Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 40

Theo stał opierając się o płot otaczający posesję Dunbara. Wargami przytrzymywał papierosa, a rękę wyciągał z kieszeni tylko wtedy, gdy musiał strzepnąć żar. Było mu zbyt zimno, żeby cały czas trzymał dłoń poza ciepłą kieszenią bluzy. Za to dym rozgrzewał go od środka, dlatego w chłodne dni papierosy potrafiły być dla niego wybawieniem.

Nie wchodził do domu Liama, bo chłopak - chyba cudem - wstał na czas i zaraz miał do niego wyjść. Dlatego Theo stał tu tak, co jakiś czas zerkając w stronę wilczaka. Miał wrażenie, że ten pies bez problemu zdołałby przeskoczyć płot, który sięgał dziewiętnastolatkowi do łokcia.

Raeken zaciągnął się, wypuszczając dym nosem. Chmura była jeszcze większa niż zazwyczaj, bo sam jego oddech zamieniał się w parę, która mieszała się z właściwym dymem.

Przez krótki moment myślał nad tym, co mogło stać się jego matce. Przez dystans emocjonalny nie do końca się tym interesował, bo nawet nie widział w tym większego sensu. Nie zamierzał jechać do szpitala, ani tym bardziej przejmować się tym, za ile wróci. Bo w domu i tak zachowywał się, jakby jej nie było. Zresztą z wzajemnością.

Jednak, gdy tak stał, zastanawiał się jakie jest prawdopodobieństwo, że jeszcze dziś pasywność odwidzi się jego ojcu. Kiedy wczoraj wrócił ze szpitala, Theo ze swojego pokoju słyszał jak mężczyzna po prostu idzie do swojej sypialni, jakby jego nie było w domu. 

Nastolatek pamiętał kilka sytuacji, kiedy jego ojciec czasami specjalnie wołał go na dół, by uderzyć go pod byle pretekstem. Brunet nigdy tak naprawdę nie wiedział czy wówczas mężczyzna miał po prostu takie widzimisię, czy miał gorszy humor i musiał się na czymś wyładować. Dlatego podobnej sytuacji Theo spodziewał się wczoraj.

Zaciągnął się.

Jednak ojciec też dziś rano nie zwrócił na niego uwagi, choć kiedy Theo się obudził, to mężczyzny prawdopodobnie nie było nawet w domu. Młody Raeken specjalnie się nad tym nie zastanawiał, tylko po prostu jak najszybciej wyszedł z domu. 

I teraz stał przy posesji Liama, zastanawiając się jak bardzo ryzykowny może być powrót dziś na noc. Choć z drugiej strony pocieszał się myślą, że w razie czego miał przecież tabletki. Pomimo, że to nie zmieniało tego, jak okropnie będzie się czuł podczas samego pobicia.

Odwrócił się w stronę budynku, gdy usłyszał otwierane drzwi. Zauważył jak matka Liama jeszcze poprawia mu kurtkę i mówi coś do niego. Potem, gdy Dunbar wreszcie zszedł z ganku, Theo uprzejmie skinął kobiecie głową na przywitanie, na co odpowiedziała mu tym samym.

- Musisz palić? - spytał niezadowolony Liam, kiedy skierowali się w stronę przystanku.

- O co ci chodzi? - odpowiedział, gdy musiał wyciągnąć papierosa z ust, by strzepnąć żar.

- Rodzice nie lubią fajek - wyjaśnił blondyn monotonnym głosem. - A mama cię przed chwilą widziała.

- Jestem pełnoletni - stwierdził i zaciągnął się ostatni raz, po czym wyrzucił peta do śmietnika, który mijali. - Nic im do tego.

- Chodzi o to, że zadaję się z tobą - wymamrotał Liam, kopiąc jakiś kamyczek.

- I co, ściągnę cię na złą drogę? - parsknął. - W życiu trzeba spróbować wszystkiego. Poza dragami. Chyba, że ktoś lubi na ostro, ale to już inna bajka.

- Możliwe - rzucił niezainteresowany blondyn. - Tylko nie pal następnym razem.

Theo z rozbawieniem pokręcił głową, uśmiechając się przy tym nieznacznie.

- Też byś się tak śmiał, gdyby twoi rodzice dowiedzieli się, jakich masz znajomych? - spytał sarkastycznie Liam.

Nie wiem czy w ich obecności w ogóle umiem się uśmiechnąć - prychnął w myślach. Jednak w odpowiedzi tylko spojrzał na młodszego z politowaniem. Dalej szli w ciszy, przerywanej tylko przez szum czasami przejeżdżających samochodów.

Theo widział jak Liam za każdym razem przechodzi na część chodnika jak najbardziej oddaloną od jezdni. Trochę go to zdziwiło, jednak powstrzymał się od komentarza.

W końcu dotarli na przystanek. Starszy usiadł na ławce, a Liam obok niego. 

- To po co mnie pospieszałeś, skoro jeszcze musimy czekać na autobus? - jego głos niemal odzwierciedlał tą jego niechęć do wszystkiego.

- Bo lepiej przyjść wcześniej niż się spóźnić i potem czekać na następny - oznajmił. - Już ci mówiłem, że na autobus nie idzie się na styk.

W odpowiedzi Liam przewrócił oczami, wzdychając cicho. Obaj milczeli, pochłonięci we własnych myślach. Raeken przypomniał sobie, jak to wczoraj wieczorem spotkał młodszego chłopaka. 

Daniel wydawał mu się dość wygadany, ale nie w ten zły sposób. Sprawiał wrażenie też dość rozgarniętego, choć fakt, że dzieciak zgubił się w mieście nadal bawił Theo. Zwłaszcza, że nie dopilnował baterii w telefonie, a więc nie było z nim kontaktu. 

Ciekawe jaki miał opierdol od rodziców - pomyślał z drobnym uśmiechem rozbawienia.

- A tobie co znowu? - odezwał się Dunbar, przez co starszy spojrzał na niego lekko zdezorientowany.

- Myślisz, że jak ty masz zły humor, to wszyscy mają mieć? - spytał kąśliwie, unosząc przy tym brew. - Lepiej wypatruj autobusu.

- A co ja jestem? - warknął niezadowolony.

- Nie zapomniałeś o limicie pytań? - Raeken posłał mu rozbawione spojrzenie, sprytnie zmieniając temat. - To było już piąte. Zostały ci dwa.

- Przypominam ci, że podnieśliśmy do dziesięciu - burknął blondyn.

Theo zmierzył go nieodgadnionym wzrokiem i wyglądał przy tym, jakby nie był zadowolony z tego, że chłopak ma rację. Jednak szybko znalazł uzasadnienie, by postawić na swoim.

- Chodzi ci o tą rozmowę sprzed tygodnia? - spytał retorycznie. - Jeśli ty nie stosujesz się do moich warunków, to ja nie mam powodu stosować się do twoich. Ani nie wliczam opcji, że wybierasz sobie tylko niektóre - mówił spokojnie, z perfidnym uśmiechem. - Wszystko albo nic.

Dunbar z naburmuszoną miną tylko odwrócił głowę w stronę, z której miał przyjechać autobus. Theo też tam spojrzał, a kiedy zauważył numer, podniósł się z ławki.

- Przecież jeździliśmy innym - przypomniał blondyn.

- Ale to nie znaczy, że tylko tamten nas zawiezie - odpowiedział, jakby to było oczywiste.

Podeszli do końca zjazdu, czekając na autobus, który za chwilę miał zatrzymać się na przystanku. Raeken zauważył jak młodszy cofnął się o krok, by nie stać tak blisko. Mimo wszystko, zielonooki postanowił to zignorować.

- Przypominam ci, że widzimy się na lunchu i tym razem nie ma, że "nie chcesz" - oznajmił, gdy pojazd zatrzymał się przed nimi.

- Mhm.
    
   
***
    
    
- Tak właściwie, to czemu ciągle chodzimy tutaj? - odezwał się Liam, kiedy siedzieli na ich standardowej ławce.

Theo skończył już jeść, jak zwykle, wcześniej od niego. Dunbar teraz siedział i plecami opierał się o ścianę, mając jeszcze połowę lunchu do zjedzenia. Zdawał sobie sprawę, że Raeken mu tego nie odpuści - co zdążył zadeklarować kilka razy - jednak udało mu się wynegocjować przerwę.

- Możemy wrócić na stołówkę - stwierdził starszy, wzruszając ramionami. - Tylko nie wydaje mi się, że chciałbyś spotkać się ze swoją paczką znajomych.

Brunet spojrzał na Liama, który odwrócił wzrok, przełykając ślinę. Wiedział, że trafił w punkt, poza tym niebieskooki sprawiał wrażenie, jakby nie chciał gadać z kimkolwiek. Choć jego humor i tak był lepszy niż rano, kiedy po niego przyszedł.

- Myślałem raczej, że siedzimy tu, bo możesz palić - wymamrotał.

- To też - przyznał, wyciągając paczkę papierosów i usłyszał jak blondyn prycha pod nosem. Zdezorientowany zachowaniem drugiego zmarszczył lekko brwi i rzucił: - No co?

- Nic.

Tym razem to zielonooki prychnął, otwierając opakowanie z używkami. I zaklął pod nosem, gdy zrozumiał, że został mu ostatni papieros. W końcu jednak stwierdził, że najpierw zapali, a potem pomyśli co zrobić.

- No widzisz, a ja myślałem, że pytasz by zacząć marudzić jak to zimno jest dzisiaj - odezwał się po chwili, drocząc się z młodszym.

- Rano było zimniej - odpowiedział Liam, wzruszając ramionami. - Choć i tak lepiej siedzieć w budynku.

- Zmarzluch - skomentował Raeken, podpalając rulonik tytoniu.

Dunbar szturchnął go nogą, posyłając mu niezadowolone spojrzenie. Theo odpowiedział mu oburzonym wzorkiem, nie mogąc nic skomentować przez papierosa w ustach. Dlatego, nie fatygując się do odezwania, bez słowa w odwecie zepchnął z ławki nogi Liama, który musiał przytrzymać się blatu, by nie spaść.

- To nie fair - mruknął z urazą, na co starszy tylko prychnął kpiąco, wypuszczając dym.

- Że niby co?

- Że w zemście jesteś bardziej brutalny niż krzywda, która została ci wyrządzona - odpowiedział. - Powinno być po równo.

Raeken szczerze zaśmiał się krótko, następnie znowu się zaciągając.

- A ty co myślałeś? - zielonooki uniósł brew, wypuszczając dym na bok. - Wygrywa silniejszy, tak jest od dawien dawna. A ty, szczeniaku, aktualnie nie sięgasz mi do pięt.

- To chodź na ring - odparował, wstając ze swojego miejsca.

- Prrr, nie rzucaj się tak - parsknął Theo, odpychając Liama tak, że stracił równowagę i musiał z powrotem usiąść by się nie przewrócić przez ławkę, którą miał między nogami.

- Co ja, kurwa, koń jestem? - warknął z wyrzutem.

- Na pewno nie zwalony - zripostował z rozbawieniem, a blondyn prychnął, przewracając na to oczami. - Luzuj trochę. I kończ to jedzenie.

- Czemuuu? - jęknął niezadowolony.

- Masz. To. Skończyć - nakazał surowym tonem, po czym zrobił pauzę by się zaciągnąć. - I pospiesz się, bo skoczymy jeszcze do sklepu.

- Sklepu? Chcesz zerwać się z lekcji? - zdziwiony Dunbar zmarszczył brwi.

Starszy tylko prychnął, wypuszczając dym. Liam w międzyczasie niechętnie zabrał się za jedzenie, wciąż wyczekując odpowiedzi.

- Z twoją aktualną frekwencją jest to skrajnie głupi pomysł - oznajmił, zaciągając się.

- Pff, a mówisz, że to ja jestem nudny - rzucił niebieskooki z jedzeniem w ustach.

- Nie mów z pełną buzią - przypomniał, posyłając mu spojrzenie pełne politowania. - Zresztą już się ujebałeś.

- Gdzie? - Dunbar zmarszczył brwi, wycierając swój prawy kącik ust.

- Niezdara - skomentował pod nosem Raeken, wargami przytrzymując swojego papierosa. Wyciągnął rękę i kciukiem starł okruszki z lewego policzka blondyna. Potem cofnął dłoń, wyciągając używkę z ust i wypuścił dym, wracając do tematu: - Idziemy do sklepu po szlugi i wracamy. Nie zrywasz się z lekcji, już tamten tydzień wystarczająco zawaliłeś.

- Daj spokój, to było tylko kilka nieobecności - stwierdził Liam wracając do jedzenia.

- Też miałem takie podejście, a teraz powtarzam, więc słuchaj tego co mówię - odpowiedział, a dym wylatywał z jego ust równo ze słowami. - Chyba, że koniecznie chcesz kiblować, ale nie polecam - mówiąc to zrobił krótką pauzę i zaciągnął się, po czym lustrując go wzrokiem dodał z rozbawieniem: - Chyba, że chcesz potem się użerać z takimi szczeniakami.

- Bardzo śmieszne - rzucił bez przekonania, kończąc swój posiłek.

Gdy Theo dokończył papierosa, udali się na stołówkę, by odnieść tacki. Pomimo marudzenia Liama, poszli dłuższą drogą, żeby starszy przy okazji wziął swoją torbę z szafki. Raeken lubił chodzić, choć teraz ich czas był ograniczony, dlatego wolał załatwić to za jednym zamachem.

Kiedy weszli na stołówkę, Theo bez problemu zauważył spięcie Liama. Brunet wiedział, że niebieskooki po prostu nie chce spotkać swoich znajomych, jednak mimo wszystko twierdził, że swoją postawą Dunbar zwraca na siebie jeszcze więcej uwagi. Ostatecznie Raeken zachował to dla siebie, stwierdzając, że nie ma co drążyć tematu. Sam zresztą uciekał od problemów, więc w pewnym sensie rozumiał blondyna.

W ciągłym milczeniu, wyszli ze stołówki, a starszy poprowadził ich w stronę tylnego wyjścia. Stwierdził, że tamtędy po prostu jest szybciej i bliżej do sklepu, gdzie mógł kupić papierosy. Zresztą stosunkowo często tam chodził, zwłaszcza kiedy jeszcze nie był pełnoletni. I uśmiechnął się pod nosem, gdy przypomniał sobie jak to z Brettem chodzili tam na przerwach lunchowych.

Wyszli ze szkoły, a Theo niemal od razu poczuł chłodniejszy powiew wiatru. Blondyn miał rację, nie było już tak zimno jak rano, jednak zielonooki przez ułamek sekundy poczuł dreszcze na ciele. Z tej strony szkoły było niewiele osób, co właściwie nie zdziwiło bruneta. Byli teraz od strony boiska, za którym była furtka, do której zmierzali.

Gdy weszli na murawę, Theo odruchowo rozglądnął się dookoła, tym samym przez chwilę idąc tyłem. Uśmiechnął się pod nosem, bo zawsze uwielbiał to uczucie kiedy sam stał na boisku, które było równie puste co trybuny. No, teraz był prawie sam.

Zerknął na Liama, który szedł ze spuszczoną głową. Jednak nie miał smutnej miny, jego twarz raczej miała bezemocjonalny wraz. Taki obojętny. I Theo zaczynał się zastanawiać, czy to jest ten moment, gdy Dunbar wreszcie zrozumiał, że wylewanie łez nic nie pomoże. Choć miał wrażenie, że blondyn i tak jest bardziej przybity niż pusty.

- A tak w ogóle, to po co ja tam z tobą idę? - odezwał się Liam, tym samym wyrywając Raekena z rozmyśleń.

- Bo nie protestowałeś - powiedział nim pomyślał, czego po chwili żałował.

- Ty tak na serio? - jęknął niezadowolony blondyn, przystając w miejscu.

- No co? - on również się zatrzymał.

Teraz oboje stali niemal na samym środku boiska.

- Nie chce mi się tam iść.

- Misie to są w zoo - odpowiedział, bez przekonania. - Choć i nie marudź. Też sobie coś kupisz. Na przykład coś słodkiego.

- Czemu niby akurat słodkie? - Dunbar zmarszczył brwi.

- Bo jak to jesz to wytwarzają się endorfiny - mówił Theo, zaczynając iść i tak jak się spodziewał, młodszy instynktownie udał się za nim.

- Co? - Liam wyglądał jakby miał jeszcze większy mętlik w głowie, na co brunet przewrócił oczami z westchnieniem.

- Endorfiny, hormon szczęścia. Coś, czego ci ostatnio brakuje - wyjaśnił krótko, po czym spojrzał na niego z politowaniem, dodając: - Jesteś aż takim idiotą z biologii?

- Jak widać - wymamrotał niezainteresowany. 

Ciekawe ile jeszcze przedmiotów olewasz - pomyślał Raeken, ale ostatecznie zachował to dla siebie, jedynie kręcąc głową z dezaprobatą.
    
    
***
    
    
Wiedząc, że nie przebije się przez obronę, Liam podał wysoką piłkę do zawodnika ze swojej drużyny. Sam przystanął, czując, że nie może już dalej biec. Pomimo niskiej temperatury, jemu było gorąco. Zbyt gorąco, a kiedy tak stał, ciężko łapiąc oddech, nogi się pod nim trzęsły. 

Kiedy miał wrażenie, że zaraz się przewróci, wsparł się na kiju, a jego ciało wydało mu się jeszcze bardziej ociężałe. Ucisk w żołądku nie pozwalał mu się na niczym skupić, bo w kółko myślał tylko o tym, że robi mu się coraz bardziej niedobrze.

- Dumbar!

Liam nawet nie miał ochoty poprawiać trenera. Spojrzał w jego stronę i poczuł się jakby ten ruch kosztował go zbyt wiele energii. Mimo wszystko, zebrał się w sobie i ledwo zszedł z boiska, a przy tym cały czas towarzyszyło mu poczucie, że zaraz nogi się pod nim załamią.

W pewnym momencie poczuł jak ktoś bierze go pod rękę. Od razu zrobiło mu się lżej, gdy druga osoba wzięła na siebie część ciężaru swojego ciała. Liam spojrzał na chłopaka, a za kratką kasku ujrzał znajome zielone tęczówki. Dziewięćdziesiąt pięć pomógł mu podejść do trenera, a kiedy przystanęli, to wciąż go asekurował.

- Ciebie nie wołałem, Raeken - odezwał się Finstock, mierząc chłopaka niezadowolonym wzrokiem.

- W drużynie trzeba sobie pomagać, prawda? Przecież on ledwo chodzi - odpowiedział Theo, po czym zlustrował młodszego wzrokiem. - Zresztą też jest blady jak ściana.

Liam przez chwilę czuł się nieobecny i po prostu słuchał tej rozmowy. Chciał się odezwać, jednak przegrał z uciskiem w żołądku, który nie pozwalał mu zebrać myśli.

- Dumbar, co się z tobą dzieje? - zwrócił się do niego mężczyzna nieprzyjemnym i surowym tonem. - Opuszczasz treningi, a teraz w ogóle nie jesteś w formie. Nie wiem czy wiesz, ale niedługo są zawody, zamierzasz się do nich w ogóle przygotować? Bo nie wyglądasz na kogoś, komu zależy.

Blondyn czując wzrastającą irytację już otwierał usta, by wygarnąć trenerowi kilka rzeczy, jednak powstrzymał go bolesny uścisk na ręce. Zaciskając wargi, spojrzał na Raekena, który mierzył go karcącym wzrokiem.

- Sprawy osobiste, trenerze - wymamrotał w końcu, starając się utrzymać nerwy na wodzy.

- Tak? A czy te "sprawy osobiste" też będą cię rozpraszać podczas meczu? Bo nie potrzebuję takich graczy na zawodach - odpowiedział Finstock z zaciętą miną.

- To jego pierwszy i ostatni raz - odezwał się Theo. - Sam pan widział jego wcześniejsze zaangażowanie.

- Nie z tobą rozmawiam, Raeken - powiedział niewzruszony mężczyzna.

- Co nie zmienia faktu, że mam rację - oznajmił brunet, a Liam zerknął na niego zdziwiony. Ten jednak nawet na niego nie popatrzył, tylko cały czas toczył z trenerem walkę na spojrzenia, kontynuując: - On jeszcze się przyda, tylko trzeba dać mu szansę.

- A więc skoro tak garniesz się do pomocy, to sam tego przypilnujesz. To też znaczy, że obaj ponosicie konsekwencje, jasne? A teraz jazda do szatni i, Dunbar, ktoś ma cię stąd odebrać - nakazał Finstock.

Liam jeszcze chwilę przetwarzał to, co powiedział mężczyzna. W międzyczasie jednak Theo przytaknął trenerowi i zaczął ich prowadzić do szatni. Chwilę szli w milczeniu, niebieskooki przez swój stan czuł się jakby jego myśli zostały spowolnione do maksimum. Nie cierpiał tego poczucia przyćmienia, kiedy praktycznie niczego nie rozumiał.

- Czy to nie jest najlepsze w życiu "A nie mówiłem"? - syknął Raeken, kiedy wchodzili do szatni, a jego ton był pełen rozdrażnienia, które chyba próbował zwalczyć. - Teraz masz za swoje.

Mówiąc to, posadził go na ławce przy szafkach. Liam nie odpowiedział, tylko ściągnął swój kask, tak samo jak starszy chłopak.

- Dlaczego to zrobiłeś? - spytał Dunbar, marszcząc brwi. Obserwował bruneta, który ściągnął rękawice i podszedł do jego szafki.

Skąd wiedział, która to moja? - blondyn zapytał sam siebie, nieznacznie marszcząc przy tym brwi.

- Bo mam nadzieję, że się nie zawiodę - wymamrotał Theo, a otwierając drzwiczki, wyciągnął z plecaka butelkę wody.

- Nadzieja matką głupich... - przypomniał cicho niebieskooki, gdy starszy siadał obok niego.

- I każdą matkę trzeba kochać - odpowiedział niemal automatycznie, jednocześnie podając mu wodę. - Pij.

Liam westchnął głęboko, jednak mimo wszystko wziął od niego butelkę. Wypił niewiele, mając wrażenie, że przez to robi mu się jeszcze gorzej. Theo wstał z ławki, ponownie podchodząc do szafki blondyna.

- Gdzie masz telefon?

- W najmniejszej kieszeni - odpowiedział niemrawo, zmuszając się jeszcze do kilku łyków.

Starszy w końcu wyciągnął urządzenie i niemal wcisnął je w ręce niebieskookiego, uprzednio zabierając od niego butelkę. Liam znowu westchnął głęboko i bez większego namysłu wybrał numer do matki.

Gdy odebrała, powiedział jej wszystko co i jak, jednocześnie czując na sobie wzrok Theo, który zresztą słuchał każdego słowa. Dokładnie tak, jakby chciał przypilnować, czy przypadkiem nie chce czegoś sfałszować. Choć to byłoby zupełnie głupie, bo Liam doskonale zdawał sobie sprawę ze swojej sytuacji. Tym bardziej, że nie miał żadnych chęci siedzieć tu dłużej i się katować. Miał ochotę po prostu wrócić do domu, do swojego łóżka, zakopać się w kołdrze i nie wychodzić przez kolejny tydzień.

Dlatego też ucieszył się w duchu, gdy jego matka powiedziała, że jest w domu, a dojazd samochodem zajmie jej niewiele czasu. I wtedy Liam naprawdę był jej wdzięczny, bo kolejny raz dotarło do niego, że dosłownie zawsze może na nią liczyć.

Po zakończonej rozmowie zaczął się przebierać, choć jego stan skutecznie mu to utrudniał. Ruchy miał spowolnione, jakby wszystko miałoby go boleć. Choć tak naprawdę tylko czuł się wycieńczony, a jego ciało odmawiało posłuszeństwa.

Theo nic nie mówił, po prostu siedział na ławce z łokciami opartymi na kolanach i bawił się swoim kaskiem. Jego mina, jak zazwyczaj, była bezemocjonalna, co już wcale nie dziwiło Dunbara. Zdążył się już przyzwyczaić do takiej  jego wersji. 

Zmienił spodnie i ściągnął koszulkę od stroju drużynowego. Schował ją do szafki i zaczął szukać swojego T-shirta na zmianę.

- Jadłeś dzisiaj śniadanie? - odezwał się Theo, a blondyn zmarszczył brwi, bo starszy go tym zaskoczył.

- A czemu pytasz? - mruknął, unikając odpowiedzi. 

- Bo próbuję ogarnąć, dlaczego w połowie treningu jesteś już w takim stanie - odparował zielonooki, posyłając mu gniewne spojrzenie. - Choć właściwie ciebie powinno to bardziej obchodzić.

- Więc po co ty nad tym myślisz? - spytał Liam, umyślnie dalej zbaczając z tematu.

- Słyszałeś trenera, mam cię pilnować. Ale żebyś zrobił jakieś postępy, to muszę, kurwa, wiedzieć, gdzie jest błąd - jego chłodny ton głosu sprawił, że Dunbar poczuł się dziwnie.

I jeszcze bardziej go nie rozumiał. Najpierw sam z siebie zaoferował pomoc, a teraz wydaje się tego żałować. Blondyn nie odpowiedział mu, tylko założył koszulkę, po czym usiadł na ławce. Nie chciał zakładać bluzy, jeszcze było mu na to za gorąco.

Siedział teraz naprzeciwko starszego i obserwował jego poirytowany wyraz twarzy. Miał tylko nadzieję, że Raeken nie zezłości się na niego jeszcze bardziej. Nie lubił gdy chłopak był zdenerwowany. Dunbar zdążył sobie zapamiętać, że wówczas brunet robi się dość... toksyczny. A toksyczny Theo był kimś, kogo Liam wolał unikać.

- No więc? - odezwał się starszy, a blondyn dopiero zorientował się, że patrzyli sobie w oczy.

Blondyn nadal nie oderwał wzroku od jego tęczówek. Widział, że chłopak chciał dodać coś jeszcze, jednak ostatecznie nic nie powiedział. To zaintrygowało Dunbara. Bo Theo wydawał się umyślnie nie sprecyzować pytania. 

W końcu jednak Liam zerwał kontakt wzrokowy i odwrócił głowę gdzieś na bok. Potem wodził spojrzeniem po podłodze, jednocześnie cały czas czując, że zielonooki wciąż na niego patrzy. 

- Jeśli chodzi o jedzenie, to... - zaczął, robiąc krótką pauzę - raczej jem tylko w szkole. Czasami coś wieczorem.

Nie patrzył w stronę Raekena. Za to usłyszał jego prychnięcie i to jak ławka się przesunęła, gdy z niej wstawał. Liam spuścił wzrok, kantem oka widząc, jak brunet wolno chodzi w te i wewte. Zdążył zauważyć, że to jakiś jego tik nerwowy. Jakby musiał rozchodzić kumulującą się w nim energię.

- Skoro teraz ci to nie wystarczyło, to nie ma co liczyć, że w jeden dzień wykurujesz się na zawody - westchnął Theo, przeczesując ręką włosy. Jego głos był dość łagodny, co zdziwiło niebieskookiego. Po chwili zorientował się, że to efekt tego, że brunet zaczyna odpuszczać. - Może trener mnie nie zabije.

Dunbar już chciał odpowiadać, jednak poczuł na ławce wibracje telefonu, który leżał obok niego. Sięgnął po urządzenie i odblokował je, odczytując wiadomość od matki, że już jest. Odetchnął zadowolony i wstał z ławki, zamykając swoją szafkę. Wziął bluzę i kurtkę w rękę, a plecak zarzucił na lewe ramię. 

Theo założył swój kask i zaczął ubierać rękawice, kiedy skierowali się w stronę wyjścia z szatni. Nie odzywali się do siebie, co zaczynało być naturalne pomiędzy nimi. Przynajmniej takie odczucie miał Liam, bo komfortowo czuł się w tej ciszy. 

Raeken nie zadawał zbędnych pytań, nie zaczynał tematów o pierdołach - bo i po co - i nie próbował podtrzymywać rozmowy, jeżeli już się do siebie odzywali. I niebieskooki zaczynał dochodzić do wniosku, że brunet znacznie różni się od jego innych znajomych. Bo wiedział, że gdyby był teraz w swojej grupie znajomych, to najpewniej Corey zacząłby o czymś gadać. Nolan czasami dodawałby swoje trzy grosze, a Hayden podtrzymywałaby ewentualną rozmowę. 

A Mason najpewniej zgadzałby się z nim we wszystkim. Jak zawsze. Dunbar poczuł jak jego humor automatycznie pogarsza się na samą myśl o przyjacielu. Bo za każdym razem, jak po sznurku, nasuwały mu się myśli, że Hewitt wciąż jest w szpitalu. Wciąż jest w śpiączce i wciąż nie wiadomo, kiedy i czy w ogóle z tego wyjdzie. A to wszystko przez niego.

- Weź się ubierz - odezwał się Theo, gdy wyszli na zewnątrz. - Matka pewnie urwie ci łeb jak cię zobaczy.

Chłodniejszy powiew wiatru zmotywował Liama do tego jeszcze bardziej niż sama wizja niezadowolonej rodzicielki. Dlatego przystanęli, a Raeken przytrzymał jego plecak i kurtkę, gdy blondyn ubierał bluzę. Potem założył resztę rzeczy, a chwilę potem ponad ramieniem zielonookiego zauważył swoją matkę zmierzającą w ich stronę.

- Dzięki - mruknął Liam, przenosząc wzrok na chłopaka przed sobą. Z ochraniaczami do lacrosse'a, kaskiem na głowie i luźną koszulką z logiem drużyny Raeken wydawał się jeszcze większy niż normalnie.

- Za? - Theo uniósł brew.

- Za wszystko - powiedział nim pomyślał, jednocześnie chowając ręce do kieszeni.

Brunet tylko posłał mu długie spojrzenie i bez słowa odszedł w stronę boiska. Liam nawet ze swojego miejsca usłyszał ponaglający krzyk trenera, przez który Theo z marszu przeszedł do truchtu. Chciał dalej obserwować jak Raeken włącza się do gry, jednak siłą rzeczy przeniósł wzrok na matkę, kiedy ta do niego podeszła. Napotkał jej ciemne, zatroskane tęczówki.

- Jak się czujesz? - spytała kontrolnie, jednocześnie gładząc jego włosy. 

- Lepiej - westchnął. - Możemy wracać?

- Tak, chodź - jej spokojny głos i delikatny uśmiech zawsze jakoś potrafiły poprawić Liamowi nastrój. Zrównał krok z matką i skierowali się w stronę parkingu.

- Aa... - zaczął niepewnie - co z Masonem?

Usłyszał ciche westchnięcie matki, poczuł jak gładzi jego ramię i przez to spojrzał na nią, czując, że teraz już z napięciem czaka na odpowiedź. Nienawidził kiedy tak milczała.

- Z nim jest bez zmian, przecież powiedziałabym ci, tak jak prosiłeś. Nie musisz ciągle o niego wypytywać - powiedziała łagodnie.

- No wiem - wymamrotał, spuszczając wzrok. 

- Będę miała dzisiaj nocną zmianę w szpitalu - odezwała się. - Mogę jeszcze raz sprawdzić co u niego, ale mówię ci, że na razie nie ma nic nowego - Liam w odpowiedzi tylko skinął głową, a kobieta zmieniła nieco temat, żartując: - Dobrze, że zadzwoniłeś wcześniej, bo jeszcze trochę, a nie mielibyśmy samochodu.

- Czemu? - spojrzał na nią zdziwiony, marszcząc brwi.

- Tato musi wyjechać do końca weekendu. Kończył się pakować, kiedy wychodziłam - wyjaśniła, wyciągając kluczyki od samochodu.

- Znowu jedzie? - spytał zawiedziony, przystając przy drzwiach pasażera obok kierowcy. Podążył wzrokiem za matką, która okrążyła maskę auta, przechodząc na drugą stronę pojazdu.

- Niestety tak - posłała mu smutny uśmiech, otwierając samochód. 

Liam z westchnieniem wsiadł do środka, układając swój plecak między nogami. Zamknął za sobą drzwi, podczas gdy kobieta zajęła miejsce za kierownicą i odłożyła swoją torebkę na tylne siedzenie. Zapięli pasy i ciemnooka odpaliła silnik, wycofując auto. 

- Są już oceny z tego sprawdzianu z biologii? - spytała blondynka, jednocześnie w skupieniu prowadząc samochód przez parking.

Nastolatek zaklął w myślach. Zupełnie zapomniał o tym teście, którego zresztą nawet nie pisał. Pamiętał, jak Mason jeszcze przed wypadkiem mu o nim przypominał. Jednak przez to wszystko co działo się w ostatnim czasie, niebieskooki totalnie o tym zapomniał.

- Właściwie, to... - zaczął niepewnie, mając świadomość, że prawdopodobnie będzie tego żałował. Choć wiedział, że jego rodzice cenią sobie prawdę, dlatego nie zamierzał niczego ukrywać. Zwłaszcza, że na dłuższą metę to to i tak nie miało sensu. - Nie pisałem tego.

- Dlaczego? - spytała, zerkając na niego z dezaprobatą. 

- No... to było w tamtą środę - mruknął cicho. - Nie było mnie wtedy w szkole. Ale obiecuję, że usiądę do tego dzisiaj z Malią.

- Obiecanki-cacanki - westchnęła głęboko, a Liam wiedział, że jest zawiedziona jego brakami. - Malia wróci dopiero jutro popołudniu. Dzisiaj zostaje na noc u Scotta. Ale napisz do nauczycielki z pytaniem, kiedy możesz to poprawić, dobrze?

- Tak - potwierdził bez większego namysłu. Czasami zastanawiał się, kiedy cierpliwość matki się skończy. Choć naprawdę nie chciał, by nastąpiło to kiedykolwiek.

Przez chwilę jechali w ciszy, którą przerywało tylko grające radio. Liam śledził wzrokiem ruchomy obraz za oknem. Przeskakiwał spojrzeniem na kolejnych ludzi, którzy szli do pracy lub z niej wracali. Obserwował samochody przejeżdżające z naprzeciwka i oglądał mijane budynki. I wzdrygnął się kiedy na szybę spadła pierwsza kropla wody. Potem stopniowo pojawiało się ich coraz więcej, a młody Dunbar jakby dopiero uświadomił sobie, że niebo przez cały czas pokryte jest szarymi chmurami.

- Oho - westchnęła jego matka, przez co spojrzał na nią zaciekawiony. - Zapowiadali dzisiaj ciągły deszcz przez noc i na wieczór - wyjaśniła, cały czas uważnie prowadząc samochód - ale chyba zacznie się wcześniej.

- A mocno ma padać? - dopytał z myślą o swoim pupilu.

- Mówili, że tak, dlatego wpuściłam wcześniej Storma do domu - odpowiedziała. - Jest w salonie, więc uważaj na niego.

- Mhm - mruknął, przyjmując to do wiadomości.

Przeniósł wzrok z powrotem za okno, jednak po chwili poczuł wibracje telefonu w kieszeni. Wyciągnął smartfona i odblokował go, odczytując esemesa.

Theo: Jutro też masz być w szkole, jasne?

Czytając to, Liam niemal słyszał w głowie ten jego surowy ton nieznoszący sprzeciwu. Teraz znał uzasadnienie, ale nie zmieniało to faktu, że wciąż nie rozumiał, dlaczego wcześniej Raeken również zmuszał go do obecności na lekcjach. Choć niby brunet mu to tłumaczył, to i tak Liam nie widział w tym większego sensu. Jak zresztą w większości rzeczy, które robił zielonooki.

Mimo wszystko, wolno wystukał:

Ja: Jeśli po mnie przyjdziesz, to tak.
     
     
***
     
   
Theo wyszedł ze sklepu, przystając przed drzwiami. Strugi wody lejące się z nieba zniechęciły go do pójścia gdziekolwiek. Nie znosił deszczu, mógłby nawet w tej chwili wrócić do środka, znowu przebrać się w swój strój roboczy i przepracować jeszcze kilka godzin.

Choć nie zapowiadało się na to, by przestało padać w najbliższym czasie.

Z westchnieniem naciągnął kaptur na głowę, poprawił torbę na ramieniu i włożył ręce do kieszeni, kierując się w stronę przystanku. Miał do niego raczej dłuższy kawałek drogi, dlatego modlił się w duchu by nie zmoknąć aż tak bardzo. Jednak z drugiej strony wiedział, że mogło być gorzej, teraz deszcz nie był aż tak gęsty i padał normalnym rytmem. 

Wymamrotał kilka siarczystych wiązanek przekleństw pod adresem dzisiejszej pogody, kiedy prawie wdepnął w kałużę. Patrząc pod nogi, cały czas szedł dalej, czując jak jego ubrania powoli stają się wilgotne.

W pewnym momencie jednak przestało na niego padać, a gdy spojrzał w górę, dostrzegł zielony parasol. Zmarszczył brwi i spojrzał w bok, gdzie napotkał rozbawione ciemne tęczówki.

- Nie jest ci zimno? - rzucił z uśmiechem Daniel, równając z nim krok.

- Jestem na tyle gorący, że nie potrzebuję żadnych kurtek - odpowiedział żartobliwie, po czym spytał już bardziej poważnym tonem: - Śledzisz mnie?

- Gdybym to robił, to raczej nie pytałbym, co tutaj robisz - stwierdził z rozbawieniem niższy chłopak.

- Idę, ślepy jesteś? - rzucił, uśmiechając się wrednie.

- Tak, zgubiłem gdzieś swoje okulary - odpowiedział, kontynuując tą grę. Jednocześnie, z perfidnym uśmiechem, w odwecie przełożył parasol do drugiej ręki, przez co na Theo momentalnie zaczęło padać.

- Z tobą wszystko w porządku, to ja trochę oślepiłem cię swoim blaskiem - wypalił, a Daniel parsknął śmiechem na ten głupi tekst i znowu osłonił go przed deszczem, doskonale wiedząc, że właśnie dlatego Raeken przepraszał. - A tak na poważnie, to co ty tu robisz?

- Ja pierwszy zadałem pytanie - oznajmił niższy.

- Wracam na chatę - Theo wzruszył ramieniem. - A ty? Ostatnio spotkałem cię w zupełnie innej części miasta.

- A tam, pierdolisz - rzucił ciemnooki, olewająco machając ręką. - Wcale nie tak daleko. I też wracam.

- Nie za wulgarny język, jak na takiego gówniarza? - parsknął starszy, jakby ignorując resztę wypowiedzi chłopaka.

- Tylko nie "gówniarz" - warknął, posyłając mu wrogie spojrzenie.

- To co, wolisz "karzełku"? - spytał Theo, nadal mając dobrą zabawę z robienia niższemu na złość.

- Ani to, ani to - syknął rozdrażniony. - Nie życzę sobie.

- A wiesz czego ja ci życzę? - Raeken spojrzał na niego z rozbawieniem.

- Cokolwiek by to nie było; nawzajem - odpowiedział Daniel, a starszy uśmiechnął się pod nosem.

Weszli pod wiatę przystankową i Theo ściągnął kaptur, a ciemnooki otrzepał parasolkę, w połowie ją składając. Raeken dla pewności jeszcze oglądnął się, czy dookoła nikogo nie ma i sięgnął po papierosy do tylnej kieszeni. 

Wyciągnął opakowanie, a kiedy je otworzył uświadomił sobie, że nie wyrzucił tego starego, które właśnie miał w dłoni. To z kolei oznaczało, że dwie nowe paczki, które dzisiaj kupił, zostały w domu, w szkolnej torbie, dlatego zaklął pod nosem.

- Zły dzień? - uśmiechnął się rozbawiony Daniel, wyciągając w jego stronę opakowanie z papierosami.

- Coś w ten deseń - rzucił, Raeken, a kiedy chciał wziąć jedną używkę, niższy cofnął rękę.

- Wiek za szluga - zażądał brunet, a zielonooki szczerze zaśmiał się krótko. 

- Podpierdalasz moje ruchy, mógłbyś wymyślić coś nowego - skomentował, lustrując go pobłażliwym spojrzeniem.

- Uczę się od lepszych - odpowiedział. 

- Miło, że znasz swoje miejsce - uśmiechnął się wrednie i puścił mu oczko, by się nie gniewał. Podziałało lepiej niż myślał, bo choć Daniel wyglądał na poirytowanego, to i tak Theo widział cień uśmiechu na jego ustach. - A odpowiadając, to w kwietniu kończę dwadzieścia.

- Do kwietnia jeszcze daleko - stwierdził niższy, częstując go papierosem. Raeken podziękował i podobnie jak ciemnooki, przytrzymał wargami rulonik tytoniu i wyciągnął swoją zapalniczkę, by następnie podpalić końcówkę używki.

- Też prawda - wymamrotał, wypuszczając dym, podczas gdy Daniel się zaciągał. - Czyli jesteś w Beacon trzy dni - zaczął, łapiąc z brunetem kontakt wzrokowy - i już sobie ogarnąłeś, gdzie możesz bez przypału kupić szlugi?

- Normalnie bym tak zrobił - potwierdził, uwalniając dym z płuc. - Ale, że nie muszę, to nie traciłem na to czasu.

- Nie musisz? - powtórzył starszy z uniesioną brwią.

- Rodzice wiedzą, że palę - wzruszył ramionami. - Nie popierają, ale jeśli ładnie poproszę, to matka mi kupi.

- Cwaniak - skomentował rozbawiony jasnooki.

Chwilę tak stali, paląc w ciszy swoje papierosy. Theo wypatrywał swojego autobusu, a Daniel wygodnie usiadł na ławce, co jakiś czas strzepując żar, tak jak wyższy.

- To teraz jesteśmy kwita - odezwał się ciemnooki.

- Kwita? - powtórzył lekko zdezorientowany Raeken, patrząc na młodszego przez ramię.

- Ty dałeś mi papierosa i pomogłeś wrócić do domu. Ja teraz daję ci papierosa i pomagam nie zmoknąć podczas wracania do domu - wyjaśnił brunet.

I Theo uśmiechnął się pod nosem, bo to mu odpowiadało. Daniel najwyraźniej też działał na zasadzie "coś za coś". A Raeken od zawsze wolał jasno określone zasady, bo o wiele łatwiej było takowych przestrzegać, niż na ślepo próbować zadowolić drugą osobę.

- Prawda - potwierdził, zaciągając się. - Przysługa za przysługę to dobry układ.

- Zapamiętam.
     
   
*** (Polecam włączyć sobie muzyczkę ~dop.aut.)
     
     
- To powód, żeby go od razu napierdalać? - Hewitt spojrzał na niego z niedowierzaniem. - Myśl trochę, Dunbar, nie można od tak spuszczać ludziom wpierdol.

- Wkurwia mnie od początku i to takie dziwne, że puściły mi nerwy? - rzucił pretensjonalnym tonem, odprowadzając wzrokiem przejeżdżające samochody. - I tak miał farta, że pojawił się Theo.

- Zacząłeś bójkę, bo wspomniał o twoich koszmarach, słyszysz siebie, do cholery?

- Wspomniał? - prychnął Liam. - Znowu widziałem śmierć ojca, a ten zaczął się ze mnie nabijać, kurwa, Mason, wiesz jakie to uczucie patrzeć jak ktoś bliski umiera?

- Ja pierdole, a skąd on miał to wiedzieć?! Nie potrafi czytać w myślach, a ty zamiast wytłumaczyć, po prostu rzuciłeś się na niego z pięściami - mówił ciemnoskóry oskarżycielskim tonem.

- Na chuj mu o tym mówiłeś, co? - warknął blondyn, czując wzrastającą irytację.

- Tak, i to może jeszcze moja wina, co? - Hewitt pokręcił głową z niedowierzaniem. - Weź się ogarnij, Dunbar.

- To ty się prujesz o byle gówno - syknął z rozdrażnieniem, zaciskając pięści.

- Byle gówno? - powtórzył ciemnooki, przystając. - Pobiłeś Bryanta i to jest, kurwa, byle gówno?

- Morda nie szklanka, twoja panienka przeżyje - rzucił kąśliwie blondyn, stając naprzeciw Masona.

- Spierdalaj - warknął zirytowany Hewitt, popychając niebieskookiego, który zaledwie musiał zrobić tylko krok w tył.

- Ty spierdalaj - warknął, mocniej popychając ciemnoskórego chłopaka.

I to był błąd.

Mason stracił równowagę, lecąc na ulicę, gdzie sekundę później błysnęły światła samochodu.
     
   
Liam poderwał się do siadu, ciężko łapiąc oddech. Ciemność panująca dookoła mocno go zdezorientowała i potrzebował kilku chwil, by przypomnieć sobie, że jest w swoim pokoju.

Lejący się deszcz za oknem sprawił, że dźwięki z otoczenia zlały się w jedno. Jednak nieprzerwany szum działał jak cisza - Liam głośno i wyraźnie słyszał każdą myśl, która z prędkością światła przelatywała przez jego głowę.

Przed oczami znowu zobaczył wypadek. Widział siebie i moment, w którym popycha przyjaciela prosto pod koła samochodu.

Pociągnął nosem i podkurczył nogi pod brodę, obejmując je rękoma. Czuł palące łzy pod powiekami, scena ciągle się powtarzała, a blondyn z każdym kolejnym razem był coraz bliżej załamania.

Potem przypomniał sobie widok Masona w szpitalu. Przypomniał sobie jego obrażenia oraz fakt, że leży teraz w śpiączce.

To moja wina.

Zacisnął mocno powieki, spod których wypłynęły pierwsze łzy. Pociągnął nosem, przygryzając wargę, a jego ciało przeszedł dreszcz.

Piorun błysnął za oknem, a huk głośno rozniósł się w akompaniamencie wyjącego wiatru i deszczu dudniącego o parapet.

Blondyn wsłuchiwał się w ciszę panującą w domu. Brakowało mu matki, brakowało mu Malii, czy ojca. Został teraz sam w pustym domu. Sam, ze swoimi dręczącymi myślami.

Drżącą ręką, sięgnął po telefon z szafki nocnej, od razu go odblokowując. Wszedł w kontakty, bez zastanowienia dzwoniąc na ostatni numer, jaki wcześniej wybierał. W końcu ktoś odebrał po trzech sygnałach, które wydawały się być wiecznością.

- Halo? - ochrypły głos chłopaka odezwał się w słuchawce.

Liam, próbując hamować łzy, tylko wpatrywał się w wyświetlacz telefonu.

- Jest druga w nocy, to słaba pora na żarty - Dunbar przełknął ślinę, słysząc poirytowany głos bruneta.

Jednak wciąż nie mógł wydusić z siebie ani słowa, czując kolejne ciepłe łzy na policzkach.

- Kurwa, Liam, masz zamiar się odezwać, czy mnie wkurwić? - warknął starszy. Blondyn tylko pociągnął nosem, znowu się trzęsąc.
   
   
*
   
   
Theo chwilę czekał na odpowiedź, jednak w końcu się rozłączył. Odrzucił telefon na szafkę obok łóżka i przekręcił się na drugi bok.

Huk pioruna zmieszał się z dudnieniem deszczu i wyjącym wiatrem.

Raeken zacisnął szczękę, poprawiając się wygodniej. Dość zirytował się tym głuchym telefonem i nie cierpiał zasypiać, kiedy na dworze szalała burza. 
   
   
- Następnym razem dzwoń do mnie, a nie wchodzisz mi do domu.

- Mhm.
   
   
Wywarczał pod nosem wiązankę przekleństw. Doskonale pamiętał tą rozmowę i w jakich okolicznościach była ona przeprowadzona.

Co oznaczało, że albo Liam robi sobie żarty, albo go potrzebuje. Tylko dlaczego akurat on? Przecież do Hayden czy Corey'a też ma numer telefonu.

Przewrócił się na drugi bok, słysząc pomruk burzy i krople deszczu uderzające o szybę.

Nie miał zamiaru ruszać się ze swojego ciepłego łóżka, zwłaszcza jeśli miałby iść dwa kilometry w tej szalejącej nawałnicy.

A może jednak? W końcu Liam nie dzwoniłby bez powodu. A jeśli był to głupi żart, Theo przysiągł sobie, że odegra się w najbardziej brutalny sposób przy najbliższej okazji.

Klnąc pod nosem, dźwignął się z łóżka i aż przeszły go ciarki, kiedy wyszedł spod ciepłej kołderki. Potarł ramiona, starając się jakoś ogrzać.

Za oknem błysnął kolejny piorun, rozświetlając całe niebo.

I poczuł jeszcze większą niechęć do wychodzenia gdziekolwiek. W końcu mógł zostać w domu i ciepłym łóżku. Albo wyjść na ulewę, by po parunastu minutach być obok blondyna, który - jak podejrzewał Theo - potrzebował właśnie jego.

Dlatego też, ostatecznie zmienił spodnie na joggery i założył pierwszą lepszą bluzę. Zgarnął jeszcze telefon i zszedł na dół, po chwili wychodząc na tą ulewę...
     
   
***
     
   
Theo wszedł na posesję Dunbarów. Najpierw odruchowo spojrzał na okno Liama, które ledwo widział przez strugi deszczu. Następnie wzrok przeniósł na budę Storma. Ją także ledwo dostrzegł przez panujący mrok i deszcz lejący z nieba.

Po wilczaku nie było ani śladu, prawdopodobnie schował się w swojej budzie, jednak Raeken nawet nie chciał tego sprawdzać. Zielonooki z westchnieniem, stanął przed drzwiami domu. Zastanawiał się czy pukać, czy może...

Nacisnął na klamkę. W końcu spróbować nie zaszkodzi, prawda? Ku jego zdziwieniu, drzwi stanęły otworem. Nie zamierzał zwlekać, był przemoczony do suchej nitki.

Wszedł do środka i cicho zamknął drzwi, nasłuchując. Jednak odpowiedziała mu cisza, przerywana jego oddechem i kroplami wody, które kapały z jego przemoczonych ubrań.

Cicho pociągnął nosem i ściągnął buty, kierując się na schody. Wchodził wolno, uważając czy przypadkiem któryś stopień nie zacznie skrzypieć. Wreszcie znalazł się na piętrze i bez wahania, wszedł do pokoju młodego Dunbara.

Skulony Liam siedział na łóżku i nawet nie uniósł głowy, by zobaczyć kto wszedł. A może nie słyszał?

- Jeśli to był jakiś pierdolony żart, to przysięgam, że nie ręczę za siebie - warknął Raeken, tym samym zwracając na siebie uwagę młodszego.

Dunbar spojrzał na przemoczonego chłopaka. Kropelki wody co jakiś czas kapały z jego mokrej bluzy, która kleiła się do ciała zielonookiego.

- Theo? - spytał cicho, jakby nie wierząc, że nastolatek właśnie stoi na środku jego pokoju.

Kolejny huk rozniósł się głośno, kiedy niebo błysnęło za oknem.

- Zadzwoniłeś, więc jestem - wychrypiał starszy. - Tak jak mówiłem.

Blondyn wstał z łóżka i podszedł do Theo, który najpierw odruchowo cofnął się o krok, nim Liam zdążył się do niego przytulić. Raeken chwilę tak stał osłupiały, nie spodziewając się takiej reakcji niebieskookiego.

Sekundę później mógł usłyszeć ciche pociągnięcie nosem, poczuć wzmocniony uścisk i ciepło ciała chłopaka.

- Weź - warknął, odsuwając się od niego. - Moje ubrania są przemoczone, to nie najlepszy moment na przytulanie.

Widział błyszczące łzy w oczach młodszego, który wyraźnie speszył się tak oschłą reakcją. Spuścił głowę, pociągając nosem i nadgarstkiem otarł policzek.

Brunet westchnął głęboko, czując wzrastającą irytację przez ubrania lepiące się do ciała. Dlatego najpierw ściągnął bluzę i przeczesując ręką włosy, rozwiesił ją na oparciu krzesła stojącego przy biurku.

Kolejny błysk za oknem i głośny huk.

Brunet odruchowo spiął mięśnie na ten hałas. Nie cierpiał gwałtownych dźwięków, dlatego też szczególnie nie przepadał za wichurami i burzami. Odrzucił wszystkie te myśli, ściągając resztę ubrań i został w samych bokserkach, mokre rzeczy także rozwieszając na krześle.

Liam w tym czasie wrócił z powrotem na łóżko, ponownie się na nim kuląc. Raeken potarł swoje ramiona, gdy znowu zrobiło mu się zimno. Podszedł do posłania blondyna i usiadł bliżej ściany.

- Ej, szczeniaku... - mruknął ujmując jego ramię drżące od płaczu.

Theo liczył, że niebieskooki usiądzie naprzeciw niego i będą mogli na spokojnie porozmawiać. Jednak te plany zostały przekreślone w momencie, kiedy Liam znowu się do niego przytulił, przez to siadając na nim okrakiem. Schował głowę w zagłębieniu jego szyi, mocno obejmując kark starszego.

Raeken w pierwszym momencie spiął się cały. Siłą woli musiał powstrzymać się od warknięcia. Miał ochotę podnieść głos, wygarnąć mu jak bardzo dziecinne jest jego zachowanie i odepchnąć go od siebie, żeby wreszcie mieć święty spokój.

Ale jednocześnie wiedział, że to pogorszyłoby sytuację. I jeżeli chciał odzyskać swoją przestrzeń osobistą, to musiał działać w drugą stronę. Choć tak naprawdę już wiedział, że tej nocy może o niej zapomnieć.

Zacisnął szczękę, dochodząc do wniosku, że po prostu poudaje kogoś innego, trochę podniesie blondyna na duchu i wreszcie będzie mógł iść spać. Tylko najpierw musiał trochę się pomęczyć, żeby uspokoić tego szczeniaka.

Deszcz zdawał się coraz mocniej dudnić o parapet i okno, a szum targanych liści drzew nie ustawał ani na chwilę.

Czuł jak Dunbar drży od płaczu, co jakiś czas biorąc niekontrolowane spazmatyczne wdechy. Theo w końcu rozluźnił się nieco i objął go, obiecując sobie, że ostatni raz gra w ten sposób. Udawanie miłego chyba zawsze było dla niego najbardziej wyczerpujące.

- Powiesz mi co się dzieje? Czy wolisz, żebym milczał? - spytał zniżonym głosem.

Blondyn załkał cicho, jeszcze bardziej się w niego wtulając. Starszy zaklął w myślach. Nie miał najmniejszej ochoty być czyjąś przytulanką.

- Miałem koszmar - wychlipał, pociągając nosem. - Znowu widziałem wypadek Masona i...

Urwał, znowu szlochając. Theo spiął się, kiedy poczuł jak niebieskooki ściska jego ramię. Zacisnął szczękę i rozluźnił się dopiero, gdy przeszło mu przez myśl, że chłopak nie zrobił tego specjalnie.

- I...? - powtórzył po nim, czekając aż dokończy.

- To m-moja wina... - jęknął płaczliwie Liam, a jego ciałem ponownie wstrząsnął dreszcz.

Theo zmarszczył brwi, nie rozumiejąc co Dunbar chce przez to powiedzieć. Dlatego mruknął ciche:

- Co?

- T-to moja wina, Theo, moja wina - załkał blondyn, drgając przy tym, a starszy zaczynał mieć wrażenie, że jest z nim coraz gorzej. Liam zaszlochał znowu i wziął głębszy wdech, mówiąc: - Kłóciliśmy się w-wtedy i popchnąłem go pod t-ten samochód...

Brunet zmarszczył brwi.

- Chwila - Raeken nieznacznie odsunął od siebie chłopaka, by spojrzeć w jego załzawione oczy. - Co zrobiłeś...?

- N-nie widziałem tego s-samochodu - zaszlochał, drżąc co chwila. - A-a potem było już z-za późno...

Dunbar zaniósł się płaczem, wtulając się w zielonookiego. Schował twarz w zagłębieniu jego szyi i płakał, zupełnie siebie nie kontrolując.

A Theo wtedy zrozumiał, dlaczego Liam tak bardzo to wszystko przeżywa. Zrozumiał, że jego też przygniata poczucie winy. Starszy zbyt dobrze znał to uczucie. Wiedział, jak szybko potrafiło zapędzić w róg, miejsce bez żadnego wyjścia.

Dlatego westchnął głęboko i pogładził plecy młodszego, odwzajemniając uścisk. Czuł na swojej skórze łzy blondyna, czuł jak jego włosy łaskoczą go w ucho i czuł jak niebieskooki drży przez nadmiar emocji.

Za oknem rozniósł się huk kolejnego pioruna. Dunbar spiął się jak na zawołanie i wzmocnił uścisk na karku chłopaka.

Raeken przyciągnął go bliżej siebie i mocniej objął, jakby chciał, by Liam przestał się trząść. Dunbar załkał, co stłumiło ramię starszego. Brunet nic nie mówił, nie skomentował niczego ani nawet nie myślał by to zrobić. Tylko milczał, wiedząc z autopsji, że blondyn po prostu musi się wypłakać.

Trwali tak w milczeniu, Theo po prostu był, a Liam płakał w jego ramię. Po dłuższej chwili Dunbar odsunął się nieznacznie, by spojrzeć w oczy starszego.

- Powiedz coś... - poprosił płaczliwie blondyn. A zielonooki wtedy uświadomił sobie, że chłopak boi się jego reakcji.

Raeken przez chwilę po prostu wpatrywał się w tęczówki Dunbara. W jego oczach wiedział tylko panikę oraz czysty ból i dopiero w tym momencie brunet zorientował się, jak bardzo chłopak to wszystko przeżywa.

Przełknął ślinę i zjechał wzrokiem na mokre policzki młodszego, po których spływały perełki łez. Wolno uniósł dłoń i kciukiem starł słone krople, drugą ręką nadal obejmując blondyna w pasie.

- Nie każdy błąd zasługuje na konsekwencje - wychrypiał w końcu. - Czasem potrzeba przebaczenia.* I myślę, że Mason doskonale o tym wie.

Dunbar pociągnął nosem, prawie niezauważalnie przecząco kręcąc głową. Nie oderwał wzroku od oczu starszego, który znowu otarł jego łzy.

- On mi tego nie wybaczy - wyszeptał, a jego głos rwał się przy każdym słowie.

- Nigdy nie mów "nigdy" - przypomniał cicho Theo.

Starł kolejną falę łez blondyna, przyciągając go zpowrotem do siebie, a on wtulił się w niego rozpaczliwie. Po chwili ciałem Liama wstrząsnął dreszcz i chłopak wziął spazmatyczny wdech, pociągając nosem.

- A... - urwał, nie mogąc się wysłowić. - A jeśli on w ogóle się n-nie obudzi...?

Kurwa, a myślałem, że to ja jestem pesymistą... - pomyślał Theo, unosząc zmęczony wzrok do nieba. W końcu jednak przełknął ślinę, tłumiąc w sobie płomyk irytacji i chwilę milczał, zdając sobie sprawę, że zbyt dobrze zna odpowiedź na to pytanie.

- Będzie podobnie tak jak teraz - zaczął zniżonym głosem i pogładził plecy młodszego. - Tylko poczujesz jeszcze większą pustkę. A po jakimś czasie zrozumiesz, że nie da się jej nikim zapełnić - odchrząknął, cicho pociągając nosem i nieco wzmocnił uścisk, opierając podbródek na ramieniu chłopaka. - Będziesz myślał, że zostałeś sam, choć tak naprawdę to tylko złudzenie. Dlatego wtedy nie odpychaj rodziny, czy znajomych - odsunął od siebie blondyna, by spojrzeć mu w oczy. Chciał, żeby to do niego dotarło. - Bo musisz doceniać to co masz, a nie to co tracisz, rozumiesz szczeniaku?

Liam chwilę po prostu patrzył w jego tęczówki, a Theo w tym czasie otarł łzy z jego policzka. I Raeken uśmiechnął się w duchu, kiedy zauważył, że z młodszym jest już trochę lepiej.

- Ty już kogoś straciłeś, prawda? - spytał cicho blondyn, a cały pozytywny nastrój zielonookiego ulotnił się w jednym momencie.

Pomruk pioruna rozniósł się za oknem, a wiatr zawył w akompaniamencie deszczu.

O śmierci rodzeństwa Theo nie rozmawiał nawet z Derekiem, który - zresztą tak jak wszyscy inni - myślał, że Raeken jest jedynakiem. Brunet nie zamierzał o tym rozmawiać z kimkolwiek, a zwłaszcza nie z Dunbarem.

Zacisnął szczękę, jego spojrzenie stało się lodowate, a Liam zrozumiał, że nie powinien był zadawać tego pytania.

- Nie rozmawiamy o mnie, tylko o tobie - syknął w końcu, w bolesny sposób ujmując szczękę młodszego. - Moim życiem masz się nie interesować, jasne?

Nie obejmował go już, tylko mocno trzymał żuchwę blondyna, który z kolei nadal miał dłonie złączone na karku zielonookiego.

- Theo, to boli - odezwał się drżącym głosem, jednocześnie łapiąc nadgarstek bruneta.

Raeken nie zareagował, tylko wpatrywał się w jego załzawione oczy.
     
   
- Tato, przestań, to boli...

- Bo, kurwa, ma boleć, gówniarzu.
     
   
Starszy puścił szczękę blondyna, kiedy przypomniał sobie tą wymianę zdań z ojcem. Pamiętał to jedno z pierwszych pobić, gdy miał dwanaście lat, a mężczyzna wypił więcej niż zwykle.

Theo nie odrywał wzroku od załzawionych oczu Dunbara, z których zdążyło już wypłynąć kilka słonych kropel. I wiedział, że teraz to było przez niego. Skrzywdził go, choć nie chciał. Nie w tej chwili, nie przez to, że zadał niewinne pytanie. Nie chciał nikogo krzywdzić bez powodu. Nie chciał postępować jak ojciec.

- Przepraszam - wymamrotał ledwie słyszalnie, kciukiem ścierając łzy z policzka Liama.

Dunbar wciąż trzymał jego nadgarstek, z bólem wpatrując się w zielone tęczówki. Theo widział to odzwierciedlenie cierpienia, w którym blondyn trwał od dłuższego czasu. Widział zmiany, które w nim zaszły nieodwracalnie. I widział to błaganie o pomoc.

Jednak Raeken odpuścił. Jedna myśl wystarczyła, by doszedł do wniosku, że on nie pomoże młodszemu. Zmęczenie z całego dnia jakby naszło go ze zdwojoną siłą, a on zaczął odczuwać jak ta cała gra aktorska go wykańcza. Więc przestał się starać, nie miał ochoty dłużej udawać miłego.

Dlatego zabrał dłoń z jego policzka, złapał go za biodra i ściągnął z siebie, sadzając obok. Bez słowa przykrył ich kołderką i położył się na plecach bliżej krawędzi łóżka. Ręce ułożył nad głową, obejmując poduszkę.

Nawałnica na dworze zdawała się trochę uspokoić i słychać było tylko silny wiatr oraz lejący się deszcz z nieba.

W pewnym momencie poczuł jak Liam przytula się do jego brzucha, przez co zaskoczony brunet spiął się cały.

- Nie no, kurwa, jeszcze ci nie dość przytulania? - jęknął Theo, unosząc zmęczony wzrok do nieba.

Rozluźnił nieco mięśnie i podniósł głowę, spoglądając na młodszego, który opierając brodę na jego brzuchu, patrzył na niego błagalnym wzrokiem przez załzawione oczy.

Raeken westchnął głęboko, bezsilnie opuszczając głowę na poduszkę. Dunbar czasami naprawdę wyglądał jak szczeniak.

- Żeby mi to było ostatni raz - warknął, niechętnie obejmując go jedną ręką. - Nie jestem twoją przytulanką.

Liam zamknął oczy i pociągnął nosem, starając się uspokoić. Czuł jak zielonooki wolno zaczyna gładzić jego ramię i plecy. Chłonął bliskość starszego, skupiając się na jego dotyku. Chciał wreszcie ukoić nerwy, które w ostatnim czasie zbyt często dawały o sobie znać.

Leżeli tak wtuleni w siebie, a Liam pierwszy raz od kilku dni przestał myśleć o problemach. Chłonął ciepło ciała starszego chłopaka. Słyszał spokojne bicie jego serca. I miał ochotę zatrzymać czas w miejscu, bo ta chwila spokoju przez ostatnie wydarzenia miała jakby zdwojoną siłę.

Jednak pewna myśl wyrwała niebieskookiego z tego błogiego stanu. Otworzył oczy i zadarł głowę, patrząc na szczękę Theo.

- Ale mogę dzwonić, jeśli będę potrzebował? - spytał cicho Liam, a jego głos miał w sobie tą nadzieję, której od tygodnia mu brakowało.

Milcząc, Raeken westchnął głęboko, w czym poczuł dyskomfort przez ciężar ciała Dunbara.

- Ta - mruknął ledwie słyszalnie. - Śpij już, szczeniaku.

- Dobranoc.

Theo nie odpowiedział.
  
  
  
-----------------------
* "Nie każdy błąd zasługuje na konsekwencje. Czasem potrzeba przebaczenia" - (trochę zmieniony) cytat z książki, której tytułu ani autora nie pamiętam, a strona z której to wzięłam mi się nie ładuje, a więc chciałam po prostu zaznaczyć, że cytat nie jest mój.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro