Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 5

- Malia, długo jeszcze? - warknął Liam, waląc dłonią w drzwi od łazienki.

- Tak! - odkrzyknęła, co automatycznie zadziałało młodemu Dunbarowi na nerwy.

Dopiero co wrócił z ojcem z treningu i chciał wziąć tylko szybki prysznic. Przy czym jego starsza siostra skutecznie pokrzyżowała jego plany, szykując się na jakąś imprezę.

- Lepiej idź wyprowadzić Storma - dodała po chwili, a blondyn wywarczał pod nosem wiązankę przekleństw.

Było już grubo po dwudziestej drugiej, a na dworze było ciemno. Nie lubił wychodzić nocą, zwłaszcza, że był zmęczony po treningu z ojcem. Z westchnieniem, zszedł na dół po schodach i zgarniając smycz, ubrał swoją szarą bluzę.

- A ty gdzie o tej porze? - z salonu wyszła jego matka, składając ręce na piersi.

Siedemnastolatek przewrócił oczami, odwracając się w jej stronę.

- Muszę wyręczyć Malię i wyjść z psem - wyjaśnił, wkładając ręce do kieszeni.

- Byle szybko - oznajmiła, wracając z powrotem do pomieszczenia.

Liam westchnął i zakładając buty, wyszedł z domu, zamykając za sobą drzwi.

Niemal od razu usłyszał chrzęst łańcucha i po chwili także skomlenie psa.

Podszedł do dużego wilczaka i zapinając smycz przy jego obroży, odpiął łańcuch. Pies skoczył na Liama i opierając przednie łapy na jego torsie, próbował polizać go po twarzy. I gdyby blondyn nie odsunął głowy, wilczak dosięgnąłby go, zważywszy na to, że w kłębie miał dziewięćdziesiąt trzy centymetry.

- Przestań - nakazał Dunbar, a pies od razu wykonał polecenie.

Gdyby nie latarnie uliczne, Liam pewnie nawet by nie widział Storma - oprócz jasnego podbrzusza, pies miał czarne umaszczenie.

Niebieskooki, obwiązując smycz wokół ręki, skierował się w stronę furtki i wzdrygnął się, kiedy zobaczył tam starszego chłopaka.

- Jezu, Scott, weź mnie łaskawie nie strasz - burknął, wychodząc z posesji na chodnik.

- Kiedy Malia wyjdzie? - spytał, jakby nie słyszał poprzedniego zdania młodszego.

- Lepiej wejdź i poczekaj na kanapie, bo długo jej na tym zejdzie - westchnął.

- Już nawet Stiles jest od nas szybciej, a on zawsze się spóźnia - wymamrotał ciemnooki, patrząc na dom Dunbara.

- A gdzie idziecie, że tak się szykuje? - spytał jeszcze blondyn, czekając aż wilczak skończy obwąchiwać płot sąsiadów.

- Na domówkę do Isaaca - wyjaśnił, przechodząc przez furtę.

Bez żadnego pożegnania, rozeszli się w swoje strony. Scott do domu, a Liam w górę ulicy.
Blondyn szybko dotarł do skrzyżowania, gdzie skręcił w stronę parku.

Storm szedł blisko krzaków przy chodniku, zatrzymując się co jakiś czas, a Dunbar niechętnie stawał razem z nim. Wyciągnął na chwilę telefon i ledwie odwrócił wzrok od wilczaka, kiedy ten pociągnął go, a blondyn prawie wypuścił urządzenie z ręki.

Wywarczał pod nosem wiązankę przekleństw, po chwili zauważając, że pies ciągnie go w stronę wiaty przystanku, w której siedział chłopak. Przez panujący półmrok sprawiał, że Liam ledwo rozpoznał kolor jego bordowej bluzy. Miał naciągnięty kaptur na głowę, a opierał się o szybę dokładnie tak, jakby spał.

Storm zaczął wąchać jego nogi i zaraz potem torbę sportową leżącą obok, a Dunbar zorientował się, że chłopak rzeczywiście ma przymknięte oczy. Miał szczęście, że noc była ciepła.

Szturchnął jego ramię i ściągnął jego kaptur.

Brunet ocknął się i kiedy tylko zauważył wąchającego go wilczaka, ze strachem od razu podciągnął nogi pod klatkę piersiową, prawie spadając z wąskiej ławki.

- Weź tego kundla ode mnie - warknął, wpatrując się w psa, który i tak z łatwością mógłby go dosięgnąć.

- A ty co? W bezdomnego się bawisz, Raeken? - prychnął Liam, na prośbę starszego, przyciągając do siebie Storma.

- Czekam na autobus - wymamrotał, nie spuszczając czworonoga z oczu. - Od kiedy można trzymać wilki w domu?

- To wilczak, kretynie - parsknął blondyn. - Krzyżówka psa z wilkiem.

- I nie żaden kundel, tylko Storm - dodał po chwili.

- Jeden pies - starszy wzruszył ramionami, wreszcie spuszczając nogi na ziemie. - Wiesz, która godzina?

- Że niby za późno jak dla "szczeniaka"? - Dunbar uniósł brew, sądząc, że Theo chciał zabłysnąć jakimś głupim żartem.

- Nie, pytam poważnie - odpowiedział, zakładając swój kaptur.

- Jakbyś sam nie mógł sobie sprawdzić - prychnął blondyn.

- Telefon mi się rozładował - burknął, opierając się z powrotem o szybę, w takiej samej pozycji w jakiej spał jeszcze pięć minut wcześniej.

- Zastanawiam się, jaki opierdol dostaniesz od rodziców - parsknął niebieskooki, wyciągając urządzenie. - Dwudziesta trzecia jedenaście.

Raeken skinął głową, nie odpowiadając na poprzednią zaczepkę młodszego.

- Będziesz tu tak siedział? - Liam uniósł brew. - Coś mi się wydaje, że twój autobus nie przyjedzie, albo w ogóle go przegapiłeś. Jak w ogóle mogłeś zasnąć na przystanku?

- Zawsze tyle gadasz? - Dunbar odniósł wrażenie, jakby brunet pytał poważnie.

- Ty zawsze tak mało mówisz? - odpowiedział pytaniem na pytanie, przenosząc spojrzenie na swojego wilczaka, który chodził po trawniku za wiatą przystankową.

Raeken milcząc, po prostu poprawił się wygodniej.

- Będziesz tu tak siedział? - powtórzył blondyn, lustrując drugiego wzrokiem.

- Raczej przeżyje - wzruszył ramionami, zamykając oczy. - Chyba, że ta twoja bestia mnie zje.

- Prędzej by się zatruł - wymamrotał Liam, uśmiechając się półgębkiem.

- Zdążyłem się przekonać, że nie mam tej wspaniałej umiejętności - mruknął Theo, a Dunbar zmarszczył brwi, nie rozumiejąc o co mu chodzi.

- Jakim cudem mogłeś zasnąć na przystanku? - spytał znowu.

- Zmęczony jestem - wzruszył ramionami.

- Racja, twoje treningi są naprawdę idiotyczne - stwierdził wprost, a Raeken otworzył oczy, mierząc go niezainteresowanym wzrokiem. - Mam na myśli, że nie dzielisz tego na serie. Tylko robisz ciągiem i...

- Czy ty mnie śledzisz? - starszy wszedł mu w zdanie.

- Nie, mam treningi na tej samej siłowni z ojcem - wyjaśnił Dunbar, wcale nie zrażając się spojrzeniem, jakie posłał mu Theo.

- Nie powinieneś wracać do domu? - uniósł brew.

- A ty? - prychnął Liam.

- Taki gadatliwy, ale dalej się nie przedstawiłeś - Raeken zmienił temat.

Blondyn najpierw uniósł zdziwiony brwi, jednak szybko sobie uświadomił, że zielonooki ma rację.

- Liam Dunbar - odpowiedział wreszcie.

- A ten twój kolega?

- Mason Hewitt.

- Nowy jesteś, co? - Raeken przechylił głowę na lewą stronę.

- To lepsze niż niezaliczenie roku - posłał mu kpiące spojrzenie, na które starszy nie zareagował, wyciągając paczkę papierosów.

- Czasami trzeba coś spieprzyć, żeby nauczyć się sobie radzić - wytłumaczył, a opierając łokcie na kolanach, podpalił tytoń.

Liam zmarszczył brwi, nie rozumiejąc metafory, jakiej użył Theo. Będzie musiał o to podpytać Masona.

- Teraz będziesz mi tu smrodził? - skrzywił się blondyn, ustawiając się w przeciwną stronę do wiatru.

- To ty tutaj stoisz, nie prosiłem o poświęcanie mi czasu - Liam kolejny raz tego wieczoru zmarszczył brwi, nie rozumiejąc starszego.

Zdziwiło go, w jaki sposób ujmuje to brunet.

- Ciekawe, bo wyglądasz jakbyś wołał o pomoc - niebieskooki uśmiechnął się cynicznie. - Torba, przymała bluza i śpisz na przystanku. Wyglądasz jak bezdomny.

W jednej rzeczy Dunbar się mylił. Bluza Raekena nie była na niego za mała, on najzwyczajniej w świecie był za szeroki w barkach, a rękawy po prostu opinały jego mięśnie ramion. Jednak rozmiar był dobry.

- Mam lustro w domu, wiem jak wyglądam - odpowiedział niewzruszony, zaciągając się papierosem. - Słyszałeś takie powiedzenie, żeby nie oceniać książki po okładce?

- Nie jesteś książką, prędzej wziąłbym cię za słaby magazyn z poradnikiem jak zostać żulem - stwierdził Liam.

- Słabe - Raeken wypuścił dym z płuc, podnosząc się na równe nogi.

Zgarnął z ławki swoją sportową torbę, a zza zakrętu wyjechało auto.

Brunet znowu się zaciągnął.

- Popracuj trochę nad ripostami, szczeniaku - odezwał się, tyłem wchodząc na ulicę.

Klakson samochodu ogłuszył ich obu, a Dunbar w ostatnim momencie szarpnął za rękaw Raekena, wciągając go z powrotem na chodnik. Auto z szumem przejechało dalej, a Liam spojrzał z niedowierzaniem na bruneta.

- Naprawdę, cymbale, nikt cię nie nauczył, że patrzy się na drogę?! - wrzasnął na starszego, gestykulując przy tym rękoma. - Jeszcze parę sekund i zostałaby z ciebie mokra plama! Co ty, myślisz, że jesteś niezniszczalny?!

Raeken tylko ze spokojem wpatrywał się w młodszego, zaciągając się przy tym papierosem.

- Skończyłeś?

- Obiło ci?! - krzyknął kolejny raz.

Theo wzruszył ramionami, znowu się zaciągając.

- Jesteś pojebany - stwierdził wreszcie blondyn, dalej wpatrując się w starszego z niedowierzaniem.

- A ty głupi - odpowiedział mu brunet, uwalniając dym z płuc.

Wyminął młodszego, ostatni raz się zaciągając i zgasił peta na popielniczce śmietnika.

- Miłej nocy, obyś miał koszmary - dodał Raeken, naciągając bardziej kaptur.

- Mhm, a ty zabij się po drodze.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro