałacu Olimpu. Młoda, gładka dłoń Makarii opierała się o zimną, szeroką poręcz. Bogini zaciskała w drugiej ręce rąbek czarnej sukni.
Nim kolejna ofiara wezwie ją do siebie, dziewczyna miała wolną chwilę, aby zajrzeć do matki.
Korytarz jak zwykle zalewało złote światło słońca. Dostawało się przez ogromne, balkonowe okna od wschodu. Bogini co chwilę szła w blasku, a zaraz potem przez sekundę otulał ją przyjemny, zimny cień.
— Makario! — zawołał ktoś za nią. — Makario, zatrzymaj się!
Czarnowłosa powoli odwróciła się. Zakładając kosmyk za ucho, spostrzegła Demeter biegnącą w jej stronę. Widok tak dumnej zazwyczaj kobiety podczas wysiłku fizycznego był zaskakujący i nawet trochę komiczny. Złota suknia plątała się pod jej nogami, jedno z idealnie ułożonych pasm wydostało się z koka.
Mimo to Makaria zachowała powagę. Splotła palce obu dłoni, spuszczając je wzdłuż tali. Babka dziewczyny zatrzymała się przed nią. Łapczywie chwytała powietrze w płuca.
— Babciu, bogini z twoim statusem nie wypada biegać — upomniała ją grzecznie wnuczka, pilnując, by ani jedna litera nie zdradziła ironii.
— Jesteśmy tu same — zaśmiała się. — Chyba, że wydasz własną babkę przed Zeusem.
— Jakżebym śmiała — odrzekła, uśmiechając się półgębkiem.
Jej dusza jednak każdą swoją częścią rwała się, aby wykrzyczeć jej, jak wielka wściekłość w niej drzemie. Kąciki ust jej zadrżały. W umyśle zatańczyły błyskawice negatywnych emocji.
— Czy matka już ci powiedziała? — zapytała Demeter, prostując się.
— O czym? — nie rozumiała.
— Twój ojciec rozpoczął kolejną próbę — oznajmiła.
— Ach, o to ci chodzi. Tak, wspominała mi o tym.
— Cieszysz się z tego powodu?
Makaria pobłądziła wzrokiem po ścianie.
— Ciężko mi odpowiedzieć na to pytanie — westchnęła. — Właściwie to sama nie wiem. Ledwo pamiętam ojca. Czy spotkanie z nim mnie ucieszy? A może unieszczęśliwi? Nie mam pojęcia, jak bardzo zmienił się po tych wszystkich latach.
— Biedne dziecko - współczuła jej Demeter, dosięgając i gładząc jej policzek. — Masz tak wielki mętlik w głowie.
Makaria jeszcze raz zdobyła się na wymuszony uśmiech.
— Nie przesadzajmy — zaśmiała się. — Jedyne, czego się obawiam, to tego, że Hades okaże się zupełnie innym bogiem, niż opowiadała mi matka.
— Nikt się z nim nie zadawał od stuleci, prócz Zeusa — westchnęło bóstwo urodzaju. — Choć nawet on ograniczał swe coroczne kontrole do minimum. To zabawne, że bogowie nie mają pojęcia o innych pobratymcach. Śmiertelnicy uważają, że jesteśmy wszechwiedzący.
— Śmiertelnicy są jak dzieci we mgle — odrzekła córka Persefony. — Muszą w coś wierzyć. Muszą wiedzieć, że jest ktoś inteligentniejszy, kto ich poprowadzi.
Demeter znacząco pokiwała głową. Kobiety wpatrywały się w siebie przez chwile, niezręcznie milcząc.
— Cóż, jeżeli to już wszystko babciu... — westchnęła dziewczyna, obracając palce w drugiej dłoni.
— W zasadzie... — zaczęła pośpiesznie starsza — ... chciałabym jeszcze podzielić się z tobą pewną tajemnicą.
— Tak? — zaciekawiła się Makaria. — Mów. Słucham cię.
Demeter wzięła głęboki oddech. Zrobiła krok w stronę swojej wnuczki po czym położyła dłoń na jej ramieniu. Młoda bogini uniosła brwi, przenosząc spojrzenie na rękę babki. Zaciskała na jej skórze palce. Sprawa była najwyraźniej wielkiej wagi. Ponownie uniosła głowę, patrząc w oczy kobiety.
— Z pewnego źródła dowiedziałam się, że bogowie... — zawahała się. Musiała wypaść jak wiarygodna, zatroskana babcia. — Oczywiście tylko wówczas, gdy ostatnia nadzieja na powrót Hadesa zgaśnie... Bogowie planują powierzyć ci schedę po nim.
Bóstwo spokojnej śmierci rozszerzyło oczy najbardziej, jak tylko potrafiło. Jej wargi lekko się rozchyliły. Wystarczająco dużo wątpliwości zaprzątało jej umysł. Teraz dowiedziała się, że istnieje możliwość przekazania na nią tytułu Władcy Podziemi.
— Ale... Ech, czymże zasługuje na taki zaszczyt? — zapytała, łapiąc oddech, odebrany jej wcześniej przez szok.
— Przede wszystkim jesteś prawowitą dziedziczką tronu Krainy Zmarłych — uświadomiła jej Demeter. — Jak nikomu innemu należą ci się włości Hadesa.
— A moja matka?
Babka obdarzyła ją ciepłym uśmiechem.
— Twoja matka to bogini wiosny, bogini pory życia, nie sądzie by wytrzymała tak długo w mroku — odrzekła. — Co innego ty. Codziennie dbasz o to, aby ludzie umierali w spokoju, bez bólu. Pasujesz do stanowiska przywódczyni dusz. Poza tym nieugięty temperament będzie budził respekt wśród potępieńców z Tartaru. Ich trzeba trzymać twardą ręką. A ty posiadasz ową jak nikt inny. Jesteś wyśmienitą kandydatką.
— Ale czy ja nie jestem zbyt młoda, by dostać we władanie tak rozległe królestwo?
— Jesteś wystarczająco dojrzała. A twój ojciec był niewiele starszy od ciebie, gdy otrzymał Podziemie.
— Cztery tysiące, a jedenaście tysięcy lat jednak nie tak mała różnica.
— Och, nie wierz chłodnej kalkulacji. Każdy bóg, tak jak każdy człowiek, jest inny.
— Więc zapytam jeszcze o jedno.
— Słucham.
Makaria zacisnęła jedną dłoń w pięść po czym schowała ją w długiej. Demeter zabrała rękę z jej ramienia.
— Czy Hades zostanie powiadomiony o jego detronizacji? — Boginka wierciła kobietę ufnym spojrzeniem.
— Dlaczego cię to obchodzi?
— To mój ojciec. Bez względu na to, jaki jest. Powinien wiedzieć.
Bóstwo rolnictwa pobłądziło wzrokiem po podłodze i sukni wnuczki. Po raz kolejny uśmiechnęła się, przyjmując niewinną postawę.
— Naturalnie, moja droga — zapewniła ją.
— Aha, czyli nie — bąknęła Makaria w myślach.
— Tylko proszę cię, byś na razie nikomu o tym nie mówiła, szczególnie swojej matce — poprosiła. — Ta sprawa nie jest jeszcze potwierdzona, wiele rzeczy może ulec zmianie. A ja naprawdę nie mam ochoty na kolejną kłótnię z Persefoną.
Makaria pokiwała szybko głową.
— W co ty ze mną grasz, Demeter? — zapytała samą siebie. — Babciu, wybacz mi, ale właśnie wyczuwam kolejną duszę, która mnie oczekuje, także...
— Rozumiem — powiedziała. — Idź, obowiązki czekają.
— Dziękuję ci za twoją szczerość — dodała dziewczyna, rozkładając spódnicę sukni i wykonując lekkie dygnięcie.
Odwróciła się na pięcie, żwawym krokiem kierując się końcowi korytarza. Demeter wypuściła powietrze z płuc.
— Może choć wnuczka będzie po mojej stronie — szepnęła, odchodząc.
Z każdym krokiem Makaria była coraz bliżej komnaty Persefony. Miała mało czasu, żeby zastanowić się dobrze nad słowami Demeter. Przede wszystkim powinna podjąć decyzję o tym, czy w ogóle wspominać jej planach bóstw względem młodej bogini.
Babce nie mogła ufać. Wiedziała już to od dawna. Równie dobrze każde jej słowo mogło być dobrze obmyślanym łgarstwem.
Nigdy nie wyobrażała sobie, jak korona jej ojca spoczywa na jej głowie. Nie śmiała nawet tak myśleć. Jedynym jej życzeniem było, aby ojciec wrócił.
Bogowie byli zwyczajnie podli.
Z myśli Makarię wyrwał męski głos dobiegający zza drzwi pokoju jej matki. Po chwili ozwał się także i jej głos. Czarnowłosa przystawiła ucho do drewna. Mężczyzną musiał być jej znany. Rozpoznała jego ton.
— Idź, nim ktoś spostrzeże, że jesteś na Olimpie — powiedziała pośpiesznie Persefona.
— Jak rozkażesz, pani — odrzekł jej gość.
Makaria liczyła, że w ostatniej chwili zdąży go zdemaskować. Otworzyła z impetem drzwi, stając w nich.
Na jej twarzy pojawiło się rozczarowanie, gdy dostrzegła jedynie swoją matkę. Bogini wiosny gwałtownie odwróciła się od okna. Jej oczy zdradzały zaskoczenie. Serce podeszło jej do gardła.
— Makario, co ty najlepszego wyprawiasz? — zapytała, wyraźnie oburzona zachowaniem córki.
— Ktoś tu był — odrzekła jej. Podeszła do rodzica, piorunując go wzrokiem. — Kto?
— Nie rozumiem o co ci chodzi — powiedziała z opanowaniem, splatając palce obu dłoni wzdłuż tułowia.
— Nie jestem głupia, matko — syknęła. — Był u ciebie jakiś mężczyzna.
— Mężczyzna? Tu? — Persefona parsknęła śmiechem.
Dziewczyna minęła ją, podchodząc do okna. Spojrzała na różowe chmury, piętrzące się na niebie. Zapadał już zmierzch. Przymrużyła oczy. Wokoło ani żywej duszy.
— Makario, naprawdę nie mam pojęcia o czym ty mówisz. — Matka zbliżyła się do niej, kładąc ręce na jej ramionach.
— Chociaż ty mnie nie okłamuj! — krzyknęła, wyszarpując się z jej objęć. — Wystarczy, że każdemu już w tej przeklętej złotej klatce łgarstwo równa się prawdzie.
Kobieta wzięła głęboki oddech. Milczała.
— Czyli dalej będziesz się wypierać — wycedziła dziewczyna.
— Makario, przestań zachowywać się tak...
— Jak? No słucham!
— Arogancko!
— Bądź ze mną szczera!
Przy ostatnim słowie głos jej zadrżał. Właśnie wtedy przypomniała sobie rozmowę z Demeter. Uciszyła się, gdy w myślach znów zaczęła rozważać, czy ma mówić matce o ich rozmowie.
Persefona spojrzała na nią krzywo, mrużąc nieco oczy.
— Makaria? — zapytała.
Dziewczyna uniosła wzrok.
— Oczekujesz ode mnie szczerości, kiedy sama próbujesz zataić coś przede mną? — powiedziała oskarżycielskim tonem. — Nie wstyd ci?
— Dobrze... Sprawa jest chyba nazbyt poważna, by to zatajać — stwierdziła dziewczyna. — Ale szczerość za szczerość, matko. Tylko o to proszę.
Persefona zmierzyła córkę wzrokiem. Nerwowo zacierała ręce. A więc gra była warta świeczki.
— Usiądź, dziecko — poradziła jej, wskazując dłonią na łóżko.
Makaria wzięła głęboki wdech. Serce waliło jej jak oszalałe. Posłusznie zajęła miejsce na posłaniu. Bogini wiosny przysiadła się do niej.
— Zanim... Zanim tu przyszłam, spotkałam na korytarzu babcię — wyjawiła.
Persefonie zaświeciły się oczy.
— Miałam nikomu o tym nie mówić... ale jesteś moją mamą i tylko tobie mogę zaufać, prawda?
— Oczywiście!
— Demeter powiedziała mi o zamiarach bogów wobec mnie.
— Jakich zamiarach?
— No więc... Chcą zrobić ze mnie Królową Świata Zmarłych.
Bogini rozchyliła wargi. Położyła rękę na piersi. Poczuła, jak cale jej ciało nagle stało się ciężkie, jakby przygniecione głazem. Makaria niepewnie zerknęła na nią.
— K-królową? —wydusiła Persefona. — To... niedorzeczne!
— To nie jest jeszcze oficjalna informacja — dodała córka. — Nie możesz pisnąć słowem.
— Jeśli jest to prawda... Wiesz, co to oznacza?
— Wiem. Im nie zależy, żeby ojciec wrócił.
Matka schowała twarz w dłoniach, ciężko wzdychając. Kolejny głaz ułożył się ciężarem na jej sercu.
— Najgorsze jest to, że nie możemy nic zrobić — jęknęła.
— Nie — odparła Makaria. — Ja mogę. Mogę spotkać się z ojcem. Sprawa jest już poważna.
Bóstwo wiosny przybliżyło twarz do córki.
— Dobrze, spotkasz się, ale nie z Hadesem — szepnęła Persefona.
— Więc z kim?
Bogini przystawiła usta do jej ucha.
— Ze Skironem — wyjawiła.
Dziewczyna zakryła dłonią wargi. Obdarzyła matkę zszokowanym spojrzeniem.
Skiron przecież miał obserwować Hadesa. Sam Zeus go posłał, razem z Boreaszem i Posejdonem. Władca północno- zachodniego wiatru przekazywał informacje jej matce?
— Czy to on... — zaczęła córka.
Persefona skinęła głową. Uśmiechnęła się półgębkiem.
— Skiron mówi mi o poczynaniach twojego ojca oraz Boreasza i Posejdona — mówiła wciąż szeptem.
— Czyli, że Skiron jest na twoich usługach?
— Poniekąd, ale jest także wierny rozkazom Zeusa. Ja dowiaduje się o wszystkim szybciej niż on. Za kilka dni Skiron przekaże wieści także i jemu. Nie ma powodu do obaw. A teraz idź już.
Makaria kiwnęła głową. Nadal nie mogła uwierzyć w całą tą historię.
Wstała z łóżka, kierując się do okna. Spojrzała jeszcze raz na matkę. Ta przystawiła palec do swoich ust. Jak zawsze to, o czym mówiły w komnacie, musiało pozostać tajemnicą.
Młoda bogini stanęła na parapecie po czym wyskoczyła na zewnątrz.
Rozłożyła ręce a nogi złączyła ze sobą. Nurkowała tak przez kilka minut,pozwalając, by zimny wiatr oczyścił jej umysł. Skiron zapewne był już gdzieś na granicy Węgier ze Słowacją. Jeśli naprawdę się pospieszy, jeszcze go dogoni.
Zauważając pod sobą miasto, podźwignęła ciało ku górze, aby zacząć lecieć przed siebie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro