Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 67

Theo przymknął oczy i przetarł twarz dłońmi. Leżał na plecach i nie miał siły wstawać do Dereka, który kolejny raz tego ranka musiał zwrócić zawartość żołądka. Raeken nie miał pojęcia, która jest godzina, ale za oknem było zupełnie ciemno, a budzik nie dzwonił. Nastolatek mimowolnie słuchał tego jak Halem za ścianą wstrząsają torsje. Słyszał też jak po wszystkim została spuszczona woda. Przechylił głowę, spoglądając w kierunku otwartych drzwi od łazienki. Ze swojego miejsca widział już Dereka, pochylającego się nad umywalką. Nawet z tej perspektywy wyglądał na ledwo żywego. Nie miał na sobie koszulki, Theo w jego odbiciu lustrzanym dostrzegał początek rysy na lewym boku. Wciąż nie potrafił pozbyć się czarnych scenariuszy, które siedziały w jego głowie, odkąd zobaczył tę ranę. Hale przemył twarz wodą, a potem zaczął czyścić zęby, już któryś raz dzisiaj, przez to wymiotowanie.

Theo nie odezwał się do niego ani słowem. Obserwował tylko co się z nim dzieje, powstrzymując od komentarzy i ukazując swoją obojętność na skutki zażywania narkotyków, jakie dopadały Dereka. Wkrótce Hale wrócił do łóżka, Theo postarał się nie złapać z nim kontaktu wzrokowego. Starszy ciężko położył się i schował pod kołdrę, kuląc pod nią. Theo wyczuł dreszcze, które nim wstrząsnęły. Zacisnął szczękę, pozostając przy swojej obojętności. W inny sposób nie dotrze do niego. Zaczął myśleć o tym, by po prostu stąd wyjść, wrócić do domu. Musiał wyrobić się z tym przed pójściem do pracy i im dłużej tutaj siedział, tym mniej miał na to czasu. Sięgnął po telefon i sprawdził godzinę. Przeklął w duchu, bo dochodziła dopiero czwarta nad ranem. Jakby bardziej odczuł swoje niewyspanie. Stracił chęci do wstawania, choć towarzystwo Dereka nie było dla niego komfortowe. Nie, odkąd miał świadomość, że mężczyzna wrócił do nałogu.

Cisza, która trwała z nimi, stawała się dla Theo coraz cięższa. Kantem oka widział, że Derek leżał na boku, przodem do niego. Musiał trochę wytrzeźwieć, skoro nie próbował się do niego przytulać. Niedługo leżeli, po kilkunastu minutach mężczyzna znów szedł szybszym krokiem do łazienki, w której drzwi nawet nie zamknął po ostatnim razie. Theo ponownie słyszał jego torsje, choć on już chyba nie miał czym wymiotować.

Raeken poddał się i pomimo niewyspania, wstał z łóżka. Zszedł na dół, do kuchni i sprawdził w odpowiedniej szafce, czy Derek ma jakieś elektrolity. Wziął je, na wszelki wypadek sprawdził datę, bo kojarzył to opakowanie z ostatniego razu, gdy były potrzebne. Wkrótce wracał na górę ze zrobionymi elektrolitami, kolejną szklanką i tabletkami na ból głowy w kieszeni.

- Uwaga, zapalam światło - ostrzegł Hale'a nim nacisnął włącznik. Mrok rozjaśniła lampa stojąca nieopodal łóżka, na którym kulił się Derek. Theo podszedł bliżej krawędzi materaca. - Chodź, wstawaj.

Szturchnął jego bark, mężczyzna jakby z trudem podniósł się do siadu, Raeken wtedy podał mu kubek z roztworem elektrolitów. Na szafce nocnej położył tabletki i szklankę z wodą.

- Tylko nie bądź na tyle głupi, żeby brać to od razu - skomentował zdawkowym głosem. Chciał odejść, jednak Derek chwycił jego dłoń, Theo niemal natychmiast wyswobodził ją z jego i tak niemocnego uścisku. Ale nie odszedł, wyczekująco patrzył mu w oczy, Derek miał spuszczony wzrok.

- Przepraszam - wychrypiał niewyraźnym głosem.

- Za co?

- Za... - Hale urwał, chowając twarz w dłoni. - Kurwa, znowu cię molestowałem.

- Nie pierwszy raz i pewnie, kurwa, nie ostatni, jeśli dalej będziesz brał ten jebany syf - uniósł się Theo. - Co ci strzeliło do głowy?

Derek nie odpowiedział, siedział ze spuszczonym wzrokiem, kuląc się w sobie. Zadrżał z zimna. Raeken prychnął, odchodząc od niego. Natknął się na jego koszulkę leżącą na podłodze, podniósł ją i rzucił do Dereka, sam zgarnął swoją bluzę, którą ubrał.

- Ja po prostu... - odezwał się Hale ochrypłym głosem. Sapnął i przetarł twarz dłońmi. - Kurwa, to ciężko jest wytrzymać.

- Dlatego sięgnąłeś po coś, co zryje ci łeb jeszcze bardziej - skomentował Theo. - Bardzo mądrze.

- Przynajmniej da mi trochę szczęścia, a nie...

- Nie, Derek. - Raeken pokręcił głową. - To da ci euforię, więcej pewności siebie i zjebie zdrowie przy okazji, ale na pewno nie da ci szczęścia.

- Trudno.

Theo opadły ręce z bezsilności, długo stał w bezruchu, wpatrując się w Dereka, który siedząc na skraju łóżka ze spuszczoną głową, chował się w sobie i nie był w stanie spojrzeć mu w oczy. Nastolatek poczuł palące łzy w kącikach oczu. Hale w ogóle nie przypominał mężczyzny, który był jego przyjacielem jeszcze przed tym cholernym wyjazdem.

- Naprawdę? - wychrypiał Theo. - Nieważne jest dla ciebie to, że przekreślasz całą swoją pracę, jaką włożyłeś w to, żeby rzucić ten syf? I że niszczysz znowu siebie i mnie, kurwa, przy okazji.

- Ty robisz dokładnie to samo - jęknął Derek, spoglądając w jego kierunku. - Mówiłem ci, że oglądanie tego wszystkiego też nie jest dla mnie łatwe, a ty co? Ile razy odpychałeś od siebie pomoc, dzięki której uwolniłbyś się od ojca? Ile razy brałeś dawkę tramadolu większą, niż powinieneś, ile razy wziąłeś tabletki przed chlaniem, co? Ile razy miałeś w dupie to, co do ciebie mówiłem? Ile razy bałem się o ciebie, bo robiłeś coś durnego?

Theo przełknął ślinę, wytrzymując jego spojrzenie.

- Dlatego zostawiłeś mnie w najgorszym możliwym momencie? - wychrypiał, unosząc ściągnięte brwi.

- Kurwa, u ciebie zawsze był najgorszy moment. - Derek podniósł się ze swojego miejsca. - Zamknąłeś się w sobie jeszcze bardziej, zacząłeś częściej mnie okłamywać i odepchnąłeś mnie od siebie. Nic do ciebie nie docierało, to było jedyne wyjście.

- Co?

- Zrobiłem coś ze sobą te trzy lata temu, bo wizja stracenia ciebie była dla mnie gorsza - podjął Derek bardziej stabilnym tonem. Zrobił kilka małych kroków w jego stronę, Theo odsunął się o tyle samo, choć mężczyzna ledwo stał na nogach. - Zgodziłem się na wyjazd, zrobiłem to, żeby wreszcie coś do ciebie dotarło.

- Wiesz co zrobiłeś? Byłeś dla mnie jedynym oparciem i wyjechałeś, kurwa, jedyne co do mnie dotarło to to, że odpuszczasz - uniósł się Theo, którego oczy stały się szklane. - Zraniłeś mnie, a teraz, kiedy cudem sobie z tym poradziłem, okazuje się, że ty zacząłeś znowu brać. Nie dam rady znieść tego wszystkiego znowu, naprawdę po tym czasie mam złe wspomnienia.

Zamilkł na moment, oczekując jakiejkolwiek odpowiedzi. Hale jedynie wpatrywał się w niego nieco nieobecnym spojrzeniem.

- Nie mam pojęcia od kiedy znowu bierzesz ten syf - podjął ponownie Theo. - Chociaż twoje strupy po wbijaniu igły raczej źle o tym świadczą, to na twoim miejscu spróbowałbym, póki nie jest za późno.

- Już jest, kurwa, za późno. - Przeczesał ręką włosy.

- Ja nie będę z tobą przez to przechodził - oznajmił Raeken. - Nie mam na to siły, ale ty powinieneś spróbować.

- Jak mam to zrobić, do cholery? - Spojrzał mu w oczy, Theo w tych jego chyba dostrzegł łzy. - Oni nie wyślą mnie znowu na odwyk, muszę odpracować w chuj rzeczy. Dalej muszę chodzić po imprezach i sprzedawać. Nie dam rady sam tego rzucić, potrzebuję twojej pomocy, Smokie.

- I co, mam latać z tobą po tych norach i liczyć na to, że się nie naćpasz, kiedy nie będę patrzył?

- Ja potrafię się pilnować. - Zrobił mały krok w jego stronę. - Ale z tobą będę robił to lepiej.

- No nie wiem. - Skrzywił się Theo. - To zły pomysł.

Hale westchnął cicho i ledwo cofnął się do łóżka, siadając na jego skraju. Potarł skronie, zaciskając powieki. Raeken już nie miał dla niego tyle litości co wcześniej.

- Mówisz, że zostawiłem cię w najgorszym momencie, a kiedy ja jestem w takim, ty chcesz zrobić to samo? Po tym wszystkim co ja dla ciebie zrobiłem? - Uniósł na niego wzrok.

Theo zacisnął szczękę i przeczesał ręką włosy. Presja sprawiała, że na jego rzęsach skropliły się łzy, przysłaniające mu widok.

- Nie potrafię poradzić sobie z własnymi problemami, jakim cudem mam jeszcze pomagać tobie w twoich? - wychrypiał bezsilnym głosem, posyłając mu równie bezradne spojrzenie.

Derek spuścił głowę, pociągając nosem. Raeken bez trudu rozpoznał, czym jest spowodowany ten katar. Chłopak przetarł oczy, chcąc pozbyć się tych cholernych łez słabości.

- Przepraszam - mruknął Hale.

Theo przełknął ślinę, nie potrafił spojrzeć mu w oczy. Odetchnął głęboko i na miękkich nogach odszedł do drzwi. Złapał za klamkę, chciał powiedzieć coś jeszcze, ale słowa ugrzęzły mu w gardle. Zatrzymała je presja, która odbierała mu również pewności siebie. Wyszedł.

Uciekł stamtąd, tak jak uciekał od problemów.


***

Liam zerknął na telefon. Nadal nie miał żadnych nowych powiadomień. To nie było nic nowego, że rozchodząc się do domów nie pisali do siebie, jednak Raeken obiecał dać znać, jakie są wyniki badań. Tymczasem była już niedziela, a on nie dawał znaku życia. Westchnął pod nosem i zabrał się dalej do rysowania. Kończył rysunek z ostatniej soboty i po swojej pracy widział, że trochę wypadł z wprawy po przerwie jaką sobie zrobił przez wypadek Masona. Starał się więc jak najbardziej, żałując, że w trakcie tygodnia nie ma na to wystarczająco dużo czasu.

Pomyślał o swoich wyjściach z Theo na siłownię i o ich pseudokorepetycjach. Uśmiechnął się pod nosem. Jednak wcale nie żałował braku czasu. Szkoda mu jedynie było tego, że Raeken o nim zapomniał. Dunbar chciał nawet zadzwonić do niego, szybko jednak zrezygnował z tego pomysłu, gdy zorientował się, że Theo jest teraz w pracy. Za to zauważył, że ma nową wiadomość.

Mason: Idziesz z nami do kina?

Liam ściągnął brwi.

Ja: W piątkę?

Nie musiał długo czekać na odpowiedź.

Mason: Dokładnie. Chyba, że chcesz w szóstkę, to weź jeszcze Raekena.

Dunbar zamrugał parokrotnie. Przecież Theo chyba nawet nie chciałby z nimi rozmawiać.

Ja: Jedna i druga opcja odpada. Raeken jest zajęty, a do mnie Malia dzisiaj przyjeżdża.

Kłamał, jego siostry nawet nie było w Beacon Hills. Odłożył telefon i zaczął rozmyślać nad tym, jak wyglądałoby ich wyjście w szóstkę. Mimowolnie wyobraził sobie to spotkanie tak, jak wyglądało ono, gdy przedstawiał im Luke'a. Najlepiej wtedy czuł się z nim sam na sam, podejrzewał, że gdyby zamiast Ganvesa był tam Raeken, byłoby bardzo podobnie.

Zaczął wspominać tamto spotkanie. Kiedy reszta siedziała w salonie, a on żegnał się z Lukiem w kuchni. Próbował wyobrazić sobie tę scenę z Theo w roli głównej, ale nie potrafił, ci dwaj byli od siebie zbyt różni. Gdyby miał z Raekenem relację na wzór tej z Lukiem, Theo na pewno nie pytałby o pozwolenie na pocałunek. Po prostu by to zrobił, tak zakładał Dunbar, chociaż nie był pewien, jak starszy zachowuje się w tak bliskich kontaktach. Nigdy nie słyszał od niego relacji na ten temat.

Przygryzł wargę, wspominając wszystkie te chwile, kiedy Theo był blisko niego. Czuł niebywałą satysfakcję z sytuacji sprzed tygodnia, kiedy to w przymierzalni odegrał się na Theo za jego żart o mordowaniu.


- Żartuję sobie. Tak jak ty.

- Szkoda. Gdybyś coś w końcu zrobił, to może wreszcie miałbyś pewność. Ja dalej czekam.

Liam ostatnio coraz częściej dochodził do wniosku, że już wcale nie potrzebuje potwierdzenia. Uczucia, jakie wywoływał w nim Theo wydawały mu się wystarczająco niepasujące do zwykłej przyjaźni, by to stwierdzić. I dzięki Raekenowi już wcale nie czuł się tak źle z tą myślą. Lepiej radził sobie z poczuciem wyobcowania, jakie wywołała w nim matka. Z tego wszystkiego już coraz bardziej nie mógł doczekać się poniedziałku. Na ten dzień umówili się z kolejnymi pseudokorepetycjami, których Liam potrzebował z matmy. Chociaż zaczynało mu chodzić o coś zupełnie innego. Chciał po prostu spędzić z nim więcej czasu niż na przerwie lunchowej. Znów pomyślał o tej, na której Theo dawał mu liquid i znów przed oczami miał Raekena, który trącił jego nos swoim. Myślał, że starszy naprawdę go wtedy pocałuje. Fakt, że tego nie zrobił jedynie wzbudzał ciekawość w Liamie. Uśmiechnął się perfidnie pod nosem. Jeśli naprawdę Theo chciał to zrobić, to jak długo wytrzyma wstrzymując się od tego? Obiecał w ogóle się do tego nie posuwać, Dunbar był ciekawy ile trzeba, by Theo złamał dane słowo.

Pewność siebie gdzieś mu uleciała, gdy pomyślał o tym, że Raeken wcale tego nie chciał. Że miał zamiar jedynie zagrać mu na nerwach, co swoją drogą zwykle dobrze mu wychodziło. I Liam już sam nie wiedział czy mógł zaufać swoim wątpliwościom, czy temu, jakim wzrokiem Theo patrzył na jego usta, gdy byli w przymierzalni. Dunbar pamiętał to spojrzenie i kojarzył je jedynie z tym, które poprzedzało ich jedyny pocałunek na trzeźwo. Nie był on najlepszy, Liam teraz wiedział, że w innych okolicznościach bardziej by mu się spodobało.

I specyficzny uśmiech błądził po jego ustach, gdy miał świadomość, że to teraz zależy tylko od niego. A Raeken rzekomo nadal na to czeka.


***

Theo leżał na boku, skulony pod kołdrą. Tępo wpatrywał się przed siebie niewidzącym wzrokiem. Rolety w oknach miał osunięte, pochmurne niebo za oknem nie dawało zbyt wiele światła, w pokoju więc było dosyć ciemno. Z pracy wrócił zmęczony, niemal równie co wczoraj, w sobotę, po zerwaniu się o czwartej rano u Hale'a. To niewyspanie dalej go trzymało, dlatego leżał w bezruchu, mięśnie miał rozluźnione i tylko siedziało mu w głowie to spięcie, które zresztą czuł od wczoraj. Ten stan kojarzył mu się z detoksem, gdy ciało miał tak słabe, że nie potrafił wstać z łóżka. Tym razem jednak to już nie była wina ciała, a psychiki.

Na ten weekend Alex również do nich przyjechał, Raeken zaczynał w tym widzieć coraz więcej zalet. Mógł mieć zamknięte drzwi, a Deucalion zaglądał tu rzadziej, bo był zajęty swoim synem. Theo pogrążał się więc w tym stanie, który znał bardzo dobrze. Przygnębienie i marazm, bierność i smutek dawały mu ten złudny spokój. Nie płakał, nie złościł się. Nie budziły się w nim żadne gwałtowne emocje, które zresztą nie mogłyby przebić się przez to odrętwienie.

Wzrok Theo osunął się na szafkę nocną. Leżały na niej oba inhalatory i paczka papierosów. Od kilkunastu minut miał ochotę na nikotynę, jeszcze się jednak powstrzymywał. Od otrzymania wyników badań w piątek, z tyłu głowy ciągle siedziały mu argumenty Deucaliona, dla których powinien się ograniczać. Sytuacja z Derekiem jednak wprawiła go wczoraj w taki nastrój, że po wypaleniu paczki poszedł od razu po następną, walcząc ze sobą, by przy okazji nie kupić żyletek. Wysunął rękę spod kołdry, przebiegając spojrzeniem po ranach na prawym przedramieniu. Wyglądały już znacznie lepiej, tak jakby stopniowo pozwalały mu zapomnieć o momencie, w którym je zrobił. On jednak nie zapominał, często z trudem wstrzymując się od zrobienia kolejnych. Czuł, że zasługiwał na karę, jeśli nie z tego względu jak potraktował Dereka, to za to, ile razy już skorzystał z inhalatora w nieprawidłowy sposób. Przez to ile palił, lek przeciwobjawowy zażywał znacznie częściej, niż powinien. Poczuł ciarki wzdłuż kręgosłupa, wywołane obawą, że od tego też się w jakiś sposób uzależni. Z jednej strony wcale tego nie chciał, a z drugiej wolał tym przypłacić, by móc wypalać kolejne papierosy, których potrzebował.

Przygryzł wargę, poczuł kolejny napływ ochoty na nikotynę. Wsunął rękę z powrotem pod poduszkę, bo zaczynało go kusić, by sięgnąć po paczkę. Z drugiej strony, po co się wstrzymywał, skoro i tak prędzej czy później ulegnie? Zupełnie jak Derek.

Odwrócił spojrzenie od paczki w momencie, gdy drzwi pokoju otworzyły się, a w nich stanął dorosły.

- Zjesz z nami obiad?

- Nie jestem głodny - wychrypiał, nie patrząc w jego stronę.

- Wczoraj mówiłeś to samo. - Deucalion zamknął za sobą drzwi i wszedł w głąb pokoju. - I wczoraj też leżałeś po ciemku.

Podszedł do okna i odsunął rolety. Theo skrzywił się, przymykając oczy. Poczuł się jeszcze gorzej, teraz będzie musiał ze wszystkiego się tłumaczyć.

- Po prostu chcę być sam.

- Z jakiego powodu? - Dorosły przysiadł na skraju jego łóżka, pocierając jego ramię, by podniósł się do siadu. Raeken zrobił to z westchnieniem. Chyba tej rozmowy i tak nie uniknie.

- Alex na ciebie czeka. - Spróbował zmienić temat.

- Synu, odpowiedz.

Theo przeczesał ręką włosy.

- Chodzi o Dereka? - dopytał Deucalion. Nastolatek skinął głową.

- Wrócił do nałogu - wychrypiał. - Po trzech latach, kurwa, znowu zaczął brać.

Mężczyzna nie odpowiedział, chyba nie był w stanie. Wzrok Raekena uciekł na paczkę leżącą na szafce nocnej. Cholera, kupując ją, mógł wziąć też żyletki.

- Jak się dowiedziałeś?

- Był naćpany, kiedy przyszedłem - odpowiedział, mimowolnie w pamięci wracając do tamtego wieczoru.

- I pomimo tego dalej chcesz mieć z nim kontakt?

- Nie mam pojęcia. - Pokręcił głową.

Czuł ciarki na plecach, gdy w jego głowie pojawił się moment, w którym zrozumiał, że Derek jest odurzony. Bezradnie wplótł palce we włosy i przymknął powieki, ciągnąc za kosmyki. Nie chciał pamiętać tego okropnego uczucia z chwili, w której przestał czuć się przy nim bezpiecznie, a jego dotyk był natarczywy.

- Na twoim miejscu poważnie bym się zastanowił, synu. - Deucalion dotknął jego ramienia, Theo spiął się automatycznie. - Bo o ile on nie podejmie leczenia, to będzie mocno rzutować na ciebie.

- Wiem.

Już kiedyś się o tym przekonał i miał poważne wątpliwości, czy przeszedłby cało przez to wszystko po raz drugi. Musiał wybierać pomiędzy sobą a nim, nie mając pojęcia, która decyzja będzie właściwa.

Miał wrażenie, że żadna.


***

W poniedziałek Liamowi cholernie dłużyły się lekcje. Kiedy nastała przerwa lunchowa, przed stołówką wyczekiwał Theo, ale gdy podszedł do niego Mason z propozycją zjedzenia lunchu w grupie, Dunbar nie mógł odmówić. Wzięli swoje posiłki i zajęli tę samą ławkę co zwykle, Liam usiadł tak, by mieć jak najlepszy widok na wejście stołówki.

- I jak ci minął weekend? - zagadnął go Mason. Dunbar przeniósł na niego spojrzenie i nim odpowiedział, dokładnie przypomniał sobie, że wedle tego co mu nakłamał, spędzał czas rodzinnie.

- Malia przyjechała, pisałem ci. - Wzruszył ramionami, zerkając w stronę drzwi. - Robiliśmy obiad razem z rodzicami, potem wieczorem coś oglądaliśmy, no i wróciła do siebie. - Theo może i pochwaliłby go za wiarygodność kłamstwa. - A wam jak się podobało w kinie?

Hewitt zaczął odpowiadać, Corey coś dorzucał w trakcie, Hayden też. Kiedy Dunbar zerknął na Nolana, dostrzegł, że ten kiwnął komuś na przywitanie. Liam powiódł spojrzeniem za jego wzrokiem, w kierunku wejścia na stołówkę, i zamarł w bezruchu. Jego spojrzenie spotkało się z tym, należącym do brata Scotta. Nawet z tej odległości Liam widział ślady po otrzymanych obrażeniach, na twarzy młodszego chłopaka. Wzrok Daniela był jakiś taki zbyt poważny, jak na niego.

- Na co wy się tak gapicie? - Corey chciał się odwrócić, Liam powstrzymał go gestem.

- Dana nie było w szkole przez dwa tygodnie, pamiętacie? - odezwał się Holloway. - Dostał nieźle po mordzie.

Dunbarowi serce przyspieszyło, a wzrok wciąż miał utkwiony w Danielu, który zajął miejsce przy grupie chłopaków, z którymi wszedł na stołówkę. Bezwiednie potarł swoje zdarte kłykcie.

- Od kogo? - zapytała Hayden.

Liam wstrzymał oddech, nabrał ochoty na włączenie e-papierosa, który miał już swoje stałe miejsce w jego kieszeni. Spojrzał w stronę wejścia, wyczekując Theo, dzięki któremu mógłby łatwo wyrwać się z tego towarzystwa. Raekena jednak nie było nigdzie widać.

- Scotta, jego starszego brata - odpowiedział Nolan. Dunbarowi spadł kamień z serca, a w głowie echem odbiły się słowa Malii o tym, że McCall wziął winę na siebie. - Nie wiem o co dokładnie poszło, ale po prostu coś między nimi.

Liam przeczesał ręką włosy, musiał się skupić, by powstrzymać uśmiech ulgi, jaki cisnął mu się na usta. Cała sprawa została więc pomiędzy nim, a Theo oraz osobami, które bezpośrednio w tym uczestniczyły. Dunbar chwilę porozmawiał jeszcze z Masonem, Hayden, Corey'em i Nolanem, później wybrał się na patio. Potrzebował zapalić, a Raekena wciąż nie było, miał więc nadzieję tam go zobaczyć.

Rozczarował się. Gorycz tego uczucia zastąpił słodkim posmakiem liquidu, który tylko przypominał mu o sytuacji, w jakiej go otrzymał. Sytuacji, od której miał nieco większą ochotę na spędzanie czasu tylko z Theo. Stanowczo zbyt długo już go nie widział, chciał wreszcie dostać trochę jego uwagi. Liam pocieszał się tylko myślą, że byli umówieni dzisiaj w bibliotece, po lekcjach. O ile Raeken w ogóle był w szkole, to właśnie wtedy powinni wreszcie się zobaczyć.

Będąc w ciągłej niepewności do końca swoich zajęć, Liam do czytelni wchodził z pewnego rodzaju stresem. Serce biło mu szybciej może z nerwów, a może jeszcze nie uspokoiło się po wuefie, który był jego ostatnią lekcją. Drzwi trzasnęły za nim, przebiegł spojrzeniem po osobach, które zwróciły na niego uwagę oraz po tych, które zajmowały miejsca przy stołach. Nigdzie jednak nie zauważył Theo. Dunbar udał się więc na antresolę, dopiero tam dostrzegł Theo, siedzącego w bezruchu, chyba na tym samym miejscu, co ostatnio. Niewidzącym wzrokiem wpatrywał się w blat, Liam obszedł stół tak, by pozostać niezauważonym i zaszedł starszego od tyłu. Jedyna osoba, jaka tu była poza nimi, siedziała odwrócona do nich plecami, ze słuchawkami na uszach, dla blondyna była to wystarczająca prywatność. Dunbar podszedł cicho do Raekena i zasłonił mu oczy dłońmi. Theo wzdrygnął się, niemal panicznie, i złapał jego ręce, ściągając je w dół, Liam musiał pochylić się do niego. Wykorzystał to i oparł policzek o jego skroń, przytulając dosyć mocno.

- Aż tak się stęskniłeś? - wychrypiał Theo, jego głos był monotonny. Dunbar od razu wyczuł, że coś jest nie tak.

- No, miałem powody - mruknął mu wprost do ucha, bardziej go obejmując i przenosząc na niego swój ciężar ciała. - Nie odezwałeś się przez weekend. A miałeś mi dać znać o wynikach badań.

- Limuś... - westchnął Theo, przechylając głowę, by spojrzeć mu w oczy. Ich twarze dzieliła znacznie mniejsza odległość niż powinna. - Nie mam ochoty teraz o tym gadać.

Dunbar westchnął i wyprostował się niespiesznie, przesuwając dłońmi po jego klatce piersiowej. Usiadł na krześle obok, przodem do Raekena. On jakby niechętnie spojrzał na niego.

- Co jest, Teddy? - Przechylił głowę.

Theo wziął wdech, ostatecznie jednak nic nie padło z jego rozchylonych ust. Dunbar zbadał wzrokiem jego twarz. Dostrzegł cienie pod oczami, jego spojrzenie było mętne, zmęczone.

- Co ci powiedzieli u tego lekarza? - zadał następne pytanie, w głowie mając coraz czarniejsze scenariusze.

- Będę żyć - wychrypiał Raeken, odwracając od niego wzrok. - Potem ci wszystko powiem, naprawdę nie chcę teraz o tym gadać. Ani nie tu.

Liam skinął głową, choć Theo tego nie mógł zobaczyć. Wyciągnął książki do matematyki, starszy już po chwili zaczął szukać mu jakiegoś zadania.

- Jesteś na każde moje zawołanie, prawda? - Uśmiechnął się Liam.

- Do dwudziestego grudnia - skinął Theo, spoglądając na niego tym samym, mętnym wzrokiem.

- Dwudziestego? - Blondyn uniósł brew.

- Miał być miesiąc, zakład robiliśmy dwudziestego listopada.

- Ale potem poszedłeś na detoks i nie było cię tydzień, więc o tyle powinniśmy to przedłużyć - mówił Liam z przekonującym uśmiechem.

Raeken pokręcił na niego głową jakby z dezaprobatą. Nie uśmiechnął się przy tym, nie wyglądał też na rozdrażnionego.

- Zobaczymy.

- Dziewiętnastego grudnia, w sobotę, już będzie jarmark na rynku. Pójdziesz ze mną?

- Mówiłem ci, że nie lubię świąt. - Posłał mu zmęczone spojrzenie.

- No ale daj szansę. - Uśmiechnął się rozbrajająco. - Może nie będzie tak źle? W końcu będziesz ze mną.

Szturchnął go łokciem, bo próbował wywołać uśmiech na tej jego posępnej twarzy. Bezskutecznie.

- Chyba i tak nie mam wyboru - westchnął Raeken.

- Masz. - Dunbar wzruszył ramionami. - Tylko, że wtedy przegrasz zakład.

- Nie ma opcji. - Starszy pokręcił głową. Prawie się przy tym uśmiechnął.

- To jedna część mojego pomysłu - oznajmił Liam, Theo spojrzał na niego z uniesioną brwią. - Bo na jarmark najlepiej jest iść wieczorem, a do ciebie z rynku jest znacznie bliżej niż do mnie.

- Chcesz przyjść na to obiecane nocowanie? - Kąciki jego ust wreszcie drgnęły ku górze. Dunbar skinął głową, nie mogąc powstrzymać uśmiechu. - Ja się nie obrażę, ale muszę najpierw pogadać o tym z Deucalionem, szczeniaku. Zwykle na weekend Alex przyjeżdża.

- Jego syn?

- Mhm. - Skinął. - A ty musisz mieć pozwolenie od swoich rodziców.

- Ale na kiermasz ze mną pójdziesz? - Liam wyciągnął do niego mały palec.

- Tak. - Raeken skrzyżował swój z jego, bez żadnego zawahania. - A teraz matematyka.

Liam westchnął, ale wykorzystał to, by przysunąć się bliżej niego.


***

Theo wpatrywał się w krajobraz sunący za oknem. Deucalion prowadził, choć któryś raz z kolei, przy powrocie ze szkoły to jemu proponował miejsce kierowcy. Raeken odmawiał, nawet jeśli jako osoba posiadająca prawo jazdy powinien przypomnieć sobie jak obchodzić się z samochodem, nie miał do tego głowy. Ona wciąż była między chmurami, niemal nieprzerwanie od...

- I co z Derekiem? - Głos Deucaliona był ochrypły od długiego milczenia.

- Nie wiem, nie gadałem z nim od soboty. - Wzruszył ramieniem, wciąż wpatrując się za okno. Przełknął ślinę, miał ochotę na papierosa. - Dalej nie wiem, czy w ogóle chciałbym.

- Osobiście może i radziłbym ci, synu, żebyś tego nie robił. Ale powinienem być obiektywny, dlatego tylko pochwalę cię za niepodejmowanie pochopnych decyzji.

Theo poczuł jego dotyk na swoim barku. Bywały sytuacje, gdzie ten błahy, odruchowy u Deucaliona, gest poprawiał mu nieco samopoczucie i nie czuł się taki osamotniony w swoim problemie.

- A ty i Peter? - Spojrzał mu w oczy, te Deucaliona były skupione na drodze.

- Co z nami?

- Przyjaźnicie się już ładnych parę lat, on nigdy nie miał problemu z narkotykami? - Raeken przyglądał się jego twarzy, próbując odczytać z niej cokolwiek.

- Chcesz wiedzieć, czy ja miałem kiedyś podobny problem do twojego i jak sobie z nim poradziłem? - zgadł, nawet nie spoglądając na niego.

- Mhm.

- Jeśli chodzi o Petera, to on zawsze miał głowę do interesu, był na tyle rozsądny, żeby nie próbować tego, od czego chciał uzależnić swoich klientów. Rozstawiał sidła, wiedział czego unikać, żeby w nie nie wpaść. - Deucalion musiał zatrzymać się na światłach, zerknął wtedy na Theo, jakby sprawdzał, czy słucha. - Ale znałem kiedyś gościa mniej rozsądnego, takiego, którego mottem życiowym było to, by wycisnąć ze wszystkiego jak najwięcej. - Mężczyzna odwrócił spojrzenie na jezdnię, ruszyli na zielonym świetle. - Wygodnie było uczyć się na jego błędach, bo robił ich całkiem sporo. Ale znacznie częściej w swój bałagan wciągał też innych, to z czasem nie były relacje, tylko zależności. Kosztowne, a ja potrafiłem dać najwięcej drugich szans. Ale są pewne cechy w ludziach, synu, które się nie zmieniają, bo ukształtowane zostały przez wychowanie w domu, a to będzie zakorzenione w człowieku naprawdę głęboko. Ja, kiedy się tego wreszcie nauczyłem, przestałem dawać drugie szanse.

- Ja mam spierdolone wychowanie, a jakoś mi pomagasz - wypalił, bo poczuł się zagrożony.

- Pomagam, bo są pewne rzeczy, Theo, które robi się wbrew własnym przekonaniom, a odpowiedzialne są za to uczucia. Już ci mówiłem, że znaczysz dla mnie tyle ile Alex czy Olivia, synu. A rodzice wiele potrafią zrobić dla swoich dzieci.

- Przecież ja na to nie zasłużyłem... - mruknął, spuszczając wzrok na swoje dłonie.

- Są pewne rzeczy, które może i nie należą się od życia, ale od społeczeństwa. Za to, że tak się rozwinęło i chce się rozwijać dalej.

- Niestety.

- A jak z Liamem? - zmienił temat. - Dosyć długo dzisiaj siedzieliście.

- Bo czekałem na ciebie, żebyśmy razem wracali. - Wzruszył ramionami. - W bibliotece pomagałem mu z matmą. Ale teraz nie wiem, czy zdążę do pracy.

- Zdążysz, zaraz parkujemy, weźmiesz rzeczy i cię podrzucę.

- A w ten weekend Alex też przyjeżdża? - Theo spojrzał na Deucaliona w tym samym momencie, co on na niego.

- A co potrzebujesz? - Mężczyzna uniósł brew, po jego głosie Raeken poznał, że on też ma coś do zaproponowania.

- Chciałem, żeby Liam został na noc z soboty na niedzielę, ale jeśli Alex będzie, to...

- I razem całe dwa dni będziecie spędzać? - dopytał Deuc.

- Nie wiem czy całe, sobotę na pewno, nie wiem co z niedzielą. A co chcesz wiedzieć?

- W niedzielę wieczorem powinienem wrócić - pomyślał na głos. - Alex do nas na pewno nie będzie przyjeżdżać, bo jeżeli już, to ja chciałem z nim gdzieś pojechać, w szkole już ma luźniej, bo niedługo święta. Przez twoją sytuację z Derekiem miałem wątpliwości czy wyjazd byłby dobrym pomysłem, ale...

- No już bez przesady - oburzył się Theo.

- Co "bez przesady"? - Deucalion skończył parkować i spojrzał na niego równie zawziętym wzrokiem. - Mam powody, żeby się o ciebie martwić, synu, i nieważne co powiesz, ja i tak będę bał się zostawić cię samego.

Raeken ściągnął brwi i milczał uparcie, bo nie był w stanie na głos przyznać mu racji. Chciał już wysiąść, a najlepiej zapalić.

- Czyli Liam może wpaść w ten weekend? - Wolał zmienić temat.

- Tak. Resztę dogadamy potem, teraz leć na górę po rzeczy, ja tu poczekam. Zaraz naprawdę spóźnisz się do tej pracy.

- Nie spóźnię - oznajmił, trzaskając za sobą drzwiami.

Po drodze do mieszkania wysłał Liamowi wiadomość z potwierdzeniem weekendu. Z trudem powstrzymał się od sięgnięcia po papierosa, decydując, że zapali na przerwie w pracy.


***

Theo czekał dłuższą chwilę na przystanku i już zdążył zmarznąć. Był wieczór, dosyć wietrzny i żałował, że dał się namówić Derekowi na spotkanie. Ale po jego głosie słyszał, że rzeczywiście będzie potrzebować nadzoru na dzisiejszych imprezach. Deklarował, że nic nie zażywał od soboty, Raeken domyślał się, że miał już dokuczliwe objawy odstawienne. Dreszcz przebiegł mu po plecach może z zimna, może ze wspomnień. Swojego detoksu wolałby nie pamiętać, ale chyba przez ten ślad na psychice będzie bardziej pilnować się w przyszłości. Nie potrafił zrozumieć, dlaczego Derek zapomniał o tym wszystkim, przez co musiał przejść w czasie tej trzyletniej abstynencji.

Cholera, jeśli taka sama pogoda będzie w tę sobotę, to na żaden zasrany jarmark nie da się wyciągnąć. Nawet za ten jego piękny uśmiech i błagające spojrzenie. Wyobraził sobie Liama w tym wydaniu i poczuł się jakoś tak spokojniej. Może jednak dałby się namówić. Dunbar mógłby się bardziej postarać, niż tylko powoływać na zakład, który zresztą niedługo powinien dobiec końca.


- Ale potem poszedłeś na detoks i nie było cię tydzień, więc o tyle powinniśmy to przedłużyć.

Theo pokręcił głową na ten tekst. Na przystanek zjechał czarny Chevrolet Camaro, Theo wsiadł do środka. Od razu zrobiło mu się cieplej, zapiął pasy i osunął się nieco na podgrzewanym fotelu. Mężczyzna pociągnął nosem, wjechali z powrotem na ulicę.

- Dzięki, że się zgodziłeś - odezwał się Derek głosem ochrypłym od długiego milczenia.

- Dalej zastanawiam się po co - powiedział wprost. - Jeśli nie dzisiaj, to jutro możesz złamać się przy robocie. I znowu wszystko szlag trafi.

Hale pociągnął nosem, Theo kantem oka dostrzegł, jak mocno mężczyzna zaciskał dłoń na kierownicy. Wolnym, niezgrabnym ruchem starszy zmienił bieg, jego mętny wzrok utkwiony był za przednią szybą. Raeken zaczął się zastanawiać, czy Derek w swoim stanie powinien prowadzić samochód.

- Przepraszam.

- Za co znowu? - westchnął Theo.

- Zawaliłem, kurwa, znowu wszystkich zawiodłem - mamrotał pod nosem z tym żalem, jaki miał do samego siebie lub całego świata. - Przepraszam, że musisz mnie znosić.

- Gówno mnie obchodzą twoje przeprosiny, jeśli masz zamiar naćpać się znowu - oznajmił Raeken. - Daruj sobie.

- Chciałbym nie, kurwa, naprawdę - jęknął, jego głos był mozolny, jakby ospały. Theo zacisnął szczękę, domyślając się, że to wina niższego niż w normie ciśnienia. - Masz pojęcie jak trudno jest żyć z tym pieprzonym zespołem odstawiennym?

- Mam.

Zapadła cisza, nawet radio wyjątkowo nie było włączone. Tylko szum opon po asfalcie, pracującego silnika i wiatru rozbijającego się o szyby.

- A... co robiłeś w tej części miasta? - Głos Dereka wciąż był ochrypły. - Trochę daleko miałeś od domu.

Theo przeczesał ręką włosy. Chyba tego przed nim nie musiał ukrywać?

- Trochę się zmieniło przez ten miesiąc - mruknął.

Zatrzymali się na światłach, Derek spojrzał na niego, Raeken jednak nie podjął kontaktu wzrokowego.

- Chcesz powiedzieć, że...

- Wyprowadziłem się. - Skinął. W jego pamięci pojawił się tamten dzień i konfrontacja jego ojca z Deucalionem. Przełknął ślinę. - Deuc wziął mnie do siebie.

- Chyba siłą, co? - Hale chciał zażartować. - Ja cię do siebie nie mogłem przekonać.

- Bo my mamy inną relację, już ci to mówiłem - uciął.

Ruszyli spod świateł, chwilę tak jechali w ciszy. Theo wertował w głowie wszystkie te rzeczy, które wydarzyły się po wyjeździe Dereka. Naciągnął bardziej rękawy kurtki. Nie zamierzał mówić mu o swoich ranach na nadgarstkach, ani o nocy, w której skończyłby to wszystko, gdyby nie Liam. Przymknął oczy, wspominając jego czuły głos i troskliwy dotyk. Jakimś cudem, kiedy o nim myślał, czuł się spokojniejszy. I zaczynał coraz bardziej cieszyć się na to, że Deucalion będzie wyjeżdżać w sobotę rano. Kącik jego ust drgnął ku górze. Fantazjował, ile rzeczy mógłby zrobić mając u siebie tylko Liama. Wiedział, że żadna z tych rzeczy się nie zdarzy, ale kreowanie sytuacji podobnych do tego, co zrobili, gdy Dunbar wziął ecstasy, sprawiało mu pewną przyjemność.

- Robisz coś dwudziestego pierwszego?

Theo otworzył oczy i zerknął na niego.

- Zależy co proponujesz.

- Żebyś podszedł do parku, napiszę ci jeszcze konkretną godzinę. - Mozolny głos Hale'a zaczynał działać Raekenowi na nerwy.

- Po cholerę chcesz się spotkać w parku? - Zmarszczył brwi, spoglądając na niego.

- Zobaczysz. - Derek puścił do niego oczko. Theo postarał się zignorować ten gest. - To jak będzie?

- Dobra - westchnął. Zjechali z głównej drogi, chyba już dojeżdżali do celu ich podróży. Raeken wcale nie był z tego powodu zadowolony. - Następnym razem biorę ze sobą Liama.

- We dwóch to jeszcze wejdziemy wszędzie, ja za ciebie mogę poręczyć, ale za niego...

- Derek, kurwa, to nie było pytanie. - Zmarszczył brwi.

- Mógłbyś mi chociaż nie przerywać - burknął mężczyzna, zatrzymując samochód. Spojrzał na niego jakimś takim zmęczonym wzrokiem, Theo wiedział, że całe jego zachowanie było uwarunkowane kilkudniową już abstynencją. O ile Hale nie kłamał w tym temacie.

- Miałbyś u mnie więcej szacunku, gdybyś nie wrócił do tego jebanego syfu - oznajmił, patrząc mu prosto w oczy.

Derek zacisnął szczękę i wysiadł z samochodu, trzaskając drzwiami. Theo zrobił to samo, żałując, że w ogóle zgodził się pójść mu na rękę. Całe szczęście to tylko jeden wieczór, a on to już kiedyś przerabiał.


***

Im bardziej zależało mu na sobocie, tym dłużej mijały mu dni dzielące go od niej. Przygnębienie wcale mu nie przeszło, chodziło za nim jak cień, ale zbyt dobrze znał to uczucie, by realnie się nim przejmować. Derek poza tym jednym razem już nie prosił go o dotrzymywanie towarzystwa na imprezach, Theo mógł się tylko domyślać czy to z jego samokontroli, czy kolejny raz się poddał. Wyobrażenia Hale'a, który wstrzykuje sobie roztwór amfetaminy za każdym razem budziły zimne ciarki na plecach Raekena. Zaczynało docierać do niego, że on naprawdę wrócił do nałogu. Że naprawdę wracają elementy tej codzienności z pierwszego etapu ich znajomości, o których chciał zapomnieć.

Kiedy nastała sobota, Theo sam nie wiedział czy bardziej czuł spokój przez wizję spotkania z Liamem, czy bardziej zmęczenie na samą myśl wybrania się na jarmark. Nie przepadał za odwiedzaniem rynku. Nie podobał mu się ten tłum ludzi, a tym bardziej te wszystkie ozdoby, rozwieszane w okresie świątecznym. Ale gdy poszli tam po zachodzie słońca i to wszystko świeciło, pachniało i grało, Raeken nie mógł przeoczyć tego, jak bardzo te właśnie rzeczy podobały się Liamowi. Pomimo deszczu, który zaczął kropić jeszcze przed zmrokiem i pomimo chłodu, obeszli cały ten kiermasz, co chwila zatrzymując się, bo Dunbar praktycznie nie wyłączał aparatu.

- No nie bądź taki gburowaty. - Liam szturchnął go łokciem. - Uśmiechnij się.

Theo zmierzył go wzrokiem, Dunbar wykorzystał to i zrobił mu zdjęcie na tle wielkiej, sztucznej choinki, rozstawianej co roku. Raeken westchnął i pokręcił na niego głową.

- Jeszcze nie zmarzłeś wystarczająco? - rzucił, nie komentując tego, co zrobił blondyn. Kropiący deszcz sprawiał, że było jeszcze zimniej niż rano.

- Odrobinę. - Skinął i wreszcie schował telefon, obie ręce wsuwając do kieszeni. - Ale poświęcę się, żeby jeszcze pójść na gofry.

Jego uśmiech się poszerzył. Raeken nie był zdolny do uniesienia kącików ust, choć poczuł impuls, by to zrobić. Jedno w tym całym wieczorowym wyjściu na jarmark rzeczywiście było warte zobaczenia - zachwycony Liam, któremu uśmiech nie schodził z twarzy.

- Jak ty się poświęcasz, to ja chyba też muszę - westchnął, kierując się razem z nim w stronę stoisk porozstawianych na całym terenie rynku. Naciągnął bardziej kaptur, który już był całkiem mokry. Miał wrażenie, że zaczęło mocniej padać.

- Nie musisz. - Liam wzruszył ramionami. - Tylko, że wtedy przegrasz zakład.

- Nie ma opcji. Za dużo już się namęczyłem, żeby teraz to zaprzepaścić.

- Namęczyłeś? - Dunbar uniósł brew. Zamiast przed siebie, idąc patrzył na niego, Theo pilnował, by ten szczeniak na nikogo nie wpadł. - Nie sprawiłem ani razu, że fajnie spędziliśmy czas?

- Nie - zaprzeczył tylko po to, by zrobić mu na złość. Dunbar prychnął i odwrócił od niego głowę, rozglądając się za porządnym stoiskiem z goframi. - Tylko się tu na mnie nie obrażaj.

- Obrażę, zraniłeś me uczucia niewybaczalnie. - Liam złożył ręce na piersi i odwrócił się do niego plecami.

Raeken wykorzystał to, by podejść bliżej niego. Było tu tyle ludzi, że każdy zwracał uwagę na siebie, a oni wtapiali się w tłum. Dlatego zmierzwił jego wilgotne włosy i przytulił od tyłu. Pochylił się do jego ucha i wychrypiał:

- Wybacz mi, mój szczeniaku.

Liam zaśmiał się dość głośno i wyswobodził z jego ciepłych objęć. Theo zauważył jego spojrzenie, jakim zbadał czy ludzie wokół przypadkiem tego nie zauważyli.

- A kupisz mi gofra? - Spojrzał na niego dużymi oczami.

- Przecież ja na tym wydam fortunę, chcesz żebym popadł w długi? - Cały czas utrzymywał teatralny ton.

- To nie wybaczam.

Theo pokręcił na niego głową i stanął w kolejce do budki, do której Dunbar chyba zmierzał, nim zaczęli żartować. Liam przystanął obok niego, wciąż rozglądając się dookoła.

- Jakiego chcesz?

- Z nutellą i bitą śmietaną. - Wyszczerzył się Dunbar.

- I po co tyle wydawać, jak mógłbym zrobić ci takiego domowymi sposobami? - Ledwo powstrzymał śmiech, kiedy Liam spojrzał na niego i w jednym momencie zrozumiał, co miał na myśli.

- Theooo... - jęknął zdegustowany, przecierając twarz dłońmi. - Kurwa, wyobraziłem to sobie.

Raeken zaśmiał się z niego głośno i serdecznie, Liam odwrócił od niego głowę, jakby nie chciał się do niego przyznawać. Theo po dłuższej chwili opanował śmiech i zauważył ten pełny zwykłej radości wzrok Dunbara, jakim spojrzał na niego tylko na krótki, ulotny moment. Kolejka posuwała się wolno, byli już bliżej niż dalej, kiedy zaaferowany otoczeniem Liam wziął pełen ekscytacji wdech i złapał ramię Raekena.

- Co?

- Patrz co przegapiliśmy! - Wskazał ręką na budkę fotograficzną, którą właśnie ktoś zwolnił.

Nim Theo zdążył wyrazić swój sprzeciw, Dunbar pociągnął ich w tamtą stronę. Niestety nikt ich nie uprzedził, weszli do środka, Liam zasłonił za nimi kurtynę. Raeken pokręcił tylko na niego głową z dezaprobatą i przysiadł na ławce, na wprost której był obiektyw. Nabrał ochoty na papierosa. Dunbar wrzucił monety i ustawił ilość zdjęć. Zamiast obok niego, usiadł na oparciu ławki tak, że Theo siedział pomiędzy jego nogami.

- Wciśnij start - polecił, szturchając go kolanem, by wstał.

Raeken z westchnieniem nacisnął przycisk i w ciągu odliczanego czasu do pierwszego zdjęcia, usiadł z powrotem. Dunbar wtedy ściągnął mu kaptur i pochylił się tak, by oprzeć brodę na jego głowie. Ujął policzki Theo i rozciągnął je w uśmiechu, wtedy pod palcami poczuł, że przez ten ruch chłopak chyba naturalnie chciał się uśmiechnąć. Gdy tylko maszyna zrobiła im pierwsze zdjęcie, Raeken ściągnął sobie z twarzy jego dłonie, by móc odwrócić głowę w jego kierunku.

- Utłukę cię za to. - Spojrzał mu w oczy.

- Myślałem, że ty mordujesz - wychrypiał Liam, znów ujmując jego policzek, jednak drugą jego rękę wciąż trzymał starszy.

Zadziałało, wyraz twarzy Theo złagodniał. Zadowolony z siebie Dunbar spuścił wzrok na rozchylone wargi chłopaka, kciukiem gładząc linię jego żuchwy. Trącił jego nos swoim i przy tej niewielkiej odległości ich twarzy, rozległ się dźwięk robienia drugiego zdjęcia.

- Dobrze się bawisz? - wychrypiał Raeken.

- Z tobą? - Przygryzł wargę, widząc, że Theo zawiesił spojrzenie na jego ustach. - Zawsze. Tylko uśmiechnij się tym razem, tak naprawdę.

Siłą przechylił jego głowę na wprost obiektywu. Kiedy zostało już niewiele czasu do ostatniego zdjęcia, Liam w przypływie impulsu pochylił się i mocno pocałował go w policzek. Umyślnie zrobił to tak, by mogła uchwycić to kamera i nieśpiesznie odsunął się od niego, po dźwięku zrobionego zdjęcia.

- I co, było tak źle? - mruknął mu wprost do ucha.

- Stul pysk - burknął.

Uwolnił się z jego uścisku i wstał, zgarniając wydrukowane zakładki z naniesionymi zdjęciami. Jedną podał Liamowi, a drugą, taką samą, schował do wewnętrznej kieszeni kurtki. Wyszedł na zewnątrz i przeczesał ręką włosy, miał wrażenie, że na policzku wciąż czuje usta Liama. Teraz jeszcze bardziej miał ochotę na papierosa, ale wiedział, że wtedy nie mógłby bezkarnie użyć inhalatora, kiedy nie wymagała tego sytuacja. To najpewniej zwróciłoby uwagę Dunbara. Blondyn już po chwili do niego dołączył.

- I naprawdę dla ciebie nie ma w tym nic pięknego? - zapytał Dunbar, obracając się dookoła.

Theo powiódł wzrokiem za jego spojrzeniem, po tych wszystkich przyozdobionych świątecznie stoiskach, latarniach, wielkiej choince i kamienicach. Wszystko w wieczorowej scenerii może i miało jakiś swój urok. Magia świąt jednak nie była dla Theo.

- Dla mnie to po prostu jest. - Wzruszył ramionami i zarzucił kaptur na głowę. - Nie wywiera na mnie żadnego wrażenia.

- Nic a nic? - Liam uniósł brwi.

- Jeżeli już, to raczej te złe skojarzenia. - Theo zawiesił spojrzenie na oczach blondyna, w których odbijały się światełka. - Od śmierci Tary, to zawsze w święta widziałem jak bardzo moja rodzina jest dysfunkcyjna.

- Sory. - Dunbar nieco się zmieszał, jego uśmiech uleciał.

- Chodźmy do galerii, kupimy coś porządniejszego do jedzenia niż te twoje gofry. - Theo zmienił temat i pociągnął go za rękę w odpowiednim kierunku.

- Ale to nie to samo - oburzył się Liam.

Raeken westchnął głęboko i przystanął, puszczając go. Na nosie poczuł zimną kroplę i uniósł wzrok ku górze, mrużąc oczy. Zaczynało padać coraz mocniej. Poczuł jak ciepła dłoń Liama ujmuje tę jego, zmarzniętą. Spojrzał na niego, Dunbar patrzył w jego oczy z jakąś taką wyjątkową uwagą.

- Chodźmy na gofry i już będziemy wracać do ciebie - zaproponował, unosząc kącik ust.

Rozbroił tym Theo, choć ten powstrzymał się od uśmiechu.

- Zgoda.

Dał się poprowadzić w stronę kolejki do stoiska, gdzieś po drodze ich palce się rozplotły. Raeken przygryzł wargę, idąc z nim za rękę dałby się zaprowadzić na koniec świata i mógł się tylko zastanawiać, dlaczego Liam puścił jego dłoń.


- To nie tak, że jesteśmy przyjaciółmi?

Znów przygryzł wargę. Jeśli naprawdę Dunbar miał ich za przyjaciół, to chyba nie całowałby go w tej cholernej budce ze zdjęciami? Raeken przesunął dłonią po wewnętrznej kieszeni skórzanej kurtki sprawdzając, czy pasek ze zdjęciami stamtąd jest na swoim miejscu i nie zmoknie.

- No chyba, że bardzo jesteś głodny i chcesz zjeść coś innego? - zagadnął go Liam.

- Nawet gdybym chciał, to nic bym nie powiedział.

- Czemu? - Blondyn przechylił głowę.

- Bo jestem na każde twoje zawołanie i robimy tak jak tobie się podoba. Korzystaj, bo jutro już będzie koniec tego dobrego.

- Ale mieliśmy przedłużać. - Szturchnął go barkiem, uśmiechając się przekonująco.

- Ja nie powiedziałem "tak" ani "nie" - zaznaczył, patrząc mu prosto w oczy.

- No weź, Theo...

- Ja cię wezmę bardzo chętnie - wychrypiał, unosząc kącik ust. - Może po tym zakładzie ty będziesz się starać dla mnie?

- A czy nie starałem wystarczająco od początku naszej znajomości? - Liam posłał mu pobłażliwe spojrzenie. - Gdyby nie ja i mój upór, nie byłoby nas tutaj.

- Mhm - mruknął Theo, nieco poważniejąc. - Mnie zwłaszcza tutaj by nie było.

- No już wiem, że nie lubisz tutaj...

- Nie to miałem na myśli. - Powoli pokręcił głową, patrząc mu prosto w oczy. Dunbar po dłuższej chwili znacznie spoważniał, chyba zrozumiał o co mu chodziło.

- Tylko wieczór czternastego listopada? - podsunął.

Raeken skinął głową, odsuwając od siebie wspomnienia z tej nocy, kiedy Liam wyciągnął do niego pomocną dłoń. Choć to wtedy powiedział mu prawdę i po tym zbliżyli się do siebie znacząco, Theo chciał zapomnieć o tym, jak podle czuł się tamtego wieczoru.

Rozpadało się już na dobre. Kiedy dostali swoje gofry, zjedli je w miejscu osłoniętym od deszczu, dopiero potem udali się do mieszkania Theo. Spacer wśród zimnych kropel, tłumu ludzi i tych kolorowych świateł nie był dla Raekena czymś zachwycającym. Za to Liam, pomimo paskudnej pogody, wydawał się zupełnie zadowolony. Otoczenie przestało być takie gwarne i szumne, gdy wyszli z terenu rynku. Szli niewielką uliczką, wśród kamienic, które zdawały się być opustoszałe. I tylko samochody od czasu do czasu sunęły po bruku, hałasując i rozbryzgując kałuże.

- Może wejdziemy do nocnego po...

- Nie, Theo. - Liam nawet nie dał mu dokończyć. - Wolę ten wieczór spędzić z tobą na trzeźwo. Chyba nie potrzebujemy alkoholu, żeby się dobrze bawić?

- Ale ja czasem potrzebuję, żeby się otworzyć.

- No to nie alkohol jest rozwiązaniem, tylko masz hamulce, nad którymi lepiej popracować - stwierdził Dunbar.

Raeken przygryzł wargę i nie skomentował tego. Dalej szli w milczeniu, w głowie Theo pojawiły się wszystkie te rzeczy, o których jeszcze nie powiedział Liamowi. Swoje więcej niż przyjacielskie uczucia względem niego na pewno zachowa dla siebie, nie miał zamiaru mówić mu jak na niego działa. Ten szczeniak i tak już chyba to wykorzystywał, mniej lub bardziej świadomie. Raeken mimowolnie uśmiechnął się pod nosem, kiedy dokładnie przypomniał sobie to, co zresztą uwiecznił obiektyw budki fotograficznej. Nie żałował, że dał się tam zaciągnąć.

Liam szturchnął go barkiem. Theo zwrócił na niego uwagę, Dunbar jednak szedł dalej jak gdyby nic, nawet na niego nie patrzył. Raeken zderzył swój bark z jego, zrobił to mocniej niż blondyn wcześniej. Liam powtórzył po nim ruch, również używając więcej siły, Theo musiał zrobić krok w bok, by złapać równowagę. Niewiele dzieliło go od krawężnika tego wąskiego chodnika.

- Dobra, to był głupi pomysł - zreflektował się Dunbar, złapał go za łokieć i przyciągnął bliżej siebie, jak najdalej od ulicy. Theo specjalnie wyciągnął rękę z kieszeni i splótł razem ich palce. Czekał aż blondyn zaprotestuje, nic takiego się jednak nie stało.

- Boisz się, że skończę jak Mason? - wychrypiał Raeken, kciukiem gładząc jego dłoń. Skarcił się w duchu, to nie miało brzmieć jak żart.

Liam nie odpowiedział, po prostu skinął głową. Szli dalej pustym chodnikiem, zimne krople spadały na ich złączone dłonie, a chłodny wiatr wbijał w nie szpile mrozu. Theo schował ich ręce do kieszeni, tym samym nieco przyciągając Dunbara do siebie. Ale chłopak nie protestował, Raeken mimowolnie zaczął się zastanawiać, na ile więcej mógłby sobie pozwolić.

- Theo?

- Hm?

- Dlaczego chodziłeś taki przybity? - zapytał ostrożnym głosem Liam, gotowy do wycofania się w razie jego niezadowolenia. Raeken spojrzał mu w oczy i dostrzegł w nich nadzieję na szczerą odpowiedź. Theo westchnął pod nosem, jego twarz spoważniała, gdy dotarło do niego, że i tak nie uniknie tej rozmowy.

- Derek wrócił - wychrypiał niewyraźnie.

- To chyba dobrze? Kiedy?

- Tydzień temu, w piątek po południu - odpowiedział. - I kiedy poszedłem do niego wieczorem, był... mocno nietrzeźwy.

- Coś ci zrobił? - wypalił Liam, Theo kantem oka widział jego napięte spojrzenie. Raeken mimowolnie pomyślał o tym, jak Derek go dotykał. Skrzywił się.

- Nie. Chodzi o to, że... - odchrząknął, ponownie wzbierały się w nim emocje. - Nie wiem co się stało na tym jego pieprzonym wyjeździe, ale znowu zaczął brać.

- Ja pierdole - wymamrotał Dunbar, jakby miał jakiekolwiek pojęcie o tym, jakie to uczucie. - To już chyba lepiej by było, gdyby nie wracał.

- Sam już nie wiem. - Raeken spuścił nieobecny wzrok, nieco chowając się w sobie. - Gdyby tylko wrócił taki jak przed wyjazdem, wszystko byłoby okej.

- Tylko, że znowu się wplątał w nałóg i na twoim miejscu zrobiłbym to samo, co ty zrobiłeś trzy lata temu.

- Próbuję, ale to będzie kurewskie z mojej strony - jęknął, na nowo czując tę presję. Przystanął i puścił jego rękę. - Zrobił dla mnie trzy razy więcej niż ja dla niego, jak miałbym zostawić go samego sobie, skoro teraz najbardziej potrzebuje pomocy? Jeśli mu pomogę, ma szansę wyjść z tego, ale jeśli go zostawię, wpadnie w ten syf jeszcze głębiej, kurwa, wystarczy mi, że Brett się zaćpał. Jakby Derek też tak skończył, to...

Urwał, palące łzy pod powiekami wkrótce przysłoniły mu widok. Przeczesał ręką włosy i naciągnął kaptur z powrotem na głowę. Spuścił wzrok, żałując tego słowotoku.

- Theo... - Liam zrobił krok w jego stronę i ujął dłoń. - Jeśli jesteś w stanie przekonać go do pójścia na odwyk, to spróbuj. Ale jeśli nie będzie takiej opcji, to dla własnego dobra powinieneś przestać się z nim zadawać.

Raeken przymknął powieki, spuszczając głowę. Nie potrafił dopuścić do siebie wiadomości, że miałby wyrzucić Dereka ze swojego życia. Dunbar ułożył sobie jego dłoń na karku i przyciągnął go do siebie, przytulając mocno. Theo odwzajemnił uścisk, nie trwało to jednak długo, Liam wkrótce się od niego odsunął i Raeken zauważył to kontrolne spojrzenie, jakim rozejrzał się Dunbar. Nie skomentował tego jednak, po prostu udali się dalej, równo szli obok siebie, już nie za rękę. Theo skupił się na tym by odgonić łzy.

Wkrótce dotarli do odpowiedniej kamienicy. Weszli do środka i nareszcie deszcz stał się tylko nic nieznaczącymi kroplami, grającymi na szybach i parapetach. Dotarli po schodach na ostatnie piętro, Raeken czuł jakąś taką ulgę, kiedy wchodził do domu ze świadomością, że Deucaliona nie ma. I że będzie sam na sam z Liamem.

- A jak było u lekarza? - zapytał Dunbar, kiedy zamknęli za sobą drzwi. - Jakie wyszły wyniki badań?

- Zdiagnozowali mi astmę nabytą - wymamrotał, mozolnymi ruchami ściągając buty i skórzaną kurtkę, którą trzeba było rozwiesić. - Dostałem receptę na leki i wskazania, czego powinienem unikać, żeby mieć szansę na wyleczenie tego syfilisu.

- Lepiej, żebyś to wyleczył - potwierdził Liam, Theo aż spojrzał na niego kontrolnie. Dunbar jednak zajęty był rozwieszeniem swojej kurtki. A Raeken nie mógł uwierzyć w swoje szczęście, że obeszło się bez tematu papierosów. Nie miał ochoty na tę rozmowę i czuł ulgę, że nie musi teraz jej przeprowadzać.

Przeszli do łazienki, ściągnęli swoje mokre bluzy i rozłożyli je na suszarce. Wkrótce wylądowały na niej i koszulki, które jak się okazało, także były wilgotne. Theo dał Dunbarowi ręcznik, by mógł wytrzeć swoje przemoczone włosy. Miał tego pecha, że wziął kurtkę bez kaptura, jednak ani razu nie zająknął się, by deszcz spadający wprost na głowę mu przeszkadzał. Skarpetki i spodnie także wymagały wysuszenia, ostatecznie obaj zostali w samych bokserkach.

- Chcesz coś ciepłego do picia? - zapytał Theo, wyciągając z kieszeni spodni niebieski inhalator i jakimś cudem tylko wilgotną paczkę papierosów z zapalniczką w środku. Sprawdził, czy papierosy są suche.

- Na razie nie. - Pokręcił głową, odłożył ręcznik i udał się za starszym do jego pokoju. Raeken odłożył paczkę i inhalator na szafkę nocną.

- Wreszcie łóżko - westchnął i opadł plecami na materac. Wygoda jaką poczuł sprawiła, że już nie miał ochoty ruszać się gdziekolwiek.

- Nie masz zamiaru niczego ubierać? - Liam uniósł brew, patrząc na niego z góry.

- Ty się przebieraj, jak chcesz, ale ja nie mam ochoty. No chyba, że bardzo ci to przeszkadza? - Spojrzał mu w oczy, zakładając ręce za głowę.

- Nie wiem, ale teraz, jak jesteśmy rozebrani, zaczynają mi wracać przebitki z tego jak wziąłem ecstasy i kładliśmy się spać - wymamrotał.

Theo uśmiechnął się pod nosem, w pierwszym momencie nie wiedział jak zareagować, po prostu wpatrywał się w jego oczy i dostrzegł wyraźnie, jak Liam przesunął wzrokiem po jego ciele. Wpadł mu do głowy durny pomysł.

- I co, lepiej ci się przypomina? - wychrypiał.

- Dalej to są niewyraźne urywki - mruknął Liam i niespiesznie, jakby niepewnie, usiadł okrakiem na brzuchu Theo. - Wiem, że wyszliśmy od tego.

Raekenowi momentalnie przyspieszyło serce, gdy patrzył mu w oczy i nie dostrzegał u Liama chęci wycofania się z tego ruchu. Starszy próbował uświadomić sobie, że przecież do niczego między nimi nie dojdzie, ale wspomnienia były tak silne, że przez moment widział naćpanego Liama, który pochylał się ku niemu, a nie tego trzeźwego, który delikatnie ułożył dłonie na jego brzuchu. Theo ujął jego nadgarstki, miał pewien problem z uświadomieniem sobie, że to dzieje się naprawdę.

- Zrobiłeś to trochę mocniej i...

Chciał by to był żart, mocniej docisnął jego dłonie do swojego ciała i zainicjował, by Liam przesunął je wyżej, na jego tors, tak jak wtedy. Dunbar zrobił to, ku jego zdziwieniu. Zupełnie tak jak wtedy, zatrzymał dłonie na jego klatce piersiowej i pochylił się przy tym, zbliżając swoją twarz niebezpiecznie blisko jego. Patrzyli sobie w oczy, a Theo, tak jak tamtej nocy, ujął jego szczękę, tym razem jednak zrobił to najdelikatniej jak tylko potrafił i wcale nie w sposób, przez który Dunbar nie mógłby się zbliżyć jeszcze bardziej. Przeciwnie, opuszkami palców naparł na jego skórę, jakby chciał go przyciągnąć do siebie, i spuścił wzrok na jego rozchylone usta. Liam jednak nie zmniejszył i tak niewielkiego dystansu pomiędzy nimi.

- Pamiętasz co powiedziałeś? - wychrypiał Raeken, wpatrując się tylko w jego pełne wargi. Zaczynało mu już brakować powietrza, gdy czuł na sobie ciężar jego ciała i miał w głowie wszystkie te wspomnienia.

- Pamiętam co zrobiłem.

Pochylił się i sięgnął jego ust, niemal równie gwałtownie co wtedy. Theo przymknął powieki i nieświadomie wstrzymał oddech, odwzajemniając każdy ruch jego warg. Ułożył dłoń na policzku Liama i pogłębił pocałunek. Przeszły go przyjemne dreszcze, kiedy ich języki otarły się o siebie. Tym razem wcale nie chciał zaznaczać dominacji, poddawał się rytmowi, jaki nadawał Liam, bo cholernie podobało mu się to, jak ten chłopak całował. Tak czule i tak żarliwie zarazem, jakby kryło się za tym głębsze uczucie, niż zwykła potrzeba wyżycia seksualnego, do której Theo był przyzwyczajony. Sapnął, wypuszczając wstrzymywane powietrze. Rozgrzewające uczucie wykwitło w jego klatce piersiowej, gdy poczuł dłonie Liama na swoich policzkach. Otoczony jego ciepłem, popadał w to słodkie otępienie, w którym dla jego świadomości liczyły się tylko ich złączone usta.

Smakował tych Liama, napierając na nie własnymi, i wciąż było mu mało. Ich ciał nie dzieliła żadna przestrzeń, poza materiałem bokserek ich obu. Całując go tak głęboko, Theo poczuł dreszcze wspinające się po wewnętrznych stronach jego ud. Szybciej krążąca, przez wysokie tętno, krew dotarła tam, gdzie nie powinna, kiedy przez jego głowę zaczęły przelatywać wspomnienia i fantazje. Przygryzł wargę Liama, by zaraz potem znów wsunąć mu język do ust i spotkać ten jego. Choć był trzeźwy, miał niemal taką samą ochotę by go zerżnąć, jak wtedy.

Kciukiem pogładził jego policzek i drugą ręką przesunął wzdłuż jego pleców, aż palcami dotarł do gumki jego bokserek. Cofnął dłoń i znów przejechał nią po jego skórze, niemal tą samą ścieżką co przed chwilą, bo nie był pewien, czy mógłby zejść niżej. Podniecenie podpowiadało mu, by po prostu to zrobił i przy okazji docisnął biodra Dunbara do swoich, bo jego pulsująca erekcja potrzebowała tarcia. Liam nie wyrażał ani sprzeciwu, ani aprobaty na obecność dłoni Theo przy jego bieliźnie, po prostu całował go dalej z tą samą namiętnością, która tak podniecała Raekena.

Przestał się hamować, podniósł ich do siadu, w tej pozycji znacznie lepiej czuł go na swojej erekcji, i ścisnął jego pośladek, doskonale pamiętając jak ten nietrzeźwy Liam mruknął mu w usta. Teraz jednak mruknięcie jakie dostał było ostrzegawcze, a Dunbar złapał go za nadgarstek i odsunął od siebie jego rękę.

- To już pamiętam, reszty wolę na nowo nie przeżywać - powiedział, patrząc mu w oczy. - Ja chciałem cię tylko pocałować, nic więcej.

Theo sapnął, bo wciąż nierówno oddychał. Serce dudniło mu w klatce piersiowej, a podniecenie domagało się zaspokojenia. Przeczesał ręką włosy i odchylił się do tyłu, opierając na ręce. Liam wciąż siedział na nim okrakiem i patrzył prosto w oczy, Raeken przygryzł wargę, nie potrafił teraz dosłyszeć głosu rozsądku.

- Sory - wychrypiał ze wzrokiem spuszczonym na zaróżowione od pocałunku usta Dunbara. Pogładził jego policzek i cofnął rękę. - Trochę za długo nie uprawiałem seksu, poniosło mnie.

- To napisz do Daniela - skomentował Liam, Theo nie mógł uwierzyć w ten jego perfidny uśmiech.

Blondyn, jak gdyby nic, zszedł z niego i ułożył się pod ścianą, Raeken opadł na poduszkę, przecierając twarz dłońmi. Przeszła mu ochota na nikotynę, teraz myślał o czymś zupełnie innym.

- Co ty - wychrypiał, wodząc wzrokiem po suficie.

Pamięcią sięgnął do swoich spotkań z Danem i choć rzeczywiście było mu całkiem dobrze, to zaraz pozytywne uczucia przysłaniał wstręt na wizję powrotu do tego. Jedną sprawą była nieletniość Daniela, a drugą sprawą było jego pokrewieństwo ze Scottem. Trzecią to, że Dunbar bardziej mu się podobał. Przygryzł wargę. Wciąż czuł krążące podniecenie, ciężko było mu się uspokoić, kiedy Liam leżał tuż obok niego. W samych bokserkach. Na tyle blisko, że Raeken wyczuwał bijące od niego ciepło. Przeklął pod nosem. Może powinien był zgodzić się na seks z Derekiem? Teraz przynajmniej nie miałby na to takiego parcia.

- Mogę się przytulić? - Przechylił głowę, spoglądając w oczy Liama, ich nosy niemal się stykały.

- Pewnie, że tak. - Twarz Liama rozjaśnił rozczulony uśmiech i wyciągnął do niego ręce.

Theo schował twarz w zagłębieniu szyi Dunbara i przylgnął do niego całym ciałem, obejmując mocno. Naciągnął na nich kołdrę i przez krótki moment poczuł spokój, gdy mógł leżeć w jego ciepłych ramionach. Przymknął oczy, chłonąc jego bliskość i ciepło ciała. Krople deszczu rozbijające się o szybę i parapet, przygrywały spokojną melodię, która skojarzyła mu się z nocą, gdy podczas ulewy przyszedł do Liama. Uśmiechnął się pod nosem, tamto było chyba jedną z pierwszych rzeczy, które ich do siebie zbliżyły.

- Theo?

- Hm?

- Jak wtedy byłem naćpany i byliśmy bez koszulek, to miałeś już rany po żyletce? Bo nie potrafię sobie przypomnieć.

- Miałem tylko na lewej ręce - wychrypiał. - I robiłem tak, żebyś tego nie zauważył.

- No tak - mruknął Liam jakby bardziej do siebie niż do niego. - A gdyby Derek nie wyjechał, w ogóle otworzyłbyś się przede mną?

Theo milczał dłuższą chwilę, delikatnie dłonią pogładził jego plecy.

- Pewnie prędzej czy później tak.

- A dlaczego wcześniej tego nie zrobiłeś? - mruknął, tym razem on przesunął opuszkami palców po jego skórze. Theo przeszły przyjemne dreszcze.

- Bo trochę późno zaczęło mi zależeć na naszej relacji - wychrypiał wciąż spokojnym, zniżonym głosem.

- To kiedy zaczęło ci bardziej zależeć?

- Miałem silne poczucie winy, po tamtej sytuacji z ecstasy. Chciałem to jakoś zrekompensować, ale ty wtedy trochę się odsunąłeś. Potem poprawił nam się kontakt, a mi zostało - wychrypiał wolno, jakby ważył każde słowo. Odsunął nieco głowę, by móc spojrzeć mu w oczy. - A ty?

- Co ja?

- Dlaczego chciałeś mnie "tylko pocałować"? - Trącił jego nos swoim, dostrzegł, że Liam spuścił wzrok na jego usta.

- Mówiłeś, że jeśli będę chciał się upewnić, to czekasz - przypomniał to cichym, jakby nieśmiałym głosem.

- Widzisz, tyle czekałem, że aż mnie poniosło - zażartował i ułożył z powrotem głowę w zagłębieniu jego szyi. - Przepraszam, jeśli naruszyłem twoją strefę komfortu.

- Miła odmiana. Jakiś czas temu zamiast przepraszać, proponowałeś mi zrobienie z niej strefy intymnej.

- Twoja mina była wtedy bezcenna - mruknął rozbawiony. - I z tej propozycji się nie wycofuję.

- Theooo... - fuknął skrępowany Liam.

- Wyluzuj... - Przesunął dłonią po jego plecach. - Żartuję sobie.

Dunbar westchnął głęboko, Theo poczuł, że chłopak rzeczywiście się rozluźnił. Chwilę leżeli w komfortowym milczeniu, półmrok panujący w pokoju, deszcz za oknem i bliskość Liama uspokajały Raekena.

- Masz dwa inhalatory? - zdziwił się Dunbar.

Starszy powiódł za jego wzrokiem. Zahaczył spojrzeniem jeszcze o paczkę papierosów, którą położył obok obydwóch dozowników. Miał nadzieję, że Liam nie podejmie tematu palenia.

- Tak. - Ułożył z powrotem głowę na poduszce. - W brązowym jest lek zapobiegawczy, który powinienem brać rano i wieczorem, a w niebieskim lek przeciwobjawowy, który powinienem zażywać przy ataku astmy.

- To weź teraz ten zapobiegawczy, bo potem zapomnisz.

- Chcesz już iść spać? - Nie zdążył spojrzeć mu w oczy, bo Liam wtulił się w niego mocno.

- Ja mógłbym tak zasnąć - wymruczał, Theo uśmiechnął się pod nosem.

- No to puść. - Raeken delikatnie, dwukrotnie poklepał jego ramię, by blondyn wypuścił go z uścisku.

Podniósł się do siadu i zgodnie z zaleceniami przyjął dawkę leku, przytrzymując przez chwilę powietrze w płucach. Odłożył brązowy inhalator na szafkę nocną i przysunął się do Liama, by wrócić do jego objęć. Dunbar przytulił się do niego, starszy schował twarz w zagłębieniu jego szyi i wzmocnił uścisk. Przymknął oczy i chłonął ciepło jego ciała, wsłuchując się w deszcz padający za oknem.

- Nooo, mógłbym tak zasnąć - wymruczał Liam, uprzedzając jego myśli.

- To śpij. - Delikatnym ruchem pomasował jego plecy.

- A co z tobą?

- Popilnuję cię. - Uśmiechnął się. Pod wpływem impulsu, uniósł głowę i musnął wargami jego policzek. - Dobranoc, szczeniaku.

Liam cicho zaśmiał się pod nosem.

- Z czego się śmiejesz?

- Złamałeś obietnicę - wytknął mu żartobliwym głosem.

- Ja ją dopiero mogę złamać, szczeniaku - wychrypiał mu to wprost do ucha, przygryzając jego płatek.

- Nie, Teddy, za daleko. - Liam odsunął się na tyle, by spojrzeć mu w oczy.

- Sory. - Popatrzył na niego ze szczerą skruchą i gestem zachęcił, by znów się przytulił.

Dunbar schował twarz w zagłębieniu jego szyi i ułożył się wygodniej. Niemal całym ciałem przylegał do Raekena, który sumiennie odpychał od siebie podniecające fantazje, choć miał wielką ochotę na ponowne sprawdzenie granicy. Uspokoił go już nieco senny głos Liama:

- Dobranoc, Teddy.

Theo uśmiechnął się, myśląc o tym, jak bardzo chciałby móc tak zasypiać przy nim częściej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro