Rozdział 41
Liam czuł jak wybudza się ze snu, a świadomość powoli do niego wraca. Wciąż miał zamknięte oczy i słyszał tylko spokojne bicie czyjegoś serca, szum oraz wibracje.
I te wibracje telefonu zmusiły go do otwarcia oczu. W pokoju panował półmrok, a ekran jego smartfona rozpraszał ciemność nad sobą.
Przeklął w myślach, kiedy musiał podeprzeć się na ręce i wyciągnął się nad Theo, by dosięgnąć telefonu leżącego na szafce nocnej. Mrużąc oczy, odebrał połączenie.
- Halo? - odezwał się ospale, wracając do poprzedniej pozycji.
- Liam, widziałeś wiadomości? - usłyszał nieco przejęty głos matki.
- Mamo, ja śpię... - wyjęczał zmęczony blondyn, układając policzek na piersi Theo. - I nie oglądam tego.
- Nadal leje, są też podtopienia i władze polecają zostać w domu. Pisali też ze szkoły, że zajęcia są dzisiaj odwołane. Więc nie wychodź nigdzie, dobrze? - poprosiła. - Ja też jestem w szpitalu, jeżeli się uspokoi, to wrócę wieczorem.
- Mhm.
Po pożegnaniu, kobieta rozłączyła się, a Liam półprzytomnie odłożył telefon gdzieś na materac za sobą. Z zamkniętymi oczami przerzucił rękę przez klatkę piersiową starszego, tym samym przytulając się szczelniej do jego boku.
Słyszał krople deszczu obijające się o szybę, jednak bardziej skupił się na spokojnym biciu serca Theo. Jego tętno go uspokajało. Lejący deszcz za oknem też działał kojąco, bo po nocnej burzy nie było już ani śladu.
Gdzieś na plecach czuł bezwładną rękę bruneta, którą na wpół go obejmował przez sen. Liam leżał wtulony w zielonookiego i miał wrażenie, jakby czas stał w miejscu. Wiedział, że jest wcześnie - bo za oknem było zupełnie ciemno - ale nawet nie myślał, by sprawdzić która jest godzina. W ogóle nie myślał o niczym, po prostu wsłuchiwał się w uderzenia serca starszego.
Nie chciał się ruszać, było mu zbyt wygodnie, poza tym bał się, że ciągłym wierceniem się może obudzić Theo. Dla pewności, otworzył oczy i uniósł wzrok, jednak zauważył tylko jego zarysowaną szczękę. Raeken leżał, osłaniając twarz ręką zgiętą w łokciu. Gdy spał wyglądał o wiele łagodniej, niż kiedy na co dzień chodził ze swoim kamiennym wyrazem twarzy. Albo kiedy kpił z innych. A już na pewno wyglądał lepiej niż wtedy, kiedy był agresywny.
Dunbar przypomniał sobie, jak mało w nocy brakowało, by brunet znowu się na niego zdenerwował. Widział tą irytację w jego oczach, kiedy przemoczony wszedł do jego pokoju.
- Zadzwoniłeś, więc jestem. Tak jak mówiłem.
I Liam wtedy poczuł, że mimo wszystko może liczyć na zielonookiego. Przynajmniej pod tym względem. Uświadomił też sobie, że jeżeli Theo chce, to potrafi dotrzymać słowa. Tylko co decydowało o tym, kiedy i z jakim zaangażowaniem chciał to zrobić?
Wiatr zawył za oknem, a niebieskooki mimowolnie pomyślał, jak zimno musi teraz być na zewnątrz. I uśmiechnął się pod nosem, bo on leżał w wygodnym łóżku, przytulony do chłopaka, który dawał mu ciepło.
Blondyn westchnął cicho, zamknął znowu oczy i czerpał z tej chwili spokoju jak najwięcej. Po raz pierwszy od dłuższego czasu czuł się, że ma czysty umysł, a z jego łóżka już chyba wyparowała każda czarna myśl, która nawiedziła go przez ostatni tydzień.
Do tej pory Dunbar myślał, że Theo w głównej mierze potrafi wywołać w nim tylko negatywne emocje. Co zresztą odczuł dotkliwie, kiedy zetknął się z jego toksyczną stroną. Jednak teraz to zmieniło się niemal o sto osiemdziesiąt stopni.
Teraz niebieskooki zdał sobie sprawę, że myśli o brunecie są jak lekarstwo - skupiając się na nim, Dunbar zapominał o Masonie. Po wczorajszej nocy, Liam zdał sobie sprawę, że nie miał pojęcia i nadal nie wie, ile przeżył starszy chłopak. A to jak podnosił go na duchu dało mu nadzieję, że może się dużo od niego nauczyć.
Jednak mimo wszystko poddał ten pomysł wątpliwości, gdy przypomniał sobie, jak Theo zareagował, kiedy spytał o jego stratę. Przypomniał sobie jak boleśnie wtedy go trzymał. I przypomniał sobie także jego spojrzenie najeżone szpilami lodu. Ale gdy Liam jeszcze raz przywołał je w pamięci, to zdał sobie sprawę, że wzrok starszego na moment był nieobecny.
Myślał o kimś, kogo stracił? - zapytał sam siebie. Jednak brak smutku czy żalu w oczach Raekena dał blondynowi do myślenia, że coś wydarzyło się dawno, a Theo cierpienie zamieniał w nienawiść. Lub coś wydarzyło się niedawno, a do niego jeszcze nie dotarło i wciąż był w fazie złości, a nie cierpienia.
A może on zawsze każdą emocję zamieniał w gniew? Może nie dopuszczał do siebie smutku i nie potrafił płakać? To ostatnie wydało się Dunbarowi najbardziej prawdopodobne. Westchnął głęboko niezadowolony, bo jak zwykle w jego głowie zrodziło się zbyt dużo pytań, a miał za mało odpowiedzi.
Bo przez niektóre zachowania Theo, blondyn miał na jego temat coraz mniej spójny obraz. Raz chodził z kamienną twarzą, a raz był pogodny. Raz wpadał w furię, a raz był całkowicie opanowany i to on wytrącał innych z równowagi. Co zresztą zdarzało się częściej.
Po chwili też uświadomił sobie, że nie widział by brunet kiedykolwiek płakał. Ani by był choćby smutny. I wtedy Liam zdał sobie sprawę, że też by tak chciał. Chciał, żeby opuściła go ta niechęć do wszystkiego. Chciał, żeby nie musiał dłużej walczyć z poczuciem winy. I chciał wreszcie przestać się bać o zdrowie przyjaciela.
Bo zielonooki nigdy nie wyglądał, by cokolwiek go męczyło. Zawsze miał ten swój obojętny stosunek do całego świata, jakby rzeczywiście nie musiał się niczym przejmować. Jakby wszystkie problemy żegnał od razu na starcie. Jakby w ogóle ich nie miał.
Mocniejsza kropla uderzyła o szybę, a jej dźwięk wybił się ponad szum innych.
Blondyn otworzył oczy i zadarł głowę, opierając ją na barku starszego. Zbadał wzrokiem jego twarz, jednak zgięta ręka odsłaniała tylko brodę i rozchylone wargi. Raeken spokojnie oddychał, jego klatka piersiowa równomiernie unosiła się razem z ręką Liama, którą wciąż obejmował bruneta.
W pewnym momencie jednak ten proces został zaburzony, zielonooki westchnął głęboko, zabrał rękę z twarzy i z przymkniętymi oczami chciał przewrócić się na lewy bok, czego jednak nie mógł zrobić przez Liama. Dunbar niemal natychmiast zamknął powieki i rozluźnił się, udając, że śpi.
Starszy jeszcze raz spróbował się obrócić, a kiedy znów nie mógł, wymamrotał coś niezrozumiałego pod nosem, co dało blondynowi gwarancję, że chłopak jeszcze śpi.
Po chwili jednak poczuł jak Theo spycha go z siebie w mało delikatny sposób. Liam wylądował na zimnej stronie łóżka, przez co niemal natychmiast przeszły go nieprzyjemne dreszcze, dlatego zmarszczył nos, darując sobie udawanie snu, skoro starszy i tak nie wiedział co się dzieje wokół niego. Blondyn otworzył oczy i teraz mógł tylko patrzeć na plecy chłopaka, które niebieskooki i tak niewyraźnie widział przez panującą ciemność.
Raeken leżał na brzuchu, przytulając się do poduszki, z głową zwróconą w przeciwną stronę od Liama. Było mu zbyt zimno, a emanujące ciepło od bruneta było zbyt kuszące, by nie przytulił się do niego. Wygodnie ułożył policzek na jego łopatce, a rękę ułożył gdzieś w okolicy ramienia starszego, znowu go obejmując.
- Weź się... - jęknął ospale Theo, barkiem odpychając go od siebie.
- Czemu? - mruknął niezadowolony, bo nie chciał wracać na chłodną część łóżka.
Brunet milczał przez chwilę i tylko westchnął głęboko, a niebieskooki zaczął się zastanawiać czy to oznaka rezygnacji, czy irytacji. Nie widział twarzy Raekena i nie miał pojęcia, jak powinien to odebrać.
- Powiedziałem; spierdalaj - syknął tak lodowatym tonem, że ten zimny materac wydał już się cieplejszy.
I czar prysł. Wszystkie poprzednie myśli Liama zostały przekreślone w jednym momencie. Wrogość starszego przypomniała mu, że chłopak na pewno nie będzie uczył go czegokolwiek. Nie dobrowolnie. Bo w końcu Theo nigdy nic nie robił bezinteresownie.
W tym momencie Liam też uświadomił sobie, że nie chce być taki jak on. Że chce być bardziej wyrozumiały i na pewno milszy od niego. I nie tak bardzo egoistyczny. Że chce być po prostu lepszy.
- Wolałem jak spałeś - wymamrotał, niechętnie odwracając się plecami do niego. Umyślnie naciągnął na siebie więcej kołderki, tym samym zabierając jej trochę ze starszego.
- Wolałem być u siebie - wychrypiał w odpowiedzi.
Liam skulił się, wsuwając rękę pod poduszkę, która wydała mu się o wiele mniej wygodna. Tak naprawdę wiedział, że już nie zaśnie, jednak i tak nie miał zamiaru wychodzić z łóżka. I znowu poczuł niechęć do wszystkiego. Znowu dopadał go marazm i znowu ogarniało go złe samopoczucie.
Deszcz na zewnątrz zdawał się nasilić i coraz więcej kropel uderzało o szybę, co oznaczało, że musiał zmienić się kierunek wiatru.
A Dunbar powoli zaczynał wracać na ziemię. Zaczynał rozumieć, że Theo nie przyszedł do niego z czystej sympatii, czy chęci pomocy. Dał mu słowo, i go dotrzymał, tylko dlaczego to zrobił? Blondyn pamiętał sytuację, jak to Raeken twierdził, że obietnice daje się po to by je łamać. A więc znowu pojawiało się to samo pytanie; kiedy chciał ich dotrzymywać i co o tym decydowało?
- Theo? - odezwał się, kiedy doszedł do wniosku, że niczego się nie dowie, jeżeli nie zapyta.
- Daj mi spać.
Liam zraził się w pierwszym momencie, jednak po chwili postanowił, że tak łatwo nie będzie odpuszczać.
- Dlaczego przyszedłeś? - spytał, obracając się tak, by na niego spojrzeć.
- Też się, kurwa, zastanawiam - warknął.
Theo leżał w niezmienionej pozycji, przez co blondyn nadal nie widział jego twarzy. Choć z drugiej strony zastanawiał się, czy w ogóle chciałby. Jego chłodne zielone tęczówki nie wywoływały u Dunbara żadnych pozytywnych emocji. Zresztą potrafił sobie je wyobrazić bez starszego obok.
- Jesteś skomplikowany - burknął w końcu, jednocześnie znowu kładąc się na boku, plecami do chłopaka.
- A ty wkurwiający.
Niebieskooki westchnął cicho, bardziej okrywając się kołdrą. Wolał już nic nie mówić, nie chciał bardziej denerwować Raekena. Nie chciał, żeby znowu uciszył go w ten najbardziej bolesny sposób. I Liam przełknął ślinę, kiedy przypomniał sobie, co powiedział mu w nocy.
I jaką miał pewność, że nie powie tego nikomu innemu?
Znikomą.
Jaką miał pewność, że nie użyje tego przeciwko niemu?
Żadną.
Kiedy zdał sobie z tego sprawę, w pierwszym momencie od razu chciał się odezwać. Potem jednak uświadomił sobie, że nawet nie wie, co chciałby powiedzieć. Aż w końcu stwierdził, że na razie najlepiej będzie, jeżeli w ogóle nic nie powie. To mogłoby jeszcze bardziej zdenerwować bruneta, a to ostatnie czego chciał.
Dlatego wsłuchiwał się tylko w deszcz za oknem, mając nadzieję, że uda mu się jeszcze zasnąć.
***
Liam nieco wzdrygnął się, kiedy w pokoju usłyszał dźwięk alarmu. Swój telefon miał gdzieś obok siebie, więc musiał to być smartfon śpiącego Theo. Dunbar nie wiedział, która jest godzina. Za oknem było jaśniej, choć wciąż ciemno, a deszcz padał w dalszym ciągu. I nie zapowiadało się na to, by przestał w najbliższym czasie.
Blondyn przez cały czas leżał na plecach i wpatrywał się w sufit. Teraz jednak przechylił głowę i spojrzał na starszego. Chłopak dalej leżał na brzuchu, ale od jakiegoś czasu głowę miał zwróconą w stronę Liama, czego nastolatek wcześniej nie zauważył. Zresztą było mu to obojętne, choć teraz przez krótki moment mógł zobaczyć jego spokojny wyraz twarzy.
Melodia budzika nie ustawała, a po chwili Dunbar zauważył jak brunet śmiesznie marszczy nos, kiedy powoli wybudzał się ze snu. Niebieskooki uśmiechnął się i znowu odwrócił głowę na wprost sufitu kiedy wiedział, że Theo zaraz otworzy oczy.
I nie pomylił się, brunet po chwili westchnął cicho i wstał z łóżka, podchodząc do drzwi. Zapalił światło, na co Liam skrzywił się, zamykając oczy.
- Musiałeś? - jęknął, przecierając powieki.
Raeken mu nie odpowiedział, tylko podszedł do krzesła gdzie miał rozwieszone swoje rzeczy i wyłączył wreszcie budzik. Po chwili Liam usłyszał wiązankę przekleństw, dlatego zmarszczył brwi i spojrzał na zielonookiego.
I mimo woli poczuł, jak szczęka mu opada, kiedy dostrzegł wszystkie siniaki na ciele starszego. Podniósł się do siadu, cały czas lustrując wzrokiem tors niczego nieświadomego chłopaka, który zakładał spodnie. Podczas tej czynności Liam mógł dostrzec także ślady na jego plecach.
Wcześniej przez panującą ciemność nie zauważył żadnego siniaka, jednak teraz w świetle wyraźnie widział każde obrażenie. Dawno rozcięty łuk brwiowy, już słabiej widoczne ślady na szyi i te okropne siniaki na jego ciele. Miał ich o wiele więcej, niż kiedy widział go ostatnim razem.
Kiedy podniósł wzrok na jego tęczówki, aż poczuł ciarki na plecach pod wpływem jego spojrzenia. Ten chłód, ta wrogość i zaciętość sprawiały, że Liam nie miał wątpliwości, że ma się nawet nie odzywać.
Mierzyli się wzrokiem, a Dunbar szybko doszedł do wniosku, że nie dostałby żadnej odpowiedzi. Blondyn wiedział, że część obrażeń wyrządził mu Jackson, jednak co z resztą? Też on? A może ktoś inny? Theo nigdy nie nazywał po imieniu tych znajomych.
Brunet wreszcie zerwał kontakt wzrokowy i sprawdził czy jego bluza wyschła, a kiedy przeklął, Liam nie miał wątpliwości, że ubranie dalej jest wilgotne. Zresztą sam widział to nawet ze swojego miejsca.
- Ze szkoły napisali, że nie ma dzisiaj lekcji - odezwał się cicho niebieskooki - bo dalej leje no i są podtopienia.
Raeken spojrzał na niego tylko przelotnie, po czym wrócił wzrokiem za okno. Dunbar szybko domyślił się, że niewiele w nim zobaczył przez odbijający się pokój w szybie. W końcu starszy westchnął cicho i podszedł z powrotem do łóżka i podkurczając nogę, usiadł na skraju materaca.
Wyciągnął swój telefon, a Liam automatycznie odwrócił wzrok, bo od zawsze rodzice go uczyli, że to niegrzeczne. Dlatego sięgnął po swojego smartfona i odblokował go, odruchowo wchodząc w Snapchata.
Chwilę przeglądał snapy od znajomych, jednak jedna myśl nie dawała mu spokoju, więc wreszcie wyłączył telefon, szturchając starszego.
- Theo?
Chłopak z niezadowoleniem spojrzał najpierw na rękę, którą go szturchnął, a potem na jego oczy, tym samym przekazując mu, by więcej tego nie robił. Nie odezwał się ani słowem, tylko patrzył na niego wyczekująco.
- Chciałem zapytać, czy... - niezręcznie podrapał się po karku i zrobił krótką pauzę, zastanawiając się, co w ogóle powinien powiedzieć - możemy nie rozmawiać o... tym co było?
Raeken najpierw delikatnie ściągnął brwi, nieco zdezorientowany. Liam już miał otwierać usta, by wyjaśnić dokładniej, jednak w następnym momencie brunet skinął lekko głową.
- Luz - mruknął, po czym wyciągnął do niego rękę, mówiąc: - To co działo się w nocy nigdy nie ujrzy światła dziennego. Zgoda?
Theo patrzył na niego całkowicie poważnie. Nie kpił z niego, nie robił tego dla żartu, tylko zawierali realną umowę, której oboje będą musieli przestrzegać. A Liam, choć nie przepadał za układami to czuł, że będzie to bardzo korzystna umowa.
- Zgoda - uścisnął jego dłoń, jednocześnie czując znaczną ulgę. Może to też znaczyło, że nie rozmawiają o tym, o czym mówili w nocy? Wtedy Liam nie musiałby się obawiać, że Theo wróci do tego przy jakiejś kłótni. Ostatecznie jednak stwierdził, że nie będzie dopytywać, tylko sięgnął znowu po telefon.
- Więc - odezwał się starszy, przez co Dunbar automatycznie ponownie na niego spojrzał - zamiast obudzić kogoś z rodziny, postanowiłeś ściągnąć tu mnie?
- Nie ma nikogo - odpowiedział, wzruszając lekko ramieniem. - Mama miała nocną zmianę w szpitalu, Malia jest u Scotta, a tato wyjechał do końca weekendu.
- To po co dzwoniłeś do mnie, zamiast do siostry? - zapytał Raeken i jednocześnie wstał z łóżka, wolno podchodząc do biurka. - Albo chociażby Hayden czy Nolana?
- Po prostu zadzwoniłem na ostatni numer - wymamrotał niebieskooki, obserwując bruneta, który przenosząc wzrok za okno, włożył ręce do tylnych kieszeni spodni. I Liam zdziwił się nieco, gdy usłyszał wiązankę przekleństw, a chłopak zaczął gorączkowo szukać czegoś po kieszeniach. - Co ci?
- Nie wziąłem ze sobą papierosów - wymamrotał starszy, jednocześnie przeczesując ręką włosy.
Blondyn nie odpowiedział, tylko obserwował jak zielonooki znowu sprawdza swoją bluzę, jakby ta magicznie miała wyschnąć w ciągu kilkunastu minut.
- Chyba nie zamierzasz wychodzić? - odezwał się niebieskooki, a Raeken jeszcze raz, tym razem wolniej, przeczesał ręką włosy, jakby rzeczywiście rozważał opcję wyjścia na zewnątrz. - Skoro mamy nie wychodzić, to sklepy też nie wchodzą w grę.
- Mów za siebie - prychnął brunet, biorąc w ręce swoją mokrą bluzę.
- Theo, nie wydurniaj się.
- Jestem zupełnie poważny - odpowiedział, przewracając ubranie na prawą stronę.
- Wiesz o co mi chodzi, Theo, odłóż to - poprosił blondyn, wstając z łóżka, by podejść do chłopaka.
- Nie rozkazuj mi - warknął, posyłając mu zirytowane spojrzenie.
Liam wykorzystał moment i zabrał bluzę z rąk starszego. Nie zraził się lodowatymi tęczówkami bruneta, choć mało brakowało, by znowu pozwolił mu postawić na swoim.
- Nie denerwuj mnie, Raeken - zaczął, jednocześnie tocząc z nim zaciętą walkę na spojrzenia. - Na dworze jest ziąb i totalna ulewa, a ta bluza nadal jest przemoczona, dostaniesz zapalenia płuc, kretynie.
- Brzmisz jak moja matka - prychnął zupełnie lekceważącym tonem. - Oddawaj to.
- Nie - oznajmił stanowczo. - Wytrzymasz jeszcze kilka godzin.
- No chyba cię popierdoliło, dawaj to - warknął Theo i chciał wyrwać mu swoją własność, jednak Dunbar uchylił się przed jego ręką i odsunął kilka kroków w stronę drzwi.
- Nigdzie nie idziesz - powiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu.
- Kim ty, kurwa, jesteś, żeby mi rozkazywać? - prychnął, lustrując go krytycznym wzrokiem. - Oddaj mi to. Już.
- Sory, nie dajesz mi wyboru - mówiąc to, Liam zerwał się w stronę drzwi, które sprawnie otworzył, wypadając na korytarz.
Usłyszał za sobą jak klnący chłopak zaczyna go gonić, jednak nie zważał na to, tylko przebiegł przez hall. I w tamtym momencie Liam cieszył się, że na schodach mają światło na ruch. Zbiegł na dół, słysząc że Theo jest dosłownie tuż za nim.
Blondyn ledwo wyhamował przed przesuwnymi drzwiami do salonu i zaczął je już otwierać, jednak poczuł jak starszy łapie go w pasie. Liam mocno ścisnął w rękach ubranie i kiedy, słuchając przekleństw zdenerwowanego Raekena, myślał, że to koniec gry, dobiegło ich groźne warczenie z salonu.
- Błagam, powiedz, że się przesłyszałem - wydusił cicho Theo, momentalnie zaprzestając szarpaniny i z przestrachem spojrzał w stronę ciemnego pomieszczenia gdzie nic nie było widać.
Nim Liam zdążył zaprzeczyć, rozległo się krótkie ale donośne ujadanie i z pomiędzy drzwi wyłonił się warczący wilczak, a światło ze schodów zgasło. Momentalnie pochłonęła ich ciemność, a niebieskooki czuł tylko jak starszy go puszcza. Potem warczenie zamieniło się w głośne złowrogie ujadanie, przez które Dunbar usłyszał jak coś upada.
Zdezorientowany, dopiero po chwili zaczął widzieć kontury. Od razu otworzył szerzej drzwi do salonu, przy okazji odrzucił bluzę na kanapę, i czym prędzej zapalił światło na korytarzu.
- Storm, cisza! - nakazał, łapiąc psa za kark i spróbował go odciągnąć. Wilczak z początku go zignorował, potem coraz ciszej szczekał na skulonego pod ścianą chłopaka, aż w końcu tylko warczał ostrzegawczo. - Storm, cisza - powtórzył Liam równie stanowczym tonem, przez co czworonóg zamilkł po chwili i oblizując się, spojrzał kontrolnie na swojego właściciela. - Do pokoju.
Mówiąc to, nastolatek puścił psa i stanowczym ruchem ręki wskazał salon. Jednak zwierzę stało w miejscu, patrząc na niego dużymi oczami. Nieugięty chłopak ponowił rozkaz i Storm wreszcie wszedł do pomieszczenia, a blondyn przymknął za nim drzwi, tak by nie mógł się przecisnąć.
Westchnął cicho i przeniósł wzrok na Theo skulonego pod ścianą, który przyciągając nogi do klatki piersiowej, osłaniał głowę rękoma. Liam podszedł do niego i kucnął obok, ostrożnie ujmując jego przedramię.
- Weź się, kurwa, no - starszy odepchnął od siebie jego rękę, tym samym na chwilę odsłaniając twarz. Wciąż miał zaciśnięte powieki, jakby nie był pewien, czy zagrożenie minęło. Blondyn doskonale widział też jak jego klatka piersiowa unosi się i opada w nierównym rytmie.
- Theo.
- Zostaw mnie.
- Przecież nic ci nie zrobił - westchnął niebieskooki.
- To nie o to chodzi, Dunbar - odpowiedział z urazą, nadal nie otwierając oczu, a Liam zdał sobie sprawę, że chłopak zwraca się do niego po nazwisku tylko wtedy, gdy jest na niego zdenerwowany. I najwyraźniej obrażony. - Zostaw mnie.
- To o co chodzi? - drążył Liam, próbując złapać z brunetem kontakt wzrokowy kiedy ten otworzył powieki.
Jednak Theo badawczo patrzył tylko w stronę niedomkniętych drzwi od salonu. Wplótł też palce jednej ręki we włosy i siedział tak, cały czas milcząc. Dunbar po prostu usiadł obok niego, a starszy odsunął się, kiedy blondyn niechcący trącił go łokciem.
- Kurwa, wiesz, że boję się psów - warknął cicho i nawet nie spojrzał przy tym na Liama.
- A czego się spodziewałeś? - prychnął niebieskooki. - Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie, Raeken, będę cię traktował tak samo jak ty mnie. Zasłużyłeś.
Brunet nie odpowiedział. Dunbar zauważył, jak chłopak prawie niezauważalnie kiwa głową i zaczął się zastanawiać czy starszy potwierdza, czy może jest to dezaprobata. Siedzieli tak w ciszy, która zresztą dość często im towarzyszyła.
Jednak tym razem było trochę inaczej. Zazwyczaj to milczenie nie przeszkadzało Liamowi, bo podobnie jak Theo, skupiał się na swoich myślach. Ale teraz miał pustkę. Pustkę i tą sytuację sprzed chwili, a przy tym wszystkim miał poczucie, że zagrał nie sportowo.
Problem był w tym, że on zawsze chciał być fair, tego go uczono. Jednak nie zamierzał doszukiwać się w sobie poczucia winy, bo wiedział, że starszy też go nie czuł, kiedy powinien. I kolejny problem był w tym, że Liam nie potrafił być tak zimny jak on. Choć i tak stwierdził, że nie będzie go teraz za to przepraszał.
Theo ostatni raz przeczesał włosy i odchylił głowę, opierając ją o ścianę. Liam obserwował go kantem oka, jednak nieobecny wzrok cały czas miał wbity w drzwi salonu.
- Niech zgadnę, moja bluza jest w środku? - wymamrotał zielonooki nieco przybitym głosem.
- Dokładnie - potwierdził blondyn, wciąż nie mogąc oderwać wzroku, bo połowicznie nadal był myślami gdzie indziej.
Raeken westchnął głęboko, przymykając oczy, a Liamowi w końcu udało się odwrócić wzrok i spojrzał na lewy profil zielonookiego. Jego twarz znowu nic nie wyrażała.
- Nikt u ciebie nie pali?
Choć kiedy chłopak otworzył oczy, blondynowi wydawało się, że widzi w nich cień desperacji.
- Ojciec? Albo Malia? - ciągnął Theo. - Wiem, że twoi rodzice nie lubią fajek, ale może Malia się przed nimi kryje?
- Puknij się w łeb, Raeken - skomentował. - U mnie nie lubi się palenia, u mnie nie trzyma się papierosów. Bo po prostu nie ma dla kogo, ogarniasz? Wytrzymasz kilka godzin.
Brunet jęknął sfrustrowany i przymknął oczy, uderzając głową o ścianę.
- Oddasz mi tą bluzę? - odezwał się, a w jego głosie Liam dosłyszał się nadziei. - Proszę.
- Miło mi to słyszeć - pochwalił go, a w głowie blondyna pojawiła się myśl, że może jednak dałoby się nauczyć starszego dobrego wychowania - ale odpowiedź nadal brzmi "nie".
- Jesteś uparty jak pierdolony osioł - skomentował niezadowolony.
- A ty fałszywy jak pierdolony lis - przedrzeźnił go. - Najpierw jesteś milutki i grzecznie prosisz, a potem znowu jebiesz wszelkie maniery i potulność znika. Wiesz, że to właściwie manipulacja?
- Wiem.
Krótka odpowiedź, zero mimiki twarzy czy innych sygnałów, które mogłyby lepiej określić jego nastrój. Liam czasami naprawdę go nie potrafił odczytać. A tym bardziej zrozumieć.
- Chodź, musisz zjeść jakieś śniadanie - wymamrotał Theo, wstając ze swojego miejsca. Zaskoczył tym blondyna, jednak i tak górę nad nim przejęła niechęć.
- Nie chcę - jęknął rozgoryczony.
- Nie pytałem cię o zdanie.
***
Podczas gdy Raeken robił prowizoryczne śniadanie, Liam nakarmił Storma, co nie obeszło się bez gróźb starszego, że wilczak ma nie wychodzić z salonu. Dunbar odpuścił sobie pytanie dlaczego brunet tak bardzo boi się psów, bo miał świadomość, że zielonooki najpewniej i tak by mu nie odpowiedział.
Kiedy Theo krzątał się po kuchni, Liam czasami nieświadomie podnosił na niego wzrok i po prostu mu się przyglądał. Raeken pracował odwrócony do niego tyłem, a więc blondyn miał idealny wgląd na jego rozbudowane plecy i siniaki, które według Liama psuły cały jego wygląd. Choć nie zamierzał mówić tego na głos, zwłaszcza kiedy starszy swoim złowrogo chłodnym tonem wytknął mu, że się na niego gapi.
Posiłek zjedli w ciszy, która zresztą towarzyszyła im także kiedy wracali do pokoju Liama. Blondyn zauważył, jak po drodze Theo kontrolnie spojrzał na zamknięte drzwi do salonu, skąd co jakiś czas było słychać kroki zwierzęcia na panelach. Dokładnie tak, jakby Storm znowu miałby stamtąd wyskoczyć, choć tym razem nie miał żadnego przejścia.
Liamowi przeszło przez myśl, że starszy znowu poruszy temat swojej bluzy i dalej będzie próbował ją odzyskać. Jednak nic takiego się nie stało, a Raeken wydawał się spasować. To nieco zdziwiło Dunbara, bo jak na tego chłopaka, to Theo dość szybko odpuszczał. Czasami chyba nawet za szybko.
Obaj, pogrążeni w swoich myślach, wrócili do pokoju niebieskookiego. Liam usiadł na łóżku, opierając się plecami o ścianę i podkurczył nogi, wyciągając swój telefon, kiedy stwierdził, że nie ma nic lepszego do roboty. W tym czasie Theo wolno chodził w te i wewte, co jakiś czas przeczesując ręką włosy. Blondyn zauważył też jak starszy kilkakrotnie sprawdza, czy może pogoda choć trochę się poprawiła.
- Spieszysz się gdzieś? - odezwał się Dunbar, patrząc na bruneta z uniesioną brwią.
- Po prostu muszę zapalić - wymamrotał, przeczesując ręką włosy i nawet nie spojrzał w jego stronę. Głos, którym to powiedział był dość chłodny, by niebieskooki zorientował się, że starszy jest rozdrażniony.
Liam westchnął głęboko, spuszczając wzrok z powrotem na telefon. Jednocześnie mentalnie dziękował sobie, że sam nie ma tak problematycznego nałogu. Zachowanie Theo jeszcze bardziej utwierdziło go w przekonaniu, że nie warto sięgać po papierosy. Choć z drugiej strony, pierwszy raz widział Raekena w takim wydaniu. I kolejny raz uświadomił sobie, jak bardzo go nie zna.
Starszy w końcu dał za wygraną i położył się na plecach na łóżku, również wyciągając telefon. Siedzieli tak w ciszy, którą przerywał szum deszczu i od czasu do czasu dźwięki nagrań, które Liam przeglądał na Instagramie.
Spodziewał się, że zielonooki w końcu straci cierpliwość i zwróci mu na to uwagę, ale nic takiego się nie stało. Raeken wydawał się także ignorować samą jego obecność.
W pewnym momencie Theo odłożył telefon i po prostu zamknął oczy, a zakładając ręce za głowę, przy okazji znowu przeczesał ręką włosy. Liam uśmiechnął się pod nosem, bo ten tik nerwowy zaczynał go bawić. A raczej nie sam ruch, tylko częstość jego wykonywania.
Naprawdę musi być na głodzie.
Niebieskooki przeniósł wzrok z powrotem na telefon. Po chwili jednak poczuł, że dotychczasowa pozycja staje się dla niego niewygodna, więc wyciągnął nogi przed siebie, jedną opierając na piszczelu bruneta.
- Kurwa, Dunbar - warknął na niego Theo, spychając z siebie jego nogę, a kiedy zdezorientowany Liam na niego spojrzał, napotkał jego zirytowany wzrok. - Ile razy mam ci powtarzać, że nie lubię kontaktu fizycznego?
Blondyn zamrugał zdziwiony tak nagłą reakcją na tak błahą rzecz. Chwilę patrzył na starszego, który mierzył go wrogim rozdrażnionym spojrzeniem. W pierwszym momencie niebieskooki chciał powiedzieć, że jeszcze w nocy mu to nie przeszkadzało, jednak ostatecznie ugryzł się w język, przypominając sobie o umowie. Tym bardziej, że takie wypomnienie Raeken mógłby potraktować jako zezwolenie, by więcej tak go nie traktować, czego Liam bardzo nie chciał.
- Dlaczego? - spytał w końcu.
Spodziewał się, że zielonooki uniesie głos i jak zwykle skarci go za wścibskość, jednak chłopak milczał. Odwrócił głowę, przenosząc wzrok na któryś z obrazów na prostopadłej ścianie. Liam w tym czasie znowu spojrzał najpierw na jego łuk brwiowy. Potem na ślady na szyi i siniaki widniejące na torsie i brzuchu. I wtedy podświadomość sama nasunęła mu odpowiedź.
- Pies, nad którym znęcał się właściciel też szybko nie przekona się do ludzi - wymamrotał Raeken.
- Ktoś cię bije w domu? - zapytał nim pomyślał.
- Nie, popierdoliło cię? - Theo spojrzał na niego surowo, a Liam momentalnie poczuł się nieswojo pod wpływem tego wzroku. Zdał sobie sprawę jak bardzo wygłupił się tym pytaniem, a reakcja starszego jedynie utwierdziła go w tym przekonaniu. - Nie wiem, skąd ci to przyszło do tego pustego łba - ciągnął brunet, wzrokiem wracając na obrazy - ale już kiedyś ci wspominałem, że nie jesteś jedynym moim znajomym, który nad sobą nie panuje.
Ton jego głosu był wystarczającym ostrzeżeniem dla blondyna, by nie drążył tematu. Mimo wszystko Liam mruknął ciche:
- Więc sugerujesz, że ludzie cię tylko biją? - bardziej stwierdził niż zapytał. Przez myśl przeszło mu, że Theo zaraz przypomni mu o limicie pytań, co w wielu rozmowach było chyba jego ulubionym kończeniem tematu.
- Coś w ten deseń - odpowiedział niemrawo Raeken, a Dunbar dopiero zauważył, że jego twarz nieco złagodniała.
- Theo, nie wiem co z tobą nie tak, ale nie zawsze ktoś cię dotyka, żeby zrobić ci krzywdę - mówił niepewnie, próbując złapać z nim kontakt wzrokowy.
Chłopak milczał, a blondyn widział jak poruszyła się jego grdyka, kiedy przełykał ślinę. Ta reakcja wydała mu się dość dziwna, bo Liam spodziewał się kolejnego ataku.
- Tylko, że w życiu jest tak - zaczął ochrypłym głosem - że do pewnych rzeczy trzeba dojść samemu. I nic ci nie da, że wszyscy dookoła powtarzają to samo.
Liam spuścił wzrok, po chwili przenosząc go na telefon. Choć w tej chwili urządzenie wydało mu się dość nudne, w porównaniu z rozmową ze starszym chłopakiem. Dlatego bez chwili namysłu po prostu odłożył smartfona, siadając po turecku przodem do Theo.
- A... - urwał, zastanawiając się, czy w ogóle powinien o to pytać. Jednak sprawa cholernie go ciekawiła, a wizja dostania bury za tą ciekawość wcale jej nie umniejszyła. - Pamiętasz jak przyszedłeś do mnie pierwszy raz po wypadku Masona?
Raeken wolno przeniósł na niego wzrok, chwilę patrząc na Dunbara, jakby próbował czytać mu w myślach.
- Tak - mruknął w końcu. - Ja tak szybko nie zapominam, kiedy ktoś da mi w ryj.
Blondyn na chwilę odwrócił wzrok, czując teraz swego rodzaju poczucie winy za tamten cios. Zwłaszcza po rozmowie, którą przeprowadzili przed chwilą i przez którą Liam poczuł się jak skończony hipokryta. Mimo wszystko odchrząknął cicho i spojrzał znowu w oczy starszego, który zdążył już odwrócić wzrok w stronę ściany z obrazami.
- Chodzi mi o to, co wtedy powiedziałeś - zaczął niepewnie. - To, że sam przeżyłeś już swój własny koniec świata, więc mam nie zarzucać ci, że nie wiesz jak boli strata. A wczoraj w nocy...
- Po pierwsze, przypominam ci o umowie - przerwał mu surowym tonem. - Bo jeśli ty ją łamiesz, to ja też mogę. Po drugie; lubisz rozmawiać o wypadku Masona?
- Nie - mruknął cicho, spuszczając przy tym wzrok.
- Więc łaskawie stul pysk i zostaw moje demony w spokoju, bo nie chcesz żebym ja obudził twoje.
Liam poczuł ciarki na plecach. Theo miał zupełną rację, a Dunbar czuł niepokój na samą myśl, że starszy mógłby odwołać się do tego, o czym w nocy powiedział mu w przypływie emocji.
Niebieskooki przełknął ślinę i usiadł z powrotem pod ścianą, ponownie biorąc do ręki telefon. Włączył znowu Instagrama i zawiesił wzrok na filmiku, który mu się wyświetlił. Szybko jednak myślami znowu wrócił do chłopaka obok.
Doskonale wiedział, że nie powinien był pytać Raekena o takie sprawy osobiste, ale w duchu liczył, że w końcu może normalnie porozmawiają na jakiś temat. Na jakiś temat o nim. Blondyn zwyczajnie chciał go bliżej poznać, choć czasami sam nie wiedział po co, skoro chłopak tak go traktował. Zresztą z początku zielonooki kilka razy zdążył zaznaczyć, że nie szuka nowych znajomości.
Ale skoro tak, to dlaczego jeszcze mu pomagał? Dlaczego wtedy pozwolił mu u siebie zostać? I w takim razie, czemu przyszedł do niego wczorajszej nocy? W końcu Liam wtedy nawet nic nie powiedział do słuchawki. Równie dobrze, mógł być to żart albo pomyłka. A mimo wszystko przyszedł i teraz tu z nim siedział.
Cholernie go kusiło, żeby zapytać o to starszego, jednak za bardzo bał się, że przez to następnym razem Theo zostawi go na lodzie. I blondyn uświadomił sobie, jak bardzo tego nie chce. Bo na swój sposób, zielonooki potrafił go skutecznie pocieszyć.
I, jak na kogoś kto nie lubi kontaktu fizycznego, Raeken potrafił przytulać. Jakimś cudem robił to w taki sposób, że Liam czuł się lepiej. Co jednocześnie było dla niego absurdem, bo przecież ten sam chłopak był w stanie zranić go bez skrupułów. Przez głowę przeszło mu jeszcze, że chciałby widzieć częściej tą milszą wersję Theo, po czym porzucił te myśli, zdając sobie jak bardzo są one niedorzeczne.
- Kurwa, Liam, przełączysz to wreszcie, czy nie? - odezwał się zirytowany, a blondyn aż wzdrygnął się i spojrzał na niego zdezorientowany. - To leci już chyba setny raz.
Dopiero po chwili Dunbar uświadomił sobie, że chodzi o dźwięk filmiku, którego przez zamyślenie nie przełączył od dobrych kilku minut.
- Sory - wymamrotał cicho, wyłączając dźwięk.
Ostatecznie też zamknął Instagrama i niemal odruchowo wszedł na Messengera, choć ostatnio właściwie z nikim nie pisał. Chciał tylko przejrzeć co piszą na niektórych grupach, a jego uwagę zwróciła ta ze szkolną drużyną lacrosse'a.
Wszedł w nią bez większego zastanowienia i westchnął w duchu, kiedy miał sto czterdzieści jeden nieprzeczytanych wiadomości. Przewinął do ostatniej odczytanej i potem przeskakiwał wzrokiem, szukając czegoś ciekawego.
- Ej, Theo...
- Czego znowu? - jęknął rozdrażniony, przecierając twarz dłońmi.
- Trener pisze, że ze względu na pogodę zawody są przełożone na wtorek - wyjaśnił, zerkając na jego reakcję. - Bo boisko jest podmokłe i nie chcą ryzykować.
Raeken tylko westchnął głęboko, znowu zakładając ręce za głowę, a przy tym ruchu też przeczesał włosy.
- To zajebiście - rzucił bez przekonania, a w jego głosie Liam dosłyszał się też nuty zawodu i irytacji. Choć dzisiaj Theo cały czas był poirytowany, a blondyn zastanawiał się, czy to aby na pewno wina tylko papierosów.
Między nimi znowu zapadła cisza, którą wypełniał szum deszczu. Dunbar jeszcze chciał pociągnąć temat, jednak jego uwagę zwrócił dźwięk powiadomienia. Wyszedł z grupy drużynowej i wszedł w konwersację z mamą, od której dostał esemesa.
Szybko przeczytał przypomnienie o tym, by zapytał Malię, czy ta pomoże mu z biologią i przeklął w duchu. Lekcje traktował jak zło konieczne i może nie byłoby tak źle, gdyby nie fakt, że Liam nie cierpiał przedmiotów ścisłych. A na samej górze piramidy zła znajdowała się biologia.
- Theo...
Usłyszał jego głębokie westchnięcie i już wiedział, że Raeken powstrzymuje się od wybuchu. A Liamowi znowu nasunęła się myśl, czy to aby na pewno przez same papierosy. Bo przecież przez samą nikotynę nie byłby aż tak nerwowy. A może jednak?
Kiedy starszy nic nie powiedział, niebieskooki ostrożnie zaczął kontynuować:
- Bo teraz w sumie mamy sporo czasu...
- Przejdź do rzeczy - warknął, przerywając mu.
- Potłumaczyłbyś mi trochę rzeczy z biologii?
Kolejne głębokie westchnięcie, a Dunbar zastanawiał się czy chłopak rozważa opcję, czy jest to po prostu irytacja.
- Cały podręcznik, czy tylko połowa? - prychnął w końcu starszy i kiedy niebieskooki chciał już odpowiadać uświadomił sobie, że to było pytanie retoryczne, a brunet dodał: - Nie chce mi się teraz.
- A będzie ci się chciało w najbliższym czasie? - drążył Liam, nieumyślnie dopuszczając nadzieję do głosu.
- Zależy co masz - odpowiedział, zerkając na niego pytająco.
Dunbar chwilę patrzył w jego oczy, jednocześnie próbując przypomnieć sobie nazwę zakresu materiału, jednak przeszukiwanie pamięci spełzło na niczym.
- Chwila - wymamrotał, wstając z łóżka.
Podszedł do wąskiej, wysokiej szafki obok biurka, na przeciwległej ścianie od posłania, i otworzył ją, pochylając się do najniższej półki. Ze sterty podręczników wygrzebał ten od biologii i otworzył na odpowiedniej stronie.
- Skład chemiczny komórki - powiedział, odwracając się w stronę zielonookiego.
- W sensie lipidy, sacharydy i aminokwasy? - spytał Theo, a Liam potrzebował chwili, by zrozumieć o czym mówi brunet.
- No - potwierdził. - I kwasy nukleinowe.
Raeken zaśmiał się krótko, a blondyn zastanawiał się, czy był to szczery śmiech.
- I czego ty tu nie rozumiesz? - spytał rozbawiony.
- Zadania są jakieś spierdolone - wymamrotał pod nosem, odkładając podręcznik z powrotem do szafki. Zamknął ją i wrócił na łóżko, siadając na swoim poprzednim miejscu. - To jak?
- Zastanowię się - odpowiedział, błądząc wzrokiem po suficie. - Napisz mi wieczorem, to wtedy pogadamy.
- Dobra - mruknął wolno, nieco zdziwiony zachowaniem bruneta. Bo w końcu nic nie stało na przeszkodzie, żeby uzgodnili to teraz. Przynajmniej według Dunbara.
Potem znowu siedzieli w ciszy. Theo po prostu leżał i prawdopodobnie o czymś myślał, a Liam z nudów przeglądał Snapchata. I uśmiechnął się pod nosem rozbawiony, kiedy przypomniał sobie jak to rozmawiał ze starszym o mediach społecznościowych. A raczej o tym, że zielonooki ich nie posiada.
Z drugiej strony, dzięki temu właśnie się zorientował, ile czasu spędza przez to przy urządzeniu. Raeken teraz leżał, czyli w innych warunkach mógł robić coś pożytecznego. A on siedział w telefonie, już sam nawet nie wiedział przez ile czasu.
- Masz jakąś książkę? - odezwał się brunet, przez co Dunbar popatrzył na niego ze zmarszczonymi brwiami.
- Ty czytasz książki? - wypalił zdziwiony.
- To takie dziwne? - chłopak spojrzał na niego jak na debila.
Liam już chciał potwierdzić, bo Theo szczerze go zaskoczył, jednak równie szybko stwierdził, że ciągnąc to dalej prawdopodobnie tylko by się wygłupił. W zamian zastanowił się, kto w jego rodzinie czyta najwięcej.
- No ja nie - zaczął, w międzyczasie schodząc z łóżka - ale rodzice mają ich sporo. Chodź.
Wychodząc na korytarz, Dunbar jeszcze obejrzał się za siebie, jakby chciał się upewnić, że Raeken za nim idzie. Starszy posłał mu tylko zaciekawione spojrzenie, a blondyn po prostu poprowadził ich do pierwszych drzwi po prawej stronie.
Weszli do niewielkiej sypialni, sąsiadującej z pokojem Liama. Duże łóżko na środku zajmowało najwięcej miejsca, naprzeciw znajdowała się meblościanka z telewizorem, a po lewej stronie od wejścia stała średniej szerokości wysoka szafka, której trzy półki zajmowały książki.
- Chyba wszystkie już przeczytali, więc nie ogarną, jeśli coś pożyczymy - powiedział niebieskooki, siadając na skraju łóżka.
Theo tylko skinął głową i zaczął przeglądać tą małą biblioteczkę, a Liam w tym czasie z nudów rozglądnął się po pokoju. Nie miał zamiaru grzebać rodzicom w rzeczach, zresztą nawet specjalnie go nie interesowały. Jedną sprawą był fakt, że potrafił uszanować prywatność rodziców, a drugą, że doskonale wiedział, że nie znalazłby tu nic ciekawego.
W pewnym momencie jego wzrok wylądował na niskim, szerokim pudle kartonowym na szafie, która zajmowała większość ściany. Liam przełknął ślinę, odwracając wzrok. Doskonale wiedział co tam jest i nie miał potrzeby zaglądać do tego szarego pudła.
Ale kiedy do głowy przyszedł mu nowy pomysł, uświadomił sobie, że może warto jeszcze raz przeglądnąć te rzeczy. Wstał ze swojego miejsca i obszedł łóżko, stając pomiędzy nim a wysoką szafą.
- Theo - zwrócił się do chłopaka, oglądając się w jego stronę.
- Co? - wymamrotał Raeken, który nawet nie spojrzał w jego stronę, nie przerywając czytania opisu książki, którą trzymał w rękach.
- Podsadzisz mnie? - spytał, a starszy dopiero wtedy podniósł na niego wzrok, marszcząc przy tym brwi.
- A czy wyglądam ci na podest? - odpowiedział nieprzyjemnym głosem.
- Z łóżka nie dosięgam, a krzesło się tu nie mieści - odparował, wskazując wąską przestrzeń pomiędzy meblem a posłaniem. - Chcesz zapalić, czy nie?
- Chcę - wypalił, a Liam zauważył jak jego twarz diametralnie staje się łagodniejsza, a humor magicznie się poprawia. Dunbar już nawet nie musiał powtarzać, starszy sam odłożył książkę i podszedł, przenosząc spojrzenie na pudło. - Na barana to ty tam nie sięgniesz.
- Dałbym radę - zaprotestował.
- Tere-fere kuku - prychnął zielonooki. - Właź na łóżko, wezmę cię na barki.
Dunbar najpierw spojrzał na niego zdziwiony, jednak po dłuższym namyśle stwierdził, że to rzeczywiście może być lepszy pomysł. Tak jak polecił starszy, blondyn wszedł na łóżko, stając przodem do chłopaka.
- Odwróć się - polecił, na co Liam zmarszczył brwi.
Mimo wszystko, stanął tyłem, a po chwili mógł poczuć jak Raeken łapie go za biodra i podnosi, jakby nic nie ważył, przez co niebieskooki wzdrygnął się zaskoczony. Theo ułożył go sobie na karku, a Dunbar momentalnie złapał się głowy starszego, wplatając palce w jego włosy.
- Jak mnie upuścisz, to zabiję - ostrzegł, pochylając się nieco do przodu, by wyważyć środek ciężkości.
- Jak nas przewrócisz to siebie zabijesz - poprawił go brunet, trzymając jego nogi. - Bierz to szybciej, nie jestem Hulkiem.
- To weź podejdź bliżej do tej szafy - fuknął na niego.
- Chryste, to trzeba było więcej urosnąć - rzucił zielonooki, jednak zrobił jeszcze mały krok bliżej, dzięki czemu pudło było już w zasięgu Liama.
Niebieskooki nie odpowiedział na zaczepkę, tylko pochylił się nieco do przodu i sięgnął po ciężki karton, ściągając go z szafy.
- Masz?
- No, a teraz odstaw mnie bezpiecznie na ziemię - nakazał tonem nieznoszącym sprzeciwu.
Usłyszał prychnięcie bruneta, jednak po chwili Raeken odwrócił się z powrotem w stronę łóżka, a sekundę później Dunbar znowu mógł poczuć jego dłonie na swoich biodrach. Starszy ściągnął go z siebie, stawiając na łóżku, a blondyn zachwiał się, gdy materac ugiął się pod jego ciężarem.
Wtedy poczuł jak Theo ponownie go łapie dla asekuracji. Blondyn dzięki temu szybciej złapał równowagę i potem zszedł na kolana, by następnie usiąść na posłaniu. Raeken zajął miejsce obok niego, podczas gdy Liam położył pudło a pościeli.
- Tylko nie zetrzyj kurzu z pokrywki - podsunął brunet, a Dunbar spojrzał na niego z dezorientacją. Starszy przewrócił oczami, dodając: - Wtedy zostawiłbyś ślady, a jednak z jakiegoś powodu jest to trzymane poza waszym zasięgiem.
- Akurat tak się składa, że Malii to nie dotyczy - wymamrotał cicho Liam, ostrożnie ściągając pokrywkę prostokątnego pudła.
Słaba woń męskiego zapachu jak zawsze rozproszyła się wokół, a niebieskooki momentalnie poczuł jak wracają do niego najsilniejsze wspomnienia. Przełknął ślinę i wyciągnął leżące na wierzchu trzy koperty, odsłaniając starannie złożone ubranie. Położył papiery gdzieś obok i powoli wyciągnął niebieską koszulkę polo, uważając by jej nie naruszyć.
Ona pachniała najbardziej, co na chwilę zdekoncentrowało Liama. Postarał się jednak odsunąć te myśli i przeniósł wzrok z powrotem do pudełka. Na poskładanych beżowych spodniach leżał potłuczony telefon i podrdzewiałe klucze z charakterystycznym niewielkim brelokiem złotej głowy wilka.
Blondyn przygryzł wargę na wspomnienie, kiedy sam to podarował tacie w prezencie od niego i mamy. Ostrożnie wyciągnął klucze, jakby miały się rozpaść pod wpływem dotyku, a potem odłożył także telefon, który zresztą był już niezdatny do czegokolwiek.
Kiedy dostał się już do spodni, rozłożył je połowicznie, tak by mieć dostęp do lewej tylnej kieszeni. Ta jednak okazała się pusta, dlatego z powrotem poskładał ubranie tak jak było i w całości je wyciągnął. Na dnie leżał średniej wielkości zeszyt obłożony czarną skórą, a obok notesu znajdowała się podniszczona paczka papierosów.
- Masz - mruknął Dunbar, podając starszemu opakowanie. - Chyba, że papierosy mogą się przeterminować, to mamy problem.
- Nie mają daty ważności, z czasem są tylko coraz mocniejsze - odpowiedział, po czym nieco zmienił temat: - Potrzebuję tylko kilku, nie musisz dawać mi całej paczki.
- Myślałem, że lubisz brać - skomentował beznamiętnie Liam, odkładając do środka spodnie i telefon, a klucze przytrzymał w rękach.
- Ale potrafię uszanować czyiś sentyment - stwierdził Theo, próbując złapać z nim kontakt wzrokowy.
- Nawet nie wiesz, czyje to jest - odparował blondyn, ściskając brelok w dłoni.
- Już ci mówiłem, szczeniaku, ja wiem więcej niż myślisz - powiedział spokojnie, podczas gdy Dunbar wciąż nie patrzył w jego stronę. - Naprawdę nie jest trudno się domyślić, że to twojego prawdziwego ojca.
Liam spuścił wzrok, ostrożnie odłożył klucze tak jak leżały i chwilę po prostu siedział, wodząc wzrokiem po rzeczach taty. Drugą połowę pudełka zajmowały trzy leżące na sobie książki, które były ulubionymi powieściami mężczyzny. Pomiędzy nie a bok kartonu został wciśnięty średniej wielkości zeszyt, jednak ten w brązowej skórzanej oprawie.
- Tęsknię za nim - mruknął cicho, podnosząc smutne spojrzenie na chłopaka obok.
Jego tęczówki jak zwykle były puste. Wyraz twarzy bezemocjonalny, a kąciki ust ułożone w neutralny sposób. Wtedy Liam przypomniał sobie, że współczucie, to ostatnie na co może liczyć od Raekena.
- I co ci po tym? - odpowiedział Theo, wzrokiem badając twarz blondyna. - Nie przywróci mu to życia, nie sprawi, że będzie czuł się lepiej. A już na pewno nie sprawi, że ty poczujesz się lepiej.
Zawiesił spojrzenie na tęczówkach Liama, który bez słowa wpatrywał się w jego oczy. Dunbar wiedział, że starszy ma rację. Wiedział, że mówi prawdę, a on rzeczywiście niepotrzebnie rozdrapuje stare rany.
- A ty nigdy za nikim nie tęskniłeś?
Zapytał cicho i niewyraźnie, ale wiedział, że Raeken go usłyszał. Inaczej nie zacisnąłby szczęki, a jego wzrok nie stałby się tak chłodny. Patrzyli sobie w oczy, a blondyna przeszła fala stresu, kiedy pomyślał, że starszy może zareagować podobnie jak w nocy.
- Wolę iść przed siebie niż patrzeć w przeszłość - powiedział to powoli, jakby ważył każde słowo. I każde z nich trafiło w sedno, bo Liam niemal od razu zrozumiał aluzję.
Dunbar odwrócił wzrok, wzdychając cicho. Chciał odłożyć z powrotem koszulkę i wreszcie zamknąć tą puszkę Pandory swoich dziecięcych wspomnień. Choć doskonale zdawał sobie sprawę, że te nie będą dawały mu spokoju jeszcze przez jakiś czas.
Ostatecznie jednak nie ruszył niebieskiego ubrania, kantem oka widząc, jak Theo upiera się przy swoim i wyciąga trzy papierosy z paczki. Liam niechętnie odwrócił głowę w jego stronę, oczekując, że odda mu opakowanie, jednak w tym momencie jego wzrok przykuło co innego.
- To już wiemy po kim masz artystyczną duszę - skomentował z uśmiechem Raeken, podając blondynowi podpisane ruloniki tytoniu. Nastolatek od razu rozpoznał pochyły charakter pisma swojego taty.
Wziął pierwszego papierosa, czytając napis. Za błędy. Potem sięgnął po następnego. Na nudę. I kolejnego. Na złość. Za kłótnie. Otworzył paczkę i wysunął kilka następnych ruloników. Za Laurę. Na poczekaniu. Na stres. Za smyka.
- Smyka? - zdziwił się Theo, a Liam poczuł jego wzrok na sobie.
- Czasami tak mnie nazywał - wymamrotał i przetarł nos, kiedy ten zaczyna go piec. Po chwili poczuł jak mimo wszystko zeszkliły mu się oczy, choć sam nie wiedział dlaczego.
- A Laura to twoja matka? - dopytał.
- Mhm.
Przeglądał napisy na tych cholernych papierosach i przeklinał siebie za to, że wspomnienia znowu z nim wygrały. Normalnie dałby upust emocjom, bo od zawsze go uczono, że tak należy robić.
Jednak teraz siedział obok niego Raeken, który zdążył już kiedyś wyrazić swoje niezbyt pozytywne zdanie na temat płaczu. Na samą myśl, co znowu mógłby od niego usłyszeć na swój temat, Liam poczuł jak jeszcze trudniej jest mu siebie kontrolować.
W końcu odłożył ruloniki tytoniu i odwrócił głowę gdzieś na bok, kiedy obraz zaczął mu się rozmazywać. Pociągnął cicho nosem, a kiedy mrugnął, pierwsza łza uciekła na jego policzek. Otarł ją od razu, jednak szybko została zastąpiona kilkoma kolejnymi.
Czuł jak emocje zaczynają go przytłaczać. Z jednej strony ogarniał go smutek i tęsknota, a z drugiej irytował się na samego siebie. Bo znowu nie potrafił kontrolować siebie w obecności chłopaka, który bez wahania mógł to wykorzystać w najbardziej bolesny sposób. I czuł się sfrustrowany, bo już sam nie wiedział co powinien zrobić.
W końcu przestał powstrzymywać łzy, bo te i tak uciekały spod powiek. Pociągnął nosem, co jakiś czas również ścierając niektóre krople. I mimowolnie pomyślał o tym, jak starszy robił to w nocy.
Kantem oka Liam spojrzał na niego i zauważył jak Theo z powrotem chowa do pudełka paczkę papierosów. Kiedy blondyn całkowicie przeniósł na niego wzrok, Raeken tylko spojrzał na niego kontrolnie. Dokładnie tak, jakby sprawdzał czy aby na pewno niebieskookiemu nie przeszkadza, że rusza te rzeczy.
Dunbar otarł znowu policzek, jednocześnie czując się zbity z tropu. Spodziewał się jakiegoś kpiącego komentarza albo innej uwagi dotyczącej jego zachowania. Jednak Theo nie powiedział nic, nie skomentował, ani też nie próbował go pocieszać.
Po prostu milczał i ostrożnie wszystko odkładał do pudła, tak jak było, a przy tym co jakiś czas badawczo zerkał na Liama, czy ten nie ma nic przeciwko.
Potem założył pokrywkę i biorąc karton wstał na równe nogi, podchodząc do skraju łóżka. Dunbar obserwował, jak brunet pochyla się nieco i opiera się jedną ręką o szafę, a drugą powoli wsuwa pudło na miejsce.
Zszedł z materaca i kiedy Liam złapał z nim kontakt wzrokowy, wyczytał w nim nieme pytanie, czy wracają już do jego pokoju. Blondyn pociągnął nosem i ostatni raz przetarł wilgotne policzki, po czym zaczął schodzić z łóżka. Theo w tym czasie wziął książkę, której opis wcześniej czytał i oboje wyszli z sypialni.
- I po co żeś na życzenie zjebał sobie humor? - westchnął starszy, kiedy wchodzili do pokoju niebieskookiego.
- Żebyś miał te pierdolone papierosy i się na mnie nie wyżywał - odparował, przeczesując ręką włosy, a to mu nic nie dało, choć przecież powinno.
- Jesteś idiotą, jeśli z tego powodu zjebałeś sobie nastrój.
- Ty też w końcu byś mi go zjebał - stwierdził Liam, kładąc się na łóżku. - Więc wolę już płakać z bardziej wartościowego powodu.
Ale mimo wszystko, dochodził do wniosku, że zielonooki ma rację. Nie było warto, choć miał nadzieję, że Theo wreszcie przestanie chodzić taki spięty. I, że atmosfera może trochę się zmieni, bo w końcu już sporo czasu zmarnowali. Jednak Dunbar szybko sobie przypomniał, że to w końcu Raeken. Cholerny Raeken, który był bardziej skomplikowany niż labirynt Minotaura.
Weszli do pokoju blondyna, który odruchowo podszedł od razu do łóżka. Położył się na nim i po prostu wlepił wzrok w sufit, starając się ignorować wszystkie wspomnienia, które przelatywały mu przez głowę.
Liam nie patrzył w stronę Raekena, który nadal mu nie odpowiedział, jednak niebieskooki słyszał jak ten otwiera okno i opiera się o biurko. Po pokoju głośniej rozniósł się dźwięk padającego deszczu, a chwilę później blondyna dobiegł też charakterystyczny dźwięk odpalanej zapalniczki. Podczas krótkiej ciszy Liam domyślił się, że Theo się zaciąga. Kiedy starszy zaczął cicho kaszleć, Dunbar zmarszczył brwi i spojrzał na niego kontrolnie.
- Kurwa, ale mocne - wykaszlał niemrawo. - Ile to tam leżało?
Blondyn przez chwilę bez słowa po prostu patrzył w jego oczy, choć doskonale znał odpowiedź na to pytanie. Wpatrywał się w jego tęczówki, które były puste. Więc po co pytał, skoro i tak go to nie interesowało? Gdyby tak było, to przecież Raeken inaczej by na niego patrzył. W końcu jednak Liam przeniósł wzrok znowu na sufit.
- W marcu będzie dziewięć lat - wymamrotał pod nosem.
- Mhm - odmruknął Theo, znowu się zaciągając i tym razem tylko odchrząknął.
Chwilę siedzieli w milczeniu, blondyn wodził spojrzeniem po suficie, a zielonooki palił w spokoju. Dunbar wsłuchiwał się w padający deszcz, jednocześnie starając się nie myśleć o przeszłości.
Nie chciał znowu płakać, negatywne emocje już wystarczająco go obezwładniły przez ostatni tydzień. Był zmęczony ciągłym złym nastrojem, choć jednocześnie nie potrafił wystarczająco zaangażować się w jego poprawę.
Westchnął pod nosem i wstał z łóżka, podchodząc do biurka. Zignorował spojrzenie Theo i po prostu usiadł na krześle obrotowym, wyciągając piórnik i szkicownik. Chciał coś narysować, obojętnie co. Musiał skupić myśli na czymś innym, a ostatnio właśnie rysowanie pomagało mu najlepiej.
Zerknął na Raekena, który go obserwował i posłał mu pytające spojrzenie. Brunet milczał przez chwilę, zaciągając się przy tym.
- To... - zaczął, jednak urwał od razu. Po chwili także odwrócił wzrok i zaciągnął się jak gdyby nic, a Liam ciągle patrzył na niego wyczekująco, jednak starszy najwyraźniej nie zamierzał kończyć swojej myśli.
- Co? - spytał w końcu Dunbar, licząc na jakąś sensowną odpowiedź.
- Nic - mruknął zielonooki, po czym znowu się zaciągnął.
- Mów - nakazał blondyn, dalej wlepiając w niego wyczekujący wzrok.
- Nie.
- Czemu? - spytał, marszcząc przy tym brwi.
- Bo się rozmyśliłem.
Liam tylko westchnął głęboko, zabierając się za rysowanie.
***
Dunbar pogrążony we własnych myślach zagapił się za okno, na chwilę zaprzestając szkicowania. Wpatrywał się w krople spadające z nieba i te osadzające się na szybie. W tle cicho leciała jakaś muzyka puszczona przez Theo, który leżał i czytał na jego łóżku.
Blondyn po dłuższej chwili oderwał wzrok od widoku za szybą i spojrzał na Raekena. Brunet leżał na brzuchu ze złożonymi rękami przed sobą i spokojnie czytał książkę. Liam zawiesił wzrok na jego barkach, które w tej pozycji dobrze się prezentowały.
I Dunbarowi przeszło przez myśl pytanie, ile czasu by potrzebował, żeby dorównać starszemu. Kiedy jednak zorientował się, że zbyt długo na niego patrzy, przeniósł wzrok na swój szkicownik, chcąc uniknąć kolejnego upomnienia za swoje zagapianie się.
Mimo wszystko i tak po chwili spojrzał na niego i spytał;
- Chciałbyś znać datę swojej śmierci? - odezwał się niebieskooki, bo to pytanie chodziło mu po głowie od kilkunastu minut. Patrzył na starszego chłopaka, cierpliwie czekając na odpowiedź, bo ten w pierwszym momencie nie zwrócił na niego uwagi.
Muzyka w tle się przełączyła, a Theo milcząc doczytał do końca jakiś akapit i dopiero przeniósł wzrok na blondyna. Przez moment patrzył na niego z rozchylonymi wargami, jakby rzeczywiście zastanawiał się nad odpowiedzią. W pewnym momencie poruszył szczęką, a Liam domyślił się, że chłopak przygryza język.
- Wydaje mi się, że niewiele by to zmieniło - wymamrotał w końcu, kiedy zaczęła się nowa piosenka.
- Dlaczego? - dopytał blondyn, obracając krzesło przodem do zielonookiego.
Brunet zaznaczył miejsce czytania prowizoryczną zakładką z telefonu i przymknął książkę, bardziej podpierając się na łokciach.
- Gdyby ludzie znali datę własnej śmierci, to pewnie inaczej by żyli - zaczął, błądząc wzrokiem po pokoju. - Ale pytasz o moje zdanie, a ja mam do tego zbyt duży dystans psychiczny i po prostu wisi mi to.
- Dystans psychiczny? - powtórzył zdziwiony Liam.
- No - mruknął, wzruszając ramieniem, a spojrzeniem wrócił na okładkę przymkniętej książki. - Po prostu jakoś nie dociera do mnie, że po tym rzeczywiście jest koniec.
- Czy już sam koniec, to zależy od wiary - stwierdził blondyn.
- Prawda - potwierdził, kiwając głową. - Ale ja jestem ateistą.
A czego innego miałem się po tobie spodziewać?
- A to, w jaki sposób umrzesz? - zapytał Dunbar, nim starszy zdążył otworzyć książkę. Chłopak spojrzał najpierw na niego, gdzieś na ścianę, a potem mruknął:
- No, to może już prędzej.
- Dlaczego? - zdziwił się, bo Liam nie spodziewał się, że będzie to dla niego miało większe znaczenie.
- Gdybym wiedział, że umrę jak pizda, to nie zgrywałbym bohatera przez całe życie - odpowiedział jak gdyby nic, wzruszając przy tym ramionami. - I odwrotnie. Gdybym był pizdą, a miałbym umrzeć jak bohater, no to raczej wziąłbym się za siebie.
- Masz dziwny tok myślenia - stwierdził z rozbawieniem niebieskooki.
- Przynajmniej oryginalny - oznajmił niewzruszony, a Dunbar prychnął pod nosem, choć kąciki jego ust i tak uniosły się ku górze.
Nie ująłbym tego w ten sposób.
- A ty?
Słysząc pytanie, Liam spojrzał na niego nieco zaskoczony. Zazwyczaj kiedy rozmawiali Raeken nie starał się podtrzymywać rozmowy. A tym bardziej nie pytał o jego zdanie, co zresztą sam często lubił zaznaczać.
- Wiesz, gdybym wiedział, że miałbym umrzeć... załóżmy w wieku szesnastu lat, to nie marnowałbym czasu na szkołę - odpowiedział, siadając na krześle po turecku. - A gdybym miał wiedzieć, jak umrę, to w zależności od sposobu chyba mniej lub bardziej bałbym się śmierci. Więc chyba raczej nie chciałbym wiedzieć.
- Boisz się śmierci? - zdziwiony Theo zmarszczył brwi.
- No... trochę - mruknął Liam, spuszczając wzrok i nieznacznie wzruszył przy tym ramieniem. - Mam nadzieję, że nie będzie to jakoś bardzo bolesne.
- Myślę, że ból i rany to raczej nieodłączna część życia - wymamrotał Raeken.
- Czemu?
- Gdyby rzeczywiście te rzeczy były niepotrzebne, to raczej by nie istniały - odpowiedział. - Według mnie, bo wychodzę z założenia, że to co stworzyła natura zawsze ma jakiś cel.
- Komary są w cholerę niepotrzebne - wtrącił Liam, na co usłyszał krótki śmiech Theo, a wydawał się to być szczery śmiech, przez co sam się uśmiechnął. Potem blondyn wrócił do tematu, pytając: - A jeśli jednak niektóre rzeczy nie mają sensu?
- To wisi mi to - prychnął z rozbawieniem. - Nie ma czym się przejmować. A poza tym nawet jeśli, to co ci daje taka świadomość? - Dunbar tylko zamrugał, zdając sobie sprawę, że brunet ma rację. - W życiu i tak będziesz musiał to znosić.
- No w sumie - mruknął kiwając przy tym głową.
Zaczęła się kolejna piosenka, a po chwili Theo wstał z łóżka, biorąc z szafki nocnej jednego z dwóch papierosów. Wkładając rulonik tytoniu do ust, podszedł do biurka i przesunął krzesło razem z Liamem, by mieć dostęp do okna.
Blondyn posłał mu za to niezadowolone spojrzenie, z czego starszy nic sobie nie zrobił, tylko otworzył na oścież skrzydło okna. Raeken oparł się biodrem o krawędź blatu, zwrócony przodem do Dunbara.
- A tak w ogóle - zaczął, podpalając papierosa - to w tej książce była taka mantra na uspokojenie.
Liam milczał chwilę, po prostu z mętlikiem w głowie patrząc na starszego. Czekając na jego reakcję, Theo zaciągnął się i wypuścił dym w stronę okna.
- Co? - rzucił w końcu niebieskooki, nie mając bladego pojęcia o co chodzi brunetowi.
Zielonooki westchnął głęboko, przewrócił oczami i zaciągnął się. Dokładnie tak, jakby musiał zebrać się w sobie, by nie zirytować się podczas tego wyjaśniania.
- No bo jak masz watahę... - ledwie zaczął, a Liam mu przerwał.
- Watahę? - powtórzył zdziwiony, bo zaczął się zastanawiać, o czym jest ta książka.
- Wilkołaków - potwierdził, wypuszczając dym w stronę okna. - To kiedy beta miała problem z samokontrolą wilczego gniewu i ogólnie przemiany, to jednym ze sposobów na to było powtarzanie mantry - zrobił krótką pauzę, zaciągając się, a Liam przyswajał te wiadomości. - Czyli skupiasz się na tym co mówisz, a nie na tym, co wywołuje u ciebie gniew. Czy tam inne emocje.
- Długa ta mantra? - spytał rozbawiony blondyn. - Skoro ma całkiem pochłonąć myśli, to chyba jest dość wymagająca.
- The sun, the moon and the truth - powiedział. - Czyli trzy rzeczy, których nie da się ukryć. Powtarzasz w kółko, aż do skutku.
- I to ma niby działać? - prychnął, marszcząc brwi. - Brzmi mało skutecznie.
- Nie wiem, ale możesz spróbować następnym razem, zanim spuścisz komuś wpierdol - odpowiedział, wzruszając przy tym ramionami i przyłożył papierosa do ust.
Pogodna twarz Theo wskazywała na to, że ten tekst nie miał go urazić, jednak mimo wszystko Liam i tak poczuł się nieswojo. Zwłaszcza przez skojarzenie z tym, co wygarnął mu Mason podczas ich ostatniej kłótni.
- Ewentualnie możesz sobie znaleźć kotwicę - odezwał się po chwili Raeken.
- Tak, żebym za każdym razem szedł na dno? - rzucił, patrząc na bruneta z politowaniem, choć chłopak głowę miał zwróconą w stronę okna.
- Kotwica, czyli coś albo ktoś, no i jak myślisz o tej kotwicy, to się uspokajasz - wytłumaczył, nie zwracając uwagi na zaczepkę.
Na chwilę zamilkli obaj i tylko muzyka wypełniała pokój. Starszy zaciągnął się, a Liam spojrzał na papierosa, bez problemu odczytując napis, który był do góry nogami. Za smyka. Blondyn przełknął ślinę, spuszczając wzrok na swój szkicownik. Zastanawiał się po co jego tato podpisywał papierosy.
Liam pamiętał jak czasami jego rodzice sprzeczali się o nałóg mężczyzny. Pamiętał też jak tato starał się rzucić palenie dla mamy, co przez niepowodzenia skończyło się kompromisem i ojciec palił najrzadziej jak się da.
- Niezłe - rzucił Theo, a kiedy blondyn na niego spojrzał, zauważył, że starszy patrzy na jego szkicownik.
Z kolei według Liama rysunek nie był czymś nadzwyczajnym, bo po prostu przedstawiał domek w górach, na skraju lasu, a cały szkic był niedokończony. Mimo wszystko lekko wzruszył ramieniem i rzucił ciche "dzięki".
Chwilę trwali w milczeniu, Raeken patrzył za okno, a Dunbar rysował kolejne drzewa. W tle dalej leciała spokojna muzyka, której blondyn nie spodziewał się po zielonookim. I zresztą nie zamierzał narzekać, bo przyjemnie mu się tego słuchało.
- Trochę się uspokoiło - mruknął brunet, wyrzucając peta za okno, a Liam podniósł na niego wzrok. Po chwili zrozumiał, że starszemu chodzi o deszcz, który rzeczywiście padał już normalnym rytmem.
Theo w końcu zamknął okno i odszedł w stronę łóżka, co Dunbar widział kantem oka. Nie przerwał rysowania, tylko słuchał jak zielonooki siada na posłaniu, otwiera książkę i prawdopodobnie bierze telefon do ręki, o czym świadczyło wyłączenie się muzyki w środku piosenki.
- O kurwa... - wymamrotał starszy, a zaciekawiony blondyn spojrzał w jego stronę.
- Co jest?
- Szesnasta - odpowiedział Raeken i zamknął książkę, odkładając ją na szafkę nocną obok ostatniego papierosa.
- I co z tego? - spytał zdziwiony, unosząc przy tym brew.
- Muszę iść do pracy - powiedział, patrząc na niego jakby to było oczywiste i wstał z łóżka. - Mogę już swoją bluzę?
Liam podrapał się po karku, dochodząc do wniosku, że ubranie raczej jest jeszcze wilgotne.
- Wątpię, żeby wyschła, ale mogę ci coś dać - stwierdził, wstając z krzesła.
Theo mu nie odpowiedział, a blondyn czuł na sobie jego wzrok, kiedy otwierał swoją szafę z ubraniami. Chłopak podszedł, stając zanim, podczas gdy niebieskooki chwilę grzebał w poskładanych bluzach.
- A czy przypadkiem to nie będzie na mnie za małe? - odezwał się Raeken, a Dunbar dosłyszał się rozbawienia w jego głosie.
- Nie - odpowiedział pewnym siebie tonem, wyciągając czarną bluzę z widniejącym na plecach nadrukiem jin-jang utworzonego z dwóch wilków. - Kupowałem ją przez internet ale jest na mnie za duża, no i zostawiłem ją sobie aż podrosnę.
- Warto mieć marzenia, nawet te najbardziej nierealne - skomentował Theo, a Liam wstając na równe nogi w odwecie rzucił w niego ubraniem.
- Spierdalaj - burknął stając naprzeciw zielonookiego, podczas gdy rozbawiony chłopak ściągał ubranie z głowy. - Wcale nie jesteś tak bardzo wyższy ode mnie.
- Chryste, ale ty jesteś sztywny - prychnął starszy. - Wyjmij ten kij z tyłka, bo zajmuje moje miejsce.
Słysząc to, Liam aż zmarszczył brwi i otworzył usta z oburzeniem.
- Wolisz seks oralny? - Raeken uniósł brew, zjeżdżając wzrokiem na rozchylone wargi blondyna, po czym, nieświadomie zwilżając swoje usta, wymamrotał: - To też da się załatwić.
- Jezu, weź się, kurwa... - odepchnął go oburzony, na co usłyszał dźwięczny śmiech bruneta. I Liam nie miał wątpliwości, że to był ten szczery śmiech, który tak rzadko słyszał.
- Uważaj, bo się zarumienisz - skomentował starszy, szturchając bark Dunbara, kiedy ten go mijał.
- Jesteś pewien, że te papierosy ci nie zaszkodziły? - rzucił kąśliwie, siadając z powrotem przy biurku.
- Luzuj, przecież żartuję - odpowiedział z uśmiechem Theo, zakładając na siebie bluzę, która leżała na nim jak ulał. - Dzięki.
- To ty już idziesz? - zorientował się blondyn, obracając krzesło w stronę chłopaka.
- Już i tak dużo czasu tu zmarnowałem - odpowiedział z rozbawieniem, sprawdzając kieszenie spodni.
- Zmarnowałeś? - powtórzył po nim nieco zmieszany blondyn.
Theo spojrzał na niego zdezorientowany, po czym kiedy zrozumiał o co chodzi, uśmiechnął się pod nosem i powiedział:
- Spędziłem - poprawił się. - Dzięki za szlugi.
- Luz - wymamrotał Dunbar, dopiero po chwili uświadamiając sobie, że tak właściwie to tekst starszego chłopaka.
- No to do zo - rzucił swoje standardowe pożegnanie, po czym wyszedł z pokoju.
A kiedy wyszedł z domu, Liam miał wrażenie, że zrobiło się cholernie cicho.
***
Theo wyszedł z pracy i dziękował w duchu, że wreszcie deszcz minął. Choć na ulicach i chodnikach niemal każdy zakątek wypełniała kałuża, to i tak cieszył się, że wreszcie nic nie leje się z nieba.
Poprawił swoją sportową torbę i wyciągnął telefon z kieszeni spodni, sprawdzając godzinę. Miał jeszcze kilka minut, by dojść na przystanek, z którego miał odebrać go Derek. Dlatego skierował się w stronę ustalonego miejsca.
I nastolatek cieszył się, że nie brał dzisiaj żadnej tabletki. Peter i Cora kupili nowe mieszkanie w jakiejś kamienicy kilka przecznic dalej od Dereka, co Hale'owie uznali za dobry powód do zabawy. A Theo przynajmniej mógł napić się z nimi.
Choć z drugiej strony Raeken zastanawiał się, po co im nowe mieszkanie, skoro przecież mogli we trójkę mieszkać pod jednym dachem. Tym bardziej, że Peter i Cora niedługo mieli wracać z powrotem do Meksyku. Co prawda nikt nie znał dokładnej daty, jednak było wiadome, że prędzej czy później ponownie wyjadą.
Theo zatrzymał się na przystanku i odruchowo obejrzał się w stronę, z której miał przyjechać Derek. W oddali na skrzyżowaniu dostrzegł już czarne camaro stojące na światłach. Czasami zastanawiał się, od kiedy Hale musiał pracować dla Argenta, by dorobić się na własny samochód takiej klasy.
Inną sprawą był fakt, że Derek urodził się w dość zamożnej rodzinie, jednak Raeken wiedział, że starszy sam pracował na siebie już od pierwszej klasy liceum. Zresztą od kiedy wyprowadził się od rodziny, zupełnie przestał brać od nich jakiekolwiek pieniądze. Nie wspominając o kontakcie, który utrzymywał tylko z Corą i Peterem, choć Theo zawsze się wydawało, że to ze względu na łączący ich biznes u Argenta.
Brunet odsunął od siebie te myśli, kiedy czarny chevrolet zjechał na przystanek. Zielonooki wsiadł na miejsce pasażera obok kierowcy, rzucając swoją sportową torbę na tylne siedzenia. Zamknął drzwi i zapiął pas, podczas gdy Derek włączył się do ruchu.
- Nowa? - zauważył Hale, a Theo w pierwszym momencie spojrzał na niego zdziwiony.
Potem przypomniał sobie, że przecież nadal ma na sobie bluzę od Liama, która była dość ciepła i wygodna.
- Nie moja - odpowiedział, przenosząc wzrok za szybę.
- Wiem, że się wkurzysz - zaczął szatyn, przez co zielonooki mentalnie od razu przygotował się na resztę jego wypowiedzi - ale na pewno nic dzisiaj nie brałeś?
- Derek, kurwa, czy ja ci wyglądam na ćpuna? - rzucił, posyłając mu rozgoryczone spojrzenie. - Pytasz chyba setny raz. Nie, nic nie wziąłem, bo, kurwa, utknąłem na pół dnia u Dunbara, co też już ci mówiłem.
- A ja też już ci mówiłem dlaczego zawsze będę pytać - odpowiedział niezrażony kierowca, zatrzymując się na światłach.
Nastolatek westchnął, przewracając oczami. Nie cierpiał tego jak Derek traktuje go pod względem zażywania jakichkolwiek używek. Irytowały go te wieczne pytania i ta jego nieufność, bo mimo odpowiedzi i tak zawsze zakładał swoje.
- Tak w ogóle, to Josha wczoraj przesłuchiwali - oznajmił Hale, a brunet spojrzał na niego, czując wzrastającą frustrację.
- Pierdolisz.
- Jakbym pierdolił, to bym dupą ruszał - prychnął piwnooki. - Zawieźli go wczoraj na komisariat i na dołku spędził nockę przez tą zasraną ulewę.
- No to zajebiście - wymamrotał przez zęby brunet. - Rozpruł się?
- Mówi, że nie, no i na razie nic na to nie wskazuje - odpowiedział starszy, wrzucając wyższy bieg. - Zobaczymy jak to wszystko się skończy.
Chwilę jechali w ciszy, Theo obserwował ruchomy obraz za oknem, a Derek w skupieniu prowadził samochód.
- Ktoś cię bije w domu?
Brunet przełknął ślinę, mimowolnie wracając myślami do sytuacji, kiedy Liam o to zapytał. Modlił się w duchu, by Dunbar uwierzył w scenkę, którą wtedy odwalił. I miał cholerną nadzieję, że więcej młodszy nie będzie drążył tego tematu.
- Ganves dał ci już spokój? - odezwał się Derek, a nastolatek zacisnął szczękę.
- Zablokowałem jego numer - wymamrotał. - Musimy do tego wracać?
- Po prostu pytam - odpowiedział piwnooki, wzruszając ramieniem. - Bo zastanawia mnie, co od ciebie chciał.
- A ty co? - rzucił Theo. Zdezorientowany szatyn spojrzał na niego dopiero kiedy zatrzymał się na światłach. - Za długo nie walczyłeś i już cię nosi?
- Raeken - warknął na niego ostrzegawczo.
- Wiesz, chciałbym zapomnieć o tej podrabianej kurwie, więc łaskawie nie utrudniaj mi sprawy, dobra? - dodał, nie zwracając uwagi na poprzednią reakcję Hale'a.
- Jak sobie życzysz - Derek uśmiechnął się sztucznie, po czym przeniósł wzrok na drogę, gdy zapaliło się zielone, a jego twarz była już całkowicie poważna.
Skręcił w przecznicę, na której znajdowały się niskie kamienice, a Raeken uświadomił sobie, że na tej samej ulicy mieszka Deucalion. Po chwili jednak zignorował tą myśl.
Przeczesał ręką włosy, starając się jakoś pozbyć irytacji spowodowanej ostatnią wymianą zdań. Chciał już po prostu zacząć pić, by choć na chwilę zapomnieć o całym świecie.
I nie obchodził go fakt, że jutro będzie musiał iść do szkoły.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro