Rozdział 42
Zaspany Theo skrzywił się nieznacznie, kiedy poczuł pulsujący ból głowy. Nie był mocny, jednak wystarczająco wyraźny, by zaczął mu przeszkadzać. Przeważnie miał mocną głowę po alkoholu, co bardzo mu odpowiadało i często lubił to wykorzystywać, by dobrze się bawić.
Na przykład tak jak wczoraj. Dużo wypił, a do tego, przez kilkugodzinny detoks nikotynowy u Liama, palił dwa razy więcej tego wieczoru, niż normalnie. I to go zgubiło, choć z każdym papierosem miał świadomość konsekwencji. A przynajmniej z początku, bo potem najwyraźniej już do końca miał to głęboko w poważaniu.
Z wciąż zamkniętymi oczami, potarł skronie, stwierdzając, że jak najszybciej musi wziąć tabletkę. Westchnął cicho i chciał podnieść się do siadu, jednak wtedy usłyszał niezadowolone mruknięcie obejmującego go szatyna, który przyciągnął go jeszcze bliżej siebie. Theo momentalnie poczuł jego ciepłe ciało na swoich plecach oraz wzmocniony uścisk gdzieś w okolicy brzucha.
Nawet po dużej ilości alkoholu Raeken miał dość dobrą pamięć. Na tyle dobrą, by być spokojnym o to, że do niczego między nimi nie doszło. Zresztą zdążył się już przyzwyczaić do tego, że nietrzeźwy Derek często się do niego przymilał. Czasami go to bawiło, czasami irytowało, a czasami miał do tego obojętny stosunek, w zależności ile sam wypił.
Ale teraz obudził się skacowany, a przez Hale'a nie mógł nawet dostać się do tabletek, dzięki którym mógłby pozbyć się bólu głowy.
- Derek, nie jestem twoją przytulanką - wychrypiał, próbując zepchnąć z siebie jego rękę.
- Kiedyś ci to nie przeszkadzało - wymamrotał zaspanym głosem, a Theo mógł poczuć jego oddech na swoim karku.
- Ale czasy się zmieniają - odpowiedział uparcie, choć ciepło jego ciała było dość przyjemne, jak zawsze. - Puść mnie, muszę iść do toalety.
Usłyszał głębokie westchnięcie szatyna, które zresztą poczuł na skórze, przez co przeszły go dreszcze. Kiedy piwnooki wreszcie przestał go obejmować, nastolatek wstał z łóżka, czemu towarzyszył ból głowy.
Skrzywił się, gdy tym razem poczuł, jakby mózg rozsadzał mu czaszkę. Musiał wziąć tą cholerną tabletkę. Zaczął szukać swoich joggerów, które ledwo dostrzegł w panującym mroku. Przy okazji przypadkiem znalazł też swoją koszulkę, prawie się o nią wywracając. Usłyszał cichy śmiech Dereka, przez co fuknął na niego, mamrocząc kilka przekleństw, podczas zakładania ubrania.
Wyszedł z pokoju gościnnego i w pierwszym momencie przystanął, próbując przypomnieć sobie układ pomieszczeń. Niby Cora z zapałem wszystko mu wczoraj pokazywała, jednak z tej części wieczoru akurat najmniej pamiętał. Albo nie chciał pamiętać.
Wiedział, że drzwi po prawej to toaleta, więc zakręcający w lewo korytarz musiał prowadzić do salonu. Udał się tam, pamiętając, że gdzieś przy kanapie zostawił swoją sportową torbę. Nie miał pojęcia, która jest godzina, jednak za oknami było ciemno, co dawało mu nadzieję, że jeszcze ma szansę nie spóźnić się do szkoły.
W pewnym momencie uświadomił sobie, że słyszy czyjąś obecność w dalszej części mieszkania. Kiedy wyszedł z korytarza, zauważył palące się światło w kuchni, co po części go zdziwiło. Może jednak nie było aż tak wcześnie?
Cholera.
Przemknął się obok otwartych drzwi, kantem oka zauważając Deucaliona i Petera, którzy o czymś rozmawiali. Przystanął zaraz za ścianą, przez chwilę zastanawiając się czy zauważyli go, czy nie. Ale wydawali się nie zwrócić na niego uwagi. Dalej rozmawiali zniżonymi głosami, a Theo domyślił się, że to po to, by nie obudzić innych.
Wszedł w głąb salonu i obszedł narożnik, a swoją torbę znalazł pod oknem. Kiedy kucnął znowu poraził go ból głowy, przez co skrzywił się odruchowo. Po ciemku zaczął szukać fiolki z tabletkami, którą zresztą szybko znalazł. Potem wyciągnął jeszcze butelkę wody i już automatycznymi ruchami zażył jedną pigułkę, popijając ją.
Przełknął gorzki smak i zdał sobie sprawę, że z każdym następnym dniem stosowania leków, ta gorycz coraz mniej mu przeszkadzała. Przyzwyczajał się do niej, co w zasadzie go cieszyło. Choć chyba nie powinno.
Schował z powrotem opakowanie tabletek i napił się znowu, uświadamiając sobie jaką suchość czuje w ustach. Kiedy odsunął butelkę rozległ się cichy dźwięk prostującego się plastiku, na co zaklął w myślach, bo to mogło zdradzić jego obecność.
I nie pomylił się, po chwili usłyszał czyjeś kroki, a moment później ktoś zapalił światło. Raeken zaklął pod nosem, mrużąc bolące oczy.
- A ty skąd się tu wziąłeś, młody? - zapytał nieco zdziwiony Peter, stając nad siedzącym nastolatkiem, tym samym rzucając na niego cień.
- Zmaterializowałem się - wychrypiał Theo, opierając się plecami o narożnik. Wolną ręką przetarł twarz, po czym napił się ostatni raz i zakręcił butelkę.
- Na żarty ci się zebrało? - rzucił Hale nieprzyjemnym tonem. Brunet nie patrzył na niego, tylko schował wodę z powrotem do torby. Jednak jego uwagę zwrócił cień ręki mężczyzny zwiniętej w pięść.
- Nie - wymamrotał cicho, czując ucisk w okolicy żołądka. Był na przegranej pozycji i zdał sobie sprawę, że przez narożnik za plecami nawet nie ma drogi ucieczki. Nie patrzył na Petera, nie widział wyrazu jego twarzy i nie miał pojęcia, w jakim humorze jest facet. Dlatego, by jakoś załagodzić sytuację dodał wolno: - Przeszedłem obok wejścia, po prostu mnie nie zauważyliście.
- A ty co taki obsrany? - Theo spiął się, kiedy Hale zrobił mały krok bliżej. - Próbujesz coś zajebać?
Brunet poczuł się osaczony, co jeszcze bardziej go zestresowało. Nawet nie zastanawiał się, czy w ogóle możliwym jest, by facet go uderzył, bo w końcu nigdy wcześniej tego nie zrobił. Wszystko przysłoniła tylko myśl, że nie ma drogi ucieczki. Ani możliwości skutecznej obrony.
- Peter, odpuść - Raeken poczuł jak kamień spadł mu z serca, gdy usłyszał głos Deucaliona. - On nic nie robi.
- To czemu się boi? - odparował Hale, mierząc przyjaciela pretensjonalnym spojrzeniem.
- Bo nadal jesteś pijany, ty tępa pało - warknął na niego ostro, zniżając przy tym głos.
Theo uniósł wzrok na Deucaliona, który siłą odsunął drugiego mężczyznę, stając pomiędzy nimi. Dopiero wtedy nastolatek poczuł, że odzyskał przynajmniej część przestrzeni osobistej. Poczuł się nieco swobodniej i wykorzystał okazję, by wstać na równe nogi. Na podłodze czuł się zbyt bezbronnie.
- A tam, pierdolisz - prychnął facet, odwracając głowę gdzieś na bok.
Theo stał tak za plecami Deucaliona, w bezpiecznej odległości od Hale'a. Dopiero teraz zwrócił uwagę na to, że Peter rzeczywiście wygląda na wstawionego, jakby alkohol z poprzedniego wieczoru jeszcze z niego nie zszedł.
- Bezpodstawnie go oskarżasz - stwierdził Deuc, jakby puszczając komentarz Petera mimo uszu.
Mężczyzna prychnął, uśmiechając się cynicznie.
- Dziwne jest to, jak się zachowuje - odpowiedział, przenosząc wzrok na Theo. Chłopak przełknął ślinę, mając ochotę cofnąć się o krok. Lód w niebieskich tęczówkach niemal od razu skojarzył mu się z ojcem.
- Ja mu ufam - oznajmił Deucalion, przez co Raeken spojrzał na jego profil. Mężczyzna albo mówił prawdę, albo kłamał na potrzeby wiarygodności. Bo w końcu, skąd miałby mieć do niego zaufanie, skoro niedawno wyszło na jaw jego fałszywe zachowanie? - Derek również. Z tego co zauważyłem, to Cora też.
Nieprzejęty Hale wzruszył ramionami, jakby wymienione argumenty nie miały dla niego znaczenia. A Theo sam nie wiedział czy powinien być zdziwiony podejrzliwym nastawieniem Petera, czy może powinien udawać niewiniątko. Bo zdawał sobie sprawę, że ludzie mieli wiele powodów, by traktować go z dystansem. Tylko ludzie nie zawsze zdawali sobie z tego sprawę.
- Niech ci będzie - rzucił luźno Hale, kierując się w stronę kuchni. - Lepiej, żebym nie miał racji.
Gdy Peter zniknął za rogiem, Raeken przełknął ślinę, uświadamiając sobie, że ostatnie zdanie było ostrzeżeniem.
- Musisz mu to wybaczyć - mruknął Deucalion, odwracając się przodem do bruneta - jeszcze nie wytrzeźwiał do końca.
- To jego dom i jego zasady, wcale nie jestem zdziwiony - odpowiedział Theo, wzruszając nieco ramionami. - Każdy dba o swoje rzeczy.
Mężczyzna bez słowa chwilę mierzył go wzrokiem, składając ręce na piersi i delikatnie zmarszczył brwi. Zielonooki posłał mu pytające spojrzenie, nie rozumiejąc tej reakcji.
- Od kiedy płaszczysz się przed innymi? - spytał Deucalion, a Raeken musiał się zastanowić czy starszy mówi żartem, czy na serio.
- Pyskowanie w tej sytuacji byłoby wyjątkowo durnym pomysłem - stwierdził brunet, wkładając ręce do kieszeni.
- Prawda - mężczyzna wolno skinął głową - ale ty rzeczywiście się wystraszyłeś.
- Z tego samego powodu, który sam powiedziałeś - odparł, uświadamiając sobie, że Deucalion mu nie ufa. Wiedział, że i tak na to nie zasłużył, więc dlaczego poczuł to ukłucie żalu w sercu?
- Nic ci nie zrobił? - mruknął mężczyzna, badając jego twarz wzrokiem.
- Nie - westchnął zielonooki, przeczesując ręką włosy i przestąpił z nogi na nogę. - Po prostu trochę spanikowałem.
Deucalion powoli skinął głową, spuszczając wzrok na podłogę. Theo dostrzegł jak mężczyzna zerka na jego sportową torbę i przez moment wyglądał, jakby chciał coś powiedzieć. Coś innego niż rzeczywiście powiedział.
- Zbieraj się. Dopiję kawę i możemy jechać do szkoły - oznajmił, po czym skierował się w stronę kuchni.
- Chętnie, ale nie mam tu ze sobą rzeczy - przypomniał od razu.
- To podjedziemy do ciebie - rzucił Deucalion, znikając za drzwiami.
Theo tylko westchnął cicho i przeczesał ręką włosy, czując, że musi się czegoś napić.
***
Theo syknął pod nosem, kiedy jego telefon nadal nie chciał się włączyć. Kolejna próba zakończyła się niepowodzeniem, a on doszedł do wniosku, że urządzenie jest rozładowane na amen. Bezsilnie oparł głowę na zagłówku siedzenia i wlepił wzrok w ruchomy obraz za szybą.
- Co jest? - odezwał się cicho Deucalion, który w skupieniu prowadził samochód.
- Mój telefon mnie nie lubi - wymamrotał, wkładając urządzenie do swojej szkolnej torby. - Rozładował się.
Zabranie jego rzeczy z domu zajęło im stosunkowo mało czasu. Theo przez moment bał się, że kiedy natknie się na ojca, może to skończyć się w - co najmniej - zły sposób. Jednak mężczyzny nawet nie było w domu. Praktycznie nie widział go od czasu kiedy jego matka trafiła do szpitala.
Westchnął cicho na wspomnienie poniedziałkowego wieczoru. Nadal nie miał pojęcia, co tak naprawdę się stało. Jednak z jakiegoś powodu nie odczuwał potrzeby zaspokojenia swojej niewiedzy. Najbardziej obawiał go tylko fakt, że jego ojciec może być bardziej brutalny.
- W szkole u siebie mam ładowarkę - odpowiedział Deucalion, a wyrwany z myśli Theo najpierw spojrzał na niego z dezorientacją. - Możesz mi go dać, ja podładuję i przyjdziesz po niego na którejś przerwie.
Raeken skinął głową, wyciągając telefon z torby. Podał go mężczyźnie, który nie odrywając wzroku od czerwonego światła, schował urządzenie do swojej kieszeni. Theo rozejrzał się wokół, uświadamiając sobie, że są na ostatnim skrzyżowaniu dzielącym ich od szkoły.
Zerknął na zegarek samochodowy i uświadomił sobie, że dużo czasu spędzi w bibliotece. Było niewiele po szóstej, co znaczyło, że do lekcji ma jeszcze około dwóch godzin.
- Pamiętasz to jak ci mówiłem, że Aleks ma ten wolontariat w schronisku? - odezwał się znowu Deucalion, ruszając spod świateł, a Theo mruknął ciche potwierdzenie. - Rozmawiałem z nim ostatnio i trochę narzekał, że praktycznie nie ma z tego żadnych korzyści - nastolatek prychnął na to, kręcąc głową z dezaprobatą. - I zastanawiam się, kurwa, skąd on podłapał tak materialistyczny tok myślenia. Nie wiem, jak wychowuje ich teraz Thalia, ale na pewno nie uczyłaby ich tego. Ani Aleksa, ani Olivii.
- Błagam cię, Deuc - rzucił rozbawiony Theo. - Spójrz na mnie i sam sobie odpowiedz, czy aby na pewno tylko rodzice wychowują dzieciaki.
- Staram się tego nie zauważać - westchnął cicho mężczyzna, skręcając na szkolny parking. - Chociaż czasami właśnie też się zastanawiam, dlaczego taki jesteś, synu.
Raeken przełknął ślinę, starając sobie przypomnieć, jaki obraz jego rodziny miał Deucalion. Gdyby się teraz w czymś pomylił, byłoby to dość podejrzane. Nie wspominając o tym, że zaufanie jakie miał u starszego było na deficycie.
- "Taki", znaczy jaki? - odpowiedział pół żartem, pół serio.
- Zdemoralizowany - mruknął facet, po czym dodał pod nosem: - krótko mówiąc.
- Po prostu bardziej oddziałuje na mnie środowisko, niż własna rodzina - stwierdził zielonooki, starając się by jego głos brzmiał neutralnie. - A jak wszyscy wiemy, mój start w liceum zaczął się od osób pokroju Dereka.
Deucalion przez moment nie odpowiedział, skupiając się na zaparkowaniu samochodu. Theo liczył, że mężczyzna zaraz skończy temat, jednak przeliczył się w tej kwestii.
- A nie próbowałeś o tym porozmawiać z rodzicami? - rzucił, gasząc silnik. Wyciągnął kluczyki ze stacyjki i spojrzał na nastolatka, który walczył ze sobą o utrzymanie kontaktu wzrokowego. - Skoro dostawałeś niewystarczająco uwagi, to może pomogłaby szczera rozmowa? Myślałeś o tym w ogóle?
Żeby to, kurwa, jeden raz...
W pierwszym momencie Theo nie miał pojęcia, jak powinien odpowiedzieć na to pytanie. Przecież nie mógł pokazać, jak bardzo ciężki stał się dla niego ten temat. Zbyt długo trwał w tym bagnie, by spojrzeć na rodzinę inaczej niż teraz.
Dlatego bez większego zastanowienia zrobił to, co potrafił najlepiej. Uśmiechnął się cynicznie i pokręcił głową z zażenowaniem.
- Dla twojej wiadomości, to to już od dawna nie ma dla mnie żadnego znaczenia - oznajmił i biorąc swoją szkolną torbę chciał wysiąść z samochodu, jednak nim złapał za klamkę, Deucalion zablokował wszystkie zamki.
- Siedź na dupie, rozmawiam z tobą - powiedział intensywnym tonem, a Raeken przypomniał sobie, jak bardzo mężczyzna nie lubi takiego zakończenia rozmowy.
Mimo wszystko brunet postarał się skupić na tym, by nie stracić nad sobą kontroli. By utrzymać to sztuczne zachowanie, jakie wykreował podczas tej rozmowy. Nie mógł zareagować agresywnie, to jednoznacznie przekreśliłoby jego szansę na wiarygodność kłamstwa.
Nie mógł też okazać swojego sfrustrowania, w końcu tym jeszcze bardziej dałby po sobie znać, że coś jest nie tak. A może dałoby się to ukierunkować w inny sposób?
- Nie wiem, jakiej odpowiedzi oczekujesz - mruknął Theo, patrząc na mężczyznę wyczekującym spojrzeniem.
Kiedy sprecyzuje wymagania, nie będzie miał problemu z odpowiedzią, która omijałaby najbardziej drażliwe tematy.
- Prawdziwej - westchnął starszy. - Zawsze inaczej się zachowujesz, kiedy rozmawiamy o twojej rodzinie.
- Trudno jest rozmawiać o czymś, czego nie ma - odpowiedział prędzej niż pomyślał. Kiedy już ugryzł się w język, przełknął ślinę odwracając wzrok i dodał: - Zwyczajnie nie lubię tego tematu - mówił wolno, uświadamiając sobie, że najlepiej wyjdzie na udawaniu szczerego. - Dla mnie nie ma co naprawiać.
- Po prostu po tym, co odwaliłeś z tymi walkami to mam szczere wątpliwości, kiedy mówisz prawdę, a kiedy nie - wyjaśnił mężczyzna.
A Theo już wiedział, że będzie musiał się mocno postarać, by odzyskać zaufanie Deucaliona. Jednak to też oznaczało, że uwierzył w kłamstwo odnoście walk. Czyli się opłacało.
Przez moment myślał, że Deuc coś jeszcze doda, jednak mężczyzna nic nie powiedział, a po chwili brunet mógł usłyszeć dźwięk otwieranych zamków.
- Na której przerwie będziesz po ten telefon? - spytał, zupełnie zmieniając temat rozmowy.
Theo odetchnął w duchu, ciesząc się, że to już koniec tego cholernego przesłuchania.
- Na lunchu do ciebie podejdę - odpowiedział i biorąc swoją torbę wysiadł z auta, rzucając jeszcze: - Dzięki za podwózkę.
Zamknął drzwi samochodu i zakładając torbę na ramię, opuścił podwinięte rękawy. Naciągnął je na dłonie, wkładając ręce do kieszeni. Bluza Liama, którą dał mu wczoraj była dość ciepła, za co Theo dziękował w duchu.
Czuł, że zima zbliża się małymi krokami. Z tygodnia na tydzień było coraz chłodniej. Dzień wstawał później i Raeken wiedział, że nie długo do szkoły będzie jeździł podczas panującego mroku. Choć o tej godzinie dziś już było całkiem widno.
Skierował się w stronę głównego wejścia, licząc, że nie zmarznie jakoś bardzo. Jednak z każdym krokiem coraz bardziej przyzwyczajał się do panującej temperatury.
Za sobą słyszał jak Deucalion wysiada z auta i zaczął się zastanawiać, po jaką cholerę mężczyzna interesuje się jego rodziną. I tym, co robi.
Rozumiał brak zaufania starszego, jednak to było jego życie. Prywatne życie. Ludzi powinno interesować tylko to, co robi w ich obecności. Nie chciał, by ktokolwiek wiedział o nim cokolwiek więcej.
A potem się dziwią, że kłamię - prychnął w myślach, mamrocząc pod nosem kilka wyzwisk. Czuł jak sama ta rozmowa go rozdrażniła. Po co Deuc naciskał? Nigdy wcześniej nie robił tego tak często. A Theo nie miał zamiaru mówić mu czegokolwiek. Przecież było dobrze, to po co próbował dowiedzieć się czegoś więcej?
Raeken sapnął z frustracją, przystając pod schodami do głównego wejścia szkoły. Bez większego zastanowienia sięgnął do tylnej kieszeni po paczkę papierosów. Otworzył ją i nieco zmarszczył brwi, kiedy zobaczył tylko jeden rulonik tytoniu.
Pamiętał, że wczoraj kupował dwa opakowania. I pamiętał, że jedną paczkę na pewno wypalił wieczorem. A może więcej niż tylko jedną?
Kurwa.
Wyciągnął papierosa i przytrzymując go wargami, podpalił końcówkę używki. Zaciągnął się głęboko, zgniótł pustą paczkę i wyrzucił ją do pobliskiego śmietnika.
- A już miałem pytać, czy mogę jednego - Theo nieco wzdrygnął się zaskoczony, słysząc czyiś głos.
Odwrócił się za siebie, patrząc na uśmiechniętego bruneta. Raeken przez chwilę po prostu tak stał i zaciągnął się, bo żadna odpowiedź nie przychodziła mu do głowy przez kilkanaście sekund.
- No to musisz popracować nad refleksem - skomentował w końcu, wypuszczając dym, po czym dodał: - A poza tym, to i tak nie dostałbyś ostatniego.
- Miłe - rzucił sarkastycznie Daniel. - A tak w ogóle, to co tu robisz? Z tego co mówiłeś, to raczej jesteś już trochę za stary na liceum.
Theo prychnął pod nosem i odwrócił głowę w stronę parkingu, zaciągając się. Dostrzegł Deucaliona, który idąc do budynku chwilę patrzył w ich stronę. Wypuścił dym, wracając wzrokiem znowu na twarz Daniela.
- A ty za młody na palenie - wypomniał mu, na co ciemnooki tylko wzruszył ramionami z niewinnym uśmiechem. Starszy, uświadamiając sobie, że chłopak nadal czeka na odpowiedź, dodał: - Powtarzam ostatni rok.
- Uuu. Za co? - zainteresowanie w głosie bruneta nieco zdziwiło Raekena, który zaciągnął się krótko.
- Poniżej wymaganej obecności, plus słabe oceny - powiedział, jakby te dwa czynniki nie miały żadnego znaczenia. - A ty co tu robisz?
Zadał to pytanie, choć sam mógł się domyślić. Zwłaszcza po plecaku na ramionach nastolatka. Choć było dość wcześnie i wątpił, by chłopak przyszedł tu od razu na swoje lekcje.
- Mówiłem ci, że niedawno się przeprowadziłem - zaczął Daniel. - A BHHS jest najbliższym liceum.
- Czyli pierwszy dzień w nowej szkole - podsumował Theo, unosząc wzrok na budynek. - W takim razie radzę ci nie narobić sobie wrogów.
- Mam tu kilku znajomych, poza tym wystarczy uważać na tych od lacrosse'a i tyle - wzruszył ramionami, skupiając wzrok na papierosie przy ustach starszego. - Zostawisz pojarę?
- Wyglądasz i zachowujesz się jak Żyd - skomentował kąśliwie Theo, jednak mimo wszystko podał chłopakowi fajkę, z której niewiele zostało. - Tylko uważaj, żeby nikt cię na łyso nie odpierdolił.
Daniel uśmiechnął się tylko, zaciągając głęboko.
- Skoro jesteś nowy w mieście, to skąd wiesz, że mamy w BHHS drużynę lacrosse'a? - zapytał zielonooki, unosząc brew.
- Brat tu chodził i podpytałem go o kilka rzeczy - wyjaśnił brunet, wypuszczając dym.
- Brat? - powtórzył nieco zdziwiony zielonooki. Mimo wszystko, wcześniej coś mu mówiło, że Daniel jest jedynakiem
- Mhm. Przyszywany.
Czyli jednak miał trochę racji. Ale nie zamierzał drążyć tematu, niewiele go to interesowało.
- Oprowadzisz mnie po szkole? Z tego co słyszałem, to łatwo się tu zgubić - powiedział rozbawiony ciemnooki, gasząc peta na popielniczce śmietnika.
- Później, teraz muszę iść do sklepu - oznajmił Theo, kierując się w stronę przejścia za budynek liceum.
- Po co? - Daniel zrównał z nim krok, a do Raekena momentalnie dotarło, że chłopak jeszcze trochę dotrzyma mu towarzystwa.
Jednak mimo wszystko poczuł, że to mu nie przeszkadza. Stosunkowo dobrze mu się z nim rozmawiało, dlatego nie widział większych przeciwwskazań.
- Po szlugi.
- A wiesz może gdzie sam mógłbym se kupować fajki? - spytał znowu brunet, a wyższy spojrzał na niego z ukosa.
- Mówiłeś, że rodzice ci załatwiają - przypomniał, nabierając odrobiny wątpliwości co do tego chłopaka.
To przypomniało mu, że nie powinien czuć się aż tak swobodnie w jego towarzystwie. Nie znał go Jednak mimo wszystko, coś sprawiało, że nie widział w nim żadnego zagrożenia. Bynajmniej na razie Daniel nie dał mu co do tego żadnych powodów.
Skręcili za rogiem budynku, a ich oczom ukazało się zupełnie puste boisko. Raeken uśmiechnął się pod nosem. Lubił ten widok, choć po wczorajszej ulewie, na murawie widniało pełno mniejszych i większych kałuż.
- Tak, ale powiedzmy, że mam swego rodzaju limit. I to dość wkurwiający.
- Język, brzdącu - upomniał go Theo, a kiedy zobaczył jego pełną wyrzutu minę, uśmiechnął się, puszczając mu oczko by się nie gniewał.
- Pierdol się, dryblasie - fuknął Daniel.
- Mogę pierdolić ciebie - zripostował niemal automatycznie.
- Byle nie w miejscu publicznym - rzucił niewzruszony brunet.
- Nie jestem aż tak niewyżyty jak ty - Theo ciągnął to dalej, choć sam nie wiedział dlaczego. Po prostu chciał sprawdzić, do którego momentu zajdą.
- No nie wiem, to ty pierwszy zaproponowałeś seks - stwierdził ze śmiechem ciemnooki.
A Raekenowi spodobała się ta swoboda z jaką mówił do niego chłopak. Mimowolnie od razu porównał go do Dunbara, który zamykał się przy pierwszym lepszym nawiązaniu do seksu. Albo innym podtekście, na który nie umiał odpowiedzieć.
- A ty nie odmówiłeś - wypomniał mu Theo, na co Daniel zaśmiał się szczerze.
A starszy miał wrażenie, że już gdzieś słyszał ten śmiech. I dopiero po chwili uświadomił sobie, że śmiech bruneta przypomina mu śmiech Liama. Jeszcze z czasów, kiedy ten rzeczywiście śmiał się szczerze, a nie chodził z naburmuszoną miną.
- Aż tak ci na tym zależy?
Głos Daniela, nie pozwolił mu całkowicie skupić się na swoich myślach. Kilka sekund zajęło starszemu uświadomienie sobie, że brunet dalej ciągnie tą grę.
- Bez przesady, szanuję się - odpowiedział w końcu.
- Nie widać - skomentował Daniel.
I choć Theo doskonale wiedział, że żartował. Choć doskonale wiedział, że Daniel nie zna go w ogóle. To i tak poczuł się dziwnie z tą uwagą. Jego dobry humor przystopował, aż w końcu kontrolę przejęła bezemocjonalność i gorycz.
Wiedział, że nie mógł dać tego po sobie poznać, dlatego uśmiechając się cynicznie rzucił:
- To załóż pingle, bo przegapiasz najważniejsze.
Daniel znowu się zaśmiał i znowu zrobił to szczerze. Jakby czuł się zupełnie swobodnie w jego towarzystwie. A Theo zastanawiał się, czym to jest spowodowane, bo w końcu praktycznie się nie znali. A już nie raz zdążył zauważyć jak Liam był przy nim spięty, choć spędzał w jego obecności o wiele więcej czasu. Zresztą ostatnio blondyn i tak wiecznie chodził sfrustrowany.
- Że niby czego nie widzę? - spytał brunet, a Raeken potrzebował chwili, by przypomnieć sobie o co mu chodziło. - To nie ja wyglądam jakby mój kochanek przesadził z podduszaniem.
Czyli jednak był spostrzegawczy.
- Czemu od razu kochanek? - rzucił starszy, dopiero przypominając sobie o już słabo widocznych śladach na szyi.
- Bo napastnik raczej nie zrobiłby ci malinki, co? - zarechotał Daniel, a Theo przystanął zdziwiony, nieco marszcząc brwi.
Uświadomił sobie, że dzisiaj rzeczywiście nie widział swojego odbicia, a bynajmniej dokładnie się sobie nie przyglądał. Z końcówki poprzedniego wieczoru pamiętał najmniej, ale wiedział, że kiedy kładli się spać, Derek jeszcze trochę się do niego lepił.
Jednak poza ich standardowymi głupimi pijackimi tekstami, miał tylko jedną wielką czarną dziurę. Pamiętał jak był już w półśnie, pamiętał ciepło ciała Dereka, gdy ten go do siebie przytulał. Ale za cholerę nie mógł sobie przypomnieć, by robił mu malinkę. Może jednak za dużo wypił? A może Daniel tylko sobie z niego żartuje?
- Że niby gdzie? - spytał w końcu, po chwili orientując się, że brunet cały czas przyglądał mu się w rozbawieniu.
- No tu - ciemnooki podszedł bliżej i dotknął kciukiem jego skóry, tuż nad obojczykiem.
Theo przeszły ciarki przez chłodną dłoń bruneta i dopiero po chwili uświadomił sobie, że torba, którą miał na ramieniu osunęła nieco bluzę. Raeken nie odpowiedział, po prostu odsunął od siebie jego rękę i poprawił pas, naciągając bardziej materiał ubrania na szyję.
Pierdolony Derek.
Postanowił już dalej nie ciągnąć tej głupiej rozmowy, już upewnił się, że Daniel też ma cięty język i to w zupełności mu wystarczyło. Bez słowa, zaczął iść dalej, tym samym wchodząc na podmokłe boisko. Murawa nie była jakoś bardzo niezdatna do użytku, jednak bez problemu mógł się domyślić, że dzisiejszy trening będzie odwołany.
Przez moment chciał po prostu wrócić do ostatniego tematu, zanim zaczęli żartować, jednak nie potrafił przypomnieć sobie, o czym w ogóle rozmawiali. Nie cierpiał tego rozkojarzenia, które stosunkowo często dopadało go na następny dzień po piciu. Choć każda myśl wolno przechodziła przez jego głowę, to ich nadmiar sprawiał, że Theo czuł się przytłoczony.
- No to jak? - zagaił Daniel, a wyższy tylko spojrzał na niego z dezorientacją. Brunet przewrócił oczami z rozbawieniem i wyjaśnił: - Wiesz, gdzie mogę kupować szlugi?
Raeken skinął głową, po chwili przypominając sobie, że to o tym wcześniej rozmawiali.
- W tym sklepie, do którego właśnie idziemy - odpowiedział, przechodząc nad jedną z kałuż.
- No i zajebiście - uśmiechnął się ciemnooki, po czym zmienił temat: - A orientujesz się może, od kogo można kupić trawkę?
Theo spojrzał na niego kontrolnie. Szybko jednak uświadomił sobie, że pomimo różnicy wiekowej, Daniel jest równie zdemoralizowany co on. Zapamiętał to sobie, doskonale wiedząc, że może z tego wyniknąć coś ciekawego.
- Gdybym był synem szeryfa, to to pytanie, krótko mówiąc, byłoby nie na miejscu - stwierdził rozbawiony Raeken. - Nie radzę ci się tak z tym obnosić.
- Synem szeryfa jest Stiles Stilinski, a ty mi na niego nie wyglądasz - odpowiedział z uśmiechem Daniel. - Poza tym; nie wszystkie psy są grzeczne.
Wyższy spojrzał na niego znowu, mierząc podejrzliwym spojrzeniem. Jednak chłopak szedł przed siebie z pogodnym wyrazem twarzy omijając każdą kałużę.
- A to to niby skąd wiesz? - spytał wolno Raeken, nawiązując do informacji o Stilesie i odwrócił wzrok na furtkę, do której się kierowali.
- Mój ojciec ma kontakty z psami i podpytałem go o kilka rzeczy - odpowiedział jak gdyby nic.
- A ty postanowiłeś mu pomóc i prowadzisz śledztwo? - spytał pół żartem, pół serio, na co Daniel roześmiał się znowu.
- Nie, mój ojciec ma lepszą robotę od psów. Zajmuje się poważniejszymi rzeczami, niż lokalny obieg marihuany - oznajmił, a zielonooki wyczuł w jego głosie coś na wzór pogardy do policji.
- FBI? - rzucił Theo, bo tylko to przychodziło mu do głowy.
- Dokładnie - Daniel z pewnym siebie uśmiechem skinął głową, po czym spojrzał na wyższego. - No to jak? Wiesz? Bo niedługo weekend i wolałbym to wykorzystać.
A Theo uśmiechnął się, bo już nie miał wątpliwości, jakiego pokroju jest Daniel.
*
Liam sprawdził telefon już chyba setny raz tego poranka. Jednak urządzenie nadal nie miało żadnych nowych powiadomień, a on coraz bardziej dochodził do wniosku, że czekał na próżno. Westchnął cicho i wkładając smartfona do kieszeni wstał z łóżka, podchodząc do okna.
Na zewnątrz robiło się już widno, a on zastanawiał się, o której miał dzisiaj autobus. Powoli już przyzwyczajał się do tego, że starszy chłopak jeździł z nim do szkoły. I może normalnie jeden wyjątek nie zrobiłby mu różnicy, gdyby nie fakt, że Theo w ogóle mu nie odpowiadał.
Liam oparł łokcie na parapecie i po prostu wpatrywał się za szybę, obserwując ulicę, po której co jakiś czas przejeżdżały samochody. Ludzie powoli zbierali się już do pracy, a on doszedł do wniosku, że dawno nie widział tak pustej ulicy.
Zawsze wstawał na ostatnią chwilę, no i zawsze ktoś go budził. Dzisiaj wstał sam dzięki budzikowi, choć i tak nie mógł spać. Dopiero kiedy w nocy leżał sam w łóżku, zaczął analizować miniony dzień.
I kolejny raz zastanawiał się, dlaczego Theo na początku zawsze był tak oziębły. Ilekroć się spotykali, najpierw był chamski i dopiero z czasem stawał się coraz bardziej znośny. To dało Liamowi do myślenia, że jest szansa, by brunet całkiem przestał go traktować w ten chłodny sposób.
Tylko jak to osiągnąć? Raeken potrafił być oschły nawet, jeżeli blondyn jeszcze się nie odezwał.
Liam poczuł ciarki na plecach, kiedy przypomniał sobie wzrok, jakim patrzył na niego Theo, gdy wczoraj zobaczył jego siniaki.
A może to właśnie z tego wynikało? Tylko dlaczego Raeken tak bardzo nie chciał rozmawiać o niektórych rzeczach?
- Ktoś cię bije w domu?
- Nie, popierdoliło cię?
Liam poczuł jak coś skręca go w środku, kiedy przypomniał sobie jak bardzo się wtedy wygłupił. Wzrok bruneta w tamtym momencie tylko potęgował jego zażenowanie całą to sytuacją.
To zresztą nie miało sensu. Choć naprawdę rzadko rozmawiali o jego rodzinie to Theo ani razu nie wydawał się spięty, czy nawet zestresowany. Reagował normalnie.
- Co ty, pokłóciłeś się z matką, że nawet się z nią nie pożegnasz?
- Nie twu.
Liam uśmiechnął się pod nosem. Bawiły go niektóre powiedzenia Raekena. Ale nie zmieniało to faktu, że uniknął wtedy tego tematu. Jednak zachowanie jego mamy też nie budziło wątpliwości.
Dunbar przypomniał sobie blondynkę, po której Theo musiał odziedziczyć swoje zielone oczy. Liam domyślił się, że w takim razie jego ojciec musiał być brunetem. Lub kobieta miała farbowane włosy.
I niebieskooki uświadomił sobie, że nie widział jeszcze ojca Theo. Blondyn zmarszczył lekko brwi, starając się skupić na właściwych myślach.
Gdyby coś się działo, pani Raeken nie zachowywałaby się tak swobodnie. Kiedy rano on i Theo wychodzili do szkoły, kobieta z pogodnym wyrazem twarzy tylko zerknęła na nich, nie odzywając się ani słowem. Nie wyglądała na panią domu, w którym cokolwiek byłoby nie tak.
Może i Theo nie rozmawiał z nim na większość tematów, ale Dunbar nie miał powodów, by mu nie ufać. Pamiętał tylko jedną sytuację, kiedy go oszukał i była to tak błaha rzecz, że blondyn teraz, z perspektywy czasu, nawet nie wiedział, czemu aż tak się wtedy zdenerwował. W końcu to była tylko godzina, o której brunet miał zaczynać lekcje.
Poza tym, blondyn zdążył zauważyć, jak Theo zachowuje się podczas bójki i jakie podejście do niego ma chociażby Jackson. Te dwa zestawienia dały niebieskookiemu szybkie wytłumaczenie tylu siniaków starszego. On nawet nie próbował się bronić, co wciąż dziwiło Dunbara.
Liam westchnął głęboko i przetarł twarz dłońmi. Odszedł wreszcie od okna, po chwili siadając na krześle przy biurku. Wyciągnął telefon i szybko sprawdził powiadomienia, jednak nadal nie miał żadnej nowej wiadomości.
Uniósł wzrok z powrotem na szybę i przypomniał sobie, jak to wczoraj z tego miejsca obserwował palącego Raekena. Mimowolnie w pamięci pojawił mu się także obraz podpisanych papierosów, należących do taty. Przełknął ciężko ślinę, starając się nie myśleć o ojcu.
- I co ci po tym? Nie przywróci mu to życia, nie sprawi, że będzie czuł się lepiej. A już na pewno nie sprawi, że ty poczujesz się lepiej.
Blondyn zaklął w myślach, doskonale wiedząc, że Theo ma cholerną rację. Jednak nie potrafił tak po prostu odciąć się od wspomnień, nie kontrolował emocji tak jak on.
Dlatego wciąż zastanawiał się, po co tato podpisywał papierosy. Wątpił, by dawało to poczucie jakiejkolwiek ulgi. A może jednak? Nigdy nie palił, nigdy nie próbował podpisywania fajek. Dodatkowo też praktycznie nie pamiętał ojca, nie wiedział, jakie znaczenie to miało dla niego.
- To już wiemy po kim masz artystyczną duszę.
Dunbar westchnął cicho, przypominając sobie słowa Theo. Sam nie pamiętał, skąd miał zamiłowanie do rysunku. Od dziecka lubił coś bazgrać na kartce, naśladując ojca, który jako architekt rysował projekty.
Może jednak Raeken miał w tym trochę racji?
- Liam - słysząc czyiś głos, blondyn niemal podskoczył w miejscu, spinając mięśnie.
Zdezorientowany odwrócił się na krześle przodem do drzwi, w których stała Malia. Nawet nie usłyszał jak wchodziła.
- Co jest? - spytał zdziwiony.
- Po prostu przyszłam powiedzieć, że Scott zaraz przyjedzie i możemy cię odwieźć do BHHS - mówiąc to dziewczyna weszła do środka, zamykając za sobą.
W pierwszym odruchu Liam chciał odmówić. Wciąż miał nadzieję, że Theo mimo wszystko przyjdzie, tak jak poprzednio, jednak coraz bardziej dochodził do wniosku, że to nadaremno. A blondyn wolał nie stracić okazji na wygodną i szybką podwózkę do szkoły.
- Chętnie - odpowiedział, wstając z krzesła.
Potem podszedł do niej i po prostu się przytulił. Tak jak zawsze, Malia objęła go troskliwie tak, że Liam mógł poczuć namiastkę bezpieczeństwa i jej bliskości.
Jednak momentalnie przypomniał sobie to uczucie, kiedy wczoraj rano obudził się przy Theo. Objęcia i ciepło jego ciała sprawiały, że wyraźnie czuł to samo, a może nawet i ze zdwojoną siłą. Dopóki go od siebie nie odepchnął.
- Wszystko w porządku? - spytała kontrolnie Malia, odsuwając się nieznacznie, by spojrzeć w jego oczy.
- Po prostu chciałem się przytulić - wyjaśnił, wzruszając przy tym ramieniem.
Widział, że siostra już ma mu odpowiadać, jednak uprzedziło ją pukanie do drzwi frontowych na dole. Jedno stuknięcie, potem dwa szybsze i już oboje wiedzieli, że to Scott. Liam pamiętał, jak Malia i McCall ustalili ten kod, by każdy wiedział, że to do niej.
- To zbieraj się i jedziemy - poleciła Malia, wychodząc z pokoju.
Blondyn skinął głową, jednocześnie odruchowo rozglądając się po pokoju. Wziął swój plecak i szybko sprawdził, czy aby na pewno wszystko ma. Po tym, jak ostatnim razem zabrał ze sobą nie te podręczniki co trzeba, wolał teraz upewniać się za każdym razem.
Z dołu słyszał jak mama i Malia witają się ze Scottem, jednak nie potrafił rozróżnić żadnych słów. McCall często rano przychodził po Malię, choć niestety zazwyczaj było to w takich godzinach, że on i Liam się mijali. Mimowolnie, Dunbar pomyślał o tym, że jeszcze niedawno Mason równie często ich odwiedzał. Blondyn przymknął oczy, wypuszczając powietrze.
Nie chciał teraz myśleć o przyjacielu. Już wystarczająco źle zaczął się ten dzień. Sekundę później przypomniał sobie mantrę, o której mówił Theo. Niebieskooki szczerze nie wierzył, by jakiś tekst miał pohamować emocje i myśli.
- Liam! - z parteru usłyszał wołanie, które należało do ponaglającej go Malii.
- Idę! - odkrzyknął, otwierając oczy.
Założył plecak na ramię i wyszedł z pokoju. Wyciągnął telefon, schodząc po schodach i ostatni raz sprawdził, czy aby na pewno nie ma nowej wiadomości. Ale urządzenie nie miało żadnych powiadomień, co nieco speszyło nastolatka.
Wyszedł na korytarz, gdzie pod drzwiami stała już jego siostra wraz z chłopakiem, oraz mama, która opierała się o framugę drzwi do salonu.
- Siema - rzucił Scott do Liama, który odpowiedział mu tym samym.
Malia już była praktycznie gotowa do wyjścia, jeszcze tylko poprawiała wełnianą czapkę na włosach, a jej chłopak przyglądał się temu z rozbawieniem. Liam ściągnął z ramienia plecak i już miał zakładać swoją kurtkę, podczas gdy podeszła do niego matka.
- Ubierz się cieplej, będzie ci zimno - stwierdziła, podając mu bluzę.
- Będziemy czekać w samochodzie - powiedziała Malia do Liama, który tylko mruknął potwierdzenie, wkładając na siebie ubranie.
Dopiero chwilę później, kiedy uświadomił sobie, że jest za duża i gdy poczuł znajomy zapach, zorientował się, że to bluza należąca do Theo, która leżała od wczoraj w salonie.
- Masz ze sobą wszystko? - spytała matka, a rozkojarzony Liam spojrzał na nią zdezorientowany.
- No tak - potwierdził, starając się ignorować zapach Raekena. Choć coraz bardziej zaczynał go lubić. Zaczął zakładać swoją jeansową kurtkę z towarzyszącą myślą, że teraz woń może przejść na jego rzeczy. - Tato wraca w sobotę czy niedzielę?
- W niedzielę wieczorem - odpowiedziała kobieta, uśmiechając się lekko.
- A co u Masona? - zapytał i wkładając ręce do kieszeni, stanął przodem do niej.
- Synku, ciągle o niego pytasz - westchnęła blondynka z troską w oczach, poprawiając przy tym jego włosy. - Już mówiłam, że powiem ci, jeżeli będzie coś się działo.
- No wiem - wymamrotał Liam, spuszczając wzrok.
Matka posłała mu tylko pokrzepiający uśmiech i pomogła mu założyć plecak. Nastolatek odruchowo przytulił się do niej na pożegnanie. Potem wyszedł z domu, zapinając kurtkę i od razu włożył ręce do kieszeni. Nim przeszedł przez furtkę, jeszcze pogłaskał krótko Storma, obiecując sobie, że później wyjdzie z nim na spacer.
Wyszedł z posesji i wsiadł do samochodu Scotta. Chłopak i Malia rozmawiali o czymś, czemu Dunbar nie zamierzał się przysłuchiwać. Po prostu zajął miejsce na tylnej kanapie, układając plecak obok siebie i zapiął pas.
Scott zaśmiał się z czegoś co mówiła Malia, po czym zmieniając bieg, włączył się do ruchu. Po chwili para wróciła do rozmowy, w akompaniamencie grającego radia, a Liam ściągnął z siebie kurtkę, by się nie zagrzać.
Po tym jednak było mu dość chłodno, dlatego podkręcił sobie ogrzewanie siedzenia, naciągając rękawy bluzy na dłonie. Oparł brodę na ręce i wlepił wzrok za okno. Nie minęło nawet kilka sekund, kiedy do jego nozdrzy dotarł zapach Theo. Materiał był nim niemal przesiąknięty, a Liam wyraźnie czuł woń jego perfum zmieszanych z tytoniem.
- W ogóle to ojciec wreszcie przeprowadził się na stałe - blondyn wychwycił, jak Scott zmienia temat. Dunbar odwrócił wzrok od szyby, spoglądając na chłopaka siostry, który prowadził samochód.
- Do was? - zdziwiła się Malia.
- Nie, no co ty - parsknął - matka nadal go nie trawi. Zostaje w mieście, no i już nie będzie musiał jeździć do Chicago. Przenieśli go tutaj w pracy.
Liam przestał na moment słuchać. Odwrócił znowu wzrok za szybę, orientując się, że są już w połowie drogi do szkoły. Niezbyt cieszył go ten fakt, bo teraz, kiedy miał na sobie bordową bluzę Raekena, czyli jego ulubioną, zdawał sobie sprawę, że chłopak może być z tego nie do końca zadowolony. O ile w ogóle będzie w szkole, bo przez jego brak odzewu Dunbar miał co do tego szczere wątpliwości.
- A mówiłem wam już, że Stiles ma nową dziewczynę? - odezwał się Scott, przez co Liam spojrzał na niego zdziwiony, a Malia zaśmiała się w krótko.
- No w końcu - skomentowała rozbawiona blondynka. - Jak się nazywa ta nieszczęśnica?
- Pamiętasz Martin?
- Lydia Martin? - diametralne zdziwienie siostry rozbawiło Liama. - A ona nie była przypadkiem z Whittemorem?
Zainteresowany niebieskooki przechylił nieco głowę. Jednocześnie zapamiętał sobie imię i nazwisko dziewczyny, o której wspomnieli.
- Od dłuższego czasu nie są - odpowiedział Scott. - Pytałem o to Stilesa, ale jakoś nie mówi wszystkiego. Ale tak właściwie to jakoś mnie to nie interesuje, jemu się poszczęściło i tylko tyle mnie obchodzi.
Dunbar zamrugał kilkakrotnie.
- Nie zgrywaj większego idioty niż jesteś i naucz się łączyć fakty, cioto pierdolona. Masz przejebane za to, że ją tam zaprowadziłeś i nie waż mi się, kurwa, pokazywać na oczy.
Liam natychmiast przypomniał sobie dzień, kiedy wtrącił się do bójki Theo i Jacksona, choć właściwie ciężko było nazwać to bójką. Teraz dotarło do niego, że Whittemore mówił wtedy o Lydii. I uświadomił sobie, dlaczego Whittemore był tak zdenerwowany na Raekena.
- Mam być twoim szpiegiem, czy co? Niby jak mam go "pilnować"?
- Normalnie - syknął. - Słuchaj czy wspomina coś o Jacksonie. Sam czasami poruszaj jego temat.
Dunbar przypomniał sobie tą wieczorną rozmowę z Theo w dniu, kiedy rozwinęła się bójka na boisku. I to wszystko rozjaśniło mu sprawę, niczym stu watówka. Teraz rozumiał, że Raeken przyczynił się do rozpadu związku Jacksona i Lydii. Teraz rozumiał, że musiało to być za sprawą Stilesa.
- Ziemia do Liama - Dunbar lekko potrząsnął głową, kiedy głos Malii wyrwał go z rozmyśleń.
- Co jest? - spytał, odruchowo patrząc przez okno, czy może już dojechali. Jednak samochód dalej się poruszał.
- Jest pomysł pójścia jutro w szóstkę do kina - odpowiedział Scott.
- Szóstkę? - zdziwił się blondyn, przez rozkojarzenie wolniej łącząc fakty.
- No ja, Malia, ty, Isaac, Stiles i ta jego dziewczyna - wyjaśnił McCall. - Piszesz się?
- A o której? - dopytał niebieskooki, znowu patrząc za okno. Zjeżdżali już na parking liceum, co niezbyt go zadowalało. Tutaj było ciepło i wygodnie.
- Wieczorem jakoś - wymamrotał Scott, zatrzymując samochód.
- Dam ci jeszcze znać - dodała Malia.
- No spoko - rzucił Liam i biorąc swój plecak, zaczął wysiadać z auta. - To dzięki za podwózkę.
***
Theo szedł przed siebie, mijając kolejnych uczniów. Z początku przerwy na lunch korytarze zawsze były zatłoczone. Do graciarni Deucaliona musiał przejść przez prawie połowę szkoły. Choć nie spieszyło mu się, nie potrzebował telefonu "na już", rzadko z niego korzystał. Jednak podczas minionego poranka wolał mieć go przy sobie, niż ciągle pytać Daniela, która jest godzina.
Ale przynajmniej dowiedział się dziś o nim czegoś więcej. Zdążył wyłapać, jakie podejście do życia ma młodszy chłopak oraz jaki jest zarys jego charakteru. Jednak sam w zamian starał się nic nie dawać. Tak jak zawsze, skąpo odpowiadał na pytania, których o dziwo nie było dużo. Daniel zdawał się nawet jakoś specjalnie nie interesować jego życiem prywatnym, co bardzo odpowiadało Raekenowi.
Zaklął pod nosem, kiedy ktoś wpadł na niego, a on został wyrwany z rozmyśleń. Przystanął, zacisnął szczękę i już miał się odzywać, jednak ostatecznie sapnął tylko z irytacją, kiedy napotkał niebieskie tęczówki. Następnie zlustrował blondyna wzrokiem, nieznacznie marszcząc przy tym brwi.
- To moja bluza? - zapytał pretensjonalnie, posyłając mu oburzone spojrzenie.
- Ty też masz moją, więc jesteśmy kwita - stwierdził Liam, wzruszając przy tym ramionami. Theo zmrużył oczy, patrząc na niego złowrogo.
- Ta moja i tak ci nie pasuje. Tamta niebieska była lepsza - odpowiedział, a szorstki ton jakiego użył zupełnie nie pasował do tych dwóch zdań.
- Nawet nie wiedziałem, że to twoje, matka mi to dała - bronił się Liam, choć potem zmienił temat, mówiąc z wyrzutem: - A poza tym to nie przyszedłeś dzisiaj rano.
- A ty co? Za rączkę trzeba cię wszędzie prowadzić, jak dziecko z przedszkola? - prychnął brunet, lustrując go krytycznym wzrokiem. Pod wpływem tego spojrzenia speszony Dunbar odwrócił głowę.
- Ale mogłeś chociaż powiedzieć - wymamrotał cicho. Zielonooki zmarszczył brwi. Dziwił go ton, z jakim mówił blondyn i nie rozumiał tego cienia urazy w jego oczach. - A poza tym to powiedziałeś wczoraj, że wieczorem mam do ciebie napisać i na to też nie odpowiedziałeś.
Theo otworzył usta by się odezwać, jednak słowa ugrzęzły mu w gardle, gdy uświadomił sobie, że Liam ma rację i rzeczywiście kazał mu tak zrobić. Dlatego odchrząknął tylko i wyminął nastolatka, który i tak poszedł za nim.
- To kiedy masz tą poprawę? - westchnął starszy, zerkając na blondyna, który zrównał z nim krok.
- Za tydzień w środę - powiedział po krótkim zastanowieniu.
- Pasuje ci weekend? - spytał Raeken, nieumyślnie dopuszczając niezainteresowanie do głosu.
- Raczej tak - potwierdził niebieskooki, wkładając ręce do kieszeni spodni. - A... dlaczego nie mogłeś mi po prostu odpisać wczoraj wieczorem?
- Telefon mi się rozładował - odpowiedział beznamiętnie. - A zresztą to i tak lepiej, niż jakbym miał ci odpisywać.
- Dlaczego?
Drugie.
- Byłem schlany w trzy dupy Bolka i Lolka, lepiej w tym czasie nie uzgadniać ze mną niczego - wyjaśnił neutralnym głosem, wzrokiem odruchowo szukając drzwi do kantorku Deucaliona, choć doskonale wiedział, gdzie on jest.
- Czemu?
- Durne pytanie - stwierdził brunet, przechodząc na drugą stronę korytarza. Na tym piętrze było już o wiele mniej uczniów, a Theo nawet nie chciał myśleć, jaka kolejka będzie na stołówce. - Skoro na trzeźwo przeszkadzają ci moje podteksty, to nie chcesz ze mną rozmawiać, kiedy jestem pijany.
- Miło, że masz tego świadomość - przyznał Liam, na co zielonooki prychnął, kręcąc głową.
- Jesteś chujowy w dawaniu komplementów, szczeniaku - oznajmił, łapiąc za klamkę drzwi z napisem "tylko dla personelu". - Waruj.
- Możesz nie mówić do mnie jak do psa? - odparował Dunbar, podczas gdy Theo wszedł do środka jak do siebie. Deucalion siedział na fotelu, przeglądając coś na swoim telefonie.
- Prawda, powinieneś bardziej szanować ludzi, synu - wymamrotał mężczyzna, który musiał usłyszeć zdanie Liama, a Raeken na to mlasnął, przewracając oczami.
- Daruj sobie, Deuc, nie jesteś moim ojcem - skomentował niewzruszony brunet. - Masz mój telefon?
- Nie. Sprzedałem - prychnął woźny, patrząc na niego z politowaniem. - Durne pytanie, przecież leży na stole - mówiąc to, wskazał urządzenie wzrokiem. - A nawiasem mówiąc, to ktoś się do ciebie dobijał.
Theo zmarszczył brwi i podszedł bliżej, zgarniając swój telefon. Jak gdyby nic, usiadł na pustym stoliku kawowym, włączając smartfona. Czekając aż urządzenie się uruchomi, podniósł wzrok na skołowanego blondyna, który opierał się o ścianę obok drzwi.
- Miałeś poczekać na zewnątrz - przypomniał szorstko zielonooki.
- Bądź mniej opryskliwy, synu - wtrącił się Deucalion, po czym przychylniej patrząc na nastolatka pod ścianą, spytał: - Liam Dunbar, tak?
- Dokładnie - niebieskooki skinął głową.
- Teraz będziesz robił mu przesłuchanie? - skomentował z rozbawieniem Theo, sprawdzając powiadomienia na telefonie. Zignorował każde nieodebrane połączenie od Liama i nieprzeczytane wiadomości. Jego uwagę bardziej przykuł numer Stilesa, który dzwonił do niego dziś kilka razy.
- Zwał jak zwał - rzucił lekceważąco mężczyzna, podczas gdy Raeken wstał ze swojego miejsca, kierując się do drzwi. - A ty gdzie?
- Muszę oddzwonić - wymamrotał i ignorując zdziwione spojrzenie Liama, wyszedł na korytarz.
Odszedł kilka kroków i wybrał kontakt Stilinskiego. Oparł się o ścianę i przyłożył telefon do ucha. Przy pierwszym sygnale uświadomił sobie, że chłopak może mieć jakiś wykład. Przy drugim doszedł do wniosku, że najwyżej nie odbierze. Przy trzecim przypomniał sobie, że mógł najpierw sprawdzić smsa, którego mu wysłał syn szeryfa.
- Raeken, po to masz mieć przy dupie ten telefon, żebyś, kurwa, odbierał - naskoczył na niego Stiles.
- Dobrze, zaraz mogę się rozłączyć i dalej udawać, że nie istnieję - prychnął Theo.
- Bądź facetem, Raeken, i nie strzelaj fochów, co? - skomentował szatyn zupełnie poważnym tonem. - Potrzebuję przysługi.
- No naprawdę jestem zaskoczony - wymamrotał niezainteresowanym głosem. - Czego chcesz?
- Załatw mi kilka tabletek GHB.
- Tabletki GHB - powtórzył Theo, kiwając przy tym głową, jakby się zastanawiał. Choć wcale nie musiał. - Czy ciebie do reszty popierdoliło?
- Nie rozumiem, o co ci chodzi - powiedział niewinnie Stiles, a brunet prychnął.
- Co chcesz z tym zrobić? - zapytał wprost szorstkim tonem, jednocześnie upewniając się, że nikt nie może go usłyszeć.
- Nic takiego.
- To na chuj ci tabletki gwałtu? - warknął ostro, ściskając telefon w dłoni.
- Sumienie cię gryzie? - zapytał kpiąco szatyn.
- Nie mam go, al...
- No to ogarnij się, Raeken, ma być przysługa za przysługę. Ty nie masz drążyć, tylko robić co każę, rozumiesz? - mówił stalowym tonem, a Theo żałował, że nie rozmawiali osobiście. Chętnie strzeliłby Stilinskiemu w ten jego zakłuty łeb.
- I znowu mam oberwać za ciebie? Nie ma, kurwa, mowy - syknął jadowicie.
- Nie moja wina, że zostawiasz ślady, Raeken, nie wiń mnie za swoje błędy - odparował syn szeryfa. - Cztery tabsy na dziś wieczorem. Wiesz gdzie i o której, masz się nie spóźnić.
Kiedy syn szeryfa skończył mówić, rozłączył się bez słowa, a Theo miał ochotę rzucić tym cholernym telefonem o ścianę. Ścisnął go w dłoni i wywarczał wiązankę przekleństw, następnie odkładając urządzenie do kieszeni, żeby przypadkiem się na nim nie wyżyć. Odchylił głowę do tyłu, umyślnie uderzając nią o ścianę.
Pierdolony Stiles.
Raeken już żałował, że w ogóle odzwonił. Mógł przełożyć to na później, choć miał świadomość, że niewiele by to dało. Jednak z drugiej strony, miał więcej czasu na załatwienie tego, co chciał Stilinski.
Odetchnął głęboko, starając się uspokoić. Przymknął oczy i przeczesał ręką włosy, przypominając sobie mantrę, którą przeczytał wczoraj u Liama.
The sun, the moon and the truth.
Zacisnął szczękę, kiedy to nic nie dało, a w głowie nadal słyszał rozkazujący głos Stilesa. Ponownie wziął głębszy wdech i spróbował znowu.
The sun, the moon and the truth - pomyślał znowu.
The sun, the moon and the truth - tym razem powtórzył wolniej, wyobrażając sobie każdą z trzech rzeczy.
The sun. The moon. And the truth.
Ostatni raz odetchnął głęboko, wyciągając jeszcze raz telefon. Rozglądnął się po korytarzu, który był praktycznie pusty. Zacisnął wargi i wiedząc, że nie ma innego wyboru, wszedł w książkę telefoniczną, szukając kontaktu Dereka.
- Halo?
- Potrzebuję przysługi - wypalił Theo, stwierdzając, że nie ma co przedłużać tej rozmowy. - Miałbyś kilka tabletek fantasy?
- Chodzi ci o ecstasy?
- Nie, fantasy - poprawił go.
- Liczyłem, że się przesłyszałem - wymamrotał niezadowolony Derek. - Na co ci to?
- Nie dla mnie, mówię przecież, że potrzebuję przysługi - westchnął brunet, opierając głowę o ścianę. - Mógłbyś mi załatwić cztery takie?
- Spieszy mi się trochę, bo aktualnie mam innego klienta - oznajmił Hale, a Theo uświadomił sobie, że rzeczywiście słyszy w tle jak chłopak się ubiera. - Chociaż czekaj, ty masz teraz długą przerwę, nie?
- No - potwierdził.
- No to masz farta, że mam po drodze. Czekaj na mnie przed szkołą - polecił Derek.
- Dzięki - odpowiedział, a chwilę później mógł usłyszeć dźwięk zakończonego połączenia.
I choć ta rozmowa przebiegła dość szybko, to Theo doskonale wiedział, że i tak będzie musiał się tłumaczyć z tego starszemu chłopakowi. Odetchnął i schował telefon do kieszeni. Przeczesał ręką włosy, jednocześnie znowu rozglądając się po korytarzu, który wciąż był opustoszały.
Zawsze, gdy rozmawiał z Derekiem o tego typu sprawach bał się, że ktoś może coś usłyszeć. I choć zdawał sobie sprawę, że raczej nie miałoby to żadnych konsekwencji, to nie mógł pozbyć się tej ostrożności.
Wszedł z powrotem do kantorku Deucaliona, ponownie przeczesując włosy. Liam siedział na miejscu, które wcześniej zajmował Theo i rozmawiał o czymś z mężczyzną, który już nawet nie korzystał z telefonu. W pierwszym momencie żaden z nich nie zwrócił uwagi na bruneta stojącego w drzwiach, dlatego zielonooki odchrząknął, przez co obaj spojrzeli w jego kierunku.
- Żeby nie było, że znikam bez słowa, to mówię, że muszę coś załatwić - oznajmił, po czym zwracając się do Deucaliona dodał: - Tylko nie mów mu nic durnego.
- To pojęcie względne - odpowiedział mężczyzna z kpiącym uśmiechem, a Theo mógł zauważyć, jak kąciki ust Liama też unoszą się ku górze, co ostatnio właściwie było rzadkością.
- Wiesz, o co mi chodzi - wymamrotał i nie czekając na reakcję, po prostu wyszedł z pomieszczenia.
Zamykając za sobą drzwi, zerknął na godzinę, przeklinając w duchu. Za niedługo tabletka, którą wziął rano, przestanie działać. Przez myśl przeszło mu, że to przecież nic wielkiego, jednak po chwili doszedł do wniosku, że nie miał pewności, czy ból głowy zniknął.
Skierował się do wyjścia ze szkoły, decydując, że w razie czego później weźmie następną tabletkę. Idąc przez korytarz mijał kilkoro uczniów, którzy niespecjalnie zwrócili na niego uwagę. Co zresztą bardzo mu odpowiadało.
Pamiętał czasy, kiedy przez przyjaźń ze Scottem wcale nie był aż tak niewidzialny. Zwłaszcza nie po sytuacji z McCallem, kłótnią i Allison. Uczniowie oglądali się za nim, szeptali, a plotki rozchodziły się w zawrotnym tempie.
Choć po wyjeździe nastoletniej Argent prawie wszystko umilkło, to i tak Theo bardzo dobrze pamiętał okres, w którym wiecznie musiał udawać, że to wszystko nie robi na nim wrażenia. I nie miał zamiaru do tego wracać, dlatego może tak bardzo teraz cieszyła go ta niewidzialność.
Wyszedł ze szkoły i nim rozglądnął się po parkingu, przez bramę główną na teren placówki wjechał czarny Chevrolet Camaro.
Chyba rzeczywiście mu się spieszyło.
Raeken uśmiechnął się pod nosem i skierował się do samochodu, który podjechał do wejścia. Derek zaparkował na uboczu, a Theo zszedł po schodach, wsiadając do auta.
- Chętnie zapytałbym, po jakiego chuja ci jest ta przysługa - zaczął szatyn, wyciągając z kieszeni małą samarkę z czterema tabletkami - ale teraz nie mam na to czasu. Jeśli będą z tego kłopoty, to nie ręczę za siebie.
- Nie wątpię - wymamrotał zielonooki. Zapłacił starszemu wyznaczoną cenę, następnie chowając tabletki w bezpieczne miejsce. - Ty możesz być spokojny, wszystko biorę na siebie.
- Nie chodzi o mnie, cymbale, tylko o ciebie - warknął Hale. - Nie kojarzę, żeby Argent miał jakichś klawiszy, dlatego jeśli psy cię przyskrzynią, to nie mam nawet jak ci pomóc. Dla kogo to jest?
- Stilinskiego - mruknął. Przez moment chciał zapytać, po jaką cholerę Derek od razu zakładał najgorszą wersję i najbardziej odległą. Jednak zrezygnował z tego pomysłu w momencie, gdy uświadomił sobie, że sam zachowywał się dokładnie tak samo wobec niego. Ale to oznaczało, że nic nie stoi na przeszkodzie, by tak samo potraktował jego. - Nie panikuj.
- Bardzo śmieszne - syknął Hale.
- A nawiasem mówiąc, to musiałeś robić mi malinkę? - Theo zmienił temat, naciągając nieco bluzę by odsłonić ślad na skórze. Mierzył niezadowolonym spojrzeniem Dereka, który zerknął na niego, badając wzrokiem swoje małe dzieło, a brunet bez problemu dostrzegł cień rozbawienia na jego ustach.
- Byłem pijany, sam wiesz, jak to działa - mruknął niewinnie szatyn, z neutralnym wyrazem twarzy poprawiając lusterko wsteczne. - Zresztą ty nie protestowałeś, więc chyba ci się podobało.
- W tamtym momencie? Może. Teraz? Totalnie nie - odparował, poprawiając z powrotem bluzę. A kiedy przypomniał sobie poranną rozmowę z Danielem, jeszcze bardziej odczuł irytację. - Pomijając fakt, że prawdopodobnie wtedy spałem.
- Nie spałeś - odpowiedział Derek z głupkowatym uśmiechem.
Sfrustrowany Theo przeczesał ręką włosy, denerwując się na samego siebie za fakt, że miał aż tyle dziur w pamięci z poprzedniego wieczoru. Nawet nie chciał wiedzieć, ile wypił.
- Ostatni raz po pijaku śpię z tobą w jednym łóżku - oznajmił niezadowolony nastolatek.
- Obaj wiemy, że to nieprawda - skwitował rozbawiony Derek.
Brunet nawet nie miał ochoty tego komentować, choć chętnie wytknąłby starszemu, że magicznie już mu się tak nie spieszy. Ostatecznie tylko wymamrotał jakieś pożegnanie i wysiadł z auta, umyślnie trzaskając drzwiami.
Z perfidnym uśmiechem obserwował przez szybę jak zirytowany Hale wystawia mu środkowego palca, a następnie wrzuca wyższy bieg, ruszając z piskiem opon.
Idiota - pomyślał z uśmiechem Theo, wracając do szkoły.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro