Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 51

Liam chciał przewrócić się na drugi bok. Jednak gdy jego ręka napotkała opór, do jego jeszcze na wpół śpiącego umysłu dotarło, że zmiana pozycji jest niemożliwa. Zmusił się do otwarcia oczu i gdy zobaczył na swojej klatce piersiowej czyiś bark, uświadomił sobie, że czuje również na sobie ciężar ciała, do którego zdążył się przyzwyczaić przez całą noc. Dotarło do niego, że odczuwa także czyiś płytki oddech przy szyi.

Wtulił się w niego, zupełnie jakby był wielką przytulanką i przymknął ponownie oczy, rozważając czy powinien spać dalej. Nie miał pojęcia, która jest godzina i czy nie spóźni się do szkoły. Ale Theo był przecież zorganizowany, na pewno miał jakiś budzik. Co jeśli go nie usłyszeli? Zresztą samo to "zorganizowanie" Liam poddał wątpliwości, gdy przypomniał sobie stan, w jakim zastał Theo dzisiejszej nocy.

Chłopak był załamany, co do tego Liam nie miał wątpliwości. Nawet jeżeli sam Raeken twierdził inaczej. Pierwszy raz blondyn widział go w takim stanie, co oznaczało, że problemy gnębiące Theo są stosunkowo świeże lub dobrze je ukrywał, niezależnie od długości ich trwania. Dunbar przypomniał sobie spojrzenie Theo, które bardzo dobrze wyryło się w jego pamięci. I przez nie Liam odniósł wrażenie, że Raeken przez cały czas sam walczył z czymś, co go przerastało. Dunbar uwierzył w to jeszcze bardziej, gdy przypomniał sobie noc po zawodach, kiedy to Theo przyszedł do niego, również nietrzeźwy.

Blondyn objął go bardziej, wplatając dłoń w jego włosy, którymi zaczął się bawić. Nie był pewien tego, co powinien zrobić. Theo nie zachowywał się, jakby chciał pomocy, w czym Liama utwierdziły wczorajsze próby Raekena wyproszenia go z domu. Dunbar nie mógł tego tak po prostu zostawić i zapomnieć. A może jednak? W końcu wedle ich układu, nie powinni do tego wracać. Zresztą po co w ogóle miałby coś robić? Przecież Theo nie zrobiłby tego samego dla niego. Nie myślałby o złamaniu umowy, byleby tylko spróbować mu pomóc. Liam to wiedział, głównie przez pamięć o tym jak łatwo Theo zawarł układ i się go trzymał. Nie zależało mu na dojściu do prawdy i pomocy w rozwiązaniu problemu.

Westchnął, nieświadomie ręką dalej przeczesując jego włosy. Były wyjątkowo miękkie.

Jego dobroczynne uczucia przygasły jeszcze bardziej, gdy przypomniał sobie rozmowę z Danielem. Pomimo tego, że już omówił to z Raekenem, dalej miał wątpliwości. Co stało na przeszkodzie, by starszy go zwyczajnie wtedy nie okłamał? W końcu był w tym całkiem dobry. Choć z drugiej strony, jego kłamstwo nie miałoby sensu. Może i Liam nie uważał swojego pokrewieństwa z Malią za jakąś wielką tajemnicę, jednak nie chwalił się tym na prawo i lewo. Ktoś musiał powiedzieć Danielowi i Dunbar chciał się dowiedzieć, kto to zrobił. W końcu sprawa dotyczyła niego, więc miał do tego pełne prawo.

- Liam, zostaw moje włosy - jęknął zaspany Raeken. Dunbar mrugnął zdziwiony bo nie spodziewał się, że taka drobnostka może go obudzić.

- Sory - mruknął, zabierając rękę.

Theo westchnął i nosem delikatnym ruchem przesunął po jego szyi, chowając głowę w jej zagłębieniu. Liama przeszły ciarki i już sam nie wiedział czy to przez ciepły oddech bruneta, czy gest jaki wykonał. Mimowolnie blondyn przypomniał sobie Halloween i moment, zanim powiedzieli sobie "Dobranoc". Poczuł jak przyspieszyło mu serce, a najgorsze w tym wszystkim było to, że nie wiedział dlaczego. Coraz częściej w jego głowie pojawiały się ciche myśli, że Theo chciał go pocałować w tamtym momencie. A Dunbar próbował odsuwać od siebie te myśli, bo przecież sam by tego nie zrobił. A może Theo też nie? W końcu był wtedy pijany, raczej nie myślał racjonalnie.

- Chryste, czym ty się tak stresujesz?

- Co? - wydusił, nie rozumiejąc o co mu chodzi. Ton jakim powiedział to Raeken jeszcze bardziej zdezorientował Liama.

- Czuję jak serce ci wali - wyjaśnił przymusowo.

- Nieważne.

Blondyn nie miał pojęcia co innego powiedzieć. Coś mówiło mu by nie rozmawiać o tym akurat z Raekenem. Liam przeważnie stawiał na szczerość, ale w tym przypadku nie czuł, by mógł sobie na nią pozwolić. Stchórzył. Poczuł jak Theo westchnął głęboko, jakby już zmęczony rozmową. Pomiędzy nimi zaległa cisza, a Dunbar zaczął się zastanawiać, czy starszy kiedykolwiek obudził się z dobrym humorem. Choć z drugiej strony był ciekawy, czym jest to spowodowane. Rozmyślania zeszły jednak na drugi tor, gdy przypomniał sobie, że nie wie, która jest godzina.

- Theo?

- Hm? - Liam przy tym poczuł jego ciepły oddech na swojej skórze. Ciężko przełknął ślinę i odezwał się dopiero, gdy z powrotem był w stanie mówić.

- Nie spóźnimy się do szkoły?

- Jezu, nie, weź, kurwa - jęknął tak zbolałym głosem, że aż zdziwił tym blondyna. Liam poczuł jak Raeken bardziej się w niego wtulił, co skojarzyło mu się z ich rozmową w nocy. Znów przypomniał sobie to wszystko i natychmiast połączył tamtą bezsilność z jego obecnym stanem. Theo podparł się na łokciach tak, by móc spojrzeć mu w oczy. - Możemy dzisiaj nie iść na lekcje? - Jego błagalne spojrzenie niemal rozbroiło Liama. - Proszę?

Dunbar wpatrywał się w jego łagodne tęczówki pełne swego rodzaju nadziei. I nawet zaczął się zastanawiać nad ewentualnymi konsekwencjami, gdyby sobie dzisiaj zrobili wolne. Szybko jednak przypomniał sobie, że w końcu dzisiaj jest wtorek. Czyli mają trening lacrosse'a, a trener wymagał obecności na zajęciach poprzedzających zawody.

- Nie możemy - przypomniał mu, uśmiechając się smutno. - Inaczej kontynuację zawodów w czwartek przesiedzimy na ławce. Znasz Finstocka.

- Ale mówię o lekcjach. - Theo wciąż utrzymywał swój łagodny, proszący ton głosu. - Trening to co innego.

- Theo, skoro i tak będziemy tam iść, to warto to wykorzystać. Zresztą w zeszłym roku nie zdałeś przez frekwencję, powinieneś o to dbać. - Gdy tylko o tym wspomniał, Raeken bezwładnie opuścił głowę w zagłębienie jego szyi i westchnął głęboko, bezsilnie. Liam domyślał się, że chłopak nie ma najmniejszej ochoty na ruszanie się dziś łóżka. I sam Dunbar też niespecjalnie chciał to robić, jednak wolał nie skończyć jak Theo rok temu. - Właściwie to dlaczego tyle cię nie było w szkole?

Zadał to pytanie, które wcześniej chodziło mu po głowie, a o którym zapomniał. Theo w pierwszym momencie w ogóle nie zareagował, zupełnie jakby zignorował to, co usłyszał. No tak, Liam powinien się tego spodziewać. Przypomniał sobie przez to o limicie pytań, o którym Raeken chyba - całe szczęście - zapomniał. Blondyn cierpliwie czekał na odpowiedź, starając się ją wychwycić z najbliższej reakcji Theo.

Ten jednak zaczął się podnosić, by następnie wstać z łóżka powolnymi ruchami. Zdziwił tym Liama, który rozbudzony ciekawością podniósł się do siadu. Usiadł po turecku i kiedy dostrzegł, że brunet kuca przy szafce biurka, zmieszał się. Z niezadowoleniem domyślił się, że Theo wyciągnie stamtąd butelkę z alkoholem, co chłopak zrobił sekundę później. Zaskoczył Liama tym, że nie napił się od razu. Postawił trunek pełny w jednej czwartej i otworzył paczkę papierosów, wkładając jeden rulonik tytoniu do ust. Pomimo, że do tej pory Dunbar patrzył na niego z dezaprobatą, tak jego wzrok momentalnie się zmienił po zobaczeniu tych używek.

- Chcesz?

Theo patrzył na niego zupełnie neutralnym spojrzeniem. Choć jego twarz była zmęczona, to głos miał lekki, niepasujący. Może był sztuczny? To wszystko nie miało znaczenia w momencie, gdy chłopak wyraźnym gestem zaproponował mu papierosa. Blondyn zgrabnie wstał z łóżka i podszedł do niego, wyciągając z paczki jednego. Raeken odpalił swoją używkę, podczas gdy Liam usiadł na blacie biurka, tuż obok butelki z wódką. Zaciągając się, starszy wyciągnął do niego zapalniczkę.

- Nie wiem jak dokładnie odpalać - powiedział blondyn. Wolał jednak mieć pewność za taką cenę niż wygłupić się w trakcie. To nie tak, że w ogóle nie miał o tym pojęcia. Zwyczajnie chciał poznać szczegóły. Spodziewał się kpiącej reakcji, w końcu rozmawiał z Theo Raekenem.

Jednak ten cały Theo Raeken jedynie wyciągnął tlącą się używkę z ust, podsuwając ją wprost pod jego wargi. Liam wziął filtr w usta, swojego nieodpalonego papierosa podając mu w ten sam sposób. Raeken przytrzymał rulonik wargami i gdy Dunbar zabrał rękę, podpalił końcówkę, co blondyn śledził uważnym wzrokiem.

- Podpalasz i zaciągasz się jednocześnie. - Theo wypuścił chmurę. - Poczujesz dym w ustach to chowasz ogień. - Sięgnął po butelkę obok siedzącego Dunbara. - Tylko musisz uważać, żeby nie zrobić tego krzywo. Że na przykład dół się fajczy, a góra nie.

Odkręcił trunek i przyłożył gwint do ust, podczas gdy Liam zaciągnął się płytko. Gdy robił to zbyt głęboko, szybciej kręciło mu się w głowie. Obserwował stojącego przed nim Raekena, który bez skrzywienia przełykał kolejne porcje alkoholu.

- Mam rozumieć, że zmieniasz temat i nie chcesz rozmawiać o tym, o co zapytałem? - podsumował, wypuszczając dym gdzieś na bok. Starszy odsunął butelkę od ust, a Liam aż był pod wrażeniem, że chłopak nie musi niczym popić takiej ilości wódki.

- Pół na pół - odchrząknął, zaciągając się, co zrobił także Dunbar. Skrzywił się nieco, gdy poczuł zawroty głowy. - Ale skoro już musisz wiedzieć i bez tego nie przeżyjesz - na to Liam uśmiechnął się rozbawiony, jednak Theo tego nie odwzajemnił - to z początku po prostu zdarzało mi się wagarować - zaciągnął się - a potem dwa razy siedziałem w szpitalu. Koniec końców okazało się, że mam poniżej połowę obecności i mnie udupili. - Wzruszył ramionami, jakby mówił o jakiejś błahostce. - Ot, cała historia.

- Dlaczego byłeś w szpitalu? - Dunbar zmarszczył brwi, wypuszczając dym. Od tego palenia coraz bardziej robiło mu się niedobrze. Theo nie odpowiedział od razu. Najpierw napił się znów z butelki, niemal tak samo dużą ilość, co wcześniej. Kiedy skończył, gestem zaproponował mu, wprawiając tym samym w głębokie zastanowienie.

- Picie przed szkołą to raczej zły pomysł - odezwał się Liam po dłuższej chwili, patrząc przy tym na niego nieprzekonanym wzrokiem.

- Chryste, Dunbar. - Starszy przewrócił oczami, kręcąc głową. - Nie najebiesz się od paru łyków, wyluzuj. Nikt się nie zorientuje, pomijając fakt, że pewnie zejdzie z ciebie zanim zaczną się lekcje.

- To po co pić?

- Dla rozluźnienia, szczeniaku - prychnął, jakby to było oczywiste i sam przyłożył gwint do ust. Liam w tym czasie zaciągnął się, ze zmieszaniem spoglądając na połowę papierosa, która mu została. Bez problemu odczytał napis, którego koniec już był wypalony. Po lekcjach. Dunbar uśmiechnął się na fakt, że trafił prawie idealnie. Problem był jednak taki, że już nie miał ochoty wypalać tej fajki.

- No a dlaczego byłeś w tym szpitalu? - Wrócił do tematu, spoglądając na starszego, który zaciągnął się, w drugiej ręce trzymając niemal pustą butelkę.

- Nie interesuj się tyle, bo kociej mordy dostaniesz - odpowiedział dość oschle, choć jego głos zabrzmiał bezbarwnie.

- Sory - mruknął bez żadnej skruchy.

- Ty chyba już nie chcesz tego szluga, co? - zauważył, wzrokiem wskazując używkę, z której Liam nie skorzystał przez dłuższą chwilę.

- No - przyznał, obawiając się burzliwej reakcji.

- Muszę zapamiętać, żeby palić z tobą na pojary - wymamrotał do siebie Theo, zaciągając się.

- Co to znaczy? - dopytał blondyn, znów wychwytując słowo, którego znaczenia do końca nie znał. - Gadałem z Danielem to też to wspomniał.

- Co? - Brunet zmarszczył brwi i patrząc na niego uważnie, przyłożył butelkę do ust.

- Pojara - sprecyzował.

- Kiedy ty z nim gadałeś? - zapytał gdy skończył pić, a Liam dopiero zdał sobie sprawę, że chłopaka interesowała inna odpowiedź.

- No wczoraj, siedziałem przed szkołą, on do mnie podszedł i jak gadaliśmy to wyjechał mi z tekstem, że jak chcę pojarę, to żebym po prostu powiedział. Potem jak dał mi tego szluga, to zapytał czy Malia się nie wkurwi, jak dowie się, że palę. No i dodał, że jakby co to od niego nie będzie wiedzieć, bo on wie jak to jest, bo u niego w rodzinie nikt nie wie, że pali. Między innymi to był ten moment, jak dowiedziałem się, że on wie, że Malia jest moją siostrą. Czego nie powinien wiedzieć, dlatego pozwolisz, że znowu zapytam; mówiłeś mu coś na mój temat?

- Czekaj, stój. - Raeken zmarszczył brwi, przymknął oczy i potarł skronie, jakby niczego nie zrozumiał. - Za dużo mówisz. Daniel powiedział, że nikt u niego w rodzinie nie wie, że pali?

- To takie dziwne? Gościu ma szesnaście lat, wcale mu się nie dziwię. Mnie by dali areszt domowy chyba do końca życia, jakby się dowiedzieli.

- Ty i palenie to jeszcze kwestia sporna - skomentował Theo, wyrzucając swojego peta za okno. - Skoro nawet jednego szluga nie dajesz rady wypalić - mówiąc to przejął od niego końcówkę papierosa. - A "zostawić pojarę" to inaczej prosić o końcówkę fajki, jak ktoś pali, a ty nie. Cała filozofia.

- Wolałem się upewnić. - Liam wzruszył ramionami, obserwując chłopaka, który wypił cały trunek. - A tak w ogóle to utrzymujesz kontakt ze Stilesem?

Theo odstawił butelkę na blat, spoglądając na niego ze zmarszczonymi brwiami.

- Skąd to pytanie? - spytał, wyraźnie zdziwiony, kiedy już przełknął alkohol.

- Z ciekawości. Bo to chyba nie jest jakaś wielka tajemnica? - Prowokacyjnie uniósł brew. - Problemy zdrowotne rozumiem, twoja sprawa, nie chcesz o tym mówić.

- Albo odpuszczasz, bo podpytasz swojej mamuśki - prychnął, zaciągając się.

- Nie miałem tego w planach, ale w sumie to dobry pomysł. - Dunbar zamyślił się na moment, zdając sobie sprawę, że to rzeczywiście byłby prostszy sposób.

- Nie, no weź. - Raeken posłał mu niezadowolone spojrzenie. - Dlaczego ty musisz być taki wścibski? - fuknął bardziej wrogo. - Na psa chcesz iść, czy co?

- Nie, raczej architektura - powiedział, ignorując fakt, że była to mało adekwatna odpowiedź. - To co ze Stilesem?

- Najpierw mi obiecaj, że nie będziesz o mnie wypytywać swojej matki.

Liam zmarszczył brwi, zastanawiając się, dlaczego to jest dla niego takie ważne. Otworzył usta i już miał o to pytać, jednak zawahał się w ostatnim momencie. Jeżeli chciał, by Theo mu ufał i więcej o sobie mówił, Liam powinien przystawać na tego typu obietnice. I ich dotrzymywać.

- Obiecuję - przytaknął, zmieniając wyraz twarzy na łagodniejszy. Uśmiechnął się pod nosem, gdy do głowy wpadł mu nowy pomysł. - Na mały paluszek.

Uśmiechnął się rozbrajająco i wyciągnął wspomniany palec do Theo. Starszy przez moment wyglądał jakby miał spojrzeć na niego w ten swój niepoważny sposób i Dunbar zdziwił się niemało, kiedy chłopak parsknął, kręcąc głową, i ostatecznie skrzyżował swój mały palec z jego.

- Na mały paluszek - przytaknął i nieśpiesznie zabrał dłoń, by zaciągnąć się końcówką papierosa. Wyrzucił peta za okno i Liam pomógł mu je zamknąć. - A ze Stilinskim to jest tak - odezwał się znowu - że od czasu do czasu na zmianę robimy dla siebie jakieś przysługi. - Dunbar uniósł brwi, zdając sobie sprawę, że i Theo, i Stiles są dobrymi aktorami. Nie spodziewał się tego po Stilinskim. - Tylko nie mów tego Scottowi - zastrzegł Theo, a Liam spojrzał na niego zdziwiony. - A najlepiej to w ogóle nikomu tego nie mów.

- Dlaczego?

- Bo mam z tym psem umowę, że nasi znajomi mają o niczym nie wiedzieć.

- On wciąż jest moim znajomym, Theo, więc bądź łaskaw i nie wyzywaj go od żadnych psów. - Całkowicie poważnie patrzył przy tym na starszego, który zrywając kontakt wzrokowy pokręcił głową, jakby z dezaprobatą.

- Dunbar, weź mnie nie osłabiaj. Sam na Halloween wyzywałeś mojego przyjaciela, więc nie pruj się do mnie, że robię to samo.

Liam przewrócił oczami na to jego spojrzenie, ale postanowił sobie nie zwracać na to więcej uwagi. W końcu wedle nowego postanowienia, chciał żyć bardziej zabawowo. Tak jak Theo. A on ze swoimi znajomymi wyzywali się dość regularnie, z tego co zauważył Liam.

- Zapamiętałeś to, co powiedziałem? - odezwał się Raeken, wyrywając blondyna z rozmyślań.

- Co dokładnie?

- Że masz nikomu nie mówić o moim układzie ze Stilesem - sprecyzował, po czym Liam poznał, że zależy mu na tym.

- No, zgoda. - Skinął głową. - W ogóle to która godzina?

Theo oglądnął się w stronę szafki nocnej, gdzie leżał jego telefon i już miał po niego iść, kiedy otworzyły się drzwi od pokoju. Ich ruch był dość gwałtowny, przez co obaj się wzdrygnęli. Choć Liam miał wrażenie, że Theo zrobił to bardziej strachliwie. Dunbar wstrzymał oddech, widząc w progu Rogera Raekena. Kiedy rozmawiał o nim ze swoją mamą, w ogóle nie wyobrażał sobie go w sposób, w jaki rzeczywiście wyglądał. Mężczyzna był na pewno starszy od taty jego i Malii, a trzymał się równie dobrze. Jak nie lepiej. Jego rosła postura w połączeniu z kamiennym wyrazem twarzy budziła w Liamie swego rodzaju respekt do tego faceta. Już wiedział, po kim Theo odziedziczył to swoje lodowate spojrzenie.

- Theo, zejdź do kuchni, jak możesz. - Niski, zachrypnięty głos spowodował ciarki u Dunbara na plecach, gdy mężczyzna od dłuższego momentu nie oderwał od niego wzroku. W ogóle nawet nie spojrzał na swojego syna odkąd wszedł do pokoju. A Liam zaczął mieć wrażenie, że skądś kojarzy tego mężczyznę. Tylko skąd?

- Jasne - rzucił Theo, a w tym jednym, krótkim słowie Liam nie był w stanie dosłyszeć się intonacji, z jaką to powiedział. Roger wyszedł, zostawiając otwarte drzwi, a Dunbar dopiero wtedy zorientował się, że na biurku przecież stoi pusta butelka po alkoholu. Spojrzał gorączkowo na Theo, który przeczesał ręką włosy. Chłopak w ogóle na niego nie popatrzył, jakby unikając jego wzroku, z kamienną twarzą schował szklaną butelkę na jej miejsce. Wyprostował się i stanął na przeciw niego tak blisko, że Liam poczuł zagęszczoną atmosferę.

- Masz stąd nie wychodzić, jasne? - Jego niski ton zabrzmiał groźnie, a śmiertelnie poważne spojrzenie zdumiło Liama. Theo naprawdę był podobny do Rogera. Może i nawet przyjmował ten sam wzorzec zachowań? Blondyn posłusznie skinął głową, wpatrując się w jego tęczówki, w których widział coś nietypowego. Przez myśl przeszło mu, że to był strach, ale to przecież nie miałoby sensu. Raeken jednak nie dodał nic więcej, po prostu odszedł w stronę wyjścia i nim zniknął za drzwiami, rzucił mu ostatnie znaczące spojrzenie.

Kiedy Liam słuchał jego wolnych kroków na schodach, przypomniał sobie o bardzo ważnej rzeczy. W końcu Theo nie mógł zapraszać znajomych. A jego ojciec właśnie wiedział go siedzącego na biurku. Zaklął w myślach skonsternowany. Nie dość, że przysporzył Theo problemów, to jeszcze został przyłapany na czymś niekulturalnym. Dunbar niemal wstrzymał oddech, kiedy usłyszał pierwsze zdania rozmowy z dołu. Wszystko tłumiły ściany domu, przez co nie potrafił rozszyfrować słów. Wychwycił tylko jedno; głos był jednostronny, a jego niska barwa podpowiedziała Liamowi, że mówił ojciec Theo.

Na moment mężczyzna uniósł głos, jednak zrobił to tak gwałtownie, że Dunbar również nie potrafił przełożyć tego na słowa. Zmarszczył brwi zdezorientowany i wstał z biurka, a skrzypnięcie zagłuszyło mu inny dźwięk. Liam zastygł w bezruchu mając wrażenie, że się przesłyszał. Odgłos brzmiał, jakby coś spadło, choć jego głuchy wydźwięk podpowiedział Dunbarowi, że raczej coś uderzyło o ścianę. Zmarszczył brwi, zastanawiając się, czy to jakiś skutek uboczny tej rozmowy. Roger od samego wejścia tutaj wydawał się rozdrażniony. Zupełnie jakby od rana miał zły humor, tak jak Theo. Jakby nawet w tym byli do siebie podobni.

Blondyn wzdrygnął się na głośny trzask drzwi z dołu. brzmiały jak te frontowe, a Liam przypomniał sobie, jak ostatnim razem rano u Theo też słyszał ten dźwięk. Zakładając, że mężczyzna wyszedł z domu, Dunbar zignorował nakaz zostania w pokoju. Bez namysłu cicho pociągnął za klamkę i nasłuchując, przystanął na korytarzu. Dobiegł go tylko szum lejącej się wody w kuchni. Ostrożne wyszedł na schody, najpierw sprawdzając kto jest w pomieszczeniu. Przez otwarte drzwi dostrzegł Theo skupionego na zmywaniu naczyń. Liam zszedł do niego, cicho wsuwając się do kuchni przez niedomknięte wejście.

- Miałeś zostać na górze - skarcił go od razu Theo. Przy tym groźnie spojrzał na niego przez ramię i Liam już wiedział, że chłopak stracił resztki swojego dobrego humoru. - Właściwie to w ogóle nie powinieneś tu przychodzić - warknął znowu, bardziej agresywnie. - I już ci, kurwa, mówiłem dlaczego.

- No nie powiesz mi, że nie potrzebowałeś mnie dziś w nocy. - Dunbar zmarszczył brwi, składając ręce na piersi. Raeken z zaciętą miną odłożył umyty talerz na suszarkę. Następnie spojrzał na niego rozdrażnionym wzrokiem i powiedział:

- Ciebie? - Uniósł brwi. - Nigdy.

Liam przełknął ślinę, wpatrując się w jego oczy. Poczuł się nieswojo, jakby znów miał wrażenie, że Theo nie żywi do niego żadnych pozytywnych uczuć. Że jest dla niego tylko upierdliwym dzieciakiem, który tylko sprawia mu kłopoty. Liam wierzył, że było inaczej, dlatego poczuł irytację na to chamskie zachowanie Raekena. Blondyn nie chciał robić źle, a właśnie tak traktował go starszy. W końcu brunet pierwszy zerwał kontakt wzrokowy, zmywając kolejne naczynie. To wszystko zaczynało powoli denerwować Dunbara.

- No przepraszam, że próbowałem ci pomóc. - Głos Liama zabrzmiał bardziej gorzko niż zamierzał. Raeken z brzękiem odłożył kolejny talerz.

- Kurwa, każdy chce pomagać, a potem zawsze jest gorzej - uniósł się, rozkładając ręce zamaszystym ruchem. - To ja pierdolę taką pomoc - warknął jakby sam do siebie, przeczesując przy tym włosy mokrą ręką. - Kurwa jebana mać.

I wtedy Liam to zobaczył. Oczy Theo zalśniły, odbijając zapalone światło. Przez to Raeken wcale już nie wydawał się blondynowi taki zdenerwowany. Jego wzrok był jakiś taki roztrzęsiony przez te ślady łez na oczach. Agresja była tylko tarczą, a nie szczerą emocją.

- Teddy... - mruknął Liam, robiąc krok w jego stronę. Empatia zastąpiła jego irytację, jak zwykle zresztą. Nie potrafił być w stu procentach bezwzględny i szorstki, tak jak robił to Theo.

- Weź spierdalaj, Dunbar, chciałeś iść do szkoły, to tam masz drzwi. - Wzburzony wskazał ręką ścianę, za którą musiało być wyjście z domu. Jednak Liam nawet nie przestraszył się tej jego gwałtownej reakcji. Teraz wiedział, że to jedynie jego obrona, odgrywana rola, by nie zobaczył jego prawdziwej twarzy. Tej załamanej, z brakiem sił do czegokolwiek.

Ale po co to robił, skoro Liam już widział go w tym stanie?

- Ty masz iść ze mną - oznajmił niezrażony, zerkając na zegarek naścienny. - Zdążymy się zebrać i wpaść jeszcze do mnie po rzeczy.

Raeken w pierwszym momencie nie zareagował. Wpatrywał się w niego ze zmarszczonymi brwiami, a jego złość mieszała się z innymi negatywnymi emocjami. Które najprawdopodobniej były wynikiem jego rozmowy z ojcem, a co w rezultacie niemal doprowadziło go na skraj. Przynajmniej tak odbierał to wszystko Liam, patrząc w oczy tego trudnego chłopaka.

- No chodź, T. - Liam starał się go przekonać łagodnym głosem.

Starszy prychnął i wymamrotał coś pod nosem, jednak ostatecznie udał się na schody. Dunbar zadowolony z siebie poszedł zaraz za nim, aż dotarli do pokoju bruneta.

- Dać ci jakieś rzeczy na przebranie? - burknął pod nosem Theo, otwierając szafę. Był wyraźnie niezadowolony z pójścia do szkoły, jednak Liam nie zamierzał odpuszczać mu tego obowiązku. Co jeżeli znów coś się stanie i nie będzie mógł uczęszczać na lekcje? W jego przypadku liczyła się każda obecność.

- Nie, przecież i tak idziemy do mnie. - Przysiadając na łóżku. Obserwował chłopaka, który wziął rzeczy na zmianę i wyszedł, prawdopodobnie do łazienki. A Liam w tym czasie siedział i zastanawiał się, co zmusiło Theo do pobytu w szpitalu. Aż dwa razy. Opcja podpytania mamy była naprawdę kusząca, ale przecież obiecał, że tego nie zrobi.

To uświadomiło Liamowi, jak drastyczna była zmiana nastroju Raekena między tym jak rozmawiali przy papierosach a tym, gdy Dunbar zszedł do niego na dół. I nie miał wątpliwości, że to przez rozmowę z Rogerem. Domyślał się, że Theo dostał burę za to, że blondyn tu się znajdował. Liam domyślał się też, że Roger zapewne wróci do tej rozmowy wieczorem. I to była jedyna rzecz, której Liam żałował - Theo przez niego miał na pieńku z ojcem. A jeżeli nastolatek odziedziczył też po nim temperament, domyślał się, że ich rozmowy muszą być dość burzliwe.

Dunbarowi znów przypomniał się dźwięk uderzenia o ścianę. A raczej jak ktoś wpadłby na nią. To wydawało się mu nietypowe, w końcu Roger podniósł głos niemal w tym samym momencie. Blondyn żałował, że nie był w stanie dowiedzieć się, o czym facet rozmawiał ze swoim synem. Z rozmyślań wyrwał go Theo, który wszedł do pokoju już przebrany w świeże ubrania. Niemal nie zarejestrował faktu, że chłopak któryś dzień z rzędu ma koszulkę na długi rękaw. Chyba przez to chodzenie w samej bluzie przekonał się do noszenia cieplejszych ubrań. Dunbar w milczeniu obserwował, jak chłopak chował rzeczy do kieszeni swoich joggerów, w tym papierosy, standardowo do tylnej kieszeni.

- Co wtedy uderzyło o ścianę? - zapytał, bo to nie dawało mu spokoju.

- Kiedy? - Theo nawet na niego nie spojrzał, tylko założył swoją ulubioną bordową bluzę.

- Jak rozmawiałeś z tatą.

- A, to jeszcze nas podsłuchiwałeś? - wypalił zirytowany.

W tym momencie Liam zrozumiał, że musi skapitulować.

- Nie, ale trudno zignorować coś tak głośnego - skłamał, próbując się ratować.

- Jasne, bo ja cię nie znam - prychnął, z ciętą miną zarzucając na siebie skórzaną kurtkę. Następnie zaczął pakować swoją szkolną torbę.

- No tak się składa, że nie do końca - stwierdził blondyn. - Tak samo, jak ja ciebie. Ale to już inna sprawa.

- Po prostu straciłem równowagę i wpadłem na ścianę. - Wzruszył ramionami.

- Akurat, kiedy twój ojciec podniósł głos? - Dunbar nie mógł powstrzymać się od tego komentarza.

- Ty niby nigdy tak nie miałeś? Chociaż, z twoją niezdarnością to chyba z dziesięć razy na dzień - rzucił Theo, niemal zupełnie ignorując jego wcześniejszą uwagę.

- No widzisz, a ja mówiłem ci, żebyś nie pił - zripostował, przybierając ten sam kontekst. Nie próbował dalej drążyć, już wiedział, że to nie miało sensu. Raeken prychnął pod nosem i bez słowa założył swoją szkolną torbę na ramię i skierował się do wyjścia. Dunbar wstał i wyszedł razem z nim. Zdziwił się nieco, gdy zauważył, że Theo zamyka swój pokój. Niemal natychmiast Liam przypomniał sobie, że Raeken ostatnim razem też to robił.

- Dlaczego zamykasz? - zapytał, gdy skierowali się na schody. Nie pamiętał tamtej odpowiedzi, nie dostał wtedy żadnej konkretnej.

- Sam widziałeś, że mam tam alkohol. - Theo schodził jako pierwszy, a Liam żałował, że nie mógł widzieć jego twarzy w tym momencie.

- No i co, ojciec ci ukradnie? Jest alkoholikiem, czy co?

- Ja pierdole, jak ty coś powiesz... - westchnął Raeken, wychodząc na dwór. Liam również to zrobił, a chłodny powiew wiatru przypomniał mu, że już zaczął się listopad. Czas cholernie szybko leciał. A Dunbar mimowolnie pomyślał o tym, jak długo Mason już jest w śpiączce farmakologicznej. Nie znosił świadomości, że sam posłał go do tego szpitala.

Nie odezwali się do siebie, Theo zamknął dom i wyszli z posesji, kierując się najszybszą drogą do Dunbara. Teraz blondyn żałował, że nie wziął swoich rzeczy, gdy wychodził z domu. Chociaż nawet nie wiedział, że znajdzie się u Theo, to i tak wolałby już siedzieć w autobusie do szkoły. Spojrzał na Raekena, gdy usłyszał charakterystyczny dźwięk odpalania zapalniczki z krzesiwem. Chłopak właśnie zaciągał się papierosem i na moment zerknął na niego. Ich spojrzenia się spotkały, a Liam odniósł wrażenie, że jego wzrok jest jeszcze bardziej zmęczony, niż zaraz po wstaniu. Żaden z nich nic nie powiedział, w tym samym momencie odwrócili od siebie spojrzenia. Szli ramię w ramię drogą, z której jakimś sposobem obaj korzystali coraz częściej.

- Dlaczego "Teddy"?

Dunbar mrugnął zdziwiony i podniósł na niego wzrok. Chłopak patrzył na niego ze zmarszczonymi brwiami, zaciągając się fajką. Blondyn już miał normalnie odpowiadać, kiedy przyszedł mu do głowy inny pomysł. Pomysł, dzięki któremu mógł zyskać coś w zamian.

- To dotyczy tego, co działo się w nocy, więc w zamian ja będę mógł o coś zapytać? - Uniósł brew.

- Nie - odpowiedział od razu, wypuszczając dym. - Nieważne, zapomnij. Nie pytałem.

Reakcja Theo tylko utwierdziła go w przekonaniu, że chłopak nie chciał, by ktokolwiek widział go tej nocy. A gorączkowe odmawianie nadało mu jeszcze większej desperacji, zupełnie jakby bał się tego. Tego, że ktoś mógłby skomentować stan, w jakim się wtedy znajdował. By jakoś zdobyć więcej jego zaufania, Liam postanowił nie drążyć tematu, skoro był dla niego taki niewygodny. Choć prawdopodobnie Theo nie zrobiłby tego samego dla niego.

- Ale właściwie użyłem tego też dzisiaj rano, więc możemy uznać, że to o to chodzi - oznajmił, zauważając cień zdziwienia na twarzy Theo, który zaciągnął się papierosem. Kiedy skończył, Liam przejął od niego używkę i przyłożył ją do ust. Wziął płytki wdech i oddał ją starszemu. Kontynuował dopiero, gdy wypuścił chmurę. - Po prostu. Wymyśliłem "Teddy" od "Teda", bo twoje pełne imię to "Theodore", prawda?

- Nie cierpię go.

- Dlatego zwracam się do ciebie inaczej. - Uśmiechnął się pod nosem, jednak nie spojrzał na niego.

Dalej szli w milczeniu. Było ono zwyczajnie komfortowe, a przynajmniej tak odbierał je Liam. Szedł patrząc pod nogi i zdziwił się, kiedy w pewnym momencie Theo podsunął mu papierosa. Proponował jak zwykle - bez nacisku. Dunbar z własnego wyboru wziął od niego używkę i zaciągnął się parokrotnie. Gdy wypuścił ostatnią chmurę, oddał mu fajkę, uprzednio sprawdzając prawie spalony napis. Zostało jedynie marne "Na...", którego nijak nie dało się rozszyfrować.

- Na co to było? - spytał, biorąc też pod uwagę fakt, że Theo mógł tego nawet nie przeczytać.

- "Na dobry początek dnia" - odchrząknął, ostatni raz się zaciągając. Wyrzucił peta do śmietnika, który mijali i pociągnął nosem, chowając ręce do kieszeni skórzanej kurtki. Dunbar dalej się mu nie przyglądał. Po prostu szedł przed siebie, mimowolnie analizując te ich durne przezwiska. I skoro już o tym rozmawiali, Liam postanowił wykorzystać okazję.

- A ty? - Spojrzał na niego z uniesioną brwią.

- Co ja? - rzucił bezbarwnym głosem.

- Dlaczego mówisz do mnie "szczeniaku"? - powiedział Liam, zdając sobie sprawę, że nigdy jakoś intensywnie nad tym nie myślał. I miał cholerne wrażenie, że na ustach Theo w tamtym momencie pojawił się drobny uśmiech. Starszy jednak nawet nie popatrzył w jego stronę, wodził wzrokiem przed sobą.

- Bo jesteś niedoświadczony i głupi, trzeba cię pilnować. Tak jak szczeniaka. - Kpiący uśmiech, który wykwitł na jego ustach sprawił, że Liam przewrócił oczami. - No i uczyć cię zasad, bo z tego co widzę, na prawie ulicy to ty się w ogóle nie znasz.

- A ty to niby chodząca encyklopedia, tak? - prychnął.

- Nie, encyklopedią jest Derek. - Theo wzruszył ramionami. - Ja jestem Wikipedią.

Liam parsknął, ten tekst był tak niespodziewany, że aż śmieszny nie tylko przez swoją treść.

- Właśnie, jak już mowa o Dereku, to to chyba jego kurtka, nie? - Dunbar wskazał ubranie wzrokiem. Raeken spoważniał niemal od razu. Wtedy blondyn uświadomił sobie, że temat Hale'a może być drażliwy dla Theo. A przynajmniej tego Liam spodziewał się po tej jego reakcji i po tym, o czym rozmawiali w nocy.

- Była. - Liam nie dostał żadnej dłuższej odpowiedzi. Tylko to jedno słowo wypowiedziane z intonacją, która podpowiedziała Dunbarowi, że Theo jednak nie chce o nim rozmawiać.

Momentalnie blondyn przypomniał sobie swoje podejrzenia odnośnie relacji Theo i Dereka. Nic nie wykluczało tego, że mogła być toksyczna. Liam pamiętał jak Theo zaprzeczał, jak mówił ile Derek dla niego robił. Co stało na przeszkodzie, by nie kłamał w tamtym momencie? Dunbar miał tyle podejrzeń i różnych wersji od Raekena, że któraś z nich musiała być oszustwem. Tylko, cholera, która? Skoro Hale się na nim nie wyładowywał, to kto? Liam mrugnął, gdy przez myśl przeszło mu, że mógł być to Roger. Może Stilinski będzie coś wiedział na ten temat? W końcu był synem policjanta, Liam wiedział, że chłopak miał dostęp do kartoteki.

- A więc to o to ci poszło? - Głos Theo wybił Liama z rozmyśleń.

- O co? - Zmarszczył brwi, spoglądając na niego.

- No, że Daniel wiedział o twoim pokrewieństwie z Malią - wyjaśnił, obserwując go uważnym wzrokiem. - O to miałeś problem?

- Po prostu to jest coś, o czym ktoś taki jak on nie miał prawa się dowiedzieć - sprostował. - A wspomniał wtedy o tobie i tamtej imprezie. Niby sarkastycznie, ale wciąż. - Spojrzał na niego wymownie. Theo skinął głową w zrozumieniu. - Dlatego pytałem ciebie, bo Daniel twierdzi, że Nolan mu nie powiedział. A jest jedynym naszym wspólnym znajomym. Corey raczej nie ma z nim kontaktu.

- I jesteś tego taki pewny? - Raeken uniósł brew. - Bryant mógł mu to powiedzieć, dlaczego nie? Zawsze robi ci pod górkę.

- Zmienił się - odpowiedział pewnym głosem Liam. - Chyba wypadek Masona tak na niego wpłynął. Według mnie - zastrzegł. - Od jakiegoś czasu nawet się ze mnie nie nabija.

- No i? - Theo zmarszczył brwi, wzruszając ramionami. Dunbar spojrzał na niego zdezorientowany. - Przecież mógł palnąć to przypadkowo. Albo Hayden.

- Wątpię. - Liam pokręcił głową.

- Czyli wszyscy twoi znajomi są święci, ale mnie musiałeś zapytać dwa razy? - rzucił, a blondynowi wydawało się, że dosłyszał się urazy w jego głosie.

- Byłeś pijany. - To według Dunbara było wystarczające wyjaśnienie.

- Ale odpowiadałem ci jak byłem trzeźwy - drążył starszy.

- Theo, naprawdę myślisz, że będę ci ufać, skoro wiem do jakich kłamstw i oszustw jesteś zdolny? - Spojrzał na niego wymownie. - Zapomnij. Na zaufanie trzeba sobie zasłużyć.

- Wiem - wycedził przez zęby.

Ta jego reakcja zdziwiła Liama. W końcu mówił prawdę, a Raeken zachowywał się, jakby go właśnie uraził. Theo nie dodał nic więcej, szedł z lekko ściągniętymi brwiami, zupełnie jakby był z czegoś niezadowolony.

- Skoro wiesz, to dlaczego jesteś taki wkurwiony? - westchnął blondyn.

- Bo nie przypominam sobie sytuacji, po której miałbyś przestać mi ufać - powiedział to, ani na moment nie patrząc w jego stronę.

- Nie chodzi o konkretną sytuację - zaczął, powolnie składając wyrazy. - Po prostu skoro uczyłeś mnie kłamać, to sam musisz umieć to robić. I to całkiem dobrze, skoro twoje rady działają. - Liam zauważył jak Theo zacisnął szczękę. - I nie widzę nic co powstrzymałoby cię przed okłamaniem mnie.

- Logika - odpowiedział mu niemal od razu. - Po co miałbym mówić coś Danielowi na twój temat, a potem ukrywać to, że bym tak zrobił?

- Nie wiem, żeby nie ponieść ewentualnych konsekwencji? Niektórzy tak mają, że ciągle się wybielają w oczach innych.

- Tak, a ja jestem "wszyscy" i mam na imię "Każdy" - prychnął zirytowany.

- Jezu, Theo, o co ci chodzi? - Liam przystanął, spoglądając na niego wyczekującym wzrokiem. Raeken również się zatrzymał, jednak nie popatrzył w jego oczy. Westchnął głęboko i przeczesał ręką włosy. Poprawił torbę na ramieniu i dopiero po dłuższej chwili powoli nawiązał kontakt wzrokowy. Był zupełnie łagodny, bez żadnej urazy czy agresji. Bardziej wyglądał na zmieszanego, zmęczonego.

- No? - ponaglił go Liam, bo naprawdę w tym momencie chciał usłyszeć odpowiedź.

- Nic, nieważne. Chodź, bo nie zdążymy. - Zaczął iść, odwracając się do niego plecami.

- Odpowiedź. - Blondyn złożył ręce na piersi. Theo przystanął, jednak nie oglądnął się w jego stronę. Dunbar sam do niego podszedł, stając tuż naprzeciw niego. Gdy tylko Theo na niego spojrzał, westchnął głęboko, przewracając oczami.

- Chryste no, po prostu wkurwia mnie, że wszystko muszę udowadniać i potwierdzać pierdyliard razy. - Wzruszył ramionami.

- No z jakiegoś powodu ludzie ci nie ufają - stwierdził Liam, nim pomyślał.

- Wiem - mruknął lakonicznym głosem, wymijając go.

Dunbar zrównał z nim krok, zauważając, że już są na ulicy, gdzie mieszkał.

- Jak już jesteśmy przy sztuczkach - zaczął mamrotać Theo, zwracając na siebie całą uwagę Liama - to lepiej jest udawać, że się wierzy osobie, która kłamie. Im więcej będzie mówić, tym więcej niespójności jesteś w stanie wychwycić. Albo po drodze uświadomić sobie, na jaką skalę chce kłamać i dlaczego.

- I co mi po tym? - Dunbar zmarszczył nieco brwi. Doskonale wiedział, że można tak robić, choć faktem było, że za bardzo tego nie używał. Ale był ciekawy, jak widzi to Theo.

- Dwie rzeczy. Sam staraj się mówić jak najwięcej rzeczy wspólnych z prawdą. A po drugie, to gdy nie okazujesz reakcji, to kłamca prawdopodobnie nie przygotuje się na to, że wiesz.

- Sprytne - przyznał Liam, uświadamiając sobie, że to będzie dobry sposób na traktowanie Theo.

Raeken zatrzymał się przy furtce, a blondyn spojrzał na swój dom, w którym paliło się już światło w kuchni. Poczuł ukłucie stresu, gdy uświadomił sobie, że mama nic nie wie o tym, że wyszedł. I że spał poza domem.

- Idź, poczekam tutaj na ciebie - mruknął Theo, ponaglając go ruchem głowy.

- Chcesz wejść? - zaproponował, spoglądając na niego zachęcająco.

- Szczerze? - Theo uniósł brew, a Liam już dostrzegł jego nieprzekonanie. - Nie czuję się tam komfortowo. - Dunbar zmarszczył brwi zdumiony. - Nie licząc tego, jak jesteśmy sami.

- Czemu? - Liam mrugnął zdziwiony. Zaskoczył go sam fakt, że Theo czuł się tam niefajnie, ale przede wszystkim zastanawiała go ta szczerość, z jaką rozmawiał z nim starszy. I sam nie wiedział czy wynika ona z tej ilości wypitego alkoholu, czy zwykłego zaufania.

- Może potem ci wyjaśnię, ale idź, bo zaraz nie zdążymy. - Raeken zerwał kontakt wzrokowy, wyciągając papierosy.

- Nie pal przed moim domem, już kiedyś ci mówiłem - upomniał go Liam. Brunet przewrócił oczami, niechętnie chowając paczkę używek. - Dzięki.

Dunbar wszedł na swoją posesję. Jak na zawołanie z budy wyszedł Storm, podchodząc w jego stronę najbliżej jak pozwolił mu łańcuch przy obroży. Chłopak odruchowo pogłaskał go, zerkając na Theo, który uważnym wzrokiem obserwował psa. Możliwe, by nie czuł się tu komfortowo właśnie przez Storma? Liam szybko odrzucił tą opcję. Przecież w domu była tylko jedna sytuacja, dość wyjątkowa. W końcu blondyn skierował się do drzwi, które otworzył jak najciszej. Choć podświadomie wiedział, że rodzice i tak się o wszystkim dowiedzą. Zdążył tylko ściągnąć kurtkę, gdy z kuchni wyszła Malia, wyraźnie zdziwiona.

- Kiedy wyszedłeś?

- Rodzice wiedzą, że mnie nie było? - zapytał od razu, a w duchu pojawiła się nadzieja, że może mu się upiecze.

- Raczej nie, chyba jeszcze śpią. Gdzie byłeś? - Dalej próbowała wyciągnąć z niego informacje.

- Obudziłem się wcześniej i nie mogłem spać - skłamał na poczekaniu, wzruszając ramionami. - Wyszedłem na spacer.

Nie czekając na odpowiedź, zaczął kierować się na schody.

- Podwieźć cię do szkoły? - Zatrzymała go, kiedy był już na półpiętrze. - Zaraz będzie po mnie Scott i możemy cię zabrać ze sobą.

Liam otworzył usta i już miał odpowiadać, kiedy przypomniał sobie o Theo, z którym miał jechać.

- Nie, dzięki - rzucił, znikając na schodach.

Wszedł do swojego pokoju, od razu ściągając z siebie bluzę i koszulkę. Momentalnie zrobiło mu się zimno, dlatego czym prędzej zmienił ubrania na świeże. Gdy już się przebrał, w pośpiechu zaczął pakować plecak, wspomagając się planem lekcji, którego pomimo dwóch miesięcy szkoły nadal nie znał na pamięć. Zapiął zamek i wstał na równe nogi. Już miał wychodzić z pokoju, kiedy drzwi same się otworzyły, a w progu stanęła mama.

- O. - Uniosła brwi zdziwiona, a Liam dostrzegł, że blondynka przed chwilą wstała. - Przyszłam cię obudzić, ale widzę, że sam sobie świetnie radzisz.

- No jakoś tak wyszło. - Wzruszył ramionami. Już miał mówić coś jeszcze, gdy usłyszał warkot silnika z ulicy za oknem. Samochód najpewniej zatrzymał się przed posesją, dlatego Liam podszedł do szyby, wyglądając przed dom. Przeklął w myślach, gdy zobaczył auto Scotta, który już wysiadł, podchodząc do Theo.

- Jest wcześnie, może zjemy śniadanie? - zaproponowała Laura, zwracając na siebie uwagę syna.

- Nie, spieszy mi się na autobus - wypalił i ściskając ramiączko plecaka szybszym krokiem skierował się do wyjścia. - Miłego dnia.

Gdy mijał ją w drzwiach, pożegnał się z nią, całując w policzek, i zbiegł na dół po schodach. W pośpiechu ubrał buty i czym prędzej wyszedł z domu. Malia musiała wyjść przed nim, stała teraz obok Scotta, który mówił coś do Theo. Raeken z kolei stał z miną jakby naprawdę chciał milczeć, ale był bliski stracenia cierpliwości.

- Idziemy? - powiedział Dunbar do Theo, wtrącając się w to, co mówił Scott.

- Liam, dlaczego nadal się z nim zadajesz? - Malia wyglądała, jakby naprawdę tego nie rozumiała. Chłopak zignorował siostrę, kierując się w przeciwnym kierunku i złapał Theo za jego zimną dłoń, zmuszając go, by poszedł razem z nim.

- Co, wy się w związek bawicie? - rzucił za nimi Scott, a w następnym momencie Liam poczuł jak Theo wyrwał swoją dłoń z uścisku.

- Nie no, zaraz mu przypierdolę - wywarczał Raeken, robiąc parę kroków w stronę McCalla.

- Theo, nie. - Dunbar zatrzymał chłopaka, łapiąc go pod łokciem. Wiedział, że normalnie by tak nie zareagował, starszy musiał już bardziej być pod wpływem tego cholernego alkoholu.

- No dawaj, Raeken, czekam. - Scott specjalnie go prowokował.

- Bądź mądrzejszy - mruknął Liam, a kiedy Theo obejrzał się na niego przez ramię, blondyn znacząco spojrzał mu w oczy. Zauważył jak chłopak zacisnął szczękę i poczuł jak wyrwał rękę z uścisku. Zerwał kontakt wzrokowy, ostatni raz wrogo spojrzał na Malię i Scotta, i poprawiając swoją torbę na ramieniu, zaczął iść w przeciwnym kierunku. Liam popatrzył na siostrę z urazą, bo w tamtym momencie czuł, że jest przeciwko niemu. Nie czekając na ich reakcje, zrównał krok z Raekenem.

Szli dłuższą chwilę w ciszy, aż za sobą usłyszeli warkot odjeżdżającego samochodu. Dunbar mimowolnie zerknął na bruneta, który z napiętym wyrazem twarzy właśnie odpalał papierosa. I Liam zdziwił się, kiedy starszy podał mu używkę, a sam wyciągnął następną fajkę.

- Ale mówiłeś, że...

- Później od ciebie wezmę - uciął, zgniatając pustą paczkę papierosów w jednej ręce, a drugą odpalił rulonik tytoniu, który trzymał w ustach. Podał zapalniczkę Liamowi, który już po chwili zaciągnął się, obserwując jak Raeken wyrzucił śmiecia do kosza, wypuszczając chmurę z ust. - Pierdolony McCall - wymamrotał jakby do siebie. - Przypierdala się o byle co.

- Normalnie taki nie jest - westchnął blondyn, przykładając papierosa do ust. Jego złość ulatywała z każdym następnym zaciągnięciem się. Negatywne uczucia znikały i zastępował je spokój; błogostan. I westchnął tęskno, gdy wyobraził sobie życie bez tej całej ich spiny. Jak prosto by było, gdyby obaj się lubili.

- Zawsze taki był - zaprzeczył mu Theo. Kiedy Liam już chciał pytać, skąd on w ogóle mógł to wiedzieć, przypomniał sobie, że przecież Raeken we wcześniejszych latach zadawał się ze Scottem. Blondyn często o tym zapominał. - Wiecznie się przypierdalał do osób, które nie przypadły mu do gustu.

- W rodzinie nie miał kolorowo, więc to raczej się na nim odbija - stwierdził Dunbar, zaciągając się.

- Oh nie, biedny McCall - prychnął Raeken, po czym długo przytrzymał papierosa w ustach. A Liam uświadomił sobie, że Theo nie będzie nawet próbował tego zrozumieć. W końcu po co miałby być wyrozumiały dla Scotta? Blondyn mógł przewidzieć, że będzie się z niego nabijać.

- A ty chciałbyś mieć rodziców po rozwodzie? Bo ja nie - odpowiedział, wypuszczając dym.

- Wiem jak to u niego wygląda, idioto - syknął brunet, posyłając mu krótkie, zirytowane spojrzenie.

- Dobra, nieważne - westchnął Liam, który już nie miał sił dalej o tym rozmawiać.

Dotarli wreszcie na przystanek. Theo zdawał się zupełnie ignorować zakaz palenia, bo bez skrępowania usiadł w wiacie przystankowej, zaciągając się. Dunbar nie był co do tego pewien, jednak ostatecznie usiadł obok niego ze swoim papierosem w ręce. Było na tyle wcześnie, że siedzieli tu sami i z tym uzasadnieniem Liam zaciągnął się płytko. Kolejny raz została mu połowa papierosa, a on miał już dość. Raeken z kolei wyrzucił peta na jezdnię, a Liam był pod wrażeniem, jak szybko starszy to wypalał. Bez słowa podał mu nieskończoną fajkę, którą Theo przyjął również w milczeniu. Siedzieli tak, czekając na autobus, a Liam zastanawiał się, dlaczego, do cholery, Scott i Theo nie mogą się w końcu pogodzić. Byłoby o wiele prościej. I wygodniej.

- Jak zajedziemy, to pójdziemy jeszcze do sklepu. Znaczy ja pójdę, ty sobie możesz spadać na te swoje kochane lekcje - odezwał się Raeken, po czym przyłożył papierosa do ust. A Liam tylko utwierdził się w przekonaniu, że alkohol oddziaływał na chłopaka, choć nie wypił go wcale aż tak dużo. Blondyn był w stanie wychwycić różnicę w sposobie, w jaki mówił Theo.

- Pójdę z tobą.
    
     
***
    
   
Sklep przy szkole był stosunkowo niewielki. Po drodze tutaj Liam dowiedział się od Theo, że może tu kupić papierosy, nawet jeżeli nie był pełnoletni. Dunbar to sobie zapamiętał, bo podejrzewał że prędzej czy później ta wiedza może mu się przydać.

- A jak kupisz te szlugi - odezwał się Liam, kiedy przechodzili przez puste boisko do wyjścia z terenu szkoły - to będę mógł je podpisać, tak jak ostatnie?

Spojrzał na starszego, który nie odpowiedział od razu. Szedł przed siebie, ze wzrokiem wbitym w murawę szkolnego boiska. Wydawał się Liamowi nawet trochę nieobecny. Zresztą, zwykle starszy chodził z wysoko podniesioną głową, co nadawało mu pewności siebie. Teraz jednak wcale na takiego nie wyglądał.

Po chwili Raeken jakby się ocknął, zerkając na niego przelotnie.

- Wygodniej by ci było, gdybyś wziął sobie własne - odpowiedział, a Liamowi za bardzo nie spodobał się ten pomysł. - Bo będziesz miał okazję.

- No nie wiem - burknął. - Przecież ja nawet jednego nie umiem wypalić do końca. - Zasłonił się tym, bo nie chciał od razu przyznawać, że boi się przyłapania przez rodziców.

- Na raz nie - potwierdził brunet. - Ale jak zgasisz końcówkę, to da się to z powrotem odpalić. Tylko nie polecam takiego szluga wkładać z powrotem do ramy.

- Do czego?

- Rama szlugów, to inaczej paczka papierosów, idioto - westchnął starszy. - Jak ty mało wiesz o życiu.

- Dlatego pytam. Żeby się uczyć. - Wzruszył ramionami.

Wyszli z terenu szkoły. Theo nic mu nie odpowiedział, najwyraźniej nie czuł takiej potrzeby. Przeszli na drugą stronę pustej, brukowanej ulicy i weszli w uliczkę węższą od drogi. Już paręnaście metrów dalej Liam zauważył szyld sklepu osiedlowego.

- Theo?

- Hm?

- A ty jak pracujesz, to sprzedajesz coś czasem nieletnim? - zapytał, obserwując jego reakcję.

- Nie bardzo mogę, tam są kamery. - Wzruszył ramionami. - Chociaż parę razy się zdarzyło, jak ktoś wyglądał na pełnoletniego. Ale raczej wolę nie ryzykować pracą dla czyjegoś tyłka.

- No w sumie racja - wymamrotał blondyn.

- A co, planujesz wpadać i coś kupować? - Theo uśmiechnął się rozbawiony, szturchając jego bark swoim.

- Nie - parsknął Dunbar, także szturchając go ramieniem, równie mocno. Obaj uśmiechnęli się przez to pod nosem. - Pytam z ciekawości.

Weszli do sklepu, w którym praktycznie nikogo nie było. Za kasą siedział starszy mężczyzna, który zerknął na nich tylko na moment. Liam myślał, że Theo od razu skieruje się do niego, bo w końcu chciał kupować papierosy. Dlatego zdziwił się, kiedy chłopak skręcił między regały. Udał się za nim i miał ochotę palnąć go w łeb kiedy zauważył, że weszli na dział alkoholi.

- Theo, nie - mruknął do niego, kiedy chłopak przeglądał stumililitrowe szklane buteleczki.

- Bo? - Spojrzał na niego zupełnie olewająco, sięgając po jedną z regału.

- Piłeś już dzisiaj, odłóż to. - Liam odebrał mu trunek, odstawiając na miejsce.

- A kim ty, kurwa, jesteś, żeby mnie kontrolować? - warknął na niego zniżonym głosem.

- Teddy, weź się ogarnij i chociaż nie pij przed szkołą. - Liam spojrzał na niego całkiem poważnie. - Chodź, miałeś wziąć tylko szlugi.

- Ja pierdole, ale ty jesteś nudny. - Przewrócił oczami, niechętnie kierując się do kasy.

A Liam po cichu był zadowolony z faktu, że udało mu się przekonać Theo. Gdy chłopak kupował papierosy, Liam poważnie zastanawiał się nad kupnem własnych. Skoro mógł, to dlaczego nie? Nie musiał wypalać od razu całej paczki, a sposób jaki podpowiedział mu Theo wydawał się dobrym pomysłem. Głównym zniechęceniem dla niego była wizja rodziców, którzy by odkryli używki. I Malia. Wiedział, że nikt w rodzinie nie popierał papierosów. I raczej nie liczył na zrozumienie. Westchnął pod nosem, zastanawiając się, jak tato by zareagował, gdyby żył. W końcu sam też palił. Uśmiechnął się na myśl, że pewnie poparłby mamę. Liam pamiętał, że tato próbował rzucić dla niej palenie. Ale może chociaż on by go zrozumiał?

- Co ty masz taką awersję do tego alkoholu? - odezwał się Theo, kiedy weszli na teren szkoły. Dunbar spojrzał na niego zdziwiony tym, że chłopak brzmiał, jakby rzeczywiście nie potrafił tego zrozumieć.

- Nie mam wcale żadnej awersji - zaznaczył na samym początku. - Po prostu według mnie picie przed lekcjami jest głupie i nieodpowiedzialne.

- Miałeś kiedyś przyjść do szkoły nietrzeźwy - wypomniał mu, gdy wchodzili na boisko szkolne.

- Że niby kiedy tak powiedziałem? - oburzył się.

- Na Halloween stwierdziliśmy, że kiedyś musisz przyjść do szkoły na haju, nie pamiętasz?

- Nie, bo to wy sobie ubzduraliście. Nie robię niczego takiego - oznajmił stanowczo.

Nie zniósłby tego, gdyby nauczyciele się zorientowali i zawiadomili rodziców. Nie chciał ich tak zawieść. W szkole wolał być zwyczajnie grzeczny, nie miał dobrego doświadczenia w wykłócaniu się z pedagogami. W poprzedniej szkole przyniósł tym matce wystarczająco niepotrzebnych zmartwień.

- I tak kiedyś to zrobimy - powiedział z przekonaniem w głosie. Liam na to przewrócił oczami, modląc się w duchu, by jego upór był tylko wynikiem wypitego alkoholu. - A tak w ogóle, to ile jeszcze do dzwonka?

- Trzydzieści parę minut - odpowiedział, sprawdzając godzinę w telefonie. Aż zdziwił się, że dotarli tu tak wcześnie. Przeważnie Liam był w szkole dopiero około dziesięć minut przed lekcjami. Szli przez to boisko, a Dunbarowi na myśl przyszły tylko trybuny jako miejsce, gdzie mogliby poczekać.

- Dobra, to chodź do szkoły - zarządził, a Liam zdziwił się, gdy Theo skierował się do wejścia szatni.

- Po co tam? - spytał, marszcząc brwi. - Nie możemy posiedzieć na trybunach?

- Zimno jest - skrzywił się, czym zdziwił Dunbara. Przecież wcale nie było aż tak źle. - A Deuc powinien już być.

- Znasz cały jego harmonogram pracy?

- No, to co jest mi najbardziej potrzebne. - Wzruszył ramionami. - A on na przykład zna mój plan lekcji i treningi lacrosse'a. No i inne pierdoły, dość - urwał na moment, a Liam miał wrażenie, że chłopak się zmieszał - sporo o sobie wiemy.

Dunbar ledwo powstrzymał komentarz, że Deucalion jest dla niego prawie jak drugi Derek. Domyślał się, że Theo nie byłby z tego tekstu zadowolony. A Liam zaczął się zastanawiać, o co się pokłócili. Kto zaczął i dlaczego? Wyzywali się nie raz, więc raczej nie o to chodziło. Znając zmienny charakter Raekena, Liam brał pod uwagę, że to on mógł zacząć. Chociaż nie zgadzało mu się to z tym, co Theo mówił w nocy. Skoro Derek ranił go, mówiąc jedynie prawdę, to Liam automatycznie połączył to z reakcją Raekena na podejrzenie kłamstwa. Theo zachowywał się, jakby chciał być kimś innym i nie znosił tego, jaki jest naprawdę. Blondyn spojrzał na chłopaka, który przeżywał tak wiele emocji. Przez co nie potrafił sobie z nimi radzić?

- Skąd masz klucze? - spytał w przypływie zdziwienia, obserwując jak starszy otwiera szatnię.

- Oficjalnie mają je tylko wuefiści, Deucalion i inni woźni. - Otworzył drzwi, puszczając go przodem. - A ja tylko pożyczyłem je od niego. Nawet nie był świadomy, ale potem i tak mnie tutaj przyłapał.

Kiedy o tym mówił, uśmiechał się szczerze, przez co Liamowi też się udzielił ten uśmiech. Raeken zamknął z powrotem drzwi. Pusta szatnia wydawała się Dunbarowi naprawdę osobliwa. Zwykle był tu tłok i gwar męskich rozmów. Teraz nie było tu nikogo, w zupełnej ciszy było słychać jedynie ich kroki.

- Czyli co, dorobiłeś sobie klucze i od tak możesz sobie tu przychodzić? - Spojrzał na niego.

- No. Znaczy, dla bezpieczeństwa, robię to najczęściej wtedy, gdy on ma dyżur. Co ty, nie będę ryzykował pracą Deucaliona. A on mi u.... - odchrząknął i nieco zmienił wypowiedź, a Liam zastanawiał się, z czego to wynika. - A on uważa mnie raczej za osobę odpowiedzialną.

- Raczej? - wychwycił Liam. Theo otworzył drugie drzwi, prowadzące na korytarz. Blondyn wyszedł, nie spuszczając starszego z oczu. Byli tu zupełnie sami.

- No, bo nie jestem święty. - Wzruszył ramionami. Liam stwierdził, że będzie musiał spróbować podpytać o to Deucaliona. Udał się razem z Theo wzdłuż korytarza, a ich kroki niosły się cichym echem.

- Wiesz może, z kim gramy w czwartek? - spytał Dunbar, zmieniając temat.

- Z tymi z ogólniaka przy rynku - odpowiedział. - Nie pamiętam jak oni się nazywali.

- Brant Hills - przypomniał Liam.

- No, właśnie - potwierdził Theo. - Znasz kogoś stamtąd?

- Kilku, ale to jak przez mgłę. - Zbył temat. - A ty?

Theo nie odpowiedział od razu. Przeczesał ręką włosy, a Liam zauważył, że chyba nie bardzo chciał o tym mówić.

- Derek tam chodził. - Wzruszył ramionami. Dunbar momentalnie przypomniał sobie Halloween i grę, w trakcie której Hale rzeczywiście wspomniał o zmianie szkoły. - No i z tego co pamiętam, to chodzą tam dzieciaki Deucaliona; Alex i Olivia.

- Olivia? Nic o niej nie słyszałem - uświadomił sobie.

- I nie musisz - stwierdził Theo. - Jest bliźniaczką Alexa, tyle powinno ci wystarczyć do szczęścia.

Liam przyjął to do wiadomości, przystając przy drzwiach. Raeken pociągnął za klamkę i obaj się zdziwili, kiedy to nie zadziałało. Dunbar już miał pytać, co mają teraz zrobić, gdy brunet wyciągnął z kieszeni klucze, sekundę później otwierając pomieszczenie.

- Czy ty masz wszystko dorobione? - zdziwił się Liam, wchodząc do środka dość przytulnie urządzonego kantorku Deucaliona.

- To, co najbardziej potrzebuję - odpowiedział, jakby to było oczywiste. Zamknął za nimi drzwi i ściągnął z ramienia torbę, a zaraz potem kurtkę. Odłożył to przy stoliku kawowym i rozsiadł się na fotelu.

- Świetnie, a ja gdzie mam usiąść? - Spojrzał na niego wyczekująco. Skoro Raeken tak bardzo lubił wydawać rozkazy, blondyn uznał, że kiedy sam nie będzie nic robić, chłopak nie zauważy różnicy.

- Jak jesteś taki pokrzywdzony, szczeniaku, to chodź na kolana. - Na ustach Theo wykwitł kpiący uśmiech i zachęcająco poklepał swoje uda. Liam prychnął, bo w tamtym momencie poczuł się, jakby chłopak mówił do niego jak do psa.

- Raczej spasuję. - Miał wrażenie, że czułby się niezręcznie w pozycji, jaką zaproponował Raeken. Ale nie zamierzał rezygnować z siedzenia, dlatego podszedł i usadowił się na podłokietniku, przekładając nogi na ten przeciwległy. Theo bez pytania ułożył sobie ręce na jego wyciągniętych nogach. Liam odezwał się, gdy naszła go nowa myśl. - Theo?

- Nie musisz za każdym razem mówić mojego imienia, kiedy chcesz o coś zapytać - stwierdził, kręcąc nieco głową z uśmiechem rozbawienia. Przez znacznie bliższy kontakt, Liam wyraźniej czuł jego charakterystyczny zapach i blondyn był zdziwiony, że nie wyłapał w nim alkoholu.

- To co, wolisz jak mówię do ciebie "Teddy"? - mruknął żartobliwie, unosząc przy tym brew. W końcu Raeken był wstawiony, czyli bardziej nastawiony na głupie żarty.

- Wiesz o co mi chodzi, szczeniaku. - Przewrócił oczami.

- A lubisz? - dopytał, z durnym uśmiechem. Liam widział, że Theo spróbował się nie uśmiechnąć, kiedy zerwał kontakt wzrokowy i ręką pomasował jego udo.

- No może trochę - wymamrotał, dalej nie patrząc mu w oczy. - Znaczy. Za krótko do mnie mówisz w ten sposób, żebym...

- Żartuję sobie, kretynie - parsknął Liam.

Wersja nieśmiałego Theo sprzed chwili była całkiem urocza. Raeken westchnął głęboko i przewrócił oczami. A blondyn w tamtym momencie poczuł od niego alkohol. Spojrzał na niego nieco zdziwiony, bo przecież jeszcze przed chwilą nic nie wyczuł. Bez pytania, ujął jego kark i przyciągnął bliżej siebie, pochylając się do jego szyi. Już po kilku krótkich wdechach dotarła do niego woń alkoholu, która w szkole mogła narobić Raekenowi kłopotów.

- A ty co, przytulać ci się zachciało? - parsknął Theo, a Liam momentalnie poczuł jak chłopak obejmuje go w pasie, przyciągając do siebie. Przez ten ruch, Dunbar zsunął się z podłokietnika, lądując na jego kolanach. I musiał przyznać, że Raeken był całkiem wygodny. Rozbawiony, objął go drugą ręką i krótko przytulił, by zaraz odsunąć się na bezpieczną odległość.

- Czuć od ciebie, więc lepiej weź jakąś gumę albo dezodorant - polecił, spoglądając na niego pobłażliwie.

- Raczej nikt tak blisko mnie nie będzie tak jak ty, szczeniaku. - Uśmiechnął się, trącając jego nos swoim, przy czym zwilżył swoje usta, przez co Liam na nie spojrzał. Mimowolnie przypomniał sobie myśli o ich możliwym pocałunku na Halloween. I choć Dunbar czuł się naprawdę dziwnie, to coraz częściej zastanawiał się, czy byłby w stanie zdobyć się na taki kontakt z jakimś chłopakiem.
     
      
- Ale jakbyś kiedykolwiek chciał sprawdzić swoją orientację, to ja czekam.
      
      
Przypomniał sobie jego słowa, z których przecież nawet nie planował skorzystać. Wpatrując się tak w jego wargi, Liam poczuł jak Theo znów pomasował jego udo. Tym razem jednak blondyna przeszły ciarki, przyspieszając bicie jego serca. Spojrzał w oczy Raekena, który wzrok miał skupiony jedynie na jego ustach. Nawet nie zauważył, kiedy starszy przybliżył swoją twarz do jego.

- Teraz całowania ci się zachciało? - wychrypiał Raeken, wolno, jakby niechętnie, podnosząc wzrok na jego tęczówki. Liam ciężko przełknął ślinę. Przecież wcale nie chciał, to dlaczego jeszcze się wahał?

- Nie. - Chciał to przerwać jak najszybciej. - Coś ci się ubzdurało.

- To nie dawaj mi błędnych sygnałów, idioto - prychnął na niego. Dunbar spiął się cały, kiedy Theo złapał go pod plecami i nogami, a następnie podniósł bez żadnej zapowiedzi. Wstał z miejsca i posadził go na fotelu, niezbyt łagodnie. A Liam uświadomił sobie, że pomiędzy wstawionym a zjaranym Raekenem jest różnica. Kluczowa i nosiła nazwę "chęć kontaktu fizycznego". Dunbar miał wrażenie, że brunet po marihuanie był bardziej towarzyski. A na pewno mniej agresywny.

Liam poprawił się na siedzeniu, obserwując jak chłopak wyciągnął papierosy, podchodząc do okna. Otworzył je, drugą ręką odpalając rulonik tytoniu trzymany w ustach. Zaciągnął się dość głęboko, a blondyn zaczął się zastanawiać, czy powodem tego mogło być odreagowanie. Nie wiedział, czy tak było w przypadku Theo, ale poczuł, że sam musi to zrobić. Wstał ze swojego miejsca, ostrożnie podszedł do niego i oparł łokcie na parapecie. Wystarczyło jedno, zainteresowane spojrzenie. Raeken z uśmiechem przewrócił oczami i podał mu papierosa. Liam wziął go do ust i zaciągając się, usiadł na dość szerokim parapecie. Wypuścił wolno dym i przyłożył fajkę to warg starszego, który wziął głęboki wdech przez filtr.

- To o co chciałeś zapytać? - spytał, wypuszczając dym z ust. Oparł łokcie na parapecie, a jeden z nich zetknął się z nogą siedzącego Dunbara. Liam spojrzał się na jego profil, gdy zaciągał się używką i zapatrzył się do tego stopnia, że musiał porządnie się zastanowić, o co chodziło.

- No... - odchrząknął, czując przymus przerwania ciszy. Theo spojrzał w jego oczy z niespotykanym u niego zainteresowaniem. I blondyn przyłapał się na tym, że chciałby częściej je u niego widzieć. - Skoro wiesz, że Alex chodzi do Brant Hills, to wiesz może, jaki tam jest poziom?

- Słaby. - Wypuścił dym, gestem proponując mu papierosa. Liam przejął od niego już wpół wypalony rulonik tytoniu i zaciągnął się. - Głównie skupiają się tam na nauce, także raczej będzie łatwo.

- Raczej? - wychwycił Dunbar, wydmuchując dym w stronę okna.

- No, bo trzeba mieć szacunek do przeciwnika. - Liam zwrócił mu papierosa. - Czy coś. Zresztą sam to powinieneś wiedzieć z ringu.

- Ćwiczę kickboxing, ale nie byłem na żadnych zawodach - poinformował go, chcąc uniknąć przesądzeń.

- To po co ćwiczysz, skoro nie umiesz z tego korzystać? - Posłał mu rozbawione spojrzenie, na co obrażony Liam szturchnął jego ramię.

- Wypraszam sobie - prychnął. - Zresztą sam mówiłeś, że poza ringiem się nie bije, więc...

- Żartuję, idioto. - Theo pokręcił głową. Następnie znów podał mu papierosa, dodając: - Luzuj się, bo ci gacie jebną.

Liam aż parsknął przez to śmiechem, przyjmując końcówkę używki. Zaciągnął się, sekundę później odczuwając, że ma charakterystycznie lekką głowę. Polubił ten stan, nie myślał wtedy o niczym.

- Teddy? - odezwał się, kiedy patrząc na fajkę coś mu się przypomniało.

- Co tam? - Raeken zmienił pozycję, opierając się tylko jednym bokiem o parapet. Całym sobą był teraz nastawiony do niego, a Liam z satysfakcją korzystał z tego jego zainteresowania. Zaciągnął się płytko.

- To jak, będę mógł podpisać ci szlugi? - Spojrzał na niego najbardziej rozbrajającym wzrokiem, jakim potrafił. Kiedy Theo oczami zbadał jego twarz, Liam poczuł się nieswojo, choć siłą woli nie zmienił spojrzenia. Miał wrażenie, że czasem zachowywał się zbyt śmiało i zwyczajnie bał się odrzucenia.

- Kurwa, czasem naprawdę wyglądasz jak szczeniak. - Szeroki uśmiech starszego sprawił, że Dunbarowi ulżyło. Sam uniósł kąciki ust, bo komentarz mimo wszystko wydał mu się miły. - Dam ci tą paczkę, tylko upomnij się później.

Liam uśmiechnął się szerzej, zaciągając się.

- Dzięki.

Wzdrygnęli się obaj, kiedy w zamku dało się słyszeć chrzęst klucza. Odwrócili się w kierunku drzwi, które otworzył Deucalion. Wchodząc do środka wyraźnie zdziwił się ich obecnością, jednak w pierwszym momencie się nie odezwał.

- Siema, myślałem, że będziesz wcześniej - przywitał się z nim Theo, a Liam, który poczuł ukłucie stresu, zaciągnął się dla uspokojenia.

- Theo, to nie jest dobre miejsce, na twoje przesiadywanie beze mnie - skarcił go. - Nie tylko ja mam tutaj dostęp, wolałbym nie mieć przez was kłopotów.

- Przepraszamy - wypalił Liam, schodząc z parapetu.

- Daj spokój, on żartuje - Theo machnął ręką, zamykając okno.

- Ty, a co z tym petem? - mruknął blondyn, spoglądając na niego. Chłopak wziął go od niego i zgniótł w popielniczce stojącej nieopodal, na biurku.

- Nie, nie żartuję, synu - odpowiedział stanowczo mężczyzna, ciągnąc dalej temat. Liam zauważył, jak brunet spojrzał na niego zdziwiony. - Już wolałbym ci dać klucze do domu, zamiast do tego zamka.

- A dałbyś? - Raeken uniósł brwi, a Dunbar uśmiechnął się rozbawiony na tą nadzieję w jego oczach.

- Jeśli naprawdę będziesz ich potrzebować - mruknął mężczyzna, rozpakowując swoje rzeczy do pracy. - A ty, Liam, przypadkiem nie byłeś niepalący? - Blondyn przełknął ślinę, nie spodziewając się takiego pytania pod swoim adresem. - Czy to Theo ściąga cię na złą drogę?

- No...

- Jezu, czemu ludzie tak mnie demonizują? - wtrącił się Raeken, marszcząc brwi wielce oburzony.

- Bo bywasz toksyczny, synu. - Ta bezpośrednia odpowiedź zdziwiła Dunbara. - To jak z tym paleniem, Liam? Bo osobiście polecałbym ci go nie słuchać.

- Chryste, ale wy się czepiacie - prychnął Theo, składając ręce na piersi. - Chłopak chce spróbować to mu daję, no, co mu będę zabraniać?

- Synu, czy ty jesteś pijany? - Liam uniósł brwi, dziwiąc się jak łatwo Deucalion się domyślił.

- Pił rano - potwierdził najmłodszy, zanim pomyślał.

- Ja pierdole, ale z ciebie konfident - warknął Raeken, boleśnie szturchając jego ramię.

- Nie żaden "konfident", synu, tylko uczciwy człowiek. - Mężczyzna złożył ręce na piersi, mierząc go karcącym spojrzeniem. - Mógłbyś się od niego trochę nauczyć.

- Ja go uczę lepszych rzeczy. - Uśmiechnął się przebiegle. Liam w tym całym dialogu czuł się biernym obserwatorem i nie podobało mu się, że w tym momencie czuł się tak nieswojo.

- To jest właśnie ta toksyczność, o której wspominałem, Theo - westchnął Deucalion, wracając do swoich przygotowań do pracy. - Często masz na ludzi zły wpływ.

- Ale on sam chciał. - Oburzony Raeken wskazał go ręką, przez co Liam poczuł się jak winowajca.

- Mhm. - Deucalion nie udzielił żadnej innej wypowiedzi. Nawet bez dobrej znajomości mężczyzny, Dunbar widział, że nie wierzył nastolatkowi. Jednak żaden z nich tego nie roztrząsał, a facet od tak zmienił temat: - Niedługo macie lekcje, więc byłbym wdzięczny za chwilę prywatności.

Liam od razu zrozumiał aluzję, dlatego wziął swoje rzeczy, głową ponaglając Theo. Ten przewrócił oczami i zgarnął swoją torbę razem z kurtką. Nie żegnając się, wyszedł z blondynem na korytarz.

- Chodźmy do szafek odłożyć te rzeczy - zaproponował Liam, wymijając jedną z niewielu osób jakie już siedziały na korytarzu.

- Mogę schować kurtkę u ciebie? Nie chce mi się iść do mojej - wyjaśnił z marszu, na co blondyn uśmiechnął się pod nosem.

- Dobra, tylko nie zapomnij.
         
          
***
        
     
Dzwonek na przerwę lunchową był czymś, czego wyczekiwał od początku lekcji. Liam wyszedł z klasy chyba jako pierwszy. Nie udał się w żadne osobliwe miejsce - miał lekcje na parterze, uczniowie zaraz i tak udadzą się na stołówkę. Nie przejmował się, że zapełnią ją całą po brzegi. Przez całe lekcje myślał. Oczywiście, skupiał się na przerabianym materiale, ale połowę uwagi zajmowały jego przemyślenia.

Skądś kojarzył Rogera. Posturę miał nieprzeciętną, jak na swój wiek i to była jedna z rzeczy, która go wyróżniała. Rysy twarzy, które po części odziedziczył po nim Theo, także pasowały do tych, które zapadły mu w pamięci, pomimo wówczas słabego oświetlenia. Pamiętał również, jak mama mu opowiadała, że gdy przyjechał do szpitala w nocy razem z żoną w karetce, nie był do końca trzeźwy. To znaczyło, że mógł mieć jakieś problemy z alkoholem. Co stało na przeszkodzie, by to on nie był pijanym mężczyzną, który pobił go wtedy w tunelu? Zachowanie Rogera rano przyprawiło Liama o dreszcze, a jak się teraz zastanawiał, to może i to było przyczyną tego, że facet nie oderwał od niego wzroku? Może on też go skojarzył?

Dunbar przystanął z boku korytarza i wyciągnął telefon z kieszeni. Bez większego namysłu wybrał numer do Stilesa, przykładając urządzenie do ucha. Z każdym kolejnym sygnałem połączenia, dokładnie zastanawiał się co powinien powiedzieć. W końcu chciał prosić o nie byle co - nie miał pewności, czy Stilinski będzie mógł to dla niego zrobić. Wkrótce usłyszał zakończenie połączenia. Zadzwonił jeszcze raz, obiecując sobie, że na dzisiaj to ten ostatni. Nie chciał być nachalny i nawet gdzieś w głębi siebie miał poczucie winy, że teraz dzwoni, przecież Stilinski mógł być na uczelni. Nie znał jego planu zajęć, może akurat był na wykładzie?

- Ej, Liam. - Chłopak wzdrygnął się, kiedy ktoś położył mu rękę na ramieniu. Oglądnął się na Deucaliona, który wyraźnie się zawahał, czy nie przeszkadza w rozmowie. - Jak spotkasz Theo, to poproś go do mnie, dobra?

- Halo? - usłyszał w telefonie.

- Jasne. - Skinął głową do mężczyzny, który go wyminął i poszedł dalej.

- Co? - Stiles chyba pomyślał, że to było do niego.

- Masz chwilę, żeby porozmawiać? - zapytał Liam, opierając się o ścianę.

- No, a o co chodzi? - Jego głos wydał się Dunbarowi zaspany, co zdziwiło go i ucieszyło jednocześnie. Przynajmniej nie przeszkadzał mu w wykładach.

- Masz dostęp do policyjnej bazy danych? - zapytał niepewnym głosem.

- Chcesz ode mnie jakąś przysługę?

- No... można to tak nazwać - przyznał niechętnie. Na przykładzie układu Theo i Stilesa, nie był pewien, czy to dobre rozwiązanie. Raeken wydawał się być niezadowolony.

- No to o czymś takim to raczej twarzą w twarz - sprostował Stiles. - Mnie i Lydii nie ma w mieście do końca tygodnia, także możemy się umówić dopiero na ósmego.

Liam przygryzł wargę analizując to wszystko. Przez cały tydzień przecież może zapomnieć o co w ogóle chodziło, doskonale wiedział, że miał zawodną pamięć.

- A nie mogę powiedzieć ci teraz? Czy zapomnisz?

- Nie zapomnę. Kogo chciałeś, żebym sprawdził?

- Rogera Raekena - wyrzucił, nim stwierdzi, że to zły pomysł. Chwila ciszy w telefonie go zdziwiła. Bał się tylko, że Stilinski domyśli się, że Liam wie o jego układzie z Theo. A przecież miał udawać, że tak nie jest.

- Dobra, pogadamy jak wrócę.

Rozłączył się bez pożegnania.
        
     
*
       
     
Drzwi zamknęły się za nim z hukiem. Poza tym nie usłyszał żadnego innego dźwięku, prócz własnego oddechu, jednak i tak postanowił sprawdzić. Męska toaleta była pusta, tak jak zwykle w porze lunchowej. Znajdujący się na najwyższym piętrze, na okres tej długiej przerwy, był jakby zapominany. I bardzo dobrze, bo Theo odczuwał przynajmniej choć trochę prywatności, w tym obskurnym miejscu. Zerknął na godzinę w telefonie. Miał jeszcze kilka minut. Odetchnął i przeczesał ręką włosy, spoglądając w lustro. Poczuł przy tym dyskomfort na plecach, jednak tabletkę postanowił wziąć nieco później.

Wyglądał na niewyspanego, ale tyle mógł przecierpieć. Może Dunbar miał rację? Może nie powinien w ogóle pić przed szkołą? Ale przecież już wytrzeźwiał, to dlaczego wtedy nie mógł wypić jeszcze trochę? Nie było po nim widać, a nietrzeźwy lepiej znosił te najnudniejsze lekcje. Nawet wstawiony wiedział jak poprawnie odpowiedzieć na zadane pytanie. Lubił pić. Zwyczajnie lubił smak alkoholu, jaki by on nie był. Lubił też stan rozluźnienia, jaki potem odczuwał. Jedyny problem był taki, że dobre odczucia po wódce miał raczej gdy pił w towarzystwie. Co też często kończyło się różnie. Zaklął pod nosem, przypominając sobie dzisiejszą noc. Nie potrafił sobie wybaczyć, że w chwili słabości widział go ktoś taki jak Dunbar. Theo nie czuł się w tej relacji na tyle bezpiecznie, by rozmawiać z nim o swoich problemach. A gdyby nie ta zła faza po alkoholu, pewnie nawet nie powiedziałby tego wszystkiego, czego nie chciał.

Nie znosił siebie i tego swojego niewyparzonego jęzora.

Przymknął oczy i zmarszczył brwi, łapiąc się za nasadę nosa. Musiał się skupić i poukładać sobie wszystko w głowie. Z wypowiedzi Dunbara wyłapał, że Daniel go okłamał. Przecież rodzice tego gówniarza wiedzieli, że pali papierosy. Theo nie potrafił znaleźć wytłumaczenia na zachowanie Daniela. A bardzo chciałby je poznać.

Drzwi się otworzyły.

I chyba właśnie Theo miał to zrobić.

- Co ty, jakiś fetysz złapałeś do tych kibli? - rzucił nastolatek z szerokim uśmiechem rozbawienia.

- Jedyne najbardziej prywatne miejsce. - Wzruszył ramionami.

- Ta? - Uśmiech Daniela nie schodził z jego ust. Podszedł luźnym krokiem do Theo, przystając naprzeciw niego. - Potrzebujesz do tej rozmowy aż tyle prywatności?

Raeken mimowolnie przygryzł wargę, przypominając sobie ich zbliżenie na imprezie u Bretta. Myśl, że Daniel ubiegał się o jego uwagę mile pieściła jego ego. Postanowił zagrać w jego grę, pochylił się nieco, z bliska wyraźniej dostrzegając jego oczy. Ciemne tęczówki były czymś, do czego Theo miał słabość od zawsze, choć sam nie wiedział dlaczego. Efekt jednak był brutalnie niszczony, gdy dzięki odpowiedniemu światłu w tych dużych ciemnych oczach dostrzegał wąskie źrenice. Dlatego Raeken zsunął wzrok niżej, na jego rozchylone wargi i zaczął się zastanawiać, czy Daniel również byłby taki chętny na trzeźwo.

- Znasz Malię Tate? - wychrypiał Theo, wracając spojrzeniem na jego oczy.

- Co z nią? - Daniel uniósł brew, zgrabnie omijając pytanie.

- Odpowiedz - nakazał starszy, prostując się. Tym samym zaznaczył swoją wyższość nad nim, zupełnie jakby chciał, by chłopak czuł się zobowiązany do szczerej rozmowy.

- Wspominałem ci, że mam znajomych z tej szkoły - zaczął Daniel. - Zdążyłem usłyszeć stąd wszystkie plotki w tym to, że była następną dziewczyną Scotta McCalla, po Allison Argent. Którą chyba znasz, prawda? - Bezczelny uśmiech na jego ustach zirytował Theo. - Głośno o was było.

- Ludzie muszą o czymś gadać - odpowiedział, darując sobie tłumaczenie, że przecież nie uprawiał z nią seksu. - I to tyle? Że jest dziewczyną jakiegoś gościa?

- Byłego kapitana drużyny lacrosse'a - zaznaczył.

- Zaraz pomyślę, że się w nim zakochałeś - skomentował Raeken.

- Fu, nie. - Daniel zaraz zmarszczył brwi, kręcąc głową z zaprzeczeniem. - Nie, wybij to sobie z głowy.

- Skąd go widziałeś, skoro nie chodzi już do tej szkoły? - Na podstawie reakcji chłopaka, starszy wywnioskował, że Daniel musiał widzieć McCalla.

- Widziałem jak on, razem z Malią, podwozili tutaj Liama. - Wzruszył ramionami. - Trochę powęszyłem i wyszło na to, że Tate jest przyrodnią siostrą Dunbara.

- Może jeszcze zaraz mi podasz, skąd się znają ich rodzice? - prychnął Raeken, kręcąc głową z dezaprobatą. - Jesteś wścibskim szczurem, brzdącu.

- Tylko trochę. - Machnął ręką z rozbrajającym uśmiechem.

- Wszystko pięknie, tylko po jaką cholerę chwaliłeś się tą wiedzą Liamowi? - Theo zerwał kontakt wzrokowy, podchodząc do parapetu.

- O tobie wspomniałem tylko w żartach. - Wzruszył ramionami. - Ale to chyba znaczy, że Dunbar ci nie ufa.

Theo zacisnął szczękę, układając swoją torbę na parapecie. Jego irytację spotęgował ból. Czemu te cholerne tabletki tak krótko działały?

- No widzisz, ludzie mają powody, by mi nie ufać - wymamrotał pod nosem, szukając czegoś w torbie. - I chyba tobie też nie powinni.

- No widzisz, mamy ze sobą tyle wspólnego - skomentował teatralnym głosem. Raeken prychnął, wyciągając opakowanie tabletek i wodę. Odwrócił się w jego stronę i oparł się o parapet.

- Ta. To przeznaczenie - skomentował beznamiętnym głosem, na moment spoglądając mu w oczy. Zażył dwie tabletki, które popił, choć wcale nie potrzebował. Jak gdyby nic, skończył te żarty, wracając do tematu: - Jak chcesz się bawić z Dunbarem, to droga wolna. - Odłożył wszystko z powrotem do torby. - Tylko mnie w to nie wciągaj.

- Szkoda, bo wolałbym się bawić z tobą. - Raeken zauważył jego przebiegły uśmiech, który nadawał mu jakiegoś specyficznego uroku.

- Najlepiej w łóżku, co? - mruknął Theo, nie mogąc powstrzymać uśmiechu.

- Jak będzie okazja. - Daniel zlustrował go wzrokiem. Raeken zignorował to, zgarniając swoje rzeczy. Przechodząc do wyjścia, Theo zatrzymał się przed młodszym chłopakiem, gdy ten zwrócił się do niego: - A nawiasem mówiąc, to lepiej bierz po jednej tabletce. Dwie ci dają niewiele więcej, a są bardziej szkodliwe.

- Miło, że się martwisz, brzdącu. - Uśmiechnął się prowokacyjnie.

- No i polecam ci te tabletki przełożyć do jakiejś fiolki na przykład po witaminach albo coś. - To była najciekawsza rzecz, jaką Theo usłyszał na temat swoich leków. - Będzie wyglądać bardziej naturalnie.

- Wow, pierwszy raz słyszę od ciebie coś tak mądrego - zażartował Raeken, patrząc na niego ze sztucznym podziwem.

- No, to lepiej zapamiętaj, bo ci się przyda. - Puścił mu oczko, wychodząc z toalety jako pierwszy.

Theo zaraz za nim, a kiedy wpadł mu do głowy durny pomysł, nim Daniel się oddalił, zawołał:

- Tylko pamiętaj, że Dunbar jest hetero! - Daniel na to odwrócił się w jego stronę, gestem pokazując, żeby stuknął się w głowę.

Theo jedynie uśmiechnął się pod nosem, odchodząc w stronę schodów na dół. Oglądnął się jeszcze na Daniela, który w następnej chwili zniknął mu z oczu. Nim jednak zdążył spojrzeć przed siebie, wpadł na kogoś, prawie tracąc równowagę. Ze zdezorientowaniem spojrzał w niebieskie tęczówki, które przysłoniły mu cały widok. Żaden z nich nic nie powiedział, Liam po prostu pomógł mu stanąć do pionu. Blondyn obejrzał się na korytarz, gdzie było niewiele osób i spojrzał z powrotem na starszego.

- To ty krzyknąłeś? - Liam zmarszczył zdziwiony brwi. Theo spiął się, uświadamiając sobie, że to był głupi pomysł. Od początku był głupi, ale stał się jeszcze gorszy przez fakt, że usłyszał go sam Dunbar.

- No... tak - przyznał, stwierdzając, że chyba wypada ponieść konsekwencje.

- Do kogo? - Twarz blondyna nabrała poirytowanego wyrazu. - I po co w ogóle?

- W żartach - odpowiedział łagodnym głosem, chcąc go jakoś udobruchać.

- Żeby przy okazji słyszała cała szkoła? - Uniósł pretensjonalnie brwi.

- Weź się uspokój - westchnął Theo, przewracając oczami. - Z naszej dwójki to ty masz tą "normalniejszą" orientację. Raczej nie masz czego się wstydzić, nie? No chyba, że jednak...

- Skończ - warknął na niego. Raeken momentalnie zamilkł. - Deucalion chciał, żebyś do niego przyszedł.

- Okej - mruknął, robiąc mały krok w stronę schodów. - A wyślesz mi swój plan lekcji? Nie wiem, o której dzisiaj kończysz, a chciałbym odzyskać swoje rzeczy.

- Wyślę, jak ty wyślesz mi swój. - Liam wzruszył ramionami, schodząc w dół po stopniach. Theo był zaskoczony tym układem, jednak nie widział w tym nic wymagającego, dlatego dotrzymując kroku blondynowi, wysłał mu plan zajęć.

- Deuc mówił, co potrzebuje?

- Nie - mruknął Dunbar. Chwilę szli w ciszy, po której jakoś tak innym tonem Liam spytał: - Chciałbyś pożyczyć szluga?

Theo uśmiechnął się pod nosem. Zerknął na niego, twarz Liama już wcale nie była taka zirytowana. Ich spojrzenia się spotkały, blondyn patrzył na niego na wpół wyczekująco, na wpół prosząco.

- Mówiłem ci, żebyś kupił sobie swoje - skomentował Raeken. Młodszy odwrócił wzrok, jakby odebrał to za odmowę. Zeszli akurat na drugie piętro i gdy Liam chciał skręcać na stołówkę, Theo w impulsie ujął jego dłoń, by go zatrzymać. Poczekał aż Dunbar spojrzy mu w oczy i zaproponował: - Chodź ze mną do Deuca, tam sobie zapalimy.

Liam wychrypiał ciche potwierdzenie, którego Theo nawet nie usłyszał. Zrównali znów razem krok, brunet puścił jego rękę. Mimowolnie przez to przypomniał sobie sytuację z rana i komentarz Scotta, który naprawdę podniósł mu ciśnienie. Już nawet nie chodziło o niego - Theo zirytowała postawa McCalla, który zrównał Liama do jego poziomu. Jakby wcale się z nim nie zadawał, jakby nie mieli dobrego kontaktu. A przecież było na odwrót, więc dlaczego Scott tak uszczypliwie potraktował Dunbara? Raeken nie chciał myśleć, że to przez jego znajomość z nim.

Choć chyba właśnie tak było.

Zeszli na parter. Nie rozmawiali między sobą, obaj nie czuli potrzeby. Theo nawet nie zauważył, kiedy to wszystko tak się pozmieniało. W jednej chwili irytowała go wścibskość Dunbara, a w drugiej wpuszczał go do miejsca, do którego sam miał wstęp w drodze wyjątku. Może jednak to szło w dobrym kierunku? Liam był tym jego znajomym, z którym mógł rozmawiać i nie nudzić się w szkole. Chociaż to drugie było kwestią względną, Raeken z pewnością planował skłonić tego chłopaka do bardziej rozrywkowego podejścia do życia.

Krótko zapukał i wszedł do kantorku Deucaliona, gdzie siedział mężczyzna, zagapiony w przestrzeń za oknem. W ręce trzymał włączony telefon, który najwyraźniej nie był wystarczająco interesujący.

- Chciałeś coś ode mnie - zaczął Theo, przystając z Liamem u boku. Mężczyzna spojrzał najpierw na niego, potem na blondyna i wyraźnie zamyślił się na moment.

- To raczej prywatna rozmowa, synu. - Deucalion zwrócił się do Raekena, jednak zerknął przy tym na Liama, który od razu zrozumiał aluzję i sięgnął po klamkę.

- Ej - zatrzymał go Theo. - Poczekasz, nie?

- No tak - rzucił tylko i wyszedł.

- Chodź, siadaj. - Deucalion pochylił się, odkładając telefon na stolik kawowy i oparł łokcie na kolanach.

Theo niepewnie podszedł, przysiadając na stole, w tej samej pozycji co mężczyzna.

- Skoro jesteś z nim, to nie będę cię zatrzymywał na gadanie o pierdołach - zaczął woźny.

- Więc o co chodzi?

- Rozmawialiśmy sobie ostatnio o... twojej relacji z ojcem. - Theo momentalnie spiął się, zaciskając szczękę. Mógł się spodziewać, że Deucalion do tego wróci. Dorosły jakby zauważył jego zmianę nastroju i posłał mu długie, łagodne spojrzenie, jakby chciał go tym uspokoić. To jednak nie zadziałało na Theo. - Domyślam się, że nadal często nocujesz u Dereka, ale jakbyś potrzebował...

Deucalion sięgnął do kieszeni, wyciągając parę kluczy na małym kółku kaletniczym. Theo spojrzał na niego w pierwszej chwili nie mając pojęcia co powiedzieć. Nawet Derek tak oficjalnie nie przekazał mu kluczy do domu, Raeken jedynie wiedział, gdzie znaleźć te zapasowe. Poczuł się nieswojo do tego stopnia, że przyjęcie tego wydało mu się jeszcze bardziej nieodpowiednie. Z emocji musiał wstać z miejsca, co w wolniejszej wersji zrobił także i mężczyzna.

- Deuc, doceniam, ale nie chcę, żebyś litował się nade mną tylko dlatego, że...

- Theo. - Deucalion ułożył dłoń na jego ramieniu, nim nastolatek zdążył odsunąć się na większą odległość. - Nie lituję się nad tobą, tylko okazuję wsparcie, rozumiesz? - Spojrzał mu głęboko w oczy, a Raeken przełknął ślinę. Przecież radził sobie, dlaczego miałby korzystać z pomocy kolejnej osoby? - To dwie różne rzeczy.

- Nie, Deuc, nie mogę... - Chciał zrobić krok w tył, odsunąć się, uciec. Próbował zapomnieć o tym, że Deucalion znał prawdę, a tymczasem mężczyzna skutecznie mu to uniemożliwiał.

- Synu. - Spojrzał na niego poważnie, może nawet i trochę surowo. Zaraz jednak jego wzrok znów stał się łagodny, kiedy upomnienie zadziałało. - Wiesz, że mam pusto w mieszkaniu - ciągnął. Otworzył jego dłoń i zamknął w niej parę kluczy. - I nie obrażę się jak zajrzysz tam od czasu do czasu.

Theo nie cierpiał poczucia, że ktoś się nad nim litował. Nie lubił, gdy ktoś mu na siłę próbował pomóc, bo wtedy zwyczajnie czuł się jeszcze bardziej bezradny. Potrzebował iluzji, że przecież jest już samodzielny i nie potrzebuje tyle wsparcia. W końcu był dorosły, musiał sobie sam radzić. Bo jak inaczej miał się nauczyć samodzielności?

Jednak w oczach Deucaliona widział samą szczerość. Może rzeczywiście jego gest byłby korzystny dla Theo? Z Derekiem ostatnio coraz częściej się kłócił, a wiedział, że w końcu nadejdzie dzień, kiedy nie będzie mógł zostać w domu na noc. To wszystko tak go frustrowało, że sam już nie wiedział, co powinien zrobić. Dlatego mimowolnie uśmiechnął się w podziękowaniu i tak po prostu przytulił się do Deucaliona, który zamknął go w męskim uścisku. I wtedy Theo poczuł się naprawdę bezpiecznie.

- Dzięki, Deuc - powiedział, zdając sobie sprawę, na jakie zaufanie musiał zdobyć się mężczyzna, by podarować mu klucze do własnego mieszkania.

- Nie ma za co. - Odsunął się uśmiechnięty. - Będę ostrzegał, jeśli Alex przyjdzie na nocowanie.

- Raczej będę go unikał - potwierdził Theo, nieśpiesznie odchodząc do drzwi.

- Nie wpada za często - zapewnił mężczyzna, sięgając po telefon.

- Jeszcze raz dzięki - powiedział znowu, bo czuł, że ma u niego dług, który wymaga specjalnego spłacenia.

Wyszedł na korytarz, gdzie czekał na niego niczego nieświadomy Liam. Raeken zdał sobie sprawę, że to chyba już jego ostatnia najbliższa znajomość, która balansuje na pograniczu prawdy z kłamstwem. Może teraz będzie mu łatwiej?

- Sory, że tak długo - mruknął do niego Theo, kierując się do wyjścia ze szkoły, bo mieli tamtędy najbliżej do miejsca, gdzie spokojnie mogliby zapalić.

- Luz.

- To mój tekst. - Uśmiechnął się Raeken, trącając barkiem idącego obok Liama. Ten tylko przewrócił na to oczami. I mimo wszystko też uśmiechnął się pod nosem.

- Z kim się zadajesz tym się stajesz - odpowiedział, zerkając na niego kpiąco. - Niestety.

- Do mojego poziomu to ci jeszcze daleko - oznajmiał, obracając w kieszeni otrzymane klucze. Nadal nie wierzył, że je dostał.

Wyszli na zewnątrz, schodząc po schodach i już po chwili dotarli do wolnej ławki przed szkołą. Nie było tu wiele osób, większość palaczy w czasie lekcji preferowała patio. Ale mieli teraz wystarczająco dużo czasu, nie musieli się obawiać, że nie zdążą dotrzeć do sali. Liam usiadł, a Theo stanął przed nim, podając z torby nieodpakowaną paczkę papierosów.

- Wypaliłeś już tamtą? - zdziwił się Liam, a jego słowa wydały się niedorzeczne, gdy Raeken wyciągnął rulonik tytoniu ze wspomnianego "wypalonego" opakowania. Rozbawiony brunet pokręcił głową, podpalając używkę.

- To żebyś nie musiał być ode mnie uzależniony - wyjaśnił, wypuszczając dym, który zaraz porwał wiatr. - Możesz potraktować to jako prezent, zresztą chciałeś je wziąć do podpisania.

- Nie, weź. - Liam ściągnął brwi, próbując oddać mu paczkę. - Nie wypalę wszystkiego, sam wiesz.

- I tak chciałeś podpisać. - Theo zaciągnął się, nie kwapiąc się do odebrania własności. Dunbar westchnął, niechętnie chowając opakowanie do kieszeni.

- I tak ci to zwrócę - zastrzegł. Raeken pokręcił głową i wyjmując papierosa z ust, podsunął go pod wargi blondyna. Liam umiejętnie złapał filtr i zaciągnął się bez użycia rąk. Sięgnął po używkę dopiero, gdy musiał wypuścić dym.

- Mam rozumieć, że lubisz tak za mną latać i czekać aż łaskawie dam ci szluga? - Spojrzał na niego kpiąco, odpalając nowego papierosa. Próbował go zaczepić, choć sam nie wiedział po co. Może dlatego, że Liam wydał mu się dziwny odkąd wpadli na siebie na korytarzu? Nie wyglądał normalnie, o ile tak można nazwać jego wersję odkąd już tak bardzo nie użalał się nad Masonem. Był taki obojętny, małomówny. A Theo, który akurat miał dobry humor, stwierdził, że fajnie by było, gdyby Dunbar również go podzielał. Uśmiechnął się w duchu na myśl, że nigdy nie potrafią się do siebie dopasować.

- Tak. Dokładnie tak. - Blondyn uśmiechnął się tak sztucznie, że sekundę później tego uśmiechu już nie było.

Raeken zaciągnął się, stwierdzając, że może pomoże zmiana tematu.

- Rozmawiałem z Danielem. - Theo zauważył, że Liam spojrzał na niego tak jakoś inaczej. - Mówił, że wiedział, bo kiedyś tam widział jak Malia i Scott podwożą cię do szkoły. Nie powiedział mi od kogo dokładnie się dowiedział, ale rzekomo w ten sposób się tym zainteresował.

- Po co chciał to wiedzieć? - Liam zmarszczył brwi, spoglądając na niego, a Theo mógł tylko wzruszyć ramionami. Sam nie do końca interesował się odpowiedzią, zdążył się przekonać, że Daniel otwarcie nie pokaże tego, co ma w planach.

- Nie wiem. Jest po prostu wścibski. Ale nie głupi, dlatego rozegrał to tak, żebyś miał rozkminę, tylko nie wiem po co.

- Dobra, darujmy sobie jego temat - stwierdził Liam, wypuszczając dym, by zaraz znowu się zaciągnąć. Theo zapatrzył się na niego i musiał przyznać, że Dunbar w wydaniu tego obojętnego chłopaka z papierosem w ręku był całkiem interesującym zjawiskiem.

- No - mruknął Raeken, zaciągając się. Powoli jego entuzjazm ulatniał się do atmosfery, wraz z gasnącą ekscytacją, którą wcześniej wywołały w nim nowe klucze. Teraz coraz twardziej stąpał po ziemi, a dodatkowo trzymał go przy niej nieciekawy humor Liama. - A ty co taki nie w sosie?

Dunbar spojrzał na niego tak, jakby nie wiedział o co chodzi. Theo za to patrzył na niego wyczekująco, zaciągając się w międzyczasie.

- Miałem sprawę do Stilesa i nie wyszło - odpowiedział w końcu. Raeken zmarszczył brwi, wypuszczając dym z ust.

- Jaką?

- Chciałem zapytać go, czy Lydia chciałaby mi pomóc z biologii, ale nie ma ich w mieście do końca tygodnia.

- Co? Czemu akurat ją? - Dalej marszczył brwi w zdziwieniu. - Przecież też mogę ci pomóc. Dlaczego mnie nie zapytałeś?

- No nie wiem, ostatnio chyba kosztowało cię to sporo nerwów. Zresztą ona też jest dobra. - Wzruszył ramionami, zaciągając się.

- Weź nie kłam. - Głos Theo stał się bardziej ostry, niż zamierzał. Liam znów przyłożył papierosa do ust, tak jakby musiał odreagować. - O co chodzi?

- No... - westchnął i jeszcze raz zaciągnął się krótko, a po lekkim skrzywieniu Theo poznał, że musiało mu się zakręcić w głowie. - Po prostu Malia robi mi problem za każdym razem, jak cię ze mną widzi. Ojciec ma podobne zdanie co ona i właściwie to tylko mama jest po mojej stronie.

W tamtym momencie Theo zapamiętał sobie, by nie pojawiać się zbyt często w domu Dunbara. Nie chciał przysparzać mu swoją osobą jakichś dodatkowych problemów.

- No mają trochę racji. - Raeken mimowolnie się uśmiechnął, wyrzucając peta. Liam podał mu swojego papierosa wypalonego trochę więcej niż w połowie. Brunet usiadł obok niego i zaciągając się, oparł łokcie na kolanach, podobnie jak Liam. - Ale to zależy od ciebie, czy będą myśleli, że cię demoralizuję, czy nie. - Z uśmiechem przechylił się, szturchając jego bark. Dunbar z uniesionymi kącikami ust odpowiedział mu tym samym, nieco mocniej. - A skoro rzeczywiście już trochę przechodzisz na złą stronę mocy, to lepiej popracuj nad swoim kłamaniem.

- Złą stronę mocy? - powtórzył Liam, patrząc na niego niepoważnie. Theo zaciągnął się z uśmiechem. - Ja tylko czasem zapalę, to nic złego.

- Nie mi to mów, tylko rodzicom - oznajmił Raeken, wstając z miejsca. Wyrzucił peta do śmietnika i ponaglając Liama skinieniem głowy, skierował się z powrotem do szkoły. - Chodź, bo chciałbym zdążyć coś zjeść.

Długo nie musiał czekać. Zaledwie wszedł na schody, a Liam już był obok niego. Theo nawet po części zaczynał się przyzwyczajać, że już nie robi samotnie tylu rzeczy co kiedyś. To jednak zaczynało go niepokoić - co jeżeli z Liamem w końcu urwie się kontakt? Kiedyś to musiało nastąpić, a Theo nie chciał wtedy chodzić z poczuciem osamotnienia. Przecież lubił samotność, był introwertykiem, radził sobie samemu. To po jaką cholerę był mu Dunbar? Brunet próbował odepchnąć od siebie stwierdzenie, że całkiem przyjemnie było mieć kogoś obok siebie, nawet jeżeli rozmowa nie była w tym towarzystwie niczym atrakcyjnym.

- Theo?

- No? - Zerknął na niego, gdy wchodzili po schodach na pierwsze piętro.

- Właściwie to co takiego ci zrobił Stiles, że tak za nim nie przepadasz?

Theo obejrzał się na niego tylko na moment, zdziwiony tego typu pytaniem. Poczuł rozgrzewające uczucie irytacji na samą myśl, jak sformułowałby odpowiedź. Fakt, ostatnimi czasy Stilinski zalazł mu za skórę. I właściwie mógł przecież powiedzieć o tym wszystkim Liamowi. O tym, jaki naprawdę był Stiles. Ale czy, cholera, ten szczeniak w ogóle by mu uwierzył? Znał Liama już chyba na tyle, by sądzić, że miałby spore wątpliwości. Bo przecież znał Stilinskiego osobiście, a w jego towarzystwie inaczej się zachowywał. Dunbar raczej nie wierzył w zdanie innych na temat kogoś, póki sam się nie przekonał o nieprzyjemnej prawdzie.

Chyba tylko dlatego Liam jeszcze chciał się z nim zadawać.

Szybko też Theo uświadomił sobie, że nie mógł mu tego powiedzieć. Musiałby wtedy nawiązać do przestępczego półświatku, a przecież tego nie chciał. Wolał, żeby Liam nie wiedział o walkach i ulicznej pracy Dereka. Nie ufał mu jeszcze na tyle. Ale w tej kwestii chyba akurat mógł być szczery?

- Nie chcę, żebyś wiedział - stwierdził wprost, wzruszając ramionami. - To nie dotyczy tylko mnie i z twojej wiedzy mogłoby kiedyś wyniknąć coś problematycznego.

Liam tylko skinął głową, wykazując się wyrozumiałością. Theo cieszył się, że chłopak już tak nie naciska na odpowiedzi, jak kiedyś. Raeken nie dociekał skąd wynika ta zmiana, po prostu celebrował fakt, że są tematy, które może ominąć.

Kiedy weszli na stołówkę, rozeszli się. Tak po prostu. Liam miał miejsce w swojej grupce znajomych, a Theo miał w głowie tylko jedzenie. Wiedział, że z Dunbarem i tak zobaczy się na treningu, więc stwierdził, że na razie chyba już ma dość jego obecności. Wolał znowu zajrzeć do Deucaliona, co też zamierzał zrobić po odebraniu jedzenia.
      
         
***
        
        
Theo drgnął przez ostry dźwięk gwizdka. Spojrzał na trenera, który zdzierał sobie gardło, by poprawić graczy. Sam Theo skończył na ławce, bo - jak to stwierdził trener - jest rozkojarzony i przeszkadza innym na boisku. Może i było w tym trochę prawdy, bo odkąd skończył lekcje myślał tylko o jednym; co czeka go w domu. Jedna, krótka chwila zapomnienia o treningu wystarczyła, by pomyślał, że czas wracać i by zaczął gorączkowo myśleć nad tym, czy w ogóle powinien tam iść. Wiedział, że oberwie mu się za obecność Dunbara. Zdążył nawet poczuć namiastkę tego, kiedy dzisiaj rano ojciec zamachnął się tak, że Theo uderzył głową o ścianę.

To jednak wcale nie było najważniejszym problemem. Ojciec wciąż czekał aż z Theo ponownie będzie chciał się skontaktować Luke. I cierpliwość mężczyzny raczej się skończyła. Theo nie rozumiał, dlaczego ojciec kazał mu się z nim spotkać. Nie rozumiał tego, z góry uznał, że nie wiedział co miałby powiedzieć, dlatego wciąż nie odblokował numeru Luke'a. Zresztą jak to by wyglądało? Zarzekał się, że nie ma zamiaru z nim rozmawiać, że nawet nie chce go słuchać. A teraz? Miałby sam z siebie zadzwonić i z podkulonym ogonem prosić o spotkanie? Nie ma takiej opcji. Przecież to byłoby podejrzane. Theo wiedział, że Luke wcale nie jest taki głupi. W końcu był synem agenta FBI. Raeken nie miał wątpliwości, że Ganves jest pokroju Stilinskiego.

Jednak widmo ostrego pobicia skutecznie umniejszało jego dumę. Ojciec chciał, żeby Theo spotkał się z Lukiem, ale, cholera, po co? Brak konkretnego powodu raczej będzie marną wymówką w rozmowie z mężczyzną. Może chociaż powinien odblokować numer Luke'a? Przynajmniej jak on wyjdzie z inicjatywą, to chyba to nie będzie takie dziwne, jakby Theo w końcu uległ jego prośbom. Westchnął głęboko, stwierdzając, że zrobi to jak wróci do szatni. Myślał, by zapytać ojca o co w ogóle chodzi. Już nawet wiedział, że uargumentowałby to lepszym rozegraniem sytuacji. I efektywniejszym. Ale bał się zapytać nawet o to. Miał wrażenie, że tym jeszcze bardziej by go rozgniewał.

Poczuł zimny dreszcz na plecach. Znów był w sytuacji bez wyjścia. Stresował się tą nieuniknioną rozmową, bo wiedział, że to nie miało prawa skończyć się łagodnie. Czując ukłucie stresu, przeczesał ręką włosy, opierając łokcie na kolanach. Przymknął oczy i zastygł w bezruchu, bo cholera, musiał się uspokoić. Może wcale nie będzie aż tak źle? Może gdyby wykazał się współpracą nie poniósłby żadnych bolesnych konsekwencji? Ale nawet kiedy starał się być posłuszny i tak kończył z piekącym policzkiem. Chyba już po prostu musiał to przeboleć.

- Wszystko w porządku? - Theo wzdrygnął się, zaskoczony spoglądając na stojącego przed nim chłopaka. Liam właśnie tracił swoją szansę na grę i nie przejmując się sytuacją na boisku, czekał aż Theo mu odpowie.

- Tak. - Uśmiechnął się słabo. - Idź, bo trener się przypruje.

- Na pewno? - Liam spojrzał na niego badawczym wzrokiem. - Bo masz minę, jakbyś...

- Dumbar, czemu nie pilnujesz co się dzieje na boisku?! - Theo aż skrzywił się na krzyk Finstocka.

- Dunbar, proszę pana - przypomniał Liam, wyraźnie zmęczony poprawianiem mężczyzny.

- Tak powiedziałem - stwierdził, przekonany o swojej racji. - Dlaczego dalej nie ma cię na boisku?

- Zacieśniam relacje w drużynie - odpowiedział, przez co Theo spojrzał na niego niepoważnie. Mimo wszystko jednak nie był w stanie powstrzymać uśmiechu.

- Na integrację jest czas po treningu, w czwartek gramy mecz, a wy się tylko opierdalacie.

- Trenerze, to pan kazał mi siedzieć na ławce - uświadomił go Theo.

- Bo spudłowałeś naście razy z rzędu, Raeken, to było jasne, że muszę cię wymienić.

- Bez okazji nie będzie w stanie się poprawić - stwierdził Liam.

- Dumbar, szoruj na boisko - zirytował się mężczyzna. Theo posłał blondynowi wymowne spojrzenie, że dalsza rozmowa nie ma sensu. Chłopak odbiegł, włączając się do gry. Raeken odprowadził go wzrokiem, zastanawiając się, jak pójdą im te zawody.

- Raeken, lepiej żebyś na meczu był bardziej skoncentrowany - polecił trener, nie patrząc w jego stronę. Był skupiony na zawodnikach, obserwując uważnie grę. A Theo zaczął się zastanawiać, czy powinien to odebrać jako ostrzeżenie przed posadzeniem na ławce.

- Zapewniam, że to chwilowe, trenerze. - Brunet wzrokiem śledził Liama, który właśnie przebił się przez obronę przeciwnika i rzucił perfekcyjne podanie do niekrytego sojusznika.

- Oby.

Theo również miał taką nadzieję. Nie powinien przecież dalej się tym martwić, wydawało się, że w czwartek będzie lepiej. Ale tego brunet nie mógł przewidzieć, więc długo się nad tym nie zastanawiał.

Trener w końcu odszedł, zostawił go samego ze swoimi myślami. Raeken dalej wahał się przed kontaktem z Lukiem. Jakakolwiek chęć spotkania z jego strony będzie zwyczajnie dziwna. A skoro po coś konkretnego miał się do tego zmuszać to lepiej, by wyglądało to bardziej naturalnie. Ale, cholera, czy ojciec to zrozumie? Theo obawiał się, że nie. Wstał z miejsca, wolno zaczynając chodzić wte i wewte. Nie mógł uciec, prędzej czy później i tak poniósłby konsekwencje. To go w tym wszystkim stresowało najbardziej.
        
     
- Uciekać od wszystkiego, to ci, kurwa, na pewno pomoże.
        
      
Zacisnął szczękę, przypominając sobie słowa Dereka. Zirytował się jeszcze bardziej na samo wspomnienie ich kłótni. I tego, że zabrał mu tabletki.

- Jebany Hale - wymamrotał do siebie pod nosem.

Czasem żałował, że miał z nim tak bliską relację. Że przez to Derek miał tak duży wpływ na jego życie. Czuł się przez to niesprawiedliwie, bo w drugą stronę to w ogóle nie działało. Nie mógł go przekonać do wyjścia z biznesu, nie mógł zmusić go, by mniej się narażał. Hale sam o siebie dbał, nie potrzebował do tego nikogo innego.
       
        
- Ja naprawdę potrzebuję cię żywego.
              
       
Theo aż skrzywił się na myśl, że Derek wtedy kłamał. W takim momencie przecież powinien być z nim w stu procentach szczery, a nie dawać złudną nadzieję. Raeken nie cierpiał, kiedy przyłapywał się na tym, że ślepo w coś wierzył. Coraz bardziej odnosił wrażenie, że on i Derek powinni sobie zrobić przerwę od siebie. Ostatnio tylko ranili siebie wzajemnie. A przynajmniej to Theo czuł się raniony, bo Dereka trudno przejąć czymkolwiek. Raeken zaczynał mieć wrażenie, że coraz więcej traci na tej relacji.

Powinien się zdystansować. Tak, to będzie chyba najlepsza opcja.
         
       
***
        
        
Liam szedł chodnikiem. Trening skończyli później niż zwykle, za to Theo po rozmowie z trenerem wyszedł szybciej. I choć Dunbar nie miał do Raekena jakiejś konkretnej sprawy, to żałował, że nie wracają razem. Może Theo potrzebował tej swobody? W końcu spędzili dzisiaj ze sobą wystarczająco dużo czasu. W porównaniu z tym jak jeszcze niedawno miał problem, żeby usiedzieć z nim na jednej przerwie lunchowej, to zrobili naprawdę duży postęp.

I Dunbar był z tego zadowolony. Choć z drugiej strony, jego relacje z rodziną zaczynały gęstnieć. Liam nie dopuszczał do siebie faktu, że Malia może mieć rację. Choć przecież w ciągu ostatnich paru dni zdążył wypić całkiem sporo alkoholu i zacząć palić papierosy. Liam ani myślał obwiniać za to Theo. W końcu nikt go do niczego nie zmuszał. Raeken zawsze tylko proponował i to wcale nie w jakiś wymuszający sposób. Po prostu miał idealne wyczucie czasu. Dunbar wolał się nie zastanawiać czy było ono zamierzone, czy nie.

Sięgnął do tylnej kieszeni spodni, upewniając się, że ma paczkę papierosów, którą dostał od niego. Planował je podpisać i zwrócić starszemu. Może pożyczyć jedną czy dwie sztuki, ale na pewno nie chciał zatrzymywać tego na stałe. Bał się, że rodzice go przyłapią. Bał się zobaczyć zawód w oczach mamy. I bał się, że Malia postara się o to, by nie miał kontaktu z Theo. Był przekonany, że obwiniłaby Raekena za to wszystko i oskarżyła o demoralizację. A przecież nic takiego nie zrobił. Jedynie proponował. Westchnął pod nosem stwierdzając, że będzie musiał dobrze schować te papierosy.

Oglądnął się przez ramię, sprawdzając, czy jedzie już jego autobus. Przystanek miał przed sobą i wolał się zorientować, czy musi przyspieszyć, by zdążyć. Uspokojony, dalej szedł niezbyt szybkim krokiem. Na myśl, że będzie musiał stać z plecakiem w tłumie ludzi aż skrzywił się nieco. Przeważnie nie miał nic do komunikacji miejskiej, jednak zmęczony po treningu nie miał ochoty słuchać gwaru rozmów, czy płaczu dziecka w wózku. Dotarł do wiaty przystankowej, przy której stało kilka osób. Sam ściągnął plecak i przysiadł na ławce. Dzisiejszy trening go wymęczył. Miał tylko nadzieję, że Theo miał rację i chłopacy z Brant Hills nie są na poziomie Devenford Prep.

Rozglądnął się, kiedy poczuł dym papierosowy. Nieopodal wiaty stał mężczyzna z używką w ręce. Liam przygryzł wargę, zastanawiając się, czy teraz by nie otworzyć paczki, którą miał w kieszeni. Ale z drugiej strony; czy naprawdę musiał? Nie wiedział za ile przyjedzie jego autobus, wolał nie marnować papierosów. Zwłaszcza, że nie były jego. A przynajmniej nie w stu procentach. Z rozmyślań wyrwał go klakson samochodu, który zjechał na miejsce dla autobusu. Szyba się otworzyła, a on ujrzał uśmiechniętego chłopaka.

- Hola! - przywitał się brunet z niemalejącym uśmiechem. - Podwieźć cię gdzieś?

- Skoro proponujesz. - Uśmiechnął się Liam, wsiadając na miejsce pasażera obok kierowcy. - Nowy samochód?

- Si. - Luke włączył się z powrotem do ruchu. - Nieplanowany, ale tak wyszło. Ze szkoły wracasz dopiero?

- Trening lacrosse'a mi się trochę przedłużył - westchnął Liam. - Ale to lepiej dla mnie, bo trafiłem na ciebie.

- Aż tak polubiłeś moje towarzystwo? - Luke spojrzał na niego z rozbrajającym uśmiechem. Dołeczki na policzkach dodały mu jakiegoś takiego uroku. Dunbar w odpowiedzi jedynie prychnął, mając wrażenie, że ciemnooki jest pokroju Theo.

- Za krótko cię znam, żeby to stwierdzić. - Ominął odpowiedź na pytanie.

- Ja nadal czekam na telefon, że wreszcie masz czas się spotkać. - Dopiero kiedy Luke to powiedział, Liamowi przypomniało się, że przecież w sobotę wymienili się numerami.

- Cholera, zapomniałem, sory - wypalił i aż zrobiło mu się głupio. Sobotę głównie zapamiętał z Halloween, spędzonego z chłopakami.

- No ha pasado nada. - Uśmiechnął się brunet. Liam spojrzał na niego pytająco, bo nie miał pojęcia co to znaczy. - Nic się nie stało - wyjaśnił Luke. - Jeśli chcesz, żebym mniej nawijał po hiszpańsku, to musisz mnie kontrolować, bo ja nie umiem.

- No problemas. - Uśmiechnął się blondyn, który zapamiętał ten zwrot z ostatniego spotkania. - Nie przeszkadza mi to.

- Zajebiście. To dokąd podwieźć?

- Small Heath, kojarzysz? - Spojrzał na chłopaka za kierownicą, który zaintrygowany uniósł brew.

- Tak, kojarzę. - Zatrzymał samochód na światłach. - Spokojna dzielnica.

- No, raczej żaden menel nikogo nie napada w tunelu - skomentował blondyn, wspominając sytuację, dzięki której się poznali. Poczuł ciarki na plecach, gdy przypomniał sobie, że to mógł być ojciec Theo. Wierzył, że nie, nie chciał by to okazało się prawdą. Ale teraz tylko pozostało mu czekać, aż Stiles sprawdzi kartotekę Rogera. Liam był ciekawy, czy są tam jakieś wzmianki o byciu pod wpływem alkoholu. Dunbar też miał nadzieję, że facet, który go pobił był po prostu podobny do ojca Theo. Unikał myśli, że przecież normalny dorosły nie ma odruchu bicia dziecka.

- Takich szczegółów to ci już nie powiem - odpowiedział z krzywym uśmiechem. - Mieszkam raczej bliżej centrum.

- A uczysz się jeszcze? W sensie jesteś gdzieś na studiach, czy...?

- Robię sobie rok przerwy. - Wzruszył ramionami. - Nie jestem typem zapaleńca naukowego.

- Nie dziwię się - skomentował blondyn. - Szkoła to dużo za dużo.

- Nie no, studia to ponoć najlepszy okres w życiu młodego człowieka.

- Dlatego tak ci się na nie spieszy? - parsknął Liam.

- To akurat nie ma nic do rzeczy - zastrzegł brunet.

- To co? - zapytał, licząc się z tym, że może nie dostać odpowiedzi.

- Mówiłem ci już kiedyś, że często zmieniamy miejsce zamieszkania - wyjaśnił. - Dlatego na razie jeżdżę wszędzie z tatą, a potem wybiorę gdzieś studia.

- A jaki kierunek? Detektywistyczny? - Dunbar uśmiechnął się durnowato.

- Nie - parsknął Luke. - Waham się pomiędzy turystyką, a filologią języka.

- Hiszpańskiego? - zgadnął blondyn.

- Si.

- Jeśli zapytałbyś mnie o zdanie, to raczej doradziłbym ci turystykę - powiedział, nie bardzo interesując się tym, czy jego zdanie jest dla niego istotne. - Masz po tym więcej możliwości.

- Niby tak - westchnął. - Ale nie wiem. Pożyjemy, zobaczymy. A ty? Już myślałeś nad swoimi studiami?

- Architektura - oznajmił bez zastanowienia.

- Taki z ciebie artysta? - Uśmiechnął się Luke.

- No - odpowiedział pewny siebie. Niewiele mu już zostało do skończenia kolejnego rysunku. Teraz tylko będzie musiał skombinować na to ramkę.

- A co głównie rysujesz?

- Różnie, naprawdę - zaśmiał się sam z siebie. - Nie chcesz o tym słuchać.

- A może właśnie chcę? - Jego uśmiech był naprawdę wiarygodny.

I dzięki temu Liam poczuł namiastkę poczucia wysokiej wartości, bo zawsze to on był tym zaciekawionym rozmówcą. Rzadko odwrotnie. Dlatego po dłuższym zastanowieniu stwierdził, że może mu pokazać swoją kolekcję rozwieszoną w pokoju. I Luke rzeczywiście nie miał nic przeciwko.
            
       
***
           
       
Theo siedział przy biurku, tępo wpatrując się w punkt za oknem. Nie było go stać na nic innego, stres przygwoździł go do tego krzesła. Wrócił do domu jeszcze przed powrotem ojca z pracy. Zdążył zrobić najpilniejsze rzeczy na jutro do szkoły, bo doskonale wiedział, że potem może nie być w stanie. Żołądek wywracał mu się chyba do góry nogami, a on próbował uspokoić się myślą, że jeszcze działają tabletki, które wziął w szkole. Może wtedy pobicie nie będzie tak bardzo bolesne? Choć i tak koniec ich działania zbliżał się nieubłagalnie.

Ale przynajmniej zdołał załatwić inną sprawę z tymi cholernymi lekami. Tak jak poradził mu Daniel, Theo zmienił opakowanie na takie, które nie wzbudza podejrzeń. Pierdolony Derek - pomyślał, przypominając sobie uczucie, gdy uświadomił sobie, że Hale odebrał mu tabletki. Przecież miał to wszystko pod kontrolą, Theo wiedział, że nie powtórzy się sytuacja, gdzie zapije leki alkoholem. Nie miał zamiaru tłumaczyć się z tego komukolwiek, świadomość własnej głupoty była dla niego wystarczająco wstydliwa. Gdyby nie umawiał się wtedy z Derekiem na odebranie, pewnie nic by się nie stało. I dalej miałby te stare tabletki.

Spiął się cały, kiedy usłyszał trzask drzwi wejściowych.

- Theo! - Głos ojca wydał mu się inny nawet przez ściany. Nastolatek przymknął oczy, czując zalewającą go falę stresu. - Zejdź, do kurwy nędzy, bo nie mam całego dnia!

Przy tym cały czas brunet słyszał kroki mężczyzny na dole. Pogoniony strachem przed karą za nieposłuszeństwo, Theo wstał ze swojego miejsca i wyszedł z pokoju. Drżącą ręką przytrzymał się poręczy kiedy schodził po schodach. Wiedział, że w silnym stresie zawsze łatwo tracił równowagę. Zszedł ze schodów, wzrokiem błądząc wciąż po podłodze. Roger robił coś w salonie, Theo nawet nie odważył się sprawdzić co dokładnie.

- Rozmawiałeś z nim? - padło, gdy mężczyzna wszedł do przedpokoju.

- Z kim? - wyrwało mu się, bo w pierwszym momencie nie zrozumiał o kogo chodzi.

- Dobrze wiesz, kurwa. - Bez żadnego ostrzeżenia uderzył go w twarz, aż zarzuciło głową nastolatka. - Odpowiedz, gówniarzu.

- N-nie - wydukał, nie mogąc sklecić żadnego zdania przez gwałtowny wzrost strachu. Kolejne uderzenie. Spodziewał się go bardziej od ostatniego, choć miał nadzieję, że ono nie nadejdzie.

- Nie dotarło jak mówiłem dzisiaj rano? - syknął, mocno przypierając go do ściany. - Bez dostania w pysk nic do ciebie nie dociera?

- Czekaj - wydusił Theo wzdrygając się, kiedy mężczyzna znów uniósł rękę. Zacisnął powieki i, na tyle ile mógł, skulił się w sobie, oczekując na cios.

- Czego? - warknął Roger, w każdej chwili gotowy ponownie go uderzyć.

- Nie rozmawiam z nim w ogóle. - Theo bał się otworzyć oczy. - To byłoby dziwne, jakbym nagle chciał, no i... - Przełknął ślinę i uchylił powieki, kiedy poczuł rozluźniony uścisk. Lodowate spojrzenie ojca przyprawiło go o ciarki na plecach. - Żeby to dobrze rozegrać muszę wiedzieć, jakich informacji szukać.

Wzrok mężczyzny jakby nagle stał się bardziej otrzeźwiały, choć wcale nie był pod wpływem alkoholu. Opuścił rękę i już całkiem ignorując Theo, zrobił parę kroków po przedpokoju, wyraźnie zamyślony. Theo stał tak wciśnięty w ścianę, bojąc się zrobić jakikolwiek ruch. Nie patrzył mu w oczy, jedynie śledził wzrokiem jego cień na podłodze.

- Więc zrób tak, żeby wiedzieć, gdzie mieszka i na ile tu wrócili. - Mężczyzna z powrotem podszedł naprzeciw niego. W jego głosie było coś niepokojącego dla bruneta. - Jak dasz mu dupy, to na pewno szybko pójdzie. - Zaraz po tym Theo poczuł siarczyste uderzenie na kości policzkowej. Nawet nie wiedział za co to było, oczy zeszkliły mu się same. Tabletki już chyba jednak przestawały działać.

- Dlaczego miałbym... - Nie dokończył przez kolejny cios. Wrażenie obrzęku na wardze i metaliczny posmak w ustach oznaczał, że ją sobie rozciął. Ból odczuł również na dziąśle, Theo miał tylko nadzieję, że z zębami wszystko w porządku. Mocny uścisk jaki objął jego szczękę jedynie spotęgował dyskomfort. I strach, nie miał żadnej drogi ucieczki, musiał patrzeć w te lodowate, niebieskie tęczówki. 

- Myślisz, że jestem głupi, gówniarzu? - syknął, mocniej zaciskając palce na jego żuchwie. - Nie waż się mnie okłamywać, bo spędzisz tam noc, rozumiesz? - Roger wskazał ręką drzwi komórki pod schodami, a ta groźba wystarczyła, by Theo przebiegł zimny dreszcz po plecach. Poczuł palące łzy pod powiekami na samą myśl trafienia tam ponownie. Wolał już czuć tą krew w ustach. - Jesteś pedałem?

- Nie - zaprzeczył od razu. W końcu nie był nim w stu procentach, biseksualizm nie powinien się zaliczać do pedalstwa. Ale kłamał już na ten temat tyle razy, że wiedział o zdaniu ojca.

- To po co ten chłopak tu przylazł, co? - warknął mężczyzna, przedramieniem napierając na krtań bruneta. Theo czuł jak łzy zbierały się coraz bardziej w jego oczach, kiedy tylko myślał, że zaraz zacznie mu brakować powietrza.

- Zerwał się rano - skłamał z duszą na ramieniu. Bał się i to cholernie. - Nie mógł spać, no i...

- Co ja ci, kurwa, mówiłem, co?! - Theo zacisnął oczy, wzdrygając się ze strachu. Uniesiony głos ojca i wzmocniony ucisk na gardle przerażał go jeszcze bardziej. A jego ruch był błędem, bo już po chwili pierwsza łza uciekła spod zaciśniętych powiek.

- Że n-nikt ma się nie dowiedzieć - wydukał, nierówno oddychając. Bał się, że zaraz to podduszanie zamieni się w ścisk na szyi, odbierający mu tlen.

- I co, teraz będziesz płakał, kurwa? - Cios pod żebrami odebrał mu dech w piersiach. Theo zgiął się w pół, nie mogąc złapać oddechu. Naruszona przepona nie pozwalała mu wtłoczyć w siebie żadnej dawki powietrza. Wciąż nie otwierał powiek, spod których wypłynęły kolejne łzy, nie potrafił tego powstrzymać. - Nie tak cię wychowałem, gnoju. - Dopiero co Theo mógł z trudem oddychać, a już zostało to zaburzone przez uderzenie jakie poczuł na kości policzkowej. Zachwiał się, jednak nie stracił równowagi. Cios na policzku wywołał u niego kolejne słone krople na policzkach. - Przestań hańbić moje nazwisko, gówniarzu.

Wtedy poczuł się naprawdę niechciany.

- Tato, przestań, proszę... - wydusił przez gardło ściśnięte strachem i bólem.

- Ja mam przestać? - zapytał zajadliwym głosem. - Gówna się pozbywa, gnoju, nie zasłużyłeś na lepsze traktowanie, słyszysz mnie?

Theo pociągnął nosem, a kiedy otworzył oczy, łza spadła na podłogę. Zaraz za nią druga, ten psychiczny ból był jeszcze gorszy od fizycznego. Kolejny cios zarzucił jego głową, która spotkała się z krawędzią ściany. Uderzył o nią nosem, który zapiekł go ostro. Wkrótce poczuł ciepłą kroplę powoli wypływającą z nozdrza. Nie miał wątpliwości, że to była krew.

- Pytałem, czy mnie słyszysz, kurwa - warknął głośniej, a nastolatek z trudem zdusił w sobie szloch, kuląc się w sobie. 

- T-tak - szepnął cicho, bo tylko na tyle było go stać przez ściśnięte gardło.

- To powtórz, kurwa! - uniósł się jeszcze bardziej, znów wymierzając mu cios w przeponę. Theo jęknął, roniąc kolejne łzy. Spadły one na podłogę, którą również splamiła kropla krwi sączącej się z nosa. - Nie zasługujesz na nic lepszego, powtórz to, gnoju.

Brunet stęknął płaczliwie, to wyrwało mu się bezwarunkowo i było skutkiem rozpaczliwej próby zaczerpnięcia powietrza. Nie potrafił skupić się na niczym innym, docierało do niego tylko to, jak trudno jest mu oddychać.

- Powtórz! - nakazał głośniej, uderzając go z otwartej dłoni w twarz. Pieczenie rozeszło się po już nieco opuchniętym policzku, przez co uronił więcej łez, zupełnie siebie nie kontrolując. Przygryzł wargę i to był błąd, bo rana na niej zapiekła go boleśnie. Odruchowo pociągnął nosem, czując na języku wyraźniejszy posmak krwi. Rozchylił drżące wargi i zmusił się do odezwania.

- N-nie zasługuję na n-nic lepszego - wyjąkał rwącym się głosem.

- Przestań ryczeć jak pierdolona baba - odparował mężczyzna, ponownie uderzając go, tym razem w wrażliwe żebra. Theo stłumił jęk, przełykając ślinę wymieszaną z krwią. - Powtórz.

- Nie zasługuję n-na nic lepszego. - Jego załamany głos drżał nieprzerwanie, nastolatek nie był w stanie tego kontrolować.

- Opanuj się, kurwa, jesteś facetem! - krzyknął na niego, ponownie bijąc w okolicach klatki piersiowej, której Theo nie zdołał osłonić, i przez zaciśnięte zęby dodał: - Jeszcze raz.

Theo wziął głębszy wdech, próbując opanować drżenie ciała.

- Nie zasługuję na nic lepszego - powiedział na jednym wdechu, byleby się nie zająknąć.

Odruchowo spiął się, czekając na kolejne uderzenie, jednak to nie nastąpiło. Mimo wszystko nadal kulił się w sobie, osłaniając na tyle ile mógł. Zaciskał powieki, bojąc się je otworzyć. Cisza, jaka zapanowała ogłuszała go, napełniając niepewnością. Znów przełknął metalicznie smakującą ślinę przez ściśnięte gardło i powoli uchylił powieki, unosząc bojaźliwe spojrzenie na mężczyznę przed sobą. Ojciec stał w nieco większej odległości niż przed chwilą, dłoń zaciskając w pięść i bez słowa mierzył go jakimś takim obcym spojrzeniem, ze zmarszczonymi brwiami.

- Wiesz co, kurwa, brzydzę się tobą.

Roniąc łzę, Theo spuścił załamany wzrok na podłogę. Dlaczego to tak cholernie zabolało? Mężczyzna cofnął się o krok w tył, zaraz potem odwracając od niego wzrok. Wziął torbę, którą przygotował sobie wcześniej i skierował się do drzwi wyjściowych, a kiedy już był przy nich, powiedział:

- Jadę odebrać Bethany ze szpitala. Tylko pamiętaj, kurwa, że jeżeli z twojej winy znów tam wyląduje - spojrzał mu głęboko w oczy - to nie ręczę za siebie.

Wychodząc, trzasnął drzwiami, jak zawsze. Theo nie drgnął nawet o milimetr. Tępo wpatrywał się w podłogę, a widok rozmazywał mu nadmiar łez. Niemal ignorował metaliczny posmak w ustach. W głowie rozbrzmiewały mu tylko słowa mężczyzny. Dopiero po kilku długich sekundach ruszył się z miejsca. Poza swoim pokojem w tym domu w ogóle nie czuł się bezpiecznie. Nogi miał jak z waty. Wchodził po schodach z asekuracją poręczy. Jego mięśnie drżały, a on bał się, że straci równowagę. Ledwo wszedł na piętro, kroki stawiał wolno, w ogóle nie czuł się na siłach. Cieknąca posoka z nosa chyba już powoli wysychała, teraz na swojej twarzy czuł uporczywe łzy, które starał się ocierać.

Był taki słaby.

Wszedł do łazienki, odruchowo najpierw myjąc ręce. Unikał spojrzenia w lustro aż do ostatniej chwili, jednak w końcu niepewnie uniósł wzrok. Zaczerwienione od płaczu oczy zignorował na rzecz zaschniętej krwi pod nosem i w kąciku ust. Miał o tyle szczęścia, że nie ubrudził sobie nią koszulki. Za to oba jego policzki były zaczerwienione, z czego na jednym miał przetarty naskórek, co by wyjaśniało to uporczywe palenie na kości. Nie chcąc dłużej patrzeć na własne odbicie, pochylił się, przemywając całą twarz. Następnie skrupulatnie wyczyścił ślady posoki, przy tym odczuwając pieczenie w miejscu obtarcia na kości policzkowej. Coś mu podpowiadało, że zostanie tam ślad. Na końcu otarł ręcznikiem krople wody, które mieszały się ze świeżymi łzami. Choć przecież było już po wszystkim, on nadal nie potrafił się uspokoić.

Z łazienki przeszedł do swojego pokoju, gdzie panował półmrok, rozjaśniany jedynie przez widne niebo za oknem. Niemal powłócząc nogami podszedł do biurka, siadając na krześle. Otwierał każdą z szafek pod blatem w poszukiwaniu jakiegoś alkoholu, jednak natknął się na coś innego. W pierwszym momencie zmarszczył brwi, spoglądając na małą paczkę długości mniej niż trzech centymetrów. Nie pamiętał, kiedy chował tu te żyletki, ale teraz nie zamierzał się nad tym zastanawiać. 

Kupił je w jednym celu. 

Dlatego wyciągnął opakowanie i zamykając szafkę, skupił na nim całą swoją uwagę. Wysunął ze środka jedną żyletkę. Ostrze było zawinięte w śliski papier, z którego bez problemu mógł je wyciągnąć. Obrócił żyletkę w palcach, dziwiąc się w duchu jej giętkością. Podwinął lewy rękaw, z bólem najpierw oglądając podgojonego sińca po uderzeniu pasem, który widniał na wierzchu ręki. Obrócił ją czystą skórą do siebie, śledząc wzrokiem widoczne żyły. Pociągnął nosem i nie czekając aż stchórzy, przeciągnął krawędzią po przedramieniu. Cieniutkie ostrze zatopiło się w jego skórze, rażąc ostrym, niemal piekącym bólem. Był inny niż zwykle. Nie trwał długo, nie utrudniał ruchu, jak te siniaki, które robił mu ojciec. Był silny, jednak znikał szybko, bez większych konsekwencji pozostawiając po sobie tylko ślad na zakrwawionej skórze. Był idealny. Siłą rzeczy, świeże łzy przysłoniły mu widok krwi wypływającej na powierzchnię rany. Kropelki szybko się rozrastały, a Theo wtedy z konsternacją zrozumiał, że będą mu potrzebne chusteczki. Wolał nie pozostawić po sobie śladów krwi. Zrobił kolejną szramę, tym razem mocniej dociskając żyletkę do skóry. Ten sam, choć bardziej wyrazisty ból przeszył jego rękę, a Theo na sekundę poczuł, jakby to uczucie go obezwładniło. Skrzywił się i zaciskając szczękę, ponowił ruch w innym miejscu. 

Nie zasługuję na nic lepszego.

Cholera, jedynym na co zasługiwał, był właśnie ten ból. Zasługiwał na karę za te wszystkie kłamstwa. Za to, że nie dopilnował tajemnicy. Że ktoś jeszcze się dowiedział. Pociągnął nosem, wierzchem dłoni z żyletką ocierając mokry policzek. Był taki słaby, nieudolny. Nie powinien był nikomu o tym mówić. Powinien sam ponosić konsekwencje tego, że nie potrafił zareagować kiedy miał szansę. To wszystko było takie popieprzone. Żył w miejscu, którego nie powinien nazywać domem. Mężczyzna, którego powinien nazywać tatą, przyprawiał go o ciarki na plecach. Z kobietą, którą powinien nazywać mamą, nie potrafił rozmawiać. Bał się. Cholera, od kilku lat nie czuł się tu bezpiecznie, a jednak wciąż wracał do tych czterech ścian, bo nie potrafił znaleźć innego mieszkania. Bo bał się zmian oraz tego, że tak naprawdę to nic nie pomoże. Przecież musiał dalej żyć w tym samym mieście, gdzie był w zasięgu ojca. Nie mógł od tak zostawić obu prac i wyjechać. Z czego by się wtedy utrzymywał? Wizja skończenia na ulicy przerażała go jeszcze bardziej. 

Kolejna krwawa rysa dołączyła do poprzednich. Grawitacja powoli ściągała sączące się krople krwi w dół jego przedramienia. On jedynie pilnował by niczego nie ubrudzić, odbierając otoczenie na tyle, na ile mógł przez ciągle łzawiące oczy. Nie potrafił pogodzić się z myślą, że stracił dom i rodzinę. Że wciąż musiał okłamywać wszystkich dookoła. Theo nie chciał wiedzieć, co zrobi z nim ojciec gdy dowie się, że nie umiał tego dobrze ukryć. Że się poddał. Przecież to było takie niemęskie. Przejechał znów ostrzem po skórze, ryzykownie robiąc to blisko widocznej żyły. Był taką pizdą. Płakał po nocach, nie potrafiąc się zebrać do kupy, nawet z pomocą innych. 

Było aż tak źle, czy to on był na to za słaby? 

Nie miał siły dalej walczyć. Coraz trudniej było mu wstać z łóżka i tylko stan nietrzeźwości czasem poprawiał sytuację. Ile by dał, by znów móc uciec od tych wszystkich problemów. Pierdolony Derek. Wiecznie wszystko mu ograniczał, a przecież Theo chciał tylko na moment zapomnieć o tym wszystkim. Omamić się myślą, że jest normalny. Taki jak zwykli nastolatkowie w tych pieprzonych serialach. Ile by dał, za normalną rodzinę. Załkał cicho, bo cholera, nawet nie potrafił wyobrazić sobie, by miał kogoś tak bliskiego. Nie potrafił nawiązywać szczerych relacji. Zawsze zaczynał od kłamstw, na których przecież nie da się zbudować zdrowej więzi. 

Był taki toksyczny. 

Ból przebił się przez te wszystkie jego myśli. Otarł łzy i wtedy wyraźniej zobaczył efekt upustu własnych emocji. Krwawe pręgi zdobiły jego lewe przedramię, niektóre zlewały się już ze sobą. Wyciągnął chusteczki i starł niektóre szkarłatne krople. Niewiele to pomogło i wtedy zrozumiał, że będzie musiał iść to przemyć. Przynajmniej nie musiał obawiać się spotkania z ojcem. A co jeżeli wróci? Theo zaczął się nawet zastanawiać nad jakimś innym rozwiązaniem w razie czego, ale cholera - to było jedyne. Wstał ostrożnie z miejsca i przy ruchu zakrwawioną ręką poczuł odrętwienie. Uświadomił sobie, jaki zmęczony jest tym wszystkim i jak fatalnie się czuje. Wciąż niewiele widział przez szklane oczy, ale pocieszał się jedynie myślą, że pójdzie spać jak tylko to ogarnie.
       
       
***
       
        
Liam otworzył paczkę papierosów, wyciągając jednego. Logo firmy było ledwo widoczne na filtrze używki, tak samo jak parę innych szczegółów, które wyróżniały te papierosy. Tak samo jak i inne, każde miały coś z własnej firmy. Trzymał rulonik tytoniu pomiędzy palcami zupełnie tak, jak Theo gdy palił. Dunbar coraz częściej zaczynał brać z niego przykład i nawet nie zdążył się zastanowić, czy to słuszne. Spojrzał na godzinę, wszyscy obecni w domu powinni już spać. On nie mógł, do jego głowy wciąż napływały myśli pełne poczucia winy. Znów zaczynał myśleć o Masonie i tym, co mu zrobił. Własnemu przyjacielowi. Blondyn nie potrafił wybaczyć sobie, że przez niego chłopak aż tak długo leżał w szpitalu. Był już cholerny listopad.

Zaklął pod nosem, wstając z miejsca. Otworzył szufladę szafki nocnej, chwilę grzebiąc pomiędzy rzeczami. Wreszcie znalazł zapalniczkę, włożył rulonik tytoniu do ust i odpalił. Zaciągnął się w drodze do okna, które otworzył na oścież. Przesunął nieco biurko, robiąc sobie miejsce, i oparł się o bok biurka, stając przy samym parapecie. Wypuścił dym, odprowadzając chmurę wzrokiem. Zaraz poczuł charakterystyczne rozluźnienie, które przeszło z gardła do głowy. Chciał pozbyć się myśli, a palenie właśnie takie odprężenie mu zapewniało. 

I uśmiechnął się pod nosem, przypominając sobie, kiedy Theo stał w tym samym miejscu i palił papierosa taty Liama. Na wspomnienie deszczowego dnia, kiedy to byli tutaj zamknięci, Liam mimowolnie uśmiechnął się szerzej. Wytrzymać z Raekenem na głodzie nikotynowym to było coś. Zaciągnął się, by zagłuszyć obawę, że on też się uzależni do tego stopnia. Wypuścił dym i aż parsknął pod nosem na wyobrażenie jakby się znosili, gdyby obaj byli na głodzie. To też byłoby coś. 

A mogłem podpisać tego papierosa - pomyślał, patrząc na używkę wypaloną w jednej trzeciej. Przynajmniej jeszcze nie kręciło mu się w głowie. Nie miał pojęcia od czego to zależy. A może już się przyzwyczajał? Zaciągnął się głęboko i poczuł, że jego organizm wcale nie jest aż tak dobrze przystosowany. Wolną ręką, dla pewności, przytrzymał się biurka, bo te zawroty głowy nie były wcale takie łatwe do zniesienia. Wypuścił dym i wstrzymał oddech, kiedy usłyszał otwierane drzwi. Dźwięk stłumiony przez ściany podpowiedział mu, że to gdzieś z końca korytarza, co oznaczało sypialnię rodziców. Momentalnie poczuł jak przyspieszyło mu tętno. Niby papierosy miał pochowane, jednak ten, który właśnie tlił mu się w ręce był przepustką do piekła. 

Wstrzymał oddech, wsłuchiwał się w kroki i modlił się w duchu, by to nie była mama. Osoba jednak minęła jego pokój, najpewniej kierując się do łazienki. Zestresowany Liam odetchnął i zaciągnął się papierosem, bo w końcu to było najlepszym odreagowaniem w chwili, gdy miał odpaloną używkę w ręce. Poczuł kolejny, tym razem słabszy zawrót głowy i z tym upoważnieniem wyrzucił w połowie spalony rulonik tytoniu. Zamknął okno i usiadł przy biurku, wkładając dłoń do kieszeni, by wyciągnąć paczkę papierosów.

- Liam, czemu ty jeszcze nie śpisz? - Chłopak odwrócił się w stronę drzwi, gdzie w progu stała zaspana mama.

- A ty? - spytał, dając sobie czas na wymyślenie odpowiedzi, tak jak uczył go Theo.

- Zaraz wracam do łóżka. Ty też idź już spać, bo rano nie wstaniesz.

- Wstanę.

- Mhm. - Uśmiechnęła się, zbierając do wyjścia. - Dobranoc.

- Dobranoc.

Gdy tylko kobieta zamknęła za sobą drzwi, Liam odetchnął głęboko, wplatając dłoń we włosy. Było blisko. Bardzo blisko, nawet nie usłyszał jej kroków. Za to mama musiała usłyszeć zamykane okno, bo blondyn nie widział innego sposobu, skąd wiedziałaby, że nie spał. Przeczesał ręką włosy i odczekał aż zamkną się drzwi sypialni rodziców. Będzie musiał bardziej uważać. Dla pewności, odczekał jeszcze trochę i dopiero wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów. Na stole wylądował tylko jeden rulonik tytoniu, opakowanie Liam z powrotem schował. Theo miał rację, łatwiej będzie ukryć wyciągnięty jeden, niż wszystkie dwadzieścia, rozłożone na stole. Otworzył cienkopis i napisał pierwsze lepsze, co przyszło mu do głowy.

Za dobre znajomości.

Dunbar miał naprawdę dobry humor. Po spotkaniu z Lukiem w ogóle już nie czuł się taki zmęczony po całym dniu. Chłopak był wyjątkowym rozmówcą i Liam nie miał wątpliwości, że będzie chciał jakoś utrzymać ten kontakt. Dobrze czuł się ze świadomością, że ktoś uważnie go słucha i poświęca całą swoją uwagę. Po wypadku Masona, blondynowi właśnie tego zdecydowanie brakowało najbardziej. Rodzicom nie chciał zawracać sobą głowy, a Malia... cóż, ona chyba była na niego zirytowana za nieposłuszeństwo. Nie rozmawiał z nią od rana, sam jej nawet trochę unikał. Zachowanie jej i Scotta było dla niego takie obce i niezrozumiałe. A gdy przypomniał sobie to wszystko, o czym powiedział Theo na temat McCalla, Liam poczuł się, jakby w ogóle go nie znał.

Do towarzystwa - podpisał kolejny.

Wciąż odpychał od siebie fakt, że Malia może mieć rację. W trakcie dnia Liam również przypomniał sobie rozmowę z ojcem, jak to wracał z nim z baru, w którym spotkał Theo z kolegami. I pamiętał myśl, że do dobrej zabawy Raeken potrzebuje używek. Nie chciał tego roztrząsać, ignorował również myśl, że w ostatnim czasie Theo rzeczywiście sporo pił. Blondyn wszystko kwitował jedną myślą; to nie była jego sprawa. Próbował sobie wkręcić to apatyczne myślenie, dzięki któremu Theo przecież tak łatwo nie przejmował się problemami innych. Liam już od jakiegoś czasu chciał się tego nauczyć. Mimo wszystko, jego wychowanie było zbyt głęboko zakorzenione.

A może tak jednak było lepiej? Raeken wczorajszej nocy wcale nie wyglądał na kogoś, kto ma poukładane życie. Liam tylko nie miał pojęcia czy źródłem problemów są rzeczy, które od niego zapożyczał, czy nie. Bo miał świadomość, że jeśli tak, to sam ściągał na siebie kłopoty. Chociaż, z drugiej strony, czy to rzeczywiście było takie złe? Do niedawna nie miał większych problemów, z perspektywy czasu zdał sobie sprawę, że jego życie było nudne.

Najwyższa pora to zmienić.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro