Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

*8*

Właśnie dojechaliśmy do kawiarni. Chciałam już wysiąść, ale moje drzwi były otwarte. Spojrzałam na osobę, która mi otworzyła. Moi wzrok skrzyżował się z wzrokiem Jamesa, który się uśmiechał. Podał mi dłoń i wysiadłam z pojazdu.

Kolejny, raz nie puszczając mojej dłoni, ruszył pewnym krokiem do kawiarni. Miejsce było przytulne i takie domowe. Czułam się przez chwilę jak w domu mojej babci. Uśmiechnęłam się na te myśli.

Zajęliśmy stolik, po chwili przy naszym stoliku stała kelnerka.

-Dzień dobry. Co podać?-spytała. Na widok bruneta, oczy jej się zaświeciły. Mężczyzna to zauważył.

-Ja poproszę cappuccino i sernik, a ty kochanie?-spojrzałam na kelnerke, przez jej minę prawie wybuchłam śmiechem.

-Ja latte i też sernik skarbie.- powiedziałam  patrząc na bruneta i przenosząc wzrok na kelnerke. Ponownie miałam ochotę wybuchnąć śmiechem.

-Za chwilę podam państwa zamówienie.-powiedziała, a raczej warknęła.

Kiedy odeszła zaczęłam się śmiać, zresztą Maslow tak samo.

-Wi..widziałeś jej minę.-ponownie wybuchłam śmiechem.

-Myślałem że wybuchnie.-ledwo wydusił przez śmiech.

Chwilę nam minęło żeby się opanować .Przez chwilę czułam się jak nastolatka, która wyszła na spotkanie z kolegom.  Przypomniało mi się że szef dał mi teczkę. Wzięłam torbę do rąk.

-Czego szukasz?-spytał James.

-Teczki.- powiedziałam.

Wyjęłam zieloną teczkę z torby. Otworzyłam ją, a tam widniał napis:

"POWODZENIA TORI"

Zaśmiałam się. Spojrzałam na Jamesa, ale ten patrzył na mnie dziwnie. Pokazałam mu co napisał szef, a on również się zaśmiał.

Siedzimy tu już około godziny. Opowiadamy sobie różne śmieszne historie z dzieciństwa. Od śmiechu boli mnie już brzuch.

-Serio wrzuciłeś swojej babci żabę do buta?-zapytałam, a raczej wydukałam przez śmiech.

-No co? Chciałem zrobić żart, a babcia trafiła przezemnie do szpitala, bo prawie dostała zawału. Przyznałem się dopiero po pół roku w święta.-też się śmiał.

-Ale mnie brzuch boli.-przyznałam, łapiąc się za wspomnianą część ciała.

-Uwierz dawno się tak nie śmiałem.

Po chwili zaczął dzwonić mój telefon. Wyjęłam go z torby. Na wyświetlaczu widniało zdjęcie mojego brata. Przejechałam palcem po ekranie, aby odebrać i przystawiłam urządzenie do ucha.

-Cześć Douglas, co tam?-spytałam wesoło.

-Przyjedziesz do szpitala. Emma bolał brzuch i krwawiła. Boję się o nią i maleństwo.-powiedział płaczliwym tonem.
-Już jadę. W jaki szpitalu jesteście.-spytałam. Brat podał mi adres.-Ok za 15 minut będę.- powiedziałam i szybko zaczęłam się zbierać.

-Przepraszam James, ale moja bratowa trafiła do szpitala. Muszę jechać.

-Jasne rozumiem. Zawiozę Cię.-oznajmił i też zaczął się zbierać.

-Nie trzeba-powiedziałam i chwyciłam za torbę.

-A masz tu samochód. Nie sądzę że chcesz jechać do mnie po samochód i dopiero z tamtąd do szpitala. Jak Cię zawiozę będzie szybciej. Chodź.-powiedział.

Szybko zapłacił, nie czekając na resztę, chwycił mnie za rękę i szybko udaliśmy się do samochodu. Wsiedliśmy do niego. Brunet szybko go odpalił. Podałam mu adres szpitala. Po 10 minutach byłam na miejscu.

A tak mi się nudziło i napisałam kolejny😅. Co myślicie?😞😛


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro