Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

*43*

Do hotelu wróciliśmy późnym wieczorem. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka, następnie wpuściłam Jamesa. Był wstawiony. Wypił z Ottonem kilka kieliszków wódki, lampkę wina i po nim. A ja wiedziałam że pijany James to marudny James. Westchnęłam ciężka kiedy zobaczyłam że rozbiera się od wejścia i kończy na łóżku w samych bokserkach. Przypomniało mi to wieczór u jego rodziców. Westchnęłam ciężko, ale uśmiechnęłam się.

Pozbierałam po drodze jego ubrania i położyłam je na kanapie. Zdjęłam szpilki, potem sukienkę i w samej bieliźnie podeszłam do walizki. Sięgnęłam koszulkę Jamesa i założyłam ją na siebie. Zmęczona położyłam się obok niego, następnie przykryłam nas kołdrą. Po chwili już spałam.

Kilka dni zleciało nam bardzo szybko. Spotkaliśmy się jeszcze kilka razy z Państwem Otton. Bardzo ich polubiłam. Są wesołym i kochającym się małżeństwem.

-Do zobaczenia za rok.- powiedziała Helena.

-Mamy nadzieję że zobaczymy się w tym samym składzie.-zaśmiał się mąż kobiety.

-Spotkamy się wcześniej, na naszym ślubie.-James objął mnie ramieniem i cmoknął w czoło. Spojrzałam na niego zdziwiona, ale on tego nie zauważył. Czy on naprawdę tego chcę? I czy chcę tego ja?

-Och...to będzie coś pięknego.-kobieta przytuliła się do męża.-Pamiętasz Haroldzie nasz ślub.-westchnęła i rozmarzyła się.

-Ciężko zapomnieć o tobie w białej sukni.-powiedział.

Uśmiechnęłam się patrząc na nich. Są uroczy.

-Panie Maslow czas ruszać.-nawet nie zauważyłam że stanął obok nas pilot. James kiwnął głową.

-Już idziemy.-powiedział.

Przytuliłam Panią Helenę, a jej mąż pocałował moją dłoń. James również się z nimi pożegnał i wraz ze mną udał się do samolotu. Przed wejściem do środka, pomachałam im, co odwzajemnili. Usiadłam na fotelu, przypięłam pasami i spojrzałam na Jamesa. Mężczyzna rozmawiał jeszcze z pilotem. Było widać że jest zły. Po chwili siedział obok mnie i zapinał pas.

-Mamy jednego pilota.-powiedział wkurzony.

-Czemu?

-Tamten zachlał się w trupa i nie pojawił się-warknął.

-A stewardessy?

-Jednej kazałem z nim zostać. Wrócą pasażerskim.

-A może się coś stać jeśli niema jednego z pilotów?

-Teoretycznie nie, ale jeśli coś mu się stanie i straci panowanie: tak.

-O Boże.-szepnęłam cicho.

-Nie martw się. To zdrowy mężczyzna nic się nie stanie.-powiedział i spojrzał na moją bladą twarz.-Trzeba było ci tego nie mówić.-mruknął.-Jestem głupi.-dodał.

W mojej głowie utworzyły się scenariusze. Najgorszy jest taki samolot spada i wszyscy giniemy. Ale jeszcze w tedy nie wiedziałam że któryś z nich się spełni.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro