🍅To nie jest randka🍅
Czemu ja się na to zgodziłem!? To był zły pomysł. Beznadziejny. Jak ja.
Podszedłem pod fontannę. Tą samą, pod którą się kiedyś spodkaliśmy. Pan debil Antonio już tam czekał.
- Dawno cię nie widziałem Lovino! - Radosny jak zawsze Tonio zrywa się z miejsca i podchodzi do mnie.
Próbuje mnie objąć, ale robię krok w tył, przez co ten idiota prawie, powtarzam P R A W I E, zalicza glebę. Szkoda... Byłoby tak pięknie.
- No faktycznie. Bardzo dawno. - Odpowiadam powstrzymując uśmiech i wewnętrzne piski. Bo to tak jakby randka! Znaczy... nie randka, ale jednak mnie zaprosił gdzieś, bo chce mnie przedstawić przyjaciołom, a to tak jakbyśmy byli razem, więc randka. - Jakieś trzy godziny temu.
- Dla mnie każda sekunda bez ciabie jest jak jeden wiek~ - Antonio uśmiecha się szarmancko, a ja czuję przypływ ciepła na policzkach.
- Nie, że mi to przeszkadza czy coś, ale chciałem przypomnieć, że jestem uczniem, a pan, panie idioto, jest zatrudniony w tej samej szkole, do której ja uczęszczam. - Ja tego nie powiedziałem, prawda? Nie chcę żeby przestał, bo czuję się wtedy ważny. Ugh. Czemu ja zawsze wszystko niszczę!? Miejmy nadzieję, że ten idiota nie ogarnie.
- Tak, wiem~ - odpowiada, machając wesoło ręką, jakby ten gest miał znaczyć "i tak mnie to nie obchodzi" - ale aktualnie jesteśmy poza szkołą, co za tym idzie, jesteśmy tu prywatnie.
Ten jego uśmiech jest taki piękny, że mogę się w niego wgapiać godzinami. W ogóle jego twarz jest piękna. Czemu muszę być jeszcze dzieckiem!? [Bo spejn woli młodszych, tak mniej więcej o połowę ~dop. aut.] To niesprawiedliwe! Życie jest nie fair!!! Wypisuję się z niego. Chcę inne, w którym Antonio będzie moim mężem.
- A... - Czemu on czasem mówi mądre rzeczy? - To... gdzie idziemy?
Zielonooki podchodzi do mnie bliżej, staje z mojej prawej strony i obejmuje mnie w talii. Przysuwa swoją twarz na tyle blisko mojej, by oprzeć swój nos na moim policzku, a czołem dotykać moich włosów i O M G CHYBA ZAPOMNIAŁEM JAK SIĘ ODDYCHA! ALDJDJCNAAKCJ!!!! Stoję nieruchomo. To nie tak, że jestem spięty, po prostu boję się wykonać jakikolwiek ruch, bo mogę go spłoszyć, a chcę żeby to się pięknie skończyło.
- Co powiesz na pizzerie? - pyta, po czym nie czekając na odpowiedź łapie moją dłoń i zaczyna mnie gdzieś prowadzić. - Mówiłeś, że lubisz pizzę.
No i chuj. Ten idiota jak zwykle wszystko zjebał.
- Och. - Mówię delikatnie się rumieniąc. Znaczy... delikatnie, bo przed chwilą byłem czerwony jak... pomidor, a do tego doszedł jeszcze teraz delikatny rumieniec. - Miło, że pamiętasz.
- Jak mógłbym zapomnieć czegoś o osobie, która ciągle siedzi w mojej głowie? - Antek, stop, bo się spalę!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro