Rozdział 6
Theo przeciągnął się, rozciągając mięśnie. Usiadł na skraju łóżka i zaczął nasłuchiwać. Brzdęk talerzy świadczył, że jego matka właśnie sprząta po śniadaniu, co znaczyło, że to jego ojciec zbiera się do wyjścia. Czekał chwilę, rozpoznając dźwięk podkładki, z której były brane buty oraz szczęk kluczy, wyjmowanych do zamknięcia drzwi.
Dopiero kiedy usłyszał charakterystyczny trzask, z jakim zawsze wychodził jego ojciec, podniósł się z łóżka. Przebrał swoje dresy na czarne joggery i zgarniając z szafki T-shirt, wziął swoją bluzę oraz torbę do szkoły i wyszedł ze swojego pokoju. Z kieszeni spodni wyciągnął klucz, zamykając drzwi. Sprawdził jeszcze szybko, czy ma swoje papierosy i zapalniczkę, po czym założył bordową bluzę, przekładając torbę przez ramię.
Przeczesał ręką włosy, schodząc na dół po schodach.
Nie spojrzał w stronę kuchni, nawet się nie odezwał do matki. Po prostu założył buty i wyszedł z domu, zamykając za sobą drzwi. Wszedł na chodnik, kierując się w górę ulicy. Jednak nie szedł na przystanek tak jak zawsze - w piątki wstawał wcześniej, żeby przejść dwa przystanki i dopiero na trzecim czekać na autobus, by przejechać kolejne trzy.
Wyciągnął papierosy i odpalając jednego, zaciągnął się.
Przeszedł na drugą stronę ulicy, i wszedł na żwirową ścieżkę, prowadzącą przez mały skwerk. Były tu może cztery drzewa na krzyż, jednak mimo to i tak dało się słyszeć szelest liści i śpiew budzących się ptaków. Theo kochał ten dźwięk, zawsze kojarzył mu się ze spokojem.
Zaciągnął się.
Wzrok miał wbity przed siebie, prawie nigdy nie rozglądał się na boki. Uwolnił dym z ust, zostawiając chmurę za sobą. Myślami wrócił do wczorajszego wieczoru, kiedy rozmawiał z Dunbarem. Przetwarzał jeszcze raz informacje, które wyłapał z paplaniny młodszego. Na pewno nie cierpi dymu papierosowego. Dla tej cechy, Theo postanowił częściej przy nim palić. Z ich pierwszego spotkania przypomniał sobie, że Liam nie panuje nad agresją. Z wczorajszej rozmowy mógł łatwo wywnioskować, że jest w miarę spostrzegawczy, a jednocześnie wyjątkowo upierdliwy.
Znowu się zaciągnął.
Przeniósł się w tym roku do Beacon Hills High School i z tego co mówił, ma treningi na tej samej siłowni. Pytanie, czego one dotyczyły? Raeken postanowił to sprawdzić przy którejś okazji. Ostatnie, co rzuciło mu się w oczy w zachowaniu blondyna to fakt, że jest przesadnie empatyczny. Theo wiedział, że sam nie pofatygowałby się do pomocy, a nawet jeśli, to nie wydzierałby się tak jak Dunbar wtedy.
Ponownie się zaciągnął, wypuszczając dym z ust.
Pewne jednak było, że jeśli będzie coś potrzebował od młodszego, najpierw musi zebrać więcej informacji.
***
Liam stanął obok schodów, znowu czekając na Masona. Jedną sprawą była podwózka do domu, a drugą fakt, że ciemnoskóry ich rozmowę o Raekenie przełożył właśnie na czas po lekcjach.
Piątek minął Dunbarowi stosunkowo szybko. Prawdopodobnie to przez brak lekcji z przedmiotów ścisłych w tym dniu oraz dwie godziny wychowania fizycznego.
Dym papierosowy zwrócił jego uwagę. Spojrzał w stronę wiaty śmietnikowej, gdzie ostatnim razem widział woźnego i nastolatka, jednak nikogo tam nie zobaczył. Odwrócił głowę w przeciwną stronę, teraz zauważając grupę palących nastolatków, którzy stali oddaleni od wejścia. Nie rozpoznał wśród nich Raekena, zresztą wydawali się być rówieśnikami blondyna.
Niebieskooki westchnął i robiąc krok przed siebie, momentalnie się z kimś zderzył. Cudem zapał osobę, którą staranował.
Niemal od razu rozpoznał ciemne oczy i hebanowe włosy.
- Sory, moja wina - puścił dziewczynę, stając na przeciw niej.
Szatynka przez chwilę przyglądała się Dunbarowi.
- To nie ty siedziałeś w samochodzie chłopaka, który prawie mnie potrącił? - uniosła brew, a blondyn uświadomił sobie, że szatynka mówi o zdarzeniu ze środy.
- Może - przewrócił niewinnie oczami. - Ale to ty weszłaś przed maskę.
- Może - sparodiowała go, na co nastolatek się uśmiechnął.
- Liam, a ty? - przedstawił się, wyciągając do niej rękę.
- Hayden.
- A ja jestem Mason - wtrącił się ciemnoskóry, zarzucając rękę na barki blondyna. - Obawiam się, że będziesz musiała dać mu swój numer, bo muszę go zabrać i biedak nie ma czasu na flirtowanie.
Hewitt udawał smutnego, przy okazji pocieszająco klepiąc Liama w plecy.
- Streszczaj się, czekam przy aucie - dodał, zostawiając ich samych.
- Szczery - uśmiechnęła się rozbawiona dziewczyna, a Dunbar podał jej swój telefon.
- Ale przydatny - skomentował blondyn.
Hayden przewróciła oczami z uśmiechem, wpisując swój numer na smartfonie Liama.
- No to miłego dnia - puścił jej oczko, a wymijając ją, skierował się w stronę samochodu Masona.
Szybko dotarł, siadając na miejsce pasażera obok kierowcy.
- Kocham cię, stary - wyszczerzył się, ustawiając nazwę dla numeru dziewczyny.
- Jeszcze w środę chciałeś mnie zabić - prychnął, wyjeżdżając z miejsca. - Lepiej zapnij pasy.
Droga minęła im w spokoju, w piątek obaj lekcje kończyli wcześniej, więc na mieście nie było tak dużych korków. A Mason mieszkał połowę drogi dalej niż Dunbar.
Wjechali na bogatą dzielnicę, zatrzymując się przy dużym, białym domu jednorodzinnym. Był on o wiele większy niż domek Liama. Ciemnooki miał ten przywilej, że urodził się w ponadprzeciętnej rodzinie, jednak zawsze uczono go szacunku do pieniędzy. Chodził do normalnej szkoły, nigdy nawet nie myślał, by zmienić ją na prywatną.
I pewnie dwójka przyjaciół nawet by się nigdy nie spotkała, gdyby nie relacje pomiędzy ich rodzinami. Matka Dunbara przyjaźniła się z rodzicielką ciemnoskórego jeszcze z czasów studiów.
Weszli do domu, a Liam od razu udał się do salonu, by po chwili rozsiąść się na wygodnej kanapie.
- Czemu nie chciałeś rozmawiać w szkole? - spytał blondyn, odwracając głowę w stronę ciemnoskórego, który dopiero wszedł do przestronnego pomieszczenia.
- Bo tam ściany mają uszy? - odpowiedział, jakby to było oczywiste. - Myślisz, że skąd ja tyle wiem? Nie jestem święty.
- Przecież widzę - Dunbar zlustrował drugiego wzrokiem, mając na myśli kolor skóry.
- Zamknij się, białasie - warknął, rzucając w niego poduszką z fotela.
Obaj parsknęli śmiechem, a blondyn odrzucił poduszkę z powrotem do Masona.
- To co chciałeś wiedzieć? - spytał ciemnooki, poprawiając się na fotelu.
- Dziwny jest - zaczął, na co drugi przewrócił oczami. - Spotkałem go wczoraj wieczorem na przystanku, kiedy wyprowadzałem Storma. Debil zasnął tam. Wyglądał jak bezdomny - parsknął Liam, a ciemnoskóry posłał mu spojrzenie, by przeszedł do konkretów. - Ogółem rozmawialiśmy, o ile można to tak nazwać. I właśnie o to chciałem zapytać, bo powiedział coś w stylu... czekaj, muszę sobie przypomnieć.
Hewitt milczał, cierpliwie czekając aż blondyna oświeci.
- "Czasami trzeba coś spieprzyć, żeby nauczyć się sobie radzić" - zacytował Raekena. - O co może chodzić?
- Nie siedzę w jego głowie - prychnął ciemnooki. - O czym rozmawialiście, że tak powiedział?
- Zapytał, czy jestem nowy w szkole, no to odpowiedziałem, że to lepsze niż niezaliczenie roku - wyjaśnił Dunbar.
- Nie mów mi, że się nie domyśliłeś..? - westchnął Mason, przecierając twarz dłońmi, a blondyn pokiwał przecząco głową. - Chodziło przecież o niezdanie klasy.
- Według mnie to nie ma powiązania - Liam zmarszczył nieznacznie brwi.
- Mogło chodzić o jego sprawy prywatne - ciemnoskóry wzruszył ramionami, a widząc wzrok niebieskookiego wolał dodać: - O których nic nie wiem, dobra? To wszystko?
- Nie - blondyn od razu zaprzeczył. - Zapytałem, czy całą noc będzie siedział na tym przystanku. On odpowiedział, że raczej przeżyje, chyba, że mój pies go zje. Wtedy zażartowałem, że raczej by się zatruł, a on na to, że niestety nie ma tej "wspaniałej" umiejętności.
- I czego tu nie rozumiesz? - Mason uniósł brew. - Albo inaczej, po co ci wiedzieć, o co tu chodziło?
Dunbar zdał sobie sprawę, że Hewitt może mieć rację. Ta wiedza nie była mu potrzebna.
- Racja - mruknął. - Gramy w coś?
Zadając to pytanie, niebieskooki sięgnął po pilot leżący na szklanym stoliku kawowym.
- Zawsze.
Mason poszedł po pady, a Liam przypomniał sobie scenę, kiedy Raekena prawie potrącił samochód. Nie chciał o tym wspominać, a jednocześnie nie mógł przestać o tym myśleć. Gdyby auto rzeczywiście potrąciło Theo, Dunbar był przekonany, że już odbywałby się pogrzeb. Więc skoro prawie doszło do wypadku, dlaczego starszy zareagował tak obojętnie..?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro