Rozdział 47
Theo odpalił papierosa i zaciągnął się głęboko. Siedział na trybunach przy boisku, a wokół było tylko kilka innych osób w odległości, która gwarantowała mu spokój. W piątki miał na drugą lekcję i było jeszcze sporo czasu do dzwonka. Dlatego przyszedł tutaj, by móc w spokoju zapalić i poobserwować puste boisko. Było chłodno, jednak bluza i koszulka na długi rękaw, którą miał pod spodem, skutecznie go ogrzewały.
Zaciągnął się, a kiedy uwolnił dym z płuc, skupił wzrok na rozpływającej się chmurze.
Po rozmowie z Derekiem o przeszłości sytuacja się unormowała, obaj zapomnieli o minionej kłótni. Wsparcie jakie okazał mu Hale, kiedy rozmawiali przedwczoraj, sprawiło, że Theo znów czuł się przy nim pewnie. Otworzył się przed nim w większym stopniu, dzięki czemu Derek mógł lepiej zrozumieć jego podejście do tego wszystkiego.
Zaciągnął się.
W czwartek we dwójkę widzieli się jeszcze z bliźniakami i Joshem, omawiając plany na sobotę. Halloween zapowiadało się w ich męskim składzie, dziewczyny Aidena i Josha miały własną imprezę z ich koleżankami, z tego co mówili chłopacy.
A Theo po cichu cieszył się z tego faktu, bo mniej kobiet równa się więcej alkoholu i lepszych akcji. Bynajmniej tak było w przypadku Erici i Tracy, które dbały o swoich chłopaków. Raeken personalnie nic do nich nie miał, poza tym jednym faktem, że kilka razy ich przyziemność popsuła im zabawę.
Przyłożył papierosa do ust, zaciągając się dymem.
Na samo Halloween Ethan dodatkowo zaprosił Danny'ego i tak oto w szóstkę mieli spędzić na zabawie jutrzejszy wieczór i noc. Dzisiaj Derek z Joshem mieli załatwić potrzebne rzeczy, na które wszyscy razem się złożyli.
Wypuścił parę z ust i z nudów rozglądnął się dookoła. Po drugiej stronie trybun zauważył grupkę młodszych nastolatków, którzy głośno rozmawiając między sobą zajęli miejsca na najwyższych ławkach. Theo zaciągnął się, a po chwili pośród nich rozpoznał młodszego bruneta.
Daniel wkrótce także go zauważył i mówiąc coś do znajomych, oddalił się od nich, zmierzając do Raekena, który zaciągnął się w międzyczasie.
- Nie wybierasz się na lekcje? Myślałem, że chcesz zdać w tym roku - rzucił z uśmiechem ciemnooki, dosiadając się do Theo.
- To lepiej tyle nie myśl, bo słabo ci to wychodzi - skwitował i zaciągnął się. - Zresztą to samo pytanie mógłbym zadać tobie i twoim znajomym.
- Mamy odwołaną pierwszą lekcję - wyjaśnił Daniel. - A ty pewnie masz na drugą, co?
- Dokładnie - potwierdził, wypuszczając dym na bok.
- Zostawisz pojarę?
- Ty naprawdę jesteś Żydem, brzdącu - skomentował brunet, kręcąc głową z rozbawieniem. Mimo wszystko, podał mu końcówkę papierosa.
- A ty chyba rasistą, co? - zripostował, zaciągając się, po czym zmienił temat. - Jakieś plany na jutro?
- Jeszcze jak - wyszczerzył się Theo.
- No i prawidłowo - nastolatek kiwnął głową, wypuszczając dym z ust. - Bo jesteś takim outsiderem, że miałem co do tego wątpliwości, dryblasie.
Raeken skomentował to prychnięciem i przeczesał ręką włosy.
- Jeśli w ogóle mnie nie znasz, to się nie wypowiadaj, co? - posłał mu wymowne spojrzenie.
- Dobrze, dobrze, przepraszam - odpowiedział bez cienia skruchy w głosie. - Po prostu mówię co widzę.
- Słyszałeś o tym, żeby nie oceniać książki po okładce? - skomentował Theo.
- Jesteś zbyt zajebisty na jakieś tam książki - zażartował Daniel, na co Raeken parsknął śmiechem.
- Albo to ty po prostu nie umiesz ich czytać - powiedział kąśliwie, na co młodszy wzruszył ramionami, zaciągając się papierosem.
- Ej, Dan! - chłopacy oglądnęli się w stronę paczki znajomych Daniela.
- Dobra, to ja będę się zbierał - mówiąc to, chłopak wstał z ławki, wyrzucając peta. Wyciągnął rękę, zbijając piątkę z Raekenem na pożegnanie i rzucił: - Pozdro bez.
- Do zo.
***
Theo wszedł do męskiej toalety i od razu upewnił się, że jest tu sam. Dopiero co rozpoczęła się przerwa lunchowa, więc każdy kierował się na stołówkę. Czuł, że tabletki przestają działać, dlatego wyciągnął fiolkę z torby i wyuczonymi ruchami zażył dwie pigułki.
Nie popił ich wodą, doszedł do wniosku, że tego nie potrzebuje. Schował z powrotem opakowanie i zmarszczył nieco brwi, czując wibracje w kieszeni. Sięgnął po telefon i odebrał połączenie od Dereka.
- Co jest?
- Ethan przed chwilą zadzwonił, że Danny odpada z jutrzejszych planów - oświadczył, a Theo wyczuł gorycz w jego głosie.
- A ty z Joshem nie kupiliście już wszystkiego przypadkiem?
- No, kurwa, właśnie - westchnął niezadowolony Hale. - Bliźniacy nie mają nikogo na zastępstwo, a ewentualny znajomy Josha ma już plany. Więc albo będzie więcej dla nas, albo weźmiesz ze sobą młodego, o ile on...
- Dunbara? - przerwał mu i aż uniósł brwi w zdziwieniu. - Przecież on nie przypali tempa.
- Nie mi to oceniać, ale lepszego pomysłu nie mamy, bo o ile alkoholem się podzielimy, tak reszta rzeczy będzie leżeć w nieskończoność.
- Dobra, ale liczy się też zdanie reszty, przecież oni po ostatniej akcji jakoś nie byli zadowoleni - przypomniał mu Theo, wspominając pamiętny wieczór, kiedy to Dunbar nic nie wspomniał o tym, że paczka McCalla ma zamiar iść na to samo boisko, o tej samej godzinie. - Zresztą ty też nie byłeś do niego przychylnie nastawiony.
- Z alkoholem lepiej poznaje się ludzi - oznajmił Derek. - Wtedy byłem trzeźwy, więc może tym razem coś się zmieni, zobaczymy.
- To źle się skończy - skwitował, jednak w duchu już się na to zgodził. Zastanawiał się, jak Liam odnajdzie się w ich półświatku, zwłaszcza, że pewnie kilka rzeczy będzie dla niego nowych.
- Jak dla kogo - prychnął pod nosem Derek, a Theo wyczuł rozbawienie w jego głosie. - Dobra, ja kończę, bo mam robotę.
- Do zo - pożegnał się Raeken, rozłączając się.
Westchnął cicho, po chwili orientując się, jaka cisza zaległa wokół. Rozejrzał się po pomieszczeniu, aż w końcu jego wzrok padł na lustro. Poprawił swoje włosy i zaczął rozważać, czy aby na pewno powinien zabierać tam Liama. Ale z drugiej strony, co złego mogło się stać? Dunbar spróbuje czegoś nowego, a chłopacy potem określą czy pasuje im jego towarzystwo, czy nie.
Westchnął pod nosem i wyszedł z toalety. Musiał znaleźć tego szczeniaka, zanim jego znajomi coś mu zaproponują na jutro.
*
Liam wszedł na piętro, gdzie znajdowała się stołówka. Z esemesa Nolana wiedział, że cała trójka już tam jest. On sam spóźniał się przez rozmowę ze swoją nauczycielką biologii, z którą miał zastępstwo. I był naprawdę zadowolony, bo dowiedział się jaką ocenę dostał z poprawy.
- Dunbar!
Blondyn zatrzymał się tuż przed wejściem na stołówkę i odwrócił w kierunku głosu. Zdziwił się, kiedy zauważył Theo, który szedł w jego kierunku. I Liam stwierdził, że chłopak ma całkiem donośny głos.
- Coś ode mnie potrzebujesz? - spytał zdziwiony Dunbar, kiedy Raeken podszedł bliżej.
- Najpierw to może zejdź z przejścia, co? - rzucił Theo i łapiąc go za łokieć, pociągnął w stronę schodów. Zrównali razem krok, a Liam dalej ze zdezorientowaniem patrzył na starszego. - No i nie muszę czegoś od ciebie chcieć, żeby się odezwać. Chyba.
- Mówiłeś, że po zawodach... - urwał, przystając na moment.
- Bo jestem pierdolonym hipokrytą, Liam.
Przypomniał sobie jego słowa i uświadomił sobie, że hipokryzja nie jest jego jedyną cechą, która nie współgra z tym, co mówi. Theo z uniesioną brwią stał przed nim, wyraźnie czekając aż ten dokończy zdanie.
- A mam dać ci spokój? - zapytał Raeken, co uświadomiło Liamowi, że ten doskonale wiedział, co miał na myśli.
Dunbar otworzył usta by coś powiedzieć, jednak słowa ostatecznie ugrzęzły mu w gardle. Potrzebował chwili, by to sobie poukładać w głowie, choć odpowiedź miał oczywistą, z dwóch powodów. Czysta ciekawość i sympatia do tego chłopaka oraz fakt, że cholernie nie chciał dać satysfakcji Malii, że jednak jej uległ.
- Nie - odpowiedział na zadane pytanie. - Po prostu od ranka, kiedy jechaliśmy razem do szkoły nie odezwałeś się do mnie, więc myślałem, że po prostu dotrzymujesz słowa. Jakkolwiek to brzmi.
Theo przeczesał ręką włosy, co Liam odebrał jako oznakę nerwowości. Zdążył zauważyć, że Raeken najczęściej to robi, kiedy jest zestresowany. Lub zdenerwowany.
- Mówiłem wiele głupich rzeczy, okej? - mruknął i wolno kontynuował. - A z naszej rozmowy z nocy, kiedy przyszedłem, chyba potrafisz wywnioskować, dlaczego.
Mówił, a Liam w jego oczach widział, że nie chce drążyć tematu. Odwoływał się do tego najprawdopodobniej pierwszy i ostatni raz, zapewne z nadzieją, że Dunbar nie zrobi tego samego. Dlatego postanowił mu pójść na rękę.
- Rozumiem - odpowiedział, wkładając ręce do kieszeni. - Ale też pisałem do ciebie i nie reagowałeś.
Kiedy to powiedział zauważył zdziwienie na jego twarzy. Theo zmarszczył brwi i sięgnął po telefon, a kiedy już to zrobił, Liam dostrzegł, że chłopak już sobie coś przypomniał.
- Sory, zapomniałem odblokować twój numer - wyjaśnił, robiąc coś na smartfonie.
- A czemu go zablokowałeś? - wyrwało się Dunbarowi.
- Bo wkurwiłeś mnie wtedy jak nie było mnie jeden dzień w szkole - odpowiedział, a blondyn stwierdził, że nie warto drążyć.
- To czego chcesz, że sobie o mnie przypomniałeś? - Liam zmienił temat.
- Masz jakieś plany na jutro?
- A co jest jutro? - spytał, marszcząc nieco brwi.
- Halloween, szczeniaku - parsknął Raeken, a Liam dopiero teraz to sobie uświadomił.
- Już? Nawet nie zauważyłem, kiedy to zleciało - powiedział zdziwiony własną niepamięcią.
- Czyli nie masz planów?
- Chyba nie - mruknął, wzruszając ramionami. - A co?
- Bo chciałem ci coś zaproponować, idioto - westchnął Theo, przewracając oczami. - Tylko wymaga to zgody twoich starych.
- Ja mam rodziców, Theo, nie "starych" - poprawił go stanowczym głosem i zauważył zdziwienie na jego twarzy, czym nie przejął się za bardzo. - A co planujesz robić?
- Coś, co w twoim przypadku jest nielegalne razy dwa - stwierdził brunet. - Dlatego rodzicom powiesz, że idziesz na nocowanie do mnie.
- A tak naprawdę gdzie będziemy? - Liam zmarszczył brwi.
- U Dereka.
- A czemu nie u ciebie? - zapytał niemal automatycznie, z czystej ciekawości i zdziwił się jeszcze bardziej, kiedy Theo zerwał kontakt wzrokowy. Spojrzał gdzieś w bok, przeczesał ręką włosy i dopiero kilka długich sekund później znów na niego podniósł wzork.
Co wydało się dziwne dla Liama. Zupełnie, jakby temat był dla niego niewygodny.
- Cóż, jakby to ująć... - mruknął, na moment odwracając głowę gdzieś na bok. - Swego czasu zrobiłem u siebie imprezę i kiedy wbili rodzice był z tego niezły przypał, dlatego dożywotnio dostałem zakaz zapraszania znajomych.
Wszystko wyjaśniał luźnym głosem, przy tym patrząc mu prosto w oczy. Po jego spokojnym wyrazie twarzy Liam domyślił się, że Theo już oswoił się z tymi konsekwencjami i niewiele to dla niego znaczy.
- To dlatego kazałeś mi dzwonić, a nie przychodzić? - spytał Dunbar, niemal od razu łącząc fakty. W odpowiedzi, Raeken skinął głową, na kilka sekund zrywając kontakt wzrokowy.
- To jak będzie? Pogadasz z rodzicami?
- A będę tego żałował? - Liam uniósł brew i zauważył cień uśmiechu na ustach starszego.
- Przekonamy się - puścił mu oczko, na co Dunbar uśmiechnął się krzywo.
- A co mam powiedzieć rodzicom? - westchnął blondyn, w myślach wciąż rozważając propozycję Theo. Nie wiedział na co się pisze, co wprawiało go w wahanie.
- Czy w sobotę możesz iść do mnie na nocowanie. Wrócisz w niedzielę, jakoś po południu - powiedział brunet.
- Jest jeden mały problem - mruknął Liam, drapiąc się po karku.
- Jaki?
- Słabo mi wychodzi kłamanie - wyjaśnił na co Theo prychnął pod nosem.
- To akurat sam zauważyłem - stwierdził z westchnieniem, błądząc wzrokiem gdzieś za plecami Dunbara. Po chwili namysłu, dodał: - Ale to da się obejść.
- W sensie?
- Po prostu nauczę cię kłamać, idioto - Raeken przewrócił oczami i skierował się do wejścia na stołówkę, a Liam od razu zrównał z nim krok. - Teraz chodź na lunch, żebyś kolejnej głodówki nie złapał przed następnym meczem.
- Bardzo śmieszne - fuknął Dunbar. - Na pewno za mocno nie uderzyłeś wtedy głową?
- Ja się czuję zajebiście.
***
Theo odpalił papierosa, zaciągając się głęboko. Szedł obwodnicą, a drogę oświecały mu latarnie uliczne swoim bladym światłem. Co jakiś czas mijały go samochody, na które nie zwracał uwagi. Był już po pracy, zmęczony po całym dniu i zmierzał teraz do Dereka.
Zaciągnął się i po chwili wypuścił dym, odprowadzając gęstą chmurę wzrokiem. Było na tyle chłodno, że wydychane powietrze zamieniało się w parę wodną. I Theo miał nadzieję, że jutrzejszego wieczoru będzie cieplej niż dzisiaj.
Przyłożył papierosa do ust. Po dłuższej chwili uwolnił dym z płuc i uśmiechnął się pod nosem na wspomnienie przerwy lunchowej. Wiedział, że Liam nie potrafi kłamać, ale Theo nie podejrzewał, że aż tak bardzo. Dopiero kiedy tłumaczył mu najpotrzebniejsze rzeczy uświadomił sobie, że Dunbar jest w tym naprawdę fatalny.
Dlatego Raeken niechętnie wyjaśnił mu kilka sztuczek, które mogą nadać kłamstwu wiarygodności. Mimo wszystko, Theo wolał nie zdradzać mu wszystkiego. Miał odruch ukrywania przynajmniej części swoich umiejętności, by móc czymś zaskoczyć potencjalnego przeciwnika. Zresztą często bał się, że jego własna broń może zostać użyta przeciwko niemu.
Ta jedna cecha była czymś, co kochał w sobie i nienawidził jednocześnie. Dzięki temu miał jako takie poczucie bezpieczeństwa, bo zawsze miał jakąś drogę wyjścia. Z drugiej jednak strony nienawidził tego stresu, który kazał mu zawsze uważać na słowa. Wszystko, byleby czegoś nie zdradzić.
I od zawsze zastanawiał się czy aby na pewno jest to przydatne, czy nie.
- Czyli palenia nadal nie rzuciłeś? - Raeken zacisnął szczękę, niemal natychmiast rozpoznając ten głos. Dlaczego, cholera, musiał go spotykać?
- Nikt inny nie był tak spierdolony, żeby mnie do tego zmuszać - zripostował brunet, nie przestając iść przed siebie. Mimo to, wyższy zrównał z nim krok.
- Nie zmuszałem cię - stwierdził Luke. - Bardzo mi na tym zależało, ale to nie było zmuszanie.
Theo na to nie odpowiedział, po prostu zaciągnął się tak, jakby potrzebował nikotyny bardziej niż powietrza. Przytrzymał dym w płucach i dopiero po dłuższej chwili wolno wypuścił chmurę. Nie cierpiał tego, że Luke miał rację, a on pozostawał z poczuciem, że robi problem z nie wiadomo czego. Choć przecież miał do tego pełne prawo.
- Wszystko u ciebie w porządku, Theo? - odezwał się ponownie Ganves, a Raeken aż prychnął pod nosem, przykładając papierosa do ust.
- Nie twój zasrany interes - odpowiedział wrogo, wypuszczając dym z ust równo ze słowami.
- Pytam, bo po prostu mam co do tego wątpliwości - wyjaśnił Luke, a brunet zacisnął szczękę, powstrzymując się od spojrzenia w jego stronę. - Głównie dlatego, że przedwczoraj twój pijany ojciec zaatakował niewinnego chłopaka.
Raeken przystanął, krztusząc się dymem. Odkaszlnął parę razy, odruchowo osłaniając przy tym usta ręką. Mimowolnie uniósł wzrok na Ganvesa, który stanął naprzeciw niego, patrząc na niego kontrolnie.
- A to skąd ci przyszło do głowy? - zapytał, siląc się na szorstki ton, by jakoś zamaskować swoje zdziwienie. Chciał wyglądać na niedowierzającego i spróbować spławić ciemnookiego. Odwieść go od tego pomysłu i podtrzymać wizerunek normalnej rodziny.
- Bo sam musiałem go odciągać od tego biednego chłopaka - powiedział, a Theo momentalnie przypomniał sobie, jaki Luke potrafił być empatyczny wobec innych. Co czasem było dla niego po prostu zadziwiające. - Normalny dorosły nie byłby skłonny do krzywdzenia nastolatka. Dlatego mam wątpliwości, czy wszystko w porządku, bo...
- Pytałeś o mnie, nie o jego zdrowie psychiczne - stwierdził Raeken i zaciągając się, wyminął wyższego.
- A ma z nim jakieś problemy? - przy tym pytaniu Theo z trudem wypuścił dym. Poczuł ucisk w okolicy żołądka, kiedy po raz kolejny dotarło do niego, jak bardzo ma spaczoną rodzinę. O ile w ogóle powinien ich tak nazywać.
- Nie wiem, mnie traktuje normalnie - rzucił i wiedział, że przeszło mu to przez gardło tylko i wyłącznie dlatego, że nie musiał patrzeć mu w oczy. Ganves zrównał z nim krok, a Raeken zaciągnął się głęboko ostatni raz i wyrzucił peta. Bez słowa skręcił w ulicę na bogate osiedle i po opóźnionej reakcji Luke'a wiedział, że go tym zaskoczył.
- A tak z ciekawości, to kto odebrał mój ostatni telefon do ciebie? - zapytał ciemnooki, a Theo na moment zmarszczył brwi. Po chwili jednak przypomniał sobie dzień, kiedy razem z Peterem, Corą i Derekiem był na bilardzie. I jak to Hale odebrał połączenie, deklarując, że Raeken jest już zajęty.
- Chłopak, nie słyszałeś po głosie? - odpowiedział, nie czując żadnego przymusu mówienia mu prawdy.
- Wiesz o co mi chodzi.
- No właśnie, kurwa, nie do końca - prychnął Raeken, wzrokiem zauważając już dom Dereka, kilka budynków dalej.
- To co mam ci wyjaśnić?
- Nie chcę wyjaśnień, tylko żebyś się ode mnie odpierdolił, tak trudno to zrozumieć? - rzucił szorstko, z wrogością patrząc na niego z ukosa. - Jak już zerwałeś kontakt, to nie próbuj go z powrotem nawiązywać, frajerze.
- Bo co? Bo ciebie nikt nie nauczył wybaczać?
Słysząc to, Raeken zacisnął szczękę, byleby powstrzymać się od komentarza. Nie chciał podtrzymywać tej rozmowy, w końcu w ogóle nie chciał mieć z nim kontaktu. To dlaczego, cholera, czuł się zobowiązany do odpowiedzi na te wszystkie pytania i docinki?
Zielonooki sięgnął po telefon, kiedy poczuł wibracje w kieszeni. Odblokował go i mimowolnie uśmiechnął się pod nosem, kiedy zauważył wiadomość od Dunbara.
Szczeniak: Cudem mama się zgodziła.
Ja: I zajebiście. Spakuj sobie potrzebne rzeczy, będę po ciebie o 15.
- Odpowiesz mi łaskawie? - odezwał się Luke, podczas gdy Raeken schował telefon.
Bez słowa, Theo po prostu wszedł na posesję domu Dereka, gdzie na podjeździe stało camaro Hale'a z podniesioną maską. Zupełnie ignorując Luke'a, który został za furtką, Raeken obszedł samochód przystając tuż obok szatyna pochylonego nad silnikiem.
Kiedy Derek na niego spojrzał, przywitali się skinieniem głowy, a po chwili piwnooki popatrzył w stronę chodnika. Luke posłał im ostatnie spojrzenie, po czym po prostu odszedł. Zdziwiony wzrok Hale'a padł na Theo, a ten przypomniał sobie, że Derek nie wie o ostatnim spotkaniu jego i Ganvesa po zawodach.
- Czy to był...?
- Luke - przytaknął niechętnie, spuszczając spojrzenie na silnik samochodu, by uniknąć kontaktu wzrokowego. - Wspominałem ci, że Ganvesowie wrócili do miasta.
- Kiedy? - Hale zmarszczył brwi.
- Wtedy, kiedy się pokłóciliśmy - burknął Raeken, na moment patrząc w jego oczy. - Dosłownie kilka zdań wcześniej, zanim zacząłeś spinę.
- Nie pamiętam - rzucił obojętnie Derek. - A tak swoją drogą, to jutro dodatkowo chłopacy chcieli iść na walki. Gra znajomy Josha.
- Świetnie, my wszyscy trzymamy język za zębami, ale nie wiem jak będzie z Dunbarem - przypomniał o jego obecności. - Jest gadatliwy, wolę nie ryzykować, bo potem będzie na mnie. To słaby pomysł.
- A dał ci w końcu znać czy może, czy nie? - westchnął Derek.
- Cudem, ale może - potwierdził brunet.
- O, cześć Theo - z garażu za nimi wyszła Cora, a Derek wyglądał, jakby zupełnie zapomniał o jej obecności. Nastolatek mimowolnie się uśmiechnął i przywitał z dziewczyną. - Myślałam, że będziesz później.
- To sobie odpuść to myślenie, bo marnie ci wychodzi - skomentował starszy Hale, a Raeken parsknął pod nosem na widok miny brunetki. - Znalazłaś tą latarkę?
- Z tym całym twoim syfem było trudno - odgryzła się Cora, włączając niewielkie urządzenie, którym poraziła brata w oczy.
- Kurwa, siostra - warknął jadowicie Derek, osłaniając się ręką. - Zajebię cię kiedyś, własnoręcznie.
- Wiem - odpowiedziała jak gdyby nic, a Theo z durnowatym uśmiechem postanowił pomóc przyjacielowi i zabrał latarkę Corze. - Tylko pamiętaj, że chcę trumnę dębową.
- No chyba nie myślisz, że będę wydawał na ciebie tyle pieniędzy? - prychnął Derek, przecierając oczy. - Zakopię cię w lesie i będzie po sprawie.
- W ten sposób to wy nigdy nie skończycie z tym wozem - wtrącił Raeken, podchodząc bliżej Dereka i przekierował światło na silnik. - A co w ogóle się zjebało?
- Było czuć benzynę w kabinie - wyjaśniła Cora.
- Tak się kończy, jak dasz prowadzić kobiecie - wymamrotał pod nosem Derek, na co dziewczyna mocno uderzyła go w potylicę. Szatyn nie przejął się tym za wiele, jedynie przeczesał ręką włosy i zwrócił się do rozbawionego nastolatka obok: - Sprawdzałem wcześniej wszystkie rurki, i tak dalej, i wszystko działało, także to chyba filtr węglowy.
- Albo membrana mogła przykleić się do odpowietrzników - podsunął Theo. - Możliwe, że wystarczy to udrożnić.
- Ano, o tym zapomniałem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro