Rozdział 61
Liam wyszedł z parku. Uważnie rozglądnął się po ulicy zanim przez nią przeszedł. Storm dotrzymywał mu kroku i chyba tylko dzięki jego obecności Dunbar jeszcze nie zwariował przez ciszę panującą dookoła. Chodnik i ulica były puste, co zaczęło mu przeszkadzać tak bardzo, jak wcześniej to mu odpowiadało. Wychodząc na spacer chciał przemyśleć sprawy, samotność więc mu pasowała. Zdobył się na przyznanie przed sobą, że chyba jednak lubi chłopaków. Z Lukiem wyszło trochę gwałtownie, a Theo za dużo zrobił w zbyt krótkim czasie, to przytłoczyło Liama. Po tym jak na prośbę Luke'a pocałował go na pożegnanie, Dunbar zdał sobie sprawę, że z tego samego względu nie spodobało mu się zbliżenie z Raekenem. W obu przypadkach zwyczajnie nie miał na to ochoty.
Wciąż jednak pozostawała kwestia Luke'a. Liam nie mógł się pozbyć tego dystansu, jaki w jednym momencie spowodowała nieufność. A może był przewrażliwiony? W końcu Ganves nie był wtedy do końca trzeźwy, słowa mogły zabrzmieć nie tak, jak miały. I rzeczywiście ze zmęczenia mógł zachować się odrobinę oschle. Kiedy te dwie sprawy wciąż ciążyły Liamowi, chciał wypełnić myśli czymś innym. Wokół jednak panowała pustka, w mijanych domach światła były pogaszone, a on miał wrażenie, że został sam w tym świecie. Dunbar nawet nie orientował się, która jest godzina, rodziców na noc nie było, mógł więc wrócić późno. Albo w ogóle. Teraz już sam nie wiedział, co powinien ze sobą zrobić.
Patrząc pod nogi, zwrócił uwagę na Storma dopiero gdy ten zaczął go ciągnąć. Jego ciemna sierść zlewała się z mrokiem, w świetle latarni Liam dostrzegł jego nastawione uszy i mowę ciała. Wilczak zwrócił na coś uwagę i tropił przy tym, nie spuszczając tego czegoś z oczu. Dunbar powiódł spojrzeniem w tym samym kierunku, dostrzegając wiatę przystankową, a w niej ciemną, przygarbioną sylwetkę. Zjeżył mu się włos na karku, gdy przypomniał sobie spotkanie z ojcem Raekena. Nie miał wątpliwości, że w tamtym tunelu to był on, pijany i agresywny.
- Tak, napierdalał mnie, no i co z tego?!
Liam mógł się tylko domyślać, co stało za tym potwierdzeniem.
Chciał ominąć przystanek największym łukiem, ale Storm nie odpuszczał. A i on w pewnym momencie poznał tę sylwetkę. Tę skórzaną kurtkę, czuprynę wystającą spod kaptura i leżącą obok sportową torbę. I prawie pustą butelkę wódki w dłoni. Mętny wzrok chłopaka wlepiony był w psa, ale starszy wyjątkowo nawet nie okazywał strachu.
- Co ty tu robisz? - Liam zmarszczył brwi, podchodząc bliżej.
Storm wystawiał nos, wąchając Theo, który wciąż siedział w bezruchu. Jego zmęczona twarz i oczy szklane chyba od alkoholu, dodawały żałości temu obrazkowi. Chłopak tylko wzruszył ramionami. Wyglądał i poruszał się jak odrętwiały. Wyprostował się nieco i przyłożył gwint do ust. Liam widział, jak ciężko Theo przełyka alkohol i nie miał wątpliwości, że znowu coś się stało. Dlatego, gdy tylko Raeken odsunął butelkę od ust, Dunbar odebrał mu ją. Spodziewał się oburzenia, Theo jednak - tak jak do tej pory - nie odezwał się, nawet na niego nie spojrzał. Liam dopił do końca to, co zostało i wyrzucił z brzękiem pustaka do kosza stojącego obok wiaty.
Przyjął taktykę Theo, przestał się odzywać. Stanął znów naprzeciw starszego i wyciągnął do niego rękę. Ich spojrzenia wreszcie się spotkały, te puste tęczówki Theo tylko utwierdziły Liama w przekonaniu, że coś jest znowu nie tak. Mierzyli się wzrokiem, nie odzywając ani słowem. Dunbar wciąż trzymał wyciągniętą dłoń, starszy spuścił na nią spojrzenie. Wpatrywał się w nią dłużą chwilę, Liam zauważył, że wyraz jego twarzy stał się jakby bolesny. Jakby jakieś niechciane wspomnienie wdarło się do jego myśli.
- Lata temu Derek zrobił tak samo, wiesz? - mruknął, wciąż wpatrując się w jego dłoń mętnym wzrokiem. - Tej nocy, w której powiedziałem mu o wszystkim. Znalazł mnie na przystanku i powiedział tylko; "Chodź, bo zamarzniesz".
Liama przeszły ciarki, kiedy Theo ponownie skrzyżował z nim swoje spojrzenie.
- A teraz wyjechał, bo miał mnie dość - dodał starszy. Pociągnął nosem i jakby bardziej skulił się w sobie. - Nie wiem ile razy dawał mi szansę, ale każdą z nich przejebałem.
Liam przygryzł wargę, wciąż nie cofając dłoni. Już zaczynała mu marznąć, ale ani myślał się wycofać. Widział, że Theo potrzebuje pomocy, a aluzja do Dereka dała mu nadzieję, że może mógłby zacząć znaczyć dla niego coś więcej. Dunbar wiedział, że chciałby mieć podobną relację z kimkolwiek, ale to właśnie Raeken był mu najbliższy w ostatnim czasie.
- Nie będę jak on - odezwał się w przypływie odwagi - ale też mogę dać ci szansę i wspierać najlepiej jak potrafię.
Nieważne, jak bardzo przesadnie to zabrzmiało, Liam widział, że dało to jakiś efekt. Trafił do Raekena, widział to w tym, jak starszy zacisnął szczękę, przeczesał ręką włosy i zadrżał. Nie wiadomo czy z zimna, czy może z emocji, które tak go poniewierały. Bo to właśnie przez nie Theo tak żałośnie wyglądał.
- I też mnie potem zostawisz? - Theo spojrzał mu w oczy z tym bólem, jaki zadał mu wyjazd Dereka.
Dunbar chciał zaprzeczyć, zaraz potem jednak uświadomił sobie, że przecież nie ma na to wpływu. Że nie wie na co się pisze, ale w końcu Derek też na pewno nie wiedział w momencie, kiedy wyciągnął do Raekena pomocną dłoń. Liam nie miał pojęcia, czy da radę, wiedział tylko jedno.
- Przecież sam możesz sprawić, że nie będę chciał - odpowiedział, wytrzymując jego spojrzenie. - Wystarczy, że włożysz w to tyle samo, ile ja dam od siebie.
Nadal wyciągał do niego dłoń. Theo znów spuścił na nią wzrok, Liam widział, jak w jego oczach odbija się światło odleglej lampy. Wygląd Raekena wołał o pomoc zamiast niego. Wcześniej Dunbar miał jeszcze wątpliwości, nie dostrzegał tego tak wyraźnie jak teraz. Myślał, by pójść Theo na rękę, dać sobie spokój, spróbować się nie wtrącać. Ale nie potrafił przejść obojętnie obok tego niemego lamentu.
Aż wreszcie doczekał się i poczuł jego cholernie zimną dłoń w swojej. Jej chłód poraził Liama, który jednak nic nie powiedział. Uniósł nieco kącik ust i pomógł wstać chłopakowi, który wydawał się cały odrętwiały. Ale zgarnął swoją torbę, a Dunbar pociągnął smycz i mogli pójść dalej. Szli wolno, Liam dostosowywał się do tempa Theo. Nie wiedział czy to wina alkoholu, czy może zimna, ale nie komentował tego w żaden sposób. Ich splecione ręce schował do kieszeni swojej kurtki, pocierając kciukiem skostniałą dłoń starszego. Raeken nie protestował, nie odezwał się ani słowem i tylko jego odwzajemniony uścisk dłoni był dla Liama dowodem, że nie jest ignorowany. Dunbar już sam nie wiedział czy powinien uszanować jego milczenie, czy może zmusić do mówienia. Zdążył zapamiętać, że Theo dusi w sobie wiele rzeczy. Tym razem jednak przypomniał sobie o jego "byciu samotnie razem". Jeszcze przed tym nietypowym spotkaniem Liam sam chciał znaleźć trochę spokoju. Więc im obojgu pozwolił być samotnie razem, chociaż na moment.
I tak przeszli całą obwodnicą, nie odzywając się do siebie więcej. Skręcili w odpowiednią przecznicę i dotarli pod posesję Liama. Ten zapiął Storma na łańcuchu budy i wszedł razem z Theo do domu. Ściągnęli kurtki i dopiero w lepszym świetle Liam zobaczył, jak sine są dłonie Raekena. Zastygłe w lekkim skurczu, zdolne jedynie do mozolnego ruchu. Lodowate, skostniałe. Skaleczone odmrożeniem, przynajmniej takie wrażenie miał Liam.
- Cholera, ile ty tam siedziałeś? - wymamrotał.
Niemal zaciągnął go do kuchni. Tam puścił wodę do zlewu, pod strumień wsuwając dłonie starszego. Ten syknął, zaraz cofając ręce.
- Weź, to parzy - fuknął, spoglądając na niego z wyrzutem.
Liam rozchylił usta, ale nie zdołał się odezwać. Zaniemówił na dłuższą chwilę.
- Theo, to jest lodowata woda...
Raeken sam wyglądał na zdziwionego. Nie protestował już, kiedy Liam ujął jego dłonie i znów podsunął pod strumień. We wnętrzu tej lewej wciąż widniały dwie równoległe szramy, dla Liama one wciąż były zastanawiające. Nie chcąc zamoczyć rękawa tej jego ulubionej bordowej bluzy, Dunbar podwinął go i zdziwił się, gdy spod materiału wyłonił się bandaż. Zerknął w oczy Theo, chłopak wzrok miał równie mętny co na przystanku. Nie zareagował, kiedy Liam podwinął także i drugi rękaw. Dunbar znieruchomiał, przesuwając wzrokiem po czerwonobrunatnych, gęstych rysach na bladej skórze. Niemal był w stanie dostrzec, które przed zrośnięciem były najgłębsze. Było takich kilka, dość długich. Liamowi zaschło w ustach, nie potrafił oderwać wzroku od ran, które budziły w nim niepokój. Jak bardzo było źle z Theo, skoro posunął się do samookaleczania?
- Jeszcze możesz się wycofać z tego co powiedziałeś - wychrypiał cicho Raeken.
Kiedy Dunbar spojrzał na jego twarz, dostrzegł jedynie ten dobrze sobie znany, pusty wyraz. Dotarły do niego słowa chłopaka i doznał wrażenia, że znalazł się pod ścianą. Tu, trzymając w swoich dłoniach jego przedramię, miał idealny dowód na to, że nie może wycofać się z tego, co powiedział. A mimo to jego rozsądek miał inne zdanie. Jednak współczucie wykwitłe w klatce piersiowej odebrało mu zdolność racjonalnego myślenia, te rany były okropne.
- I miałbym zostawić cię samego z tym syfem? - mruknął, wracając do opłukiwania jego dłoni. - Chcę być przyjacielem, Theo, przyjaciele raczej sobie pomagają z problemami.
Stopniowo zwiększał temperaturę wody, aż zatrzymał na tej pokojowej. W trakcie tego nieco zmoczył się bandaż na prawym przedramieniu starszego. Raeken wolno poruszał skostniałymi palcami, już było widać poprawę.
- Może zmienię ci opatrunek? - Liam spojrzał w mętne oczy Theo.
Ten nic nie odpowiedział, po prostu skinął głową. Dunbar ściągnął zmoczony bandaż z jego ręki i zmieniając wodę na cieplejszą, pod strumieniem ostrożnie zaczął zdejmować gazę, która przyschła do skóry w niektórych miejscach. Raeken nawet nie syknął, jedynie krzywił się i całkiem dobrze znosił to wszystko, co na pewno nie było bezbolesne. Może był już przyzwyczajony?
- Kto ci to zakładał? - spytał Liam.
- Deucalion.
Dunbarowi ulżyło, że ktoś dorosły wie o stanie Theo. Rany na prawej ręce stanowczo były świeższe od tych na lewej. Oba przedramiona jednak wyglądały naprawdę tragicznie. Liamowi nie mieściło się w głowie, co musiał czuć Raeken, by zrobić sobie te wszystkie cięcia. Było ich cholernie dużo, niektóre wyraźnie głębokie. Dunbar jednak nie skomentował tego w żaden sposób, wiedział, że tym pogorszyłby sprawę. Kiedy ściągnął gazę, dał chłopakowi papierowy ręcznik do osuszenia ręki i posadził go na krześle. Z łazienki przyniósł apteczkę, włożył rękawiczki nitrylowe i zabrał się do oczyszczania ran. Robił to z jak największą uwagą i delikatnością, choć w głowie kotłowało mu się coraz więcej myśli.
- I od tamtej pory nic sobie nie zrobiłeś? - mruknął cicho Liam.
Wiedział, że jest wiele innych miejsc, w których można robić cięcia. Jeśli Theo miał rany gdzieś jeszcze, Dunbar był gotowy opatrzyć i je. Ale najpierw musiał wiedzieć, a Theo nie odpowiedział. Liam zerknął w jego oczy, szukając jakiejś reakcji. Starszy tylko pociągnął nosem i wolną ręką sięgnął do tylnej kieszeni. Dunbar już myślał, że ten wyciągnie papierosy, jednak chłopak położył na stole niewielkie opakowanie żyletek.
- Jeszcze nie - wymamrotał to ledwo słyszalnie.
Liam skończył odkażać rany i schował to pudełeczko do własnej kieszeni. Raeken nie protestował, jakby sam wiedział, że nie może tego mieć. Dunbar domyślał się, że ta noc byłaby tą, w którą Theo raniłby się znowu. I w pewnym sensie poczuł ulgę, że spotkał go na tym cholernym przystanku. Miał nadzieję, że czemuś tym zapobiegł. Wziął maść na gojenie się ran i przygryzając wargę, ostrożnie nałożył ją na cięcia. Zajęło mu to dłuższą chwilę, wszystko starał się robić dokładnie. Czuł na swoich rękach wzrok Theo, co odrobinę go stresowało. W pewnym momencie Liam zauważył jasne, niewielkie blizny w okolicach łokcia. Nie wyglądały na takie po cięciach, a raczej po szyciu. Musiały być stare.
- Chyba... wedle aluzji do mnie i Dereka... tobie też powinienem powiedzieć prawdę. - Raeken wychrypiał to ledwo słyszalnie. Liam spojrzał z uwagą w jego wciąż szklane oczy. Zastanawiał się, czy jego chęć szczerości dedykowana była przez alkohol.
- Przecież potwierdziłeś już, że żyłeś z przemocą domową - mruknął, ściągając rękawiczki ubrudzone maścią. - Nie musisz mi o wszystkim teraz mówić, widzę, że jest źle. Sam powiedziałeś, że mówienie o problemach wcale ci nie pomaga.
- Dlaczego myślisz, że wtedy nie kłamałem? - pytanie Theo wydawało się być szczere.
Liam przełknął ślinę, spoglądając na niego, jednak Theo nie utrzymywał kontaktu wzrokowego. Dunbar otworzył gazę jałową i rozłożył ją tak, by zakrywała każdą ranę. Całość zaczął owijać bandażem elastycznym.
- Nie wiem. Wyglądałeś wtedy jakbyś mówił szczerze - odpowiedział, uświadamiając sobie, w ilu sprawach Theo mógł kłamać. Momentalnie stracił wiarę we wszystko to, co już o nim wiedział. Skupił się na zakładaniu bandażu i czuł się, jakby właśnie pomagał obcej osobie. - Widocznie jesteś dobrym aktorem.
Jak Luke - pojawiła się nieprzyjemna myśl. Liam zacisnął szczękę i zapiął bandaż. Zaczął sprzątać te wszystkie medykamenty, przy tym unikając spojrzenia Raekena. Teraz już sam nie był pewien, czy komukolwiek powinien ufać. Theo okłamywał go bez skrupułów, a on był zbyt naiwny, by zauważyć, że coś jest nie tak.
- Kłamałem, bo chciałem, żebyś przestał pytać - wychrypiał Raeken. - Zawsze za dużo chciałeś wiedzieć.
- To czemu nagle jesteś w stanie powiedzieć mi prawdę? - Spojrzał mu w oczy niezrozumiałym wzrokiem. Zaczynał się gubić w tym wszystkim, stawał się bardziej podejrzliwy. Nie wiedział w co ma wierzyć.
- Przyjaciel chyba powinien ją znać? - mruknął Theo, unosząc na niego niepewne spojrzenie. Jakby rzeczywiście sam nie był pewien.
Rozdrażnienie, jakie przed chwilą poczuł Liam, momentalnie zniknęło. Sam powiedział, że chciał być przyjacielem, rzeczywiście więc należała mu się prawda. Bijąc się z myślami, skończył wszystko sprzątać i ruchem głowy polecił Theo, by szedł za nim. Dunbar w łazience odłożył apteczkę i udali się do jego pokoju. W pomieszczeniu zalanym ciemnością, Liam przypomniał sobie jedną z nocy, kiedy Theo do niego przyszedł. Zanim jednak zadał nasuwające mu się pytanie, przebrał ubrania na te, w których spał. Raekenowi kazał usiąść na łóżku, pod kołdrą. Dunbar wiedział, że samo przemycie dłoni nie wystarczyło, Theo powinien się zagrzać. Przebrany, Liam usiadł obok starszego, również opierając plecy o ścianę i wsunął nogi pod pościel.
- Pamiętasz jak zadzwoniłem po ciebie w tej nawałnicy? - zaczął Dunbar, spoglądając na profil Theo. Raeken skinął głową na potwierdzenie. Siedział i na podkurczonych kolanach opierał łokcie. Rękawy wciąż miał podwinięte, Liam widział, jak starszy opuszkami palców przesuwa po bandażu. - Wkurzyłeś się na mnie, kiedy zapytałem, czy ty też kogoś straciłeś.
Dunbar dostrzegł jak palce Theo znieruchomiały. Chłopak złożył ręce na piersi, kuląc się w sobie.
- Wtedy to nawet Derek o tym nie wiedział - zaczął Raeken. Zrobił dłuższą przerwę, jakby potrzebował zebrać myśli i wychrypiał wolno: - Myliłeś się, kiedy twierdziłeś, że jestem jedynakiem. - Liamowi zaschło w ustach, gdy przypomniał sobie, co wygadywał na ten temat. - Kiedyś miałem rodzeństwo.
- Naprawdę? - wyrwało mu się. Theo skinął głową.
- Tyler był starszy ode mnie o osiem lat. Tara o pięć. - Raeken przełknął ślinę. - Jak Tyler miał osiemnaście, wyprowadził się z domu. Po prostu... pokłócił się z ojcem, nawet nie wiem o co. A wtedy jeszcze to, wierz lub nie, ale kiedyś naprawdę byliśmy normalną rodziną. Żadnego bicia, nawet zbytnich kłótni. - Theo pociągnął nosem, Liama w tamtym momencie coś ścisnęło za serce. - Pięć miesięcy po wyprowadzce Tylera, dowiedzieliśmy się z siostrą, że miał wypadek samochodowy. Śmiertelny.
Dunbar z trudem przełknął ślinę. Słyszał jak głos starszego zaczął drżeć. Niewiele myśląc, wysunął rękę i objął jego barki, przyciągając go do siebie. Theo oparł głowę na jego ramieniu, Liam wtedy wyraźniej poczuł od niego alkohol. Nie skomentował tego w żaden sposób, po prostu pomasował jego bark dla otuchy. Czuł, że ciało chłopaka jest jeszcze wychłodzone.
- Odbiło się to na mnie i na niej, ale przynajmniej mieliśmy siebie - ciągnął Raeken. - Przynajmniej przez jakiś czas. Rok później, jak miałem jedenaście lat... - znów pociągnął nosem, Liam poczuł jak zadrżał - kurwa, jaki ja byłem głupi. Jesienią, ścigaliśmy się nad tym strumieniem, do tej kładki w lesie. Fałszowaliśmy i przepychaliśmy się kto będzie pierwszy. Ja chyba popchnąłem ją za mocno. Straciła równowagę, potknęła się... - urwał, Dunbar wzmocnił uścisk. Theo odetchnął drżąco, jego głos się załamał. - Wpadła do tej lodowatej wody, brzeg był zbyt stromy, żeby mogła wyjść, miała skręconą nogę. A... a ja, kurwa, nie potrafiłem jej pomóc, ani wezwać nikogo na czas.
Dunbar nie był w stanie się odezwać, poczuł na ramieniu łzy chłopaka, sam miał szklane oczy, gdy tylko pomyślał o tym, z jakim poczuciem winy musiał żyć Theo.
- Po tym wypadku ojciec przestał być sobą. Tara była jego jedyną córką, oczkiem w głowie, wiesz? Ona i matka były dla niego najważniejsze, zresztą... Tylera przynajmniej planowali, ja byłem wpadką. - Zrobił krótką pauzę, jakby zastanawiał się, co powinien dalej powiedzieć. - Pierwszy raz uderzył mnie jak miałem dwanaście lat, wcześniej od wypadku Tary to była tylko przemoc psychiczna. - Theo pociągnął nosem, wierzchem dłoni otarł łzę z policzka, a Liam mocniej go objął, słuchając z nielada trudem. - Bił mnie jak zrobiłem coś złego, ale potem... i ta granica po prostu się zatarła.
- Osiem lat. - Liam pomyślał na głos, bo to nie mieściło mu się w głowie.
Theo wyprostował się, ocierając łzy z policzków. Dunbar zamrugał parokrotnie, bo i on był bliski płaczu. Raeken zdawał się jednak tego nie zauważać, nie spojrzał mu w oczy, tylko położył się i oparł głowę na udzie blondyna, kuląc się. Liam nakrył go bardziej kołdrą i ułożył dłoń na jego ramieniu.
- Jak miałem czternaście lat, poszedłem do szkolnego psychologa, bo już było cholernie ciężko. Ale potem i tak uwierzyli w zdanie ojca i jego opinię publiczną, którą miał naprawdę dobrą. Matka go poparła i... uznali, że po prostu zmyślam, że jestem rozpieszczony i niepotrzebnie robię zamieszanie.
- No to psycholog nie widział, że mówisz prawdę? - oburzył się Liam. Raeken pociągnął nosem.
- Ja wtedy nawet nie płakałem, jak to jej mówiłem. Bo... - odchrząknął - ojciec nauczył mnie, że płacz to słabość, facet przecież nie powinien płakać. Nauczyłem się tak, żeby to powiedzieć z opanowaniem. I chyba przez to mi nie uwierzyli, wiesz? Zresztą nie miałem argumentów.
- Ja pierdole. - Dunbar przymknął oczy, przeczesując ręką włosy. - To jest tak kurewsko niesprawiedliwe.
- Ojciec wkurzył się, że zacząłem gadać. - Głos Theo na powrót stał się drżący. - Po tym jak mnie pobił, zamknął mnie w komórce pod schodami. Bez jedzenia, picia i światła. To nie był ostatni raz kiedy tak zrobił i chyba przez to teraz naprawdę nie lubię małych pomieszczeń.
Liam pomasował jego ramię i ostrożnie poprawił włosy chłopaka. Sam nie wiedział czy to Theo miało pomóc, czy jemu samemu. Nie potrafił nic powiedzieć, brakowało mu słów na to, co słyszał.
- Potem był taki okres, że mieliśmy psa pod opieką. Chyba od znajomych ojca, nie wiem. - Pociągnął nosem, a Dunbar już zaczął się domyślać, co Theo chce powiedzieć. - Raczej od znajomych ojca, bo inaczej chyba nie byłby taki chętny do pomocy - zastanowił się na głos Raeken. - Albo od początku wiedział, że to będzie nowa kara dla mnie. Szczuł mnie tym psem, aż przy którymś razie ten kundel zerwał się ze smyczy. - Liam poczuł jak Theo zawiercił się niespokojnie, jak bardziej przytulił się do jego nogi, jakby była poduszką. - Pogryzł mnie trochę, na jednej ręce musieli zszywać mi rany, te blizny są stare, ale... - odetchnął. - Ale już wiesz, czemu tak nienawidzę psów.
Dunbar przypomniał sobie jasne szramy, jakie dzisiaj zauważył ponad jego prawym przedramieniem.
- Przepraszam - wyrwało się Liamowi, który znów przeczesał ręką włosy Raekena. Sam nie wiedział, w którym momencie zaczął ciągle to robić, dla uspokojenia jego albo siebie.
- Za co? - wychrypiał Theo.
- Pamiętam jak kiedyś z Masonem wyszedłem na spacer ze Stormem do lasu. - Z każdym słowem Liam uświadamiał sobie, jaką głupotę wtedy popełnił. - Spotkaliśmy cię na kładce, wkurzyłeś mnie czymś i sam napuściłem na ciebie Storma. Ja pieprze, jaki ja głupi byłem.
- Trudno, nie wiedziałeś. - Theo wzruszył ramieniem.
- Ale nie zasłużyłeś.
- Ja też zrobiłem ci kilka rzeczy, na które nie zasłużyłeś - wymamrotał Raeken. - To chyba jesteśmy kwita. Zresztą to, że teraz ci to wszystko mówię nie znaczy, że masz się nade mną użalać i litować. Przecież wiesz, że tego nie lubię.
- Tego też nauczył cię ojciec? - mruknął, znów poprawiając jego fryzurę.
- Chyba - wychrypiał. - Ale tego akurat nie mam mu za złe.
- Jak to nie? Takie podejście jest niezdrowe, sam siebie krzywdzisz, bo nie masz dla siebie wyrozumiałości i do czego to potem prowadzi? - uniósł się Liam, przypominając sobie widok tych wszystkich ran po żyletce. - On spierdolił ci życie.
Raeken nie odpowiedział, po prostu leżał w bezruchu, mętnym wzrokiem wpatrując się gdzieś przed siebie. Liam przestraszył się, że Theo zaraz znowu zamknie się w sobie. Na szczęście chyba po prostu nie spodobało mu się to, co usłyszał. Nie skomentował tego w żaden sposób, tylko zaczął mówić dalej.
- Bardzo wkurwia mnie to, jak wszyscy myślicie, że mój ojciec zasługuje na to, co najgorsze. - Głos Raekena był dość pusty, z oczu przestały lecieć mu łzy. - Nawet jeżeli rzeczywiście powinien za to zapłacić, to ja naprawdę tego nie chcę. Przecież nie będzie siedział w więzieniu w nieskończoność, a kiedy wyjdzie, to wyżyje się na mnie, nie na nikim innym. Bo jakby go skazali, straciłby pracę, wszystko poszłoby się jebać. I to ja bym za to zapłacił, jak zawsze. Bo komuś się, kurwa, zachciało sprawiedliwości. Naprawdę musiałeś z tym iść do Stilesa?
- Z czym? - zdziwił się Liam, jeszcze skupiony na tym co usłyszał zdanie wcześniej.
- Z tym, że chciałeś, żeby sprawdził, czy w kartotece ojca jest coś o przemocy domowej - westchnął Theo zmęczonym głosem.
- Ja chciałem tylko, żeby sprawdził kartotekę, tyle - zaczął się bronić. - Nie mówiłem, że coś podejrzewam, chciałem po prostu, żeby tylko ją sprawdził.
- To on sam musiał się domyśleć? - jęknął Raeken. - Teraz ten jebany pies mnie szantażuje, że policja się tym zainteresuje. A już, kurwa, było tak dobrze, udało mi się wyjść stamtąd, znaleźć inny dom, a teraz... - jego głos zadrżał - teraz to wszystko miałoby wrócić, bo...
Załkał, Liam poczuł łzy starszego na swoich spodniach. Jego własne serce przyspieszyło, kiedy zdał sobie sprawę, że Stilinski przez niego wtrącił się do tego wszystkiego. I może Dunbar twierdziłby, że to dobrze, gdyby nie pokruszony Theo, płaczący przez widmo powracającej przeszłości. Blondyn westchnął, nie potrafił jednak wymyśleć niczego, co mogłoby załagodzić sytuację.
- Przepraszam - wyszeptał, pocierając jego ramię, które zadrżało.
- To wszystko naprawdę mnie przerasta - załkał znowu Theo, mocniej się w niego wtulając. - Nie masz pojęcia ile razy kłóciłem się o to z Derekiem, on chciał, żebym w końcu coś z tym zrobił, ale... Ale ja naprawdę po ostatnim bałem się prosić o pomoc. - Pociągnął nosem, drżąc ponownie. - W końcu nie miał cierpliwości, żeby dać mi kolejną szansę i wyjechał. Miał już dosyć tego syfu i on z naszej dwójki miał to wyjście. Ja uciekłem w to samookaleczanie i te pieprzone leki. Aż Deucalion zobaczył jak się tnę.
- Jakie leki? - Liam zmarszczył brwi. Raeken pociągnął nosem, ocierając policzek.
- Jak chodziłem pobity, zwykłe pójście na lacrosse'a albo siłownię było wyzwaniem, wiesz? - mruknął, Dunbar przypomniał sobie, że Theo kilkakrotnie nie pojawił się na boisku. Pamiętał, jak kiedyś Raeken powiedział mu, że to przez naukę. Teraz wiedział, że to była tylko wymówka. - Zacząłem brać leki przeciwbólowe. No i uzależniłem się od tramadolu w nich, to on uśmierzał ból fizyczny. Po tym jak Deuc dowiedział się prawdy, to on mi daje dawkę, stopniowo mamy ją zmniejszać, żebym mógł odstawić ten syf, ale... - odchrząknął. - Kiedy wie, że będę pić albo, że nie śpię w domu, nie daje mi ich, bo... no. Już kilkakrotnie zdarzyło mi się pomieszać je z alkoholem.
- Ja pierdole, Theo... - westchnął Dunbar, łapiąc się za głowę bezsilnym ruchem.
- No wiem... - jęknął chłopak, wtulając się w niego, jakby chciał uniknąć kazania za swoje zachowanie. - O to też często kłóciłem się z Derekiem. Ale ja po prostu nie znoszę tych jebanych objawów abstynencji. Pamiętasz jak niedawno na przerwie lunchowej złapały mnie duszności i kołatanie serca? To przez to, a poza tym ta jebana agresja, nad którą nie panuję, obniżone samopoczucie i...
Urwał i drgnął znowu. Liam spuścił wzrok na jego profil. Pomimo mroku widział zaciśnięte powieki i świecące ścieżki łez na policzkach. Ten widok ściskał go za serce, a ilość problemów o jakich usłyszał zaczęła przytłaczać także i jego.
- Abstynencja od tramadolu może pogłębiać też depresję - dokończył drżącym głosem Theo. - Kurwa, ja naprawdę nie chcę być chory. - Schował twarz w dłoniach, kuląc się jeszcze bardziej. Zadrżał parokrotnie, tłumiąc szloch. - A-a Deucalion mówi, że mogę to mieć i-i chyba ma rację.
Liam na nowo poczuł palące łzy w kącikach oczu, zajęło mu chwilę, by przełknąć gulę, jaka zaczęła się tworzyć w gardle.
- Theo... - zaczął łagodnie, ujmując jego ramię. - Theo, usiądź.
Chwilę to zajęło, nim Raeken przestał kulić się w sobie i był w stanie podnieść się do siadu. Liam wtedy usiadł na nim okrakiem i przytulił mocno. Theo wtulił się w niego, drżąc od płaczu i spazmatycznych wdechów. Dunbar przymknął oczy, czuł, że zaraz sam nie wytrzyma. Ale chciał dać Theo wsparcie, po sile uścisku starszego wiedział, że chłopak tego potrzebował. Raeken załkał, zupełnie siebie nie kontrolując, Liam poczuł się przez moment naprawdę bezradnie.
- Teddy, posłuchaj - zaczął, gładząc jego plecy i włosy z tyłu głowy. - Depresja nie jest jak utrata ręki, z tego da się wyjść, naprawdę. Można podjąć leczenie, to nie jest tak, że będziesz z tym żyć na zawsze. Po prostu potrzebujesz profesjonalnej pomocy.
- Ale ja nie chcę iść do psychologa - załkał, bardziej się w niego wtulając.
- Nie ma innego wyjścia, Teddy.
- Jest. - Pociągnął nosem, dalej mocno się do niego przytulając. - Miałbym wreszcie spokój, gdybym się zabił.
Liam odsunął się od niego na tyle, by móc spojrzeć mu w oczy. Już nawet nie hamował łez, które napłynęły, gdy tylko usłyszał ostatnie zdanie. Czuł od niego alkohol, łudził się, że to nie były jego prawdziwe słowa, ale przecież pewności nie miał. Z przejęciem wpatrywał się w załzawione oczy Theo, który wyglądał jakby mówił poważnie.
- Teddy, nie, błagam - wyszeptał wysokim głosem, bliskim załamania. To było dla niego za wiele, impulsywnie ułożył dłoń na jego mokrym policzku. - Proszę cię, nie rób tego.
- Czy ty masz w ogóle pojęcie jak to jest? - jęknął Raeken, roniąc kolejne łzy.
- Nie. - Liam natychmiast starł słone krople. - Ale już tyle przeszedłeś, cholera, znalazłeś nowy dom i wsparcie moje, i Deucaliona, i naprawdę chcesz to wszystko tak po prostu przekreślić? - Potarł jego policzek, widok powoli rozmazywały mu łzy, ale wciąż uparcie wpatrywał się w jego oczy. - To naprawdę nie jest wyjście, Teddy...
Theo przymknął powieki i pokręcił przecząco głową, spod rzęs wypłynęły kolejne słone perły.
- Ale ty nie rozumiesz... - szepnął, cicho szlochając znowu. - Ja naprawdę nie mam po co żyć, nie mam przyszłości, mam tylko te wszystkie pierdolone problemy.
- Masz jeszcze mnie i Deucaliona, naprawdę oboje nie jesteśmy warci próby? - Ujął jego twarz w obie dłonie i oparł czoło o głowę Raekena, próbując zmusić go do kontaktu wzrokowego, ale on wciąż miał zamknięte oczy. - Naprawdę, Theo, dałbyś radę z tego wyjść, potrzebujesz po prostu profesjonalnej pomocy...
- Skąd możesz to wiedzieć? - wychrypiał, wreszcie uchylając powieki.
- Bo teraz już wszystko zależy od ciebie, zostawiłeś tamten dom za sobą. - Spojrzał mu głęboko w oczy. - Mówisz, że nie chcesz być chory, to teraz musisz o to walczyć, wiesz? Z pomocą naprawdę dasz radę.
Theo załkał cicho i spuścił wzrok, roniąc kolejne łzy, które otarł Liam. Raeken trącił jego nos swoim, blondyn nie wiedział czy to było umyślne, czy przypadkiem. Ale przytulił go znowu do siebie, mocno obejmując. Nie miał pojęcia co powinien zrobić, mógł tylko mieć nadzieję, że w jakimś stopniu jego słowa dotarły do starszego. Nie opuszczało go jednak to cholerne uczucie bezradności. Poczuł odwzajemniony, silny uścisk.
- Dziękuję, szczeniaku - wychlipał.
- Theo, obiecaj, że będziesz do mnie dzwonił, jeśli coś będzie nie tak, dobrze? - Potarł jego plecy, tuląc go do siebie.
- Mhm...
- Obiecujesz? - Liam znów odsunął się na tyle, by nawiązać kontakt wzrokowy.
Raeken pociągnął nosem, świecącymi od łez oczami badając jego twarz.
- Tak.
- Na mały paluszek? - Dunbar wyciągnął do niego wspomniany palec, patrząc na niego dużymi, proszącymi oczami.
- Na mały paluszek. - Theo uśmiechnął się przez łzy, krzyżując ich małe palce ze sobą.
Liam zaraz po tym otarł jego mokre policzki, czując kolejny przypływ troski o tego złamanego chłopaka. I przez moment miał wrażenie, że Raeken odzyskał trochę koloru, a wszystko za sprawą tego nikłego, ledwo widocznego uśmiechu na ustach.
- Nie będzie łatwo, ale ty naprawdę dasz radę - odezwał się Liam w przypływie emocji. - Musisz po prostu znaleźć swoją przyszłość, dla której będziesz chciał walczyć.
- A pomożesz mi w tym? - mruknął Theo, nieco wzmacniając uścisk w pasie blondyna.
- Jak?
Raeken wzruszył ramieniem, spuszczając wzrok na jego usta.
- Postaram się najlepiej jak potrafię - odezwał się znowu Liam, dostrzegając to jego spojrzenie. Momentalnie dotyk Theo stał się nieco natarczywy, a odległość między nimi zbyt mała, by Dunbar mógł czuć się komfortowo. Zwłaszcza gdy pomyślał o ostatniej nocy, kiedy oboje byli nietrzeźwi. - Jest coś jeszcze, co chciałbyś mi powiedzieć?
Theo przygryzł wargę i jakby z trudem uniósł wzrok na jego oczy.
- Chyba nie - mruknął, jego i tak drobny uśmiech zniknął. Pokręcił przecząco głową. - Zmęczony już jestem.
- Ja też - westchnął Dunbar.
Liam zszedł z niego i ułożył się na plecach, poprawiając poduszkę pod głową. Raeken bez pytania przytulił się do jego boku, naciągając na nich kołdrę. Dunbar objął go, Theo już wcale nie był taki wychłodzony jak wcześniej. Przymknął oczy, masując jego bark dla rozluźnienia.
- Dobranoc, Teddy - wymruczał, choć wiedział, że prędko nie zaśnie.
- Dobranoc, szczeniaku.
***
Liama obudził gwałtowny ruch obok. Normalnie może by to zignorował, był zmęczony i ten bodziec ledwo do niego dotarł. Bardziej może poruszył go nadmiar kołdry na nim i chłodne powietrze jakie przebiegło mu po plecach. Zdezorientował go ruch materaca zaraz za jego plecami.
- Theo? - mruknął zaspany, oglądając się na chłopaka, który wstał z łóżka.
Raeken nie odpowiedział, w półmroku Liam dostrzegł jego przygarbioną sylwetkę z ręką na klatce piersiowej. Dunbar podniósł się do siadu, a kiedy usłyszał coraz to cięższy oddech Theo, podszedł do niego zaniepokojony.
- Theo, co się dzieje?
Ułożył dłoń na jego ramieniu, z bliska dostrzegając bezradny wyraz jego twarzy. Wyraźnie słyszał jego nierówny, chrapliwy oddech i przez ułamek sekundy sam się przestraszył. Dopiero wzrost adrenaliny przywrócił mu racjonalne myślenie, poprowadził Theo do okna i otworzył je, ustawiając chłopaka jak najbliżej, by wdychał świeże powietrze.
- Tylko spokojnie, dobra? - Spojrzał Raekenowi głęboko w oczy, przenosząc dłoń z ramienia na jego kark. - Skup się na oddechu, Theo. Głęboki wdech i wydech, spróbuj, dobra? - W jego spojrzeniu widział, że chłopak naprawdę jest roztrzęsiony. - Wdech. - Liam sam nabrał powietrza. - Wydech.
Zajęło to dłuższą chwilę, nim Raeken zdołał zrobić to samo. W końcu ze spokojem przymknął oczy, znów wziął głęboki wdech i niespiesznie wypuścił powietrze. Przeniósł dłoń ze swojej klatki piersiowej na nadgarstek ręki Liama, którą blondyn ujmował jego kark.
- Już w porządku? - mruknął cicho Dunbar.
- Mhm. - Theo skinął głową. - Dzięki.
- To były duszności? - Liam wolał się upewnić.
- Tak, od tych jebanych leków - warknął Raeken, strzepnął z siebie jego rękę, otworzył oczy i przeczesał swoje włosy. Dunbar wzdrygnął się, zdezorientowany tą nagłą zmianą nastrojów. - Gdybym tylko, kurwa, dostał je wczoraj rano, dzisiaj nie byłoby problemu.
- Teddy, sam wiesz, że nie można...
- Stul pysk, nawet nie chcę tego słuchać - syknął, posyłając mu tak gniewne spojrzenie, że blondyn momentalnie zamilkł, robiąc krok w tył.
Raeken zaczął chodzić po pokoju, wte i wewte, co jakiś czas nerwowym ruchem przeczesując ręką włosy. Półmrok nadawał mu jeszcze bardziej ponurego wyrazu, Liam przy tej odległości już nie widział, co przewija się przez jego twarz. Mógł tylko czytać z jego ruchów i zachowania, które ujawniały irytację i napięcie. Dunbar nie miał pojęcia co powinien zrobić, z jednej strony był zbyt zagubiony by powiedzieć cokolwiek, a z drugiej przecież już Theo powiedział mu o wszystkim, powinien umieć odnaleźć się w sytuacji. Leki, Raeken na pewno miał na myśli tramadol. Przy objawach abstynencyjnych tracił nad sobą kontrolę, tyle Liam zdążył zapamiętać i dopasować do tego, co już wcześniej widział.
Starszy zwolnił nieco kroku, usiadł na łóżku, chowając twarz w dłoniach i oparł łokcie na kolanach. To zwróciło uwagę Liama, zwłaszcza pozycja Theo, tak bardzo bezradna.
- Przepraszam - usłyszał ciche mruknięcie, w tym jednym krótkim słowie Dunbar dosłyszał się szczerej skruchy.
Zamrugał parokrotnie, czyżby złość Raekena już mu przeszła? Jego zachowanie było dla nie do końca rozbudzonego Liama trudne do zrozumienia. Długo nie wiedział co mógłby odpowiedzieć i czy w ogóle powinien to zrobić. Przygryzł wargę, zaryzykował i powoli zbliżył się do Raekena, który ani drgnął. Dunbar przykucnął przed nim, chciał nawiązać kontakt wzrokowy, ale Theo wciąż zasłaniał twarz. Dlatego Liam ujął jego ręce i subtelnie zmusił do złączenia ich dłoni.
- Jest okej, Teddy. - Dunbar wpatrywał się w jego szklane oczy, Raeken unikał kontaktu wzrokowego.
- Kurwa, no, tego jest za dużo - jęknął głosem bliskim załamania i bezradnym spojrzeniem powiódł po pokoju. Blondyn miał wrażenie, że dłonie Theo, które trzymał, zadrżały.
- Czego? - Liam chciał jakoś podtrzymać rozmowę.
- No tych myśli i jebanych problemów. - Raeken znów spuścił głowę, kuląc się w sobie.
- Ale Theo, to brak leków teraz na ciebie działa, sam wiesz. - Dunbar zbliżył swoją twarz do jego, by zmusić go do kontaktu wzrokowego, tylko gdy patrzył mu w oczy widział czy cokolwiek do niego dociera. Wreszcie gdy ich spojrzenia się spotkały, Liam przełknął ślinę. Raeken znów był załamany, a wzrok miał tak bezsilny, że Dunbar niemal ujrzał w nim widmo samobójstwa. Przestraszył się tego, co mogłoby się stać, gdyby Theo został sam minionej nocy. - To chwilowe, przejdzie ci - wychrypiał to, co przyszło mu do głowy. - Jeśli nie zaraz, to na pewno jak weźmiesz tabletki. Teraz skup się na czymś innym, kiedyś mówiłeś mi, że wyczytałeś w książce o jakiejś mantrze, pamiętasz? The sun, the moon and the truth.
- Ale to już nie działa - jęknął zrezygnowany, wpatrując się w niego z taką bezradnością.
- Ale spróbuj jeszcze raz - nalegał Liam, bo to była jedyna deska ratunku przed tym, by Theo znowu się nie załamał. - Słońce, księżyc, prawda. Jakie mają symbole? Wyobraź je sobie.
Raeken odwrócił od niego wzrok ze skrzywioną miną.
- To bez sensu.
- No powiedz, Teddy. - Dunbar potarł jego dłonie, chcąc zwrócić na siebie jego uwagę. - Jak zwizualizować prawdę?
- Jako dziwkę, bo mówienie prawdy ssie - warknął.
Wyswobodził swoje ręce z uścisku i cofnął się bardziej na łóżko, aż oparł się plecami o ścianę. Podciągnął nogi pod klatkę piersiową, Dunbar usiadł obok niego, zachowując bezpieczny dystans kilku centymetrów.
- To w złym znaczeniu, a w dobrym? - dopytywał Liam, chciał go czymś zająć. - Może jakaś jasność, światło w tunelu?
- Yin-yang - przerwał mu.
Liam zamilkł na moment, zastanawiając się.
- Ale to raczej równowaga.
- Bo prawda jest przeciwwagą dla kłamstwa. - Theo wzruszył ramionami. - Zawsze idą w parze. Żebyś mówił prawdę, to wokół musi być kłamstwo. Jest na nie odpowiedzią.
- Wystarczy, żeby prawda była niejasna. Nie musi od razu być oszustwo - zastanowił się na głos Dunbar.
- A tam "oszustwo" - prychnął Theo, bawiąc się palcami. - Czepiasz się.
Liam spojrzał na niego, wyczuwając w jego słowach dozę żartu. Wyraz twarzy miał jednak poważny, już nie bezradny, a znów zmęczony. Raeken nie patrzył na niego, wpatrywał się tępo w swoje dłonie, a Dunbar tak obserwował jego profil, zastanawiając się, czy Theo w ogóle wytrzeźwiał przez noc. Momentalnie przez głowę Liama przebiegło to wszystko, czego się wczoraj dowiedział. Strata rodzeństwa, przemoc domowa, uzależnienie i depresja. Najgorsze było to, że każda rzecz wynikała z poprzedniej, to było jak domino, którego nie dało się zatrzymać. I Liam miał ciarki na plecach, gdy tylko myślał o tym, że następstwem nieleczonej depresji jest samobójstwo. Zaczynał się bać o to coraz realniej, bo jak Theo z tą przeszłością miałby chcieć wyjść na prostą, skoro od tak dawna jego życie nie miało barw?
- Theo? - mruknął cicho Liam, przygotowując się na szorstką reakcję. W końcu Raeken zawsze rano miał zły humor, teraz Dunbar wcale nie dziwił się dlaczego.
- Hm?
Chłopak nawet nie drgnął, wciąż wpatrując się we własne dłonie. Po chwili Liam dostrzegł, że to nie dłonie, a dwie szramy po wewnętrznej stronie jednej z nich tak skupiły na sobie uwagę starszego.
- Co wcześniej sprawiało ci radość? - zapytał ostrożnie. Zaraz poczuł potrzebę usprawiedliwienia się z tego pytania: - Bo na pewno były momenty, kiedy nie czułeś się tak źle.
Obserwując profil Raekena, Liam nadal nie widział żadnej zmiany na jego twarzy. Spojrzenie także pozostawało mętne, zmęczone. I tylko głębokie westchnięcie było dla Dunbara znakiem, że jego głos dotarł do starszego. Na dłuższy moment zapadła cisza, blondyn nie wiedział, czy w ogóle dostanie odpowiedź na swoje pytanie. Wczoraj Theo był pijany, dzisiaj chyba już bardziej trzeźwy, a i noc zaraz miała się całkowicie skończyć. Nie zdziwiłby się, gdyby Raeken powołał się na ten ich nieszczęsny układ.
- Wiesz, że nie wiem? - wychrypiał to tak cicho, że Liam ledwo go usłyszał. Przez chwilę miał wrażenie, że oczy Theo się zeszkliły, dlatego przysiadł się odrobinę bliżej, by móc mu się dyskretnie przyjrzeć, a przy tym dodać odrobinę otuchy. Raeken spojrzał na niego szczerze zagubionym wzrokiem. - Pamiętam, że kiedyś to był sport, lacrosse - w jego oczach Liam widział to zamyślenie, w którym wraca do wspomnień - potem papierosy, seks, alkohol - Theo wrócił spojrzeniem na dłonie - ale każda z tych rzeczy teraz ledwo co działa, wszystko jest takie krótkotrwałe. - Zrobił dłuższą pauzę, jakby nad czymś się zastanawiał. - Przez moment to może nawet i związki, ale to co się po nich działo chyba nie było warte tych kilku chwil szczerego zadowolenia. Chociaż... - Przeczesał włosy ręką z odsłoniętymi, ciemnymi pręgami. - Już sam, kurwa, nie wiem.
- Nie wiem co rozumiesz przez "to co się po nich działo", ale wydaje mi się, że było warto - odezwał się Dunbar.
- Nigdy nie żałowałeś skończonego związku? - Theo przeniósł na niego wzrok, Liam zapatrzył się na jego ciemne od mroku tęczówki. Potrzebował chwili, by zastanowić się nad odpowiedzią.
- Jakoś wylewnie to chyba nie.
- A ile ich miałeś? - dopytał starszy.
- Trzy? - zastanowił się na głos.
- Z dziewczynami?
Liam spojrzał na niego niepoważnie.
- Dobra, głupie pytanie - skomentował Theo, Dunbar mógłby przysiąc, że na jego ustach pojawił się drobny, kpiący uśmieszek. - Nie jestem jakimś znawcą, ale to chyba znaczy, że nie miałeś pierwszej miłości, co?
- Nie wiem. - Liam wzruszył ramionami. - Mam jeszcze na to trochę życia.
Theo prychnął. Blondyn sam nie wiedział czy z rozbawieniem, czy z krytycyzmem.
- A ty to niby ile ich miałeś?
- Cztery. Dwie dziewczyny, dwóch chłopaków.
- I w tym swoją pierwszą miłość? - Dunbar szturchnął go łokciem.
- Tak myślę. - Raeken wzruszył ramieniem, wyglądał jakby spoważniał.
- Kto? - Liam uniósł brew.
- Derek - mruknął, odwracając od niego spojrzenie.
- Coś mi wspominałeś, że byliście razem, ale szczerze to nie pamiętam - przyznał się Liam.
- Nic dziwnego, skoro byłeś po butelce wódki - skomentował Theo. - Mówiłem ci to w Halloween. Po "nigdy przenigdy".
- A mógłbyś przypomnieć? - Liam zrobił duże oczy. - Wstawiony byłem, mam po tym słabą pamięć.
- I powinieneś się z tego cieszyć - skomentował Raeken. - Nie polecam pamiętać wszystkiego co się odpierdalało.
- Cieszę się - potwierdził. - Ale chcę posłuchać o tobie i twojej pierwszej miłości.
- Przestań - warknął, posyłając mu ostrzegawcze spojrzenie. - Zaraz pożałuję, że cokolwiek ci powiedziałem.
- Przepraszam - powiedział zupełnie poważnie Dunbar.
Raeken westchnął i znów wlepił wzrok w swoje poranione ręce.
- Nie wiem co cię tak to interesuje - zaczął Theo. - Ale ze mną i Derekiem to zaczęło się od imprez. Byłem w pierwszej klasie, wtedy jeszcze zadawałem się ze Scottem i Stilesem, chodziliśmy razem na tego lacrosse'a. Z drużyny znałem Hale'a, wiesz, on był ten najlepszy, bo kapitan, no i na ostatnim roku. Właściwie to powinien był już skończyć szkołę, ale był rok w plecy, nie wiem czy pamiętasz, bo nie zdał. - Tu Raeken zerknął na blondyna, który skinął głową. - Także poznaliśmy się przez drużynę, on jakoś od razu zwrócił na mnie uwagę. - Theo zrobił minę, jakby sam nie wiedział czemu. - Nie byłem jakiś pięknie wyrobiony, to z nim zacząłem chodzić na siłownię. On chyba po prostu chciał mnie zerżnąć, bo na którejś imprezie udało mu się zaciągnąć mnie do łóżka.
- Ale ty wiedziałeś wtedy o swojej orientacji?
- Nie, po prostu byłem pijany. - Wzruszył ramionami.
- To chujowo z jego strony - oburzył się Liam. - Nie chciałbym, żeby ktoś mi tak zrobił.
- Dlatego nie przeleciałem cię, kiedy najebany tego chciałeś - odpowiedział wprost. Dunbar poczuł się niekomfortowo z tymi wspomnieniami. - Ale Derek wtedy też był nietrzeźwy, a to były czasy, kiedy on... - Theo spojrzał na Liama. - Tylko nie powtarzaj tego nikomu, bo zabiję, a Hale po mnie poprawi. - Dunbar pokręcił głową na znak, że nie ma nic takiego w planach. Raeken znów odwrócił od niego spojrzenie, kontynuując: - Wtedy ćpał dość często, chodził nabuzowany, wystarczyła pierdoła, żeby dał komuś w pysk. A przy tym na imprezach był tym, który śmieje się najgłośniej i mówi najlepsze żarty. Ja też go raz porządnie wkurwiłem, był naćpany i przyjebał mi tak, że złamał mi nos. To jedyny raz, kiedy mnie uderzył. Przez te dragi był kimś zupełnie innym niż teraz.
- To teraz jest czysty?
- Od trzech lat, z czego przez cały pierwszy rok był na odwyku. Poszedł na niego po naszym zerwaniu, straciliśmy kontakt na ten czas. O tym, że się leczył dowiedziałem się całkiem niedawno. Nie lubi o tym mówić, zresztą nic dziwnego.
- Ale ominąłeś najlepsze - wypomniał mu Liam.
- Chryste, Dunbar, co ty chcesz usłyszeć? - Spojrzał na niego pobłażliwie.
- Dlaczego się w nim zakochałeś? - zapytał wprost.
Raeken wrócił wzrokiem na swoje dłonie. Milczał przez dłuższą chwilę, jakby musiał się zastanowić. Nerwowymi ruchami zaczął pocierać palce.
- Dawał mi poczucie bezpieczeństwa. Dbał o mnie jak o nikogo innego. Tylko on w ten sposób mnie traktował - wychrypiał w końcu. - Co cię to tak interesuje?
- Ciekawy jestem, no. - Liam uśmiechnął się głupio, szturchając go znowu łokciem. - I szczerze mówiąc, to też zdziwiony, że byłeś w stanie kogoś szczerze pokochać.
- No weź już tak nie wyolbrzymiaj - westchnął Theo, przewracając oczami. - I tak to nie było nic nadzwyczajnego. Po prostu trochę skomplikowane.
- Czyli jak?
- Wcześniej jakoś nie byłem przekonany co do chłopaków. A on zaciągnął mnie do łóżka i nawet naćpany zrobił to tak, że mi się spodobało, więc mieliśmy układ friends with benefits. To też były czasy, kiedy i imprezy, i seks były dla mnie dobrą rozrywką, teraz to już nie robi takiego wrażenia. - Zrobił krótką pauzę, jakby musiał zastanowić się, gdzie skończył. - W którymś momencie nam obu zachciało się czegoś więcej niż pieprzenia, nie tylko ja potrzebowałem jakiegoś emocjonalnego wsparcia, on też. To była ta zimna noc, kiedy znalazł mnie na przystanku i zabrał do siebie. Wtedy był trzeźwy i... wiesz, zupełnie inny niż na co dzień. Zaufałem mu, powiedziałem o wszystkim, od tamtej pory tylko on o wszystkim wiedział. Przez kilka lat w zasadzie. Niedługo po tym jak już wiedzieliśmy o sobie całkiem sporo, zaczęliśmy ze sobą chodzić, ale on wciąż brał. Trochę ze sobą byliśmy, ale on wciąż obiecywał i nie dotrzymywał słowa. Kłamał, kradł, dalej brał. Był uzależniony, nie widział przed sobą przyszłości. W końcu jebnęło to wszystko, zaczęliśmy się kłócić, ja wygarnąłem mu, że jest ćpunem i tak dalej. On mi wyrzucił, że jestem słaby i tak dalej, że nic nie robię z tym co mam w domu. Z dnia na dzień przestaliśmy się do siebie odzywać.
Zrobił dłuższą pauzę, wciąż wpatrując się w ten sam punkt. Liam słuchał go uważnie i nie śmiał przerywać. Nie mógł uwierzyć, że Theo tak się przed nim otworzył. Bał się, że to zaraz minie, wraz z tą nocą i ciemnością, którą zaczęło rozpraszać wschodzące za oknem słońce.
- Jakiś czas temu, jeszcze przed jego wyjazdem, dowiedziałem się, że chciał wyjść z nałogu, bo przy zerwaniu powiedziałem mu wprost, że wszystko zjebało się przez te dragi. - Theo cicho pociągnął nosem. - Ponoć przeszedł przez to wszystko, bo wizja stracenia mnie była dla niego gorsza. Teraz naprawdę w to nie wierzę.
- Dlaczego? - Liam zmarszczył brwi.
- Bo wyjechał. - Theo wzruszył ramieniem, spuszczając wzrok. - Mówił mi, że nie wie na ile, że nie może wyjaśnić dokąd ani dlaczego. Nic mi, kurwa, nie powiedział, poza tym, że rzekomo to było nagłe. Że to z góry i w domyśle, że niby nie ma na to wpływu. A tak naprawdę to on sam się zgłosił do wyjazdu. Chciał wyjechać, miał mnie dość.
- Czemu tak myślisz?
- W tej samej rozmowie, w której twierdził, że byłem dla niego ważniejszy niż nałóg, powiedział, że nie wie ile jeszcze ze mną wytrzyma, skoro ciągle unikam problemów.
- Wiedział, że coś sobie robiłeś? - Dunbar z trudem zapytał o to bez zająknięcia.
- Nie. - Theo pokręcił głową. - Podejrzewał tylko, że jestem uzależniony od tego pieprzonego tramadolu, a ja nie chciałem mu wierzyć, kłamałem. Może gdybym wtedy nie był taki głupi, to nie zostawiałby mnie z tym samego.
- Wydaje mi się, że to bardziej chodziło o to czy ty rzeczywiście podejmujesz jakąś walkę, czy nie - mruknął zamyślony Liam. - Tak to dla mnie wygląda, z tego co mówisz.
- Chyba i tak się nie dowiemy. - Raeken znowu wzruszył ramieniem. - Już wcześniej mówiłem ci, że mam się do niego nie odzywać, jeżeli nie znajdę siły do wyjścia z tego całego syfu.
- Wspominałeś tylko, że jest warunek - przypomniał Dunbar. - Ale dlaczego nie odezwiesz się do niego, skoro już jest lepiej?
- Nie jest lepiej, szczeniaku. - Pokręcił głową, tępo wpatrując się w swoje rany. - To nie tak, że jak zmieniłem dom to już jest wszystko okej. Deucalion raz trafnie powiedział, że ten syf jest we mnie, że to długo zajmie, żeby z tego wyjść. - Przeczesał ręką włosy, Liam miał wrażenie, że jego twarz nabrała smutnego wyrazu. - Chyba miał rację też z tą depresją. Że na nią choruję.
- To Deuc wie o wszystkim?
- Nie wiedział tylko o tych żyletkach, które wczoraj ci oddałem - westchnął Theo. - Miałem je już dzień czy dwa, nosiłem przy sobie. Na tą noc u Deucaliona miał zostać Alex, jego syn. Nie chciałem go spotkać, powiedziałem, że nie śpię tam dzisiaj i wyszedłem wkurwiony, bo nie dał mi dawki tych moich leków.
- Dlaczego nie chciałeś spotkać Alexa? - Liam ściągnął brwi.
- No nie chcę, kurwa, jak ja wyglądam? - jęknął, przymykając oczy. Dunbar przełknął ślinę. - Nie chciałem, żeby Deuc musiał tłumaczyć dlaczego tam jestem, no po prostu się, kurwa, wstydzę i czuję jak pasożyt. Nie pasowałbym tam do nich.
Blondyn nie miał pojęcia co odpowiedzieć.
- I gdzie miałeś zamiar spać? - wychrypiał cicho.
- W domu Dereka, bo wiem gdzie jest zapasowy klucz. - Wzruszył ramionami. - Chociaż jakoś bardzo mi się tam nie spieszyło, z tego co sam możesz wnioskować.
- No właśnie nadal nie wiem, czemu siedziałeś na tamtym przystanku - uświadomił sobie Liam.
- Chciałem iść na wzgórze... - Theo przeczesał ręką włosy. - Byłem wkurwiony po spotkaniu ze Stilesem, miałem ze sobą wódkę, żyletki. Potrzebowałem się jakoś wyładować, ale po drodze złapały mnie te pieprzone duszności i kołatanie serca. Przysiadłem tam tylko na moment, ale potem było mi już wszystko jedno. - Znów wzruszył ramieniem, na moment zerknął na Liama. - No a potem pojawiłeś się ty.
- Dlatego byłeś w stanie mi wczoraj tyle powiedzieć? - dopytał Dunbar z czystej ciekawości. - Bo było ci wszystko jedno?
- Bo poza Deucalionem właściwie nie mam nikogo - powiedział wprost. - Wcześniej nie chciałem nic ci mówić, jakoś nie brałem cię pod uwagę, ale... Jakkolwiek kurewsko i egoistycznie to zabrzmi, potrzebuję kogoś takiego jak Derek. A ty sam pchasz się do mojego zatrutego świata. Nie wiem po co, skoro twój wcale nie był taki zły.
Liam nie odpowiedział, nie wiedział co. Po prostu wpatrywał się w jego oczy. W tej chwili takie spokojne, jakby wcale nie rozmawiali o czymś znaczącym. Nie było śladu po tamtym roztrzęsionym albo poirytowanym chłopaku, jedynie zmęczenie twarzy wskazywało, że coś jest nie tak. Wyczekujący wzrok Theo przypomniał Dunbarowi, że powinien odpowiedzieć.
- Przecież już mówiłem, że chcę być przyjacielem. - Znów zbadał wzrokiem jego twarz, na krótki moment zahaczając o jego rozchylone usta.
- Dlaczego moim?
- Bo ze wszystkich moich znajomych to z tobą najlepiej się czuję - odpowiedział, wracając spojrzeniem na jego oczy. - Zresztą w tym moim świecie przestało być tak kolorowo.
- Czemu? - Theo zwrócił się bardziej do niego.
- Dziwnie jest po prostu. Niby mam rodziców, ale sam widzisz, że często ich nie ma. Niby mam siostrę, ale Malia wyprowadziła się do Scotta. Niby mam znajomych, ale w tej grupce czuję, że nie pasuję. Jakbym sam został. No i myślałem, że jestem hetero, a chyba jednak... nie do końca.
- Czyli próbowałeś z kimś innym? - Theo poruszył znacząco brwiami, drobny uśmiech rozjaśnił jego twarz.
- Tak i na tym ten temat skończmy. - Liam posłał mu znaczące spojrzenie.
- Ja ci powiedziałem o wszystkim - fuknął Raeken.
- Ja też ci powiem, ale nie wszystko w tej chwili - zaczął się bronić. - Zresztą czym są moje problemy przy twoich, no przecież...
- A weź, Dunbar, nawet nie chcę tego słuchać. - Theo pstryknął go palcami w czoło, Liam cofnął głowę. - Ja mam inną skalę problemów niż ty, bo mamy różne przeżycia, wbij to sobie do tego pustego łba. Skoro już coś cię gryzie, to jakiś problem to jest, nie? Taki, o którym można powiedzieć.
- Żebyś tylko sam się do tego stosował - skomentował Liam.
- Ja po prostu nie mam w zwyczaju mówić o swoich problemach. - Theo wzruszył ramionami. - Ale z tego co mi się wydaje, to ty w jakimś stopniu tak.
- I co, będzie ci się chciało słuchać o pierdołach? - Dunbar uniósł brwi nieprzekonany.
- Skoro nikt inny nie może. - Na twarzy Raekena znów zawitał drobny uśmiech. - Ale mógłbyś się pochwalić kogo wyrwałeś.
- No mówię, że nie powiem ci teraz. - Dunbar spuścił wzrok, poczuł jak robi mu się gorąco na twarzy. W końcu z nikim nie rozmawiał o tym, jak wyglądała jego relacja z Lukiem, reagował dość impulsywnie. - Nie możesz zapytać o coś innego?
Theo westchnął jakby ostentacyjnie.
- Naprawdę wolisz pytanie o ciebie i Masona? - Spojrzał na niego z uniesioną brwią.
- Tu nie ma nic nadzwyczajnego. - Liam wciąż miał spuszczony wzrok. - On stwierdził, że możemy przy grupie udawać, że nic się nie stało, ale poza nią mamy nie rozmawiać. Skończyło się tym, że ja i tak nawet nie potrafię na niego spojrzeć. Źle się czuję w jego towarzystwie, a jeszcze jak jest Corey to w ogóle. On zawsze rzuca jakieś docinki, niby w żartach. Hayden i Nolan się z tego śmieją i wszyscy zadowoleni, oprócz mnie.
- To czemu nie ripostujesz? - Theo przechylił głowę.
- Bo trafia w takie tematy, że ja się od razu wkurwiam. - Dunbar zmarszczył brwi, irytując się na samo wspomnienie wczorajszego spotkania u niego w domu. Dobrze, że nie siedzieli długo po tym jak Luke poszedł. - Agresją reaguję i spierdalam całą atmosferę.
- Rzeczywiście do dupy to twoje towarzystwo - skomentował Raeken. - Weź daj sobie z nimi spokój.
- I co, zostanę sam? Przecież ty nie będziesz mi ciągle poświęcać czasu. - Spojrzał mu w oczy, gdzieś w głębi siebie oczekując zaprzeczenia.
- A teraz to nie czujesz się sam? Przecież przed chwilą to powiedziałeś - stwierdził Theo. - Powinieneś oswoić się z samotnością, ale nie zaprzyjaźniać z nią, tak jak ja. Wiesz co mam na myśli.
Nim Dunbar zdążył odpowiedzieć, usłyszeli stłumiony przez ściany dźwięk otwieranych drzwi frontowych. Raeken opuścił od razu rękawy bluzy na ręce, zasłaniając swoje rany i bandaż.
- Chcesz jakieś rzeczy na przebranie? - zaproponował blondyn, wstając z łóżka.
- Że niby masz jakieś pasujące na mnie? - Spojrzał na niego sceptycznie, podchodząc do biurka.
- Koszulkę to może nie. - Liam urwał, gdy usłyszał kroki na schodach. Zaczął nasłuchiwać, instynktownie spojrzał na drzwi, pod którymi jarzyło się światło z korytarza. Ojciec przeszedł dalej, do sypialni. Blondyn zwrócił się znów do Theo. - Ale bluzę mam tą czarną z wilkami, co już kiedyś ode mnie brałeś. Po tamtej ulewie co była.
- Pamiętam. - Raeken skinął głową.
Wzrokiem jakby nieobecnym spojrzał za okno, sprawdzając czy w kieszeni ma swoje papierosy. Liam znów zaczął nasłuchiwać, kiedy ojciec wyszedł z sypialni. Na szczęście i tym razem minął drzwi i otworzył te od łazienki. Dunbar już wiedział, że mężczyzna rutynowo weźmie prysznic i położy się spać. Musiał mieć za sobą długą drogę, skoro zdążył przyjechać o tej godzinie.
- To co, chcesz ją? - Liam podszedł do szafki i zaczął w niej grzebać.
- Mogę chcieć - mruknął Theo, ściągając z siebie bluzę.
Gdy Dunbar się do niego odwrócił, Raeken nie miał też na sobie koszulki, którą właśnie chował do sportowej torby. I w słabym świetle szarego nieba Liam dostrzegł jego wysmukloną sylwetkę.
- Ty jesz regularnie? - wyrwało mu się.
Zlustrował Theo wzrokiem, gdy ten się wyprostował. Z tą utratą wagi, bandażem na prawej ręce i ranami na lewej wyglądał naprawdę niepokojąco. Jedną sprawą było jego podupadające zdrowie, a drugą to, że wraz z ubytkiem tkanki tłuszczowej, podkreśliły się jego niektóre mięśnie.
- Jem. - Theo odebrał od niego bluzę i założył ją na siebie, kaptur zostawił na głowie. - Ale słabo sypiam, ostatnio najadłem się stresu i te pieprzone leki wcale nie mają dobrego wpływu.
- Alkohol też, wiesz? - Dunbar spojrzał mu w oczy, dostrzegł w nich niezadowolenie z powodu tego pouczania.
- Wiem - mruknął, schylając się do torby, by zrobić miejsce na swoją bordową bluzę.
Liam podszedł i wziął ją do ręki, z góry widząc, że Theo będzie musiał się postarać, żeby mu się udało.
- Przecież mogę ci ją później oddać, w szkole na przykład. Teraz ci się nie zmieści.
- Jak się popieści, to wszystko się zmieści - odpowiedział niewzruszony, odbierając od niego ubranie.
- To ja ci daję swoją, a ty w zamian żadnej mi nie dasz? - rzucił zaczepnie Liam.
- Mogę ci dać, ale nie tą - oznajmił, z trudem zapinając torbę.
- Dlaczego? - Dunbar przechylił głowę, Theo wstał na równe nogi.
Starszy odwrócił głowę do okna, wzrokiem przebiegając po pustej ulicy. Liam dostrzegł jak twarz Raekena spoważniała.
- Bo to chyba jedyna rzecz, jaka została mi po Tylerze. - Theo spojrzał mu w oczy tylko na moment. - On planował wyprowadzkę, tak myślę - zaczął tłumaczyć - tylko nam nie powiedział. Ale jego pokój pustoszał, znikały jego rzeczy i ubrania, ja nawet nie wiem, kiedy on to wynosił. W końcu miał tą kłótnię z ojcem i wyszedł, trzaskając drzwiami. Tamta bluza została w praniu tylko dlatego, że Tara mu ją wcześniej wzięła. - Słaby, bolesny uśmiech pojawił się na jego ustach. - Trzymałem ją potem u siebie aż urosłem na tyle, żeby ją nosić.
- To wiele wyjaśnia - mruknął Liam, nie wiedział co innego powinien odpowiedzieć.
Theo złożył torbę na ramię, Dunbar skierował się z nim do drzwi. Kiedy schodzili po schodach, dotarło do niego, że znów zostanie sam. Że Theo wychodzi i zobaczą się dopiero w szkole i choć to było już jutro, Liamowi nagle wydawało się to wiekiem.
- Co w ogóle dzisiaj robisz? - zagadnął go, kiedy Raeken już zakładał buty.
- Do pracy muszę iść. Potem pewnie usiądę trochę do lekcji, ostatnio je zaniedbałem - zastanowił się na głos.
- A nie chciałbyś pójść na siłownię? - Liam mimo woli spojrzał na niego z pewnego rodzaju nadzieją.
Raeken zerknął na niego i założył swoją skórzaną kurtkę, poprawiając kaptur na głowie.
- Ale bez twojego ojca?
- Bez. Po prostu my dwaj. - Dunbar wzruszył ramionami.
- W sumie czemu nie. Dawno nie byłem. Ale to raczej wieczorem, napisz mi, o której ci pasuje - polecił.
Theo był już gotowy do wyjścia, a jednak stał tam przed nim, spoglądając w taki sposób, jakby chciał coś powiedzieć. Nie padło jednak żadne słowo ani żaden gest, patrzyli sobie w oczy, jeden czekał na cokolwiek od strony drugiego.
- No wyduś to z siebie. - Uśmiechnął się w końcu Dunbar.
Raeken odetchnął, spuszczając głowę.
- Dzięki, że przygarnąłeś mnie na tą noc do siebie - wychrypiał to tak nieśmiało, tak niepodobnym do siebie głosem. - Jakbym tam został, to chyba zrobiłbym coś głupiego.
Liam przełknął ślinę, przez głowę przeszła mu myśl, że Theo mówił o samobójstwie.
- Następnym razem dzwoń, jeżeli coś będzie nie tak - oznajmił stanowczym głosem, patrząc mu prosto w oczy. - Dałeś mi wczoraj słowo.
- Pamiętam. - Skinął głową, uśmiechając się krzywo.
I po krótkiej chwili widocznego wahania, zmniejszył odległość między nimi i tak po prostu przytulił się do niego. Zaskoczony Liam z opóźnieniem odwzajemnił gest, po sile uścisku wyczuł, że Raeken tego potrzebował.
- Do zo, szczeniaku - mruknął i nim wyszedł, posłał mu ostatni, słaby uśmiech.
***
Theo wyrzucił papierosa i odkaszlnął kilkakrotnie. Choć była czternasta, on czuł zmęczenie po tej ciężkiej nocy i kilku godzinach pracy. Wracając do domu miał nadzieję na dawkę leków, coś ciepłego do picia i łóżko, w którym mógłby odespać tyle, ile potrzebował. Resztkę jego uwagi przykuło auto, które zaparkowało wśród innych, równolegle do ulicy. Nie wyglądało na tanie i było widocznie przeznaczone dla rodziny. Raeken skręcił do bramy kamienicy, nie odrywając wzroku od kobiety, która siedziała na miejscu kierowcy. I to był błąd, wpadł na kogoś, w ostatnim momencie łapiąc tę osobę przed upadkiem.
- Ej no patrz, gościu, jak chodzisz - warknął na niego młodszy blondyn, odpychając od siebie.
- Weź, gówniarzu, zważaj na słowa, co? - Theo odepchnął ramię dzieciaka w przypływie złości.
- Synu, zostaw go. - Stanowczy głos Deucaliona przywołał Raekena do porządku. Spojrzał na mężczyznę, który musiał wyjść za chłopakiem z bramy i dopiero wtedy dotarło do niego, kogo staranował.
- Ale przecież to jego wina - oburzył się Alex, spoglądając na ojca. Theo również spojrzał na Deuca, nabierając wątpliwości, którego z nich upomniał dorosły. Wcześniej był przekonany, że to było do niego, ale przecież ten prawdziwy syn stał obok niego.
- Ty też szedłeś nie patrząc pod nogi. - Deucalion spojrzał na Alexa z dezaprobatą. - Przeprosić się, jeden z drugim.
- Kurwa, Deuc, ile my mamy lat? - westchnął Theo, odwracając wzrok. Wtedy dostrzegł, że kobieta z samochodu stoi w drzwiach auta i im się przygląda.
- Ale to on powinien przepraszać - wtrącił jeszcze Alex, Raeken zmierzył go wrogim spojrzeniem, chociaż chłopak miał rację. - Nazwał mnie gówniarzem.
- Przeprosić się, jeden z drugim - powtórzył Deucalion żelaznym głosem.
Raeken skrzywił się, spoglądając z góry na młodszego do siebie nastolatka. Blondyn naburmuszył się, patrząc na ojca z wyrzutem. Theo też zerknął na Deucaliona, dorosły wpatrywał się w niego karcącym wzrokiem.
- Przepraszam - powiedział Raeken, pod wpływem spojrzenia mężczyzny naprawdę szczerze to mówił. Bo nie przepraszał gówniarza, tylko Deuca za kolejną niesubordynację. - Moja wina.
- Alex! - zawołała kobieta z samochodu, nastolatek obejrzał się na nią.
- Alex - upomniał Deucalion, oczekując od syna tego samego co od Theo.
- Ale mamie się spieszy. - Blondyn wziął od ojca swój plecak z rzeczami i rzucając szybkie pożegnanie, odszedł do samochodu.
Theo uniósł brwi, oglądając się za dzieciakiem. Zaraz znowu spojrzał na Deucaliona.
- To było chamskie. - Wskazał głową winowajcę wsiadającego do auta. - Czemu pozwalasz mu się tak traktować?
Mężczyzna nie odpowiedział, uniósł tylko rękę na pożegnanie do odjeżdżającego syna. Wciąż milcząc, wrócił do klatki schodowej, a Theo zrównał z nim krok na schodach. Czuł jak ciężko mu się oddycha przez ten niewielki wysiłek fizyczny. Skrzywił się na wspomnienie duszności, które go dzisiaj obudziły i późniejszy ból głowy, jaki dopadł go w pracy. Musiał dostać te leki, inaczej nie było mowy o żadnym następnym wyjściu z domu. Weszli do ciepłego mieszkania, Raeken poczuł ulgę, bo miał już dość tego ziąbu na zewnątrz.
- Zwykle tak nie robi - odezwał się wreszcie Deucalion, w kuchni nastawiając wodę na herbatę. - Jakby jego matka go nie ponaglała, nie byłoby problemu. A ty też mogłeś trochę się wstrzymać z tym "gówniarzem".
- Ja pierdolę no, raz dzieciak usłyszy to nic się nie stanie - prychnął Theo.
- Co z tobą, synu? - Deucalion spojrzał na niego ze zmarszczonymi brwiami.
- No jak to "co", kurwa, leków mi nie dałeś i jeszcze się dziwisz. - Skrzywił się coraz bardziej zirytowany Raeken. - Abstynencja tak na mnie działa, dobrze o tym wiesz.
- Gdybyś przeszedł solidny detoks, raz a porządnie pozbyłbyś się tego w diabły, a w ten sposób...
- No chyba cię coś pojebało. - Theo uniósł głos, na usta cisnęły mu się kolejne wulgaryzmy, które z trudem powstrzymał. - Nie ma, kurwa, takiej opcji.
- Przestań do mnie przeklinać, synu. - Dorosły zmierzył go karcącym spojrzeniem. - Masz już jeden dzień za sobą, do końca drugiego niewiele zostało.
- Nie chcę żadnego detoksu, do cholery, daj mi te leki - warknął Raeken. - Ustalaliśmy przecież, kurwa, że będzie...
- Synu, czy chociaż ty możesz okazać mi trochę szacunku, czy to też dla ciebie za dużo? - przerwał mu Deucalion, mierząc stalowym spojrzeniem. - Prosiłem cię o coś.
- Ugh, to daj mi te leki, czego nie rozumiesz? - uniósł się znowu chłopak. Już dawno przestał siebie kontrolować.
- Theo, czy ty w ogóle chcesz rzucić ten nałóg?
- Nie, to ty mnie do tego zmuszasz - odparował nieco zbyt agresywnie. - Jak do wszystkiego zresztą, po co każesz mi żyć i się męczyć, co? - spuścił z tonu, głowa zaczęła go boleć od tego wszystkiego. A może to znów od abstynencji? - Nie potrzebujesz mnie przecież, masz już jednego syna. Mogłeś nie brać mnie do siebie, chyba dla nas obu byłoby lepiej.
Deucalion nie odpowiedział. Stał jak wryty, na jego twarzy odbijał się cień tej dezorientacji, której Theo zaślepiony złością nie potrafił dostrzec. Nie czekał też na odpowiedź, po prostu wyszedł z pomieszczenia i wchodząc do swojego pokoju, trzasnął za sobą drzwiami. Odrobinę zbyt mocno. Targające nim emocje nie pozwoliły mu poczuć ulgi, której nie zaznał nawet w odosobnieniu. Jak od dawna zresztą. Wplótł palce we włosy, ciągnąc za kosmyki. To wszystko go przerastało, sam nie wiedział skąd pojawiła się gula w gardle, ani dlaczego napłynęły mu do oczu łzy.
- Kurwa! - wykrzyczał głosem na skraju załamania.
Bez sił, przysiadł na łóżku, chowając twarz w dłoniach. Tak bardzo nienawidził siebie za to wszystko, tak bardzo chciał, żeby to się już wreszcie skończyło. Drgnął, pierwsza łza uciekła mu spod powiek. Znowu to samo, znowu tak bardzo żałował, że nie ma przy sobie żyletek albo chociaż alkoholu.
- Ale Theo, to brak leków teraz na ciebie działa, sam wiesz. To chwilowe, przejdzie ci. Jeśli nie zaraz, to na pewno jak weźmiesz tabletki. Teraz skup się na czymś innym, kiedyś mówiłeś mi, że wyczytałeś w książce o jakiejś mantrze, pamiętasz? The sun, the moon and the truth.
Pociągnął nosem i oczami wyobraźni zobaczył Liama przed sobą. Przeczesał ręką włosy i odetchnął głęboko, nieświadomie składając dłonie tak, jak trzymał je ten blondyn, dzisiejszego poranka. The sun, the moon and the truth. Światło w tunelu jako symbol prawdy. Na wspomnienie tego Theo pokręcił głową, kąciki jego ust drgnęły mimo woli, szklane oczy błysnęły rozbawieniem. Ten szczeniak to ma pomysły. I właśnie myśląc tak o nim w tej absurdalnej sytuacji, zdał sobie sprawę, że to w towarzystwie czasem odczuwał ulgę. Słuchając tego co mówią inni, nie skupiał się tak bardzo na sobie. Jego drobny uśmiech podtrzymało wspomnienie zarumienionego Liama, który przyznał, że próbował z kimś innym. Przynajmniej on jeden z ich dwójki był na lepszej drodze.
Raeken drgnął, kiedy drzwi się otworzyły. Deucalion nawet na niego nie spojrzał, nawet nie wszedł do pokoju.
- Dawkę masz na stole, tylko popij to czymś.
Theo momentalnie odzyskał energię. Sam tak bardzo nie rozumiał zmian własnego nastroju, wiedział tylko tyle, że leki mu pomogą. Prawie zapomniał o fakcie, że to przez nie czuł się tak sponiewierany, tabletki w jego mniemaniu były boginiami, choć w rzeczywistości mogłyby być ochrzczone najgorszym katem. Nie zastanawiał się nad tym nawet na moment, nie przejął się też za bardzo tym, że nie dostał już dwóch pastylek, a półtora. Deucalion zmniejszył dawkę. No tak, przecież stopniowo miał rzucać ten syf. Zapijając gorycz wodą wciąż nie chciało mu się w to wierzyć. Najchętniej załatwiłby od Daniela własne opakowanie, przecież nic nie stało na przeszkodzie. I prawie zignorował to ukłucie w sercu, że to byłoby tak bardzo nie fair względem Deucaliona. Przeczesał ręką włosy i syknął, bo sumienie go ugryzło. Przecież obiecał sobie bardziej szanować to, co miał.
Ale nawet to mu nie wychodziło.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro