Rozdział 65
Liam dotarł do parku ze Stormem. Mason już stał pod wejściem, przy którym się umówili. Gdy tylko pies go zauważył, zaczął tak ciągnąć, że Dunbarowi ledwo udało się go utrzymać. Popuścił smycz, pozwolił wilczakowi przywitać się z Hewittem. Liam dawno nie wiedział tak uradowanego Storma.
– To był jednak dobry pomysł, żeby wyjść na spacer. – Liam zrównał krok z Masonem.
– Szkoda pogody by było – potwierdził ciemnoskóry.
– No. – Skinął Dunbar.
Ścieżka, którą szli, była pokryta tymi kolorowymi liśćmi, które już spadły z drzew. Było ich znacznie więcej niż tych, które się ostały. Ten kolorowy krajobraz przypominał mu jego wyście z Theo do lasu w Halloween.
– Rysowałeś może coś ostatnio? – zagadnął go Mason.
– Po twoim wypadku skończyłem chyba tylko jedną pracę.
– Może nie wracajmy do wypadku – zastanowił się na głos Hewitt.
– A czy nie powinniśmy tego przegadać? – Spojrzał na niego niepewnym wzrokiem.
– Tak, ale wiesz o co mi chodzi.
– No właśnie nie do końca – mruknął Liam, bo ten tekst już nie działał tak dobrze jak kiedyś.
– Żeby nie odwoływać się do tego co chwila – wyjaśnił. – Chciałbym o tym zapomnieć.
– Gdyby tylko się dało – westchnął Dunbar. Poczuł to skrępowanie, którego tak bardzo się obawiał. – Przepraszam. To moja wina.
– Już nie zwalajmy winy na nikogo. – Głos Masona był łagodny. – Niefortunny wypadek. Mogłem skończyć na wózku, a jednak jestem zdrowy. Na tym wolę się skupić.
– Coś się zmieniło, czy mi się wydaje? – Liam spojrzał na niego.
– Rodzice wysłali mnie do psychologa, jak tylko wyszedłem ze szpitala. – Mason uśmiechnął się jakby ta sytuacja go bawiła. – Żeby sprawdzić, czy nie poprzestawiało mi się tam w głowie. Więc wkręcono mi trochę bardziej optymistyczny pogląd. Trochę buddyjski.
Liam też się uśmiechnął, automatycznie, chociaż nie wiedział w tym nic zabawnego. Ani interesującego.
– No wspominałeś mi o tamtej książce. – Skinął Dunbar.
– Dzięki tym wizytom pozbyłem się gniewu, o którym ci mówiłem, przestałem winić ciebie, ale było mi głupio się odezwać. – Szczery głos Masona trafił prosto do Liama. – Dlatego wcześniej nic nie zrobiłem. Dopóki nie uderzyło mnie to, jak się zmieniłeś.
– I co, znowu będziesz mi mówił, że to wina Theo, a ja jestem głupi, bo mi to pasuje? – westchnął blondyn. Zatrzymał się, kiedy Storm potrzebował.
– Nie. Raczej chcę posłuchać, dlaczego jesteś taki zmarkotniały.
Dunbar znów miał ochotę zasłonić się tym, że przecież to nie powinno go interesować. Wiedział jednak, że ten argument tym razem nie zadziała. Chociaż to byłoby bardzo wygodne, już wiedział dlaczego Theo tak często go używał na początku ich znajomości.
– Nieważne, naprawdę. – Poszukał zrozumienia w jego oczach. – Muszę to sam przetrawić.
Hewitt westchnął.
– Dlaczego ty musisz być taki uparty?
Liam poszedł dalej, kiedy wilczak się załatwił.
– Po prostu Theo nie było w szkole przez cały tydzień. Nie wiem co się z nim dzieje - powiedział półprawdę.
– Dlaczego po prostu do niego nie napiszesz?
– Głupio mi, nawet nie wiem co miałbym napisać – mamrotał pod nosem Liam. – Zadzwonię, jeśli w poniedziałek go nie będzie.
– Po całym tygodniu to chyba różnicy mu nie zrobi – powiedział Mason półżartem półserio.
Dunbar przełknął ślinę, kolejny raz obawiając się tego, że Theo coś sobie zrobił. Nie chciał o tym się przekonać przez telefon.
– I to dlatego taki jesteś? – dopytał Mason.
Liam wiedział, że jeśli potwierdzi, Hewitt uzna to za coś tandetnego. Wolał jednak skłamać, niż otworzyć się przed nim.
– No.
– To rzeczywiście musiałeś się do niego przywiązać – skomentował ciemnoskóry. Jego głos był pusty, jakby czuł, że Dunbar coś przed nim ukrywa. – A to był tylko głupi zakład.
– To nie jest od zakładu – prychnął, marszcząc brwi. – Jak zostałem sam, tylko on mnie rozumiał.
– Jakie "sam", Liam? – Mason spojrzał na niego pobłażliwie. – Miałeś Hayden, Nolana i może nie najlepszego w pocieszaniu Corey'a. Malię też. I rodziców. Nie było tylko mnie, a ty mówisz, że...
– Bo tak się czułem, czego nie rozumiesz? – warknął Liam. – Mówię ci jak było z mojej strony.
– Odtrąciłeś ich po prostu – wytknął mu Mason.
– Tak. – Dunbar spojrzał mu w oczy. – I dobrze zrobiłem, bo dalej nie czuję jakbym mógł im ufać. Zwłaszcza nie Corey'owi.
– On nie mówi wszystkiego na poważnie – westchnął Hewitt.
– Nie wiem, nie pasuje mi to. Pytałeś, to ci odpowiadam. – Wzruszył ramionami.
– Zgoda – mruknął Mason.
Po jego głosie Liam poznał, że Hewitt też czuje ten dystans pomiędzy nimi. Liam już wiedział, że długo jeszcze będzie im to towarzyszyć. O ile w ogóle mieli szansę na pozbycie się go. Na razie więc czekały ich tematy powierzchowne, które Dunbar tak często poruszał, kiedy rozmawiał z nowo poznaną osobą. Przez to spotkanie dopadło go nawet takie wrażenie, jakby musiał poznawać Hewitta na nowo. Bo dużo się zmieniło, nie tylko u niego. Sam nie wiedział, czy to mu odpowiadało.
***
Deucalion zaśmiał się z głupiej sceny na filmie. Theo zmrużył tylko oczy w rozbawieniu, nie miał ochoty na żaden uśmiech. Sam nie wiedział, po co dalej oglądał ten głupi serial z dorosłym, to co leciało w telewizji ani trochę go nie interesowało. Zwłaszcza, że co rusz były przerwy na reklamy, tak jak w tym momencie.
– Co za syf – skomentował Theo, Deucalion wyciszył dźwięk telewizora. – Idziesz ze mną zapalić?
– Ty, synu, raczej powinieneś z tym przystopować – odpowiedział mu mężczyzna.
– Wcześniej ci to nie przeszkadzało – mruknął Raeken. Wstając z kanapy, wyciągnął paczkę papierosów i skierował się na balkon.
– To nie chodzi o to czy mi to przeszkadza, czy nie. – Głos Deuca zatrzymał Theo, gdy ten łapał już za klamkę. – Teraz, podczas detoksu, miałeś okres kiedy mniej paliłeś i widzę, że zaczynasz robić to dwa razy częściej.
– I jaki w tym problem? – Spojrzał na niego zniecierpliwiony.
– Że będziemy iść do lekarza, nie wiem ile zajmują badania, ale w trakcie na pewno nie będziesz mógł wyjść na papierosa – wytłumaczył mu.
– Jak to do lekarza? – Theo zmarszczył brwi. – Przecież mówiłeś, że pójdziemy jeśli po detoksie nie odpuszczą duszności.
– Tak, ale nie możesz ciągle przy atakach przyjmować leku z inhalatora, który ci dałem. Myślałem, że rzadziej będziesz go używać, ale skoro potrzebujesz go tak często, musisz przejść badania i lekarz przepisze ci właściwy lek. Przy okazji może dowiemy się, skąd dokładnie to masz.
– I co, mam powiedzieć na wizycie, że odkąd przestałem ćpać tramal mam objawy astmy? – prychnął, kręcąc głową. – Jak to, kurwa, brzmi?
– Nie przeklinaj do mnie, Theo. – Deucalion ściągnął brwi w niezadowoleniu, głos miał jednak wciąż spokojny. – Nieważne jak to brzmi, ważne, że to prawda. Chodzi o twoje zdrowie, synu, nie możesz zatajać niczego, nawet jeżeli uważasz to za głupie.
Theo nie odpowiedział, szarpnął przeszklone drzwi i wyszedł na balkon, odpalając papierosa. Zaciągnął się głęboko, dym rozgrzewał go od środka, nie zamierzał wracać się do mieszkania po żadną bluzę. Chłodny wiatr przeszywał jego koszulkę na krótki rękaw. Przeszły go dreszcze, gdy oparł łokcie na metalowej, zimnej barierce balkonu. Chciał spojrzeć w dół, z tej strony kamienicy była główna ulica, od której prostopadle odchodziła dalej ta, która przebiegała pod oknem jego pokoju. Zaciągnął się, obserwując ruch w dole. Nawet gdyby od skoku się nie zabił, coś na pewno by go przejechało.
Wzrokiem bez problemu odnalazł samochód Deucaliona zaparkowany równolegle. Dyskomfort sprawiała mu myśl, że jutro pojedzie razem z dorosłym do szkoły. Nie chciał tam być. Może i ręce już tak mu nie drżały, może i regularne posiłki odrobinę pomogły. Ale wciąż czuł się słaby, stracił pewność siebie, bo nadal nie akceptował swojego marnego wyglądu. I stresował się konfrontacją z Liamem. Theo chciał z nim porozmawiać, bał się tylko, że Dunbar będzie miał do niego wciąż ten sam stosunek co wcześniej.
Drgnął z tego zimna, papieros już mu się skończył. Zgasił go na popielniczce i niechętnie wrócił do mieszkania. Reklamy już minęły, Deucalion w zamyśleniu czekał na niego z zatrzymanym filmem. Theo usiadł na kanapie, mężczyzna jednak nie puścił pauzy.
– Jutro nas umówię do tego lekarza, dam ci znać jak będę coś wiedział. – Deuc spojrzał na niego, Raeken widział to kantem oka i nie zamierzał podejmować kontaktu wzrokowego.
Po prostu skinął głową, bo nie miał innego wyjścia.
***
Dunbar po wejściu do domu od razu zauważył obecność Malii. Przygryzł wargę i przeczesał ręką włosy. No tak, dzisiaj niedziela. Zwykle w ten dzień przyjeżdżała w odwiedziny, wedle obietnicy. Głośno rozmawiała z rodzicami w kuchni, z początku Liam bał się, że to jakaś kłótnia, jednak po śmiechu ojca odrzucił te podejrzenia. Nie usłyszeli jego obecności, inaczej na pewno ktoś by wyszedł. Dlatego Liam cicho minął zamknięte drzwi od kuchni i wszedł na górę, by schować się w swoim pokoju.
Dopiero w nim odetchnął. Przysiadł na krześle, oglądając te wszystkie książki i papiery, które leżały na biurku. Musiał tu zrobić porządek, jeżeli cokolwiek chciał zacząć robić. Mason na nowo przypomniał mu, jak bardzo lubi rysować. I miał zamiar coś dzisiaj stworzyć, bo folder ze zdjęciami do odtworzenia wciąż się tylko powiększał.
Tak skupił się na sprzątaniu miejsca pracy, że nawet nie zauważył przyjścia siostry.
– Złamałeś Danielowi nos i kość jarzmową – odezwała się Malia, gdy zamknęła za sobą drzwi.
Liam drgnął zaskoczony nagłym głosem.
– A on moją reputację – odpowiedział półprawdą. – Tylko, że jemu się zrośnie a mi niekoniecznie.
– Scott musiał brać winę na siebie, bo ich ojciec chciał wnosić pozew. – Zignorowała jego słowa. – Dalej cię to bawi?
– Nic mnie w tym nie bawi. – Zmarszczył brwi. – Byłem wstawiony, nerwy mi puściły.
– To ciebie nie tłumaczy, Liam – odpowiedziała surowym głosem.
– I miałem pozwolić mu jechać mnie przy wszystkich, tak? – odparował. – Nie dam się gnoić, już wystarczająco mnie ośmieszył.
– Filmikiem, na którym całujesz się z chłopakiem?
Dunbar zastygł w bezruchu, serce mu podeszło do gardła.
– Rozesłał to do wszystkich – wypalił oburzony.
– I co, Theo był zazdrosny? – Uniosła brwi.
– Co ty mi sugerujesz? – Spojrzał na nią urażony.
– Nie wiem, Raeken już nie raz tutaj sypiał jak nikogo nie było. – Wzruszyła ramionami.
– Nie jestem gejem, raz po alkoholu wyszło coś, co akurat ten szczyl musiał nagrać, czy ty też musisz obierać jego stronę? Fajnie ci się dobija leżącego?
– Czy ty naprawdę nie widzisz nic złego w tym, co zrobiłeś?
– Zasłużył – wywarczał pod nosem, przesadnymi ruchami porządkując biurko.
– Ty na dostanie w twarz też. Dostaniesz znowu, jeśli ktoś kiedyś zgłosi pobicie i narobisz rodzicom problemów.
Wyszła z pokoju nim Liam zdążył odpowiedzieć. Uderzył otwartą dłonią w stół, by dać jakiś upust tej złości. Przysiadł na krześle i przeczesał ręką włosy. Powiódł wzrokiem po obrazach na ścianie, to ich widokiem próbował ukoić nerwy. By zająć czymś myśli, włączył telefon i odszukał folder z ujęciami do narysowania.
Ujrzał tam zdjęcia Theo i zmieszał się przez to. Przeglądnął każde z nich, zwracając uwagę na szczegóły ważne dla rysownika. Jednak nie potrafił zignorować też innych. Długo wpatrywał się w to, które zrobił siódmego listopada, w stanie nietrzeźwości. Raeken opierał łokcie na barierce tarasu, trzymając papierosa przy ustach. W tym mętnym spojrzeniu było widać zmęczenie psychiczne.
– Patrzę na ciebie, bo jesteś przystojny.
– Zrób zdjęcie, zostanie na dłużej.
Coś go tknęło. Wpatrując się w to zdjęcie, coraz więcej przypominał sobie z tamtego wieczoru. Theo był ewidentnie na niego zły, co zresztą podkreślił w rozmowie, w której streszczał mu tamtą sobotę.
– Czemu miałbyś odejść?
– Bo każdy prędzej czy później umrze.
Liam przygryzł wargę. Miał nieodparte wrażenie, że Theo miał na myśli samobójstwo. Czy naprawdę już wtedy o tym myślał? Spali razem wtedy w jednym łóżku, w samej bieliźnie, a jednak Dunbar za cholerę nie mógł sobie przypomnieć, czy Raeken już wtedy miał pocięte nadgarstki. Na pewno nie, przecież zauważyłby to. A może jednak to przegapił? Przeczesał ręką włosy, znów zaczął bać się, że Theo nie ma, bo coś sobie zrobił. Nie miał odwagi, by napisać chociażby głupiego "Wszystko okej?", bo przecież tym tylko zirytowałby Theo. Nie było z nim okej, Dunbar liczył więc na Deucaliona. Gdyby coś się stało, na pewno dałby mu znać.
Dunbar odetchnął i schował telefon do kieszeni. Znów dotarły do niego słowa Malii. On i Theo? Razem? Liam wciąż nie potrafił wyobrazić sobie związku z chłopakiem. On i Theo. W pamięci pojawił mu się ich pocałunek. Pamiętał jak leżał pod nim, jak ciężar jego ciała i zachłannie całujące usta rozgrzewały go od środka. Dopiero po chwili zorientował się, że to wspomnienie z sobotniej nocy, którego wcześniej nie potrafił odkopać. Dotyk Theo wtedy budził w nim wyjątkowe uczucie, którego Liam nie był w stanie odtworzyć. Domyślał się, że tamte emocje wywołało działanie ecstasy. Z Lukiem przy żadnym zbliżeniu tego nie czuł, choć całowali się dosyć często. Ale nawet z Ganvesem pewne rzeczy mu się podobały.
– Kurwa. – Przymknął oczy, przecierając twarz dłońmi.
Mógł okłamywać innych, ale nie siebie.
***
Theo zaciągnął się głęboko. Nikotyna aż podrapała jego gardło, odkaszlnął i zaciągnął się znowu. Stał przed szkołą, nerwowym wzrokiem badając ludzi wchodzących do budynku. Nigdzie jednak nie zauważył Liama. Stresował się tym, potrzebował go zobaczyć. Rozbrzmiał dzwonek, zgasił więc peta i wszedł do szkoły. Nadłożył czasu, specjalnie przeszedł obok sali, w której Dunbar miał mieć lekcje. Rozczarowany, poszedł w stronę swojej klasy. Adrenalina zaczęła z niego schodzić, znów zaczął bać się, że Liam chce go unikać. Mijał uczniów wchodzących do klas, wciąż patrzył po każdej twarzy, szukając tych jasnych oczu.
Aż wreszcie je zobaczył. Uśmiechnęły się do niego, zamiast do sali, Liam skierował się do niego, a jemu, ze stresu lub ekscytacji, serce podeszło do gardła.
– No nareszcie widać cię w szkole. – Dunbar przystanął naprzeciw. Theo zaraził się od niego drobnych uśmiechem, którego nie potrafił powstrzymać.
– Byłem na chorobowym – wymamrotał, lustrując wzrokiem chłopaka przed sobą. Ubrany był jak zwykle, Theo zauważył też zaczerwienione kłykcie na rękach.
– Chorobowym? – Liam zmarszczył brwi.
– Potem ci powiem. – Theo rozglądnął się po pustym korytarzu. – Chciałem tylko wiedzieć, czy... między nami wszystko okej?
Świadomie zadawał to samo pytanie, tym razem licząc na szczerą odpowiedź.
– Tak. – Dunbar zmniejszył odległość pomiędzy nimi, poprawił plecak na ramieniu. – Na przerwie lunchowej jestem zajęty, ale potem możemy pogadać.
Raekena tknęła ta cholerna nadzieja.
– Dobra. – Skinął. – Leć, bo spóźniony już jesteś.
Wyminął go i klepnął w ramię dla ponaglenia. Skierował się do schodów i odwrócił w ostatnim momencie, Liam też to zrobił nim wszedł do sali. Theo puścił mu oczko, wywołał tym uśmiech u blondyna. Zadowolony z siebie wszedł na górę, po tym jednak znacznie trudniej mu się oddychało. Przeklął to i nie czekając aż mu się pogorszy, sięgnął po inhalator. Kiedy zażywał dawkę, w głowie zamajaczyła mu myśl, że bez badań nie powinien brać tego tak często. Odchrząknął i dopiero po unormowaniu oddechu wszedł do sali.
***
Na przerwie lunchowej Liam nie był tak zadowolony z tego, że spędza ten czas z Masonem, Hayden, Corey'em i Nolanem, jak wtedy gdy się z nimi na to umawiał. Wolałby teraz usiąść na patio z Theo, zapalić i po prostu pogadać. Ale już się zobowiązał, a z nimi musiał poprawić kontakty. Przynajmniej do tego przekonał go Mason.
– Co u was? – zagadnął Dunbar, siadając razem z nimi przy stole.
– Wszystko w jak najlepszym porządku. – Uśmiechnęła się Hayden do Nolana.
– Wy też już razem jesteście? – Uniósł brwi.
– Tak – wtrącił się Bryant. – Teraz tylko czekamy na ciebie i... – Hewitt wbił mu łokieć między żebra. – Może kolejny zakład?
Liam pomyślał o tym, jaki miał aktualnie.
– Mam już jeden. – Pokręcił głową, nie mogąc powstrzymać uśmiechu.
– Jaki? – Bryant uniósł brew.
– Moja słodka tajemnica – powtórzył jego słowa z chwili, gdy sam chciał coś od niego wiedzieć.
– Może zamiast zakładów to postanowienia? – wtrącił się Mason. – Jutro już pierwszy grudnia.
Dunbar uśmiechnął się pod nosem, przypominając sobie o tej małej tradycji.
– Ja tam jeszcze nie mam. – Liam wyciągnął telefon, wyłączając się z rozmowy.
Wszedł w kontakty, bez problemu odnajdując ten należący do Theo. Do głowy wpadł mu durny żart, który może poprawi humor Raekena.
Ja: Jesteś na każde moje zawołanie, tak?
Nie musiał długo czekać na odpowiedź.
Teddy: Tak.
Uśmiechnął się pod nosem.
Ja: To przyjdź na mojej matmie, może będzie mniej nudno.
Teddy: Pff.
Dunbar domyślał się, że to jest równoznaczne z wyśmianiem, gdyby rozmawiali twarzą w twarz. Schował telefon i spojrzał po innych.
– ...ście razem, co wy na to? – zapytała Hayden.
– Jeszcze raz – palnął Dunbar.
– Mówię, że może wyszlibyśmy gdzieś wszyscy razem? – zaproponowała.
Liamowi zapaliła się czerwona lampka w głowie. Nie chciał być piątym kołem u wozu.
– Ja odpadam – oznajmił, gdy padł jakiś termin. – Mam sporo nauki.
– I Theo na karku – odchrząknął Corey.
Liam zacisnął pięści, aż naprężona, zdarta skóra na kłykciach go zapiekła. Potem zdał sobie sprawę, że sam to znadinterpretował.
– Masz rację.
Zdziwienie Corey'a było bezcenne.
– A co z Lukiem? – wypalił Nolan.
– Nie wiem jakie wy macie ploty, ale byłem wtedy naćpany – utrzymywał swoją wersję. – Zrobiliśmy błąd, urwał mi się z nim kontakt przez to. Wmawiajcie sobie co chcecie, ale ja dalej jestem hetero.
Zmieszały mu się uczucia, gdy przypomniał sobie rozmowę z Malią.
– Sory – mruknął Holloway. – To przez Corey'a.
– Jasne, zwal wszystko na mnie.
Liam przetarł twarz dłonią z zażenowania na własne myśli. Za dużo czasu spędzał z Theo.
– Z kim przystajesz, tym się stajesz – wymamrotał do siebie Dunbar.
Mason mu przytaknął.
***
Dunbar potarł skronie. Matematyka ciągnęła mu się cholernie, chociaż minęło dopiero piętnaście minut. Dobijała go wizja kolejnych lekcji, nim pójdzie do domu. Nauczycielka tłumaczyła przy tablicy coś, czego on nie rozumiał. Miał braki w materiale i niedługo pewnie odbije się to na ocenach. Przeczesał ręką włosy, chyba będzie musiał wziąć korepetycje od Theo. Ułożył się wygodnie na ławce i przymknął oczy. Kiedy wspominał to, jak Theo tłumaczył mu matematykę, zdawał sobie sprawę, że to były małe kroki w stronę tego, co mieli teraz.
Usłyszał otwierające się drzwi i na chwilę zapanowała kompletna cisza.
– Liam Dunbar proszony jest do dyrektorki.
Blondyn uniósł głowę, serce mu przyspieszyło, gdy dostrzegł poważną minę Theo, stojącego w progu sali. Nawet na niego nie patrzył, tylko na nauczycielkę, która skinęła głową i wróciła do omawiania tematu. Dunbar zaczął się pakować w stresie. Co jeśli to chodziło o Daniela? Nie mógł znów przynieść takiego wstydu rodzicom. Miałby poważne problemy, jeśli i do tej szkoły doszłyby skargi za pobicia. Ciarki przeszły mu po plecach. Nim wyszedł, napotkał zdziwione spojrzenie Corey'a i Masona, zresztą nie tylko ich. Zamknął za sobą drzwi od klasy, Theo czekał na korytarzu. Opierał się barkiem o ścianę tak, by z sali nie było go widać i patrzył na niego swoim przenikliwym spojrzeniem.
– Co zrobiłem? – zapytał Liam, nadal czując własne tętno.
– A od czego masz zdarte kłykcie? – Raeken głową wskazał jego dłonie. Dunbar schował je do kieszeni.
– Później ci powiem. – Odwrócił głowę. Serce wciąż biło mu zbyt szybko. – Idziemy?
– Co ty odjebałeś, że się tak stresujesz? – westchnął Theo jakby do siebie. Pokręcił głową i zbliżył się, Liam unikał jego spojrzenia. Drgnął, gdy poczuł na swoim policzku dłoń chłopaka, która zmusiła go do kontaktu wzrokowego. Przełknął ślinę, Raeken spojrzał mu głęboko w oczy, układając teraz obie dłonie na jego ramionach. – Uspokój się, szczeniaku. Ja żartowałem, chciałem wyciągnąć cię z sali. Nie idziemy do żadnej dyrektorki, bierzemy kurtki i spierdalamy stąd. Nie chciałeś mieć nudnej matmy, to nie masz.
– Czy ty...?
– Sory, nie chciałem cię tak stresować, ale lepszego pomysłu nie miałem. – Uśmiechnął się przepraszająco. – Zrekompensuję ci to najlepiej jak umiem. Obiecałem ci kiedyś bilard, pamiętasz?
Liam odetchnął, gdy dotarło do niego, że naprawdę po prostu zrywają się z lekcji. Pokręcił na niego głową, ale nie potrafił powstrzymać uśmiechu.
– Jesteś niemożliwy.
Rozeszli się po swoje rzeczy do szafek i niedługo potem spotkali przed szkołą. Theo palił już papierosa, Liamowi udało się zabrać mu używkę z ręki. W pierwszym momencie Raeken oburzył się i uspokoił dopiero, gdy zrozumiał, że Dunbar tylko chce się zaciągnąć.
– To co, e-p ci nie wystarcza? – zagadnął go Theo, gdy skierowali się na przystanek.
– Wystarcza. – Wypuścił blady dym na bok. – Ale jednak to nie to samo.
Oddał mu papierosa, Raeken zaciągnął się głęboko.
– Byle ten e-p nie poszedł w odstawkę – skomentował Theo.
– Nie, nie. Właśnie miałem cię prosić, czy mógłbyś mi kupić liquid. Mój się już kończy.
– Oddasz mi hajs, jak ogarnę. – Zaciągnął się. – Jaki chcesz smak?
– Ten co mam, pasuje mi.
– A stężenie nikotyny to samo? Czy większe?
– To samo.
Raeken skinął głową, zaciągnął się ostatni raz i wyrzucił peta, bo dotarli na przystanek. Usiedli na ławce, na autobus czekała jeszcze tylko jedna osoba, która stała w odległości od nich.
– A jak to się stało, że pogodziłeś się z Masonem? – Theo spojrzał na Liama. Chłopak wzruszył ramionami. – Bo mówiłeś mi co innego, a widziałem cię dzisiaj całkiem zadowolonego z nimi.
– Tylko nie myśl, że cię okłamałem. – Dunbar usiadł bardziej przodem do niego.
– Nie to mnie martwi.
– To nie tak, że między mną a Masonem jest już wszystko okej – zaznaczył Liam. – Po prostu porozmawialiśmy o tym co było, on chyba już nie ma do mnie takiego żalu. Ale wcale nie jesteśmy znowu przyjaciółmi. Najlepsze jest to, że zainteresował się mną dopiero jak uznał, że coś nie gra.
– No bo coś nie gra – potwierdził Theo, spoglądając na jego dłonie.
– Nie chcę o tym gadać – wymamrotał Liam, a gdy zauważył spojrzenie Raekena, dodał: – Nie tutaj.
– Nie naciskam.
– A ty i twoje "chorobowe"? – Dunbar uniósł brew.
– Nie tutaj – mruknął Theo.
– Tak myślałem – skomentował blondyn. – Widać po tobie.
– Weź, kurwa. – Theo bezsilnie oparł się plecami o pleksę wiaty przystankowej.
– Ja sobie żartuję – zaznaczył Liam, bo po jego reakcji poznał, że to go dotknęło.
– Ale masz rację – mruknął Raeken. – Wyglądam chujowo.
– Jakby jeszcze mnie to obchodziło.
Theo spojrzał na niego, Liam wtedy posłał mu pokrzepiający uśmiech.
– Nie odraża cię to? – Raeken wciąż był zdziwiony.
– Dla mnie jest ważne to czy jesteś, a nie to jak wyglądasz. – Wzruszył ramieniem jakby to była oczywista rzecz.
– Każdy zwraca uwagę na wygląd, chociażby w najmniejszym stopniu. – Zmarszczył brwi.
– No ja właśnie w tym najmniejszym – upierał się przy swoim. Nie chciał przytakiwać czarnym myślom Raekena.
Theo nic już nie powiedział, odwrócił głowę w stronę, z której miał przyjechać autobus, Liam widział tylko jego profil. I dostrzegał ten delikatny uśmiech. Satysfakcję sprawiła mu myśl, że to on był jego powodem.
– Chodź, to nasz. – Raeken wstał, podchodząc do zjazdu.
Wsiedli do autobusu i zajęli miejsca, Theo usiadł pod oknem, nogi opierając na podstawie następnego siedzenia. Liam zrobił to samo, składając ręce na piersi.
– Jak to jest, że zawsze to ty jesteś przy oknie? – wymamrotał.
Starszy spojrzał na niego zdezorientowany.
– A co, ty chcesz?
– Może czasem. – Wzruszył ramieniem.
– Jak nie mówisz to nie wiem, nie czytam ci w myślach. – Spojrzał na niego pobłażliwie.
– Przecież wiesz więcej niż myślę – wytknął mu.
Theo uśmiechnął się, odwracając głowę w stronę szyby.
– Dobra, masz mnie – mruknął.
– Jesteś na każde moje zawołanie, prawda? – przypomniał sobie Dunbar.
– Ta.
– Pomógłbyś mi trochę z matmą? Mam braki.
– Jakie tematy? – Theo uniósł brew.
– Wielomiany i wszystko co z nimi związane. Kiedy ci pasuje?
– A kiedy tobie pasuje? Przecież ja dla ciebie mogę zawsze.
– Musimy robić częściej takie zakłady. – Uśmiechnął się Liam. – W ten weekend, po twojej pracy?
– Ale ty jesteś po prostu uległy – prychnął Theo, kręcąc głową. – Ma być dostosowane do ciebie, a i tak pytasz mnie o zdanie. Pewnie, że mi pasuje, przecież nie mam wyboru.
– Ja ci po prostu okazuję szacunek, jak na kontakt z drugim człowiekiem przystało.
– No tak, przecież ty jesteś taki kulturalny.
– O co ci chodzi? – Liam zmarszczył brwi.
– O nic, żartuję sobie.
– Dobra, w sobotę o piętnastej u mnie – oznajmił twardym głosem.
– No nareszcie. Może jeszcze będą z ciebie ludzie. – Theo szturchnął go łokciem.
Dunbar prychnął. Wyciągnął z kieszeni e-papierosa i sprawdził ilość olejku w zbiorniczku.
– Kurde, zapomniałem dzisiaj wziąć liquid, a mam połowę zalaną tylko.
– Szlugi ze mną dzisiaj popalisz. Przecież raz na jakiś czas możesz – powiedział i odchrząknął.
– No mogę.
Theo odkaszlnął dwukrotnie.
– Zwłaszcza, że tak za nimi tęsknisz. – Głos miał ochrypły. – Umiesz już kółka?
– No. – Skinął.
Raeken znów zakaszlał.
– To potem mi pokażesz. – Kolejny raz odchrząknął. – Tam będzie zamknięta palarnia, to dobre warunki będą. Może coś ci wyjdzie.
Liam spojrzał na niego z wyrzutem, Theo zaśmiał się cicho, ochryple. Dunbar momentalnie spoważniał.
– Co jest?
Starszy chciał westchnąć, ale skończyło się to silniejszym niż dotąd kaszlem. Ułożył dłoń na klatce piersiowej.
– Duszności chyba będę mieć – wychrypiał, po czym dodał pod nosem: – Szkoda, kurwa, że tutaj.
– Kiedy wysiadamy?
Raeken pokazał trzy palce, chyba nie był w stanie się odezwać. Uciskał swoją klatkę piersiową, Liam poczuł ukłucie stresu.
– Za trzy przystanki? – dopytał, Theo skinął jakby z trudem. – Może...
Raeken wyciągnął z kieszeni coś niewielkiego i potrząsnął. Wyprostował plecy, krótko wypuścił powietrze i przyłożył inhalator do ust, aplikując dawkę. Dunbar zaczął zastanawiać się nad trafnością określenia Theo, że był na "chorobowym". To musiało być z tym związane, dlatego Liam nie zapytał. Miał dowiedzieć się potem i chciał to uszanować. Po skorzystaniu z inhalatora oddech Theo się uspokoił.
– Wcześniej to nie były aż takie silne ataki – odezwał się Liam, nie mogąc powstrzymać gonitwy myśli. Spojrzał w oczy Raeken niepewnie, obawiając się irytacji.
– Wiem – mruknął, utrzymując kontakt wzrokowy tylko przez kilka krótkich sekund. Po nich odwrócił głowę w stronę okna. Głos i wyraz twarzy miał całkiem spokojny, to Dunbar bardziej przejął się tą sytuacją niż on. – Przecież mówiłem, że potem ci powiem.
– Przepraszam.
Theo nie odpowiedział. Dunbar tylko dostrzegł jego nikły uśmiech pod nosem. Wkrótce potem już wysiadali z autobusu. Przeszli przez ulicę i znaleźli się pod barem, który przypominał swego rodzaju restaurację.
– Byłem tu kiedyś – uświadomił sobie Liam. – Spotkałem ciebie, Dereka i resztę, z którymi spędzaliśmy Halloween.
– Ta, a potem spotkaliśmy się na boisku, ty byłeś razem z McCallem i resztą – dokończył za niego Theo. – Chłopacy potem wkurzali się, że zaprosiłem cię do stołu.
– Chyba przeszło im do Halloween? Czy tylko udawali miłych?
– Oni nie udają. – Pokręcił głową. – To dobre chłopaki.
Weszli do baru, w którym roztaczał się specyficzny, klimatyczny zapach. Theo poszedł załatwić im sprzęt do gry, Liam zgadł, że za wszystko rozliczą się później. Rozglądnął się po lokalu, gdy spojrzał na lożę w rogu pomieszczenia lepiej przypomniał sobie tamten dzień. Przed oczami stanęło mu zdjęcie z siódmego listopada.
– Patrzę na ciebie, bo jesteś przystojny.
– Zrób zdjęcie, zostanie na dłużej.
Liam oglądnął się na Theo. Chłopak z firmowym uśmiechem rozmawiał z obsługującą go dziewczyną. Kąciki ust Dunbara drgnęły ku górze. Do niego Raeken uśmiechał się szczerze, potrafił już to rozpoznać. Udawanie jednak chyba zostało Theo w nawyku. Blondyn nie potrafił oderwać od niego wzroku, obserwował jego fizjognomię, w tym pozornym zachowaniu widział oznaki tego wszystkiego co kryło się pod pozorami. I nawet z tą świadomością, mógł przyznać rację swojemu nietrzeźwemu umysłowi.
Starszy odebrał bile razem z trójkątem bilardowym i kredą w kostce. Liam już razem z nim poszedł do stojaka z kijami i wybrał sobie odpowiedni, tak jak Raeken. Zajęli stół najbardziej schowany pomimo, że w lokalu wcale nie było wiele osób.
– Grałeś już kiedyś? – zagadnął go Theo, układając rzeczy na stoliku pod ścianą.
– Dawno temu. – Liam położył plecak na jednym z wysokich krzeseł barowych. – A ty?
– Grywałem tu z Derekiem – wymamrotał, ściągając torbę z ramienia. – Ostatnio to z nim, Corą i Peterem.
– Kim? – Ściągnął brwi.
– Jego siostrą i wujem – wyjaśnił, zdejmując skórzaną kurtkę i bordową bluzę. Na moment podwinął mu się przy tym rękaw, Liam wtedy zauważył, że Raeken nie ma już bandaża. Chłopak od razu zakrył rany i jak gdyby nic, wziął się za układanie bil. Włożył je do trójkąta bilardowego i przesunął go w odpowiednie miejsce.
– Skoro grałeś, to znasz zasady ósemki? – Theo spojrzał mu w oczy.
– Aż taki głupi nie jestem – palnął, badając go wzrokiem. Przylegająca, czarna, koszulka podkreślała jego sylwetkę. Dalej był wyszczuplony po ostatnich wydarzeniach.
– No to zaczynaj.
Theo białą bilę ustawił w odpowiednim miejscu, na odchodne podkręcił czarną kulę pośrodku całej piramidy i zdjął ramkę. Dunbar pochylił się nad stołem i ułożył końcówkę kija na palcach.
– Bo panie przodem – dorzucił Raeken, opierając się o ścianę.
– No to proszę bardzo – warknął Liam, robiąc mu miejsce.
– Graj, bo szkoda czasu. – Puścił mu oczko.
Dunbar przygryzł wargę i naburmuszył się. Pchnął białą kulę z wystarczającą prędkością by rozbiła inne. Podkręcona wcześniej przez Theo czarna bila rykoszetem odbiła się tyle razy, że trafiła do łuzy, razem z inną kulą.
– Ja pierdole. – Liam opuścił bezsilnie ręce. Spojrzał na Raekena, który ledwo powstrzymywał śmiech. – To nie fair, specjalnie to zrobiłeś.
– Nawet jeśli bym chciał, to nie umiem czarować – zaśmiał się. – Masz po prostu farta. A wiesz czemu?
– Oświeć mnie – wyburczał Liam, wyciągając z łuz to, co do nich wpadło.
– Bo głupi ma szczęście, zapomniałeś?
Dunbar spojrzał na niego tak wrogim wzrokiem, że ledwo powstrzymywał się od wyzwisk, jakie przewijały mu się przez głowę.
– Także jeden do zera, szczeniaku – oznajmił zadowolony z siebie. – Naprawdę nie wiedziałem, że tak wyjdzie.
– Jasne – burknął Dunbar, używając trójkąta, by ustawić kule.
– Naprawdę.
Na dowód tego, Theo znów podkręcił tę czarną, odłożył ramkę i ustawił się do rozbicia bil. Zrobił to z lepszym wyczuciem niż Liam, a rotująca kula nadała prędkości innym. Do łuzy wpadła pełna.
– Zapamiętaj, że masz połówki – powiedział, tylko na moment spoglądając na obrażonego blondyna.
– Przecież wiem – fuknął.
– Żeby znowu nie było, że oszukuję – wymamrotał Theo, uderzając w białą bilę. Ta pod złym kątem zderzyła się z tą, którą sobie upatrzył, i nie trafiła do łuzy. – Proszę bardzo, twoja kolej.
– Cóż za zaszczyt – skomentował Dunbar.
– No rozchmurz się – Theo zaczepił go, kiedy się mijali. Zabrał mu kij i zmusił do kontaktu wzrokowego. Liam pozostał niewzruszony, patrzył mu prosto w oczy z twarzą bez wyrazu. – Możemy ustalić, że tamto się nie liczy.
– Skoro tak mówisz. – Liam uśmiechnął się. Dosyć perfidnie, ale wciąż to był uśmiech, Theo tylko o to chodziło.
– No to pamiętaj, że masz całe. – Oddał mu kij. Spojrzenie Dunbara go rozbawiło.
– Raeken – syknął ostrzegawczo. – Skończ kręcić.
– Z tobą? – Spuścił wzrok na jego usta. – Nigdy.
Liam chyba już stracił do niego siły, bo prychnął i pokręcił głową, podchodząc do stołu. Theo nie dostał odpowiedzi, bo blondyn skupił się na wybraniu odpowiedniego kąta do ustawienia. Raeken zsunął wzrok na jego pośladki, kiedy Dunbar pochylił się, przyjmując pozycję. Pamiętał, że siódmego listopada ten tyłek bardzo mu się spodobał.
– Kiedy ostatnio widziałeś się z chłopakami? – zapytał Liam, gdy udało mu się wbić swoją bilę.
– Na Halloween chyba – uświadomił sobie Theo.
– Nie masz już z nimi kontaktu? – Blondyn tym razem chybił, wtedy spojrzał na niego. – Przecież to miesiąc.
– Łączył nas Derek. – Theo wzruszył ramionami i przymierzył się.
– Ale on wyjechał ósmego.
Raeken użył zbyt wiele siły, biała kula wpadła razem z pełną.
– Nasz kontakt już wcześniej zaczął się pieprzyć – wychrypiał. Wyciągnął białą bilę i podał ją Dunbarowi. – Ustaw ją gdzie chcesz. Tylko, wiesz. Tak, żebyś coś wbił.
– Tobie wbiję – warknął – pięść pod żebra.
– Jakby ci już nie dosyć bójek było – skomentował.
To skutecznie zamknęło usta blondynowi, który skupił się na grze. Miał tę przewagę, że wybrał miejsce z idealną trajektorią. Raeken nie odezwał się, tylko przyglądał mu. Dunbar trafił, chyba musiałby się postarać, żeby to spieprzyć. Za to Theo musiał się teraz postarać, by jakoś wybrnąć z miejsca, w którym zaległa biała kula. Ciężko było obrać kąt, pod którym uderzyłby właściwą bilę. Nie udało mu się to, ledwie trąciła inną.
– Chyba opuściła cię dobra passa – odezwał się Dunbar, podchodząc do stołu.
Theo spojrzał na jego perfidny uśmiech, który podkopywał jego ego. Nabrał ochoty na porządną zemstę.
– Graj – odpowiedział spokojnie, opierając się plecami o ścianę.
Liam potrzebował chwili, by obrać odpowiednie miejsce. Raeken nie odzywał się, zastanawiając jakie zagranie byłoby najbardziej chamskie. Ku jego zdziwieniu, blondyn uderzył bilę tak, że ta odbiła się od ścianki stołu i trafiła do łuzy.
– Chyba musisz się bardziej postarać, Theo.
Jego głos dla Raekena był perfidną prowokacją.
– Postaram – wymamrotał.
Wziął swój kij i natarł jego główkę kredą w kostce. Rozeznał się w ułożeniu kul, które znów było dla niego niekorzystne. Westchnął, Liam wodził za nim bystrym wzrokiem, wyglądał jakby uznał, że już to wygrał, choć na stole była więcej niż połowa bil.
– Postaram – powtórzył, jakby potrzebował zapewnienia. Pochylił się nad stołem.
– Kogo ty chcesz oszukać? – skomentował Liam.
Raeken uniósł na niego wzrok. Chyba z luźnej rozgrywki zaczęli schodzić na rywalizację, podobało mu się to. Skupił wzrok na kulach, miał silną potrzebę udowodnienia, że jest lepszy. Biała niemal stykała się ze ścianką stołu, a swoją najbliższą bilę Theo miał po skosie od niej. Przysiadł na bandzie i bardziej od góry uderzył kulę tak, by rozbiła inne. Wiedział, że nie trafi, dlatego wolał wystawić sobie bile do następnego razu.
– Chyba coś ci nie wyszło – odezwał się Dunbar, który miał idealny kąt do wbicia którejś ze swoich.
– Daję ci fory. – Theo wolno obszedł stół, obserwując poczynania Liama.
Udało mu się trafić dwie z rzędu.
– Przegrasz. – Uśmiechnął się blondyn.
Raeken przygryzł wargę, jego duma nie chciała pozwolić na porażkę. Dlatego, gdy była jego kolej, najpierw postarał się o wbicie najłatwiejszej kuli. Wpadła do łuzy, a biała potoczyła się tak, że miał całkiem duże szanse na wbicie kolejnej.
– Nie dasz rady – odezwał się Liam.
– Dzięki, że we mnie wierzysz – wychrypiał, bardziej skupiając się na stole niż rozmowie. Użył odpowiedniej siły, by biała popchnęła jedną do łuzy, a drugą wybiła z niewygodnego miejsca. – Coś mówiłeś?
– Nie, przesłyszało ci się. – Dunbar pokręcił głową.
– Brawo, dalej ćwiczysz kłamanie – pochwalił go, zmieniając miejsce. Dłużej przyjrzał się jego twarzy, z satysfakcją oglądając to jak Liam dopuszcza do siebie możliwość porażki.
– Graj – burknął blondyn.
– Gram.
Theo znów trafił, tym razem jednak bila wpadła razem z pełną.
– Delikatniej byś to zrobił i byłoby okej – zaczepił go Liam, z perfidnym uśmiechem wyciągając kulę z łuzy.
Raeken pokręcił na niego głową, nabrał ochoty, by mu coś zrobić.
– Grabisz sobie – wyburczał tym specyficznym tonem, przez który Liam tylko się uśmiechnął.
Dunbar ustawił się przy stole, bilę ułożył tak, by mieć jak najlepszy kąt do wbicia kuli o trudnym położeniu. Skupiony na grze Liam stał niedaleko niego, tyłem. Theo znów spojrzał na jego tyłek.
– Kiedy pójdziemy razem na siłownię? – zapytał Raeken.
Zdezorientowany blondyn odwrócił się do niego i przez swoją nieuwagę potrącił bilę.
– Kurwa mać.
Theo zaśmiał się krótko i szczerze.
– Twoja podzielność uwagi chyba leży, co? – wytknął mu, biorąc swój kij. – To jak, kiedy idziemy?
– W weekend, po nauce – rzucił, niechętnie ustępując mu miejsca.
Raeken przymierzył się do bili, Liam wtedy spróbował użyć na nim tego samego chwytu. Starszy prychnął na te marne próby zdekoncentrowania go.
– Daruj sobie, szczeniaku, nie zrobisz tego co naprawdę by mnie rozproszyło. – Theo nie popełnił tego samego błędu i najpierw podniósł się od stołu, potem na niego spojrzał.
– To znaczy czego? – Liam zmienił ton głosu, na usta wkradł mu się uśmieszek. Jakby nonszalanckim krokiem podszedł do niego, stając tuż naprzeciw.
Raekenowi ta zagrywka skojarzyła się z siódmym listopada i momentem, w którym chciał upewnić się, czy rzeczywiście źrenice Dunbara są rozszerzone.
– Po co się interesujesz, skoro i tak nie dasz rady? – Uniósł brew, zastanawiając się, jak daleko posunie się Dunbar.
– Chyba zaczynam domyślać się co – mruknął blondyn, robiąc jeszcze dwa małe kroki w jego stronę.
Serce Theo automatycznie przyspieszyło, zaschło mu w ustach, a powietrza brakowało, jakby to Liam, stojący tak blisko, wszystko mu odbierał. Spuścił wzrok na jego wargi, po głowie szybciej zaczęły mu chodzić wspomnienia z siódmego i późniejsza jego obietnica, że teraz uszanuje jego podejście.
– No, Teddy... – Dunbar trącił jego nos swoim. Theo przestał oddychać, w głowie słyszał już tamto "Wiem, że tego chcesz". – Pochwalisz się czym cię tak rozpraszam?
Theo wypuścił powietrze, jakby w oburzeniu, i pokręcił głową z dezaprobatą.
– Co za żmija – syknął z tym napięciem, któremu musiał dać upust. – Wierz mi, że nie chcesz wiedzieć.
– I kto tutaj nie daje rady? – Bezczelny uśmiech Liama sprawił, że Theo zaczęły świerzbić ręce.
– Grabisz sobie – wymruczał zniżonym głosem i odsunął go od siebie.
Spojrzał na stół i zrozumiał, że ten cholerny szczeniak już go rozproszył. Potrzebował chwili, by przypomnieć sobie, którą bilę miał wcześniej upatrzoną. Pochylił się i przygryzł wargę. Wspomnienia z tamtej nocy zdecydowanie go rozpraszały. Udało mu się wbić kulę, teraz została mu jeszcze tylko jedna, by mógł zająć się ósemką. Dunbar miał jeszcze dwie bile przed czarną.
– Coś to twoje rozpraszanie nie pomogło – skomentował, perfidnym spojrzeniem patrząc Liamowi prosto w oczy.
– Graj – burknął.
Raeken przewrócił oczami. Już nie zależało mu na wygranej, umyślnie wbił swoją bilę razem z białą.
– Co ty taki brutalny dzisiaj jesteś? – odezwał się wyraźnie zadowolony Liam, wyciągając kulę z łuzy.
– Podczas seksu też jesteś taki brutalny?
– Graj. – Uśmiechnął się Theo, ignorując wspomnienie.
Dunbar ustawił białą tak, jak było mu wygodnie i wbił bilę. Potem udało mu się trafić kolejną, szczęście na jego twarzy po prostu bawiło Raekena. I dawało mu trochę satysfakcji, bo to był jego pomysł, który przyniósł im całkiem sporo dobrej zabawy. Liam pochylił się, przymierzając do wbicia ostatniej, czarnej bili. Theo stał dosyć blisko niego, zjechał spojrzeniem na jego tyłek. To było zbyt kuszące. W momencie gdy blondyn już miał uderzać w bilę, Raeken dał mu mocnego klapsa.
Dunbar stłumił w sobie reakcję, prostując się gwałtownie. Theo wcale nie zabrał dłoni z jego pośladka, stanął bliżej i wychrypiał:
– Kto wypina, tego wina. – Spuścił wzrok na jego ucho, chciał podrażnić je wargami, bo doskonale pamiętał, jak Liam na to reaguje. Powstrzymał się, zerknął na pusty stół, obie bile musiały wpaść razem. – Możesz sobie pogratulować, bo dzięki tobie wygrałem.
– I to ja jestem żmiją? – prychnął Dunbar, spoglądając mu w oczy.
Raeken dopiero przy kontakcie wzrokowym zabrał dłoń.
– Chyba jesteśmy siebie warci. – Uśmiechnął się Theo.
– Jesteś chujem, Raeken – burknął.
– A ty pizdą, Dunbar. Pasujemy do siebie idealnie. – Starszy uśmiechnął się szerzej. – No nie obrażaj się tak. Chodź, zrobimy przerwę na papierosa.
– No, kurwa, przyda się.
Theo zaprowadził ich na palarnię, w zamkniętym pomieszczeniu nikogo nie było.
– To jak, pokażesz mi? – Theo przysiadł, wyciągając paczkę papierosów. Liam wyciągnął e-papierosa.
– Co mam ci pokazać? – Zmarszczył brwi.
– Kółka. – Theo odpalił rulonik tytoniu i zaciągnął się głęboko.
– Jakby to była jakaś ważna umiejętność. – Liam pokręcił głową.
– No dawaj. – Szturchnął go łokciem, gdy Dunbar przysiadł obok niego.
Blondyn przewrócił oczami i nabrał dymu, który już po chwili wypuszczał w postaci grubych okręgów. Raeken zaciągnął się papierosem, by ukryć uśmiech.
– Nieźle, lepiej ode mnie – pochwalił go.
– No dawaj. – Wyciągnął do niego urządzenie.
– Nie, lepiej zostaw liquid na potem. – Zaciągnął się tytoniem.
– Po co? – Ściągnął brwi, opierając ustnik na wargach. Theo spuścił na nie wzrok.
– Bo pokażę ci jeszcze jedną sztuczkę, jak będziemy u mnie – wychrypiał.
– A, to ty jeszcze masz zamiar zaciągnąć mnie do siebie? – Liam uniósł brwi.
– Chciałeś zobaczyć gdzie teraz mieszkam. – Wzruszył ramieniem. – Chyba, że gdzieś ci się spieszy.
– Nie. – Pokręcił głową, Theo dostrzegł uśmiech na jego ustach. – A czemu tu nie pokażesz mi tej sztuczki?
– Bo nie ma stołu. I ludzie mogą się gapić. – Zaciągnął się i wyciągnął papierosa do blondyna. – Weźmiesz sobie ode mnie, bo potem nie będziesz miał czym ćwiczyć.
– A czy jadąc do ciebie nie możemy wejść do sklepu, gdzie kupiłbyś mi ten liquid? – zapytał Dunbar, przyjmując używkę, którą przyłożył do ust.
– To nie po drodze, a ja potem mam jeszcze pracę. – Posłał mu krzywy uśmiech. – Załatwię ci to, ale na jutro.
– No dobra.
Liam podał mu z powrotem rulonik tytoniu. Theo przyjął go, drugą ręką ujmując wyciągniętą dłoń blondyna, by oglądnąć obtarcia.
– Powiesz mi skąd ta zdarta skóra? – Spojrzał niepewnie na Dunbara. Chłopak skrzywił się i cofnął dłoń, chowając ją do kieszeni.
– Wkurzysz się – wychrypiał.
– No mów. – Szturchnął go barkiem. – Z kim się biłeś?
Liam spochmurniał, pochylił się i oparł łokcie na kolanach. Zgarbił przy tym plecy, jakby chciał schować się w sobie.
– Ale to była głupota – jęknął, wciąż krzywiąc się ze zdegustowaniem.
– No weź... – Raeken przesunął dłonią po jego plecach. Pomasował jego bark pokrzepiająco, tak jak często robił mu Deucalion.
– No... to był... Daniel.
– Czemu miałbym być zły? – zapytał łagodnym głosem.
– Bo masz z nim bliski kontakt? – podsunął Liam.
– Miałem – poprawił go. – Skończyliśmy układ. – Theo przyjął końcówkę papierosa i zaciągnął się. – A dlaczego go pobiłeś?
– Nagrał filmik, który... mnie ośmiesza.
Raeken ściągnął brwi, zastanawiając się, czy było jeszcze coś poza tym, co trafiło do niego.
– Jaki filmik? – dopytał.
– Nieważne. – Przetarł twarz dłońmi. – Wracamy grać?
Theo skinął głową.
***
Po skończonym bilardzie udali się do najbliższej galerii handlowej. Obaj zgłodnieli, tutaj był większy wybór jedzenia niż w barze, w którym grali.
– Może poprzeglądamy rzeczy? – Uśmiechnął się Dunbar, przystając obok witryny sklepowej. Wskazał za szybę. – To bikini jest dla ciebie idealne.
Raeken parsknął i pokręcił głową.
– To ty lepiej wyglądałbyś w tych stringach, nie ja. – Posłał mu równie perfidny uśmiech, co blondyn jemu wcześniej.
– Ale tak na poważnie, to serio potrzebowałbym nowych rzeczy – zastanowił się na głos Liam, gdy poszli dalej.
– Pracę mam potem, nie mamy teraz czasu. – Theo sprowadził go na ziemię. – W sobotę, dobra? Skończę pracę, pójdziemy do galerii, potem na siłownię i u ciebie usiądziemy do tej matmy.
– Może jeszcze cię przenocuję, co?
– Ja się nie obrażę. – Theo szturchnął go barkiem.
– Domyślam się, skoro jesteś na mnie taki napalony – zażartował Dunbar, odpowiadając mu silniejszym szturchnięciem. – Tyle razy dostałem w tyłek, że...
– A ty to jesteś, kurwa, święty i nic mi nie zrobiłeś, ta? – Theo spojrzał na niego niepoważnie. – To był odwet.
– To ja robiłem odwet – oburzył się. Weszli na schody ruchome, Liam stanął wyżej. – Ty to zacząłeś, a mnie nie dość, że zabolało, to jeszcze przegrałem.
– Jakiś ty pokrzywdzony – wymruczał Theo przesłodzonym głosem. Liam przewrócił oczami i spojrzał w innym kierunku. – Nie wystarczy mu, że wygrał, tylko jeszcze będzie narzekać.
– Zobacz jaka ładna. – Wyciągnął rękę, wskazując coś za plecami Theo.
– Patrz pod nogi – skarcił go i objął go w pasie, by nie potknął się o próg, za którym chowały się schody. Poprowadził go na bok i dopiero wtedy Raeken obejrzał się tam, gdzie wcześniej wskazał Dunbar. – Co niby takie ładne?
– No choinka. – Znowu wskazał ozdobę zawieszoną pod sufitem.
– Może być – mruknął Raeken i pociągnął go w stronę gastronomii.
– Co jest? Nie czujesz świątecznego klimatu? – Liam szturchnął go ramieniem. Theo zerknął na niego i ten jego specyficzny uśmiech.
– Nie – uciął, rozglądając się za czymś do jedzenia.
– Trafiłem w czuły punkt? – Dunbar wciąż sobie żartował, jednak trochę spuścił już z tonu.
– Nie lubię świąt. – Skrzywił się Raeken. – Bardzo nie.
Nim Liam zdążył odpowiedzieć, Theo zatrzymał się przy wolnym stoliku.
– Co chcesz jeść? – Odłożył torbę na krzesło, skórzaną kurtkę rozwiesił na oparciu.
– Nie wiem. – Dunbar rozglądnął się po fast–foodach i pseudo restauracjach.
Theo westchnął i usiadł, przeczesując ręką włosy.
– Weźmy pizzę na wynos – rzucił pomysł, spoglądając na Liama. – Stąd wcale nie jest tak daleko do mnie.
– Jestem na tyle głodny, że mógłbym jeść zimną – oznajmił blondyn. – Jaką chcesz?
– Normalną – powiedział z naciskiem. – Nie żadną z ananasem czy innym zielskiem.
– No proszę, jednak jest coś w czym się zgadzamy. – Uśmiechnął się Dunbar.
– Weź zamów dużą na wynos, zjemy na pół – polecił Theo.
– Ale dlaczego ja?
– Bo to ty lubisz ludzi. – Wzruszył ramionami. – Ja popilnuję nam miejsca.
Dunbar westchnął i odszedł, zabierając ze sobą portfel. Theo wyciągnął telefon, by jakoś zabić czas oczekiwania. Dopiero wtedy zobaczył, że ma nową wiadomość.
Deuc: Jedenastego grudnia, za tydzień w piątek, idziemy do lekarza.
Darował sobie odpisywanie. Uniósł na moment wzrok, by odnaleźć Liama. Blondyn stał w kolejce i niemal w tej samej chwili odwrócił głowę w jego stronę. Ich spojrzenia się spotkały, Dunbar poruszył brwiami, Theo odpowiedział mu tym samym. Wzajemnie mierzyli się równie zaintrygowanym wzrokiem, Raeken pierwszy to przerwał, bo zjechał spojrzeniem niżej, oglądając jego sylwetkę. Liam miał szarą koszulkę, której rękawy podwinął jeszcze jak grali w bilard. Do tego normalne, może odrobinę już znoszone jeansy, nadawały mu tego zwykłego, niewyróżniającego się wyglądu. Był w tym jakiś jego urok, Liam nigdy się nie wyróżniał i chyba nie chciał.
Wrócił spojrzeniem na jego oczy, Dunbar właśnie zaczął składać zamówienie i robił to z twarzą o neutralnym wyrazie. Theo odniósł wrażenie, że odkąd wybudzili Masona Liam znacznie mniej się uśmiechał. Dzisiaj jednak robił to częściej niż przed minionym tygodniem, Raeken miał satysfakcję z tego, że to on jest powodem.
Telefon zawibrował. Theo niechętnie odwrócił wzrok od Dunbara i zerknął na ekran.
Deuc: Wracasz ze mną do domu?
Westchnął pod nosem, przypominając sobie, że dorosły nic nie wie. I pewnie nie pochwali jego zachowania, dlatego Raeken poszczędził słów.
Ja: Wyszedłem już ze szkoły.
Deuc: Jak to? Gdzie jesteś?
Ja: Z Liamem, zaraz idziemy do domu.
Theo przygryzł wargę.
Ja: Chyba, że nie chcesz, żeby przychodził.
Deuc: Nie ma problemu.
Wkrótce Liam wrócił do niego z numerkiem zamówienia na paragonie. Usiadł naprzeciw i oparł łokcie na blacie, nieco pochylając się do przodu. Raeken natychmiast odłożył telefon i uniósł wzrok na jego tęczówki. Liam uniósł brew, zupełnie jakby wyczytał z niego, że chce mu coś powiedzieć.
– Może wracając kupimy w markecie jakąś setkę czy inne...
– Nie. – Liam nawet nie dał mu dokończyć. – Pracę masz potem, nie możesz pić.
– Ale ty jesteś nudny. – Pokręcił na niego głową.
– Moralny. – Dunbar puścił mu oczko.
Raeken posłał mu długie, rozgoryczone spojrzenie, bo nie chciał przyznawać mu racji na głos.
– Chyba pierwszy raz po tym tygodniu mam ochotę na jedzenie. – Theo zmienił temat, krótko rozglądając się dookoła.
– Jak to było? "Podpierdalasz mój styl życia"? To ja się głodzę – zażartował Liam, szturchając go nogą pod stołem.
Raeken prychnął i pokręcił na niego głową. Doskonale pamiętał, do czego Dunbar nawiązywał.
– Dlaczego wcześniej nie miałeś? – dopytał blondyn.
Theo spuścił wzrok na swoje ręce, automatycznie naciągnął rękawy, choć wszystko było zakryte. Przecież i tak chciał mu powiedzieć, więc dlaczego to tak go skrępowało?
– Przez to moje chorobowe – wychrypiał niewyraźnie. Liam pochylił się bardziej w jego stronę, jakby chciał lepiej słyszeć. Raeken instynktownie przybrał tę samą pozycję co Dunbar, by dalej móc mówić zniżonym głosem. Nie patrzył mu w oczy, wzrok cały czas miał spuszczony, dzieliła ich niewielka odległość. – Nie było mnie w szkole, bo siedziałem w domu z Deucalionem i przechodziłem detoks.
– Od tramadolu?
Theo skinął głową. Odetchnął i wplótł palce we włosy.
– To był jebany koszmar – wychrypiał, jego spojrzenie stało się mętne. – Duszności nasiliły mi się do tego stopnia, że Deuc musiał dać mi tamten inhalator. W zasadzie odkąd go dostałem to noszę go przy sobie.
– Kilka razy już musiałeś go dzisiaj używać – uświadomił sobie Liam. – To już chyba nie tylko duszności.
– Nie wiem – westchnął Theo. – Idę z Deuciem do lekarza za tydzień w piątek.
– Trochę późno – mruknął Dunbar.
– Mi już wszystko jedno – wychrypiał Raeken.
Jakby niepewnie uniósł wzrok na jego oczy. Liam wpatrywał się w niego uważnie, spojrzeniem badając jego twarz. Theo poczuł się niekomfortowo, mając w pamięci to jak marnie wygląda. Nie wierzył w powiedzenie blondyna, że zwraca uwagę na wygląd w tym najmniejszym stopniu. A nawet jeżeli to była prawda, Theo i tak chciał lepiej przy nim wyglądać.
– Szkoda – odpowiedział Liam.
– Bo? – Raeken ściągnął brwi, jakby naprawdę tego nie rozumiał.
– Bo nie dbasz o zdrowie. – Wzruszył ramieniem, jego głos był dziwnie łagodny. – Nie chcę znowu jeździć do szpitala.
– Weź daj spokój. – Theo odchylił się na oparcie i przeczesał ręką włosy.
Liam zamilkł, a Raeken myślał tylko o tym, że w przeciwieństwie do tego, Derek zacząłby się wykłócać. Dunbar chyba chciał coś odpowiedzieć, uprzedziło go jednak wywołanie numeru ich zamówienia. Odpuścił, wstał od stołu i odszedł, minę miał całkowicie pustą. Z podobnym wyrazem twarzy Raeken zaczął zbierać ich rzeczy i razem z Dunbarem, który odebrał ich jedzenie, skierował się do wyjścia z galerii.
– Idziemy na przystanek, czy z buta? – spytał blondyn, ubierając się po drodze.
– Z buta – odpowiedział Raeken, odbierając od niego pudełko z pizzą, by Liam mógł spokojnie założyć kurtkę. Z ciekawości, Theo zbliżył opakowanie do nosa, szybko poczuł silny zapach, od którego napłynęło mu śliny do ust. – Może zjemy po drodze?
Spojrzał na rozbawionego Liama, który pokręcił przecząco głową, zabierając od niego pudełko.
– Kusi, ale nie – oznajmił. – Wolę zjeść na spokojnie, u ciebie.
– No to się pospiesz. – Theo przyspieszył kroku, poprawiając swoją torbę na ramieniu.
Dunbar westchnął i podbiegł, by go dogonić.
***
Weszli do mieszkania, Theo musiał zapalić światło. To nasunęło mu myśl, że Deucaliona jeszcze nie ma. Zdziwiło go to, dlatego sprawdził pomieszczenia.
– Dziwne, Deuca nie ma – powiedział Raeken, gdy zauważył to uważne spojrzenie, jakim patrzył na niego Dunbar. – Nieważne. – Machnął ręką i zaczął ściągać kurtkę oraz bluzę. – Rozgość się.
– Trochę tu ciasno – skomentował Liam, zaglądając przez drzwi do salonu, a potem kuchni, tak jak przed chwilą zrobił to Theo.
– To też jeden z powodów, dla których znikam stąd na weekendy, jak Alex ma tu przyjeżdżać. – Przeszli do podłużnej części przedpokoju. – Na prawo sypialnia Deuca, na lewo moja, a na końcu łazienka.
– Czemu masz otwarte drzwi? – Dunbar wszedł do pokoju starszego, oglądając to prosto umeblowane pomieszczenie.
Theo przeczesał ręką włosy, opierając się barkiem o futrynę. Liam położył pudełko z pizzą na biurku i wyjrzał przez okno. Potem wrócił spojrzeniem na Raekena.
– Żebym nic sobie nie zrobił. – Spuścił wzrok na swoje dłonie. – Strasznie mnie wkurwiał ten brak prywatności, ale tak chyba będzie lepiej.
– A próbowałeś?
Theo czuł na sobie spojrzenie Liama. Zacisnął szczękę, krępował się przez to.
– Często palę, siedząc przy otwartym oknie – zaczął – i wielokrotnie miałem ochotę z niego skoczyć.
– To chyba byłby średni pomysł – skomentował Dunbar, znów zerkając przez szybę. – Nisko tutaj.
Raeken uniósł na niego wzrok. Nim zdążył coś powiedzieć, Liam otworzył opakowanie z pizzą. Skusił tym Theo do podejścia bliżej. Wzięli sobie po kawałku, starszy przysiadł na krześle, a Dunbar rozglądnął po pokoju. Zainteresował się sąsiadującą z biurkiem szafką. A raczej zdjęciem, które na niej stało.
– Chyba wcześniej tego u siebie nie miałeś? – zapytał z jedzeniem w policzku. Wyciągnął rękę, Theo w porę ją strzepnął, nim dosięgnęła ramki.
– No gdzie brudnymi łapami będziesz...
– Uspokój się, czystą mam. – Wyciągnął dłoń, by mu pokazać i udowodnić. – Umiem jeść jedną ręką.
Theo nie odpowiedział, skupił się bardziej na jedzeniu, a Liam wziął ramkę.
– To jak? – Szturchnął Raekena łokciem i odwrócił się przodem do niego. – Miałeś?
– Ta. – Przełknął jedzenie. – Schowane.
– Kto to? – Liam przeniósł na niego wzrok i podsunął mu zdjęcie przed nos.
Theo nie odezwał się przez dłuższą chwilę, mając usta zajęte jedzeniem. Patrzył z bliska na każdy szczegół, który znał na pamięć.
– Tara, Tyler i ja. – Wskazał po kolei.
– Ty? – powtórzył Dunbar. Jego twarz rozjaśnił drobny uśmiech. – Zupełnie niepodobny.
Theo uśmiechnął się krzywo, spoglądając na dziesięcioletnią wersję siebie z telefonem Tary nad jej głową.
– Może to i lepiej? – skomentował Theo, wgryzając się w brzeg kawałka pizzy, bo tylko to mu z niego już zostało. – Raczej wyładniałem.
– No. – Skinął Liam. – Chudy byłeś. Ale teraz sylwetkę masz jak Tyler tutaj.
– Po ojcu – skwitował Raeken.
Dunbar nie odpowiedział, żuł jedzenie, przysuwając zdjęcie blisko twarzy, jakby chciał dostrzec więcej detali. Theo uniósł na niego wzrok, jeszcze przez dłuższą chwilę chłopak oglądał jego wspomnienie.
– Myślisz, że gdyby żyli, to twój ojciec nigdy by się nie zmienił?
Ich spojrzenia się spotkały, Theo miał ochotę szorstko odpowiedzieć. Blondyn jednak nie naciskał, odstawił fotografię tak, jak była i przeszedł potem do łóżka, siadając na nim pod ścianą. Zjadł już swój kawałek, dlatego Raeken wziął pudełko i usiadł obok niego, układając karton na swoich nogach. Dunbar cały czas spoglądał na niego wyczekująco.
– Nie mam pojęcia – mruknął w końcu i wzruszył ramieniem. – Nie zdziwiłbym się, gdyby coś uderzyło mu do głowy po pierwszym zawale matki. Zwłaszcza gdybym ja albo Tyler był przy tym. Tarze raczej nic by nie robił.
– Nie rozumiem tego. – Liam ściągnął brwi, biorąc następny kawałek. – Dlaczego wyładowywałby się tylko na tobie albo twoim bracie?
– Bo jesteśmy mężczyznami. Facet ma być twardy, ma nie płakać i szanować kobiety. – Theo przeczesał czystą ręką włosy. – Tato miał po prostu wyidealizowaną wizję tego, jacy mieliśmy być. A raczej tego, jaki ja miałem być. Bo on taki był, więc oczekiwał posłuszeństwa, chciał je osiągnąć przez bicie. Może jego ojciec też się nad nim znęcał, nie wiem. Nie pamiętam go. – Wzruszył ramionami. – Gdyby Tara i Tyler żyli pewnie trochę inaczej by to wyglądało niż to jak mnie traktował. Po wypadku Tary zaczął mnie nienawidzić. A potem jeszcze ogarnął, że jestem pedałem, czego w ogóle nie tolerował.
– Przecież jesteś biseksualny.
– Dla niego świat był czarnobiały.
Zerknął na Liama. Chłopak skończył jeść i przyglądał mu się z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
– A ja w sumie nie wiem, czy rzeczywiście lubię też dziewczyny. Dawno za żadną się nie oglądałem – dokończył. – Po co w ogóle pytasz?
– Z ciekawości, no i staram się jakoś to zrozumieć – odpowiedział. Nie żartował, minę miał całkiem poważną. – Może przy okazji rozmowa ci pomoże?
– Skoro twierdzisz, że rozmowa pomaga, to dlaczego sam się nie wygadasz? – Theo uniósł brew. Liam odwrócił wzrok. – Przecież widziałem, że chodziłeś przybity jeszcze zanim poszedłem na ten pieprzony detoks.
Blondyn nie patrzył na niego, dlatego Raeken szturchnął go barkiem.
– To głupie. – Skrzywił się. – I mi jest głupio.
– Ale, Liam, jesz regularnie? – Theo sam nie wiedział jak bardzo zatroskane miał spojrzenie, Dunbar też tego nie widział.
– No... – Przeczesał ręką włosy. – Już tak. To było tylko kilka takich dni.
Raeken potrafił dostrzec to, jak bardzo humor Liama spadł w tej chwili.
– Tylko tyle i aż tyle – westchnął Theo, przygarniając go do siebie tak, że blondyn opierał się o jego bok plecami. – Dlaczego byłeś taki przybity?
Dunbar poddał się i bezsilnie oparł głowę o jego bark. Theo nie widział jego twarzy, jedynie wciąż obejmował go w pasie. Poczuł jak Liam splata razem ich palce. Raeken odłożył jedzenie na bok, żeby chłopak nie miał szansy zmiany tematu.
– Bolało mnie to, że znowu przejechałem się na zaufaniu do ludzi – wymamrotał. – No i myślałem, że dałem się zmanipulować, odciąłem się od Luke'a, a tak naprawdę to... sam nie wiem czy miałem rację. Myślałem tak, bo...
Westchnął.
– Bo ja powiedziałem o manipulacji – dokończył za niego Theo.
– To też. Ale przez to, że byliście razem, myślałem, że zainteresował się mną, bo chciał... Ugh, kurwa, to głupie.
– No mów. – Potarł jego ramię drugą ręką i wzmocnił uścisk ich splecionych dłoni.
– Myślałem, że jemu tak naprawdę chodziło o ciebie.
– No to albo zostawisz całą sprawę za sobą, albo pogadasz z nim o tym. Bo albo rzeczywiście się pomyliłeś, albo nie, ja ci tutaj niestety nie pomogę, nie byłbym obiektywny.
– Wolę zostawić to za sobą – odpowiedział Liam twardym głosem. – Chcę o tym zapomnieć.
– A ten filmik? Jak do ciebie trafił?
– Kiedy ciebie nie było, po którejś matmie Corey zapytał, jak mi się układa z Lukiem. Nie wiedziałem o co mu chodzi, dopóki nie pokazał mi tego nagrania. – Przeczesał wolną ręką włosy i skulił się nieco. – Kurwa, było mi tak wstyd. Spanikowałem, skłamałem.
– Domyślam się, że na filmiku byłeś ty i Luke? – dopytał Theo. Teraz już będzie mieć pewność, że widział to samo.
– Daniel nagrał jak się całujemy – wyrzucił z siebie na jednym wdechu. – Wcisnąłem reszcie że byłem wtedy naćpany.
– Tak jak siódmego...?
– Stul pysk. – Liam wbił mu łokieć pod żebra, starszy spiął się przez to. – O tamtej sytuacji wiemy tylko my.
– Dlatego użyłeś tego jako wymówki – podsumował Theo, z trudem się rozluźniając. – Jak dowiedziałeś się, że to Daniel nagrał?
– Na tamtej imprezie, na której byłem z Lukiem wydawało mi się, że go widziałem. Potem, w ten czwartek, Malia zabrała mnie ze sobą na domówkę. Na niej był ten szczyl i zaczepił mnie, robiąc aluzję do tego. Wstawiony byłem, nerwy mi puściły, a on się w ogóle nie bronił. Przerwał mi dopiero Scott, wiedziałeś, że to brat Daniela? – Liam poprawił głowę tak, by móc spojrzeć mu w oczy.
– Dowiedziałem się niedawno i między innymi dlatego zerwałem z nim układ. – Skinął Theo. – Co było potem?
– Potem Malia uderzyła mnie w twarz.
– Co za kurwa – syknął Raeken.
– Gorsze jest dla mnie to, że dotarło do niej to nagranie. – Liam na powrót skulił się w sobie, przy tym bardziej wtulił się w niego. Theo wzmocnił nieco uścisk, czerpał satysfakcję z tego kontaktu fizycznego. – Ale nie mogłem jej powiedzieć, że byłem naćpany, więc...
- To i tak było słabe kłamstwo, widać było, że jesteś prawie trzeźwy. Dlaczego nie przyznasz prawdy? – mówił łagodnym głosem.
– Jak to, widać było? – Liam poderwał się do siadu, spoglądając na niego zaniepokojonym wzrokiem. – Ty też to widziałeś?
– Dzięki temu wiedziałem, że to Luke jest tym, o którym nie chciałeś mi mówić – wyjaśnił z oporem.
– Ja pierdole. – Dunbar schował twarz w dłoniach.
– Uspokój się, to nie koniec świata – mruknął starszy, znów przyciągając go do siebie. – Dlaczego nie przyznasz prawdy?
– To nie żadna prawda, po prostu pomieszałeś mi w głowie – fuknął, stawiając opór.
– I dlatego zauroczyłeś się w innym chłopaku? – westchnął Theo.
– Weź się... – Liam chciał wstać, ale Raeken przytrzymał go przy sobie siłą.
– Nie uciekaj, szczeniaku, tylko po prostu to powiedz. – Przyciągnął go bardziej do siebie, blondyn jęknął niezadowolony, ale schował twarz w zagłębieniu jego szyi. – Podobało ci się to, co miałeś z Lukiem, tak?
– No, było kilka takich momentów – przyznał zduszonym, zbolałym głosem.
– I dalej nie chcesz akceptować tego, że z chłopakiem też może być przyjemnie?
– Co z tego, że ja to będę akceptował, skoro rodzina nie? – jęknął, bardziej się do niego przytulając.
– Ale ja pytam o twoje zdanie. Czy jesteś w stanie sam przed sobą przyznać, że tak jest?
– No... – wziął głębszy wdech, Theo wtedy poczuł jego drżenie. – Chyba tak.
– I tyle na razie wystarczy. – Raeken pomasował jego plecy. Dunbar odetchnął głęboko, poprawiając głowę na jego ramieniu. – Sam oswoisz się z tą myślą, dopiero potem, jeśli będziesz chciał, przyznasz się do tego komukolwiek.
– Tobie już też się przyznałem.
– Bo chyba jestem najbliższy? – zapytał półżartem, półserio.
– Byłbyś głupi, jeśli dalej byś się nad tym zastanawiał.
– Miałem powody. – Theo znów pomasował go ręką. – Nie było łatwo siedzieć na detoksie bez żadnej wiadomości od ciebie.
– Miałeś dzwonić, jeśli będzie coś nie tak. – Liam zwiększył odległość pomiędzy nimi na tyle, by móc spojrzeć mu w oczy.
– Nie będę oczekiwać pomocy, skoro potrzebowałeś samotności – wychrypiał, z bliska spoglądając w te błękitne tęczówki.
– Przepraszam, że się nie odzywałem.
Dunbar nie wrócił do poprzedniej pozycji, patrzył mu w oczy swoim skruszonym spojrzeniem. Theo zbadał wzrokiem jego twarz, kilkakrotnie zerkając na jego usta.
– Ale ja to rozumiem, szczeniaku. – Wyciągnął dłoń ku jego twarzy, jednak cofnął ją nim dotknął jego skóry. – Chyba bardziej niż ktokolwiek inny jestem w stanie zrozumieć, że potrzebowałeś pobyć trochę samemu. Nie przepraszaj.
Przyciągnął go znów do siebie, Liam wtulił się w niego, a Raeken czerpał z tego jak najwięcej. Czuł wdzięczność bijącą od tego gestu, to dało mu wyższe poczucie własnej wartości, bo udało mu się jakoś podnieść tego szczeniaka na duchu.
– Dzięki – mruknął Dunbar.
Ostatni raz go uścisnął i wyprostował się. Odetchnął i przeczesał ręką włosy, jakby chciał dzięki temu doprowadzić się do porządku. Theo podsunął mu pudełko z pizzą, oboje znów wzięli po kawałku, z całości zostały jeszcze trzy.
– A tak w ogóle to... – odezwał się niepewnie Liam, Theo jemu poświęcił całą swoją uwagę, zamiast jedzeniu – jak było z tobą i Lukiem?
– Naprawdę teraz chcesz o tym słuchać? – Raeken uniósł brew.
Blondyn milczał przez chwilę, ostatecznie jednak skinął głową. Starszy zaczął mówić dopiero gdy skończył jedzenie.
– To nie było nic nadzwyczajnego. – Wzruszył ramionami. – Poznałem go w drugiej klasie, we trójkę z nami był jeszcze Brett, który był na pierwszym roku w Beacon, zanim przeniósł się do Devenford. Ja z Ganvesem jakoś złapaliśmy lepszy kontakt, częściej wychodziliśmy gdzieś sami niż z Brettem. Widziałem jak Luke uczy się manipulacji, ale zawsze uważałem, że ja byłem poza tym.
Liam skinął w zrozumieniu.
– To był też czas, kiedy moja relacja z Derekiem w zasadzie nie istniała – kontynuował Theo. – Szybko przez to przywiązałem się do Ganvesa, zresztą chyba obustronnie to było, z przyjaźni przeszliśmy na bliższą relację. Brett o niczym nie wiedział, w zasadzie nikt poza nami. Później dopiero ojciec Luke'a się domyślił, o dziwo nie miał o to żadnego problemu.
– Dlaczego "o dziwo"?
– Jest skłócony z moim ojcem od kilku lat – wyjaśnił. – Nie wiem dokładnie o co im poszło, ale z tego co mówił Luke, to chyba o hajs. Żaden z nas do końca nie wie, to jest tylko pomiędzy ojcami.
– I ten spór rozwalił wam związek? – Liam przechylił głowę.
– Nie. Jakoś przed wakacjami przyszedł do mnie na noc, pamiętam, że rodziców miało wtedy nie być. Wykorzystaliśmy to, przespaliśmy się ze sobą. – Wzruszył ramionami, nie patrzył Liamowi w oczy. – Nie wiedziałem tylko, że rano obudzę się sam, a on zniknie z miasta. I że nie będzie dawał znaku życia. Na początku bałem się o niego jak cholera, poza tym, że miałem własne problemy wtedy, to zamartwiałem się czy jemu nic nie było. Ale kiedy odebrał i powiedział, że zaraz oddzwoni, czego oczywiście nie zrobił, to dotarło do mnie, że... – urwał i westchnął, przeczesując ręką włosy – że chciał zerwać kontakt. Nie wiedziałem dlaczego, ani co zrobiłem nie tak. A tamta noc wcale nie była dla mnie pożegnaniem, raczej poczułem się wykorzystany.
Dunbar przeczesał ręką włosy, wyraźnie skrępowany.
– W jakiś sposób to się na mnie odbiło, bo jak Derek nagle powiedział, że tego samego dnia wyjeżdża, to... źle zareagowałem - dokończył Raeken.
– W sensie?
Theo spojrzał mu w oczy, Liam siedział zwrócony przodem do niego, słuchał go uważnie, jakby całym sobą. Raeken westchnął, nie znalazł odwagi dla słów, dlatego po prostu podwinął prawy rękaw, ukazując podgojone rany przecinające w poprzek całe przedramię.
– Wszystko to jest z nocy, kiedy wyjechał Derek – wychrypiał Theo.
Dunbar jakby zaniemówił, ostrożnie ujął jego rękę i delikatnie przesunął kciukiem po szorstkich strupach. Były już w lepszym stanie, niż kiedy sam opatrywał mu tę rękę.
– Siedziałem tu, w tym pokoju, drzwi były zamknięte, a Deucalion spał u siebie. Rano, kiedy zmywałem zaschniętą krew i czyściłem żyletkę, może udałoby mi się to wszystko ukryć. Ale Deuc zobaczył krew na umywalce. Chyba gdyby nie to, to nie zdecydowałby się tak szybko, żeby wziąć mnie do siebie.
– Masz czasem ochotę zrobić kolejne? – wychrypiał Liam, nadal oglądając te wszystkie podgojone cięcia.
– Bardzo często.
– Dlaczego? – Dunbar spojrzał mu w oczy. Patrzył na niego z niezrozumieniem, Theo nie potrafił odpowiedzieć mu w sposób, który blondyn by zrozumiał. Powiedział więc tak, jak to czuł.
– Bo nie zasługuję na nic lepszego.
Liam spuścił wzrok na jego rękę, potem ujął lewą, której rękaw też podwinął. Wyraźnie widział, które z ran były starsze.
– Wiesz... – zawahał się Liam. – Taki schemat myślenia można by zmienić. Z pomocą psychologa.
Theo przygryzł wargę.
– Wiem. – Jego głos był zrezygnowany, a spojrzenie niewidzące. Niespiesznie cofnął ręce od Liama i opuścił rękawy.
– To dlaczego nie umówisz się na wizytę? – Dunbar zbliżył swoją twarz do jego, by móc złapać kontakt wzrokowy.
– Boję się. – Spojrzenie Raekena oprzytomniało. – I nie mam tyle pieniędzy. Nie chcę brać od Deuca, już i tak w chuj poszło na te wszystkie bandaże. Za czynsz też powinienem mu oddać. I za jedzenie.
– Skoro Deucalion nic nie mówi, to pieniądze nie grają roli. – Liam dalej patrzył mu prosto w oczy. – Czego się boisz?
Theo skrzywił się, jakby ze wstrętem do samego siebie. Schował się w sobie, podciągnął nogi pod klatkę piersiową. Liam usiadł obok niego, tak jak on, opierając plecy o ścianę. Wciąż wpatrywał się w oczy Theo , który z kolei nie potrafił na niego spojrzeć. Dodatkowo skrępowała go bliskość Dunbara.
– No, Teddy – upomniał się blondyn, szturchając go barkiem. – Czego się boisz?
– Że naprawdę mam tę pieprzoną depresję. – Przeczesał ręką włosy. – Że będę musiał brać leki, od których pewnie też się uzależnię tak, jak od tramadolu. Nie chcę być jeszcze większym ciężarem, już teraz jestem.
– Dlaczego ty od razu zakładasz najgorsze? – westchnął Liam, wciąż spoglądając mu prosto w oczy. Theo odważył się spojrzeć w jego.
– Ty też tak robisz – wypomniał mu.
– Ale nie tak często jak ty, mam wrażenie.
– Po prostu dzięki temu mentalnie się jakoś... przygotuję.
– To pewnie pomagało ci kiedy tam mieszkałeś? – podsunął Dunbar.
Theo skinął głową.
– To... – zawahał się Liam. – Dlaczego nie możemy zignorować tych najgorszych scenariuszy i pójść...
– Dunbar, nie naciskaj, dobra? – warknął, bo ten szczeniak przekroczył pewną granicę. – To nie jest proste. Nie widzi mi się, żeby znów przechodzić przez to wszystko i opowiadać kolejnej osobie. Obcej.
– Ale zastanowisz się nad tym? – zapytał miękkim głosem.
– Kurwa, gadasz jak Deucalion.
Theo wstał z łóżka i otworzył na oścież okno. Usiadł na biurku, opierając się plecami o skrzydło okna i odpalił papierosa.
– Theo... – Liam podszedł do niego, ale nie usiadł obok. – To nie tak, że chcę cię zmusić do tego. Chcę, żebyś zrozumiał, że to byłaby pomoc, a nie...
– Dunbar – warknął, spoglądając na niego. – Skończ. Proszę.
Liam musiał zobaczyć coś znaczącego w jego spojrzeniu, bo chyba do niego dotarło. Westchnął i po prostu usiadł naprzeciw, wyciągając swojego e-papierosa.
– Właśnie, miałem pokazać ci tę sztuczkę – uświadomił sobie Theo. Jego głos momentalnie się zmienił, po wrogości nie było już ani śladu.
– No i jaka to miała być? – Dunbar uniósł brew, przykładając ustnik do warg.
– Czekaj, daj mi spalić.
Siedzieli chwilę w ciszy, Theo spokojnie dokończył papierosa, peta zgasił na niemal całkiem zapełnionej popielniczce. Liam podał mu elektryka, Raeken wziął urządzenie i zszedł z biurka. Blondyn zrobił to samo i zamknął okno. Starszy usiadł na krześle i zaciągnął się głęboko, pochylając nad blatem. Miarowo wypuszczał gęsty, biały dym, który rozlewał się po stole. Gdy skończył, wsunął dłoń sztywno ułożoną na boku w dym i gwałtownie uniósł rękę do góry, wywołując dwa pokaźne tornada.
– Zgadnij jak nazywa się sztuczka. – Theo uśmiechnął się pobłażliwie.
– Wygląda na proste – stwierdził Liam, zamiast odpowiedzi.
– Musisz po prostu gładko wsunąć rękę z brzegu w środek dymu. No i odpowiednio wolno wypuszczać powietrze – poinstruował go, oddając e-papierosa.
Zwolnił blondynowi miejsce na krześle i sam poszedł po ostatni kawałek pizzy, cały czas obserwując chłopaka. Za pierwszym razem Liamowi w ogóle nie wyszło.
– Chcesz? – Raeken zaproponował mu pizzę gestem.
– To twój, ja swoje już zjadłem – odpowiedział, rozpraszając dym z kolejnej nieudanej próby.
– No to gryza. – Theo nie ustępował, Dunbar parsknął i pokręcił głową z rozbawieniem. Przytrzymał rękę chłopaka i odgryzł niewielki kawałek. Raeken dopiero po tym sam zaczął jeść.
Liam zabrał się do kolejnej próby, tym razem udało mu się wywołać jedno, małe tornado. Sam zaśmiał się z tego jak marnie mu to wyszło, a Theo miał satysfakcję z tego ile zabawy Dunbar miał z następnych prób.
– Do twarzy ci z uśmiechem – odezwał się Raeken, kiedy skończył jedzenie.
Liam spojrzał na niego zdezorientowany, jednak zdziwienie szybko wyparło rozbawienie.
– Dziękuję – odezwał się teatralnym głosem, jakby komplement od Theo uznał za żart.
– Proszę.
– Skoro teraz mieszkasz w kamienicy, to jak ja będę do ciebie przychodził w nocy? – zapytał z udawanym wyrzutem.
– Normalnie. – Theo wzruszył ramieniem. – Mogę ci podać kod do bramy.
– Nie no, żartuję sobie. – Machnął ręką, Raeken prychnął. – A kiedy mogę przyjść na nocowanie?
– Jak dla mnie, to mógłbyś nawet dzisiaj, ale chyba powinienem najpierw zapytać Deuca.
– Ale ty jesteś nudny. – Dunbar pokręcił na niego głową, uśmiechając się perfidnie. Theo uniósł brew.
– Żebym ci zaraz nie udowodnił, że to twoja rola – skomentował.
– Niby jak?
Theo pomimo uśmiechu, zacisnął szczękę. Przecież nie mógł złamać słowa danego w tak znaczącej sprawie tylko dlatego, że chciał postawić na swoim.
– Daj. – Wyciągnął rękę po e-papierosa, blondyn podał mu go bez oporu.
– I jak chcesz mi tym udowodnić, że jestem nudny? – Liam uniósł brew.
– Weźmiesz ode mnie studenta? – Uśmiechnął się przebiegle.
– Co wezmę?
– Bucha po studencku. Ja wypuszczam dym, ty wdychasz.
Wyzywająco patrzył mu prosto w oczy, Dunbar nie dał żadnego sprzeciwu, choć wyglądał jakby jeszcze to rozważał. Gestem pokazał mu by Liam wstał, sam w tym czasie zaciągnął się głęboko. Blondyn stanął naprzeciw niego, Theo spuścił wzrok na jego wargi. Nie zważając na to, że powinien zrobić to inaczej, zmniejszył odległość pomiędzy nimi i przywarł do ust Liama, który drgnął, jakby chciał się wycofać. Jednak nie zrobił tego, Theo wypuszczał miarowo dym z płuc, tylko siłą woli powstrzymując się od tego, by nie zacząć go całować. Dunbar zaczął się krztusić, zbyt szybko wciągał dym albo chciał to przerwać. Wykaszlał wszystko, Theo wypuścił na bok resztę chmury.
– Szybko poszło – skomentował Raeken. Żałował, że nie trwało to dłużej.
– Bardzo śmieszne – fuknął Liam, odbierając mu urządzenie. – To jak pogadasz z Deucalionem, to daj znać.
Theo roześmiał się głośno i szczerze.
– Brzmi jakbyś przyznawał mi rację – skomentował. – Że to ty jesteś ten nudny. To co, student jeszcze raz?
– Zapomnij – parsknął Dunbar.
Raeken znów się zaśmiał, tym razem jednak bardziej ochryple. Automatycznie odchrząknął i ułożył dłoń na klatce piersiowej, kiedy uczuł ten niewielki chłód w płucach, który już zaczął rozpoznawać.
– Co jest? – Liam momentalnie spoważniał.
– Wiesz... – Nie dokończył przez atak kaszlu.
Dunbar już wiedział, a kiedy Raeken sięgnął do kieszeni po inhalator, miał pewność.
– Poczekaj. – Zatrzymał jego rękę, łapiąc z nim kontakt wzrokowy. Theo jakby wstrzymał powietrze w płucach, gdy skończył kaszleć. – Spróbuj najpierw normalnie uspokoić oddech. Wdech nosem, wydech ustami.
Liam sam nabrał i wypuścił powietrze wtedy, gdy zrobił to Raeken. Zrobili razem kilka wdechów, jednak przy następnym Theo znów zaczął kaszleć. Gdy tylko skończył, wyswobodził rękę z niemocnego uścisku Dunbara i skorzystał z inhalatora. Blondyn przygryzł wargę.
– Skoro to nie lekarz przypisał ci ten lek, nie powinieneś z niego tak często korzystać – podjął Liam, niepewnie spoglądając mu w oczy. – Najpierw powinieneś pracować nad uspokojeniem oddechu, a jak to nie pomoże to dopiero sięgać po inhalator.
Theo westchnął głęboko.
– Wiem – mruknął niemrawo.
– Popracuj nad tym, zanim zrobisz sobie zły nawyk. – Liam uśmiechnął się smutno.
– Jak z tramadolem. – Theo złożył ręce na piersi i zgarbił się nieco. – Gdybym nie poszedł na ten jebany detoks to nie potrzebowałbym inhalatora.
– Nie bądź głupi. – Spojrzał na niego niepoważnie. – Potem byłoby jeszcze gorzej. Ja jestem dumny, że masz to już za sobą.
Raeken spojrzał na niego zdziwiony.
– Naprawdę? – zapytał sceptycznym głosem.
– Nie, na niby. – Pokręcił głową. – Podpierdalasz mój styl życia, durne pytania zadajesz.
Rozbawiony Theo uśmiechnął się pod nosem. Nim jednak zdążył coś powiedzieć, telefon zaczął wibrować w jego kieszeni. Wyciągnął urządzenie, spoglądając na ekran wyświetlający alarm.
– Kurwa.
– Hm? – Liam zaglądnął na wyświetlacz.
– Budzik miałem ustawiony, że muszę zbierać się do roboty – wyjaśnił niezadowolony Raeken.
– Współczuję ci tej pracy – powiedział wprost.
– Za coś muszę żyć – westchnął, wysuwając spod łóżka sportową torbę. – Zbieraj się, szczeniaku, pokażę ci jaki stąd masz dojazd do siebie.
– I podasz mi kod do bramy – zażartował.
Theo zaśmiał się pod nosem.
– Podam.
***
Wracając do domu Liam czuł się zupełnie spokojny. Po całym dniu spędzonym z Theo był po prostu zadowolony i nie myślał o niczym innym, tylko wracał do tego, co dzisiaj przeżył. I coraz bardziej zdawał sobie sprawę, że w towarzystwie Theo tracił poczucie czasu. Chciał częściej czuć się tak spokojnie, częściej przebywać z Raekenem. Dlatego na grudzień postanowił bardziej skupić się na swojej relacji z nim. Tego samego nawet nie czuł przy Masonie, w najlepszym okresie ich znajomości, to był dla niego znak, by nie odpuszczać.
Wszedł na podwórko i przywitał się ze Stormem. Na pewno będzie musiał wyjść z nim tego wieczoru, co miał zamiar zrobić zaraz po zalaniu pustego już zbiornika e-papierosa. Wszedł do domu, dobiegł go wywietrzały zapach po obiedzie, rodzice musieli jeść już jakiś czas temu. Skierował się na schody, nim jednak zdołał w ogóle wejść na któryś ze stopni, zawołała go mama z salonu.
– Co jest? – zapytał, przystając w drzwiach. Kobieta siedziała sama na kanapie, z książką w ręku i włączoną lampą.
– Uciekłeś z lekcji – powiedziała wprost, spoglądając na niego surowo.
Liam spuścił wzrok i przygryzł wargę. Chyba będzie musiał wziąć ją na litość, bo żadnej wymówki nie miał.
– Nadrobię to – zapewnił. – Po prostu potrzebowałem... trochę odpocząć.
– Ale dlaczego kosztem szkoły? – Ściągnęła brwi niezadowolona. – Gdzie byłeś?
Dunbar czuł, że powinien skłamać, ale nie miał pojęcia co byłoby dobrą wymówką. Żałował, że nie zastanowił się nad tym wcześniej.
– Na bilardzie – odpowiedział. Zaczynało do niego docierać, że powinien wziąć odpowiedzialność za to, co zrobił. Przestał więc bać się reakcji matki, bo przecież zasłużył na to.
– Sam?
– Z Theo.
– I to był pewnie jego pomysł? – Uniosła brew.
– Mój – skłamał. – Powiedziałem przecież, że chciałem odpocząć od szkoły.
– Od tego masz weekend, Liam – westchnęła niezadowolona. – Nadrabianie lekcji to nie to samo co słuchanie nauczyciela.
– Z matmy i tak nic nie rozumiem. – Wzruszył ramionami. – Theo w sobotę przyjdzie i wytłumaczy mi to co potrzebuję.
– Malia miała przyjść w odwiedziny. Nie wiem czy to dobry pomysł.
– Przecież będziemy siedzieć u mnie w pokoju – westchnął.
– Ale ona nie przychodzi tu tylko dla mnie i taty, Liam, dla ciebie też. Miło by było, gdybyśmy rodzinnie spędzili czas, przecież teraz to wcale nie takie łatwe.
– Miałem inne plany na sobotę – burknął. Zaczął się irytować na samą myśl, że to nie wyjdzie. – Malia miała przychodzić w niedzielę.
– Zostanie na noc – wyjaśniła. – Umówisz się z nim na poniedziałek albo wtorek.
– Ale poza nauką mieliśmy jeszcze inne plany, a w tygodniu Theo jest zajęty.
– To nie koniec świata, Liam, będą jeszcze inne dni, a Malia mówiła, że później wyjeżdża razem ze Scottem. Dlatego zależy nam na tym rodzinnym czasie, bo tato też potem jedzie.
Dunbar warknął pod nosem, ledwo hamując się od przekleństw.
– I mam nadzieję, że wy nic nie robicie – dodała to takim tonem, że Liam poczuł się nieswojo.
– Nic między nami nie ma. – Zmarszczył brwi.
– Między tobą a żadnym innym chłopakiem, mam nadzieję, też nie – oznajmiła.
- O co ci chodzi?
– Dziwię się, bo na Masonie tak bardzo ci nie zależało.
– I niby jakie to ma znaczenie?
– Ze strony twojego środowiska chyba bardzo duże, prawda? – Uniosła brew. – Nie wszyscy to muszą tolerować.
– Nie muszę być od razu pedałem, żeby starać się o przyjaciela – warknął trochę zbyt agresywnie. – A tolerować powinni wszyscy, ale nie każdy musi akceptować, to jest różnica.
– Uspokój się, Liam, po prostu muszę wiedzieć – odpowiedziała spokojnym, chłodnym tonem.
– Co, Malia ci coś nagadała? – zapytał ze zbyt dużą pretensją.
– A powinna? – Kobieta spojrzała na niego wyczekująco.
Dunbar zacisnął szczękę.
– Nie wiem, ona też mi sugeruje chore rzeczy – fuknął. – Świetnie, że można na was liczyć.
Nie dał jej żadnej szansy na odpowiedź, po prostu wyszedł, by wejść na górę i zamknąć się w swoim pokoju. Coś ścisnęło go za gardło, stłumił jednak tę reakcję i pierwsze co zrobił, to uzupełnił liquid. Ubrał się cieplej, nie zamierzał prędko wracać z tego spaceru. Z domu wyszedł nic nikomu nie mówiąc.
Potrzebował zapalić i poukładać sobie te rozbiegane myśli.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro