Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 56

Theo przewrócił się na plecy, z westchnieniem wlepiając wzrok w sufit. Ucisk wokół głowy zwiastujący ból już na niego czekał. Raeken przymknął oczy, marszcząc brwi. Dlaczego to go łapało, skoro nawet nie mieszał alkoholi? Nie wypił wcale aż tyle, nie powinien mieć kaca. Spróbował nie skupiać się na obawie o rozwijający się ból głowy. Spojrzał w bok, na śpiącego Liama. Wszystko z minionej nocy momentalnie do niego wróciło. Podparł się na łokciu i z duszą na ramieniu sprawdził, czy blondyn oddycha. Uspokoił się dopiero, gdy wyczuł jego stabilny puls i równomierny oddech. Nawet nie chciał myśleć, co by było, gdyby organizm Liama tego nie wytrzymał.


- Masz pojęcie, ile razy się wtedy budziłem, żeby sprawdzić, czy w ogóle żyjesz?


Słowa Dereka odbiły się echem w jego głowie. Przeszły go ciarki, bo zdał sobie sprawę, jaka gama uczuć musiała się wtedy przewijać przez Hale'a. Zdał sobie sprawę, że musiał odczuwać podobny strach i Theo czuł się podle z tym, że sam mu to wszystko zafundował. Gdyby nie wyszedł z tamtej imprezy żywy rzeczywiście byłoby lepiej. Teraz jedynie pochłaniały go jeszcze większe wyrzuty sumienia, bo zrozumiał. Dopiero zrozumiał, wcześniejsza nieświadomość nie pozwalała mu w pełni zdać sobie sprawy z reakcji Dereka.

Po śmierci Bretta, do Theo dotarło, że przedawkowanie wcale nie jest mistycznym zjawiskiem. Że jest całkowicie realne i czeka w ukryciu by zaatakować organizm osłabiony używkami. Teraz był w stanie sam postawić się na miejscu Dereka, po tej nocy czuł się cholernie niewyspany. Naprawdę długo nie potrafił zasnąć, w przeciwieństwie do Liama. Theo leżał wtedy w bezruchu, by móc słyszeć jego oddech. A kiedy tylko miał wątpliwości, zaraz upewniał się, że wszystko jest w porządku. Zasnął późną nocą, może i nawet wczesnym rankiem, tego Theo nie zamierzał roztrząsać. Bo nie zmieniało to faktu, że czuł się cholernie niewyspany, jeszcze bardziej niż wczoraj. Cieszył się, że na ten jeden dzień wziął wolne od pracy. Wcześniej zakładał, że to kac nie pozwoliłby mu rano wstać, teraz jednak pokonało go zwykłe zmęczenie. Nawet w tym momencie nie miał ochoty sprawdzać godziny.

Theo w końcu ułożył się z powrotem na plecach, lewą rękę z ranami chowając pod kołdrę. W głowie wciąż kumulowało się spięcie zwiastujące nadchodzący ból, jednak starał się to wszystko ignorować. Twarz miał cały czas zwróconą ku śpiącemu Dunbarowi. Kilka niesfornych kosmyków opadło blondynowi na czoło. Raeken bez zastanowienia wyciągnął prawą dłoń, wplatając palce we włosy nastolatka. Zaczesał je do tyłu, jednak potem zamiast cofnąć rękę, zaczął niespiesznie gładzić kosmyki. Tak po prostu, jakby potrzebował sobie udowodnić, że Liam jest tutaj i żyje. Przeszły mu dreszcze po plecach, kiedy dotarło do niego, że naprawdę mogło stać się odwrotnie. Przecież to byłaby jego wina. Zostawił go samego, łamiąc tym samym swoją podstawową zasadę odnośnie imprez. Jak mógł być tak głupi? Przecież odpowiadał za niego. Sam zaproponował to wyjście, organizował to i powinien go mieć na oku. Fakt, że wcale wtedy nie przydał się Derekowi tylko zwiększał jego poczucie winy. Wychodziło na to, że niepotrzebnie z nim jechał, a przecież gdyby nie wrócił na czas, tamten chłopak mógł go zgwałcić. Theo westchnął głęboko, przypominając sobie stan Dunbara. Nawet gdyby nikt go nie namawiał, Liam chyba sam wszedłby komuś do łóżka. A potem żałował do końca życia.

Raeken przygryzł wargę, poprawiając te jego miękkie włosy.

W końcu sam wczoraj ledwo się powstrzymał. Jak mógł w ogóle myśleć, że nic by się nie stało, gdyby jednak do czegoś doszło? Dzisiaj, na trzeźwo, nie miał wątpliwości, że popełniłby duży błąd. Jedyny przejaw odpowiedzialności, którego i tak chyba nie powinien zaliczać, skoro gdzieś w głębi siebie żałował. Świadomość, że Dunbar jest prawiczkiem kusiła Theo, który chętnie pokazałby mu te najlepsze rzeczy. Raeken zmarszczył brwi, uświadamiając sobie, w jakim kierunku idą jego myśli. Ostatni raz zaczesał włosy chłopaka i cofnął dłoń. Przeniósł wzrok z powrotem na sufit, układając rękę za głową. Lepiej żeby swoje fantazje seksualne praktykował z Danielem. Chłopak na pewno zniesie więcej niż Liam, dla którego to byłoby przecież bardziej bolesne. Zresztą Daniel był chętny niezależnie od stanu trzeźwości, w przeciwieństwie do Dunbara. Theo mrugnął zdziwiony, kiedy dotarło do niego, że zaczął myśleć o Liamie w innych kategoriach. Z jakiej racji, do cholery? Przecież wcześniej ani razu mu się to nie zdarzyło.

Zerknął jeszcze raz na blondyna.

Theo chyba musiał być wczoraj bardziej pijany, niż zakładał. Przecież zwykłe pocałunki rzadko robiły na nim wrażenie. Jednak poza tym, że Liam rzeczywiście był całkiem ładny, to Raeken nie potrafił znaleźć innego powodu swojego wczorajszego podniecenia. Widywał go już bez koszulki, dlatego tego nie zaliczał. W samych bokserkach także, kiedy przebierali się w szatni. Ale na pewno nie ze wzwodem w nich, tak jak wczoraj. I do Theo w końcu dotarło, że to przez zachowanie Liama. W końcu, co innego tak dobrze budziło pożądanie, jeżeli nie świadomość podniecenia drugiej osoby? Theo przełknął ślinę, gdy przed oczami znów stanął mu obraz blondyna pocierającego swoją erekcję. Zaklął pod nosem i przesunął dłońmi po twarzy. Przecież sprawa była poważna, Liam mógł skończyć o wiele gorzej. A on, jak pieprzony egoista, myślał tylko o tym jak by wyglądał ten seks. Zaczynał irytować się na siebie za to zachowanie. I za te myśli. Uznawał, że ktoś obcy zrobiłby Liamowi krzywdę, podczas gdy on sam mógł załatwić mu ślady na psychice. Powinien wykazać się większą dojrzałością, no i w końcu wyrzucić obraz podnieconego Liama z głowy. Przecież to Daniel zaspokajał jego potrzeby.

Raeken westchnął i byleby tylko porzucić te myśli, sięgnął po telefon. Odblokował go i zauważając ikonę przeglądarki, zmieszał się nieco. Wciąż nie sprawdził objawów uzależnienia od tramadolu. Wymówka braku czasu już nie działała - przecież właśnie miał przed sobą cały dzień, bez żadnych konkretnych planów. Wpatrywał się w ekran zastanawiając, co to mu w ogóle da. Pewność, że ma rację? Podświadomie w to wątpił, przecież ostatnio jego ciało odmawiało posłuszeństwa, ale to równie dobrze mogłyby być symptomy odziedziczenia choroby matki. I wtedy dotarło do niego, że po sprawdzeniu objawów uzależnienia, mógłby wykluczyć tą obawę. Przełknął ślinę i wahając się do końca, wpisał frazę w wyszukiwarkę. Z bijącym sercem przesunął niżej na wyniki wyszukiwania. Nie musiał nawet wchodzić w żadną stronę, mógł przeczytać odpowiedź bez tego. "Przy zaprzestaniu używania tramalu, u osób uzależnionych pojawiają się symptomy takie jak: depresja, wahania nastroju, bezsenność, agresja, koszmary oraz objawy fizyczne: drgawki, kołatanie serca, duszności, bóle głowy, biegunka, nudności".

- Jaka, kurwa, depresja? - wymamrotał do siebie ze zmarszczonymi brwiami. Co, do cholery, miało jedno do drugiego? Nawet jeżeli ona go nie dotyczyła, tak samo jak połowa z tych rzeczy, to doskonale pamiętał, że dopadły go duszności. Może i kołatanie serca, co do tego nie miał pewności. Pamiętał też feralny czwartek, kiedy to na przerwie lunchowej Liam wytknął mu, że nie był sobą. Czyżby wahania nastroju i agresja też go dotyczyły? Raeken nie potrafił sobie przypomnieć czy przed tamtym dniem brał tabletki, czy nie. Pamiętał jedynie tyle, że wziął je na ból głowy, kiedy tylko Dunbar zostawił go samego. Za to teraz wiedział, że ostatnią dawkę wziął w piątek rano, przy Danielu. I dzisiejszy ból głowy zapewne wcale nie był wynikiem wczorajszego picia.

Przełknął ślinę i odłożył telefon, naciągając na siebie kołdrę. Poczuł się jeszcze gorzej na wspomnienie swojej kłótni z Derekiem, kiedy uparcie zaprzeczał, że przecież nic nie bierze. Że przecież wcale nie jest uzależniony i od tak może nie zażywać tych leków. Teraz okazywało się, że to Hale miał rację, a on zachował się jak skończony dupek. Ale czy to cokolwiek zmieniało? Co z tego, że był uzależniony, skoro potrafił sobie załatwić dostęp do tabletek?


- Tramal w końcu przestałby ci wystarczać, a morfina jest kurewsko podłym uzależnieniem.


Raeken zacisnął szczękę. I co miał niby teraz zrobić? Przecież nie pójdzie do Dereka z podkulonym ogonem, do cholery. Miał skończyć z dokładaniem mu swoich problemów. Hale też jasno się określił, że nie będzie odwoził go na odwyk zamknięty. Theo westchnął. Po co miałby iść na odwyk? Uzależnienie najpewniej było fizyczne, on sam nie czuł wielkiej potrzeby zaspokajania bólu, którego przecież teraz nie odczuwał. Skrzywił się. No, może nie licząc tego spięcia w głowie. Przynajmniej teraz wiedział, jak sobie radzić w przypadku tych symptomów. Wystarczyłoby wziąć tabletkę, albo raczej dwie, i po sprawie. A co z planem nie kupowania więcej? Przypomniał sobie swoją własną wewnętrzną obietnicę, którą z miejsca złamał bez skrupułów. Przecież co to była za różnica, skoro wszystkim będzie lepiej, jeżeli po prostu zniknie? Samobójstwo przez przedawkowanie i pomieszanie leków z alkoholem też nie brzmiało źle. Czy nie właśnie tego chciał, myśląc o coraz to większych ilościach alkoholu? Chociaż właściwie to zasłużył na mniej przyjemną śmierć.

Leżał tak i pozwalał toksycznym myślom na odbieranie mu chęci do czegokolwiek. Bo z tego wszystkiego, nie miał ochoty nawet wstawać z tego łóżka. A przecież powinien się ubrać, zanim Liam wstanie. Nie miał zamiaru tłumaczyć się blondynowi, skąd ma te już o wiele słabiej widoczne, podłużne sińce na plecach. Ani, cholera, nie chciał, by Dunbar zauważył jego rany po żyletce. Przez samą wizję tego przechodziły go zimne dreszcze, dlatego wszelka niechęć zaraz poszła w zapomnienie. Rzucił tylko okiem, czy blondyn nadal śpi i kiedy już miał pewność, wstał z łóżka. Poszło mu to o wiele ciężej niż zakładał. Przy zmianie pozycji odczuł ból głowy, skrzywił się przez to. Skoro już wiedział, że to objawy odstawienne, to chyba jedynym rozwiązaniem było zażycie tabletek. Ale, czy od razu dwóch, skoro leki były mocne? Cichy głos rozsądku szybko został zagłuszony przez obawę, że jedna kapsułka nic nie da. Że jedynie przez to ją zmarnuje. Podejmując decyzję, Theo wstał na równe nogi i założył spodnie, które wczoraj zostawił przy łóżku.


- Co tak stoisz? Mam ci pomóc?


Theo odetchnął, dawno nie miał takich wrażeń, jak po tej nocy. Chyba jego nietrzeźwość wczoraj jeszcze bardziej podkręcała odczuwane emocje, przez to Raeken przeszedł niezły rollercoaster uczuć. Od gniewu, przez stres i swego rodzaju troskę, aż po podniecenie i niezłej skali wyrzuty sumienia. Potem jeszcze strach przed zaśnięciem. Coraz bardziej rozumiał złość Dereka po tamtej imprezie, na której Theo ostatni raz widział Bretta. Odetchnął głęboko. Cholera, ostatni raz. Z tego wszystkiego realnie bał się, że z Liamem także rozmawiał ostatni raz. Raeken wyciągnął spod łóżka swoją sportową torbę, którą wczoraj tu zostawił jeszcze zanim poszedł do domu Dunbara. Wyciągnął świeżą koszulkę, mamrotając pod nosem wyzwiska skierowane do ojca Liama. Facet mu nie przypadł do gustu, Raeken zastanawiał się, po jaką cholerę zadawał mu te wszystkie pytania. Czyżby sam nie ufał Liamowi? Theo udał się do łazienki, porzucając myśli na temat relacji rodzinnych Dunbara. Przez to, że sam nie lubił mówić o swoich, Raeken nawet nie roztrząsał tego, kto jaką ma sytuację w domu. Może podświadomie liczył na zasadę tego samego traktowania?

Użył dezodorantu i przemył twarz zimną wodą. Poraziła ona jego skórę, przez to też Theo mocniej odczuł ból głowy. Skrzywił się, chyba naprawdę zaraz weźmie tabletki. Oparł ręce na umywalce i spojrzał w lustro, zawieszając spojrzenie na kilku malinkach w okolicach obojczyków. Podgoiły się, a Theo na wspomnienie nocy z Danielem aż żałował, że młodszego nie było na ten weekend. Zdecydowanie o nim powinien mieć myśli erotyczne, a nie o Dunbarze. Znów odkręcił wodę i ponownie przemył twarz. Musiał się wreszcie ogarnąć. Uniósł wzrok z powrotem na lustro, tym razem napotykając swoje zmęczone oblicze. Przynajmniej obtarcie na kości policzkowej już właściwie było niewidoczne. Łuk brwiowy także całkiem nieźle się zagoił. Widząc taką poprawę, Theo czasem miał wrażenie, że wychodzi na prostą. Że wraca do normalności. Zawsze potem znów dochodziło do pobicia i boleśnie przypominał sobie, że nie może mieć zwykłego życia.

Spojrzał na swoje lewe przedramię.

Stanowczo nie mógł mieć zwykłego życia. Przecież wtedy nie miałby ochoty zrobienia kolejnych nacięć. Wyciągnął telefon z kieszeni, obracając go w dłoniach. Żyletka wciąż tkwiła zamknięta w obudowie, a on powinien ponieść konsekwencje za swój brak odpowiedzialności. Zasłużył na karę, cholera, przecież Liam przez niego mógł skończyć jak Brett. I to po całości byłaby jego wina, przecież gdyby nie on, Dunbara nawet by tam nie było. Raeken zacisnął szczękę. Spierdolił to wszystko, nie zasłużył na nic lepszego, niż kara. Już miał wyciągać żyletkę, kiedy usłyszał cichy, stłumiony jęk przez niedomknięte drzwi. Theo schował urządzenie z powrotem i założył koszulkę na długi rękaw. Wszedł do pokoju zauważając, że Liam zmienił pozycję. Teraz leżał twarzą do skraju łóżka, tuląc się do poduszki z zamkniętymi oczami i miną cierpiętnika. Kołdrę całkowicie z siebie ściągnął, Theo domyślił się, że było mu gorąco. Dlatego w pierwszej kolejności, Raeken otworzył okno, wpuszczając do pomieszczenia chłodne powietrze. Podszedł do łóżka i przykucnął przy Liamie, który wciąż miał przymknięte powieki.

- Żyjesz? - mruknął Theo, instynktownie wyciągając rękę, by dotknąć jego czoła i sprawdzić temperaturę, zupełnie tak jak robił to w nocy. Zaraz po tym ruchu, subtelnie poprawił jego włosy i cofnął dłoń.

- Chciałbym nie - jęknął Liam, uchylając powieki.

- Kac cię łapie? - Raeken zbadał go uważnym spojrzeniem. Wyjątkowo potrafił utożsamić się z jego cierpieniem. I wtedy w jego głowie pojawiła się cicha myśl, że może mógłby naprawić swój błąd, pomagając mu z tego wyjść. To chyba jedyne, co mógł zrobić.

- Chyba pierwszy raz taki mocny - stęknął, marszcząc brwi w cierpiętniczym wyrazie twarzy.

- Nic dziwnego - wymamrotał pod nosem Theo, zawieszając wzrok na jego tęczówkach. Spojrzenie miał zmęczone, chyba nie tylko przez niewyspanie. Spoglądał mu w oczy, nawet nie orientując się, że Liam również mu się przyglądał. - Masz pojęcie, z czym wiąże się mieszanie alkoholu z narkotykami?

Dunbar jęknął, chowając twarz między poduszką a swoją ręką.

- Ja pierdole, nie. - Jego głos mieszał w sobie bezsilność z załamaniem. - To naprawdę nie był sen?

- Nie. - Theo uparcie wpatrywał się w niego, próbując zmusić go do kontaktu wzrokowego. Tak bardzo skupiał się na nim, że niemal zignorował ból głowy. - Pijany wziąłeś ecstasy od jakiegoś skurwiela, bo nie wpadłeś na pomysł, że od obcych nic się nie bierze. Wiesz, kurwa, jak to się mogło skończyć?

Liam wolno nieco podniósł głowę, spoglądając na niego ostrożnie. Raeken nieświadomie marszczył nieco brwi, patrzył mu w oczy z całkowitą powagą. Bo sprawa była poważna, a Dunbar powinien o tym wiedzieć. Raeken miał wątpliwości, czy rzeczywiście tak jest.

- Weź na mnie nie naskakuj, no. - Spojrzał na niego dużymi oczami, Theo widział w nich, że blondyn rozumiał swój błąd. - Ledwo żyję i nie wiem co ja, kurwa, miałem w głowie.

Raeken w pierwszym momencie nie odpowiedział. Po prostu utrzymywał kontakt wzrokowy, bo dostrzegł, że Dunbar chyba jednak domyśla się, co go popchnęło do tamtej decyzji. On też się domyślał.

- Wiesz - mruknął, uparcie wpatrując się w jego oczy. - I myślę, że poza tamtą presją otoczenia, chodziło też o Masona.

Liam skrzywił się i przewrócił na plecy, zrywając kontakt wzrokowy. Przetarł twarz dłońmi i podniósł się do siadu, to chyba oznaczało, że nie chciał dalej o tym rozmawiać.

- Myślałeś już o karierze psychologa? - wyburczał.

- To nie jest śmieszne, Dunbar. - Raeken wstał na równe nogi, spoglądając na niego z góry. Przy tym zabolała go głowa, co zaraz zignorował. - Spać przez ciebie nie mogłem, idioto, bo bałem się, że rano nie będziesz oddychać.

- No, a gdzie ty wtedy byłeś, co? - Liam wstał z łóżka, stając tuż na przeciw niego. Theo dostrzegł, że chłopak się zachwiał, szybko jednak złapał równowagę. - Sam, kurwa, ciągnąłeś mnie tam, bo nie chciałeś iść bez nikogo, po czym ot tak zostawiłeś mnie samego. I co ja niby miałem zrobić?


- Świetnie sobie radzisz, nie jestem ci potrzebny.

- Jesteś.


Theo zacisnął szczękę, wpatrując się w jego zacięte spojrzenie. Teraz żałował, że tamto zaprzeczenie uznał za żart. Żałował, że to zignorował. Nie potrafił uwierzyć, by rzeczywiście był mu potrzebny. Jemu lub komukolwiek.

- Musiałem jechać z Derekiem, mówiłem ci już - odpowiedział spokojnym głosem.

- To co, jechaliście się pieprzyć, że nie mogłeś mnie wziąć ze sobą? - Zmarszczył pogardliwie brwi i chciał go wyminąć, Theo jednak złapał go w porę, przeciągając z powrotem na wprost siebie.

- Dunbar, kurwa. - Spojrzał mu w oczy bardziej burzliwym spojrzeniem niż zamierzał. - Wiem, spierdoliłem to po całości, ale ostatecznie to ty podejmowałeś decyzję, nie ja. - Liam szarpnął się, dlatego Raeken przytrzymał go mocniej. - Wiem, że to też moja wina, naprawdę. Mam cię za asertywnego, nawet do głowy mi nie przyszło, że zgodzisz się na dragi. I nie chodzi mi teraz o to, żeby cię obwiniać, tylko żebyś zrozumiał, że musisz się pilnować, bo kiedyś naprawdę będziesz żałować.

- Ja już żałuję. - Wyswobodził rękę z uścisku i wyminął go, by wziąć swoje spodnie, które zaraz założył. Koszulki jednak nawet nie szukał. - Ja pierdole, co za wstyd - wymamrotał do siebie pod nosem, jego mina była jakaś taka skrzywiona, zdegustowana.

Theo zmarszczył brwi, zastanawiając się, co konkretnie Liam miał na myśli. Domyślił się jedynie, że komentował swoje wczorajsze zachowanie. Obserwował go tak, Dunbar sprawdzał kieszenie swojego ubrania dość nerwowymi ruchami. Raeken wtedy uświadomił sobie, że chłopak musi szukać papierosów. Wiedział, że ich tam nie znajdzie, dlatego brunet po prostu podał mu swoje, razem z zapalniczką. Bez słowa, Liam wziął te rzeczy i skierował się do okna, które otworzył na oścież.

Raeken próbował zrozumieć, jednak natłok myśli jakby spotęgował ból głowy. Przez to na moment rzucił to wszystko w diabły, skupiając się tylko na znalezieniu swojej torby i fiolki w niej. Przysiadł na łóżku, plecami do Dunbara i wydobył z kieszeni opakowanie, z którego wyciągnął dwie tabletki. Wyuczonymi ruchami trafiły na język, zaraz je popił wodą, bo skoro już miał ją pod ręką, to przecież mógł skorzystać, tak jak to było zalecane. Odetchnął i schował wszystko z powrotem, wstając z łóżka. Teraz już nie martwił się tym bólem, bo wiedział, że zaraz minie. W pełni skupił się na Dunbarze, który palił przy oknie.

- Weź wyluzuj - mruknął do niego, sięgając po paczkę papierosów z parapetu. - Po pierwsze to normalne, że na trzeźwo żałujesz tego, co robiłeś pod wpływem. - Odpalił papierosa i zaciągnął się, przystając przodem do Liama, który stał do niego bokiem. - A po drugie, to to co działo się w nocy miało nigdy nie ujrzeć światła dziennego, pamiętasz?

- Zróbmy wyjątek. - Blondyn zaciągnął się nerwowym ruchem. Starszy dostrzegał, że ten jest czymś sfrustrowany. Tylko było tyle tematów, że nie wiedział, który Liam wybierze. - Czemu w ogóle na tamto pozwoliłeś? Nie mogłeś tego przerwać albo nie wiem, kurwa...

- Jezu, Dunbar - przerwał mu Raeken, wzdychając ostentacyjnie. - Robisz z dupy kościotrupy. Pocałowaliśmy się, no i co z tego?

- Dobrze wiesz, że nie tylko - wywarczał pod nosem, zaciągając się głęboko. - I dobrze wiesz, kurwa, o co mi chodzi. Wiesz też, że za cholerę nie dopuściłbym do czegoś takiego na trzeźwo, to dlaczego nie mogłeś...

- Weź nie wyżywaj się na mnie, bo to nie tylko moja wina, dobra? - Znowu mu przerwał, Liam zaciągnął się w tym czasie.

- Jestem wkurwiony na nas obu, bo gdybyś to przerwał i, nie wiem, kazał spać w salonie albo co innego, to bym się tak, kurwa, nie wygłupił. - Zirytowany ponownie przyłożył papierosa do ust.

- Jakie "wygłupił"? Przecież nie nabijam się z ciebie, a w ogóle jakbyś sam nie poruszył tematu, to nawet byśmy o tym nie rozmawiali - mówił Theo ze zmarszczonymi brwiami w niezrozumieniu.

- Ugh, czy ty możesz chociaż spróbować mnie zrozumieć? - warknął, wyrzucając peta za okno. Posłał mu jedno, krótkie i zdenerwowane spojrzenie, które zaraz odwrócił, skupiając na paczce papierosów, którą zgarnął.

Raeken zaciągnął się i przyglądając mu się w milczeniu, wsparł plecy o parapet. Spoglądał na jego twarz pełną emocji i przypatrywał mu się w zamyśleniu, podczas gdy Liam odpalił kolejnego papierosa. Theo potem chciał spojrzeć gdzieś indziej, przy tym mimowolnie przesunął wzrokiem po chłopaku obok. Dunbar bez koszulki i z papierosem w ręku wyglądał całkiem pociągająco. Raeken odwrócił od niego spojrzenie, nie chciał być nachalny. W jego głowie pojawił się widok leżącego przed nim Liama z minionej nocy. Przygryzł przez to wargę, karcąc się w duchu. Musiał przestać na niego patrzeć w ten sposób. Wyrzucił wszelkie myśli z głowy i skupił się na właściwych rzeczach, bo naprawdę chciał wiedzieć, o co chodzi temu niezdecydowanemu blondynowi. Co w tej sytuacji było takiego złego? Może i nie mieli relacji, która pozwalałaby na takie pocałunki, ale przecież nic mu nie wypominał, on sam zaczął temat. Sam Theo prędzej by skomplementował, bo nieważne co sądził o Liamie - chłopak po prostu trafił w jego gusta. I brunet potrafił się do tego przed sobą przyznać.

Westchnął i zaciągnął się, zerkając na Dunbara. Ten chyba unikał jego wzroku, dlatego dłużej Raeken mu się nie przyglądał. Powiódł wzrokiem po pokoju, zastanawiając się, o co chodzi blondynowi.


- Alex to syn Deuca. Jest młodszy od ciebie o rok, ale z tego co mi się wydaje, jest hetero, także...

- Tak, ja też jestem, jakbyś chciał wiedzieć. Weź mi tu nie rzucaj podtekstami.


I Raeken chyba zrozumiał.

- Poszło ci o to, że zrobiłeś coś wbrew swojej orientacji? - spytał prosto z mostu, znów na niego spoglądając. - Masz problemy z samoakceptacją, czy co?

Liam tylko westchnął głęboko, nawet na niego nie zerknął, tylko przeczesał ręką włosy. Przyłożył papierosa do ust, Theo wtedy zwrócił na nie uwagę. Jego wargi były takie same jak wczoraj, Raeken zaczął się zastanawiać, czy tak samo dobrze by całowały. Wracając na ziemię, oparł łokieć na parapecie, zwracając się bardziej w kierunku blondyna. Wyczekiwał odpowiedzi Dunbara, uświadamiając sobie, że już przeszedł mu ból głowy.

- Nie wiem - wymamrotał w końcu Liam, plecami opierając się tuż obok starszego i zaciągnął się głęboko. Stali tak w ciszy, Theo przeniósł wzrok na obraz za oknem, a Dunbar w milczeniu wypalał końcówkę papierosa. Raeken aż zaczął się zastanawiać, czy chłopakowi nie jest zimno bez tej koszulki. - A ty jak...?

Jego głos był tak cichy i niemrawy, że starszy ledwo go usłyszał. Raeken zaciągnął się niespiesznie swoim papierosem. Przy tym zerknął badawczym wzrokiem na chłopaka. Albo był tak bardzo niewyspany, albo to Liam mówił tak zawile i Theo nie był w stanie tak szybko zrozumieć, o co dokładnie mu chodzi. W tym przypadku też, zastanawiał się o co chciał zapytać Liam i choć myśli podsuwały mu różne dokończenia, to podświadomie chyba znał odpowiedź. Dunbar nie utrzymywał kontaktu wzrokowego, zaciągał się głęboko, patrząc gdzieś na pokój.

- W sensie jak siebie zaakceptowałem, czy jak to ogarnąłem? - dopytał. Liam zmienił pozycję, wypuścił dym za okno i stanął bardziej naprzeciw niego.

- I to, i to - mruknął blondyn, przykładając papierosa do ust. - Dawno to było?

Theo również się zaciągnął, wertując swoje wspomnienia.

- Miałem prawie szesnaście lat - odpowiedział na ostatnie pytanie. - A jeśli chodzi o resztę, to oba sprowadzały się do tego samego. - Zaciągnął się, przenosząc spojrzenie za okno. - Miałem po prostu silne uczucie. No i wiesz, czasem uczucia są ponad rozsądkiem, więc w tamtym momencie liczyło się tylko to, że on też to odwzajemniał.

- W tamtym momencie - wyłapał Liam. - A potem?

- Uznałem, że jeśli mi się to podoba, to nie ma sensu czegokolwiek zmieniać. Zwłaszcza, że to nie jest nic nadzwyczajnego. - Zaciągnął się, podobnie jak Dunbar. - Dlatego nie wiem, czym tak się przejmujesz. Rób co ci się podoba, a kategorie społeczne zostaw na później. Definiuj siebie w momentach, kiedy jest ci naprawdę dobrze.

- A jak nie pamiętam czy mi się podobało, czy nie? - westchnął Liam wyrzucając peta za okno.

- Może to i lepiej - stwierdził Raeken, przez co blondyn spojrzał na niego zdziwiony.

- Jak to?

- Jeśli spróbowałbyś tego z osobą, która w ogóle cię nie pociąga, to jasne, że ci się nie spodoba. - Zaciągnął się. - W moim przypadku miałem farta. I to kolosalnego, bo Derek jest po prostu niezastąpiony.

- Chyba masz rację - mruknął pod nosem Liam, przytakując na pierwszą część wypowiedzi.

- Ale nadal uważam, że przesadzasz - zastrzegł Theo, wypuszczając dym.

- Jezu Chryste, kurwa, ale się czepiasz. - Dunbar przewrócił oczami.

- Bo zachowujesz się, jakby to cię miało zabić, gdybyśmy się pocałowali. - Theo wyrzucił peta, prostując plecy. Liam również przestał opierać się o parapet i zamknęli okno.

- A może tak jest? - fuknął, wyraźnie nie w nastroju do żartów.

Odwrócił się z powrotem tyłem do okna, a Theo wtedy spojrzał na niego z politowaniem. Zbadał wzrokiem jego zmieszaną twarz, dochodząc do wniosku, że najwyżej zdenerwuje się jeszcze bardziej, jeżeli teraz zrobi mu na złość. Dunbar wpatrywał się w jego oczy nieco nieobecnym wzrokiem, co Theo wykorzystał, by zmniejszyć odległość między nimi.

- Co robisz? - Wzrok blondyna stał się bardziej płochliwy, przez co Raeken nie potrafił powstrzymać uśmiechu rozbawienia.

- Morduję cię. - Delikatnie ujął jego policzek i przywarł do jego ust, przymykając oczy. Poruszył wargami, czując jak Liam układa ręce na jego torsie. Theo odebrał to jako protest i już miał przerywać pocałunek, kiedy wyczuł, że blondyn to odwzajemnił.

Dlatego mocniej naparł na jego usta, kciukiem pocierając jego policzek. Niepewnie pogłębił pocałunek i poczuł przyjemny dreszcz wzdłuż kręgosłupa, kiedy ich języki otarły się o siebie. Liam powtarzał po nim ruchy, a Raeken czuł, że chłopak nieco się rozluźnił. I dziwne uczucie ekscytacji dyrygowało sercem Theo, kiedy przy tym przez głowę przebiegły mu wspomnienia z tej nocy. Jednak umiejętność dobrego całowania u Dunbara nie zależała od alkoholu.

To chyba oznaczało, że odczucia bruneta również.

Raeken mimowolnie zaznaczał swoją dominację, aż w końcu odruchowo przygryzł jego wargę w delikatny sposób. Nieświadomie zaczynał całować go coraz bardziej namiętnie. Nie kontrolując swoich odruchów, drugą dłonią przesunął po jego nagich plecach, przyciągając go bardziej do siebie tak, że ich ciała się zetknęły. Mocniej naparł na niego ustami, te blondyna w głównej mierze smakowały nikotyną, co całkiem mu się podobało. Tak bardzo się na tym skupił, że nie zauważył, kiedy Liam zabrał jedną rękę z jego torsu. Theo zwolnił tempa dopiero gdy Dunbar ujął jego nadgarstek, ściągając jego dłoń ze swojego policzka. Liam przerwał pocałunek, nieco odwracając głowę i przez to Theo wsparł czoło na jego skroni, nosem trącając policzek blondyna.

- Theo, weź się... - Kiedy Raeken spojrzał na niego kantem oka, zauważył jego nieco ściągnięte brwi i przymknięte powieki. Przez to, że dłoń Theo teraz trzymał na jego szyi, wyraźnie czuł jego przyspieszone tętno. Dlatego z uśmiechem pochylił się do jego ucha i wychrypiał zniżonym głosem:

- Za dużo myślisz, szczeniaku. - Przygryzł delikatnie krawędź ucha i niechętnie odsunął się, zwiększając odległość pomiędzy nimi. Schował obie ręce do kieszeni, tak po prostu spoglądając na niego, choć Dunbar unikał jego wzroku, a jego mina pozostawała dla Theo nieodgadniona.

Raeken oparł się znów łokciem o parapet obok blondyna zastanawiając, czy to on tym pocałunkiem tak podniósł mu tętno. I uśmiechał się delikatnie mimo woli na myśl, że odpowiedź mogła brzmieć "tak".

- Nie baw się tak ze mną - odezwał się Liam, przez co Theo spojrzał w jego oczy. Ten nadal nie nawiązywał kontaktu wzrokowego, po prostu przeczesał ręką włosy, plecami opierając się o parapet.

- Wyluzuj - rzucił Raeken, chowając do kieszeni swoją paczkę papierosów i zapalniczkę. - To nie tak, że teraz będę się do ciebie przystawiał.

- To nie o to chodzi - mruknął Liam, wodząc wzrokiem po podłodze. Raeken zmarszczył brwi, gubiąc wątek.

- To o co?

- Robisz ze mną co chcesz i potem masz wyjebane, czy będę tego żałował albo...

- Jezu, Dunbar. - Raeken westchnął głęboko i powiódł wzrokiem za okno, zastanawiając się jak do niego dotrzeć. - Jesteś młody, więc tym bardziej powinieneś szukać tego, co ci odpowiada. Zgoda, moja wina, może i nie powinienem był teraz tego robić, ale ty nie znajdziesz tego czego szukasz bez żałowania. Ryzyko naprawdę czasem ma sens.

- Ale miałem już dziewczyny. - Zmarszczył brwi, wciąż na niego nie patrząc.

- Życie nie jest czarnobiałe, szczeniaku. - Theo z drobnym uśmiechem pokręcił głową. - Możesz być biseksualny, tak jak ja.

- Ale nie muszę - stwierdził, odwracając głowę gdzieś w przeciwną stronę od niego. Theo wykorzystał to i przysunął się bliżej, pochylając nad jego uchem.

- Szczerze wątpię, skoro odwzajemniłeś to na trzeźwo - wychrypiał, zauważając jak chłopak spiął się na jego głos.

Z satysfakcją obserwował tą jego reakcję, zastanawiając się z czego to jego skrępowanie wynika. Przeszła przez niego myśl, że zachowuje się naprawdę podle i egoistycznie, bo robił to wszystko tylko i wyłącznie by chociaż na moment nie martwić się własnymi problemami. Mimo to, dalej stał tuż przy nim, choć to już chyba było nachalne. Zdał sobie sprawę, że ciągle wyczekiwał jego reakcji.

Liam jednak wciąż nie odpowiadał, Theo dostrzegł, że chłopak zamyślił się na moment. Dlatego Raeken całą swoją uwagę przeniósł na drzwi, które otworzyły się na oścież. W progu stanął Derek, który jakby zaniemówił gdy zlustrował ich wzrokiem. Theo uświadomił sobie, że dla Hale'a dziwnie musi wyglądać ta ich bliskość zwłaszcza, że Liam jest bez koszulki. Przez te myśli, brunet zwiększył odległość między sobą a Dunbarem i przeczesał ręką włosy, posyłając Derekowi pytające spojrzenie.

- Możemy porozmawiać? - odezwał się szatyn, zaraz potem zerkając na Liama. - Na osobności.

Raeken uniósł brwi, Derek zwykle nie mówił w ten sposób. I zawahał się. Zerknął na blondyna, nie miał pojęcia, czy Liam uznawał konwersację za skończoną. Jednak Dunbar zachował się jakby ich wokół w ogóle nie było, skierował się do łóżka, najpewniej po swoje rzeczy, a Raeken wtedy udał się do drzwi.

Derek na niego nie czekał, wrócił na korytarz i przeszedł do swojej sypialni. Theo instynktownie poszedł w ślad za nim, a kiedy już znalazł się w jego zacienionym przez rolety pokoju, zamknął za sobą drzwi. Nie wiedząc co ze sobą zrobić, przysiadł na łóżku, zajmując się głaskaniem śpiącego na nim kota. Pod wpływem dotyku Crow przeciągnął się, a Theo uśmiechnął mimo woli. W końcu zerknął na Dereka, który zajął miejsce przy biurku, przed włączonym laptopem.

- To... - Theo urwał, gdy zdał sobie sprawę, że Hale milczy, bo coś ze skupieniem czyta. Raeken więc również zamilkł, zajmując się Crowem.

I kocur pomagał mu się odstresować choć w minimalnym stopniu. Bo Theo czuł swoje zdenerwowanie, wywołane napływającymi myślami. O czym mógłby chcieć rozmawiać Derek? Znów o ich relacji, czy może skrytykować wczorajsze zachowanie Liama? Brunet przełknął ślinę na wspomnienie ich rozmowy z tarasu. W tamtym momencie naprawdę pożałował, że w jakimkolwiek stopniu otworzył się przed Dunbarem. Teraz nie miał o to do niego żalu chyba tylko przez wgląd na jego stan nietrzeźwości. Zresztą, czy tamto Hale'a w ogóle obchodziło? Przecież skomentował to jeszcze w tej samej chwili, Theo wydawało się, że nie powinni do tego wracać. Co miałby do powiedzenia?

- Rozmawiałeś z młodym o jego wczorajszej głupocie? - Kiedy brunet spojrzał na starszego, dostrzegł, że ten wciąż był bardziej zainteresowany laptopem.

- A ty co, martwisz się o niego? - rzucił, chcąc obrócić temat w żart. Domyślał się, że Derekowi chodziło o ryzyko, o jakie otarł się Liam.

- Ja nie, ale ty o niego tak. To wystarczy, żebym martwił się o ciebie - mówił coraz cichszym głosem. - Chociaż bardzo chciałbym przestać.

Ostatnie wymamrotał na tyle cicho, że Theo ledwo go usłyszał. Ale usłyszał i przez to zacisnął szczękę, bo dotarło do niego, że Derek naprawdę miał go już dosyć. Spuścił głowę, starając się bardziej skupić na Crowie.

- Martwiłem się o niego, bo to była, kurwa, moja wina. - Mimo wszystko, emocje powracały. I sam nie wiedział, dlaczego teraz się z tego tłumaczył. Chyba nadal nie ochłonął. - Co by było, gdyby jednak się nie obudził? Jak miałbym spojrzeć jego matce w oczy?

- Właśnie dlatego ja martwię się o ciebie - wymamrotał Hale, posyłając mu długie spojrzenie. Raeken nieświadomie coraz bardziej nerwowo głaskał Crowa. - Bierzesz na siebie odpowiedzialność za jego zachowanie, a to nie jest bezproblemowe zajęcie. To głupota, bo sam masz wystarczająco własnych kłopotów, Theo.

- I myślisz, że sobie nie poradzę, bo...? - Spojrzał na niego bardziej pretensjonalnie niż zamierzał.

Hale westchnął głęboko i powiódł wzrokiem po pokoju. Chyba próbował nie stracić cierpliwości, Theo w to nie wnikał. Nie chciał.

- Bo widzę w was nas samych, zaczynasz być dla niego jak ja dla ciebie - wychrypiał. - Nie znam Dunbara, ale jeśli jest równie nieodpowiedzialny przy używkach co ty, to źle skończycie oboje.

Theo wziął wdech, bo chciał coś odpowiedzieć. Zirytował się zarzutem odnośnie używek, ale wtedy dotarło do niego, że przecież nawet nie ma prawa zaprzeczać. Uzależnił się, ta świadomość jeszcze w pełni do niego nie dotarła. Ale zrobiła to na tyle, by odebrać mu możliwość obrony. W jego głowie niemal natychmiast powstała wizualizacja tego, o czym mówił Derek. I Raeken był w stanie uwierzyć w to boleśnie prawdziwie, bo przecież sam doświadczył już uczucia zagubienia, kiedy Hale po narkotykach nie przypominał siebie. Problem był taki, że Theo wtedy nikt się nie interesował, w przeciwieństwie do Liama, który przecież miał całą kochającą go rodzinę.

- A ty mógłbyś nie wytrzymać poczucia winy, gdyby coś się stało.

- Jakaś aluzja do ostatniej imprezy, z której mnie zabierałeś? - Theo spojrzał na niego dość perfidnie. Ta rozmowa zaczynała go irytować, reagował więc w sposób automatyczny, choć nie do końca zdawał sobie z tego sprawę.

Derek jakby był tego świadom, niewzruszony wpatrywał się w jego oczy, zacięcie utrzymując kontakt wzrokowy.

- Nie tylko - mruknął na wpół zamyślony. - Ale może darujmy sobie ten temat, bo przecież i tak nic z tego nie wyciągniesz.

Theo zacisnął szczękę, spuszczając wzrok na Crowa. Hale miał rację i tego brunet nie cierpiał. Bo rzeczywiście miał jakiś chory problem ze zmianą własnego zachowania.

- To wszystko o czym chciałeś rozmawiać? - Powiedzieć mi, że we mnie nie wierzysz, jestem nieodpowiedzialny i nie dam rady?

- Nie wszystko. - Na tą odpowiedź, Theo niechętnie uniósł na niego spojrzenie.

- Więc co jeszcze?

- Rano dostałem telefon od Argenta - zaczął powolnym głosem. - Więc uprzedzam cię, że wyjeżdżam z miasta jeszcze tego wieczoru.

Theo zastygł w bezruchu, poczuł jak serce mu przyspiesza. Jak to, kurwa, wyjeżdża?

- Co? - wyrwało mu się. Przerósł go wzrastający stres. - Dlaczego?

- Nie mogę ci powiedzieć. - Choć jego twarz była wyparta z emocji, to dla Theo wydała się ona chłodna. Jakby odcinał go od tego wszystkiego, choć przecież wcześniej rozmawiali o sprawach gangu. Przez nadmiar uczuć, Raeken wstał na równe nogi, zaczynając chodzić z miejsca na miejsce.

- To dokąd? - Rodzące się pytania i rozlewający się w piersi strach przed poczuciem osamotnienia go przerastał. Każdy mógłby zniknąć z jego codzienności w ten sposób, ale cholera, nie Derek. - Daleko?

- Do Nevady. Więcej ci nie powiem - oznajmił wciąż opanowany, zupełnie jakby to było nic. Theo wpatrywał się w niego, wiedział, że Derek miał świadomość jak on to wszystko odbierał. Jednak Hale zdawał się to ignorować.

- Żartujesz sobie ze mnie? - wypalił Raeken, przez wszystkie inne emocje przebiła się irytacja. - Na ile?

- Nie wiem.

- Na pewno coś przypuszczasz, kurwa, powiedz mi cokolwiek - zaczynał mówić coraz bardziej uniesionym głosem. - Nie zostawiaj mnie z niczym, do kurwy nędzy, dobrze wiesz, że tego najbardziej nienawidzę.

- Miesiąc lub dwa. Może trzy. Nie mam pojęcia - podkreślił, wciąż tym chłodnym, wyrafinowanym głosem.

- I teraz dopiero mi o tym mówisz? - Raeken poczuł piekące łzy w kącikach oczu. Czuł się w pewnym sensie zdradzony, a niezrozumienie własnych emocji jeszcze bardziej go frustrowało. - Na pewno się tego spodziewałeś, nie mogłeś mi powiedzieć wcześniej, do cholery?

- I co byś z tą wiedzą zrobił, co? - Derek wstał ze swojego miejsca, jego ton się zmienił. Stał się jakby bardziej pretensjonalny, równie wzburzony co ten, z jakim mówił do niego Theo.

A Raeken w tamtym momencie nie miał pojęcia co odpowiedzieć.

Emocje wzięły górę.

- Nie wiem, kurwa, ale ty dobrze wiesz o co mi z tym chodzi - rzucił, mierząc go urażonym wzrokiem. - Znasz mnie i wiesz, że nie cierpię czegoś takiego.

- Dlatego mówię ci to teraz, a nie...

- Ale też wyjeżdżasz z dnia na dzień, do cholery! - uniósł się i odepchnął jego bark, kiedy starszy chciał do niego podejść.

Kilka sekund jeszcze patrzył mu w oczy, jednak przez jego spojrzenie wreszcie nie wytrzymał. Zerwał kontakt wzrokowy, przeczesując ręką włosy i zamrugał parokrotnie, by odgonić cisnące się do oczu łzy. Pomiędzy nimi zaległa cisza, Theo czuł urazę i złość względem Dereka, a jednocześnie bał się, że to będzie ostatnia rozmowa. Nie chciał jej zmarnować na kolejną kłótnię, a jednak nie potrafił pozbyć się tych wszystkich emocji.

Czasem naprawdę chciał przestać czuć.

Nie mógł znieść myśli, że Dereka nie będzie obok. Jego obecność sprawiała, że Theo podświadomie czuł się bezpiecznie. Nawet jeżeli by nie rozmawiali, Raeken był przekonany, że gdzieś by się mijali. Że wciąż byłby w razie czego. Wyjazd do innego stanu zmieniał wszystko. Świadomość, jak daleko będzie Hale budziła w Theo poczcie osamotnienia i niepewności.

Bo jak on miałby sobie bez niego poradzić?

Wreszcie odważył się spojrzeć mu w oczy. Czuł, że własne ma szklane, jednak mimo to wpatrywał się w jego tęczówki pełne jakiegoś takiego spokoju i opanowania. Jakby po prostu odbierał jego reakcję, czekając aż emocje opadną.

- Ale wrócisz?

Choć bał się odpowiedzi, musiał zapytać. Przecież z Argentem nigdy nic nie wiadomo. Kiedy Peter z Corą wyjeżdżali do Meksyku, także nie wspomnieli na ile jadą. A przecież praktycznie się tam przeprowadzili, do cholery.

Derek milczał długo. Emocje jakby z niego zeszły, wyglądał na naprawdę wypranego z uczuć. Theo wiedział co to oznaczało. Hale emocjonalnie odcinał się od tej rozmowy, co zawsze wiązało się z nieczułością i brakiem empatii. Do Raekena zaczynało docierać, że musi liczyć się z brakiem zrozumienia.

- Nie wiem - odpowiedział w końcu szatyn. Theo poczuł jakby coś w nim pękło. - Nie mogę powiedzieć ci szczegółów, a zresztą ciebie nie powinny one obchodzić. Napisz mi, jeżeli znajdziesz to, o czym rozmawialiśmy.

Raeken spojrzał na niego z niedowierzaniem.

- Żartujesz, do cholery? - uniósł się. - W innym wypadku mam się do ciebie w ogóle nie odzywać?

Derek cicho pociągnął nosem, przeczesując ręką włosy. Milczał długo, ale po jego reakcji Theo sam mógł domyślić się odpowiedzi.

- Czy ty w ogóle wyciągnąłeś jakieś wnioski z tamtej rozmowy? - Choć głos Dereka był łagodny, Theo poczuł się jakby to było oskarżenie.

I nie potrafił na nie odpowiedzieć. W jego głowie tylko kołatała się myśl, że to już naprawdę koniec. Spisał to wszystko na straty, bo dobrze wiedział, że nie zdoła znaleźć w sobie siły do walki. Na pewno nie, jeżeli Hale zostawiał go w ten sposób.

W tamtym momencie Theo poczuł się porzucony. Ale jak mógłby w ogóle mieć to za złe Derekowi, skoro sam na to sobie zasłużył? Raeken przełknął ślinę przez ściśnięte gardło. Czuł też, że ma szklane oczy. Był tak cholernie słaby. W tamtym momencie jakby bardziej dotarło do niego, że mężczyzna mówił poważnie. Że nie miał zamiaru wiecznie pomagać mu z problemami. Wyjeżdżał, by skutecznie się od niego odciąć.

Wpatrywał się w jego oczy. Spojrzenie Dereka wypełnione apatią jakby jeszcze bardziej bolało nastolatka. Wreszcie dotarło do niego, że szatyn czeka aż on w końcu wyjdzie. I nawet nie zastanawiając się, czy to było prawdą, Raeken zerwał kontakt wzrokowy, kierując się do wyjścia. Momentalnie poczuł się jak intruz w tym domu. W końcu to on robił problem, a przy tym jeszcze korzystał z tego wszystkiego co było Dereka.

Czuł się jak pierdolony pasożyt.

Wracając do pokoju w którym został Liam, przetarł oczy i przeczesał włosy, by jakoś doprowadzić się do porządku. Chociaż nic, kurwa, nie było w porządku. Wszedł do sypialni, siedzący na łóżku Liam aż się wzdrygnął. Przynajmniej był ubrany, co oznaczało, że mogą wyjść stąd natychmiast.

I właśnie to Theo zamierzał zrobić.


***


Liam odpalił papierosa, zaciągając się głęboko. Przymknął powieki, odchylając się na oparcie zimnej ławki. Przytrzymał dym w płucach i niespiesznie wypuścił, znów otwierając oczy. Na krótki, ulotny moment poczuł rozluźnienie, jakie rozeszło się po jego umyśle. Jednak, gdy znów spoglądał na szpital po drugiej stronie ulicy, myśli tylko napływały do jego głowy, niżeli znikały. Wózek inwalidzki. Liam nawet nie potrafił wyobrazić sobie, jak bardzo zmieniłoby się życie Masona. Przecież nawet nie mógłby uczęszczać do szkoły, funkcjonowanie w niej byłoby niemożliwe. Dunbar nie mógł uwierzyć, że naprawdę ściągnął na przyjaciela tyle kłopotów. Był okropny i wcale nie powinien się dziwić, że Mason nawet nie chce z nim rozmawiać.

To po jaką cholerę tutaj przyjechał?

Dunbar zaciągnął się głęboko. Może gdyby jeszcze szpital był gdzieś po drodze z domu Dereka do jego własnego, to miałoby to jakiś sens. Ale przecież najpierw wrócił do siebie, zdążył odłożyć rzeczy i przede wszystkim wziąć własne papierosy, a potem specjalnie wsiadł w odpowiedni autobus i wysiadł na przystanku przy szpitalu. A to wszystko przez jego skrytą nadzieję, że może Hewitt po prostu mówił wtedy pod wpływem emocji. Że może jednak jest jakaś szansa, że gdyby teraz przyszedł i spróbował cokolwiek wyjaśnić, Mason wysłuchałby go do końca. Jakie to było niedorzeczne. Nie powinien nic od niego oczekiwać, tylko zaakceptować jego decyzję i po prostu się zdystansować. Chociaż bardzo nie potrafił. Nie umiał tak po prostu zapomnieć i nie utrzymywać z nim kontaktu. Mason był jego wieloletnim przyjacielem i nawet pomimo przebiegu ostatniego miesiąca, Liam nie zapomniał. Wciąż czuł względem niego więź emocjonalną, którą Hewitt najwyraźniej chciał zerwać. Dunbar westchnął, pocierając skronie wolną dłonią. Był taki głupi. Miał wrażenie, jakby wszystko się psuło. Świat jaki znał legł w gruzach w momencie wypadku. Teraz zdał sobie z tego sprawę i boleśnie raził go ogrom zmian, jakie zaszły w jego życiu.

Zaciągnął się.

Przecież jeszcze miesiąc temu wcale nie myślałby o pójściu z Raekenem na jakąś cholerną imprezę. Wymamrotał wiązankę przekleństw, gdy przez jego głowę przeszły wspomnienia z tej nocy. To była jakaś porażka, a on nie potrafił pozbyć się poczucia wstydu. I choć miał tylko liche urywki zdarzeń, to wystarczyły mu one, by dzisiaj wyrzucać sobie to wszystko. Pamiętał, że do tego wszystkiego doszło przez niego. W końcu Theo mówił wyraźne "nie". Jak mógł być zły na niego za to, że chłopak kontynuował?

Zaciągnął się głęboko.

To była wina Liama, z czego chłopak zdał sobie sprawę dopiero później. Powinien był mu dziękować za to, że odpowiednio się nim zajął i nie zostawił go samego. Zażenowany Dunbar przymknął oczy, gdy przypomniał sobie głupoty, jakie do niego wygadywał w łazience. Czuł, że się wygłupił i świadomość tego boleśnie paliła jego ego. Bo niektóre z tamtych rzeczy były prawdziwe, a Liam niekoniecznie chciał, by Theo o nich wiedział. Jak musiało dla niego brzmieć stwierdzenie, że lubi gdy jest opiekuńczy? Na pewno dziwnie. A nawet jeżeli nie, to na pewno gorzej. Dunbar nie potrafiłby o to zapytać. Tak samo jak o sytuację, gdy drugi raz byli w łazience. Rozebrał się przy nim do naga, za co dzisiaj też było mu wstyd. Nie miał pojęcia czy Theo wtedy odwrócił głowę, czy nie, i bał się wiedzieć. Liam z góry założył, że Raeken skomentował to w jakiś złośliwy sposób.

Strach przed tym, co pomyślał o nim starszy tylko potęgował wstyd Liama. Dunbar najbardziej nie mógł znieść tego, że dotknął go w miejscu intymnym. To była swego rodzaju granica, której Liam wolał nie przekraczać. A raczej nigdy nie przekroczył i reagował silnym skrępowaniem, bo nie wiedział jak inaczej. Nie pamiętał dokładnej reakcji Theo, jedynie tyle, że chłopak się od niego odsunął. A może lepiej, że nie pamiętał? Jeśli Raeken rzucił jakiś kąśliwy komentarz, to blondyn wolał nie wiedzieć, czego on dotyczył. Zaciągnął się, jakby potrzebował dymu bardziej niż powietrza. To wszystko sprawiało, że nie rozumiał swojej orientacji. Po cholerę mu to było? Liam teraz czuł się jeszcze bardziej pogubiony, niż wcześniej. Choć raczej nie powinien definiować swojej orientacji na podstawie podniecenia przez narkotyk i jednego pocałunku z chłopakiem, prawda?


- Szczerze wątpię, skoro odwzajemniłeś to na trzeźwo.


Liam jęknął bezsilnie, gdy przypomniał sobie słowa starszego. Po cholerę w ogóle odwzajemniał tamten pocałunek? Dunbar nie potrafił siebie zrozumieć. Wtedy po prostu zadziałał impulsywnie, nie był pewien tego co robi, a potem było za późno, bo Theo pociągnął to dalej. Blondyn żałował, że nie skończył tego wcześniej, był zły na siebie, że spanikował i nie pomyślał racjonalnie. Bo nie był w stanie myśleć racjonalnie, ta rozległa gama uczuć, jaka przeszyła jego serce pod naporem ust Raekena, po prostu go przerosła. Był zaskoczony, bo po trzeźwym Theo się tego nie spodziewał. Przeszedł go impuls adrenaliny, bo nie miał czasu na podjęcie decyzji co zrobić. Ekscytacja też niepostrzeżenie przyspieszyła rytm jego serca, bo to było dla niego coś nowego. Poczuł dreszcze, bo w taki sposób był całowany po raz pierwszy. Wstrzymał też powietrze, bo przez usta Raekena chwilowo zapomniał jak się oddycha. Ale z tego wszystkiego najbardziej odczuł stres, gdy wyczuł tą namiętność, z jaką całował go Theo. Zaniepokoiły go też tamte dreszcze, kiedy starszy przygryzł jego wargę i przyciągnął blisko do siebie. To wszystko przerosło Liama i sprawiło, że żałował.

Żałował, że oddał tamten pocałunek.

Zaciągnął się.

To wszystko było takie popieprzone.

Nie potrafił też zrozumieć, dlaczego Raeken w ogóle go pocałował. Z pełną, trzeźwą świadomością. Liam czuł zimne dreszcze na myśl, że przez swoje wczorajsze zachowanie mógł wzbudzić w nim jakieś zainteresowanie. Nie chciał tego. Czuł się nieswojo z myślą, że Theo mógłby stać się nachalny. Bał się, że będzie mu to wypominać, w końcu Liam nie mógł powołać się na ich umowę, bo przecież to działo się rano. A Dunbar naprawdę nie chciał z nim o tym rozmawiać. Aż zatęsknił za swoim dawniejszym, bardziej nudnym życiem. W końcu wtedy nie miałby tyle rozterek na temat tej cholernej orientacji. Na co komu to było? Blondyn naprawdę chciałby wmówić sobie, że wcale nie musi się określać. Bo przecież było inaczej, prędzej czy później ktoś na pewno by zapytał. A on co miałby odpowiedzieć? "Nie wiem"?

Wstał z ławki i aż zakręciło mu się w głowie. On tylko uśmiechnął się na to pod nosem. Było mu lekko, jak zwykle po nikotynie. Polubił ten stan. Zaciągnął się więc ostatni raz i w końcu wyrzucił peta do popielniczki śmietnika. Lada moment, a chyba zacząłby palić filtr. Skierował się chodnikiem wzdłuż jezdni, zawieszając wzrok na przejściu dla pieszych parę metrów dalej. Wciąż się wahał przed pójściem do szpitala. W końcu to było głupie i egoistyczne. Przecież Mason jasno się określił, Liam nie powinien w żaden sposób podważać jego zdania. I może gdyby jeszcze chodziło o jakąś pierdołę, to może rzeczywiście mógłby sobie na coś takiego pozwolić. Ale przecież tamten wypadek to nie była żadna pierdoła. Zacisnął szczękę i na zielonym przeszedł na drugą stronę. Musiał się chociaż dowiedzieć, dlaczego w jego sali był tamten wózek inwalidzki. Kiedy teraz wracał myślami do swojej rozmowy z Masonem to zdał sobie sprawę, że chłopak wcale jasno nie odpowiedział na pytanie. Może po prostu z nim pogrywał? Może po prostu wózek pozostał po poprzednim pacjencie?

Szedł przez parking w kierunku wejścia do szpitala. Wzrok miał spuszczony, usilnie myślał nad tym co mógłby powiedzieć, gdyby już wszedł do sali Masona. Czy chłopak zareagowałby od razu agresywnie? Liam nawet pomyślał, że mógłby tam wejść pod pretekstem ustalenia szczegółów. W końcu musiała być zgodność pomiędzy tym co by mówili, jeżeli Corey, Nolan lub Hayden zapytaliby o cokolwiek. A przynajmniej na zgodność zeznań Theo zawsze zwracał mu uwagę przy kłamaniu.

Liam wzdrygnął się gwałtownie na głośny klakson i z przerażeniem spojrzał na maskę samochodu, który zatrzymał się w ostatniej chwili. Zamyślił się na tyle, że nawet nie zauważył tego wyjeżdżającego auta. Gwałtowny skok adrenaliny skutecznie sprowadził go na ziemię. Jego wzrok spotkał się z kierowcą i zdziwił się nie mało, gdy dostrzegł swoją mamę, która wyglądała jakby kamień spadł jej z serca. Gestem pokazała mu, by wsiadł do środka. Niewiele myśląc, Liam podszedł i otworzył drzwi od strony pasażera, jednak nie zajął miejsca.

- Nawet nie wiesz jak mnie wystraszyłeś - powiedziała od razu mama, z pewnego rodzaju przyganą. - Nie możesz tak nie uważać.

- Przepraszam - mruknął ze skruszoną miną.

- Jedziesz ze mną? Po drodze do domu weszlibyśmy jeszcze do sklepu - zaproponowała. Liam zmieszał się i spojrzał w stronę wejścia do szpitala. Przecież już prawie udało mu się zdobyć ponad swoje lęki, ale czy to była właściwa decyzja? W końcu gdyby Mason zmienił zdanie, mógłby mu napisać.

- Myślałem, żeby wejść do Mase'a - przyznał, spoglądając znów na mamę.

- Nie wiem, synku, czy to dobry pomysł, bo rodzice do niego przyszli. - Uśmiechnęła się smutno. - Ciężko przewidzieć, ile będą w odwiedzinach.

Liam westchnął i wsiadł w końcu do samochodu, zapinając pas. To rzeczywiście był zły pomysł. Ruszyli z miejsca i już wkrótce wyjeżdżali ze szpitalnego parkingu. Dunbar jedynie w lusterku obserwował oddalający się budynek.

- A... - zaczął niepewnym głosem - Mason musi jeździć na wózku inwalidzkim?

Nie odważył się spojrzeć jej w oczy, utkwił wzrok za przednią szybą. Zatrzymali się na czerwonym świetle, nastolatek wtedy poczuł na sobie jej spojrzenie, jednak nawet wtedy nie zareagował. Wstrzymując oddech czekał na odpowiedź.

- Nie zapytałeś go o to, jak rozmawialiście? - Jej zdziwienie wyzwoliło w nim przypływ adrenaliny. Bał się, że mógł swoim pytaniem ściągnąć na siebie jakieś podejrzenia. A bardzo nie chciał się tłumaczyć z tego, jak teraz wygląda jego relacja z Masonem. Przecież sam nawet do końca nie wiedział. - Wózek akurat tam został, on uparł się, że zamiast tego będzie chodzić o kulach. Był na tyle długo w śpiączce, że trzeba stopniowo wprowadzić mięśnie do wysiłku fizycznego, by nie nabawił się kontuzji. - Liam odetchnął, czuł, że kamień spadł mu z serca. - Nie powinno to długo potrwać, po prostu taki zabieg profilaktyczny.

- Okej, rozumiem - odpowiedział, dziękując w duchu losowi. Ruszyli na zielonym świetle, między nimi zapadła komfortowa cisza. Uspokojony Dunbar skupił się na muzyce płynącej z radia, bez ciężaru tych wyrzutów sumienia czuł się znacznie lepiej. Bo przynajmniej w tej jednej kwestii nie było tak źle, jak zakładał.

- Wyobrażasz sobie, że Malia chce się wyprowadzić? - odezwała się mama, dziwiąc tym samym nastolatka, który spojrzał na jej profil. Nie spodziewał się, że siostra tak szybko porozmawia o tym z rodzicami. Chyba rzeczywiście jej na tym zależało. Przełknął ślinę i odwrócił spojrzenie znów na drogę. Dotarło do niego, że jego życie się zmieniało i nie miał pojęcia czy na lepsze, czy na gorsze.

- Tato też wie? - spytał. Kobieta mruknęła twierdząco, z uwagą spoglądając w lusterko wsteczne, gdy zmieniała pas. - Pozwoliliście jej?

- Henryk słusznie zauważył, że jest pełnoletnia, a my możemy jedynie wyrazić swoje zdanie na ten temat - odpowiedziała.

- A jakie ono było? - Uniósł brew.

- Wiem, że jest w związku ze Scottem już długi czas, ale wspólne mieszkanie to duży krok - westchnęła. - Nie wiem, synku, nie jestem przekonana. Obiecywała, że będzie nas odwiedzać, ale z doświadczenia wiemy, że różnie to wygląda. - Liam skinął głową. - A jak było u Theo?

- Dobrze - uciął, przyjmując niepozorny ton głosu. Na jego szczęście, kobieta nie drążyła, skupiając się na prowadzeniu samochodu.

I spoglądając na jej profil, nastolatek zdał sobie sprawę jak bardzo by ją zawiódł, gdyby dowiedziała się prawdy. Okłamał ją, a w dodatku zachował się nieodpowiedzialnie. Czy było dobrze? Poranek według Liama był fatalny i chyba nie tylko dla niego, z tego co wnioskował po minie Theo, gdy ten wrócił po rozmowie z Derekiem. Dunbar wtedy nawet nie miał odwagi zapytać o co chodziło, a potem gdy wyszli z domu Hale'a, było już za późno. Raeken powiedział tylko jak ma brzmieć ich wspólna wersja tego wieczoru i po prostu poszedł w swoją stronę. Był sfrustrowany, Liam widział ile uczuć przewijało się wtedy przez jego oblicze. Dlatego też nie zdobył się na jakąkolwiek rozmowę, doskonale pamiętając, że Theo woli samotność od wyciągniętej pomocnej dłoni. Zresztą przecież miał nie przejmować się jego problemami. Nie naciskać na niego i nie rozmyślać nad tym, jak mógłby mu pomóc. Raeken nie chciał od niego pomocy i tego Liam próbował się trzymać. Dlatego i wtedy postanowił nawet nie zaczynać tematu Hale'a. Ale czy nie powinien chociaż spróbować wesprzeć Theo? Przecież tak robili przyjaciele, wiele problemów stawało się wspólnych, bo tak łatwiej sobie z nimi poradzić. Tylko, że przecież nie byli przyjaciółmi. Chyba nawet nie kolegami. Ale przecież się całowali, więc kim, do cholery, dla siebie byli?

Ich relacja była naprawdę popieprzona.

Odrzucił te myśli na bok, choć w jego głowie pojawiła się nieprzyjemna wizja tego, jak źle się zachował w stosunku do Theo. Przecież nic by się nie stało, gdyby wtedy spróbował z nim porozmawiać, a może właśnie to Raekenowi by pomogło. Liam czuł, że był mu coś winien, w końcu starszy nie zostawił go na lodzie, kiedy zrozumiał w jakim stanie jest Dunbar. Pomagał mu w miarę możliwości, blondyn to pamiętał. Ale za to nie potrafił przypomnieć sobie, dlaczego w ogóle wziął to cholerstwo, z którego było tyle kłopotów. Nie chciał wierzyć Raekenowi, który za źródło zasugerował problemy z Masonem. Chociaż faktem było, że idąc na tamtą imprezę Liam naprawdę chciał zapomnieć. No i zapomniał, ale tych najważniejszych rzeczy. Irytował się przez to na siebie, do tego wszystkiego jeszcze paliła go myśl, ile kłopotów przysporzył sobą Theo i Derekowi.


- Spać przez ciebie nie mogłem, idioto, bo bałem się, że rano nie będziesz oddychać.


Liam westchnął cicho. Czy Theo rzeczywiście mógłby tak myśleć? Realnie bać się o czyjeś zdrowie? To wszystko chyba po prostu wynikało z poczucia winy, bo po ich porannej rozmowie Dunbar miał wrażenie, że Raekena dręczyły wyrzuty sumienia. Przecież w innym wypadku zupełnie inaczej by go potraktował. A jeżeli nie miał skrupułów, to zapewne obawiał się reakcji jego rodziców, gdyby coś się stało. Mając taką motywację to nic dziwnego, że Theo tak się nim przejmował. A może nie? Może znali się już na tyle, że starszy w końcu zaczynał się nim przejmować w ten bezinteresowny sposób? Liam skarcił siebie w duchu, gdy uświadomił sobie, że znów doszukiwał się w ich relacji przyjaźni. Kim by dla siebie nie byli, na pewno nie byli przyjaciółmi.

- Wydaje mi się, czy paliłeś? - zapytała mama, nagle wyrywając go z rozmyślań.

- Co? - Spojrzał na nią rozkojarzony.

- Czuję nikotynę odkąd wsiadłeś - wyjaśniła pozornie spokojnym głosem. - I trochę mnie to niepokoi.

- Theo przy mnie palił - skłamał, tylko to mając na swoją obronę. - I teraz ja też tym śmierdzę, bo nie był łaskaw odejść kawałek dalej.

- A on ci nie proponował papierosów?

Żeby to raz.

- Nie, zresztą wie, że ich nie lubię - odpowiedział jakby to było oczywiste.

- Wolałam zapytać - westchnęła, Liam dostrzegł, że mama mu uwierzyła. Więc dlaczego poczuł się źle, skoro wybrnął z tej sytuacji?

Chyba jednak nie przyzwyczaił się do kłamania.


***


Theo poprawił niezbyt wygodną poduszkę, wciskając się bardziej pomiędzy oparcie a siedzenie kanapy. Leżał na boku, tępo wpatrując się we włączony telewizor. Deucalion siedział na fotelu sąsiadującym z bokiem sofy, komentując co jakiś czas lecący program. Raeken ze swojego miejsca nie widział mężczyzny, ale to nie przeszkadzało mu w odpowiadaniu na niektóre jego kpiny, z czego śmiali się czasem oboje.

I na moment udało mu się zamknąć w tej beztroskiej chwili, zapominając o całym świecie. W ogóle, odkąd tu przyszedł, miał wrażenie jakby przeniósł się zupełnie gdzieś indziej. Deucalion wciągnął go w przygotowanie obiadu, który zjedli przy wspólnej rozmowie. Jak zwykle, Theo opowiedział mu prawie o wszystkim, omijając fakt, że podejrzewa u siebie uzależnienie. Zmienił też nieco bieg zdarzeń ostatniego wieczoru, wszystkie swoje doznania z Liamem redukując do jednego pocałunku. Nie bardzo chciał chwalić się mężczyźnie ze skali własnego braku odpowiedzialności, dlatego to czego najbardziej się wstydził, zachował dla siebie. Pobieżnie też wspomniał o wyjeździe Dereka, mimo to Deucalion trafnie zauważył, jak to go dotknęło. Raeken bardzo chciał udawać, że nie, dlatego dążył do zmiany tematu. Kiedy to już mu się udało, tym razem to on zamienił się w słuchacza i wypytywał o jego miniony wspólny dzień z Alex'em.

Słuchał i ten posmak zwyczajnego życia wkrótce zamienił się w nieprzyjemną gorycz skrytej zazdrości. Zamiast cieszyć się szczęściem Deucaliona, który wczoraj spędził tyle czasu z synem, Theo mimowolnie myślał o tym, jak bardzo chciałby, by ktoś się tak nim interesował. Jak bardzo chciałby być na miejscu Alex'a, bo brakowało mu relacji z własnym ojcem. I bolał Raekena fakt, że jego życie jest takie nienormalne. Dlatego był Deucalionowi naprawdę wdzięczny, kiedy mężczyzna pozwolił mu zostać u siebie na noc. Czuł ulgę, bo wiedział, że psychicznie nie wytrzymałby powrotu do własnego domu. Nie zniósłby zderzenia ze swoją marną rzeczywistością, która tak bardzo kontrastowała z życiem innych rodzin. W ten sposób wylądował tu na tej kanapie, obok szczytnego miejsca Deucaliona, jakim był ten jego fotel. I Raekenowi było tu całkiem dobrze.

Theo z westchnieniem sprawdził godzinę w telefonie. Zmieszał się, gdy dotarło do niego, że miał jeszcze jakieś piętnaście minut. Odłożył urządzenie i wtulił się bardziej w poduszkę, przymykając powieki. Najchętniej zostałby tu do końca tego wieczoru, jednak jeszcze na moment musiał wyjść, czego bardzo żałował. Żałował, że zgadzał się na to spotkanie.

- Wszystko w porządku? - zapytał Deucalion, który chyba zauważył jego zmianę nastroju.

Theo nie bardzo się z tego cieszył, bywały momenty, gdy nie miał ochoty mówić o tym, co siedziało mu w głowie. I to był jeden z takich momentów. Dlatego nastolatek wstrzymał się z odpowiedzią, niespiesznie otwierając powieki. Nic nie było w porządku. Przecież naprawdę był uzależniony od tabletek przeciwbólowych, Derek wyjeżdżał, o ile już nie wyjechał, a on miał nie mieć z nim kontaktu. W dodatku Luke w końcu postawił na swoim i to z nim miał spotkać się za to marne piętnaście minut. Choć Theo bardzo nie chciał, to przecież musiał w końcu na to pozwolić. Ojciec chciał mieć informacje i pewnie lada dzień zniecierpliwi się czekaniem.

- Ta - wychrypiał w końcu nastolatek, podnosząc się do siadu. Zgarnął swój telefon do kieszeni i wstał, sprawdzając czy ma papierosy. Stanowczo będzie musiał zapalić. - Muszę tylko wyjść na trochę, mówiłem ci o tym.

Kiedy napotkał spojrzenie Deucaliona, zdał sobie sprawę, że mężczyzna podejrzewa, że coś nie gra. Raeken jednak nawet nie miał siły się nad tym zastanawiać. Zgarnął z oparcia swoją bluzę i założył ją, kaptur pozostawił na głowie.

- O której wrócisz? - Przez to pytanie Theo aż spojrzał na niego zaskoczony. Bał się, że będzie to na tyle późno, że go obudzi, czy co?

- Maksymalnie za godzinę - wymruczał i skierował się do przedpokoju.

Na pewno nie miał zamiaru aż tyle rozmawiać z Lukiem, ale po głowie chodził mu pomysł kupna jakiegoś alkoholu. Czuł się źle i potrzebował jakiejś odskoczni. Założył buty i skórzaną kurtkę, a świadomość, że ma ją po Dereku zaczynała mu przeszkadzać. Bolała go myśl, że to wszystko tak się potoczyło. Nie potrafił zaakceptować, że Hale nie chce mieć z nim kontaktu, nie docierało to do niego. Zamknął za sobą drzwi od mieszkania i zaczął schodzić po schodach, chowając klucze do kieszeni. Czuł, że teraz będzie z nich częściej korzystać. Albo może lepiej nie? Jeżeli zbliży się do Deucaliona to ta relacja też pójdzie się pieprzyć, skoro Hale z nim nie wytrzymał. A Deucaliona Theo bał się stracić niemal równie mocno co Dereka.

Kiedy wyszedł z bramy kamienicy, pierwszym co zrobił było odpalenie papierosa. Stanowczo potrzebował nikotyny. Udał się wzdłuż ulicy, zaciągając głęboko. Miał tylko nadzieję, że z Lukiem pójdzie szybko. Wedle tego co ustalali wcześniej, Theo kierował się teraz w stronę centrum, gdzieś po drodze miał spotkać się z chłopakiem. Czuł, że mógł wykorzystać szansę i zdobyć dla ojca informacje odnośnie mieszkania Ganvesów. Ale czy to nie byłoby dziwne, gdyby tak sam z siebie zaproponował, że podejdzie pod mieszkanie Luke'a? W pewnym sensie zrobiłby mu na rękę, a przecież obaj wiedzieli, że przy zdrowych zmysłach by tego nie zrobił. Pozostało mu więc wymyślić jakiś inny, skuteczny sposób. Nie miał wątpliwości, że ojciec wkrótce znudzi się czekaniem.

Zaciągnął się głęboko.

Wizja kolejnego pobicia budziła w nim ciarki na plecach. Przecież w ten sposób nigdy nie rzuci tych tabletek. Nie wyobrażał sobie nawet kilku dni z ciągłym towarzyszącym bólem. Chyba regularne stosowanie tych leków skutecznie obniżyło jego odporność na ten bodziec. No, może nie licząc tego co czuł przy cięciu nadgarstków. Ten upust emocji był mu potrzebny, zwłaszcza po ostatnich dniach. Za dużo trzymał w sobie, nie dawał z tym już rady. Poprawił na głowie kaptur, podmuch wiatru prawie mu go ściągnął. Nawet sam nie zauważył, jak często teraz chodził z nim założonym na głowie. W pewnym sensie czuł się jakoś tak lepiej, bezpieczniej. Znów zaciągnął się dymem, musiał się uspokoić.

Uniósł wzrok znad chodnika, spoglądając w górę na sylwetkę, która wyrosła przed nim. Chyba na uspokojenie szans brak. Może przynajmniej uda mu się dowiedzieć, na jak długo Ganvesowie tu zostają? Nie przywitał się z nim w żaden sposób, po prostu zszedł na bok chodnika, bo i tak niewiele osób tędy przechodziło, a ulica nie była ruchliwa. Wsparł się plecami o ścianę niezbyt zadbanej kamienicy i zaciągnął się głęboko, czekając aż Luke zacznie temat.

- Zastanawiam się, kiedy zrozumiesz, że to ci szkodzi - mruknął wyższy, przystając naprzeciwko niego. Theo zirytował fakt, że nie może odwrócić wzroku nigdzie, gdzie nie widziałby jego postaci. Zaciągnął się więc jakby potrzebował dymu bardziej niż powietrza, odwracając głowę w bok, by wzrokiem powieść po ulicy. Po czymkolwiek innym niż jego osoba. Przytrzymał dym w płucach, wypuszczając go dopiero parę długich sekund później.

- Zdrowie to ostatnie o czym myśli palacz - odparł, zdobywając się na spokój, którym zaskoczył samego siebie.

- Po takim czasie mógłbyś już zmienić argument - skomentował Luke.

- Weź mnie nawet nie wkurwiaj i przejdź do tego co chciałeś - warknął Theo.

Jego spokój okazał się równie ulotny co ten dym papierosowy. Ganves westchnął i przesunął się z chodnika bliżej Raekena, by zrobić miejsce jakiejś pani z wózkiem. Theo zacisnął szczękę, przeklinając kobietę w duchu. Zaciągnął się głęboko ten ostatni raz i wyrzucił peta, przydeptując go butem. Długo jeszcze trzymał dym w płucach.

- Ty i Derek wróciliście do siebie? - spytał Luke, a Theo zaczął krztusić się dymem. Osłonił usta łokciem i odkaszlnął parokrotnie, bo takiego pytania się nie spodziewał. Zaraz jednak przypomniał sobie, że przecież gdy był na bilardzie z Hale'ami, Derek do telefonu powiedział o nim, że jest zajęty. Czy był sens kontynuować to kłamstwo w jakikolwiek sposób? Raeken chciał spróbować, może Luke w końcu odpuści.

- To takie dziwne? - odpowiedział, przestając się opierać i odkaszlnął po raz ostatni. Zaraz spojrzał na Ganvesa jak na debila, chciał wywołać w nim poczucie wygłupienia się.

- Myślałem, że kręcisz z tamtym blondynem. - Luke wzruszył ramionami.

- Jakim blondynem? - Raeken zmarszczył brwi, umyślnie nic nie wspominając o Liamie. Jednocześnie trochę zaniepokoił się faktem, że Ganves tyle o nim wie, ale nie miał zamiaru tego po sobie pokazywać. - Co cię w ogóle obchodzi moje życie prywatne?

- Po prostu jestem ciekawy. Zachowujesz się dość puszczalsko.

- Puszczalska to była twoja matka - wywarczał Theo, mając na celu tylko i wyłącznie urazić go jak najbardziej. I wiedział, że trafił w samo sedno, to był temat drażliwy dla Luke'a.

- Od matki to się odpierdol - syknął, popychając jego bark.

- To ty nie wpierdalaj się w nieswoje sprawy, kurwo - odparował Raeken. - Moje życie, moja sprawa. To wszystko co chciałeś usłyszeć?

- Nie - burknął Luke. Theo bezczelnie patrzył mu w oczy, mając satysfakcję z tego, że wytrącił go z równowagi. - Ale też chodzi o Dereka.

Theo posłał mu niezrozumiałe spojrzenie.

- Brett mówił mi, że chce zrobić tą imprezę. Wspomniał też, że chce ściągnąć tam Dereka. Dlatego chciałem z tobą porozmawiać o tym twarzą w twarz, bo przez telefon byłoby ryzykownie. Ale ty nie chciałeś mnie słuchać nawet jak wtedy spotkaliśmy się na tej pieprzonej imprezie. - Luke mówił to wszystko jakimś takim gorzkim głosem. Theo nie patrzył mu w oczy, wyciągał kolejnego papierosa, bo zrobiło mu się ciężko na piersi. - I doszło do tego, czego obawiałem się najbardziej. Sekcja zwłok tylko potwierdziła, że Brett zginął przez nieczysty towar. - Dłoń Theo zadrżała, gdy odpalał używkę. - Spójrz mi w oczy i przyznaj, że to Hale wtedy sprzedawał tam narkotyki.

Raeken zaciągnął się długo, czując jak wzrasta jego tętno. W pewnym sensie czuł się winny i przyparty do muru, choć sprawa właściwie go nie dotyczyła. A jednak serce podchodziło mu do gardła, bo wiedział, że ojciec Talbota nie odpuści. Z kolei to o czym mówił Luke oznaczało, że teoretycznie Brett zginął z winy Dereka.

Wypuścił dym, spoglądając prosto w ciemne tęczówki Ganvesa.

Ich niespotykany chłód sprawił, że przeszły go dreszcze.

Teraz nie miał wątpliwości, że Luke obwiniał Dereka.

- Mi o niczym nie wiadomo - oznajmił Theo pozornie spokojnym i wyrafinowanym głosem. W rzeczywistości dłoń mu się trzęsła, gdy przykładał papierosa do ust. - I tobie też nie powinno.

- No chyba coś cię popierdoliło, jeżeli myślisz, że będę milczał w tej sprawie - syknął Ganves. Theo zaciągnął się głęboko, nerwowym ruchem. - Brett mógłby żyć, gdyby nie twój skurwiały chłopak, który zamiast ludzi widzi pieniądze.

Raeken wypuścił dym, czując jak rodząca się złość dodaje mu pewności siebie.

- Zważaj na słowa, fałszywa kurwo - warknął, mierząc go równie zaciętym wzrokiem. - Obaj wiemy, że Brett zaćpał się na własne życzenie i zawiniła ilość.

- Jak cię wtedy widziałem, to byłeś równie porobiony co on. - Spojrzenie Ganvesa stało się jakieś takie jadowite. - I, wiesz co, żałuję, że to nie ty się zaćpałeś.

Raeken zacisnął szczękę.

- Ja też. - Hardo utrzymywał kontakt wzrokowy. - Po to brałem to samo co on, ale najwyraźniej miał więcej szczęścia ode mnie.

Kłamał, patrząc mu prosto w oczy, bo na ten moment nie wiedział jak inaczej mógłby oczyścić Dereka z zarzutów. A kiedy dostrzegł cień niezrozumienia na twarzy Luke'a, wykorzystał to i wyminął, trącając barkiem. Zaciągnął się głęboko i wyrzucił peta, przyspieszając kroku.

Teraz musiał zdążyć, nim będzie za późno.


***


Czując wibracje w kieszeni, Theo wyciągnął telefon. Pospiesznie sprawdził wyświetlacz, nie zwalniając kroku, i zmarszczył brwi zdziwiony, kiedy dostrzegł numer Deucaliona. Mężczyzna przeważnie nie dzwonił, ani on do niego. Raeken przeciągnął zieloną słuchawkę, szybkim krokiem idąc chodnikiem.

- Halo?

- Gdzie jesteś? - Na to pytanie Theo zmarszczył brwi.

- A co, coś potrzebujesz? - zapytał, bo nie widział innego powodu, dla którego Deucalion mógłby się tym interesować.

- Nie, po prostu mówiłeś, że wrócisz za godzinę, a minęły prawie dwie.

- No i? - mruknął, nie bardzo wiedząc co innego powiedzieć. - Komunikacja miejska po prostu ssie, a mi wypadła jeszcze jedna sprawa. Chyba nie muszę wracać do ciebie na konkretną godzinę?

- Nie, po prostu... miałem wątpliwości.

- Odnośnie? - drążył Raeken. Naprawdę nie zrozumiał zachowania Deucaliona.

- Jesteś ostatnio jakiś nie swój. Wolałem się upewnić, że nic się nie stało - wyjaśnił łagodnym głosem. Theo aż uniósł brwi w zdziwieniu. Co niby miało się stać? - To... gdzie jesteś?

- Przed domem Dereka - oznajmił, zatrzymując się przy furtce. W duchu kamień spadł mu z serca, bo samochód stał przed zamkniętym garażem.

- Nie mówiłeś, że on wyjeżdża? - zdziwił się mężczyzna.

- Jeszcze jest. - Mam nadzieję, dodał w duchu, spoglądając na dom.

- Dobrze, a o której będziesz?

- Jezu no, nie wiem - westchnął, przewracając oczami. Nie miał pojęcia skąd u Deucaliona to nagłe zainteresowanie. Chociaż; czy rzeczywiście "nagłe"? Właściwie to pierwszy raz zostawał u niego na noc, może taka kontrola była dla niego czymś normalnym? - Porozmawiam z Derekiem i będę wracać.

- Okej.

- No, to pa.

Theo zmarszczył brwi, nie wiedząc jak inaczej zakończyć tą rozmowę. Po prostu się rozłączył, wchodząc na posesję Hale'a. Raeken stanął na ganku, chowając telefon. Nim zdążył zapukać, drzwi się otworzyły, a Derek który chyba chciał wychodzić, wzdrygnął się zaskoczony.

- Ja pierdole, nie strasz mnie tak - warknął, wyraźnie irytując się na własną reakcję.

- Sory - mruknął Theo, spuszczając wzrok na nosidło z kotem, które mężczyzna trzymał w ręce. Niepewnie wrócił spojrzeniem na oczy Dereka. Chyba rzeczywiście na długo wyjeżdżał, skoro zabierał ze sobą także Crowa. - Zdążymy jeszcze porozmawiać?

Hale zmarszczył nieco brwi. Przez panujący półmrok Theo nie potrafił określić czy ze zdziwienia, czy może niechęci. Usłyszał ciche, głębokie westchnięcie starszego i mógł jedynie wyczekiwać odpowiedzi, wpatrując się w jego tęczówki, które teraz wydawały się czekoladowe.

- Długo? - mruknął szatyn, zamykając za sobą drzwi.

- Raczej nie - odpowiedział równie cicho Theo, cofając się, by zrobić miejsce Derekowi, który przekręcił klucz w zamku. Następnie udał się do samochodu, a nastolatek poszedł w ślad za nim.

- No to zamieniam się w słuch - mruknął Hale, układając nosidło z kotem na miejscu pasażera obok kierowcy. Zamknął drzwi i wspierając się o nie plecami, złożył ręce na piersi spoglądając na Theo. Ten odetchnął, chowając dłonie do kieszeni. Będzie musiał jakoś to wszystko streścić.

- Pamiętasz Bretta Talbota? Organizował tą imprezę tydzień temu - zaczął, zrywając kontakt wzrokowy - po której zabrałeś mi leki - dokończył znacznie ciszej. - Parę dni później dowiedziałem się, że Brett... nie przeżył tamtej imprezy, zaćpał się. - Theo przeczesał ręką włosy. - Dzisiaj rozmawiałem z Lukiem. Twierdzi, że sekcja zwłok wskazuje na nieczysty towar. - Niepewnie uniósł wzrok na tęczówki Dereka. - I wini ciebie, bo wie, że to ty wtedy sprzedawałeś.

Hale rozchylił wargi, jakby chciał coś powiedzieć, jednak ostatecznie nie padła żadna odpowiedź. Jedynie zmarszczył nieco brwi, jakby niedowierzał tej całej historii.

- Wiesz na ile czysty jest towar Argenta? - Theo wiedział, że niezależnie od odpowiedzi, Luke i tak będzie winił Dereka za to wszystko. Dlatego powiedział Ganvesowi, że brał to samo co Brett. Bo to oznaczało, że zabiła go ilość, nie jakość.

- Kurwa mać, to nie moja wina, że jakiś dzieciak nie ma własnego rozsądku - warknął Hale, przesadnym ruchem przeczesując swoje włosy. Zirytował się.

- Derek, ja... - Theo odetchnął, na moment przymykając oczy. - Ja też to wiem, ale...

Zamilkł. Nie miał pojęcia jak dalej pociągnąć tą myśl, nie chciał mówić oczywistych głupot. Zacisnął wargi, unosząc bezradny wzrok na tęczówki szatyna. Mężczyzna ze ściągniętymi brwiami również się w niego wpatrywał zamyślonym spojrzeniem.

- Były tam kamery? - odezwał się w końcu.

- Nie wiem - mruknął zmieszany. - Nie pamiętam.

- W sumie trudno żebyś pamiętał - wymamrotał Derek jakby do siebie. Raeken zacisnął szczękę, spuszczając głowę. Nieprzyjemnie zakuło go wspomnienie ich rozmowy odnośnie uzależnienia. Żałował własnego zachowania i tego, że zarzekał się posiadania pełnej kontroli. Teraz wstyd nie pozwalał mu nawet przyznać się do błędu. A tym bardziej poprosić o pomoc.

- Poza świadkami to chyba nie będą mieć dowodów - podsunął Theo, unosząc na niego spojrzenie.

- No i właśnie w tym problem - warknął pod nosem starszy. Nastolatek zamilkł, bo nie rozumiał teraz toku myślenia Dereka. - Wtedy też musiałem na trochę wyjść, nie wiem czy pamiętasz.

Raeken spojrzał na niego, a w głowie zapaliła mu się czerwona lampka.

- Znowu Calavera? - Theo z trudem przełknął ślinę. Derek skinął głową.

- Tak myślę - mruknął. - O sztuczne dragi łatwiej u nich niż od nas, a już jedną podobną sztuczkę te kurwy zrobiły.

Raeken poczuł suchość w gardle, gdy przypomniał sobie wczorajszy stan Liama.

Dunbar naprawdę mógł skończyć jak Brett.

- I może właśnie dlatego to zrobili, bo wtedy im się udało - uświadomił sobie Theo. Derek skinął głową.

- Dam znać o tym Argentowi. Dzięki za informacje. - Derek stanął na równe nogi, Raeken zorientował się, że mężczyzna chce się już zbierać. - Ty lepiej się do tego nie mieszaj.

Theo otworzył usta, jednak ostatecznie słowa nie przeszły mu przez gardło. Chyba lepiej, żeby mu nie mówił, że już za późno. Zacisnął więc wargi i gorączkowo zaczął myśleć nad tym co powiedzieć, by jeszcze na moment go zatrzymać.

- Naprawdę nie wiesz kiedy wrócisz? - wypalił. Wpatrywał się w jego oczy, doszukując się w nich odpowiedzi jakiej potrzebował. Nic jednak nie dostrzegł, ciemne od mroku tęczówki Dereka wyrażały jedynie pustkę.

- Nie. - Wolnym ruchem pokręcił głową.

- Ale wrócisz? - Theo nawet nie miał pojęcia, z jaką nadzieją sam na niego patrzył.

- Już o to dzisiaj pytałeś - westchnął starszy, Raeken jakby ze skruchą spuścił głowę, przygryzając wargę. Stresował się, sam nie wiedział czym. Może wizją przyszłości bez niego?

- Wiem, ale... - Odetchnął ciężko, przeczesując ręką włosy. - Mam wrażenie, jakbym miał cię nigdy więcej nie zobaczyć.

Odważył się spojrzeć mu w oczy. Liczył, że ujrzy w nich zrozumienie, przecież znali się już na tyle, by Derek mógł domyślić się jego obaw. Jednak ten wpatrywał się w jego oczy nieodgadnionym dla Theo wzrokiem. Był po prostu spokojny, może trochę zamyślony. Hale wyglądał na naprawdę pogodzonego z losem, Raeken chyba jako jedyny wciąż był wzburzony na myśl o tym wyjeździe. Bo nie potrafił zaakceptować myśli, że Dereka nie będzie obok.

- Weź skończ już panikować - westchnął jakimś takim łagodnym głosem starszy, przyciągając do siebie nastolatka. Theo przymknął oczy, wtulając się w niego jakby z ulgą. Schował twarz w zagłębieniu jego szyi, chłonąc jego bliskość, bo bał się, że jeszcze przez długi czas nie poczuje jej znowu. - Nie wiem kiedy, ale wrócę. Obiecuję.

Raeken wzmocnił uścisk i na krótki, ulotny moment poczuł się bezpiecznie, kiedy mężczyzna odwzajemnił ten gest. Cholera, potrzebował go tak bardzo, że nawet nie zauważył ile kłopotów na niego ściągał. Teraz Theo naprawdę żałował, że nie potrafił docenić tego wszystkiego co robił dla niego Derek. Żałował i czuł gorycz, bo docierała do niego świadomość, że sam doprowadził do tego wszystkiego. Do tego, że ich relacja stała się taka krucha. Coś ścisnęło go za serce, kiedy poczuł, że Derek rozluźnia uścisk. Boleśnie dotarło do niego, że to było już to ostatnie pożegnanie, że mężczyzna naprawdę zaraz zniknie z jego życia, nie wiadomo na ile. I mógł tylko jeszcze ten ostatni raz spojrzeć w te jego spokojne oczy, w których dostrzegł coś nieodgadnionego. Coś na wzór troski i niepewności, może po prostu cień strachu? Tylko czym miałby być on spowodowany?

Hale pierwszy zerwał kontakt wzrokowy i obszedł auto, siadając za kierownicą. Odpalił samochód, Theo wtedy wycofał się na chodnik, wkrótce to tak dobrze znane mu camaro wyjechało na ulicę. Raeken subtelnym ruchem pomachał mężczyźnie na pożegnanie, co ten odwzajemnił z uśmiechem, który nastolatek dostrzegł nawet pomimo mroku. Z rozlewającym się poczuciem osamotnienia w piersi obserwował oddalający się samochód, a charakterystyczny pomruk silnika głęboko zapadł w jego pamięci. I pomimo starań, poczuł jak łzy napływają mu do oczu. Bo jakaś jego cząstka właśnie odjechała razem z Derekiem, a on został sam z poskładaniem pozostałych tysięcy kawałeczków siebie. Bał się tylko, że zniknął jeden z tych kluczowych elementów.

A nieprzyjemna pustka w sercu zdawała się to potwierdzać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro