*23*
Pokój mnie przeraził. Był duży, dominowała w nim czerwieni i czerń. Był straszny. Na środku stało duże łóżko, przykryte czarną pościelą. Po prawej stronie były różne bicze, pejcze inne rzeczy których nieznałam. Po lewej były jakieś kajdanki, a w suficie haki. Na wprost łóżka były półki, na których buły inne zabawki erotyczne.
-I jak?-spytał z uśmiechem. Odwróciłam się do niego.
-A co ma być?-powiedziałam zła.-Myślałam że jesteś inny, ale jesteś jak każdy bogaty facet. Chcesz mieć kobietę tylko do odstresowania się. Boże z kim ja się zdawałam?-złapałam się za głowę i spojrzałam w podłogę.
-Ja Cię do niczego nie zmuszam i nie chcę Cię zmuszać. Nie podpisałaś umowy, więc nic nie zrobię.-wyjaśnił.
Spojrzałam na niego. Patrzył na mnie pewnym siebie wzrokiem. Nie wytrzymałam. Szybkim krokiem ruszyłam w stronę wyjścia, nawet na niego nie patrząc. Prawie biegnąc pokonałam korytasz następnie schody. Chciałam wziąć już swój płaszcz kiedy poczułam mocny uścisk na nadgarstku. Zostałam brutalnie odkręcona.
-Porozmawiajmy.-powiedział.
-Już rozmawialiśmy. Puść mnie.-warknęłam zaczęłam się szarpać.
Ale on nic sobie z tego nie robił. Pociągnął mnie za nadgarstek w stronę salonu. Posadził mnie na jednej z trzech kanap i zaczął chodzić w kółko. Ja rozmasowałam sobie bolącą rękę.
-Słuchaj, ja...-westchnął i usiadł na stoliczku kawowym na przeciw mnie.-Ja odkąd Cię poznałem chciałem Cię mieć. Chciałem żebyś była moja. Chciałem być twój.-powiedział.
-Mój?-spytałam.
-Tak. Podczas gdy trwa nasza umowa, nie mogę spać z innymi kobietami.-powiedział. -Nawet jest to zawarte w umowie.-dodał.
Wzięłam głęboki oddech. Przez dłuższą chwilę siedzieliśmy w ciszy. Żadne z nas się nie odbywało. Ja patrzyłam na swoje dłonie, a on na mnie. Czułam to. Jego przenikliwy wzrok.
-Wybacz, nie zgadzam się.-powiedziałam i wstałam z miejsca.
Powoli ruszyłam do drzwi. Pierwsza łza poleciała po moim policzku. Chwyciłam za płaszcz następnie go zakładając. Wzięłam w dłoń torebkę. Wróciłam na chwilę do salonu. Siedział tam cały czas w tym samym miejscu. Wzrok miał zwrócony w podłogę.
-Żegnaj James.-powiedziałam, a moje oczy produkowała jeszcze więcej łez.
Wyszłam z jego mieszkania. Wyjęłam telefon z torebki i zadzwoniłam po taksówkę. Nie czekałam długo, bo kiedy wyszłam z budynku już za mną czekała. Wsiadłam i podałam adres kierowcy.
Po 30 minutach byłam na miejscu. Zapłaciłam kierowcy i ruszyłam w stronę mojego bloku. Weszłam do mieszkania. Nic nie zdejmując poszłam do siebie. Minęłam dziewczyny, bez słowa. Weszłam do pokoju i zamknęłam drzwi na klucz. Zdjęłam płaszcz, następnie buty. Rzuciłam je gdzie, nawet się nimi nie przejmując. Podeszłam do szafy. Wyjęłam koszulkę na ramiączka i spodenki. Wzięłam jeszcze bieliznę i wyszłam z pokoju, z zamiarem pójścia do łazienki. Szybko się tam przemknęłam.
Czysta i ubrana wróciłam do pokoju. Położyłam się do łóżka i od razu moje oczy wypełniły łzy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro