🍅 Powinieneś wrócić do domu 🍅
- Co... co jest..? - ocknął się po chwili. - Gdzie ja... - ma taką piękną twarz! O, patrzy na mnie! - CO TU ROBI TEN IDIOTA!
Och, wystarczył mój widok, by natychmiastowo oprzytomniał.
- Lovino, nie możesz tak mówić do starszych. - upomina go jego brat.
Starszych. Ałć. Nie jestem przecież taki stary... dopiero studia skończyłem poza tym Loviś może do mnie mówić jak chce. Byle w ogóle mówił.
- Zamknij się Feli, będę mówił jak mi się będzie podobać. - wskazuje na mnie. - A ten debil to stalker! Zawsze jest tam gdzie pójdę.
- Lovino, powinieneś usiąść. - mówi Kaśka, której już nie lubię. Przynajmniej aktualnie. - Mieliście dzisiaj wychowanie fizyczne?
Podchodzi do niego przysuwając stoliczek, na którym znajduje się urządzenie do mierzenia ciśnienia i tętna.
- A co Cię to ob... - zaczyna mój skarb, ale zostaje mu to brutalnie przerwane przez jego brata, który zatyka mu dłonią usta.
- Nie. - odpowiada lakoniczne za niego rudy.
- Um... kiedy ostatnio jadłeś? - kobieta kontynuuje pytania.
- W zasadzie to Lovino - tym razem to młodszemu z braci nie było dane dokończyć zdania.
- Jadłem na poprzedniej przerwie. - szybko odpowiada na pytanie.
Jego brzydsza kopia patrzy na niego takim dziwnym wzrokiem. Jakby nie rozumiał co powiedział Lovino. Kasia za to spogląda na chłopców i wzdycha.
- Powinieneś wrócić do domu. - mówi. - Dzwonię po rodziców.
Na jej słowa mięśnie Lovino natychmiastowo się spinają.
- To naprawdę zły pomysł! - Woła szybko Feli? Jakoś tak miał na imię. Gdy to mówił chaotycznie machał rękami.
- Myślę, że rodzice powinni wiedzieć o tym, co się stało. - postanawiam w końcu się odezwać.
- Nie. - warknął Loviś. Uroczo! - Nie powinni. Poza tym co ich to obchodzi? Z resztą. Dzwońcie. Sami zobaczycie.
Poczułem ukłucie w sercu, a w mojej głowie natychmiast zapaliła się czerwona lampka.
Muszę to przeanalizować.
Lovino. Mówienie o rodzicach ----> strach? Albo niepokój. Nie jestem pewny. Jadł ostatnio na przerwie, a jednak musi być jakiś powód jego zemdlenia. W dodatku jego brat zachowuje się jakby wiedział, że Lovino o czymś nie powiedział albo skłamał. Widziałem go na w-fie. Ćwiczył w bluzie i nie chciał jej ściągnąć. Coś ukrywa. Ewidentnie. Albo faktycznie mu zimno...
Muszę z nim pogadać.
- Dzień dobry ja dzwonię w sprawie pani syna. - O, chyba pielęgniarka się dodzwoniła.
- O Boże! Coś się stało Feliciano!? - słyszę wyraźny głos w słuchawce. W gabinecie była cisza. Zerkam na me słońce. Miał zaciśnięte oczy.
- Nie. Z nim wszystko w porządku. Chodzi mi o Lovino.
- Oh, całe szczęście! - w głosie kobiety słychać wyraźną ulgę. - Lovino? Proszę nie nazywać go moim synem.
Lovino zaśmiał się. Nie był to wesoły śmiech rozbawionej, czy też szczęśliwej osoby. Był to taki rodzaj śmiechu, którego używamy, żeby się nie rozpłakać.
- Mogę? - pyta Feliciano wyciągając rękę w stronę telefonu.
Kaśka skinęła głową i podała użądzenie chłopakowi.
- Mamo, musisz przyjechać! - Zaczął. Mówi to tak panicznym głosem, jakby ktoś umierał. Lovino spogląda na niego z nieukrywalnym mordem w oczach. - Jestem u pielęgniarki.
- Już jadę słoneczko. - Mówi zamartwiona matka chłopców. - Będę najszybciej jak się da.
I się rozłączyła.
Kasia spogląda ze zdziwieniem na Feliciano, a ten tylko wzrusza ramionami.
- Ja pierdole. - Fuknął starszy z rodzeństwa. - Jeszcze jej tu brakuje. Może od razu zadzwoń do innych i każ im tu przyjść. To przecież idealne miejsce na piknik!
🍅🍅🍅🍅🍅🍅
Śnie który uczysz umierać człowieka
I ukazujesz smak przyszłego wieka,
Uśpij na chwilę to śmiertelne ciało
I daj mi wreszcie wyspać się porządnie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro