Terzo.
Mijał czwartkowy ranek. W ten dzień załatwiłam sobie dzień wolny od pracy w Lahori Gate Restaurant i postanowiłam pojechać dziesięć minut dalej do szpitala Bradford Royal Infirmary, oczywiście początkowo podwożąc przyjaciółki pod ich dzisiejsze miejsce obowiązków.
Aktualnie obmywałam ręce po operacji wycięcia wyrostka robaczkowego. Niestety byłam tylko towarzysząca. Podawałam potrzebne przyrządy, ucząc się przy okazji w praktyce. Marzę o samodzielnym wykonaniu operacji albo jakiegoś przeszczepu, ale napewno dużo mi brakuje.
Gdy skończyłam przejrzałam się jeszcze raz w lustrze i wyszłam z pomieszania przeznaczonego wyłącznie dla personelu.
Była zaledwie dwunasta, a mi na dziś skończyły się obowiązki asystenta, wszelkie operacje z moim towarzystwem zostały wykonane. Nie chciałam wracać do restauracji, ponieważ nie lubię mieszać obowiązków w ciągu jednego dnia. Pokierowałam się do automatu po słabą kawę z mlekiem, a dalej zamierzałam przejrzeć wirtualną skrzynkę pocztową w pokoju lekarskim.
Moja praca w szpitalu nie dzieliła się tylko na pomocnika, ale również na psychologa. Otrzymywałam zgłoszenia w internecie i tak oto ja i moja twarz została rozpoznawalna w obrębie szpitala. Popijając kawę miałam już stąpać na pierwsze piętro, jednak usłyszałam moje nazwisko i głośne dźwięki obcieranie się kół łóżka lekarskiego o podłogę.
Wychyliłam głowę i z szybkim tempem próbując nie wylać żadnej kropli kawy, za którą zapłaciłam 3€, poszłam do pomieszczenia, gdzie zmierzyli ratownicy medyczni.
— Mam coś jeszcze na dziś? — zapytałam lekko rozkojarzona. Stali i próbowali szybko zatamować krew płynącą z części udowej. A bynajmniej tak to wyglądało.
— Leć po dodatkowe bandarze i opaski uciskowe, bo chyba będzie brakować. — na te słowa odłożyłam kawę i spoglądając na stół ujrzałam dodatkowe zestawy opatrunków.
— No na co czekasz Gonzales?! On się wykrwawi zaraz jak nie ruszysz dupy! — uniósł się drugi ratownik. Mogę powiedzieć tylko tyle, że to uroki pracy w szpitalu. Możecie sobie wyobrazić tylko co się dzieje podczas sylwestrowej nocy.
— Leżały z tyłu ciebie. To jak? Mam coś dzisiaj? — odparłam podając na przody zapasowe opatrunki. Przy okazji kontem oka spojrzałam na chłopaka o kasztanowych włosach i niebieskich oczach, który wstrzymując ból zaciskał szczękę. Już nie leżał na łóżku szpitalnym, tylko na stole operacyjnym umieszczonym na wszelki wypadek na izbie przyjęć.
— Szef chce cię dziś dać na próbę. Twierdzi, że jesteś gotowa, a to twój manekin.
— Żartujecie sobie ze mnie?! — krzyknął i jednocześnie syknął z bólu.
— Dobra mogę chociaż wiedzieć jak się nazywa?
— Carter. — odpowiedział chłopak, wrzeszcząc kiedy zaczęli wbijać w niego igłę wielkości obcasa.
— Panie Carter czemu ma pan otwartą ranę? Co się stało? — zapytałam próbując utrzymać go przytomnego.
— Pokrzywdzona mojego taty... — w tym momencie syknął — strzeliła do mnie.
— Pana mama strzeliła panu w udo?! — zapytałam lekko zszokowana.
— Ale co pani wygaduje nie moja mama... — syknął powtórnie, ponieważ przenieśli go ponownie na łóżko szpitalne.
— Kochanka twojego taty?! — zapytałam, próbując nie wyjść nie profesjonalnie, chociaż dawno było po moim wizerunku, bo ratownicy mieli niezły kabaret za darmo. No ale wszystko dla pacjentów, jakoś musiałam go zagadać.
— Mój tata jest adwokatem! — krzyknął i to zmieniło postać rzeczy.
Przez chwile zorientowałam się, że niektórzy pacjenci czekający na zewnątrz w kolejce tutaj zaglądali. Napewno myślą, że jakiejś kobiecie przyśpieszył się termin ciąży przez te jęki.
— Na sale operacyjną z nim, zastrzyk przeciw bólowy nie będzie długo działał. — zażądałam i poczekałam, aż pójdą pierwsi. Dostałam jeszcze od jednego zdjęcie rentgenowskie, gdzie znajduje się ciało obce i ponagliłam ratownika do przodu.
Dotarcie tam nie zajęło dużo czasu. Oczyszczenie rąk zadziwiająco też nie. Pielęgniarka założyła mi tylko czepek i maskę chirurgiczną. Stałam przed stołem operacyjnym i pierwszy raz odkąd tu pracowałam byłam skazana sama na siebie. Wszyscy lekarze mieli swoje oddziały i swoje operacje. Później miało do mnie dołączyć więcej pielęgniarek, ale to i tak nie dawało mi poczucia ulgi. Robiłam co mogłam przy pomocy tylko jednej.
Początkowo dałam środki usypiające i przeciwbólowe. Lepiej, żeby pacjent nie widział ani nie czuł co będę z nim robić. Później zaczęła się cała zabawa. Oczyściłam ranę jeszcze raz i zaczęłam pomagać sobie elektrokauterem i powoli wyjmowałam kule szczypcami. Poszło jak pomaśle, dopóki nie zahaczyłam o jedną z żył i krew zaczęła się ponownie rozlewać. Parametry życiowe razem z pulsem szalały, co zadziałało na mój stres. Poprosiłam pielęgniarkę o podanie mi aparatu do odsysania płynów i zaczęłam działać dalej. Gdy krew ustępowała, próbowałam zaszyć ranę. Nim się to udało minęło paręnaście minut.
— Skończyłam. — pomyślałam w głębi siebie i odczułam wielką ulgę.
Spojrzałam jeszcze na aparat monitorujący parametry życiowe pacjenta i udałam się do wyjścia.
***
Opierając się o ścianę w jednym z pokoi, w których leżał mój pacjent, pisałam SMS'a do przyjaciółek. Chciałam poinformować je o dzisiejszych sukcesach i zapytać jak idzie w restauracji.
— Dziękuje za uratowanie mi nogi. — powiedział pan Carter, który przed chwila doszedł do siebie.
— Nie chce nic mówić ale było ciężko. — odparłam uśmiechając się — Jak się Pan czuje?
— Znacznie lepiej niż w momencie, w którym zaczęła Pani pytać skąd ta kula znalazła się w mojej nodze. — zażartował.
— Przepraszam Pana za to. Może zapomnimy o tym? A poza tym żadna Pani. Jestem Clarissa. — przedstawiłam się.
— James. Miło mi.
— Dobra, jeżeli będziesz czegoś potrzebował to wciśnij dzwonek z tyłu ciebie. — mruknęłam i ruszałam ku wyjścia. James zadzwonił na dzwonek śmiejąc się.
— Tak?
— Chwilowo nie mam gdzie mieszkać. Po wypisaniu mógłby przenocować u ciebie? Dosłownie na parę dni dopóki czegoś nie znajdę? — odrzekł.
— Człowieku przed chwilą nie znałam twojego imienia! — zaśmiałam się i wyszłam zostawiajac go bez odpowiedzi. Oddalając się parę metrów sięgnęłam do kieszeni i wykonałam telefon do Kate i Rose. O wszystkim im powiedziałam i zaproponowałam ugodę.
***
— A więc to jest ten facet bez nogi? Przecież do chuja on ma nogę! To, że jestem chwilowo pijana nie znaczy, że można ze mnie robić głupiej! — tłumaczyła się Rose, co prawda lekko nabuzowana ginem.
— Ale ja mam nogę. Nie widzisz? Zaraz pokaże ci jak nią świetnie ruszam! Clarie włącz muzykę! — zabełkotał James, próbujący wejść na blat i nie spaść z niego w szybszym tempie niż się tam dostanie.
Znajdowaliśmy się w naszym mieszkaniu. Wszystko zadziało się tak szybko, że chłopak wypisał się ze szpitala na własną rękę. Powiedziałam, że będę go kontrolować czy coś, ale takiej sytuacji nie przewidziałam. Dziewczyny oczywiście od razu się zgodziły, tylko sęk w tym, że mamy trzy łóżka, a ja poświęciłam mu moje!
Tłumaczyłam mu jeszcze, że w takim stanie lepiej, żeby nie pił, ale wykłócał się, że nie będzie czuł takiego bólu, a przecież szwy były świeże!
Zauważyłam, że w głębi siebie za dużo krzyczę
Włączyłam tą cholerną muzykę i akurat nieszczęśliwie trafiło na Celine Dion i piosenkę z Titanica. Właściwie to ja jedna byłam tutaj czujna. Pomijając Kate, która waliła i mieszała szampany, wino i inne trunki do kieliszków a potem podawała do skosztowania.
Koniec końców udało się Jamesowi wejść na blat, zatańczyć lepiej od nas, i prawie zbić lampę. Trzeba przyznać ten wieczór był jednym z niezapomnianych.
***
Jest niesprawdzony bo pisałam o szóstej ale jest ponad 1100 słów, więc napewno wejdzie kilka małych poprawek na dniach! Cały rozdział opowiada o sytuacji która miała miejsce wcześniej, bo chciałam was podtrzymać w napięciu co stało się z James'em w piwnicy. Możecie pisać co myślicie, że się stanie. Następny rozdział przewidywany na weekend także miłego czytania buziaki!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro