Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Decimo.

— Co ona tu robi? — gwałtownie wychyliłam się do przodu i pociągnęłam James'a za włosy, by skierować jego wzrok na mnie. Lekko przesadziłam i musiało to wyglądać strasznie w oczach Rose i Kate, ale nie zamierzałam go przecież zabić.

— Skąd mam wiedzieć? Nie wspominała o tym, że rzuci służbę w kancelarii ojca. — syknął i złapał mnie za nadgarstek, odciągając od swoich włosów. Wyrwałam się z uścisku jak poparzona, po czym skrzyżowałam ręce i zgromiłam go spojrzeniem. Denerwowało mnie jego zachowanie, jednak nie mogłam nic zrobić.

— Pani Myers proszę zająć wolne miejsce i wyjąc notatnik. Nie ma co tracić cennego czasu. — profesor zwrócił się do Carmen, jednocześnie przeglądając ją z góry do dołu.

Na moje nieszczęście zaczęła kierować się po schodach w naszą stronę. Nie wiem jak tak błyskawicznie udało się jej nas znaleść pośród czterdziestu studentów, ale zaczęłam się bardziej obawiać, że z jej towarzystwem wywalą mnie znacznie szybciej niż tu przyszłam. Mimo, że w tej chwili to ona miała czerwoną miniówkę.

— James? Co ty tu robisz? — na jej twarzy wyrysowało się sztuczne zaskoczenie. Zajęła wolne miejsce obok chłopaka i mocno wtuliła się w jego ramię, na co prychnęłam.

— Tak się składa kochana, że przyszedł się tutaj uczyć. Nie rozpraszać jakimiś nieistotnymi sprawami. — wcięłam się, psując jej gierki, które miały zadziałać tylko i wyłącznie na nasze nerwy. Nie tym razem.

— Nieistotna sprawa? Chyba żartujesz. — powtórzyła moje słowa z nadzieją, że chłopak zwróci nam uwagę, jednak na marne. Siedział wgnieciony w krzesło, słuchając wykładów i kompletnie nie zwracając na nas uwagi, bawił się rogiem zeszytu, które później powodowało jego mizerny wygląd.

— Na to wygląda. — odparłam z pewnością siebie, patrząc na nią na tyle blisko, by nie umknąć wybuchowi, który zaraz nastąpi — Szkoda mi ciebie odpuszczać, ale sama rozumiesz. Trafiłam tutaj z powodu dokształcenia siebie, a nie kompleksów tatusia, także pozwól, że posłucham pana profesora.

Tak jak myślałam. Bomba została aktywowana tuż po śmiechu dziewczyn.

— James?! Słyszałeś to? — szturchnęła chłopaka po jej prawej z równie poirytowaną miną jak ja i moje przyjaciółki. Nie drgnął, więc wstała zwracając na nas uwagę studentów jak i profesora, który zamilkł i wsłuchał się w naszą głośną rozmowę.

— Usiądź Carmen. — westchnął chłopak, rozglądając się na boki.

— Teraz usiądź, ale przed chwilą nie miałeś języka w buzi. — prychnęła i zawiązała ręce, nie czując przytłaczających spojrzeń ze strony innych.

— Jesteś już dużą dziewczynką i sama powinnaś panować nad swoimi emocjami. — kontynuował, trzymając spokój potulnego baranka.

— Ja powinnam? — wrzasnęła, gestykulując na prawo i lewo.

— Tak jak widać. — odparł i podał jej rzeczy — Pogadamy potem.

Wytrzeszczyła oczy i po przekręceniu głową, wzięła od niego swoje własności. Uśmiechnęłam się zwycięsko na tą cała sytuację i po ostatnim kontakcie z jej oczami, mrugnęłam do niej przez co przez chwile myślałam, że w ostateczności rzuci się na mnie z pazurami. Jednak wyszła, akcentując swoją porażkę głośnym trzaśnięciem drzwi.

— Państwo się znali? — zapytał się wykładowca, podśmiechując bez żadnych skrupułów i sortując kartki, które miał dla nas przygotowane.

— Niestety. — odparłam, sama nie powstrzymując się od śmiechu i po ogłoszeniu przez niego krótkiej przerwy, pokierowałam się po schodach do wyjścia.

— Genialnie odegrane. — podsumowała Rose, przekraczając próg drzwi. Objęła mnie i Kate, prowadząc nas w stronę automatu z jedzeniem.

— Mówiłam, że się nią zajmę? — zapytałam z przekąsem i kontynuowałam nie czekając na odpowiedź — Do następnych zajęć mamy czas na przemówienie Jamesowi do głowy.

—Mam nadzieję, że ani on, ani ona nie będą sprawiali większych problemów. — przewróciła oczami Rose — Tylko ułatwią nam zakończenie tej chorej sytuacji.

— Możemy się tylko domyślać do czego ta wywłoka będzie zdolna. — fuknęła Kate i zmrużyła oczy na dźwięk frustrującego dzwonka, klnąc coś pod nosem — Co tak szybko?

— Pewnie śpieszy im się na mecz smoków. — odparła — Grają o siedemnastej.

— Kogo? — podniosłam brew, sygnalizując niewiedzę.

— Bradford Dragons. Nie znacie? — zdziwiła się, pokręcając lekko głową.

— Dobra nevermind, chodźmy na kolejne godziny tortur. — ponagliłam i pomknęłam do przodu.

— Ej nie zapomniałaś chyba o batoniku dla mnie? — krzyknęła, wskazując na dzisiejszego faworyta.

Jęknęłam, wyciągając z torebki portfel i podeszłam do automatu.


***
700 słów jest, ale mam wrażenie, że są straszliwie krótkie. Także, jeżeli spełnicie warunek piętnastu gwiazdek to zacznę pisać dłuższe + kolejny rozdział pojawi się jutro. Motywacja musi być.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro