Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

*56*

Wróciłam do mieszkania. Nie płakałam, nie krzyczałam, nie użalałam się nad sobą, po prostu kiedy przekroczyłam próg mieszkania, od razu skierowałam się salonu. Dziewczyny siedziały przed telewizorem i oglądały jakiś film. Wszystkie na raz odwróciły się w moją stronę. Podeszłam do kanapy i usiadłam miedzy nie. Czułam na sobie ich wzrok. 

-Co się stało? Jesteś blada.-spytała Ariana.

-Coś z Jamesem?

Nie zdążyłam nic powiedzieć bo moje oczy zaszły mgłą.

Obudziły mnie promienie słońca. Otworzyłam powoli oczy i rozejrzałam się. Dookoła mnie były białe ściany. Była w szpitalu. Poczułam na mojej dłoni uścisk. Spojrzałam w jej stronę. Moja dłoń była ściśnięta przez inną, większą. Moje oczy powoli zaczęły przesuwać się po ręce, aż trafiły na brązowe włosy i twarz osoby, która była przytulona do moich nóg. Od razu poznałam kto to i przypomniał mi się wczorajszy wieczór.

To James. Co on tu robi? Czego chce? Wyrwałam szybko rękę z jego dłoni. Moje nogi podkuliłam, tak że jego głowa spadła na łóżko. Szybko poderwał ją do góry i zaczął się rozglądać. Jego wzrok skierował się na mnie. Chciał mnie przytulić, ale odepchnęłam go.

-Nie zbliżaj się.-warknęłam.

Spojrzał na mnie z żalem i smutkiem. Usiadł z powrotem na krześle. Po jego policzku pociekła łza. Chyba domyślił się o co chodzi.

-Ona mi coś dosypała.-powiedział.

-Nie wierzę.-mruknęłam.

-Proszę wysłuchaj mnie.

-Co mam słuchać?! Widziałam was! Byłeś nagi, ona z resztą też!-krzyknęłam, po moim policzku pociekły łzy.

-Kochanie, nie denerwuj się, jesteś w ciąży.-powiedział spokojnie, lecz jego głos drżał.

-Nie mów mi co mam robić, trzeba było mnie nie zdradzać!!! I niech nie obchodzi cię dziecko, ono jest moje!!-krzyknęłam

-Ja cię nie zdradziłem, a dziecko jest i będzie nasze!!-krzyknął na mnie.-Ona przyszła do mnie, bo chciała porozmawiać.-powiedział łagodnie. Nie chciałam na niego patrzeć więc odkręciłam się do niego plecami. Westchnął i kontynuował.- Poszliśmy do mojego gabinetu na dole, Rose przyniosła nam sok i wyszła na zakupy, bo czegoś jej brakowało do kolacji. Patrycja chciała jakieś dokumenty dotyczące naszego "małżeństwa". Odwróciłem się więc do teczki gdzie trzymam osobiste dokumenty. Potem odwróciłem się do niej z powrotem. Oczywiście pytałem po co jej one, ale powiedziała że potrzebne są jej przyszłemu mężowi i tyle. Po kilku łykach zrobiło mi się słabo i zemdlałem. Dalej już nic nie pamiętam. Obudziła mnie dopiero Rose i powiedziała że uciekłaś. Po Patrycji nie było śladu. Chwilę po tym zadzwoniła Dana mówiąc mi że jesteś w szpitalu.

Usłyszałam jak wstał, przy kulach obszedł łóżko dookoła i usiadł na krześle po drugiej stronie. Spojrzał mi w oczy. Z jego, jak i moich, leciały łzy. 

-Kocham cię i nigdy bym cię nie zdradził. Błagam uwierz mi.-jego głos się łamał.

-Wyjdź.-powiedziałam cicho. Mój głos był zachrypnięty.-Wyjdź-powiedziałam głośniej.

Popatrzył na mnie i po chwili wstał z krzesła, następnie podszedł do drzwi. Odwrócił się.

-Kocham cię.-i wyszedł.

Moje oczy ponownie wyprodukowały łzy, które moczyły poduszkę. 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro