*53*
Zachwiał się i...
Upadłby gdyby nie rehabilitator. Wystraszona zakryłam ręką usta i chciałam podejść. Lecz poczułam, jak ktoś złapał mnie za ramię. Odwróciłam głowę. Zobaczyłam siostrę Jamesa, która pokręciła głową. Cofnęłam się i przeniosłam wzrok na Jamesa. Rehabilitator chwycił go w pasie i przytrzymał. Brunet wyprostował się i ponownie chwycił za barierkę. Jego ręce strasznie się trzęsły. Ponownie zrobił krok i tym razem udało mu się. Krok za krokiem i doszedł do końca barierek.
-Proszę o wózek.-powiedział rehabilitator.
Dopiero teraz zorientowałam się że w pomieszczeniu była kobieta. Poprowadziła wózek i ustawiła go tak, aby James usiadł na niego. Gdy to zrobił pielęgniarka odjechała od barierek. Następnie pomogła mu zdjąć protezę.
-Na dziś starczy.-powiedział mężczyzna.-Jutro też Pan poćwiczyć.
-Jasne.-mruknął zmęczony James.
-Proszę odpocząć.-powiedział i wyszedł z pomieszczenia.
Chwyciłam rączki wózka i pchnęłam go do przodu. Chris otworzyła mi drzwi. Wyszliśmy na korytarz. Kiedy byliśmy niedaleko wind zadzwonił telefon Elli.
-Wybacz braciszku ale muszę iść. Coś dzieje się w firmie.-powiedziała.
-Co się dzieje?-spytał.
-Emm....ktoś pomylił zamówienia.-powiedziała.-Tato, pojedziesz ze mną?-spytała.
-Oczywiście.
Wszyscy się z nami pożegnali i poszli w stronę wind. Z racji tego że byliśmy na piętrza, na którym znajdowała się sala Jamesa, nie musiałam nią jechać. Całą drogę do sali, James się nie odzywał. Milczał. Westchnęłam i otworzyłam drzwi do sali. Wprowadziłam go do środka i zamknęłam za nami drzwi. Podjechałam wózkiem do łóżka. Chciałam mu pomóc wstać, ale Zatrzymał mnie gestem ręki. Wstał powoli, trzymając się łóżka i usiadł na nim. Jego mina była bez wyrazu. Pokierowa.
-Kochanie, co się dzieje?-spytałam, siadając obok niego. Przecież ten dzień miał być szczęśliwy.
-Nic.-powiedział z westchnięciem i położył głowę na moich nogach.
-Chodzi o tą pomyłkę w firmie?-spytałam głaszcząc go po głowię.
-Nie.
-A więc o co?-nie dawałam za wygraną.
-Widziałaś, prawie leżałem na podłodze.-Powiedział smutnym głosem.
-Przecież to twoja pierwsza próba, z resztą nie chodziłeś od prawie dwóch miesięcy. -powiedziałam.
-Wiem.-westchnął.
Siedzieliśmy już tak z godzinę, kiedy do drzwi zaczął ktoś pukać, a następnie wszedł do środka. Był to lekarz. W dłoniach miał teczkę. Szybko wstałam.
-Witam Państwa-powiedział. otworzył teczkę.-Panie Jamesie po sprawdzeniu pańskich wyników badań stwierdzam iż może pan wyjść już dziś.-uśmiechnął się w jego stronę.
-Naprawdę?-lekarz kiwnął głową.
-Wypiszę panu wypis i 12 będzie pan wolny.-potwierdził i wyszedł.
Pisnęłam i przytuliłam się mocno do niego. On odwzajemnił mój gest. Oderwałam się i spojrzałam na niego. Jego twarz nie była już smutna. Cieszył się że w końcu wychodzi z tych czterech białych ścian. Przywarł do moich ust. Całowaliśmy się długo i namiętnie. Oderwałam się od niego.
-Musisz się spakować.
-Pomożesz mi gwiazdeczko?-spytał
-Tak.-szepnęłam i cmoknęłam go szybko w usta.
Wstałam i wyjęłam jego torbę z pod łóżka. Położyłam ją na łóżko i rozsunęłam zamek. Podeszłam do małej szafki i po kolej wyjmowałam jego rzeczy następnie podawałam mu je, a on układał w walizce. Kiedy wszytko było spakowane mężczyzna zadzwonił do Chrisa, swojego kierowcy, aby ten po nas przyjechał.
O równo dwunastej do sali wszedł lekarz. Podał wypis Jamesowi.
-Proszę na siebie uważać. Rehabilitacja nadal będzie odbywała się u nas, kilka razy w tygodniu. Powodzenia.-pożegnał się i wyszedł.
Chwilę po ni przyszedł Chris. Zabrał walizkę Jamesa. James usiadł na jego prywatnym wózku. Pchnęłam go i udaliśmy się do wind następnie do samochodu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro