Rozdział 5
- Malia, długo jeszcze? - warknął Liam, waląc dłonią w drzwi od łazienki.
- Tak! - odkrzyknęła, co automatycznie zadziałało młodemu Dunbarowi na nerwy.
Dopiero co wrócił z ojcem z treningu i chciał wziąć tylko szybki prysznic. Przy czym jego starsza siostra skutecznie pokrzyżowała jego plany, szykując się na jakąś imprezę.
- Lepiej idź wyprowadzić Storma - dodała po chwili, a blondyn wywarczał pod nosem wiązankę przekleństw.
Było już grubo po dwudziestej drugiej, a na dworze było ciemno. Nie lubił wychodzić nocą, zwłaszcza, że był zmęczony po treningu z ojcem. Z westchnieniem, zszedł na dół po schodach i zgarniając smycz, ubrał swoją szarą bluzę.
- A ty gdzie o tej porze? - z salonu wyszła jego matka, składając ręce na piersi.
Siedemnastolatek przewrócił oczami, odwracając się w jej stronę.
- Muszę wyręczyć Malię i wyjść z psem - wyjaśnił, wkładając ręce do kieszeni.
- Byle szybko - oznajmiła, wracając z powrotem do pomieszczenia.
Liam westchnął i zakładając buty, wyszedł z domu, zamykając za sobą drzwi.
Niemal od razu usłyszał chrzęst łańcucha i po chwili także skomlenie psa.
Podszedł do dużego wilczaka i zapinając smycz przy jego obroży, odpiął łańcuch. Pies skoczył na Liama i opierając przednie łapy na jego torsie, próbował polizać go po twarzy. I gdyby blondyn nie odsunął głowy, wilczak dosięgnąłby go, zważywszy na to, że w kłębie miał dziewięćdziesiąt trzy centymetry.
- Przestań - nakazał Dunbar, a pies od razu wykonał polecenie.
Gdyby nie latarnie uliczne, Liam pewnie nawet by nie widział Storma - oprócz jasnego podbrzusza, pies miał czarne umaszczenie.
Niebieskooki, obwiązując smycz wokół ręki, skierował się w stronę furtki i wzdrygnął się, kiedy zobaczył tam starszego chłopaka.
- Jezu, Scott, weź mnie łaskawie nie strasz - burknął, wychodząc z posesji na chodnik.
- Kiedy Malia wyjdzie? - spytał, jakby nie słyszał poprzedniego zdania młodszego.
- Lepiej wejdź i poczekaj na kanapie, bo długo jej na tym zejdzie - westchnął.
- Już nawet Stiles jest od nas szybciej, a on zawsze się spóźnia - wymamrotał ciemnooki, patrząc na dom Dunbara.
- A gdzie idziecie, że tak się szykuje? - spytał jeszcze blondyn, czekając aż wilczak skończy obwąchiwać płot sąsiadów.
- Na domówkę do Isaaca - wyjaśnił, przechodząc przez furtę.
Bez żadnego pożegnania, rozeszli się w swoje strony. Scott do domu, a Liam w górę ulicy.
Blondyn szybko dotarł do skrzyżowania, gdzie skręcił w stronę parku.
Storm szedł blisko krzaków przy chodniku, zatrzymując się co jakiś czas, a Dunbar niechętnie stawał razem z nim. Wyciągnął na chwilę telefon i ledwie odwrócił wzrok od wilczaka, kiedy ten pociągnął go, a blondyn prawie wypuścił urządzenie z ręki.
Wywarczał pod nosem wiązankę przekleństw, po chwili zauważając, że pies ciągnie go w stronę wiaty przystanku, w której siedział chłopak. Przez panujący półmrok sprawiał, że Liam ledwo rozpoznał kolor jego bordowej bluzy. Miał naciągnięty kaptur na głowę, a opierał się o szybę dokładnie tak, jakby spał.
Storm zaczął wąchać jego nogi i zaraz potem torbę sportową leżącą obok, a Dunbar zorientował się, że chłopak rzeczywiście ma przymknięte oczy. Miał szczęście, że noc była ciepła.
Szturchnął jego ramię i ściągnął jego kaptur.
Brunet ocknął się i kiedy tylko zauważył wąchającego go wilczaka, ze strachem od razu podciągnął nogi pod klatkę piersiową, prawie spadając z wąskiej ławki.
- Weź tego kundla ode mnie - warknął, wpatrując się w psa, który i tak z łatwością mógłby go dosięgnąć.
- A ty co? W bezdomnego się bawisz, Raeken? - prychnął Liam, na prośbę starszego, przyciągając do siebie Storma.
- Czekam na autobus - wymamrotał, nie spuszczając czworonoga z oczu. - Od kiedy można trzymać wilki w domu?
- To wilczak, kretynie - parsknął blondyn. - Krzyżówka psa z wilkiem.
- I nie żaden kundel, tylko Storm - dodał po chwili.
- Jeden pies - starszy wzruszył ramionami, wreszcie spuszczając nogi na ziemie. - Wiesz, która godzina?
- Że niby za późno jak dla "szczeniaka"? - Dunbar uniósł brew, sądząc, że Theo chciał zabłysnąć jakimś głupim żartem.
- Nie, pytam poważnie - odpowiedział, zakładając swój kaptur.
- Jakbyś sam nie mógł sobie sprawdzić - prychnął blondyn.
- Telefon mi się rozładował - burknął, opierając się z powrotem o szybę, w takiej samej pozycji w jakiej spał jeszcze pięć minut wcześniej.
- Zastanawiam się, jaki opierdol dostaniesz od rodziców - parsknął niebieskooki, wyciągając urządzenie. - Dwudziesta trzecia jedenaście.
Raeken skinął głową, nie odpowiadając na poprzednią zaczepkę młodszego.
- Będziesz tu tak siedział? - Liam uniósł brew. - Coś mi się wydaje, że twój autobus nie przyjedzie, albo w ogóle go przegapiłeś. Jak w ogóle mogłeś zasnąć na przystanku?
- Zawsze tyle gadasz? - Dunbar odniósł wrażenie, jakby brunet pytał poważnie.
- Ty zawsze tak mało mówisz? - odpowiedział pytaniem na pytanie, przenosząc spojrzenie na swojego wilczaka, który chodził po trawniku za wiatą przystankową.
Raeken milcząc, po prostu poprawił się wygodniej.
- Będziesz tu tak siedział? - powtórzył blondyn, lustrując drugiego wzrokiem.
- Raczej przeżyje - wzruszył ramionami, zamykając oczy. - Chyba, że ta twoja bestia mnie zje.
- Prędzej by się zatruł - wymamrotał Liam, uśmiechając się półgębkiem.
- Zdążyłem się przekonać, że nie mam tej wspaniałej umiejętności - mruknął Theo, a Dunbar zmarszczył brwi, nie rozumiejąc o co mu chodzi.
- Jakim cudem mogłeś zasnąć na przystanku? - spytał znowu.
- Zmęczony jestem - wzruszył ramionami.
- Racja, twoje treningi są naprawdę idiotyczne - stwierdził wprost, a Raeken otworzył oczy, mierząc go niezainteresowanym wzrokiem. - Mam na myśli, że nie dzielisz tego na serie. Tylko robisz ciągiem i...
- Czy ty mnie śledzisz? - starszy wszedł mu w zdanie.
- Nie, mam treningi na tej samej siłowni z ojcem - wyjaśnił Dunbar, wcale nie zrażając się spojrzeniem, jakie posłał mu Theo.
- Nie powinieneś wracać do domu? - uniósł brew.
- A ty? - prychnął Liam.
- Taki gadatliwy, ale dalej się nie przedstawiłeś - Raeken zmienił temat.
Blondyn najpierw uniósł zdziwiony brwi, jednak szybko sobie uświadomił, że zielonooki ma rację.
- Liam Dunbar - odpowiedział wreszcie.
- A ten twój kolega?
- Mason Hewitt.
- Nowy jesteś, co? - Raeken przechylił głowę na lewą stronę.
- To lepsze niż niezaliczenie roku - posłał mu kpiące spojrzenie, na które starszy nie zareagował, wyciągając paczkę papierosów.
- Czasami trzeba coś spieprzyć, żeby nauczyć się sobie radzić - wytłumaczył, a opierając łokcie na kolanach, podpalił tytoń.
Liam zmarszczył brwi, nie rozumiejąc metafory, jakiej użył Theo. Będzie musiał o to podpytać Masona.
- Teraz będziesz mi tu smrodził? - skrzywił się blondyn, ustawiając się w przeciwną stronę do wiatru.
- To ty tutaj stoisz, nie prosiłem o poświęcanie mi czasu - Liam kolejny raz tego wieczoru zmarszczył brwi, nie rozumiejąc starszego.
Zdziwiło go, w jaki sposób ujmuje to brunet.
- Ciekawe, bo wyglądasz jakbyś wołał o pomoc - niebieskooki uśmiechnął się cynicznie. - Torba, przymała bluza i śpisz na przystanku. Wyglądasz jak bezdomny.
W jednej rzeczy Dunbar się mylił. Bluza Raekena nie była na niego za mała, on najzwyczajniej w świecie był za szeroki w barkach, a rękawy po prostu opinały jego mięśnie ramion. Jednak rozmiar był dobry.
- Mam lustro w domu, wiem jak wyglądam - odpowiedział niewzruszony, zaciągając się papierosem. - Słyszałeś takie powiedzenie, żeby nie oceniać książki po okładce?
- Nie jesteś książką, prędzej wziąłbym cię za słaby magazyn z poradnikiem jak zostać żulem - stwierdził Liam.
- Słabe - Raeken wypuścił dym z płuc, podnosząc się na równe nogi.
Zgarnął z ławki swoją sportową torbę, a zza zakrętu wyjechało auto.
Brunet znowu się zaciągnął.
- Popracuj trochę nad ripostami, szczeniaku - odezwał się, tyłem wchodząc na ulicę.
Klakson samochodu ogłuszył ich obu, a Dunbar w ostatnim momencie szarpnął za rękaw Raekena, wciągając go z powrotem na chodnik. Auto z szumem przejechało dalej, a Liam spojrzał z niedowierzaniem na bruneta.
- Naprawdę, cymbale, nikt cię nie nauczył, że patrzy się na drogę?! - wrzasnął na starszego, gestykulując przy tym rękoma. - Jeszcze parę sekund i zostałaby z ciebie mokra plama! Co ty, myślisz, że jesteś niezniszczalny?!
Raeken tylko ze spokojem wpatrywał się w młodszego, zaciągając się przy tym papierosem.
- Skończyłeś?
- Obiło ci?! - krzyknął kolejny raz.
Theo wzruszył ramionami, znowu się zaciągając.
- Jesteś pojebany - stwierdził wreszcie blondyn, dalej wpatrując się w starszego z niedowierzaniem.
- A ty głupi - odpowiedział mu brunet, uwalniając dym z płuc.
Wyminął młodszego, ostatni raz się zaciągając i zgasił peta na popielniczce śmietnika.
- Miłej nocy, obyś miał koszmary - dodał Raeken, naciągając bardziej kaptur.
- Mhm, a ty zabij się po drodze.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro