*51*
Dziś wychodzę ze szpitala. Jestem szczęśliwa, bo spędziłam tu prawie dwa tygodnie i nie mogła długo być u Jamesa. Gdy nie było mnie w sali dłużej niż godzinę, mój lekarz przychodził po mnie albo wysyłał pielęgniarki. A od teraz mogę siedzieć u bruneta całe dnie i nikt mi nie zabroni. James musi zostać tu jeszcze tydzień.
Uśmiechnęłam się i chwyciłam mój plecak, zarzuciłam go na ramię i o kulach powoli ruszyłam do wyjścia z sali. Przed nią czekał mój brat. Uśmiechnięty spojrzał na mnie. Chciał aby dała mu plecak, więc to zrobiłam. Poszliśmy wspólnie do lekarza po wypis i byłam "wolna".
Douglas zabrał moje rzeczy i pojechał, a ja poszłam do sali gdzie leżał James. Gdy weszałam do środka był z nim jego lekarz. Rozmawiali o czymś.
-Dzień dobry.-kiwnęłam głową w stronę lekarza.
-Dzień dobry.-odpowiedział.-Wszystko już Pan wie, więc zostawię państwa samych.-zwrócił się do uśmiechniętego Jamesa i wyszedł.
-Chodź.-powiedział szczęśliwy.
-Stało się coś?-spytała i podeszłam bliżej. Usiadłam na krześle zaraz obok jego łóżka i chwyciłam go za dłoń.
-Stało.-powiedział.-Lekarz powiedział że za tydzień mogę już ponownie uczyć się chodzić.
-Serio?-spytałam uśmiechnięta. Kiwnął głową.-Ale to nie za wcześnie?-spytałam przejęta.
-Nie. To najwyższy czas. Lekarz mówił że moja rana bardzo dobrze się goi. Codziennie przychodzi rehabilitator i ćwiczy moją resztkę nogi, która jest już gotowa, aby zacząć od nowa.-zaśmiał się i poklepał swojego, lewego kikuta.
-Cieszę się.-uśmiechnęłam się do niego.-Z mojej za dwa dni zdejmą gips.-wskazałam na moją kończynę.
-A kołnierz?-spytał, patrząc na moją szyję, zasłoniętą kołnierzem ortopedycznym.
-Jeszcze kilka dni muszę go nosi. Potem w razie bólu głowy lub odcinku szyjnego mam go zakładać.-wyjaśniłam.
-Przepraszam.-powiedział po chwili ciszy.
-Za co?-spytałam marszcząc brwi gdyż nie rozumiałam o co chodzi.
-Za ten wypadek. Mogłem odwołać lot i nic by się nie stało. Oni by nie zginęli, ty była byś cała i zdrowa.-spuścił głowę i pokręcił nią.
Wstałam powoli z krzesła. Usiadłam obok niego na łóżku i objęłam ramieniem. Wtulił głowę w moje piersi. Jego ciałem wstrząsnął szloch. Płakał dosyć długo. Pozwoliłam mu na to, bo wiem że trzymał to w sobie zbyt długo. Głaskałam go po plecach i nuciłam cicho piosenkę, tą samą, którą nuciła mi mama gdy płakałam. Była to kołysanka. A po chwili śpiewałam:
-Już gwiazdy lśnią,
już dzieci śpią,
sen zmorzył twą laleczkę,
więc główkę złóż
i oczka zmruż,
opowiem ci bajeczkę.
Był sobie król,
był sobie paź
i była też królewna.
Żyli wśród róż,
nie znali burz,
rzecz najzupełniej pewna.
Kochał ją król,
kochał ją paź,
kochali ją we dwoje
i ona też
kochała ich
kochali się we troje.
Lecz straszny los,
okrutna śmieć
w udziale im przypadła:
króla zjadł pies,
pazia zjadł kot,
królewnę myszka zjadła.
Lecz żeby ci nie było żal,
dziecino ukochana;
z cukru był król,
z piernika paź,
królewna z marcepan.
Kiedy kończyłam, usłyszałam jego cichy śmiech. Spojrzałam w dół i zobaczyłam jak mi się przygląda.
-Skąd ją znasz?-spytał.
-Mama mi ją śpiewała kiedy byłam smutna lub miałam zły dzień. Zawsze rozkładała koce i poduszki na kanapę i wołała mnie. Potem przytulała i śpiewała ją. Zawsze poprawiał mi się potem humor.-uśmiechnęłam się.-Poznała ją kiedy była w Polsce, jako nastolatka. Kobieta u której mieszkała nauczyła ją jej. Mama umiała ją śpiewać po polsku i po angielsku.-dodałam.
-Zaśpiewasz ją jeszcze raz?-spytał. Kiwnęłam głową i ponownie zaczęłam śpiewać.
Był sobie król – album Maryli Rodowicz wydany w roku 1984 nakładem wytwórni Polton.
Hej!!! Co tam u was??? Już za 20 dni święta!!! Kto się cieszy, bo ja bardzo??
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro