Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 5 cz.4 Ojcze...

~ Rozdział 5 cz.4 Ojcze ~

W głowie czarnowłosej ciągle była Lira. Podobało się jej imię kobiety, chociaż współczuła jej sposobu w jaki ją traktowano. Z perspektywy Liry sytuacja Klary była niczym zbawienie. Nastolatka zdawała sobie z tego sprawę i w głębi serca cieszyła się, że nie musi cierpieć. Oczywiście nigdy nie wypowiedziałaby tego na głos, lecz taka właśnie była prawda. Strata przeszłości na rzecz czegoś nowego, nie była tak tragiczna jak bycie torturowanym fizycznie i psychicznie.

– Cieszę się, że przyszłaś, panienko – rzekła postać stojąca w cieniu.

Klara nie przestraszyła się, po prostu obróciła się w stronę Michaela z niemrawym wyrazem twarzy. Sługa nie zwrócił na to uwagi, mając za cel wykonać rozkaz swojego pana.

– Panienko, liczę, że służąca nie zrobiła ci niczego niewłaściwego?

Klara prychnęła rozbawiona. Po co Michael pytał ją o coś, co sam wiedział? To jego nowy sposób zyskania jej zaufania, sympatii? Jeśli tak, to nie jest to żadna droga. Jedyne co może zyskać tym sposobem to jeszcze większą nieprzychylność Klary.

– Była bardzo miła w odróżnieniu od ciebie – zakpiła.

Michael skłonił się.

– Rozumiem i obiecuję poprawę.

W Klarze zaczynało się gotować. Czy chłopak naprawdę nie widział jak niemiła dla niego była? Ta jego obojętność i uległość ją irytowała. Chciała, by Michael pokazał wreszcie jakieś uczucia. Niestety, ale jasnowłosy był tylko zabawką, która spełniała pragnienia swojego władcy. Kiedyś tak nie było, ale tamte czasy już nigdy nie powrócą. Sytuacja tworów Nicolasa była taka z powodu buntu, który wzniecił jeden z nich. Oczywiście nie był to żaden problem dla bóstwa, by uciszyć przestępców. Uznał jednak, że walka z marionetkami posiadającymi uczucia jest zbyt męcząca i irytująca. Odebrał, więc swoim sługom emocje, by już nigdy nie spotkać się z ich uszkodzeniami. Wbrew pozorom mieszkańcy Ziemi byli dla niego wyjątkowi. Stworzył ich przecież na podobieństwo siebie. Nie byli doskonali, żaden z jego tworów nie był, ale Nicolas lubił ich rasę.

– Panienko, twój ojciec kazał mi przekazać, że zamierza zabrać cię do miasta. Rozkazał, bym cię do niego zaprowadził, gdy będziesz już gotowa.

Ojciec... Klara nie dowierzała, że jej rodziciel jest w tym świecie. Ba, że chciał ją gdzieś zabrać. Pan Amnest nigdy nie jeździł z córką do miasta, wszędzie wysyłał ją z szoferem. Właśnie, pan Aren, a może dokładniej mówiąc, Kostucha... Dziewczyna nie widziała go tak długo, czy to możliwe, że został odesłany? Jej narzeczony dał mu jakieś zadanie? Aż ciarki przeszły ją po plecach, kiedy w jej głowie zaczęły pojawiać się czarne scenariusze dotyczące rzeczy, jakie może teraz robić Nicolas.

– Czy... Bezimienny rozkazał mu spędzać ze mną czas?

Ta opcja wydawała się Klarze aż nazbyt prawdopodobna. Tylko rozkaz Boga mógł zmusić jej ojca, do spędzania z nią czasu. Michael pokręcił przecząco głową.

– Nie panienko, to był jego osobisty rozkaz.

Czy cały świat się właśnie zatrzymał? – pytała sama siebie Klara. Nie możliwym było, by jej ojciec zrobił coś takiego. Chyba, że coś planuje. Nie ważne jakie były jego pobudki, ale Klarę bardzo ucieszyła świadomość, że nie działa pod czyimś rozkazem.

– Dobrze... – wyszeptała szczęśliwa. – Zaprowadzisz mnie do niego? – spytała.

Michael spojrzał na panienkę. Jeszcze długi czas minie nim chłopak przyzwyczai się do buntu Klary. Był jednak pewien, że kiedyś on minie i wybranka jego pana zacznie się zachowywać tak jak powinna.

– Wedle rozkazu, moja pani.

Klara ruszyła za Michaelem kręcąc głową. To było denerwujące, ale i zarazem bardzo zabawne i fascynujące. Ciekawiło ją kto wygra ich małą wojnę. Ona czy on? Z czasem wszystko stanie się jasne. Klara liczyła tylko na to, że bóstwo nie zacznie mieszać. Chciała wygrać uczciwie.

Wielkość posiadłości przekraczała wcześniejsze założenia Klary. Dziewczyna nie chciała nawet myśleć ile pieniędzy i pracy kosztowało kogoś postawienie takiego budynku.

– Niecała godzina – odparł lokaj.

Klara zatrzymała się w akcie zaskoczenia. Michael także przystanął.

– Chodziło mi... Posiadłość powstała w niecałą godzinę – wytłumaczył Michael.

Klara była pewna, że chłopak kłamie. Dom takiej wielkości nie mógł powstać w godzinę! Żaden budynek nie mógłby! To nierealne... Nagle Klarę oświeciło. Michael nie jest normalny, posiada moc. Dokonanie czegoś takiego jak postawienie takiej rezydencji nie jest dla niego żadnym wyzwaniem.

– Nie czytaj mi w myślach – nakazała Klara chłopakowi. Lokaj skłonił się.

– Jak sobie życzysz. – Klasnął w dłonie, odsłaniając przed Klarą drzwi. – Wejdź panienko, twój ojciec czeka.

Klara z wahaniem położyła dłoń na klamce. Bała się spotkania z ojcem. Nie wiedziała czego powinna się spodziewać. Po kilku minutach bezruchu, wreszcie nacisnęła klamkę. Drewniana powłoka ustąpiła, ukazując wnętrze skrywanego pomieszczenia. Klara powoli weszła do środka, lecz nie dostrzegła tam swojego ojca. Był to ktoś inny. Aż zakuło ją serce. Po raz kolejny się zawiodła. Znowu była aż tak głupia, by uwierzyć w to, że jej narzeczony zapragnie dać jej coś z wcześniejszego etapu w życiu. Westchnęła. Na dodatek Michael ją okłamał. Aren nie mógł sam zechcieć spędzić z nią czasu. Na dodatek jasnowłosy nazwał Kostuchę jej ojcem. Co ten Bóg knuje?

– Klaro, może na początek wyjaśnię ci zaistniałą sytuację – zaproponował mężczyzna. Klara zgodziła się skinieniem głowy. – Jesteśmy obecnie w Wielkiej Brytanii za czasów rządów królowej Wiktorii Hanowerskiej. Musiałaś o niej co nieco słyszeć.

Klara przeklęła w myślach. Nie spodziewała się, że Bezimienny przeniesie ją około stu pięćdziesięciu lat w przeszłość i zmieni miejsce jej zamieszkania. Kraj, w którym spędziła praktycznie całe życie był tak daleko. Dziewczyna nie mogła doszukać się sensu w tym wszystkim, ale była tylko człowiekiem, a człowiek nie zdoła zrozumieć Boga.

– Ty, Klaro pochodzisz z rodu szlacheckiego Amnestów. Tak jak rozkazał mi mój pan, przejmę nad tobą opiekę jako twój ojciec. W razie kłopotów z dostosowaniem się do tutejszej kultury, wyjaśnię ci wszystko i ukryję każde potknięcie.

Klara mogła się tego spodziewać. Chociaż nie wyobrażała sobie, by zwracać się do mężczyzny, który niegdyś był jej nauczycielem „tato". Te słowo nie przeszłoby jej przez gardło. Czuła do niego dziwny wstręt.

– Jeśli chodzi o słowa Michaela, chcę powiedzieć, że wyjazd do miasta jest moim pomysłem. Pan kazał mi udawać twojego rodzica, tak więc to robię. Z tego co wiem, spędzanie czasu z dzieckiem jest jedną z czynności jakie się wykonuje w opiece nad nim – dodał Kostucha.

Klara skrzywiła się. Coś takiego mogło być normalne dla innych, lecz nie dla niej. Dziewczyna nie została nauczona tego, co większość dzieci znało.

Kostucha wziął z krzesła beżowy płaszcz i podszedł do Klary. Czarnowłosa zmierzyła go nieufnym spojrzeniem.

– Ubierz to, nie chcę byś się przeziębiła.

Ta jego troska wydawała się być prawdziwa, przez co było to jeszcze bardziej bolesne dla Klary. Jak można tak dobrze grać kogoś kim się tak naprawdę nie jest? – pytała samą siebie. Bez słowa sprzeciwu nałożyła na siebie okrycie. Klara była już zmęczona, nie miała siły dyskutować z sługami narzeczonego.

– Panienko, oczywiście możesz zwracać się do mnie jak chcesz, ale byłoby lepiej gdybyś przy ludziach mówiła mi „ojcze" bądź „tato" – rzekł Kostucha.

Klara skinęła głową.

– Rozumiem, obiecuję, że nie będę zachowywać się jak chora psychicznie – zakpiła.

Nie robiła tego z przyjemności. Klara zdawał sobie sprawę, że jeśli będzie robić coś, co może zagrozić jej bądź Bezimiennemu, wszystko wokół na tym ucierpi. Zresztą nie była dzieckiem, by nie rozumieć, że co do niektórych sprawa trzeba ugryźć się w język.

CDN

Jak myślicieli, zakupy miną bezstresowo? Kolejny już w czwartek ;)

Ps. Święta, święta i po świętach. A ja dalej komputera nie mam ;(

Ps2. Dziękuję za 5 tysięcy obserwujących :)

(Data opublikowania tego rozdziału: 26.12.17r)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro