Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

*21*

Brunet zatrzymał się pod moim blokiem.

-Zaraz wracam.-powiedziałam i szybko wysiadłam z samochodu.

Szybkim krokiem weszłam do mieszkania i pomknęłam do swojego pokoju. Wybrałam ubrania na dziś. Wyszłam z pokoju i udałam się do łazienki. Rozebrałam się i wskoczyłam pod przysznic. Umyłam się i wyszłam. Wzięłam ręczni. Wytarłam się, następnie założyłam ciuchy. Odwróciłam się w stronę lustra. Chwyciłam za szczotek. Chciałam zacząć się czesać, ale zauważyłam coś na szyji. Przyjżałam się czerwonej plamie i zdałam sobie sprawę co to jest. Była to malinka, na szczęście nie za duża, więc zakryłam ją makijażem.

Gotowa i zła wyszłam z łazienki. Chwyciłam torbę oraz płaszcz. Żadnej z dziewczyn nie było więc zamknęłam drzwi i zeszłam na dół.

Gdy byłam na dole, od razu weszłam do samochodu i spojrzałam na Jamesa. Posłałam mu wściekłe spojrzenie.

-Coś ty taka zła?-spytał, wyjeżdżając na drogę.

-I ty się pytasz czemu?-powiedziałam 

-No tak...-powiedział

-Zatrzymaj się.-mruknęłam. James powoli zjechał na parking i zaparkował go. Wyłaczył go następnie spojrzał na mnie.-Co to jest?-spytałam odgarniając włosy.

-Yyy...malinka.-powiedział jakby to była oczywista rzecz na świecie.

-A ile ty masz lat?

-26-powiedział dumnie.

-Masz 26 i zachowujesz się jak dzieciak?

-Może i zachowuje się jak dzieciak, ale niech wiedzą że jesteś moja!!-krzyknął.

-Nie jestem twoja!-odkrzyknęłam.

-Jesteś i nikt mi Ciebie nie zabierze. Rozumiesz.-powiedział.

-Jesteś nienormalny.-powiedziałam i chciałam wyjść lecz złapał mnie za rękę.

-Proszę porozmawiajmy. Przyjadę po Ciebie kiedy skończys. Pojedziemy na kawę, albo coś zjeść i wszystko ci wyjaśnię proszę.-powiedział błagalnyn głosem.-Wtedy zdecydujesz.-dodał i wyjechał z powrotem na drogę.

Cały dzień myślałam co chce powiedzieć mi James, przez co dostałam upomnienie od szefa, bo byłam tak zamyślona że nie słyszałam jak mówił do mnie. Właśnie dochodzi godzina mojego wyjścia z pracy. Denerwowałam się jak nigdy. Wzięłam swoje płaszcz i torebkę. Chciałam już wyjść, ale zatrzymał mnie głos mojego szefa.

-Tori, poproszę Cię na chwilę.

Ruszyłam w stronę jego gabinetu. Zamknęłam za sobą drzwi. Wskazał fotel. Usiadłam na nim.

-Tori co się z tobą dzieje?-spytał.

-Ja...to znaczy...-wzięłam głęboki oddech-Mam małe problemy i jestem trochę rozkojarzona, a dodatkowo moja bratowa poroniła kilka dni temu i...-nie wiedziałam co dodać.

-Przykro mi z powodu twojej bratowej ale to jest praca. Musisz zostawić problemy w domu. Rozumiem że to jest trudne ale postaraj się.-powiedział-Dobrze idzi już do domu i odpocznij. Do zobaczenia jutro.-wstał więc zrobiłam to i ja.

-Dziękuję i przepraszam. Do zobaczenia.

Wyszłam z budynku. Powolnym krokiem szłam na parking gdzie czekać miał na mnie James. Rozejżałam się po parkingu i zobaczyłam go jak opierał się o swój samochód. Miał głowę spuszczoną w dół i patrzył w swoje buty. Dopiero kiedy stanęłam na przeciw niego, a ten spojrzał na mnie.

-No to jedziemy.-uśmiechnął się i otworzył mi drzwi.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro