3
Wstałam i nałożyłam szatę.
-Przecież to jest upiorne.
-Czemu tak sądzisz?
-Prosze cię. One są pajęczo niesygodne.
-Pajęczo?-zmrużył oczy i uniusł brew.
-cicho bądź.-mruknełam. Złapałam za torebkę. Otworzyłam ją jak i walizkę.
-co ty robisz pajączku?
-Nikt nie może narazie wiedzieć a jak ktoś będzie chciał zobaczyć co mam w walizce to odkryje kostium.-wyjełam go z walizki i włożyłam do torebki.
-Mogę nałożyć na nią zaklęcie.-spojrzałam na niego a on machnął różdżką.
-Pirszoroczni do mnie! Pirszoroczni!-krzyknął ktoś na peronie. Przywiązałam torebkę do pasa i zakryłam szatą. Wybiegliśmy z pociągu i staneliśmy w grupce pierwszorocznych.
Przebyliśmy jezioro i weszliśmy do zamku. Dyrektor przemówił i weszliśmy na salę.
-Kayler Ohayo.-zawołała profesorka.
-Ravenlaw!-krzykneła czapka.
-Charlie Mus-teraz żałowałam że nie mam innego nazwiska. Usiadłam na krześle i nałożyłam kalelusz.
-Gryfindor a może Ravencaw...tak to drugie lepsze...Ravenlaw!-krzykneła a ja podeszłam do stołu wiwatującego. Moje szaty przybrały kolor niebieski a dookoła szyji zawiązał się krawat.
-Nie nawidzę krawatów.-mruknełam a kilku uczniów spojrzało się na mnie.-Co?-odwrucili głowy. Usiadłam obok Kaya i spojrzałam na dyrektora. Gdy przydzielono wszystkich do domów na stołach pojawiła się kolacja.
-Czy ten sufit jest prawdziwy?
-Tak. Ale żucono na niego zaklęcie.-odpowiedziała jakaś dziewczyna-Kristia Brings.-przedstawiła się.
-Charlie Mus.
Przedemną wyrosła miska z sałatką. Nabrałam trochę na talerz.
-Nie jesteś z tąd co?-zapytała Kristia.
-z Nowego Jorku.
-A. 6 godzin z Londynu. Samolotem.-mrukneła.
Zjadłam a dyrektor zarządził koniec kolacji. Bedziesz mieszkała z Alex i Miricentą.
-Nie mogę sama?
-Nie. Ale one są spoko.-westchnełam. Prefekt zaprowadził nas do wierzy ravenlawu i po jakimś czasie odnalazłam swoje dormitorium. Na moim łożku leżała walizka. Otworzyłam ją i wyjełam piżamę. Przebrałam się umyłam zęby i uczesałam włosy. Strzeliłam siecią w sufit i zawisłam do góry nogami.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro