Nono.
- Cholera. – wycedziłam zachrypniętym głosem, starając się jakoś ogarnąć mdłości, ból głowy i pleców, gdy podniosłam się z leżenia do siadu.
Oblizałam spierzchnięte wargi, po czym zacisnęłam je w wąską linię czując pieczenie.
Gwałtownie wstałam, nie unikając zawrotu głowy robiąc przy tym kilka zawahań na jednej nodze i pościeliłam łóżko. Gdy skończyłam, a uszło mi to z trudem, poszłam zrobić jeden z domowych przepisów na wybawienie tej paskudnej choroby. Musiałam jakoś przetrwać dzisiejsze studia, a że apteka była na drugim końcu miasta to użyłam samych naturalnych sposobów, które były tak samo skuteczne jak apteczne specyfiki rzec jasna. W ciągu kolejnych piętnastu minut zdążyłam wziąć szybki prysznic i zająć się włosami. Aktualnie robiłam szybkie pancakes z dodatkami borówek i nutelli. Oczywiście nie obyło się bez podjadania, ale popijałam herbatą, co miało chociaż jeden pozytywny skutek.
- A co tu tak pięknie pachnie? – zapytała Kate wychodząc z pokoju na przeciwko i dosiadając się do stołu.
- Takie tam rarytasy na dzień dobry. – odwróciłam się, by posłać uśmiech i z powrotem zaczęłam wykładać talerze oraz sztućce – Jak się spało?
- Bywało lepiej, rozsadza mi głowę nie do zniesienia. – zaśmiała się i zmrużyła oczy.
- Dobrze się składa, bo mam coś dla ciebie.. – chwyciłam za uchwyt w różowe kropki i podałam kubek do rąk przyjaciółki.
- Co to jest? – zerknęła na mnie kątem oka.
- Cytryna, imbir i chilli. – odpowiedziałam na co odpowiedziała mi skrzywieniem – Pij pij.
- Co z James'em? – odchrząknęłam, gdy przyjaciółka wypiła duszkiem połowę herbaty.
- Z nim? – zapytała – A nie jesteś ciekawa jak dotarłyśmy do domu? – zmieniła temat.
- Pewnie na czworaka. – zakpiłam.
- Tym razem na leżąco w bagażniku Impali – zaśmiała się czekając na moją reakcję – Nie sądziłam, że ktoś z naszych znajomych będzie posiadał lepszy samochód od nas!
- Kto ma Impale? – zapytałam zdezorientowana i przy okazji zakrztusiłam się pancakem.
- Bracia Winchester. – odparła, kreśląc kółka na stole – Mają mało miejsca przez te schowane skrzynki z narzędziami i innymi pierdołami, i zastanawiam się jak się tam pomieściłyśmy.
- Już wiem czemu tak mnie użerają plecy od rana! – mruknęłam – Czemu nie mogłyśmy zająć miejsc na tylnich siedzeniach?!
- Były zajęte przez jakiś kolejnych gości w garniturach. – wspomniała.
- A co z ich BMW 750, które ostatnio stało u nas pod restauracją? – przekręciłam głowę.
- To na czas biznesu, a Impala w tym czasie była lekko uszkodzona po ich ostatnim wyjeździe i zostawili ją w naprawię u przyjaciela rodziny.
- Wszystko wyjaśnione, ale dalej nie wiem co z James'em. Powiedz mi. – wymusiłam.
- No właśnie. – wymruczała Rose telepocząc się do nas i dosiadając się do stołu.
- A więc... – westchnęła – James z Carmen także bezpiecznie dotarli do domu. Nie wspomniałam, że jest ona córką komornika, z którym ma nie lada problem, także nasze zachowanie w stosunku niej też musimy brać pod wzgląd. Clarie powinnaś ją przeprosić..
- Słucham?! Nie ma nawet takiej opcji! – przewróciłam oczami.
- Wiem, że nieźle cię sprowokowała, ale przemyśl to. – zaproponowała Kate i ruszyła do swojego pokoju, by się przygotować.
- A ty Rose? Chyba nie zapomniałaś, że dziś sobota? – zapytałam przyjaciółkę-zombie, podśmiechując się jednocześnie.
- Sobota? – zapytała nie zdając sobie sprawy z dzisiejszych obowiązków.
- Studia? Kolokwium? – rzuciłam.
- O cholera! Czemu nie mówiłaś szybciej! – pobiegła do łazienki, biorąc po drodze w ręce to co udało się jej znaleść.
Wykłady miałyśmy równo o dziesiątej. Mając dokładną godzinę, zajęłam się przeglądaniem mediów społecznościowych i notatek z Macbooka.
***
- Dzień dobry. – przywitał się z nami profesor, stojąc na mównicy – Proszę wszystkich o zajęcie miejsc. – odrzekł i przez krótką chwilę drapał się po głowie, a potem pokierował się na lewo do drzwi. Przez ten czas zanim się zjawił, ponownie wyjęłam długopis, wzięłam łyka wody i ostatni raz rzuciłam okiem na notatki.
- Cześć. Przepraszam, że się nie odzywałem od wczoraj, ale Kate chyba wam wytłumaczyła? – zapytał James, zajmując miejsce rząd pod nami.
- Nie, nic się nie stało. – uśmiechnęła się Rose i spojrzała się w kierunku wracającego profesora.
- Zaszły małe zmiany. Dzisiejsze kolokwium zostanie przełożone na następny tydzień, ponieważ do naszych zajęć dołączy nowa osoba. – poinformował i kilka sekund później otworzyły się drzwi za nami. Obróciłam się, jednak nie wiem czy to moja pożądliwa ciekawość była większym grzechem, czy Carmen, która kroczyła w naszym kierunku w tej samej wyzywającej sukience co zeszłej nocy.
***
Spełniliście warunek, więc rozdział wleciał.
Muszę się przyznać, że podoba mi się ucinanie w najciekawszych momentach. No, ale za coś musicie mnie „pokochać". Następne rozdziały dopiero za tydzień!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro