Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

*53*

Zachwiał się i...

Upadłby gdyby nie rehabilitator. Wystraszona zakryłam ręką usta i chciałam podejść. Lecz poczułam, jak ktoś złapał mnie za ramię. Odwróciłam głowę. Zobaczyłam siostrę Jamesa, która pokręciła głową. Cofnęłam się i przeniosłam wzrok na Jamesa. Rehabilitator chwycił go w pasie i przytrzymał. Brunet wyprostował się i ponownie chwycił za barierkę. Jego ręce strasznie się trzęsły. Ponownie zrobił krok i tym razem udało mu się. Krok za krokiem i doszedł do końca barierek.

-Proszę o wózek.-powiedział rehabilitator.

Dopiero teraz zorientowałam się że w pomieszczeniu była kobieta. Poprowadziła wózek i ustawiła go tak, aby James usiadł na niego. Gdy to zrobił pielęgniarka odjechała od barierek. Następnie pomogła mu zdjąć protezę. 

-Na dziś starczy.-powiedział mężczyzna.-Jutro też Pan poćwiczyć.

-Jasne.-mruknął zmęczony James.

-Proszę odpocząć.-powiedział i wyszedł z pomieszczenia.

Chwyciłam rączki wózka i pchnęłam go do przodu. Chris otworzyła mi drzwi. Wyszliśmy na korytarz. Kiedy byliśmy niedaleko wind zadzwonił telefon Elli.

-Wybacz braciszku ale muszę iść. Coś dzieje się w firmie.-powiedziała.

-Co się dzieje?-spytał.

-Emm....ktoś pomylił zamówienia.-powiedziała.-Tato, pojedziesz ze mną?-spytała.

-Oczywiście.

Wszyscy się z nami pożegnali i poszli w stronę wind. Z racji tego że byliśmy na piętrza, na którym znajdowała się sala Jamesa, nie musiałam nią jechać. Całą drogę do sali, James się nie odzywał. Milczał. Westchnęłam i otworzyłam drzwi do sali. Wprowadziłam go do środka i zamknęłam za nami drzwi. Podjechałam wózkiem do łóżka. Chciałam mu pomóc wstać, ale Zatrzymał mnie gestem ręki. Wstał powoli, trzymając się łóżka i usiadł na nim. Jego mina była bez wyrazu. Pokierowa.

-Kochanie, co się dzieje?-spytałam, siadając obok niego. Przecież ten dzień miał być szczęśliwy. 

-Nic.-powiedział z westchnięciem i położył głowę na moich nogach. 

-Chodzi o tą pomyłkę w firmie?-spytałam głaszcząc go po głowię. 

-Nie.

-A więc o co?-nie dawałam za wygraną.

-Widziałaś, prawie leżałem na podłodze.-Powiedział smutnym głosem.

-Przecież to twoja pierwsza próba, z resztą nie chodziłeś od prawie dwóch miesięcy. -powiedziałam.

-Wiem.-westchnął.

Siedzieliśmy już tak z godzinę, kiedy do drzwi zaczął ktoś pukać, a następnie wszedł do środka. Był to lekarz. W dłoniach miał teczkę. Szybko wstałam. 

-Witam Państwa-powiedział. otworzył teczkę.-Panie Jamesie po sprawdzeniu pańskich wyników badań stwierdzam iż może pan wyjść już dziś.-uśmiechnął się w jego stronę.

-Naprawdę?-lekarz kiwnął głową.

-Wypiszę panu wypis i 12 będzie pan wolny.-potwierdził i wyszedł. 

Pisnęłam i przytuliłam się mocno do niego. On odwzajemnił mój gest. Oderwałam się i spojrzałam na niego. Jego twarz nie była już smutna. Cieszył się że w końcu wychodzi z tych czterech białych ścian. Przywarł do moich ust. Całowaliśmy się długo i namiętnie. Oderwałam się od niego.

-Musisz się spakować.

-Pomożesz mi gwiazdeczko?-spytał  

-Tak.-szepnęłam i cmoknęłam go szybko w usta.

Wstałam i wyjęłam jego torbę z pod łóżka. Położyłam ją na łóżko i rozsunęłam zamek. Podeszłam do małej szafki i po kolej wyjmowałam jego rzeczy następnie podawałam mu je, a on układał w walizce. Kiedy wszytko było spakowane mężczyzna zadzwonił do Chrisa, swojego kierowcy, aby ten po nas przyjechał.

O równo dwunastej do sali wszedł lekarz. Podał wypis Jamesowi.

-Proszę na siebie uważać. Rehabilitacja nadal będzie odbywała się u nas, kilka razy w tygodniu. Powodzenia.-pożegnał się i wyszedł.

Chwilę po ni przyszedł Chris. Zabrał walizkę Jamesa. James usiadł na jego prywatnym wózku. Pchnęłam go i udaliśmy się do wind następnie do samochodu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro