Rozdział 55
Theo czuł, że wybudza się ze snu. Czuł też wibracje w którejś kieszeni spodni, musiał nie odłożyć telefonu przed spaniem. Odetchnął głęboko, łudząc się, że stłumiony budzik zaraz przestanie dzwonić. Nie miał pojęcia, która jest godzina i choć musiał iść do pracy, to bardzo nie miał ochoty w ogóle się ruszać. Kilka długich sekund później wibracje w końcu ustały. On leżał dalej, bojąc się, że jakikolwiek ruch zakłóci błogi spokój. Skupiał się na tej chwili wytchnienia, wreszcie znów miał okazję po prostu nic nie robić.
Choć miał zamknięte oczy, to wraz z wybudzaniem z otoczenia wyłapywał coraz więcej bodźców. Leżał na plecach, prawa ręka drętwiała mu sam nie wiedział od czego. Wziął głębszy wdech, wtedy poczuł jak ciężko pracuje jego klatka piersiowa. W obawie przed kolejnymi dusznościami, otworzył oczy i chciał podnieść się do siadu. Zaraz jednak dostrzegł blond czuprynę wystającą spod kołdry, a kwestia ciężaru na piersi się wyjaśniła.
- Ja pierdole... - wymamrotał do siebie, zdegustowany własną obawą o duszności. Przecież to nie było nic takiego, więc dlaczego od razu o tym pomyślał jak o realnym zagrożeniu?
Uwolnił prawą rękę spod poduszki i wyprostował, by jakoś zeszło z niej odrętwienie. Zaraz wsunął ją pod kołdrę, zrobiło mu się zimno. Palcami napotkał materiał koszulki, na pewno nie swojej. Przesunął dłonią wzdłuż pleców Liama, potem niespiesznie wracając na jego ramię. Objął go nieznacznie, wzrok miał zawieszony na suficie, ale przez ten gest lepiej czuł jego obecność. Powoli przypominał sobie, po co w ogóle tu przyszedł oraz jak całkiem nieźle się dogadali przy butelce wódki. Skrzywił się na myśl, że właściwie mieli coś wspólnego. Bo wcale nie była to fajna rzecz. Obaj mogli stracić wieloletnich przyjaciół i obaj z własnej winy.
Theo spuścił wzrok na Liama. Widział tylko jego blond czuprynę, dość niechlujnie ułożoną. Uśmiechnął się, bo to wyglądało dość komicznie. Ręka starszego sama przesunęła się z ramienia chłopaka na jego głowę, by zaraz wpleść palce w miękkie kosmyki. Ułożył je w jakiś znośny sposób, a to zajęcie całkiem mu się spodobało. Zaraz jednak wrócił na ziemię i zaprzestał poprawiania jego włosów, sprawdzając czy aby na pewno śpi. Jednak oddech chłopaka był regularny, a klatka piersiowa niespiesznie unosiła się i opadała. Raeken wolał nie ryzykować i ostatni raz poprawił kosmyki blondyna. Objął znów jego ramię, a do jego głowy zaczęły napływać problemy wczorajszego dnia.
Tamta pierwsza rozmowa z Derekiem stanowczo mu nie poszła. Dopiero parę godzin później, kiedy Theo zadzwonił do niego z propozycją zarobienia na tej dzisiejszej imprezie, znów podjęli temat ich relacji. A raczej Hale podjął, prostując ich aktualną sytuację. Dla Raekena to zrodziło tylko fałszywą nadzieję, bo według Dereka, ten ostatni raz rzeczywiście mogliby wyjść razem, jak kiedyś. Czar prysł, gdy brunet musiał wspomnieć o Dunbarze. Starszy domyślił się, że w tej sytuacji będą potrzebowali miejsca na nocleg. Wtedy dał Theo jasno do zrozumienia, że to ostatni raz, kiedy pozwala na coś takiego. Do Raekena dotarło, że Derek ma zamiar dotrzymać swoich słów i pomagać mu tylko w ostateczności.
Bał się, że mają różne definicje tego słowa.
I kiedy już się rozłączyli, Theo w tamtej chwili poczuł się cholernie samotnie. Dalej już nie wytrzymał, poszło tak jak zwykle. Sięgnął po alkohol, bo miał serdecznie dość tego dnia, tak samo jak i życia, przez co całkiem szybko z picia przeszedł do żyletek. Wyżył się na sobie, podjął też decyzję schowania jednego z ostrzy w obudowie telefonu, by mieć je pod ręką. Czerwone pręgi już coraz gęściej zdobiły jego nadgarstek, a on dochodził do wniosku, że jak tak dalej pójdzie, będzie mu potrzebna i druga ręka. A wiedział, że tak będzie, bo cholera, sprawa z Derekiem go przytłoczyła. Zdał sobie sprawę, że rzeczywiście przy tym wszystkim krzywdził też i Hale'a, który przecież miał własne problemy. Theo nie mógł wiecznie dokładać mu własnych.
Liam wtedy zadzwonił w momencie, w którym Raeken wahał się czy ranić siebie dalej, czy iść do łazienki i ogarnąć się, dopóki nie było rodziców. Przez ten telefon wybrał to drugie. I doskonale wiedział, że w innym wypadku padłoby na pierwszą opcję, bo właśnie na to zasłużył. Zresztą był wtedy podpity, emocje w tym czasie wyjątkowo się do niego kleiły. Te emocje, których najbardziej nie chciał, rzecz jasna, bo przecież nie mógł mieć szczęścia nawet w tym. Czasem miał wrażenie, że jego życie jest tylko jednym wielkim pasmem nieszczęść, jakby całe swoje szczęście już wykorzystał. A on coraz częściej przyłapywał się na myśli, że lepiej by było to wszystko po prostu skończyć.
Westchnął głęboko, wzrok z sufitu przenosząc na śpiącego na nim blondyna. Theo znów wplótł palce w jego włosy, poprawiając je, choć to wcale nie było konieczne. Potrzebował zająć czymś myśli, dlatego wysłużył się Dunbarem i nawet już nie interesował się, czy tym go obudzi. Rozważał nad tym, że obaj są w podobnej sytuacji. Oboje mieli marne szanse na odzyskanie przyjaciół i oboje z tego powodu skończyli wczoraj wstawieni. Znaczy on to może raczej już pijany. Ale Liam stracił trzeźwość z jego względu, z czego chłopak zdawał sobie sprawę. W końcu sam podał mu tą butelkę, sam ją przyniósł. Rzeczywiście miał zły wpływ na ludzi. I nie było to nic, czym chciałby się chwalić.
Jego myśli przerwały wibracje telefonu. Rozchodziły się w jego kieszeni spodni, a on westchnął głęboko, gdy uświadomił sobie, że przecież musi zbierać się do pracy. Wyplótł palce z włosów Dunbara i podniósł się nieco, by dosięgnąć do urządzenia. Zamiast na kieszeń, natrafił na biodro Liama, który leżał na nim akurat w tym miejscu. Drugą ręką więc ujął go w pasie i podniósł na tyle, by wyciągnąć urządzenie. Kiedy go puścił Liam się poruszył, a Raeken zesztywniał myśląc, że go obudził. Blondyn jednak poprawił się tylko na nim, Theo teraz wyraźniej czuł go na sobie. I sam nie wiedział, skąd u niego taka troska o nieobudzenie chłopaka. Przecież zaraz i tak musiał wstać i zbierać się do pracy, co raczej się z tym wiązało.
Wyłączył alarm, układając się z powrotem w wygodnej pozycji.
Ale to zaraz. Miał trochę zapasu czasu, mógł jeszcze odpocząć. Prawda była jednak taka, że w ogóle nie miał ochoty się ruszać. Nie miał ochoty jechać do roboty i udawać perfekcyjnego pracownika. Uśmiechanie się i kontakt z ludźmi czasami stanowiły dla niego problem. Głos rozsądku coraz częściej był zagłuszany przez jego toksyczne myśli, przypominające mu o wszystkich niedoskonałościach jakie roztaczał wokół siebie. Zwłaszcza po dzisiejszej, słabo przespanej nocy musiał wyglądać okropnie. Ale czy miał z tego jakiekolwiek wyjście? Co z tego, że nie lubił ludzi? Co z tego, że nie miał ochoty iść do pracy, skoro musiał zarobić? Nie było mowy, by cokolwiek dostał od rodziców. Zacisnął zęby, musiał wstać i nie spóźnić się na autobus. Był mężczyzną, do cholery, narzekanie i unikanie roboty na pewno nie było męskie.
- Ogarnij się, kurwa, jesteś facetem! Jeszcze raz.
Słowa ojca tylko utwierdziły go w przekonaniu, że powinien przestać się opierdalać. Westchnął głęboko, ciężar Liama na piersi zaczął go irytować. Chłopak był tylko dodatkową wymówką, by się nie ruszać. A przecież w pracy musiał być na czas.
- Liam, wstawaj. - Wplótł palce w jego włosy, zaczesując kosmyki do tyłu. Zaraz jednak większość z nich wróciła na miejsce. - Wstawaj, szczeniaku, muszę iść do pracy. - Ponowił ruch, włosy Liama były teraz naprawdę rozczochrane. Wyglądał komicznie. - No weź, Liam.
Tym razem potarł jego ramię, czekając na jakikolwiek odzew z jego strony. Dunbar jednak nie zareagował, spał dalej, ciążąc mu na piersi. W końcu do niewyspanego Theo dotarło, że przecież nie musi czekać na jego łaskę. Zsunął go więc z siebie na drugą stronę łóżka, podnosząc się do siadu. Przesunął dłońmi po twarzy, czuł się cholernie zmęczony i znów w jego głowie pojawiła się myśl, że musi wyglądać okropnie. Przeczesał swoje włosy, musiał się jakoś rozbudzić. Wziął telefon i sprawdził godzinę, z ulgą stwierdzając, że ma jeszcze odrobinę czasu. Miał tutaj ze sobą rzeczy, więc powinien zdążyć.
Zdobył się na wstanie z łóżka, podszedł do swojej torby i wziął firmową koszulkę na przebranie. Dobrze, że w pracy mieli też te na długi rękaw. Inaczej mogłoby być ciężko. Upewnił się, że Liam dalej śpi i ściągnął górną część garderoby. Na wszelki wypadek odwrócił się do niego przodem, bo na plecach wciąż można było dostrzec jego już słabo widoczne sińce. Wolał nie ryzykować. Założył ubranie, póki co nie zaprzątając sobie głowy zapinaniem guzików kołnierzyka. Pochylił się nad torbą i na moment zastygł w bezruchu, kiedy odnalazł opakowanie po witaminie, w którym aktualnie trzymał tabletki. Po rozmowie z Derekiem obiecał sobie sprawdzić jakie są objawy uzależnienia od tramadolu. Nadal jednak tego nie zrobił, zasłaniając się brakiem czasu. Teraz przecież też spieszył się do pracy.
- Co tak wcześnie? - usłyszał zaspany jęk od strony łóżka. Podniósł głowę, spoglądając na blondyna.
- Muszę iść do pracy - wyjaśnił, zapinając torbę. Podszedł do materaca i przysiadł na nim, badając wzrokiem twarz zaspanego chłopaka, sam nie wiedział po co. Może po prostu chciał uniknąć kuszących myśli zażycia tabletek.
- Tej w kinie? - spytał Liam, przecierając oczy.
- Ta - mruknął, nie zastanawiając się nad tym, dlaczego Dunbar pamięta takie szczegóły.
- I co ja będę robił przez ten czas? - Blondyn podniósł się do siadu, co zmniejszyło odległość pomiędzy nimi.
- Zakładam, że wrócisz do łóżka, jak tylko za mną zamkniesz. - Raeken nie potrafił powstrzymać się od mimowolnego uśmiechu. Zaspany Liam wyglądał dość komicznie. Obserwował go, nie zauważając, że Dunbar również mu się przygląda z osobliwym uśmiechem.
- A te malinki to skąd? - zapytał, wskazując wzrokiem jego obojczyki odsłonięte przez niedopięty kołnierz. Theo zaklął pod nosem, zaraz zajmując się guzikami.
- Nic takiego, nie musisz być zazdrosny - skomentował ze złośliwym uśmiechem. Tak jak podejrzewał, Liamowi zaraz odechciało się dwuznacznych rozmów.
- Nie mam o co. - Padło, ku zaskoczeniu Raekena. Uniósł brwi, spoglądając na niego. Przyjął zaczepkę i zaraz wymyślił, co zrobić. Nie zamierzał dać mu tego wygrać.
- Skarbie, ranisz moje uczucia. - Pochylił się ku niemu, dłonią przesuwając po wewnętrznej stronie jego uda wysuniętego spod kołdry. Patrzył mu głęboko w oczy z pewnością siebie i tylko czekał aż chłopak stchórzy.
- Wchodzisz w moją strefę komfortu - powiedział zaraz Liam, odpychając go od siebie. Raeken parsknął, bo zachowanie tego blondyna naprawdę go bawiło.
- Mogę zrobić z niej strefę intymną, skusisz się? - Żałował, że musiał zwiększyć odległość pomiędzy nimi, z bliska wyraźniej widział jego delikatnie zaróżowione policzki. Wprawianie Dunbara w zakłopotanie zaczynało być dla niego całkiem niezłą rozrywką.
- Masz ci los, ktoś na niego poleciał i już myśli, że całemu światu się podoba. - Liam pokręcił głową, starając się jeszcze jakoś z tego wyratować.
- Bez przesady. Nie jesteś całym moim światem, szczeniaku - zripostował, śmiejąc się dość głośno na widok jego miny.
- Z tobą nie da się rozmawiać. - Liam znów pokręcił głową.
- Bo jesteś prawiczkiem. - Żartował z niego dalej, kończąc zapinanie guzików kołnierzyka. Liam tylko wyburczał coś pod nosem, na co brunet zaśmiał się głośniej.
- Nie spóźnisz się przypadkiem do pracy? - westchnął Dunbar. Najwyraźniej chciał jak najszybciej skończyć temat, z kolei Theo na usta cisnął się kolejny podtekst. Ostatecznie odpuścił, chciał czy nie, Liam miał rację.
Rzeczywiście powinien zejść na ziemię i wreszcie zbierać się do wyjścia.
***
Dunbar włożył podpisanego papierosa do paczki, wyciągając kolejnego. Obracał cienkopis w dłoni, zastanawiając się co wpisać na tym ruloniku tytoniu. Zajął się ich podpisywaniem, bo wcześniej nie zapisał wszystkich. Teraz, by nie myśleć o całej tej sytuacji z Masonem, próbował wciągnąć się właśnie w to. Szkoda, że Theo musiał iść do pracy, bo ten sposób był co najmniej marny.
Cholera, wózek inwalidzki? Liam czuł ogarniającą go panikę, gdy tylko o tym myślał. Poczucie winy wzrastało jeszcze bardziej, nie mógł znieść świadomości, że jego przyjaciel mógł stracić czucie w nogach. Przymknął oczy i wsparł głowę na dłoni, wplatając palce we włosy. Jakim cudem to wszystko tak się potoczyło? Dlaczego oni, do cholery? Brak odpowiedzi na coraz to nowsze pytania przewijające się przez jego głowę sprawiały, że czuł się coraz bardziej zagubiony. Zagubiony i przytłoczony, bo obwiniał siebie za wszystko i chciał wiedzieć chociaż, jak bardzo spierdolił życie przyjaciela. Musiał wiedzieć, Mason miał rację co do wyrzutów sumienia.
Chrzęst klucza w drzwiach frontowych na dole od razu go ocucił. Przetarł twarz dłońmi, by przybrać neutralną mimikę, nie chciał dać po sobie niczego poznać. Choć zawsze był nakłaniany do rozmowy o swoich problemach, to ta sytuacja go przerastała. Bał się komukolwiek powiedzieć prawdę o wypadku. Sam obwiniał siebie wystarczająco, nie zniósłby, gdyby usłyszał zarzuty od kogoś z rodziny. Ta wizja go przerażała.
Pospiesznie schował rulonik tytoniu do paczki, ją wrzucił do kieszeni plecaka. Słyszał ruch na dole tylko jednej osoby, kiedy zaczął wyłapywać kolejne dźwięki domyślił się, że Malia musiała skądś wrócić. Wstał więc z miejsca i wyszedł z pokoju, bo w tym stanie nie chciał przebywać sam. Schodząc po schodach, przypomniał sobie, że przecież Malia może być na niego zdenerwowana. W końcu przyłapała go na tym, że znów zbagatelizował jej słowa. Westchnął stwierdzając, że przecież nie będzie obiecywał poprawy. Chciał zadawać się z Theo. Naprawdę chciał i mając po swojej stronie zdanie mamy, czuł się o wiele pewniej.
- Cześć - przywitał się z siostrą, przystając w drzwiach kuchni, po której krzątała się dziewczyna. - Znowu byłaś u Scotta?
- Nie, wyjechał na ten weekend. - Nawet na niego nie spojrzała, była pochłonięta przygotowywaniem sobie śniadania.
- Wszyscy gdzieś wyjeżdżają, Stilesa i Lydii też nie było przez ten tydzień - zauważył Liam, przysiadając przy stole w pomieszczeniu.
- Oni akurat załatwili sobie wspólny wyjazd za miasto, po prostu. Wykłady nadrabiają w jakiś tam inny sposób - wyjaśniła Malia. - A Scotty pojechał na rodzinny wyjazd z ojcem. Ale faktem jest, że wszyscy pojechali nad morze.
Liam nie odpowiedział, zagapiając się za okno. Jego ostatnie spotkanie z McCallem, z Theo w roli głównej, nie przebiegło najlepiej i doskonale to pamiętał. Jeżeli dobrze zrozumiał Scotta, to ten zarzucił im związek, a Dunbar wciąż nie miał pojęcia, czym sobie zasłużył na zabarwienie tej uwagi negatywnymi emocjami.
- W końcu mamy do niego całkiem niedaleko - odpowiedział blondyn, wracając na ziemię. Zaraz uśmiechnął się pod nosem, na wspomnienie z dzieciństwa. - Pamiętasz, jak chcieliśmy jechać tam na rowerach?
Dostrzegł, że Malia również uniosła kąciki ust.
- Jakbyśmy się uparli, to dalibyśmy radę - oznajmiła. - Zresztą teraz sam wyjazd nie jest wcale taki awykonalny. Wystarczyłoby spakować rzeczy i znaleźć chętnego kierowcę. Zrzutka na paliwo i w drogę. Myślę, że Isaac by się zgodził.
Albo Theo - pomyślał z uśmiechem Liam, żałując, że starszy nie ma własnego samochodu.
- W moim wypadku to jeszcze zgoda rodziców - westchnął.
- Ze mną by cię puścili, zwłaszcza, jeżeli rzeczywiście z nami byłby Isaac. - Wzruszyła ramionami. - To jak, jedziemy?
Liam uniósł brwi, zaskoczony propozycją. Może taki wypad na weekend rzeczywiście byłby dobrym pomysłem? W końcu raczej nie myślałby o Masonie, na wyjazdach skupiał się na miejscach, które odwiedzał i ludziach, których poznawał. Ale nawet gdyby chciał, przecież ten weekend już miał zajęty. Uśmiechnął się pod nosem, nie było opcji, by dzisiejszą imprezę z Theo zamienił na wyjazd z siostrą i kuzynem.
- Dopiero w następnym tygodniu, jeżeli już - odpowiedział w końcu. Zauważył, że na twarzy Malii pojawił się cień zmieszania lub zawiedzionych nadziei. Chyba rzeczywiście zaczęła wierzyć w wykonalność tego pomysłu. - Na dzisiaj mam już plany.
- Jakie? - zagadnęła go, wciąż zajęta sobą. Liam przełknął ślinę, zastanawiając się, czy powiedzieć jej prawdę. Nie chodziło o strach przed tym, że dowiedzieli by się rodzice a raczej o to, że Malia przecież sama o niego dbała i nie puściłaby go na imprezę do właściwie obcych ludzi. Na pewno nie z Raekenem jako opiekunem.
- Mama zgodziła się, żebym mógł nocować u Theo. - Chociaż w tej jednej rzeczy nie chciał jej okłamywać. Malia spojrzała na niego z ukosa przez ramię, więcej uwagi mu jednak nie poświęciła.
- Miło, że nie interesuje cię moje zdanie - skomentowała. - I nawet nie chcę wiedzieć, co planujecie robić.
- Co ty mi sugerujesz? - Zmarszczył brwi, wychwytując w tym podtekst albo to już był skutek uboczny przebywania z Theo.
- Może Scott jednak się nie pomylił, zakładając, że ze sobą kręcicie? - Wzruszyła ramionami.
- Serio, siostra? - fuknął obrażony. - Znasz mnie chyba na tyle, żeby prawidłowo sobie na to odpowiedzieć. Chociaż właściwie to rzeczywiście ostatnio trochę się pozmieniało, a ciebie prawie nie widzę w domu. Ciągle cię nie ma, a przecież dom to nie hotel.
Nie dostał na to odpowiedzi. Malia jedynie zerknęła na niego kantem oka, jakby rzeczywiście była pochłonięta swoim śniadaniem. Jednak Liam dostrzegł na jej twarzy emocje, które raczej nie były związane z tym co powiedział. Jakby swego rodzaju... poczucie winy?
- Nie powiesz rodzicom? - Chciała się upewnić. Zwykle to robiła, nim przechodziła do właściwego tematu.
- Nie.
- Myślę nad wyprowadzką - westchnęła. Dunbar uniósł brwi. - Scott dostał własne mieszkanie po rodzinie, a już nie raz na jakiś tam czas właściwie się do niego wprowadzałam. Teraz zaproponował coś bardziej na stałe, ale nie mam pojęcia jak zacząć temat u rodziców.
Liam siedział tak w niezmienionej pozycji. Zaniemówił, po prostu go tym zaskoczyła. Podświadomie żył w przekonaniu, że Malia już zawsze będzie gdzieś obok. Nawet jeśli teraz rzadziej rozmawiali, to mieszkanie pod jednym dachem a wyprowadzka znacząco się różniło. Co jeżeli w końcu w ogóle urwałby się kontakt? Przeczesał ręką włosy, naszła go ochota zapalenia.
- Nie wiem za bardzo co ci powiedzieć - zaczął. - Ale wydaje mi się, że jakbyś zapewniła im ze sobą stały kontakt, to szybciej by się zgodzili. No wiesz, sam bałbym się, że w końcu o nas zapomnisz. Nie wystarczy powiedzieć, że będziesz dzwonić. Wiesz, że to nie to samo.
- To co, rodzinne obiady w niedziele? - Po tonie jej głosu poznał, że żartuje.
- Raczej kolacje, żeby mnie specjalnie w środku dnia do domu nie ściągali - poprawił ją z rosnącym uśmiechem.
- A ogólnie to myślisz, że by się zgodzili? - Wróciła do tematu.
- Myślę, że warto spróbować - odpowiedział.
- Dzięki, Li.
***
Theo szybszym krokiem minął budę Storma. Bestia śledziła go uważnym spojrzeniem, Raeken wymamrotał pod nosem parę wyzwisk pod jego adresem i przystanął pod drzwiami domu Liama. Zapukał i ściągnął kaptur z głowy, przeczesując ręką włosy. Kiedy usłyszał otwieranie zamka, już wziął wdech, by opieprzyć Dunbara za spóźnialstwo, jednak powietrze utknęło mu w płucach, gdy dostrzegł mężczyznę w progu.
- Dobry wieczór, ja po Liama. - Zdobył się na uprzejmy uśmiech.
- On jeszcze się pakuje, z tego co mi wiadomo - powiedział dorosły, wpuszczając go do środka. Theo starał nie dać po sobie poznać niechęci do tego. - Dopiero co wrócił od znajomych.
- To przepraszam za najście - powiedział czysto z grzeczności.
Najchętniej zostałby tam na tym zimnym dworze. Mimo to, jednak udał się w głąb domu za ojcem chłopaka, który skręcił do kuchni. Theo zawahał się, czy powinien iść na piętro, jednak nim zdążył podjąć decyzję, facet znów go zagadnął.
- Co planujecie robić?
Wyczuwając, że tak łatwo się z tego nie wywinie, przystanął w drzwiach pomieszczenia, opierając się barkiem o framugę.
- Bilard ze znajomymi, a potem jak będzie ciemniej to idziemy na punkt widokowy - kłamał jak z nut, choć faktem było, że przygotował siebie i Liama na wszelkie pytania odnośnie tego wieczoru.
- Punkt widokowy? - Mężczyzna spojrzał na niego przez ramię, prawdopodobnie zajmując się przygotowywaniem kolacji.
- Tak, dzisiaj w nocy ma być krwawy księżyc, słyszał pan o czymś takim? - rozwinął, choć wcale nie miał ochoty na wszelkie pogawędki. Korzystając z nieuwagi mężczyzny, zerknął na schody z nadzieją, że może Liam zaraz zejdzie. Jednak blondyna jak nie było, tak nie ma.
Pieprzony Dunbar.
- Nie. - W głosie faceta dało się dosłyszeć nutę zainteresowania. Raeken domyślił się, że ma wyjaśnić.
- Księżyc jest wtedy w cieniu Ziemi i wygląda jakby był czerwony, tak w skrócie mówiąc - wytłumaczył. - Chociaż ta czerwień to w zależności od zanieczyszczenia atmosfery.
- Interesujesz się astronomią? - zapytał, jednak zaraz poza tematem rozmowy, wskazał głową krzesła przy stole i dodał: - Usiądź sobie może.
Theo zerknął jeszcze raz na schody, jednak kiedy tam nie znalazł ratunku, wszedł posłusznie do pomieszczenia. Przed zajęciem miejsca, ściągnął z siebie skórzaną kurtkę, domyślając się, że jeszcze trochę im zejdzie.
- Nie jakoś bardzo - odpowiedział na pytanie, przysiadając na odsuniętym krześle. - Raczej idę w kierunku biologii.
- Masz z nią związane plany na przyszłość? - Zerknął na niego pytającym wzrokiem.
- Nie myślałem o studiach. - Theo uśmiechnął się, ale jakoś tak krzywo mu to wyszło.
- Nie? Powtarzasz ostatnią klasę z tego co mi wiadomo - zauważył zdziwiony mężczyzna. Raeken zacisnął szczękę, zastanawiając się, czy to Liam mu powiedział. - Wydaje mi się, że powinieneś już wiedzieć to rok temu.
- Wiedziałem tyle, że nie zdam. - Wzruszył ramionami.
- Teraz też to planujesz? - Kiedy facet to powiedział, Theo miał wrażenie, że z niego zakpił. A może tylko przyjaźnie żartował? Czym by to nie było, Raeken poczuł się nieswojo. Na tyle, że stracił wszelką ochotę na kontynuowanie rozmowy. Przecież nie będzie mówił obcemu typowi o swoich problemach.
No i gdzie, do cholery, jest Liam?
Raeken spojrzał jeszcze w kierunku schodów, jednak nikogo nie dostrzegł. Aż zaczął wątpić, czy Dunbar w ogóle jest w domu. Westchnął pod nosem. Czy planował nie zdać? Na pewno nie chciał skazywać się na kolejny rok katuszy w tej budzie. Prędzej można stwierdzić, że planował nie przeżyć.
- Nie. - Zdawkowa odpowiedź wydała mu się najlepsza. Po co miał się rozgadywać? To nie jemu zależało na rozmowie.
- Pozwolisz, że zapytam; trenujesz jakieś sztuki walki? - Padło następne pytanie. Raeken przeczesał ręką włosy, następnym razem nim przyjdzie, upewni się, że Dunbar jest gotowy. - Czy po prostu z kimś się biłeś?
- To po zawodach. - Wzruszył ramionami, wychodząc z założenia, że facet powinien wiedzieć o co chodzi. - Lacrosse bywa brutalnym sportem.
- Prawda. - Przytaknął mężczyzna. - Ale gra się w kaskach, mam rację?
- W szatni już nie bardzo. - Wymyślił to na poczekaniu.
- Słyszałem, że masz prace, twój wygląd nie przeszkadza w wykonywaniu ich?
- Wiesz co, kurwa, brzydzę się tobą.
Theo przełknął ślinę, przypominając sobie, że rzeczywiście wygląda okropnie.
- No chyba raczej, że nie, skoro nadal pracuję, tak? - Do jego obojętnego głosu wdarło się trochę poirytowania. Cholerny Dunbar, to wszystko dla Theo ciągnęło się w nieskończoność.
- Nie wiem czy "nadal", syn mi to mówił jakiś czas temu. - Mężczyzna wzruszył ramionami.
- To chyba pan mu mało czasu poświęca - wymamrotał pod nosem, zerkając w stronę schodów. Usłyszał kroki na piętrze, poczuł przez to niewyobrażalną ulgę.
- Powtórz, proszę, bo nie dosłyszałem. - Głos faceta był pozornie łagodny, Theo spojrzał na niego badawczo. Mężczyzna patrzył na niego wyczekująco, Raeken zwlekał z odpowiedzią, aż w drzwiach nie pojawił się Dunbar.
- Idziemy? - Spojrzeli na niego oboje, Theo nawet nie miał ochoty się na niego denerwować, ale...
- Masz cały mokry łeb, chcesz sobie zatoki załatwić? - Raeken wstał ze swojego miejsca, zgarnął kurtkę i skierował się do niego. Chciał ulotnić się z tej kuchni. - Jak mamy taką obsuwę, to możemy poczekać jeszcze trochę. Wracaj na górę.
Liam posłusznie wrócił się na schody, Theo razem z nim. I idąc tak zaraz za nim, nabrał ochoty dać mu mocnego klapsa chociażby za to całe opóźnienie. Szybko dotarło do niego, żeby lepiej tego nie praktykować, wolał nie ryzykować, że ojciec chłopaka usłyszy ten charakterystyczny dźwięk. I jego głośne "ała", jakim Dunbar przeważnie reagował.
Wrażliwiec jeden.
Weszli do pokoju blondyna, za zamkniętymi drzwiami Theo poczuł się o wiele lepiej. Zupełnie jakby stanowiły barierę, oddzielającą ich od reszty świata. Fakt, Raeken po ulewnym dniu spędzonym tutaj z Dunbarem odniósł wrażenie załamania czasoprzestrzeni. Jakby rzeczywiście był w kompletnie innym miejscu.
- Sory, nie słyszałem w ogóle jak przyszedłeś - zaczął tłumaczyć się Dunbar. - Ogarnąłem, że jesteś, dopiero jak byłem na schodach.
- Luz - wymamrotał Theo, zgarniając jego ręcznik z oparcia krzesła. - Gdzie ty byłeś, że nagle czasu ci zabrakło?
- Z Corey'em, Nolanem i Hayden - westchnął, przysiadając na skraju materaca. Raeken bez ostrzeżenia zarzucił mu ręcznik na głowę, własnoręcznie wycierając włosy. Jakby magicznie dzięki temu miały szybciej wyschnąć. Liam nie protestował, posłusznie siedział i mówił. - Potem miałem problem z powrotem do domu.
- Jak zwykle - odchrząknął Theo, nieprzerwanie wycierając jego czuprynę.
- Nieprawda. Tramwaj wziął się i wykoleił. - fuknął Liam, odpychając go od siebie. Ręcznik przez to zsunął się na jego ramię, odsłaniając zupełnie roztrzepaną fryzurę. Raeken parsknął śmiechem nie mogąc się powstrzymać, blondyn wyglądał naprawdę komicznie. - No i czego rżysz?
- Z tego gniazda, zaraz ci się jaskółki zalęgną. - Żartował z niego dalej, a na widok jego desperackiego poprawiania włosów, miał ochotę śmiać się jeszcze głośniej. - Czekaj, pomogę ci.
- Jasne, ty i pomoc. To nie powinno być nawet w jednym zdaniu - prychnął Dunbar, ciągle zaczesując kosmyki tak jak powinny być.
- No już tak się nie pruj. I tak nie będziesz mieć po co rwać, skończymy w jednym łóżku. - Uśmiechnął się szerzej na widok jego miny. - Chyba, że lubisz szybkie numerki w obcych kiblach.
- Nie wiem co już piłeś, ale wchodzi ci na banie - zripostował, w telefonie sprawdzając ułożenie swoich włosów. - Nie muszę chcieć nikogo podrywać, żeby móc dobrze wyglądać.
- Wyglądasz zajebiście, możemy już iść? - westchnął ponaglającym głosem.
- A co? Jeden, niecały, dzień abstynencji i już cię roznosi na myśl o piciu? - Liam uniósł brwi, mierząc go tryumfalnym spojrzeniem.
- Nie przeginaj, Dunbar - warknął, przybierając poważny wyraz twarzy. Blondyn podniósł się z miejsca i stanął tuż naprzeciw niego.
- Dystansu do siebie może trochę, co? - Spojrzał mu głęboko w oczy, Theo lekceważąco poklepał go po głowie.
- Włosy suche, możemy iść - skierował się do drzwi, kiedy był przy nich odwrócił się i z uśmiechem dokończył: - na bilarda.
- Fajnie by było, gdybyśmy rzeczywiście na niego poszli - wymamrotał Liam tak, by tylko Theo go usłyszał.
- Kiedyś pójdziemy.
***
Głośna muzyka dźwięczała w uszach Theo, kiedy wlewał w siebie następny kieliszek. Przyjemny stan nietrzeźwości otulał go coraz bardziej, jednak jeszcze był jedynie wstawiony. Siłą woli powstrzymał się od upicia następnej porcji alkoholu. Wyszedł z kuchni, wracając do salonu, gdzie Dunbar całkiem dobrze odnajdywał się na parkiecie. Nie spuszczając z niego wzroku, Raeken oparł się plecami o ścianę, Liam raczej nie bardzo zdawał sobie sprawę z jego obecności. Brunet tak go obserwował, w jego zabawie widząc, że stara się zapomnieć o całym świecie. A na pewno o Masonie, Theo poznał to już z początku, gdy Dunbar ostro zaczął z alkoholem. Raeken nic mu nie wzbraniał, jedynie wspomniał o podstawowej zasadzie, żeby nie mieszał trunków i od czasu do czasu zjadł coś bardziej tłustego, jeżeli nie chce rzygać jak kot. Czy blondyn się do tego stosował, Theo już nie sprawdzał, najwyżej chłopak przekona się na własnej skórze co oznacza picie na większą skalę.
Gdy stał tak pod tą ścianą, nie potrafił ignorować bodźców z otoczenia. Powietrze było przesiąknięte różnymi zapachami, poza słodko pachnącymi chmurami z e-papierosów, w salonie najbardziej wyczuwalna była marihuana. Przez to Theo miał coraz większą ochotę jej zapalenia, ale w końcu na tej imprezie dilerem był Derek, który zapewne nawet pomimo ich kruchej sytuacji robiłby mu o to problemy. A może nie? Obserwując tak bawiącego się Liama, Raeken doszedł do wniosków, że chyba nie będzie miał okazji się przekonać. Bo mając go tak na oku, zdał sobie sprawę, że padło na niego brzemię odpowiedzialności. Brzemię, które przekreślało jego słodkie plany spicia się do nieprzytomności, może i nawet jeszcze bardziej. Liam chyba dopiero odnajdywał się w tego typu imprezach, Theo czuł, że powinien najpierw nauczyć go odpowiednich rzeczy. Może dlatego, że sam bardzo dobrze znał uczucie zagubienia, gdy ten rzekomo bardziej odpowiedzialny kolega w ogóle nie kontaktował? Raeken aż poczuł ciarki na plecach.
Jak dobrze, że Derek jednak wyszedł z nałogu.
Zamyślił się do tego stopnia, że wpatrując się w Liama dopiero po dłuższej chwili uświadomił sobie, że chłopak go zauważył. Uśmiechnął się pod nosem, na gest blondyna, który zachęcał go do wejścia na parkiet. Theo pokręcił przecząco głową, dlatego Dunbar sam do niego podszedł tanecznym krokiem. Raeken do samego końca obserwował jego płynne ruchy, perfekcyjnie zgrywające się z rytmem ogłuszającej muzyki. Kolejna osoba, która potrafiła tańczyć lepiej od niego. Kiedy Liam już był przed nim, prawie wpadł na przechodzącą dziewczynę. Udało mu się ją wyminąć, jednak sam prawie stracił równowagę, Theo w tamtej chwili odruchowo przyciągnął go do siebie, by oszczędzić mu widowiskowego wyłożenia się na parkiecie. A przyciągnął go na tyle blisko, że blondyn chyba już darował sobie stanie o własnych siłach i oparł na jego torsie swój ciężar ciała, zbliżając swoją twarz do jego. Raeken pochylił się do jego ucha.
- Widzę, że już jesteś nieźle porobiony - powiedział tuż przy nim, by lepiej go usłyszał.
- Chodź ze mną potańczyć. - Padła odpowiedź, zupełnie nieadekwatna.
- Nie lubię. - Nieświadomie objął go w pasie i spuścił wzrok na jego ucho. Uśmiechnął się do siebie, przypominając sobie, że to wrażliwe miejsce Liama.
- Po to idziesz ze mną, żeby polubić. - Dunbar również mówił wprost do jego ucha, dzięki temu Theo wyraźnie usłyszał jego głos, który świadczył o tym, że chłopak się uśmiecha.
- A jak ja chciałem, żebyś spróbował pewnych rzeczy, to nie chciałeś - wypomniał mu, dla przypomnienia muskając wargami jego wrażliwe miejsce.
- To co innego. - Liam wyprostował się jak porażony. Raeken zaśmiał się dość głośno.
Już miał coś odpowiadać, kiedy poczuł wibracje telefonu w kieszeni. Dunbar jakby również zwrócił na nie uwagę i przestał opierać na nim swój ciężar. Raeken wyciągnął smartfona, zdołał zobaczyć jedynie wyłączające się połączenie, nie odebrał na czas lub nadawca wcześniej sam się rozłączył. Zaraz pojawiło się powiadomienie, z numerem Dereka. Theo odblokował telefon, odczytując wiadomość.
- Co jest? - Liam zapytał na tyle głośno, by mógł go usłyszeć.
- Muszę wyjść. Zaraz wrócę, dobra? - Theo spojrzał na niego badawczym wzrokiem. - Wracaj na parkiet, ja zaraz będę.
- Czyli ze mną potańczysz? - Wyszczerzył się Dunbar.
- Nie. - Theo nawet nie chciał robić mu nadziei.
Na pocieszenie puścił mu oczko i wyminął blondyna, kierując się do drzwi salonu. Wyszedł przez nie, zaraz też odnajdując drogę na zewnątrz. Chłodne powietrze jakie owiało go zaraz poza domem, niemal całkowicie go otrzeźwiło. Stanowczo chciałby wypić więcej, ale nie zamierzał obarczać Hale'a odpowiedzialnością za nich obu. Pora, żeby to on dojrzał do tej roli. Na trawniku posesji przed budynkiem stało parę palących osób, kilka nastolatków kierowało się do drzwi. Raeken wzrokiem szybko odnalazł wysoką i rozbudowaną sylwetkę Dereka, który zaciągał się tlącym papierosem.
- O co chodzi? - spytał, podchodząc do starszego.
Twarz Hale'a była kamienna, nie ukazywała wielu emocji. Po tym wyrazie wypartym z uczuć oraz po częstym, powtarzającym się cichym dźwięku pociągania nosem, zaraz po zaciągnięciu się papierosem, Raeken poznał, że Derek jest nieco zestresowany. Nie dostał prędko odpowiedzi, starszy odszedł bardziej na stronę, jakby bał się, że nastolatkowie w pobliżu mogliby coś usłyszeć. Z każdą następną sekundą milczenia Theo trzeźwiał jakby coraz bardziej, zauważył, że coś jest nie tak i adrenalina robiła swoje.
- Pamiętasz tamtego ćpuna, któremu zabrałem broń? - Derek wreszcie spojrzał mu w oczy.
- Prędzej dostałbym jebanego PTSD niż zapomniał - skomentował, marszcząc brwi. - Co z nim?
- Znowu chce, żebym przyjechał - mruknął Hale. Zaciągnął się, pociągnął nosem i podał Theo końcówkę peta. - I coś mi, kurwa, mówi, że nie będzie sam. Nawet jeśli będzie tak grać.
- Chcesz, żebym pojechał z tobą? - zgadnął Raeken, zaciągając się. Derek westchnął głęboko, odchylił głowę i przeczesał ręką włosy. Znów pociągnął nosem, nie patrzył w oczy Theo.
- To tak chujowo wygląda z mojej strony, że teraz od ciebie czegoś oczekuję - wymamrotał bardziej do siebie niż do niego. - Mieliśmy...
- Derek, skończ pierdolić farmazony, co? - Raeken oddał mu papierosa, wypuszczając dym. - Choć raz mogę zrobić coś dla ciebie, a nie ty dla mnie. Jeżeli chcesz, pojadę z tobą, ile nam to zajmie?
- Nie mam pojęcia. - Derek zaciągnął się i wyrzucił peta. - Na pewno mniej niż godzinę. Po prostu potrzebuję, żebyś zaszył się gdzieś w pobliżu i w razie czego nagrał co trzeba. Albo całe spotkanie, jeden pies. W razie czego wolałbym mieć dowody, sam tego nie dam rady zrobić.
Theo skinął głową, powoli coraz bardziej rozjaśniała mu się sytuacja.
- Idź po samochód, ja tylko zajrzę do Dunbara - polecił i nie czekając, udał się z powrotem do domu.
Głośna muzyka nagle jakoś tak bardziej zaczęła mu przeszkadzać. W drodze do salonu, zajrzał do kuchni po jeszcze jeden kieliszek, dla odwagi. Zaraz potem udał się do największego pomieszczenia, wśród ludzi na parkiecie poszukując blond czupryny.
- Bu! - huknął ktoś obok niego, Theo wzdrygnął się przez gwałtowny kontakt fizyczny, zaraz też strzepnął czyjeś dłonie ze swojego ramienia. - Ha, wystraszyłeś się.
Liam był ewidentnie wstawiony.
- Chodź, szczeniaku, posłuchaj mnie. - Przyciągnął go do siebie, pochylając nad uchem, by lepiej go słyszał. - Muszę pojechać z Derekiem, ale wrócimy szybko. Świetnie sobie radzisz, nie jestem ci potrzebny.
- Jesteś - zaprzeczył od razu.
- Daj mi pół godziny, to zleci zanim się obejrzysz - zapewnił, choć przecież sam nie miał pojęcia ile im to zajmie. Wiedział za to, że musi go przekonać do tego pomysłu. Jeżeli Derek go potrzebował, to Theo chociaż raz chciał poczuć się mu potrzebny. Ten ostatni raz. - Tylko pamiętaj, żeby nie mieszać alkoholi, dobra?
- Tak, bo będę rzygać jak kot. - Liam kiwnął głową. Theo uśmiechnął się, to porównanie chyba najbardziej trafiło do jego wstawionego umysłu.
- Wrócę po ciebie, jakbyś wychodził z domu to mi napisz, dobra? I sam sprawdzaj, czy czegoś nie napisałem - instruował go, co chwila zerkając mu w oczy, czy na pewno zrozumiał. - Jasne?
- Jak Słońce. - Dunbar znowu kiwnął głową.
- Tylko pamiętaj, żeby się zabezpieczyć - dodał jeszcze i roześmiał głośno, kiedy tylko oburzony Liam zmarszczył brwi.
- Weź ty idź już lepiej co? Jak mnie ktoś z tobą przyuważy, to w ogóle nie będę miał po co się zabezpieczać - zripostował, zwiększając odległość pomiędzy nimi.
Theo prychnął, nieświadomie wziął to bardziej do siebie niż powinien. Dlatego nie żegnając się już, znów udał się do wyjścia z salonu. Na ulicy przed domem Derek już czekał w samochodzie.
***
Theo zaciągnął się papierosem. Z powrotem już był na posesji gospodarza imprezy. Tak jak Theo miał nadzieję, obawy Hale'a były mylne. Nikt nikogo nie zastrzelił, nie poderżnął gardła, ani nie ukradł towaru. Jedynie w nieoczekiwanym momencie pojawiły się osoby trzecie, chyba jednak trochę wtajemniczone do sytuacji. Raeken ze swojego miejsca, jakie wtedy obrał, widział spięcie Dereka. Jak się później okazało, gdy Theo znów siedział w samochodzie ze starszym - odwiedzili ich Calavera. W umiejętny sposób przypomnieli, że są tuż na granicy terytorium gangu Argenta, po mowie ciała Dereka, Raeken nawet z daleka widział jego spięcie i gotowość do walki lub ucieczki. I wcale się temu nie dziwił, był sam na pięciu ludzi zdolnych do równych skrajności, co on.
Po wszystkim Derek zdołał podwieźć go jedynie w okolice miejsca imprezy. Musiał jechać uzupełnić towar do warsztatu, a Braeden, która miała mu go wydać ponoć jasno zaznaczyła, by Hale przyjechał sam. W końcu miejsce było już po normalnych godzinach pracy, Theo nie mógł udawać niczego nieświadomego klienta. Tak więc, by zaoszczędzić ograniczony w tamtym momencie czas Dereka, Raeken wysiadł wcześniej. W drodze tutaj kupił w sklepie dwustu pięćdziesięciomililitrową butelkę wódki, którą wypił po drodze. Czuł się stanowczo zbyt trzeźwo jak na czas, w którym powinien się przecież bawić. A dobrej zabawy kosztował jedynie w stanie nietrzeźwości, przynajmniej takie miał mniemanie.
Theo zaciągnął się ostatni raz papierosem, wyrzucając peta gdzieś na chodnik. Spojrzał w stronę domu, gdzie przewijali się różni ludzie, których nawet nie znał. Nie miało to dla niego znaczenia. Był alkohol? Był. Reszta zawsze układała się sama, to był dla niego najważniejszy punkt każdej imprezy. Miał nadzieję, że podobne zdanie miał Liam, bo ostatecznie rzeczywiście zostawił go na jakieś pół godziny. Może trochę więcej. Swoje dziwne poczucie winy argumentował tym, że przecież musiał jechać z Derekiem. W obliczu tego wszystkiego, co Hale dla niego zrobił, taka przysługa powinna być z miejsca wykonana. A Liam był towarzyską osobą, na pewno sobie poradził wśród tylu ludzi.
Raeken wszedł do domu, lepiej, żeby pospieszył się ze znalezieniem Dunbara, Derek w drodze powrotnej od Braeden miał zabrać ich do siebie. Wewnątrz Theo zaatakowała głośna muzyka. Zignorował ją z zaskakującą łatwością, przestawiając się wyłącznie na tryb szukania. No i tak szukał znajomej mu blond czupryny, począwszy od kuchni, gdzie wciąż polewano alkohol. Skusił się na jednego shota, bo przecież taki nie zrobi mu różnicy. Czuł, że jest wstawiony, ale to wciąż było dla niego za mało. Choć chyba stanowiło maksimum tego, na co mógł sobie pozwolić. W kuchni Liama nie było. Piętra Theo postanowił nie sprawdzać, nie chciał zastać Dunbara z jakąś dziewczyną. Czy tam chłopakiem, Theo wciąż nie był pewien co do orientacji chłopaka, który tak kurczowo trzymał się heteroseksualizmu. Raeken nie bardzo w to wierzył, ale swoje zdanie zostawiał dla siebie.
Wyszedł za dom, bo salon był za bardzo oblegany. Zleciały się tu chyba wszystkie szkoły średnie z Beacon. Theo nie miał wątpliwości, że gdyby Brett mógł, również by się tutaj pojawił. Nawet, jeżeli chodził do prywatki i trzymał się z towarzystwem na poziomie. Imprezować akurat mógł z każdym - nie przepuszczał żadnej okazji. Theo odrzucił myśli na bok, bo te o Brecie wcale nie były przyjemne. Przeszedł cały ogród za domem, wciąż szukając na próżno. Co jeśli gdzieś polazł? Przecież w tym wypadku coś powinien mu napisać. Co jeśli zapomniał to zrobić? Theo miał nadzieję, że nie, przecież kazał mu zostać, a Dunbar wtedy nie był pijany. Ewentualnie już trochę bardziej wstawiony.
Właśnie. Kazał mu zostać, kiedy byli w salonie. Skierował się tam, modląc by nie było tyle ludzi, co widział wcześniej. A może poszli po alkohol? A może on też zajrzy do kuchni? Chyba kolejny kieliszek nie zrobi mu różnicy? Przecież i tak już się zbierali. Minął wejście do salonu, nogi same zaprowadziły go do kuchni, przynajmniej tak sobie wmawiał. Pięćdziesiąt mililitrów przelało się przez jego gardło. Lubił pić z dużych kieliszków.
Wreszcie skierował się do salonu, już w samym wejściu zirytował się, gdy ktoś go potrącił barkiem. Wydało mu się, że było tu ciemniej niż na zewnątrz. A może to przez te migające neony? One znacznie utrudniały Theo rozpoznanie kogokolwiek. Grupka ludzi skakała na parkiecie, Raeken zdenerwował się przez to jeszcze bardziej. Nagle nie mógł go znaleźć, a przecież wcześniej robił to bezproblemowo.
Ograniczona widoczność zdecydowanie działała mu na nerwy. Przeskakiwał wzrokiem po tańczących ludziach, chyba nikogo nie przegapił. Jego wzrok padł na kanapę pod oknem. Grupka chłopaków śmiała się z czegoś głośno na tyle, by usłyszał ich nawet przez muzykę. Przyglądnął się każdemu po kolei. Musieli być dość tolerancyjni, skoro ich kolega obejmował jakiegoś chłopaka, siedzącego mu na kolanach. Theo już miał odwracać od nich wzrok, kiedy dostrzegł profil obejmowanego.
- Ja pier-kurwa-dole - wymamrotał pod nosem, z osłupieniem wpatrując się w blondyna, który zbliżył twarz niebezpiecznie blisko do drugiego. Najwyraźniej Liam-hetero-Dunbar wcale nie był taki hetero. Raeken z miejsca stwierdził, że musiał się porządnie napić. Przecież na trzeźwo już by spierdalał gdzie pieprz rośnie.
A może nie chodziło o orientację tylko o niego?
Zignorował myśl, że nie jest wystarczająco dobry. Zaczął kierować się do grupki, na szczęście Liam i ten chłopak wstali z kanapy. Gościu wyglądał na starszego od Dunbara, może nawet mógłby być rówieśnikiem Theo. Widząc, że chłopak ujął rękę blondyna, Raeken nawet nie chciał wiedzieć, dokąd go prowadził. Umyślnie zderzył się barkiem z tym chłopakiem, tym samym sprawiając, że Liam zwrócił na niego uwagę, a szatyn puścił jego rękę.
- Gościu, patrz jak łazisz - usłyszał pod swoim adresem Theo, co ledwo udało mu się zignorować.
- Liam chodź, idziemy. - Złapał blondyna za rękę, przeciągając go na swoją stronę.
- A może on nie chce, pytałeś go o zdanie?
- Typie, odwal się od mojego szczeniaka, poszukaj sobie innego gościa do ruchania - warknął, nieświadomie mocniej ściskając dłoń Liama. Może jednak trochę mniej już się kontrolował przez alkohol. Może jednak tylko czuł się niepijany, a w rzeczywistości było inaczej.
- Nie, dzięki, ten twój puszczalski chłoptaś jest mi coś winien. - Nastolatek stanął tuż przed nim. Wtedy Theo dostrzegł, że szatyn jest od niego niższy i pewnie też młodszy. To sprawiło, że Raeken czuł nad nim swego rodzaju przewagę.
- Jak go nazwałeś, kurwo? - Popchnął go w przypływie emocji, zbyt mocno, by mógł utrzymać równowagę. Chłopak runął na ziemię, a Theo stanął nad nim, powstrzymując się od kopnięcia. Przez muzykę przebiło się parę śmiechów otaczających ich ludzi. - Powiedziałem, żebyś się od niego odpierdolił, głuchy jesteś?
- Długów od tak się nie daruje - rzucił zajadliwym głosem, przebijającym się przez muzykę. A może to ona została ściszona? Nastolatek chciał wstać, Raeken wtedy zadał mu sierpowego, tak jak ojciec jemu, kiedy znów chciał posłać go na podłogę. Theo już miał go dobijać i zadać mu ból, jaki sam znał bardzo dobrze, jednak poczuł uścisk na dłoni.
- Ale nie rób mu krzywdy. - Liam spróbował przyciągnąć go bardziej do siebie, zupełnie jakby chciał odciągnąć go od chłopaka, który podnosił się z parkietu.
Raeken zacisnął szczękę i skierował się do wyjścia, cały czas prowadząc Liama za rękę. Nie chciał go znowu zgubić, zresztą Derek powinien zaraz po nich być. Przeszli przez przedpokój i nareszcie wydostali się z domu. Przed posesją jeszcze nie było samochodu Dereka, dlatego Theo przystanął, rozważając zapalenie papierosa. Zerknął na Liama, który rozpiął swoją bluzę. Raeken jeszcze przez moment mu się przyglądał, nie mogąc znieść myśli, że gdyby tego nie przerwał, Dunbar prawdopodobnie żałowałby tej nocy do końca życia. Szczeniak powinien mu dziękować.
- Theo, mogę papierosa? - poprosił blondyn. Raeken poczuł jak chłopak potarł kciukiem jego dłoń.
- Miałeś swoje.
- W domu zostawiłem. Zapomniałem, bo się spieszyłem. - Zrobił minę cierpiętnika. - To jak, mogę?
- Nie. Zaraz będzie Derek. - Co prawda mogliby przecież zapalić, a Hale w razie czego mógłby na nich poczekać, ale Raeken zwyczajnie nie chciał przyznać, że zależało mu na szybkim ulotnieniu się stąd. Zanim gościu napalony na Liama zbierze kumpli. - Potem ci dam.
- Oj, no weź. - Dunbar popatrzył na niego dużymi oczami. Theo nawet mu się nie przyglądał, nie chciał podejmować ryzyka, że ulegnie temu spojrzeniu. Umyślnie odwrócił głowę gdzieś w przeciwną stronę, pod pretekstem sprawdzenia ulicy, czy może Dereka nie ma już w pobliżu. - Theo...
Raeken poczuł lekki ciężar na ramieniu. Zerknął w tamtą stronę, zauważając tylko wielkie, proszące oczy Liama, który wspierał brodę na jego barku. Cholera, on czasem naprawdę wyglądał jak szczeniak.
- Wytrzymasz - mruknął, nie racząc go już dłuższym spojrzeniem. Dalej udawał, że obserwował drogę.
Dunbar otarł się o niego policzkiem i puszczając jego dłoń, przytulił się do jego boku. Theo westchnął, jednak objął go, przez to przyciągając bardziej do siebie. Na tym chłodzie to było dla niego całkiem przyjemne, ciało Liama było dobrym źródłem ciepła.
- A ten przytulas to za co? - mruknął, pocierając jego plecy. Musiał przyznać, że to było dobre. Co pewnie warunkował alkohol krążący w jego żyłach, jednak Theo nie zamierzał się na tym skupiać.
- Tak po prostu. - Liam mocniej go objął.
I wtedy Theo poczuł się naprawdę potrzebny i wartościowy, choć sam nie wiedział dlaczego. Szum opon przebił się do jego świadomości. Zaraz przed nimi na ulicy zatrzymał się czarny Chevrolet Camaro, który znał tak dobrze, jak samego właściciela. Pogonił Liama na tylną kanapę, a sam usiadł na miejscu pasażera obok kierowcy.
- Wszystko załatwione? - rzucił do Dereka, który znów włączył się do ruchu, podczas gdy nastolatkowie zapinali pasy.
- Ta.
Siedzieli tak w ciszy, którą przerywało jedynie grające radio. Theo zawiesił wzrok za przednią szybą, nieświadomie przybierając tęgą minę. Wpatrywał się w ruchomy obraz za oknem, próbując skupić myśli na czymkolwiek innym niż sytuacja sprzed chwili. Bo co miał mieć na myśli ten chłopak? Jakie długi, do cholery?
- Miałeś mi dać szluga - przypomniał się blondyn z tyłu. Brunet westchnął głęboko, przewracając przy tym oczami. Kierowca w tym czasie zdążył prychnąć ostentacyjnie, zatrzymując się na czerwonym świetle.
- Masz zamiar palić w moim wozie? - Uniósł brwi, odwracając się do Liama. Głos Hale'a łączył agresję i niedowierzanie. - Popierdoliło cię?
- No chyba w tej twojej puszce da się otworzyć okna? - rzucił Dunbar. - A nawiasem mówiąc, to mógłbyś je otworzyć, bo trochę tu gorąco.
Słuchając tej rozmowy, Theo nieco zmarszczył brwi. W samochodzie wcale nie było aż tak ciepło. Na zewnątrz panowała niska temperatura, wtedy też przypomniał sobie, że gdy stali i czekali na Dereka, Liam rozpiął swoją bluzę. Tym bardziej był zdziwiony, bo Liam przecież wiecznie marudził na zimno.
- Nie będziesz tu, kurwa, palił - odpowiedział żelaznym głosem Derek. Ruszył na zielonym świetle, chyba specjalnie robiąc to nagle. Jakby chciał, by siedzący z tyłu Liam mocniej to odczuł.
- Chryste, przecież sam palisz - westchnął Dunbar.
- Ale nie w samochodzie - odparował rozdrażniony Hale. Theo zerknął na niego, dostrzegając, że chyba puszczają mu nerwy.
- Bo?
- Bo, kurwa, nie. Koniec, kropka. Czego nie rozumiesz? - Raeken wtedy dostrzegł, jak mocno Derek zaciska dłonie na kierownicy.
- No nie bądź pizda i nie marudź - jęknął Liam, zaraz potem wychylając się pomiędzy przednie siedzenia, bliżej milczącego Theo. - Teddy, daj szluga.
- "Teddy"? - Zdziwiony Derek aż na niego spojrzał.
Raeken nie miał ochoty odpowiadać, ani wtrącać się do dyskusji. Wciąż wpatrywał się za okno, słuchaj tej rozmowy tylko powierzchownie. Wciąż zastanawiał się, czy z tego zajścia na imprezie będą jakieś większe kłopoty. A przy tym spływały na niego inne, ciążące na nim problemy egzystencjalne.
- Teddy - powtórzył zniecierpliwiony Liam, ignorując Hale'a. Blondyn szturchnął jego ramię, wychylając się nieco bardziej, by dostrzec jego twarz. Raeken spojrzał na niego kantem oka, posyłając nieprzychylny wzrok spod zmarszczonych brwi.
- Usiądź na tyłku i zapnij pas, szczeniaku - odpowiedział spokojnym tonem, znów patrząc z powrotem za okno.
- A dostanę szluga? - dopytywał, nadal nie zmieniając pozycji.
- Co przed chwilą powiedziałem? - warknął Theo, nawet na niego nie patrząc.
Naburmuszony Liam odsunął się na swoje miejsce, niechętnie zapinając pas. Ciągle patrzył wyczekująco na bruneta, jednak ten przez dłuższy czas nawet nie drgnął. Umyślnie zwlekał, rozważając jak to rozwiązać w odpowiedni sposób. W sumie już byli całkiem niedaleko. Dopiero po dłuższej chwili wreszcie sięgnął do wewnętrznej kieszeni skórzanej kurtki. Derek spojrzał na niego z niedowierzaniem, co chwila zerkając na drogę.
- Ej, kurwa, no - warknął oburzony, kiedy Theo podawał Dunbarowi rulonik tytoniu.
- Lamus - zaśmiał się Liam ze zwycięskim uśmiechem, łapiąc papierosa między wargi. Raeken z kamienną twarzą wrócił spojrzeniem z powrotem na drogę. Zaraz jednak usłyszał: - A zapalniczka?
- Chciałeś tylko szluga - odpowiedział niewzruszony Theo. Derek aż parsknął śmiechem, na jego usta wpłynęła perfidna satysfakcja. Raeken na to nie zareagował, nie patrzył na żadnego z chłopaków.
- Teddy, nooooooo - jęknął błagalnym głosem Liam.
- Słucham - mruknął bez żadnego zainteresowania.
- Daj zapalniczkę.
- Chciałeś tylko papierosa - wypomniał mu, nadal nie patrząc w jego stronę. Obserwował mijane budynki, udając, że są ciekawsze.
- No weź, Theoooooo... - jęknął znowu.
- Ciebie mam wziąć? - prychnął.
- Tylko nie w tym samochodzie - wymamrotał Derek.
- Bardzo śmieszne - fuknął Liam, podnosząc wzrok na lusterko wsteczne, by posłać kierowcy wrogie spojrzenie. Zaraz jednak popatrzył na Raekena. - Weź zapalniczkę.
- Ja już ją mam - odpowiedział niewzruszony.
- To mi ją daj - prosił dalej.
- Miałeś swoją, co z nią zrobiłeś? - westchnął, kantem oka zauważając spojrzenie Dereka, który chyba zrozumiał, że w tych okolicznościach to Liam już by palił.
- W domu zostawiłem.
- Swoim? - Theo wolał dopytać.
- No. W plecaku.
- Debil - mruknął Derek.
- To dasz mi tą zapalniczkę? - drążył dalej.
- Po co? - Raeken umyślnie zaczął się z nim droczyć.
- Żebym mógł zapalić - westchnął Liam.
- Ale chciałeś tylko szluga.
- No żeby zapalić - jęknął Dunbar, który najwyraźniej zaczynał się męczyć tą dyskusją.
- Derek chyba jasno się wyraził, że masz nie palić w jego wozie? - warknął Raeken, posyłając blondynowi surowe spojrzenie.
Naburmuszony chłopak odpowiedział mu swoim urażonym wzrokiem, jakby brunet zrobił mu niewyobrażalną krzywdę. Zakładając sobie papierosa za ucho, Liam złożył ręce na piersi, odwracając głowę w stronę okna. Theo na to prychnął pod nosem, zwracając wzrok na drogę. Zaczynał marzyć już o ciepłym łóżku i chwili odpoczynku. Siedzieli tak w ciszy, każdy pochłonięty własnymi myślami. Raeken starał się już nie skupiać na niczym konkretnym, nie chciał sobie psuć humoru, ani zamartwiać czymś na zapas. Znowu.
- Daleko jeszcze? - odezwał się Liam, na którego w pierwszej sekundzie nikt nie zwrócił uwagi. Parę chwil przesiedzieli jeszcze w ciszy.
- Spieszy ci się gdzieś? - mruknął Derek, Theo od razu dosłyszał się niezainteresowania w jego głosie, ale Liam chyba nie bardzo.
- No, bo chcę zapalić - odpowiedział. - No i gorąco tutaj.
- Nie wiesz, w której części miasta jesteśmy? - prychnął Hale.
- Za oknem jest ciemno jak w dupie, skąd mam wiedzieć jak nic nie widzę? - warknął. Theo zmarszczył brwi. Skąd od razu ta agresja?
- Czyli nawet byś się nie zorientował, gdybyśmy wywieźli cię do lasu? - Derek pociągnął temat. Raeken dostrzegł jego cyniczny uśmiech, przez co pokręcił głową.
- Mów za siebie, to ty prowadzisz - odezwał się Theo.
- Ale ty nie protestujesz. - Wzruszył ramionami. - To współudział.
- Po co do lasu? - wtrącił się Liam, który chyba nie załapał o co chodzi. Hale na to parsknął śmiechem, Theo przymknął oczy z zażenowania i podparł się na podłokietniku, pocierając skronie.
- Nieważne - wymamrotał, nie wierząc w głupotę tego chłopaka.
Alkohol źle na niego działa - pomyślał, zapamiętując to na przyszłość.
- Jak będę mógł tam zapalić, to spoko - oznajmił Dunbar, Derek wtedy znowu się zaśmiał. Całkiem szczerze, z tego co zauważył Theo, dlatego sam uśmiechnął się pod nosem. Fakt, głupota Liama była całkiem zabawna.
- Myślę, że po wszystkim nie będziesz w stanie tego zrobić - wyrwało się Theo.
- Czemu? - Liam zmarszczył brwi, najwyraźniej nie rozumiejąc kontekstu.
- Nieważne - powtórzył Raeken.
Dopiero po chwili zorientował się, że już dotarli na ulicę, gdzie mieszkał Derek. Kierowca wjechał na podjazd przed swoim domem, a Theo wysiadł niemal od razu po zatrzymaniu. Dunbar zaraz po nim, przystając tuż obok.
- To dasz mi tego szluga? - spytał znowu, a Raeken spojrzał na niego zdziwiony. Szybko jednak zapamiętał sobie, że Dunbar po alkoholu najwyraźniej ma też krótką pamięć. Dlatego sięgnął za jego ucho, gdzie blondyn sam wcześniej włożył papierosa.
- Jak to zrobiłeś? - Liam wytrzeszczył oczy, jakby Theo rzeczywiście go wyczarował.
- Normalnie. - Oddał mu używkę.
- A zapalniczka? - przypomniał od razu. Theo uśmiechnął się pod nosem.
- Zapalimy na górze - wtrącił się Derek, mijając nastolatków. Otworzył drzwi i stanął z boku, robiąc im przejście. Raeken specjalnie przepuścił Liama, by zaraz powiedzieć:
- Panie przodem, szczeniaku. - I wyszczerzył się na jego pełną oburzenia minę i środkowy palec.
Nie dostał żadnej werbalnej odpowiedzi i w zasadzie jej nie oczekiwał. Liam skierował się na schody, Theo i Derek zaraz za nim. Na piętrze wyszli na taras, Raeken przez chłodne powietrze naciągnął kaptur na głowę. Dunbar za to zostawił swoją bluzę rozpiętą, włożył papierosa do ust i podszedł do Theo, który wyciągnął zapalniczkę.
Raeken przytrzymał swoją fajkę wargami i pochylił się, stykając razem końcówki używek, które podpalił. Zaciągnęli się obaj, Raeken wyprostował się i podszedł obok Dereka, opierając łokcie na barierce. Blondyn z kolei oparł się o nią plecami, tuż obok Theo. Przez kilka chwil stali w ciszy, paląc swoje papierosy. Każdy z nich był pogrążony we własnych myślach.
- Co chciał od ciebie tamten chłopak? - zapytał Theo Liama, bo to nie dawało mu spokoju.
- Przekonałbym się, gdybyś nam nie przerwał - rzucił Dunbar. Brunet zmarszczył brwi, bo jego twarz wydawała się niewzruszona, w przeciwieństwie do tonu jakim to powiedział. Zaciągnął się. - Ja ciebie nie mogę kontrolować, ale ty mnie już tak? Hipokryta.
- Ale ty jesteś, kurwa, niewdzięczny - wywarczał pod nosem Raeken. - Mogłem ci nie dawać tego jebanego szluga.
- No. - Liam uśmiechnął się, perfidnie zaciągając papierosem. - Twój błąd.
- Normalnie jakbym patrzył na nas z boku - mruknął Derek do Theo.
- Stul pysk - fuknął na niego Raeken. Zaciągnął się dla uspokojenia. Chociaż, kiedy tak dłużej się zastanowił, uwaga Hale'a była całkiem trafna.
- A co, ty też mu przerywasz w ciekawych momentach? - zwrócił się Liam do Dereka.
- Nie, to ja robię te ciekawe momenty - odpowiedział jakby z pogardą. Jakby oczywistym było, że jest w tym lepszy od wszystkich innych. Theo wypuścił dym, rozważając czy Hale rzeczywiście czynił jego życie ciekawszym. Nawet jeśli, to w czasie przeszłym. Raeken złapał z najstarszym kontakt wzrokowy. Derek zerknął na niego tylko przelotnie, a jednak tak intensywnie, że Theo mentalnie przyznał mu rację. Szatyn potrafił uczynić życie znośniejszym.
Szkoda, że to już nie wróci, ta świadomość coraz bardziej docierała do Raekena. I bolała również coraz bardziej.
- Rzeczywiście. Miał o czym mówić, kiedy wypłakiwał oczy - skomentował Dunbar.
Theo zastygł w bezruchu. Miał wrażenie, że się przesłyszał. Spojrzał na Liama, ten jak gdyby nic zaciągał się papierosem, obserwując nocne niebo w górze. Serce Raekena przyspieszyło, kiedy zdał sobie sprawę, że ten pierdolony szczeniak powiedział to naprawdę. W obecności Dereka. Z premedytacją, jakby to było nic. Brunet zacisnął szczękę i zaciągnął się przez wzrastającą irytację. Zaległa cisza, należąca do tych ciężkich i nieprzyjemnych. Theo uparcie wpatrywał się w pustą ulicę, starając się ignorować stojącego obok Dereka. Kantem oka jednak widział jak starszy zaciągnął się głęboko, niespiesznie.
- Tak bywa, że prawda boli, jeżeli ciągle ma się kłamstwo w ustach - odpowiedział beznamiętnym głosem szatyn. Rzeczywiście, zabolało. Raeken skrzywił się, zaciągając jakby potrzebował dymu bardziej niż powietrza.
Hale wyrzucił swojego peta i nie dodając nic więcej, wszedł z powrotem do domu. Brunet niespiesznie wypuścił dym, zerkając na końcówkę papierosa, którą miał w dłoni. Zaraz spojrzał na lewe przedramię, osłonięte rękawem, i zastanawiał się, jakby to było zgasić używkę na ręce. Ból byłby lepszy od tego po żyletkach? Może dłuższy? Westchnął tylko głęboko i zaciągnął się tak, by dym podrapał go w płuca. Kantem oka widział też Liama, który był zwrócony w jego stronę. Kiedy na niego zerknął, dostrzegł, że chłopak mu się przyglądał, to jakby jeszcze bardziej zirytowało Raekena.
- I co się tak gapisz jak szpak w pizdę? - warknął, strzepując żar. - Zadowolony z siebie jesteś?
- Co? - Liam wzruszył ramieniem, nie zrywając kontaktu wzrokowego.
- Dobrze wiesz "co", nie rżnij głupa - prychnął, odwracając od niego spojrzenie. Zaciągnął się, bo był zirytowany coraz bardziej, a papierosa miał coraz mniej.
- Patrzę na ciebie, bo jesteś przystojny - odpowiedział Dunbar, jakby rzeczywiście nie zdawał sobie sprawy z tego, o czym mówił Raeken. Starszy prychnął.
- Zrób zdjęcie, zostanie na dłużej - warknął pod nosem.
Zaciągnął się nerwowym ruchem, zapadła chwila milczenia. Theo wpatrywał się przed siebie z papierosem przy ustach, starając się ignorować obecność Dunbara. Mieli przecież umowę, do cholery, mieli nie rozmawiać o tym co było. I nieważne, że teraz też jest noc, przecież jasnym było, że Liam nie powinien wspominać o tym przy Dereku.
Kantem oka dostrzegł ruch blondyna. Spojrzał bardziej w jego kierunku i zastygł w bezruchu, kiedy zauważył telefon w jego dłoniach. On naprawdę zrobił to zdjęcie?
- Okej, to po co ta fotka? - Liam jak gdyby nic, schował urządzenie do kieszeni, spoglądając na niego rzeczowo. Zupełnie jakby naprawdę nie zdawał sobie sprawy, że on nie mówił poważnie.
- Bo zostanie na dłużej, przecież powiedziałem - wychrypiał, nie mając nawet ochoty na chamskie odpowiedzi.
- Zostawisz mnie?
- Oczywiście. - Był tego niemal pewien. - Ludzie przychodzą i odchodzą, dlatego nie warto się do nich przywiązywać.
- Czemu miałbyś odejść? - zaczął dopytywać blondyn, a Theo zastanawiał się, ile on musiał wypić podczas jego nieobecności.
- Bo każdy prędzej czy później umrze - odpowiedział, patrząc na nastolatka, jakby to było oczywiste. Nie miał zamiaru wspominać, że to umieranie to nie tylko z naturalnych przyczyn.
- To spotkamy się w piekle. - Dunbar wzruszył ramionami.
- Ty tam nie trafisz. - Theo pokręcił głową, to graniczyło z cudem. Na tle niego lub Dereka, Liam był naprawdę grzeczny.
- No chyba, że jeszcze trochę razem narozrabiamy. - Wyszczerzył się Liam, szturchając go. Brunet prychnął pod nosem, gasząc papierosa.
- Ty już masz dość wrażeń na dziś - mruknął i wyrzucił peta, kierując się do drzwi. - Dokończ i idź spać, wiesz który pokój.
Nie dając mu szansy na odpowiedź, Theo wszedł do domu i skierował się na dół do kuchni. Zachowanie Liama nadal go zastanawiało. Miał do czynienia z wieloma pijanymi osobami, ale nie przypominał sobie, by ktokolwiek był tak rozkojarzony. Choć faktem było, że Raeken obracał się w towarzystwie ludzi zaprawionych w tym boju.
On serio musi mieć słaby łeb - pomyślał, dochodząc do wniosku, że będzie rzadziej zabierał go na imprezy. Wystarczy jak ograniczą się do butelki na głowę. Zszedł na parter i wszedł do kuchni przez otwarte drzwi. Derek siedział przy wyspie kuchennej, jedząc kolację z telefonem w drugiej ręce. Raeken oparł się o blat, zdając sobie sprawę, że chyba niepotrzebnie tu przyszedł. Hale najpierw przelotnie na niego zerknął, zaraz wracając wzrokiem do smartfona. Sądząc po tym, że musiał jechać do Braeden uzupełnić towar, jego zmiana prędko się nie skończy.
- Z Corą też rozmawiałeś? - spytał Raeken, mając w pamięci, że rodzeństwo nadal było skłócone.
- Jakoś nie wyszło - odpowiedział beznamiętnie, wciąż zajmując się telefonem.
Theo zamilkł, uświadamiając sobie, że Derek chyba nie bardzo chce rozmawiać z nim o czymkolwiek. Sądząc po jego skupieniu na urządzeniu podczas jedzenia, Raeken domyślił się, że ma tam coś ważnego. Zwykle posiłek był dla Hale'a ważniejszy od telefonu. Theo przygryzł wargę, uświadamiając sobie, że pomiędzy nimi rzeczywiście powstaje coraz głębsza przepaść. Ale czy w ten sposób nie byłoby lepiej dla nich obu? Brunet obiecał sobie w miarę możliwości nie zawracać mu niczym głowy. Theo westchnął cicho i wplótł palce we włosy, przymykając na moment oczy. Pora ponieść konsekwencje za niedocenianie przyjaciela.
Wszystko się pieprzyło.
Mocniej zaciskając powieki, przesunął dłonią na kark. Czuł ciarki na plecach na wspomnienie tego, jak "radził" sobie z przemocą domową przed poznaniem Dereka. Teraz miał jeszcze Deucaliona i tabletki, ale czy, do cholery, któreś z nich zapewni mu poczucie bezpieczeństwa? Hale potrafił zrobić to w wyjątkowy sposób. I skuteczny.
Otworzył oczy i znów przeczesał włosy. Spojrzał w stronę starszego, Derek siedział nieopodal niego, jak gdyby nic zajmując się telefonem. Był tak blisko, a Theo czuł się, jakby pomiędzy nimi fizycznie już istniała przepaść. Mógł tylko patrzeć, jak mężczyzna go ignoruje. A może tylko mu się wydawało? Cholera, z tego wszystkiego Raeken naprawdę widział tylko jedno wyjście.
Z rozmyślań wyrwał go Liam, który wszedł do pomieszczenia. Jak gdyby nic, podszedł do okna i otworzył je szeroko. Theo zerknął na Dereka w tym samym momencie co on na niego. I oboje byli zaskoczeni zachowaniem najmłodszego.
- Miałeś iść spać - odezwał się Raeken spoglądając na Dunbara, podczas gdy ten usiadł przy stole, wyciągając komórkę.
- Nie chce mi się. - Wzruszył ramionami.
Raeken dłuższą chwilę patrzył w jego oczy, marszcząc brwi. Wcześniej myślał, że Liam ma rozszerzone źrenice od panującego mroku, jednak teraz, w kuchni, było zupełnie jasno, co trochę go zaniepokoiło.
- Podejdź - poprosił. Zdezorientowany Dunbar podniósł na niego wzrok znad telefonu.
- Po co? - Zmarszczył brwi.
- Po prostu do mnie podejdź - nakazał nieprzyjemnym tonem, przestając opierać się o blat.
Derek uniósł na nich zaciekawiony wzrok. Liam westchnął krótko i schował smartfona. Ciężko podniósł się z miejsca i nonszalancko podszedł do bruneta. Starszy złapał go za koszulkę, przyciągając go bliżej siebie. W milczeniu wpatrywał się w jego rozszerzone źrenice i nieco przekrwione białka. Jednak nie czuł od niego marihuany. Dunbar zjechał wzrokiem na jego usta, co Theo zignorował, skupiając się na ogarniającym go poczuciu winy.
- Co wziąłeś? - spytał wprost, puszczając jego ubranie.
Zdezorientowany Liam dopiero nawiązał kontakt wzrokowy, jakby z trudem odwracając spojrzenie od ust bruneta.
- Nic - odpowiedział półprzytomnie po dłuższej chwili.
- A ja jestem święta Teresa - prychnął Raeken. - Lepiej się, kurwa, weź nie wygłupiaj i mów, co wziąłeś.
Dunbar roześmiał się z durnowatym wyrazem twarzy.
- Teresa? - powtórzył rozbawiony, jakby nie dotarła do niego reszta zdania.
- Ja pierdole - syknął rozdrażniony Theo i przeczesał ręką włosy, przestępując z nogi na nogę. Następnie popatrzył na Dereka. - Co mu sprzedałeś?
- Nic nie sprzedawałem - odparował szatyn, posyłając nastolatkowi oburzone spojrzenie.
- To co, wyczarował? - Zaśmiał się histerycznie Theo. - Teraz, kurwa, wszyscy są święci?
- No. - Wyszczerzył się Liam.
Theo nawet na niego nie spojrzał. Wpatrywał się tylko w Hale'a, a jego wzrok był bardziej pretensjonalny, niż zamierzał.
- Nic ode mnie nie dostał - warknął Derek lodowatym tonem. - Nawet mnie nie wkurwiaj, Raeken.
- A jakie jest prawdopodobieństwo, że na imprezie był ktoś jeszcze od Argenta? - spytał brunet, spuszczając z tonu. Jedynie wzrastająca frustracja manipulowała jego głosem.
- Żadne. To mój teren - oznajmił Hale.
On i brunet spojrzeli po sobie, jednocześnie łącząc te same punkty.
- Kurwa, mógł tam być ktoś od Calavery? - spytał Theo dość desperackim głosem. Czuł jak jego serce gubi rytm, kiedy ogarniał go coraz większy stres. Nie raz słyszał od szatyna, co działo się w tamtej części miasta przez nieczysty towar.
Derek nie odpowiedział, po prostu patrzył na niego w zamyśleniu. A Theo coraz bardziej w to wierzył, bo skąd mieliby wiedzieć o Dereku i ćpunie, jeżeliby ich nie śledzili? Albo jeżeli tamten mężczyzna sam nie miał z nimi kontaktu? Impreza pełna nastolatków przecież była jednym z najlepszych źródeł zarobku, co jeżeli to wszystko tak naprawdę miało być odwróceniem uwagi Hale'a?
- Kogo? - zdziwił się Liam, z dezorientacją patrząc na starszych.
Raeken nawet nie chciał mu tłumaczyć, że chodzi o konkurencyjny gang narkotykowy w mieście. Brunet przetarł twarz dłońmi, starając się jakoś zapanować nad wzbierającymi się emocjami. Musiał się skupić, musiał się dowiedzieć, co i od kogo wziął Liam. Odetchnął głęboko, zbierając się w sobie i zwrócił się do młodszego:
- Od kogo to wziąłeś, szczeniaku? - spytał, uważnie przypatrując się chłopakowi. Starał się coś z niego wyczytać, cokolwiek. Cokolwiek, co pozwoliłoby mu zorientować się w substancji, jaką zażył.
- Nie wiem. - Wzruszył ramionami, a po chwili dodał: - Znaczy nic od nikogo nie brałem.
- Liam, kurwa, skup się - warknął Theo, łapiąc go za ramiona. - Kto ci coś dał?
- Kazali nic nie mówić - odpowiedział zdezorientowany, zatrzymując rozbiegany wzrok na twarzy bruneta. - Ano i ty dałeś mi papierosa.
- Kto kazał ci nic nie mówić? - wtrącił się Derek.
- Nooo, taki fajny pan - powiedział po chwili, a Raeken od razu zbadał wzrokiem, czy młodszy nie ma jakichś śladów napastowania.
- Pamiętasz, jak wyglądał? - spytał Hale, wstając od stołu.
- No taki wysoki. Chudy. I przerażająco spokojny. - Blondyn zrobił zaniepokojoną minę, oglądając się przez ramię.
- Jak się nazywał? - Theo potrząsnął nim lekko, by chłopak zwrócił na nich uwagę. Zdezorientowany Liam spojrzał najpierw na jego usta, potem oczy, usta i znowu oczy.
- Kto? - Dunbar wyglądał na szczerze zdziwionego.
- Ten facet! - warknął impulsywnie Theo. - Jak on się nazywał?
- Wołali na niego jak na tą śmieszną drogerię, gdzie chodzą dziewczyny. - Dunbar uśmiechnął się głupkowato.
- To nie jest śmieszne, Liam. - Raeken znowu nim szarpnął. - Jak on...
- Douglas - odezwał się Derek.
Brunet momentalnie na niego spojrzał, po chwili puszczając młodszego.
- Calavera? - Bardziej stwierdził niż zapytał. Hale skinął głową, potwierdzając, że to diler od nich.
- Kurwa mać - zaklął Raeken i znowu przeczesał włosy, przestępując z nogi na nogę.
- Co ci dał? - spytał Derek, skupiając się na blondynie.
- Nie pamiętam, jak to się nazywało. - Wzruszył ramionami, ponownie odwracając się za siebie. Theo zaśmiał się histerycznie, znowu przeczesując ręką włosy. Nie wierzył w chujowe położenie tej sytuacji.
- A jak to zażywałeś? - drążył Hale cierpliwym głosem. - Zastrzyk? Wciągałeś to? Ta...
- On to "mama" chyba nazwał, jakoś tak? - Dunbar wciął mu się, odpowiadając na poprzednie pytanie.
- MDMA - poprawił go szatyn, a Theo spojrzał na niego.
- Nie pierdol - wydusił brunet, mając nadzieję, że się przesłyszał.
Momentalnie przypomniał sobie, że Liam pił też na tej imprezie. A oni nie mieli pojęcia, ile tabletek zażył, ani ile alkoholu wypił. I poczuł ciarki na plecach. Bo jeżeli cokolwiek się stanie, to będzie jego wina. Miał go przecież pilnować, był za niego odpowiedzialny.
- Jakbym pierdolił, to bym dupą ruszał - prychnął Derek, po czym poważniejszym głosem dodał: - Wziął ecstasy.
Theo przymknął oczy, przejeżdżając dłońmi po twarzy. Stęknął z frustracją, po czym splótł palce na karku. Nie chciał słyszeć tego potwierdzenia.
- Ja pierdole - syknął pod nosem, wreszcie otwierając oczy. - Zostawiliśmy cię tam, kurwa, tylko na jebane pół godziny, a ty już odpierdalasz coś takiego?
- O co ci chodzi? - Dunbar zmarszczył brwi, a wyglądał na szczerze zdziwionego.
- O twoje zdrowie, kurwa - warknął, posyłając mu gniewne spojrzenie.
- Wyluzuj, ja tam się świetnie bawiłem. - Wyszczerzył się Liam.
- Mhm, twoja wątroba też - syknął Raeken.
- Chyba zaraził się od ciebie myślą, że jest niezniszczalny - odezwał się Derek. Theo rzucił mu zirytowane spojrzenie, te uszczypliwości mógł zostawić sobie na później. Hale nic sobie z tego nie zrobił, po prostu wrócił do swojej kolacji. - Od jednego razu nie umrze.
- Ale ja tak, jeśli o czymkolwiek dowiedzą się jego rodzice - wywarczał pod nosem brunet. - Poza tym zależy ile wziął - przypomniał mu, zerkając na młodszego, który znowu oglądnął się za siebie, zupełnie jakby zaraz coś miało wejść przez to otwarte okno i go zaatakować. - I ile wypił.
- Gdyby to było za dużo, to już by zgonował - stwierdził szatyn i już miał wracać do jedzenia, jednak ostatecznie zastygł w bezruchu. - Kurwa.
- Gdzie? - odezwał się Liam.
- A stoi tu taka jedna - odgryzł się Derek, lustrując blondyna znaczącym spojrzeniem.
- Przejdź, kurwa, do rzeczy i mów, co żeś chciał powiedzieć - nakazał zirytowany Raeken, zwracając się do Hale'a.
- Chciałem powiedzieć, że w najgorszym wypadku mózg młodego zlasuje się jeszcze bardziej niż normalnie - oznajmił, a Theo w pierwszym momencie nie zrozumiał. Hale kontynuował. - Alkohol powoduje odwodnienie organizmu. Ecstasy pobudzają, a to znaczy, że przyspiesza tętno, czyli zwiększa się temperatura ciała. - Theo poczuł ciarki na plecach, kiedy uświadomił sobie, co starszy chce powiedzieć. - Czyli grozi mu przegrzanie, mówiąc delikatnie.
Brunet zaklął siarczyście, wplatając palce we włosy. Przeniósł badawczy wzrok na Liama, który zamrugał kilkakrotnie, ze zdezorientowaniem przeskakując spojrzeniem pomiędzy starszymi chłopakami.
- Żeby to było, kurwa, ostatni raz - wymamrotał pod nosem Theo i łapiąc łokieć Dunbara w bolesny sposób, pociągnął go za sobą w stronę wyjścia.
- Ej no, co robisz? - fuknął na niego blondyn, kiedy wyszli na przedpokój. Wyswobodził się z uścisku i w zamian splótł ich dłonie, mówiąc: - Tak lepiej.
Raeken wszedł na schody, nie komentując tego. W tej chwili miał to głęboko w poważaniu, liczyło się tylko to, żeby blondyn nie uciekł mu gdzieś po drodze. Theo się zdenerwował. I to bardzo. Głupotą tego chłopaka i własnym brakiem odpowiedzialności. Wiedział, że to jego wina, nie było na to innego wytłumaczenia, przecież gdyby go pilnował, Liam co najwyżej wypiłby więcej niż zwykle. I nie wziąłby żadnej tabletki od cholernego Douglasa, którego nie powinno tam być.
Oby Argent im dojebał.
- I czemu się znowu denerwujesz? - odezwał się Liam, kiedy weszli na piętro. - Zrobiłem coś nie tak?
- Tak, mógłbyś mieć swój rozum i nie brać niczego od obcego typa, no kurwa, no - warknął zirytowany, ściskając jego rękę. Nie dając blondynowi czasu na odpowiedź, otworzył drzwi do pokoju gościnnego. - Właź.
- Ale tu jest ciemno - odpowiedział oburzony Liam. - I weź się rozluźnij, to boli.
Mówiąc to, kciukiem pogładził dłoń Raekena, który tylko prychnął i wyswobodził rękę. Wepchnął go do środka i nie zapalając światła, skierował się do drzwi od łazienki, ciągnąc ze sobą Dunbara.
- Ostatni raz, kurwa, zostawiam cię samego na jakiejś imprezie - oznajmił rozdrażnionym głosem, włączając światło w toalecie. Puścił blondyna, zamykając za nimi drzwi, i wskazując głową pralkę rozkazał: - Siadaj.
Liam posłusznie wykonał polecenie, a Theo wziął mały ręcznik do rąk, podchodząc do umywalki. Odkręcił kran i zmoczył ręczniczek w letniej wodzie. Łazienka była przestronna i Dunbar znajdował się za jego plecami. Mimo to, Raeken doskonale wiedział, że chłopak na niego patrzy, czuł na sobie jego wzrok. Przesadnym ruchem wycisnął nadmiar wody z ręcznika i podszedł do Dunbara. Nic nie powiedział, tylko przyłożył dłoń do jego czoła, próbując oszacować temperaturę jego ciała.
- Jesteś cały rozpalony - mruknął, składając wilgotny materiał w rękach i jednocześnie nawiązał kontakt wzrokowy. Jednak Liam tylko patrzył na jego usta, przygryzając przy tym swoją wargę. Raeken westchnął cicho, powstrzymując się od przewrócenia oczami. - Ściągnij koszulkę.
- Po co? - spytał, posłusznie wykonując polecenie. Po intonacji głosu i błysku w jego oczach Theo domyślił się, o czym pomyślał Liam. On tylko pochylił się do niego, układając zwinięty ręczniczek na jego karku.
- Bo nasiąknęłaby wodą - wymamrotał starszy, sprawdzając godzinę na telefonie. Z tego co pamiętał, okłady powinno zmieniać się co piętnaście minut, dlatego chciał pilnować czasu. Z westchnieniem podszedł z powrotem do umywalki i wziął drugi ręczniczek, tym razem nawilżając go tylko w jednym miejscu. Również wycisnął nadmiar wody i odwrócił się do Liama, schłodzonym materiałem ostrożnie ocierając jego czoło.
- Masz ładne oczy, wiesz? - odezwał się Dunbar, a Theo nic sobie nie zrobił z jego słów. Głównie dlatego, że chłopak był naćpany, a jutro nie będzie pamiętać, co mówił.
- Wiem.
- I ładne usta - kontynuował Liam, podczas gdy starszy próbował skupić się na swojej czynności. - Takie ku...
- Daruj sobie, ja cały jestem zajebisty - przerwał mu od niechcenia Raeken, poprawiając włosy chłopaka, które zaczęły lepić się do jego czoła przez zwilżenie. Zaczesał kosmyki do tyłu.
Liam cicho parsknął śmiechem na jego słowa.
- I skromny - dodał rozbawiony.
- Oczywiście.
- I kulturalny - ciągnął Dunbar, a z jego ust nie schodził szeroki uśmiech. Theo na chwilę przestał schładzać czoło młodszego, oparł dłonie na pralce po obu stronach jego ciała i spojrzał mu w oczy, dostrzegając w nich iskierki szczerej radości. Dawno jej u niego nie widział. Bądź dawno nie patrzył mu tak głęboko w oczy.
- Kiedy wymaga tego sytuacja - potwierdził Raeken, wpatrując się w jego rozszerzone źrenice. Ciągle mu przypominały, jak duży błąd popełnił.
- Szkoda, że taki czuły też jesteś tylko czasami - wymamrotał Liam, zjeżdżając wzrokiem na usta stojącego chłopaka.
- Nie można mieć wszystkiego - wychrypiał brunet.
- Ale da się mieć kogoś, kto będzie dla ciebie wszystkim - odpowiedział Dunbar, po czym uśmiechnięty dodał: - Czyli można mieć wszystko.
- Ale "mieć coś" oznacza "posiadać coś na zawsze". A ludzie mają tendencję do znikania bez słowa, Liam - stwierdził Theo, wracając do schładzania jego czoła.
- Lubię, kiedy mówisz moje imię. - Uśmiechnął się szerzej blondyn, patrząc w jego oczy.
- Wisi mi to co lubisz, a czego nie - oznajmił Raeken i odkładając na pralkę wilgotny ręczniczek, spuścił wzrok na telefon, by sprawdzić godzinę.
Piętnaście minut właśnie minęło, dlatego ściągnął mokry materiał z karku Dunbara i odwracając się do umywalki, znowu zmoczył go w letniej wodzie. Wycisnął jej nadmiar i składając go w podobny sposób do poprzedniego, ponownie ułożył ręczniczek za szyją chłopaka.
- Lubię, kiedy jesteś taki opiekuńczy - mruknął Liam, a Theo poczuł jak chłopak obejmuje go w pasie. Spojrzał w oczy blondyna, uświadamiając sobie jak blisko są ich twarze. Przed chwilą wydawało mu się, że było tu więcej miejsca.
- A ja lubię, kiedy siedzisz cicho, więc łaskawie stul pysk - odpowiedział oschłym głosem, odrywając od siebie ręce blondyna. Wziął z pralki wcześniej odłożony ręczniczek i ponownie zaczesał włosy młodszego do tyłu, zaczynając zwilżać jego rozpalone czoło. Starał się nie słuchać tego co mówił Dunbar, a już na pewno starał się odsunąć od siebie myśli, że nie potrafi być opiekuńczy. Zawsze to inni nim się zajmowali, zresztą opieka wiązała się z odpowiedzialnością.
On dzisiaj pokazał jak bardzo sobie z nią nie radzi.
Chwilę później znowu poczuł jak Liam obejmuje go w pasie, nieznacznie przyciągając do siebie. Tym razem jednak nic nie powiedział, jakby stosując się do tego, co nakazał mu przed chwilą Raeken. Kiedy brunet uświadomił sobie, że odpychanie od siebie chłopaka jest bezcelowe, pozwolił mu się tak obejmować, jednocześnie pilnując dystansu pomiędzy nimi. Trwali tak w milczeniu, Theo cały czas kontrolował czas i co piętnaście minut wymieniał ręczniczek na karku młodszego. Dunbar posłusznie siedział cicho, patrząc tylko na niego tymi swoimi wielkimi oczami, kilkakrotnie na dłuższy czas skupiając wzrok na jego ustach. Miejscami to irytowało Raekena, jednak za każdym razem stwierdzał, że nie warto go upominać, skoro Liam i tak to zignoruje.
Cholera, rzeczywiście byli jak on i Derek.
W końcu brunet ze spokojną głową stwierdził, że temperatura ciała chłopaka jest w granicach normy. Oba ręczniczki odłożył na kaloryfer i razem z Liamem wyszedł z łazienki do przytulnego pokoju, pogrążonego w półmroku. Ciemność rozpraszały jedynie wiązki światła z lampy ulicznej, które wpadały do środka przez okno. O dziwo, blondyn nadal się nie odzywał, co bardzo odpowiadało Raekenowi. Jedynie, gdy starszy kazał mu rozebrać się do spania, Liam coś tam mruczał pod nosem, czego Theo nie był w stanie zrozumieć. Choć domyślił się, że miało to być coś na wzór głupkowatego komentarza.
Theo ściągnął z siebie bluzę, kantem oka obserwując Dunbara, który był po przeciwnej stronie łóżka. Brunet zastanawiał się, czy powinien ściągać też koszulkę. Obawiał się, że Liam mógłby coś zauważyć, jednak jego stan dość bagatelizował sytuację. Zwłaszcza, że naćpany Dunbar uwierzy w kłamstwo jeszcze łatwiej, niż normalnie. Ale cholera, jaką miałby mieć wymówkę na tyle cięć, ile już widniało na jego przedramieniu?
- Co tak stoisz? - odezwał się blondyn, Theo spojrzał na niego. Dunbar był już w samych bokserkach i odkładał swoje rzeczy obok łóżka. - Mam ci pomóc?
- Nie - odpowiedział stanowczym głosem, ściągając z siebie koszulkę, jednak chłopak i tak do niego podszedł.
- Na pewno? - Uśmiechnął się, stając na tyle blisko, że Theo widział tylko jego twarz. Jego twarz i nazbyt rozszerzone źrenice. Patrzył w jego oczy i widział ten błysk pożądania, który zdążył zauważyć już wcześniej. Spiął się nieco, kiedy poczuł dłoń młodszego przy gumce swoich spodni.
- Liam - upomniał go, zabierając od siebie jego ręce.
- No co? - mruknął niewinnie blondyn i stając na palcach, przytulił się do niego mocno.
Raeken spiął się jeszcze bardziej przez gorące ciało młodszego. Nim zdążył coś powiedzieć, poczuł jego usta na swojej szyi. Znieruchomiał na moment, przez ciepłe wargi Dunbara, który składał coraz to nowsze pocałunki na jego skórze, wzdłuż jego karku.
- Liam - powtórzył, tym razem nieco bardziej surowym tonem. Blondyn ostatni raz cmoknął go przy żuchwie, po czym dopiero odsunął się niewiele.
- Mogę buzi? - poprosił blondyn, jakby ignorując każde poprzednie ostrzeżenie. Zjechał spojrzeniem na usta bruneta i nim chłopak zdążył zaprzeczyć, dodał: - Jeden buziak.
Theo chwilę po prostu patrzył w jego oczy, choć Liam miał skupiony wzrok na jego wargach. Raekenowi aż nie chciało się wierzyć w to, do jakiego stanu doprowadził się ten chłopak. Westchnął cicho i, nie mając siły na zaprzeczenia, ujął twarz młodszego, całując go w czoło.
- Ej no, Theooo - jęknął niezadowolony blondyn.
- Był jeden buziak - oznajmił, odsuwając się od niego. - I nie dostaniesz więcej.
- Czemu? - oburzył się Liam, podczas gdy starszy zaczął ściągać swoje spodnie.
Nie odpowiedział, odłożył swoje ubrania i położył się na łóżku. Chciał przewrócić się na bok, jednak uniemożliwił mu to blondyn, który usiadł okrakiem na jego brzuchu. Theo od razu przez to wyczuł, że Liam jest podniecony. Leżał tak nieruchomo, wpatrując się w Dunbara, który oparł dłonie na jego klatce piersiowej. Brunet ujął jego biodra, by go jakoś z siebie ściągnąć, jednak zapomniał o tym, gubiąc się w jego oczach. Liam natomiast skupiał spojrzenie tylko na jego rozchylonych wargach, jakby nie zwracając uwagi na nic innego.
Wolno przesuwając dłoń po jego torsie, Liam pochylił się nad nim i przez dłuższą chwilę Theo nie był w stanie zareagować. Był zbyt zaskoczony jego śmiałością, by uwierzyć, że to dzieje się naprawdę. Jak zahipnotyzowany, wpatrywał się w oczy chłopaka, który zmniejszał odległość pomiędzy nimi. W końcu brunet ocknął się, kiedy ich twarze dzieliły milimetry i złapał szczękę Dunbara, nim ten złączył ich usta. Nieumyślnie zrobił to w bolesny sposób, czego powodem była rozpraszająca walka o kontrolę nad sobą.
- Podczas seksu też jesteś taki brutalny? - spytał zniżonym głosem Liam, cały czas skupiając wzrok na wargach Theo.
Nie odpowiedział mu, a on nie dodał nic więcej. Te słowa zawisły w powietrzu, żaden z nich się nie odezwał, żaden z nich się nie ruszył i żaden z nich nie patrzył w oczy drugiego. Trwali w tej samej pozycji, oboje wzrok mieli skupiony na swoich ustach i byli na tyle blisko siebie, że ich oddechy mieszały się ze sobą. A Raeken poczuł jak zaczyna brakować mu powietrza.
Theo wpatrywał się w pełne wargi Liama, które w tym momencie wydały mu się cholernie kuszące. Ciężko przełknął ślinę, orientując się, że zaczyna myśleć o nim w ten sposób. Ciepło jego ciała, bliskość i błysk pożądania w jego oczach sprawiały, że poczuł jak budzi się w nim podniecenie. Przygryzł wargę, wyobrażając sobie smak ust Liama.
- No dalej, T - wyszeptał blondyn, napierając na niego, by dosięgnąć jego ust. - Wiem, że tego chcesz.
Raeken wzmocnił uścisk na szczęce Dunbara, czując przyspieszone bicie własnego serca. Blondyn miał rację, Theo zdążył się pobudzić przez zaistniałą sytuację. Przeważnie nie musiał hamować się w tego typu okolicznościach, dlatego teraz czuł jak trudno jest mu utrzymać kontrolę. I jak szybko wzrasta to cholerne pożądanie.
Przez myśl przeszło mu, że mógłby sobie na to pozwolić. Przez krótki moment nie widział żadnych przeszkód, w końcu nie zależało mu aż tak bardzo na relacji z Dunbarem. Potrafiłby sobie poradzić ze zdegustowanym wzrokiem chłopaka i jego reakcją następnego dnia.
- Theo... - odezwał się zniecierpliwiony Liam, a brunet poczuł jego ciepły oddech na swoich ustach, co uświadomiło mu, jak blisko ma go teraz przy sobie. I jak niewiele dzieli ich od pocałunku.
Jednak Liam był już dość rozbity psychicznie i Theo widział to chociażby poprzedniej nocy. Wiedział, że zderzenie z czymś tak obcym mogłoby źle na niego wpłynąć.
- Nie - odpowiedział w końcu, z trudem nawiązując kontakt wzrokowy.
Nie chciał pozwolić sobie nawet na głupi pocałunek, bo doskonale wiedział, że nie potrafiłby tylko na tym skończyć. Pomimo odmowy, Liam nie przestawał patrzeć na niego w ten sam sposób. Dunbar poprawił się na nim, przez co Theo wyraźniej poczuł jego erekcję, a to na moment go rozproszyło.
I ten moment wystarczył, nieświadomie poluźnił uścisk, co Liam wykorzystał i przywarł do jego ust. Raeken dopiero kilka długich sekund później odruchowo przymknął oczy i poruszył wargami, powolnie oddając pocałunek. Ujął jego policzek i mocniej naparł na niego ustami, na co blondyn odpowiedział mu tym samym. Jego miękkie wargi nadawały subtelny rytm, a Theo nieświadomie zapamiętywał ich smak.
W końcu jednak pogłębił pocałunek, to był jego odruch albo po prostu chciał pokazać, że to on tutaj rządzi. Liam odwzajemnił to, ich języki ocierały się o siebie, przy czym Raeken zaznaczał swoją dominację. Dunbar wcale nie protestował, całował go z tą młodzieńczą werwą, zupełnie jakby to był ten pierwszy pocałunek w jego życiu. Tak tym zaabsorbował Theo, że dopiero kiedy blondyn otarł się o jego krocze, do starszego dotarło co się dzieje.
- Cholera, Liam - sapnął, odrywając się od jego ust. Nim jednak zdążył dodać coś więcej, Dunbar znowu złączył ich wargi, tym samym sprawiając, że Theo zapomniał co chciał powiedzieć. Świadomość ich złączonych ust jakby całkowicie wypełniła jego myśli, nawet nie wiedział kiedy wstrzymał oddech.
Pogłębił pocałunek, znów rozpoczynając walkę o dominację. Ich języki ocierały się o siebie, rodząc te przyjemne dreszcze u nich obu. Raeken nie potrafił tego przerwać. Odwzajemniał to wszystko, z bijącym sercem, skupiając się jedynie na ustach Liama. Były takie miękkie, idealnie pasujące do jego.
Theo stanowczo był pijany.
Powietrze zatrzymane w płucach przyprawiło go o kolejną dawkę adrenaliny, jednak nie potrafił nabrać oddechu. W pewnym momencie nieco zwolnili tempa. Liam całował go z taką pasją, zupełnie inaczej niż Daniel. Theo sapnął w jego usta, wypuszczając wstrzymywane powietrze i jakby z trudem nabrał kolejny wdech, nie przerywając pocałunku. Oddał się słodkiej iluzji czułości, naprawdę nie chciał tego przerywać.
Ich języki jakby wyraźniej otarły się o siebie, przez to Raekena przeszły przyjemne dreszcze. Mruknął w jego usta, wyobrażając sobie to wszystko, co by z nim zrobił. I, cholera, teraz sam miał spory problem w bokserkach. Te głębokie pocałunki podniecały go automatycznie, przecież normalnie Liam niczym go nie pociągał. Ale tak przyjemnie całował. W sposób, który potrafił do niego dotrzeć bardziej niż to, co robił z Danielem. Pod słodką otoczką poczucia czułości, również kryło się pożądanie, które jako jedyne było punktem upodabniającym to do wstępu jego ostatniego stosunku.
Skupił się na tym pocałunku, w zupełności zapominając, że wypadałoby to przerwać. Ostatni raz pogładził jego policzek i przeniósł dłoń na jego plecy, przytrzymując je, gdy podnosił się do siadu. Pomimo zmiany pozycji, Liam przylegał do niego całym ciałem, obejmując szczelnie, w taki uroczy sposób. Raekenowi za to przeszła ochota na słodkości, pożądanie już prawie przejęło nad nim kontrolę. W tej pozycji krocze blondyna tak idealnie pasowało do jego. Poprawił chłopaka, bardziej przytulając do siebie, Liam przez to poruszył biodrami i mruknął w jego usta, subtelnie ponawiając ruch. Tarcie na jego erekcji wywoływało w Raekenie te podniecające dreszcze. Zniewalały go, przez to sapnął w usta blondyna.
Cholera, tak bardzo chciał więcej.
Kolejny przypływ pożądania i zastrzyk adrenaliny skusiły go do śmielszych ruchów. Zjechał dłonią na jego pośladek i ścisnął go, dociskając jego biodra do swoich. Dzięki temu lepiej wyczuł jego sztywną erekcję, a Liam znów zamruczał mu w usta, ten dźwięk skojarzył się Theo ze stłumionym jękiem co podwójnie na niego zadziałało. Wiedziony impulsem, Raeken z siadu przewrócił ich tak, że teraz to on był na górze. Przy tym nieumyślnie otarł się kroczem o jego, a fala podniecenia jeszcze bardziej zamąciła mu w głowie. Przez to mruknął w jego usta, czując jak ogarnia go przyjemne uczucie, kiedy Liam ujął jego twarz w dłonie.
Jak tak dalej pójdzie to w ogóle nie będzie mógł się powstrzymać. Theo pogłębił pocałunek, napierając bardziej na jego ciało. Wtedy dotarło do niego, że znów było rozgrzane, to zapaliło mu czerwoną lampkę w głowie i przypomniało, dlaczego powinien się powstrzymywać. Jęknął cierpiętniczo, gdy uświadomił sobie, do czego to wszystko prowadzi. Nim podda głos rozsądku wątpliwościom, przerwał od razu pocałunek i podniósł się, uwalniając z uścisku blondyna. Przysiadł na klęczkach, wplatając dłoń we włosy, oddech miał zupełnie nierówny. Nieprzyjemny chłód jaki go ogarnął niemal raził jego skórę.
- Mh, Theo... - jęknął prosząco Liam.
Mimo woli, Raeken zlustrował wzrokiem ciało leżącego przed nim chłopaka. Miał całkiem dobrze zarysowany tors i mięśnie brzucha, po których Dunbar przesunął sobie dłonią. Brunet powiódł za nią wzrokiem jeszcze niżej, gdzie Liam sięgnął ręką, i nawet pomimo półmroku Raeken dostrzegł jego odznaczającą się erekcję. Przez materiał bokserek blondyn przesunął sobie po niej dłonią, Theo nieświadomie przygryzł wargę. Na ten widok zrobiło mu się gorąco. I to cholernie, zwłaszcza między nogami.
- Liam, skończ - sapnął marszcząc brwi i przymknął oczy, przecierając twarz dłońmi. Musiał się opanować, a nie myśleć o tym, w jakiej pozycji by go zerżnął.
- A ty mi nie pomożesz skończyć? - Głos Dunbara zabrzmiał dla niego naprawdę kusząco. Usłyszał jak chłopak podniósł się do siadu, poczuł jego obecność tuż przed sobą. Raeken przełkną ślinę, przeczesując ręką włosy. Nie otwierał oczu, nie chciał katować się jego podniecającym widokiem.
Poczuł jak Liam ujmuje jego policzek, a sekundę później po przeciwległej stronie twarzy musnęły go usta chłopaka. Pocałunkami Dunbar zszedł niżej, na jego szyję, krótko zasysając skórę w niektórych miejscach. Raeken nieświadomie odchylił głowę, jakby wtulając się w jego dłoń, by dać mu lepszy dostęp. Tak bardzo skupił się na jego wargach, że przyjemny stan otępienia znów go obezwładnił. Przez materiał swoich bokserek poczuł jak blondyn potarł jego przyrodzenie, a zalewająca Theo fala przyjemnych dreszczy zmusiła go do niekontrolowanego, głębokiego westchnięcia.
- Liam... - ujął jego dłonie odsuwając od siebie. Zmusił się do otworzenia powiek i spojrzał mu w oczy, w te rozszerzone źrenice.
- Lubię, kiedy mówisz moje imię. - Uśmiechnął się, jakby wcale już dzisiaj tego nie mówił.
- Liam, skup się, proszę. - Spróbował znowu Theo, układając dłoń na jego policzku. Poczuł nienaturalne ciepło, to sprawiło, że od razu zrzucił swoje fizjologiczne potrzeby na drugi plan. - Jesteś cały rozgrzany, musisz...
- Tak na mnie działasz, nie wiedziałeś? - Dunbar uśmiechnął się szerzej, wyraźnie rozbawiony.
- Skończ z żartami, szczeniaku, proszę - drążył uparcie, badając wzrokiem jego twarz.
- Wymiękasz, Teddy? - Rozbawiony Liam uniósł brwi, zaraz jednak spuścił wzrok na jego usta. - Dziwne, przed chwilą czułem, że odwrotnie.
Raeken wtedy zdał sobie sprawę, że nie przemówi mu do rozsądku.
- Nie będę się z tobą pieprzył, Liam, nie chcesz tego. Jesteś naćpany. - Mówił to, chyba bardziej dla siebie, bo naprawdę był bliski przekroczenia tej granicy. Mówił to, jakby musiał utwierdzić się w przekonaniu, że podejmuje właściwą decyzję.
- Mówiłeś, że czekasz aż będę chciał sprawdzić swoją orientację - wypomniał mu. Theo cofnął od niego swoje dłonie. - To jest ten moment, a ty się wycofujesz.
Raeken uniósł brwi. Liam był naćpany i sprowokował go, a teraz jeszcze będzie mu robił szantaż emocjonalny?
- To co miałeś, to już sprawdziłeś. Twój sztywny kutas jest tego najlepszym przykładem. - Theo zaczął podnosić się z łóżka, musiał zwiększyć odległość pomiędzy nimi, by wyraźniej dopuścić do głosu swój zdrowy rozsądek. Dunbar również zaczął wstawać, dlatego starszy zadbał o odpowiednią odległość pomiędzy nimi. - A teraz idź weź zimny prysznic.
- A pójdziesz ze mną? - Blondyn zrobił krok w jego stronę, ujmując jego dłoń.
Theo westchnął i pociągnął go w stronę łazienki. Nie miał zamiaru odmawiać na głos. Zrozumiał, że to nic nie da, jeżeli Liam na trzeźwo był uparty, tak w tym stanie był wyjątkowo upierdliwy, jak pierdolony osioł. Raeken w tym wszystkim najbardziej irytował się na siebie, cholera, nie powinien był w ogóle do czegoś takiego dopuścić. Nie powinien go w ogóle zostawiać wtedy samego, przecież ze swoją naiwnością Liam mógł skończyć o wiele gorzej.
Wprowadził go do pomieszczenia, zapalając światło, które poraziło ich obu. Liama jakby bardziej, chłopak aż zatrzymał się, przecierając oczy. Raeken wykorzystał to, by w kabinie prysznica włączyć wodę z odpowiednią temperaturą. Chciał mieć pewność, że Dunbar się nie przegrzeje.
- Nie rozbierasz się? - Theo spiął się, kiedy poczuł palce Liama na gumce swoich bokserek.
- Dunbar - warknął na niego, bo chyba tylko agresja tu będzie skuteczna. Odsunął od siebie jego dłonie. - Sam się rozbieraj, nie będę brał z tobą prysznicu.
- Ale ty sztywny jesteś, ja pierdole - skomentował pogardliwym głosem Liam, który rzeczywiście zaczął ściągać swoją bieliznę. Theo w porę odwrócił głowę, by znów nie stracić rozsądku, wolał teraz nie oglądać Dunbara nago.
- Jestem - wymamrotał pod nosem Raeken, słysząc jak blondyn wszedł do kabiny. - Nie zmieniaj temperatury wody.
- Dlaczego? - Theo usłyszał, że Liam wziął słuchawkę.
- Bo się zepsuje - skłamał, licząc na to, że taki argument bardziej go zmotywuje do posłuszeństwa. Skierował się do wyjścia, nadal wzrokiem unikając nagiego blondyna. - Zresztą powinna być dla ciebie idealna.
Nie czekając na odpowiedź, Theo wyszedł z łazienki, zamykając za sobą drzwi. Szum lecącej wody został stłumiony, mimo to Raeken wiedział, że utrudni mu to zaśnięcie. O ile w ogóle będzie potrafił zasnąć. Kumulujące się w nim do tej pory emocje zaczynały powoli wypływać na powierzchnię. Wciąż tkwiło w nim podniecenie, które usilnie hamował, ciągła erekcja naprawdę go irytowała. Westchnął głęboko i położył się na łóżku, przecierając twarz dłońmi.
Przygryzł wargę, zastanawiając się, jak do tego, cholera, doszło, że prawie stracił nad sobą kontrolę. Zwykle się nie hamował w tego typu sytuacjach, ale czy to było tylko to? Przymknął oczy, skupiając się na tym, by wyzbyć się podniecenia. Jednak mimowolnie w jego głowie pojawiła się myśl, gdzie do tej pory miał oczy? Jakim cudem przegapił te wszystkie rzeczy podczas ich znajomości? Albo był tak bardzo pijany, albo dopiero teraz dotarło do niego, jaki Dunbar jest atrakcyjny.
Przewrócił się na bok i przykrył kołdrą jedynie do połowy, bo wciąż było mu gorąco. Zza ściany słyszał włączony strumień wody, miał tylko nadzieję, że Liam posłuchał go co do temperatury. Wsunął lewe przedramię pod poduszkę, przymykając oczy. Cały ten wieczór cholernie go wykończył, a wyrzuty sumienia dodatkowo dobijały.
Jak mógł, cholera, na to pozwolić? Nie powinien był go zostawiać samego, gdyby był z nim przecież nic takiego by się nie stało. No i jakie długi? Chłopak, z którym Theo zastał Liama, wydawał się mówić poważnie. Raeken zacisnął szczękę, bezsilnie wtulając się w poduszkę. No tak, jak mógł być tak głupi? Przecież jasnym było, że dragów nie dostaje się za darmo. Z tego co orientował się Raeken, Dunbar na tej imprezie miał ze sobą chyba tylko telefon. Na pewno nie portfel, jakiej więc innej zapłaty można by się spodziewać? Dla Theo odpowiedź nasuwała się sama. Miał nadzieję, że Liam wziął tylko jedną tabletkę. Jak na mieszanie z alkoholem, tyle już wystarczyło do nieszczęścia, a co dopiero zwiększona dawka.
I tak leżał, próbując zasnąć. Usilnie odsuwał od siebie wszelkie niepokojące myśli co do jutrzejszego poranka. Co jeśli w nocy temperatura ciała Liama znowu się podniesie, a on będzie spał niczego nieświadomy? Raeken czuł ciarki na plecach na wyobrażenie, że Dunbar mógłby skończyć tak samo jak Brett. Ogarniający go stres podsuwał mu same czarne scenariusze, co jeśli organizm Liama nie wytrzyma? Musieliby w środku nocy jechać do szpitala. I jak to by wyglądało? Miałby powiedzieć, że zostawił chłopaka samego sobie i ten wziął od kogoś obcego tabletkę? Prawda brzmiała żałośnie, a ta żałość tylko wzmacniała jego poczucie winy.
Czuł, że wszystko spierdolił, znowu.
Raeken zacisnął mocniej powieki, kiedy poczuł palące łzy w kącikach oczu. Cholera, był taki okropnie toksyczny. Wszystkim dokładał problemów, jeśli nie własnych, to za jego sprawą inni sami je sobie robili. Derek i Liam byli tego najlepszymi przykładami. Mimowolnie Theo wciąż najbardziej martwił się o Dunbara. Ile chłopak z tego będzie pamiętał? Co jeśli on sam obwini go za to wszystko? Raeken zdawał sobie sprawę z własnej winy i wizja kolejnej osoby, wytykającej na głos jego błędy, była dla niego zwyczajnie przytłaczająca.
Cholera, rzeczywiście gdyby się zabił byłoby lepiej.
Przełknął ślinę, przypominając sobie o żyletce w obudowie telefonu. Chyba powinien wstać i zamknąć się w innej łazience, w końcu powinien ponieść karę za swój brak odpowiedzialności. Z tego wszystkiego Theo zaczynał bać się poranka. Panująca wokół cisza stała się dla niego ciężka. I niepokojąca, uświadomił sobie, że nie słyszy już szumu wody zza ściany. Nim zdążył podjąć decyzję o wstaniu, nagły dźwięk otwierania drzwi łazienki sprawił, że o mało się nie wzdrygnął. W duchu odetchnął z ulgą, Liam jednak żyje.
- Theo, śpisz? - usłyszał jego zniżony głos. Theo ani myślał mówić prawdy. Czuł jak chłopak wszedł na łóżko. Zamiast położyć się na swojej połowie, Dunbar pochylił się nad nim. Raeken, skrupulatnie dbając o wiarygodność snu, ani drgnął. - Szkoda, liczyłem na buzi na dobranoc.
Czemu musiałeś się śćpać, idioto? - pomyślał brunet, dalej z powodzeniem udając sen.
- Dobranoc, Teddy. - Raeken poczuł jego usta na swoim policzku. Liam cmoknął go mocno i przeciągle, ten sposób wydał się uroczy dla starszego. Stanowczo był bardziej pijany niż myślał. I, cholera, nie zasłużył na żadne "buzi". Liam wreszcie odsunął się od niego, wsuwając pod kołdrę. Jeszcze chwilę wiercił się w poszukiwaniu wygodnej pozycji, aż w końcu nastała błoga cisza.
Dobranoc, szczeniaku.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro