*61*
-Tori, możemy pogadać?-pyta Ashton, po wkroczeniu do mojego pokoju.
-Emm.....tak jasne.-odpowiadam.
Poprawiam się na łóżku i opieram o zagłówek. Podciągam kolan, następnie kładę na nich podbródek. Mężczyzna siada na łóżku. Wzdycha ciężko i spogląda w moje oczy.
-Kim ona była i czego chciała?-spytał prosto z mostu.
-Nie ważne.-kręcę głową.
-Słyszałem że Ci groziła. Dlatego tu przyjechałaś? Boisz się jej? Skrzywdziła cię?-chciał zadać jeszcze jedno pytanie, ale przerwałam mu.
-Nie obraź się, ale to moja sprawa. Ta kobieta niedługo zniknie z mojego życia.-mówię.
-Rozumiem.-mówi- Nie powinienem mieszać się w twoje życie.-posyła mi słaby uśmiech i wstaje.
Nie wiem czemu, ale chwytam go za rękę. Odwraca głowę w moją stronę.
-Ja...-chcę coś powiedzieć lecz nic nie przychodzi mi do głowy.-Wybacz że ona tu przyszła. Nie wiedziałam że mnie znajdzie i że w ogóle będzie nie szukać.-mówię skruszona.
-Nie przejmuj się.-uśmiecha się i siada z powrotem na łóżko.-Chodzi mi o was.-wskazuje na mój brzuch.-Nie chcę aby coś wam się stało.-mówi szczerze.
-Spokojnie. James do tego nie dopuści-mówię pewnie.
-Mam nadzieję.-mówi jakby zły?- Za chwilę obiad.- wstaję i wychodzi.
Wzdycham ciężko i kładę się z powrotem. Nie chcę go okłamywać, ale też nie chcę tego, aby oglądał się za siebie i bał się że ktoś ponownie wkroczy do jego domu. Patrycja mówiła, że nie jest sama. Kto z nią jeszcze jest? Mason? Wszystko możliwe. On na pewne też będzie chciał zemsty.
Leżałam i myślała o wszystkim z 15 minut dopóki nie zaczęło mi burczeć w brzuchu. Nic dziwnego nie jadłam nic od rana, co jest nie rozsądne z mojej strony. Jestem w ciąży i powinnam jeść regularnie. Wstałam, więc z łóżka i podeszłam do drzwi. Wyszłam i skierowałam się na dół, do kuchni. Usiadłam na jednym z krzeseł, przy wyspie kuchennej. Ashton postawił przedemną talerz z obiadem.
-Smacznego.-uśmiechnął.
-Dziękuję.-odwzajemniłam gest i zaczęłam jeść.
Ashton usiadł obok mnie i w ciszy zjedliśmy posiłek. Gdy skończyłam, wstałam i zabrałam nasze talerze. Włożyłam je do zmywarki i odwróciłam się w stronę, jeszcze siedzącego mężczyzny. Oparłam się o blat. Nie wiedziałam co mam powiedzieć, aż w końcu on przerwał niezręczną, jak dla mnie ciszę.
-Obejrzymy coś?-spytał. Kiwnęłam głową.-Na co masz ochotę?-pyta.
-Nie wiem.-wzruszam ramionami.
-"Szybcy i wściekli"?-kiwam głową na jego propozycję.-To ja zrobię popcorn, a ty wybierz jaką chcesz część. Wszystkie płyty są w salonie. Za chwilę przyjdę.
Poszłam do salonu i wybrałam część jaką chcę obejrzeć. Wkładam płytę do DVD i włączam film. Siadam na kanapie, a za chwilę miejsce obok mnie jest już zajęte. Oglądamy film do wieczora, dopóki moja głowa nie opada na ramię mojego towarzysza.
Na drugi dzień, o dziwo nie budzą mnie mdłości. Podnoszę się do pozycji siedzącej i rozglądam. Jestem w mojej tymczasowej sypialni. Ashton musiał mnie przynieść. Wstaję i podchodzę do mojej walizki. Wyjmuję ciuchy i bieliznę na dziś, następnie idę do łazienki.
Wychodzę z łazienki po 20 minutach. Oczywiście długo nie cieszyłam się dobrym samopoczuciem, gdyż w środku dopadły mnie mdłości i musiałam "całować się" z muszlą klozetową. Wzdycham ciężko i schodzę na dół. W kuchni jest już Ashton i coś pichci.
-Dzień dobry.-witam się.
-O hej.-wita mnie wesoło.-Znów?-pyta, patrząc na moją twarz.
-Takie uroki ciąży-śmieję się.
-Zgadza się-dołącz się do mnie.
Mężczyzna podaję śniadanie, więc siadam do stołu. Jemu w ciszy.
-Pojedziesz ze mną na zakupy?
-Jasne, czemu nie.-uśmiecham się.
Biegnę tylko po torebkę, a po 5 minutach siedzimy oboje w samochodzie i jedziemy do super marketu. Spędzamy tam około godziny. Gdy Ashton stwierdza że mammy wszystko idziemy do kasy. Oczywiście ja też kupuje kilka rzeczy, po krótkiej kłótni z mężczyzną. Kiedy mamy już zapłacone rachunki, idziemy do samochodu i wracamy do domu. Niedługo potem jesteśmy na miejscu. Ashton pomaga mi wysiąść z auta. Kiedy jestem już na zewnątrz, spoglądam na Ashtona, a ten nagle mnie całuje. Jestem z początku zaskoczona, gdy się budziłam z transu, chciałam go odepchnąć, ale stało się coś gorszego.
-Nie przeszkadzam wam.-ten głos.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro