🍅Co czyni cię większym nieogarem🍅
Czemu to tak bardzo wygląda jak randka? Albo ja mam jakieś urojenia. Kto wie.
O tej godzinie w pizzerii jeszcze nie ma tłumów. Zazwyczaj ludzie przychodzą tak około dwudziestej. I bardzo mnie to cieszy, bo przynajmniej na nas nie patrzą. Nie lubię tego. Te ich wścibskie oczy. Siedzimy z panem Antkiem idiotom przy stoliku. Rozmawiamy na luźne tematy. I w sumie jest fajnie. Oczywiście oprócz tego, że co chwila się cały rumienię. To akurat nie jest fajne. Jak już irytujące.
- Jesteś uroczy Lovino~ - jeszcze nie wiem, czy jego akcent jest wkurzający, czy piękny. To bardzo trudne do określenia. - Nie będziesz miał nic przeciwko jak... - jak ciebie pocałuję? Nie będę miał, ale dla zasady powiem, że będę psze pana. - przedstawię cię moim przyjaciołom? - och... no przecież już o tym mówiliśmy... - Bardzo chcieli ciebie poznać...
Uroczo się uśmiecha. CHWILA. CZYLI ONI O MNIE COŚ WIEDZĄ? JAK DUŻO..?
- Em... chcieli poznać? - pytam. Musi rozwinąć myśl, bo chcę odpowiedzi na moje pytania.
- Stwierdzili, cytując ich słowa "Weź nam w końcu przedstaw ten swój objekt westchnień, bo chcemy wiedzieć, czy warto męczyć się z jeszcze bardziej niż zawsze nieogarniętym tobą". - Zaśmiał się.
Och. Jacy kochani przyjaciele. Kurde. Znowu rumieniec, a przecież nic takiego się nie stało. Objekt westchnień... czyli tu chodzi o mnie. Tylko teraz pytanie, czy jest zajęty myśleniem o mnie, bo praca, czy faktycznie. Osobiście wolałabym drugą opcję. Jest ciekawsza.
- Yhm.. - krótka treściwa odpowiedź. No może nie do końca treściwa...
***
W ten oto sposób jesteśmy w domu jednego z jego przyjaciół. Tosiek to nieodpowiedzialny idiota, skoro pozwala mi pić. Znaczy... wiem, że to tylko wino, a my jesteśmy we Włoszech, więc niby to tu normalne, ale jednak.
- Więc to ty jesteś chłopakiem Antonio? - pyta jeden z mężczyzn. Chyba Francuz. Ma taki wkurzający akcent. Teraz mogę stwierdzić, że Tosiek ma lepszy. - Jestem Francis.
Podaje mi rękę na przywitanie, więc ją chwytam. Może troszkę niepewnie, ale cóż... Nie moja wina, że wygląda on jak taki typowy gwałciciel.
- Lovino. - przedstawiam się i szybko dodaję - Nie jesteśmy razem.
- A ten rumieniec potwierdza twoje słowa. - słyszę delikatny śmiech nowo poznanego faceta.
W odpowiedzi tylko prychnąłem. To nie moja wina, one nie są zależne ode mnie.
- Wiedziałem, że Tosiek jest gejem! - kolejny męski głos. - Najwspanialszy człowiek jaki stąpa po świecie, Gilbert. - przedstawia się. Wcześniej go nie zauważyłem. Może dlatego, że dopiero wszedł.
- Każdy to wiedział mon ami. - zdecydowanie Francuz.
***
- I popatrz. - Gilbert wygłaszał swoją kolejną... teorię. - Zakładając, że Bóg istnieje, to skoro stworzył tęczę i kazał miłować każdego człowieka, i chce naszego szczęścia, to dlaczego kościół jest przeciwny LGBT? Przecież Bóg wyraźnie je stworzył. Jezus sam pytał Piotra, czy innego Pawła czy go kocha. A Judasz nawet go pocałował! JA WAM MÓWIĘ, ŻE KOŚCIÓŁ TO JEDNA WIELKA PROPAGANDA. Przecież w biblii jest napisane co innego niż mówią księża...
- Nadal masz za złe rodzicom, że posłali cię na kleryka? - zaśmiał się Francuz.
- MIESIĄC. - Albinos zacisnął rękę na szklance z trunkiem. - MUSIAŁEM SIĘ TAM MĘCZYĆ PRZEZ CHOLERNY MIESIĄC. WIESZ ILE TO CZASU!?
- Oui, wiem bardzo dobrze. - Blondyn podrapał się palcem po delikatnym, dwudniowym zaroście, udając zamyślenie. Albo on faktycznie myślał... - Miesiąc, w tym wypadku wrzesień ma trzydzieści dni, co oznacza siedemset dwadzieścia godzin, a to z kolei czterdzieścitrzy tysiące dwieście minut czyli...
- Dobra. - Białowłosy podniósł ręce w geście kapitulacji. - Już nie kończ. Starczy powiedzieć, że miesiąc.
- Bo dłużej z tobą nie wytrzymali? - zapytał wesoło Tosiek.
- Wiesz... - westchnął czerwonooki w odpowiedzi. - szkoda żebym się marnował.
- Ale ty nadal to robisz. - Stwierdził Francis.
🍅🍅🍅🍅🍅
Powracam!
*w tle wiwaty i oklaski*
Och, dziękuję, dziękuję~
Nie musieliście~
Żartuję. Musieliście.
Okej xD
nieważne
Gorączka mi nie służy
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro