Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

*12*

Jedziemy jakieś dwie godziny. Niedawno zjechaliśmy z autostrady i jedziemy jakąś polną drogą. Jechaliśmy jakieś dwa kilometry, po których zobaczyłam dom. Był piękny. Dokoła niego rosła zielona łąka, na której rosły różne kwiaty czerwone, żółte i białe. Dokoła łąki był las.

Zdziwiona spojrzałam na Jamesa. Ten tylko się uśmiechnął. Zaparkował samochód i wysiadł z niego, co również uczyniłam. Stanął obok mnie. Chwycił moją dłoń i ruszył w stronę drzwi. Bez pukania wszedł do środka.

-Mamo!-krzyknął. Spojrzałam na niego z mordem w oczach. Ten tylko się zaśmiał widząc moją groźną minę.

-Czemu mi nie powiedziałeś?-spytałam zła.

-A przyjechałabyś?-spytał unosząc brew do góry.

-James!-usłyszałam kobiecy krzyk, po chwili mężczyzna był w kobiecym uścisku.

Kobieta była niska, więc brunet musiał się schylić aby oddać uścisk. Była ona szczupłą brunetką.

-Kto z tobą przyjechał?-spytała spoglądając na mnie.

-Victoria, ale może mi Pani mówić Tori.-powiedziałam uśmiechając się i wyciągając dłoń w jej kierunku.

-Cathy Bruge Maslow, matka Jamesa.-przedstawiła się, podając mi dłoń. Uśmiechnęła się.

-Gdzie ojciec?-spytał chłopak.

-Położył się. Źle się poczuł.

-Jak się czuję.-spytał wystarszony. Z tego co wiem jego ojciec ma problemy z sercem.

-Spokojnie. Był już u niego lekarz, powiedział ze wszystko dobrze, ale kazał żeby się położył. Wziął leki, wieczorem będzie dobrze.-powiedziała kładąc dłonie na ramionach syna.

-To dobrze. My pójdziemy do stadniny, potem do niego zajrzę.-powiedział. Kiwnęła głową.

-Idźcie, idźcie.-powiedziała uśmiechnięta-Tylko wrocicie na kolację.

Wyszliśmy na tył domu. Z daleka ujrzałam sześć koni. Przeszliśmy do zagrody.

-John.-zawołał James.

-Panie Jamesie.-powiedział uśmiechając się.

-Przygotuj Pioruna i Lalkę.-powiedział.

-James.-szepnęłam.

-Tak?

-Ja nigdy nie jeździłam konno. Boję się.-przyznałam.

-John, przygotuj tylko Pioruna.

Mężczyzna kiwnął głową i poszedł do stadniny. Czekaliśmy chwilę rozmawiając o głupotach, gdy zobaczyłam pięknego czarnego konia.


Patrzyłam na niego jak w obrazek. W końcu poczułam rękę na plecach i jak ktoś popycha mnie do przodu. Podeszliśmy z Jamesem do konia. James pomógł mi wsiąść i po chwili siedział za mną. Chwycił z wodze( nie wiem czy dobrze napisałam ;)) i ruszyliśmy z miejsca, po chwili jechaliśmy już galopem.

-Ale super.-powiedziałam śmiejąc się.

-Chcesz?-spytał, zwalniając i podając mi wodzę.

-Ale...-nie dał mi dokończyć bo dał mi, no dobra wepchnął mi ją do rąk.

-I powoli.-powiedział.

Ruszyliśmy leśną alejką. Jechaliśmy powoli. Rozkoszowałam się leśnym powietrzem. Świeżym i czystym. Dojechaliśmy na śliczne jeziorko.

-Wow.-powiedziałam.-Śliczne.

-Wiem. Znalazłem je dwa miesiące temu. Jest super do przemyśleń.-powiedział i zsiadł z konia, po chwili pomagając mi zejść.



Wiem że spóźnione, ale...

Wszystkiego najlepszego z okazji naszych świąt Wielkanocnych. Spędzicie je z rodziną i przyjaciółmi jak najlepiej, no i mokrego dyngusa. Kocham😘😘😘🐇🐑🐰🐣🐤.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro