Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

🍅 Powinieneś wrócić do domu 🍅


- Co... co jest..? - ocknął się po chwili. - Gdzie ja... - ma taką piękną twarz! O, patrzy na mnie! - CO TU ROBI TEN IDIOTA!

Och, wystarczył mój widok, by natychmiastowo oprzytomniał.

- Lovino, nie możesz tak mówić do starszych. - upomina go jego brat.

Starszych. Ałć. Nie jestem przecież taki stary... dopiero studia skończyłem poza tym Loviś może do mnie mówić jak chce. Byle w ogóle mówił.

- Zamknij się Feli, będę mówił jak mi się będzie podobać. - wskazuje na mnie. - A ten debil to stalker! Zawsze jest tam gdzie pójdę.

- Lovino, powinieneś usiąść. - mówi Kaśka, której już nie lubię. Przynajmniej aktualnie. - Mieliście dzisiaj wychowanie fizyczne?

Podchodzi do niego przysuwając stoliczek, na którym znajduje się urządzenie do mierzenia ciśnienia i tętna.

- A co Cię to ob... - zaczyna mój skarb, ale zostaje mu to brutalnie przerwane przez jego brata, który zatyka mu dłonią usta.

- Nie. - odpowiada lakoniczne za niego rudy.

- Um... kiedy ostatnio jadłeś? - kobieta kontynuuje pytania.

- W zasadzie to Lovino - tym razem to młodszemu z braci nie było dane dokończyć zdania.

- Jadłem na poprzedniej przerwie. - szybko odpowiada na pytanie.

Jego brzydsza kopia patrzy na niego takim dziwnym wzrokiem. Jakby nie rozumiał co powiedział Lovino. Kasia za to spogląda na chłopców i wzdycha.

- Powinieneś wrócić do domu. - mówi. - Dzwonię po rodziców.

Na jej słowa mięśnie Lovino natychmiastowo się spinają.

- To naprawdę zły pomysł! - Woła szybko Feli? Jakoś tak miał na imię. Gdy to mówił chaotycznie machał rękami.

- Myślę, że rodzice powinni wiedzieć o tym, co się stało. - postanawiam w końcu się odezwać.

- Nie. - warknął Loviś. Uroczo! - Nie powinni. Poza tym co ich to obchodzi? Z resztą. Dzwońcie. Sami zobaczycie.

Poczułem ukłucie w sercu, a w mojej głowie natychmiast zapaliła się czerwona lampka.

Muszę to przeanalizować.

Lovino. Mówienie o rodzicach ----> strach? Albo niepokój. Nie jestem pewny. Jadł ostatnio na przerwie, a jednak musi być jakiś powód jego zemdlenia. W dodatku jego brat zachowuje się jakby wiedział, że Lovino o czymś nie powiedział albo skłamał. Widziałem go na w-fie. Ćwiczył w bluzie i nie chciał jej ściągnąć. Coś ukrywa. Ewidentnie. Albo faktycznie mu zimno...

Muszę z nim pogadać.

- Dzień dobry ja dzwonię w sprawie pani syna. - O, chyba pielęgniarka się dodzwoniła.

- O Boże! Coś się stało Feliciano!? - słyszę wyraźny głos w słuchawce. W gabinecie była cisza. Zerkam na me słońce. Miał zaciśnięte oczy.

- Nie. Z nim wszystko w porządku. Chodzi mi o Lovino.

- Oh, całe szczęście! - w głosie kobiety słychać wyraźną ulgę. - Lovino? Proszę nie nazywać go moim synem.

Lovino zaśmiał się. Nie był to wesoły śmiech rozbawionej, czy też szczęśliwej osoby. Był to taki rodzaj śmiechu, którego używamy, żeby się nie rozpłakać.

- Mogę? - pyta Feliciano wyciągając rękę w stronę telefonu.

Kaśka skinęła głową i podała użądzenie chłopakowi.

- Mamo, musisz przyjechać! - Zaczął. Mówi to tak panicznym głosem, jakby ktoś umierał. Lovino spogląda na niego z nieukrywalnym mordem w oczach. - Jestem u pielęgniarki.

- Już jadę słoneczko. - Mówi zamartwiona matka chłopców. - Będę najszybciej jak się da.

I się rozłączyła.

Kasia spogląda ze zdziwieniem na Feliciano, a ten tylko wzrusza ramionami.

- Ja pierdole. - Fuknął starszy z rodzeństwa. - Jeszcze jej tu brakuje. Może od razu zadzwoń do innych i każ im tu przyjść. To przecież idealne miejsce na piknik!

🍅🍅🍅🍅🍅🍅

Śnie który uczysz umierać człowieka
I ukazujesz smak przyszłego wieka,
Uśpij na chwilę to śmiertelne ciało
I daj mi wreszcie wyspać się porządnie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro