1.5. Nie wszystko złoto, co się świeci.
Wzięłam głęboki wdech, a następnie skierowałam wzrok na swoją mamę. Rodzicielka wciąż ze zmrużonymi oczami wpatrywała się w trójkę naszych gości, nie zważając na to, że trwało to o ciut zbyt długo. Długimi paznokciami wolnej dłoni, bez przerwy krążyła co swoim podbródku, jakby się nad czymś intensywnie zastanawiała, co sprawiało, że zaczynałam powoli dostawać od tego szału.
Czasami chciałabym wiedzieć, o czym myśli. Bynajmniej po to, żeby mieć świadomość, w jakie bagno wciąż uparcie wchodziłam swoimi trampkami. Z drugiej strony natomiast nie pragnęłam wpełzać w głąb jej głowy, by uzmysłowić sobie o konsekwencjach tego, że wpuściłam obcych ludzi do naszego domu. Nie musiałam znać jej poglądów, żeby domyślić się, że niezbyt za nimi przepadała, szczególnie po dzisiejszym poranku, kiedy obudziły ją krzyki z góry. Zresztą — nie tylko ją. Andy i Juliet postawili na nogi wszystkich mieszkańców równo o siódmej trzydzieści, zupełnie tak, jakby to była idealna godzina do rozpoczęcia wojny.
Rozumiałam, że mieli problemy małżeńskie, ale czemu wciągali w nie też ludzi, którzy nawet nie mieli pojęcia, co mówili? Czy Amerykanie woleli załatwiać osobiste sprawy na rozgłosie? Może liczyli na to, że któreś z nas obejmie stronę kogoś z nich?
Obejrzałam się przez ramię, spoglądając przez szybę na nasz salon. Andy, Juliet i Joshua wciąż siedzieli przy stole razem z Borysem oraz moim tatą. Cała piątka unikała kontaktu wzrokowego z drugą osobą, jakby choćby zerknięcie na kogoś miałoby doprowadzić do ich własnej autodestrukcji. Pomimo odległości, jaka dzieliła mnie od tamtego miejsca, bez przeszkód wyczuwałam między nimi przytłaczające napięcie. To właśnie ono od kilku minut odbierało mi chęć do wejścia do mieszkania, a później zmierzenia się z ich szarym światem. Tutaj, na dworze, w świetle słońca wszystko wydawało się o wiele barwniejsze, niż tam.
— Nie lubię go — odparła w tym samym momencie, kiedy Andy podniósł się z krzesła. Wręcz z brutalnością, zgarnął z blatu swój kubek, po czym skierował się do kuchni.
Nawet śniadanie nie poprawiło jego nadętego humoru. Wątpiłam, czy cokolwiek było w stanie sprawić, by ten facet, który miał tysiące fanek, lubił występować na scenie i dowcipkować, stał się TYM Andym Biersackiem — który uratował samego siebie wieki temu.
— Którego? Tego z brodą, czy...?
— Tego z tatuażami. Ten najbardziej działa mi na nerwy — przyznała, obtrząsając popiół z końcówki papierosa. — Drażniący typek, mający się za nie wiadomo kogo. Nie muszę wiedzieć, co mówi, żeby mieć ochotę uderzyć go w twarz. Zachowuje się jak rozpieszczony jedynak. Ja nie wiem, co ty w nim widzisz.
— Wydawał się inny w internecie — mruknęłam cicho pod nosem i wbiłam wzrok w niedopałka, z którego wciąż ulatniał się dym.
Kobieta w średnim wieku prychnęła, wreszcie odwracając się plecami do towarzystwa w salonie, a następnie otrzepała dłońmi białe rurki, gdzieniegdzie mające dziury. Mój ojciec ich nienawidził, tak samo, jak cały dzień, gdy je wkładała do pracy. Zazwyczaj wtedy mówił, że wyglądała, jakby napadło ją stado bezdomnych psów, co denerwowało moją rodzicielkę. Na taki komentarz najczęściej wymyślała wredną odpowiedź, którą najczęściej kończyła nasze rodzinne śniadanie. Poranna kłótnia zawsze była sygnałem do rozpoczęcia ewakuacji.
— Każdy w internecie jest inny.
— Fakt — bąknęłam i podniosłam się z miejsca. — Może musi się przyzwyczaić?
— Nie kombinuj, bo i tak nie znajdziesz dobrej wymówki. On po prostu jest wkurwiającym człowiekiem.
Przewróciłam oczami, biorąc głęboki wdech, a następnie schowałam do tylnej kieszeni paczkę papierosów. Zerknęłam przelotnie na beżowe auto, stojące pod jednym ze świerków oraz ściągnęłam brwi.
— Nie powinnaś już być w pracy?
Mama wzruszyła bezceremonialnie ramionami, wyciągając ramiona ku górze, jakby chciała się przeciągnąć. Widziałam, jak na jej usta wpełznął leniwy uśmiech, kiedy coś w jej ramieniu chrupnęło, a jej wzrok zatrzymał się na mojej twarzy. Przeczuwałam, że chciała coś powiedzieć, ale w jakiś niezrozumiały sposób powstrzymywała się przed tym.
— Tajemnica narodowa — rzuciła w końcu, podrywając się do pozycji stojącej. — Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz.
Otwierałam już usta, żeby spróbować wydobyć z niej prawdę, jednak ona nagle ruszyła w kierunku samochodu, całkowicie mnie ignorując. Uniosłam brwi na widok swobodnego sposobu jej poruszania, który był do niej niepodobny, tak samo, jak zbyt obcisłe spodnie.
Gdybym nie była jej córką i nie znała jej tak dobrze, mogłabym pomyśleć, że miała o wiele młodszego od siebie kochanka, któremu pragnęła zaimponować. Na szczęście nie potrafiła kłamać — wszystko wyszłoby na jaw, nim zdążyłaby przekroczyć próg naszego domu.
Wzdrygnęłam się na nieoczekiwany odgłos łamanej gałęzi nieopodal mnie. Splotłam ze sobą palce u dłoni, by w ten sposób powstrzymać je przed drżeniem, a następnie zerknęłam w stronę znajomego mężczyzny. Biersack ze ściągniętymi brwiami wpatrywał się gniewnie przed siebie, z siłą zaciskając zęby na filtrze papierosa. Wydawał się w znacznie gorszym humorze niż jeszcze rano, przed śniadaniem.
Nigdy bym nie pomyślała, że wokalista, którego podziwiałam, okaże się zwykłym rozczarowaniem. Że cały ich przyjazd będzie pomyłką, która nie powinna mieć miejsca. Żałowałam, że postąpiłam tak, a nie inaczej. Gdybym odmówiła, wszystko byłoby w porządku, a Zuzanna nie ignorowałaby moich wiadomości. Oni wciąż tkwiliby w Ameryce, tam, gdzie od zawsze było ich miejsce, ze swoimi problemami.
Spieprzyłam zarówno sobie jak i ich życie, tylko po to, żeby przynajmniej raz na żywo zobaczyć ulubionych celebrytów.
Nagle Andy, jakby słyszał moje myśli, zwrócił na mnie całą swoją uwagę oraz wyjął fajkę z ust. Pomimo dzielącej nas odległości, dostrzegłam jak jego oczy, mierzyły moją twarz bacznym spojrzeniem, co mnie sparaliżowało. Może i był wściekły, jednak jego wzrok wydawał się łagodniejszy, niż wczoraj. Błękitne tęczówki nie miotały błyskawic, lecz wręcz przeciwnie — przypominały spokojną taflę wody. Zmarszczki, które znajdowały się między jego brwiami, stopniowo zanikły, a zaciśnięta szczęka, rozluźniła się. Wraz z biegiem czasu, kąciki jego ust nawet drgnęły — niemal niezauważalnie, jednak udało mi się to wychwycić.
Może i było to głupie, ale przez chwilę miałam wrażenie, że to nie dla programu tutaj był. Za jego przyjazdem kryła się jakaś ciemna tajemnica, o której, przeczuwałam, że miałam się dowiedzieć w najbliższym czasie.
Co mógłby ukrywać rockman i jego żona?
Dlaczego zdecydowali się przebyć połowę świata, żeby tutaj dotrzeć?
Jaką rolę odgrywał tutaj Joshua, a szczególnie ja?
* * *
— Polskie lasy są piękne — rzuciła Juliet, w końcu odrywając wzrok od jednej z wysokich sosen. Jakby na potwierdzenie swoich słów, przejechała palcami po korze drzewa, a na jej ustach pojawił się uśmiech.
Polubiłam ją, naprawdę. Nie dlatego, że była ładna, czy dobrze wychodziła na zdjęciach. Przekonał mnie do niej charakter wiecznej nastolatki, który poniekąd miał parę wspólnych cech z Decker. Tak samo, jak na filmikach, które niekiedy wstawiała na swoje media społecznościowe, często się śmiała, co sprawiało, że czułam się tak, jakbym znała ją od lat. W ten sposób bez dodatkowego stresu pokonywała barierę językową, która niekiedy pojawiała się między nami.
Wcale nie była taka straszna, za jaką wszyscy ją uważali. Była najnormalniejszą kobietą, która stąpała po tej Ziemi. Co z tego, że czasami jej komentarze wykraczały poza skalę uprzejmości, czy śmiała się z rzeczy, przy których należało zachować powagę — każdemu z nas się to zdarzało, a tymczasem wszyscy widzieli diabła tylko w niej.
To nie było fair.
— Żałuję, że nie przyjechaliśmy tutaj wcześniej — przyznała i podeszła do mnie, starając się nie potknąć o nierówną nawierzchnię. — Kochanie, daleko jeszcze będziemy tak szli? — zapytała Andy'ego, który wraz z fotografem oddalili się od nas o dobre parę metrów. Ku mojemu zaskoczeniu, mężczyzna zignorował swoją żonę, zupełnie tak, jakby nic nie mówiła. — Dziękuję za odpowiedź!
— Nie ma za co — bąknął Biersack na tyle głośno, że zdołałam to usłyszeć.
Kątem oka dostrzegłam, jak kobieta przewróciła oczami, co zdarzyło jej się pierwszy raz w mojej obecności, po czym przyspieszyła kroku, żeby dogonić swojego męża. Nie dało się nie zauważyć, jak złapała go za dłoń, a on najzwyczajniej w świecie wyrwał swoją z jej uścisku. Nawet na nią nie zerknął, kiedy wpatrywała się w niego z pragnieniem, by przestał w końcu robić sceny, ale on tylko zwolnił, pozwalając na to, by go wyprzedziła wraz z fotografem. Powiedział coś do niej niezrozumiale, przez co na jej twarzy pojawił się krwisty rumieniec, który chciała zatuszować, odwracając się do mnie plecami.
Moja mama miała rację z tym że Andy był dupkiem. Cholernym egoistą, zachowującym się tak, jakby był pępkiem świata. Bez znaczenia było to, że występował na scenie i znaczył więcej niż ja dla kogokolwiek — nikt nie powinien zachowywać się w ten sposób co on. To był szczyt bezczelności z jego strony. Przyjechał do obcego kraju, zatrzymał się z manatkami w moim domu, a na dodatek strzelał fochy na prawo i lewo, jak obrażony rozpieszczony bachor.
Każdy miał problemy, niektórzy większe, niektórzy mniejsze oraz wychodzili z nimi do świata, nie zachowując się jak on. Po prostu zaciskali zęby, idąc na przekór kolejnym sprawom, z którymi musieli sobie poradzić. Biersack tymczasem wolał zamknąć się w sobie i wpełznąć w stan depresyjny, niż spiąć pośladki i wziąć się w garść. Niczym typowy facet uciekał przed komplikacjami w swoim życiu, aż doprowadziło to do wyjazdu na drugi koniec kuli ziemskiej. Ciekawa byłam, do czego jeszcze był w stanie się posunąć, żeby naprawić to, co zapewne sam spieprzył.
— Chcesz?
Ściągnęłam brwi, kiedy niespodziewanie Andy odwrócił się, wystawiając paczkę papierosów w moją stronę. Zerknęłam przelotnie w połowie opróżnione opakowanie, a następnie powędrowałam wzrokiem na jego buzię, nieco wykrzywioną w grymasie gniewu.
Jak bardzo zdenerwowałby się, gdybym odmówiła?
— Skąd wiesz, że palę? — wydukałam koślawą angielszczyzną, na co uniósł lewą brew ku górze.
Ostrożnie wyciągnęłam osamotnioną fajkę, znajdującą się centralnie na środku, po czym włożyłam filter do ust. On także powędrował za moim przykładem, tyle że zamiast wolnej ręki, użył do tego tylko swoich zębów, co było... niezręczne. Szczególnie że jego oczy były skierowane centralnie na mnie, jak gdyby dawał mi w ten sposób potajemny znak. Lub pomimo niedawnej sytuacji, mój mózg wysyłał mi niestosowne wiadomości, starając się by jego spojrzenie, miało swoje drugie dno. W końcu, która z fanek nie chciałaby, żeby jej ulubieniec poświęcił jej chwilę bardzo intymnej uwagi?
— Widziałem cię rano z mamą — oznajmił, podpalając zapalniczką mojego papierosa. — A poza tym palacz zawsze rozpozna palacza.
Powoli zaciągnęłam się dymem, rozkoszując się jego przyjemnym smakiem, nieco odmiennym od tego, który znałam. Mężczyzna, niczym mój klon postąpił tak samo i w równoczesnym czasie wypuściliśmy powietrze z powrotem przez usta, wyciągając szluga spomiędzy zębów. Pomimo oporu, uśmiechnęłam się na widok tak dziwnej sceny, która jednocześnie bawiła mnie oraz denerwowała. Na jego twarzy też pojawił się banan, przez co mimowolnie prychnęłam.
Przedrzeźniał mnie, żeby się odegrać za to, co zrobiła Juliet. Nie sądziłam, że stanie się kimś, z kim sam niegdyś walczył.
— Jak ci się podoba w Polsce? — zapytałam, gdy Juliet z Joshuą oddalili się od nas o dobre kilkadziesiąt metrów. Czułam się lepiej, wiedząc, że podczas rozmowy z nim, nikt więcej tego nie słyszał. — Wydajesz się zły.
— Jestem po prostu zmęczony. Wiesz, ciągle jestem w trasie, później kilka tygodni siedzę w domu i znowu wyjeżdżam.
Życie wokalisty nie było łatwe, ale życie normalnego człowieka, który pracował fizycznie, również nie należało do najłatwiejszych. Nie on jedyny był zmęczony. Gdybym miała wybierać między jego życiem, a powszechnego Kowalskiego, wolałabym trasy koncertowe od przerzucania tony kartonów na magazynie w markecie.
Może i wiedział wiele o życiu, ale nie miał pojęcia o prawdziwej pracy, wymagającej siły.
— The Andy Show jest moją odskocznią od takiego życia — przyznał cicho i przychylił się, by przejść pod niżej rosnącą gałęzią świerka. — Przyjazd tutaj, do ciebie, też sprawia, że przestaję myśleć o pracy.
— Jeśli chcesz, mogę stać się twoją typową fanką — zakpiłam, zatrzymując się przed znajomym strumieniem.
Zmrużyłam oczy pod wpływem światła, odbijającego się od tafli wody. Prześledziłam wzrokiem mokre skały, wystające ponad powierzchnię wody, a potem zerknęłam przelotnie na naszych dwóch towarzyszy, którzy zdążyli niemal dotrzeć do brzegu. Pomimo dzielącej nas odległości, dotarł do mnie śmiech Juliet, kiedy poślizgnęła się na kamieniu, odruchowo łapiąc Joshuę za ramię i prawie pozbawiając go równowagi.
Pamiętałam, jak wiele razy sama przewróciłam się na tych trefnych kamieniach oraz nabawiłam się mnóstwa siniaków. Nie lada wyzwaniem było zachować spokój, kiedy jedna z twoich stóp zaczynała ześlizgiwać się do lodowatej cieczy, a szczególnie, gdy ktoś rzucał w ciebie drobnymi kamykami.
— Wolałbym nie. To byłoby złe. Chciałbym, żebyś była sobą do końca — powiedział, zatrzymując się przy mnie. Kątem oka dostrzegłam, jak przejechał językiem po zeschniętych ustach i włożył dłonie do kieszeni spodni. — Musimy po tym przejść? Nie da się po prostu tego obejść?
— Boisz się wody?
— Nie. Boję się skręcenia karku.
Wyjęłam z ust niedopałek, który następnie wrzuciłam do strumienia i wzięłam głęboki wdech. Czułam, jak zimny pot spłynął mi wzdłuż plecy, gdy postawiłam stopę na pierwszej skale, wydającej się bardziej śliskiej niż zazwyczaj. Kolejna również do najsuchszych nie należała, tak samo, jak kolejne. Miałam wrażenie, że ktoś specjalnie je czymś natarł, żebym szybciej wypadła z rytmu.
— Kurwa. Kurwa. Kurwa — jedyne słowa, które słyszałam za plecami, powoli zaczynały mi wchodzić również w krew. Wbrew swojej fatalnej sytuacji, bawiły mnie reakcje Biersacka, niemal odbijające się echem po puszczy. Był jak przerażony nastolatek, który lada moment miał stracić głowę.
— Powinieneś... — zaczęłam, ale nie skończyłam.
Nagle moja noga gwałtownie zsunęła się do wody, sprawiając, że całkowicie straciłam nad sobą panowanie. Wraz z krzykiem, jaki się ze mnie w niezrozumiały sposób wydobył, przekrzywiłam się do tyłu, starając się złapać cokolwiek, by temu zaradzić. Zacisnęłam dłoń na szorstkim materiale, w tym samym czasie, gdy mój tyłek został pocałowany przez mokrą powierzchnię. Syknęłam, kiedy poczułam drobne kamyki pod sobą, wbijające się tam, gdzie nie powinny, a także jego kości, które skrzyknęły w czasie zderzenia z moimi plecami. Skrzywiłam się, gdy Andy wydobył z siebie dziki dźwięk umierającego renifera, co utkwiło mnie w przekonaniu, że jednak nie skręcił sobie karku, pomimo obaw. Zamiast tego, miałam wrażenie, że wolałby jednak umrzeć natychmiastowo, niż mieć zmiażdżone... coś.
Znieruchomiałam, kiedy przestałam zwracać uwagę na sytuację za sobą, a przekierowałam ją na siebie. Ból dolnej części rozumiałam, lecz nie miałam pojęcia, czemu moje piersi były ściśnięte. Ściągnęłam brwi na widok męskich rąk zaciśniętych na moim staniku, które pospiesznie od siebie oderwałam oraz podniosłam się z miejsca. Krew napłynęła mi do policzków, gdy wokalista niezręcznie odchrząknął, jakby dopiero po tym uzmysłowił sobie, co się stało.
Takiej wtopy to ja w życiu jeszcze nie zaliczyłam!
— Powinienem chronić rzeczy ważne? — odparł, kiedy na niego spojrzałam, by upewnić się, że nic mu nie było.
Pierwszy raz w tym dniu na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech, który doskonale znałam ze zdjęć z koncertów. Wystarczyło tylko pomoczyć mu majtki, żeby odzyskał dobry humor.
— Nie tak ważne, jak moje piersi. One ochronią się same — rzuciłam, wystawiając dłoń w jego kierunku.
Przeczesał mokrymi palcami włosy, nieco potargane przez wiatr i zmarszczył nos, zaciskając palce na moim nadgarstku. Delikatnie odchyliłam się, próbując mu pomóc się podnieść, nieświadomie popełniając przy tym błąd. Nie wiedziałam, że on wcale nie miał zamiaru wstawać. Uzmysłowiłam to sobie, dopiero gdy pociągnął mnie w swoją stronę tak, że znów wpadłam dolną częścią ciała do wody, rozbawiając go tym jeszcze bardziej. Pod wpływem emocji chlusnęłam cieczą tak, że uderzyła go prosto w buzię, przez co jeszcze bardziej chciałam zapaść się pod ziemię.
— Nie wątpię — przyznał, wycierając zachlapane oczy. — Ale one potrzebują opiekuna.
— Są silne, to im wystarczy. A tak w ogóle, musimy dogonić resztę, więc...
— Zero w tobie zabawy — powiedział, podczas gdy podnosiłam się z miejsca. — Zero.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro