🍅W gabinecie przystojnego pana🍅
- Obiecuję, że to co się tutaj dzieje, to o czym rozmawiamy zostanie między nami. - położył dłoń na piersi w geście przysięgi. Nie wiem czemu, ale mu ufam. Stanowczo za bardzo i za szybko to się stało.
Jeszcze przes chwilę patrzę na niego. W końcu mogę to teraz bezkarnie robić, to czemu nie skorzystać? Powolnym ruchem ściągam bluzę. To stresujące jak on tak na mnie patrzy. Czuję, że się rumienię.
- OCH DIOS! - szybko zrywa się z krzesła i podbiega w moją stronę, odruchowo robię krok wstecz. Mężczyzna niespodziewanie mnie przytula.
Chwila, teraz mam kilka pytań. Bo myślałem, że on jest psychologiem, więc powinien być w miarę przyzwyczajony do czegoś takiego, a wygląda jakby miał się popłakać. I jeszcze jedno. DLACZEGO ON MNIE PRZYTULA!? I w ogóle dotyka. Nie lubię tego.
Antonio po chwili postanawia się ogarnąć i mnie puszcza. Tak lepiej. Albo nie! TAK GORZEJ. JA CHCĘ, ŻEBY PRZYSTOJNY PAN MNIE PRZYTULIŁ. Wtedy naprawdę czułem się lepiej. Dziwne to.
- Kto cię tak urządził? - nadal wgapia się we mnie. Jestem pewny, że moja twarz jest teraz czerwieńsza od pomidora.
- Czy to ważne? - pytam, udając, że lekceważąco.
- To bardzo ważne. - mówi poważnie. Po chwili jednak na jego twarz wraca ten piękny uśmiech. - Dobrze. Nie będę naciskał. I tak prędzej, czy później się dowiem. Pamiętaj, że im szybciej mi wszystko powiesz, tym szybciej to się skończy.
- Bo to od ciebie zależy, kiedy będzie koniec tego koszmaru. - założyłem ręce na klatce.
- No tak. - uśmiechnął się. To ideał. Chcę go. Niech mnie zabierze mym opiekunom i adoptuje. - Ubierz się, bo nie mogę od ciebie wzroku oderwać.
Podał mi moją bluzę, a na mojej twarzy ZNOWU pojawił się rumieniec. Noż cholera, dopiero co się go pozbyłem.
- Mogę już iść... - pytam po ubraniu bluzy.
- Tak ci tu źle? - uśmiech nie schodzi z jego twarzy. Odsuwa krzesło, pokazując, bym na nim usiadł. Sam odchodzi kawałek za biurko, do jakichś szafek, na których stoi elektryczny szary czajnik. Włącza go.
- Tak. - udaję obrażonego. - Nie lubię przebywać w jednym pomieszczeniu z idiotami.
Słyszę radosny śmiech. Zielonooki siada na swoim miejscu i kładzie na biurku dwa kubki z herbatą.
- Uroczy jesteś. - stwierdza radośnie.
- Nie jestem uroczy debilu! - takie kłótnie są fajne. Lubię się kłócić, bo wtedy ktoś zwraca na mnie uwagę. Gorsze są te "poważne" kłótnie, które często nie mają w ogóle powodu ani sensu. No, ale co zrobisz, jak nic nie zrobisz.
- Wystarczy Antonio. - śmieje się. - Myślałem, że już ci się przedstawiłem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro