Rozdział 39
Liam jęknął boleśnie, kiedy uderzył o twardą podłogę. Kołderka osunęła się za nim, zasłaniając cały widok, a zimne panele sprawiły, że skrzywił się jeszcze bardziej.
- Ja nie rzucam słów na wiatr, szczeniaku.
Do zaspanego blondyna nie do końca dotarły te słowa, jednak kiedy usłyszał swoje przezwisko, nie miał już wątpliwości kto zaserwował mu tą dość bolesną pobudkę.
Niebieskooki nie ruszył się z podłogi jeszcze przez dłuższą chwilę, co skutkowało tym, że zniknęła jego ciepła kołderka. Usłyszał jak pościel jest zrzucana z powrotem na łóżko, a on skulił się na podłodze, jednocześnie masując pulsujące od bólu kolano.
- Miałeś wstać - usłyszał pretensjonalny głos Theo.
- Budzika nie usłyszałem - wychrypiał zaspany Dunbar.
Chciał zwinąć się w kłębek jeszcze bardziej, bo było mu wręcz lodowato, jednak nim zdążył to zrobić, poczuł ciepłe ręce oplatające go w pasie. Spiął się, kiedy Raeken siłą podniósł go, sadzając na łóżku.
- Więc może czas w ogóle włączyć telefon, co? - prychnął zielonooki, stając naprzeciw młodszego i podrzucił do Liama jego rozładowany niedoszły budzik.
- Kurwa - mruknął niebieskooki.
- Jak ładna to zadzwoń - skomentował brunet, wyciągając swojego smartfona. - Lepiej się pospiesz, bo mamy piętnaście minut do autobusu.
W tym momencie drzwi się otworzyły, a w nich stanęła pani Dunbar, na którą obaj spojrzeli ze zdezorientowaniem.
- Wszystko w porządku, chłopcy? - spytała blondynka, przeskakując wzrokiem pomiędzy nimi.
- Tak, telefon mi upadł - odpowiedział z uśmiechem Theo, nie mając zamiaru mówić jej, że przed chwilą zrzucił Liama z łóżka.
Kobieta skinęła głową i spojrzała jeszcze badawczo na swojego syna, który wzruszył ramieniem, po czym wyszła z pokoju.
- Wiesz, że nie ładnie jest kłamać? - syknął blondyn na starszego, jednocześnie rozmasowując swój obolały łokieć.
- Cel uświęca środki - oznajmił bez skrupułów zielonooki, chowając smartfona z powrotem do kieszeni. - Ruszaj się, bo autobus nam ucieknie.
***
Raeken wyszedł na dach, zamykając za sobą drzwi. Nie zdziwił się, kiedy zauważył Deucaliona, który już siedział, opierając się o ścianę. Nastolatek usiadł obok niego, jak zawsze, tackę z lunchem układając sobie na kolanach. Wziął się za jedzenie, podczas gdy woźny wyciągnął swoje papierosy.
- Czemu nic nie powiedziałeś? - odezwał się mężczyzna, podpalając rulonik tytoniu.
- O czym? - spytał Theo, na chwilę zaprzestając jedzenia i spojrzał na starszego.
- Dobrze wiesz o czym - odparł chłodnym tonem, a brunet tylko przez chwilę patrzył w jego oczy pełne zawodu.
I Raeken przez chwilę poczuł się, jakby znowu był dzieckiem i dostawał kazanie od rodziców, bo zrobił coś złego. Kazanie z czasów, kiedy jeszcze jego ojciec ograniczał się do słownej formy kary.
- Po prostu - mruknął wreszcie, odwracając wzrok. - Chwalenie się tym każdemu byłoby skrajną głupotą. Wbrew pozorom, mam trochę oleju w głowie.
- Tak, a ja jestem "wszyscy" i mam na imię "Każdy" - prychnął Deucalion.
Theo nie odpowiedział, wodząc spojrzeniem po budynkach.
- Zwyczajnie chciałem, żeby wiedziało o tym jak najmniej osób - wyjaśnił pod nosem, wracając do jedzenia.
Przez chwilę siedzieli w ciszy, choć dziewiętnastolatek doskonale wiedział, że to jeszcze nie koniec przesłuchania. Mężczyzna rzadko kiedy był taki w stosunku do niego. Theo czasami stwierdzał, że Deucalion po prostu przez rozwód i ograniczony kontakt z własnymi dziećmi kierował na niego ten swój instynkt rodzicielski.
- Od kiedy się w to bawisz? - spytał woźny, zaciągając się papierosem.
- Krótko - wymamrotał zielonooki, jednak kiedy zorientował się, że taka odpowiedź nie wystarczy, równie cicho dodał: - Trzy lata, może trochę więcej.
Wszystko co mówił starszemu dokładnie zapamiętywał, by nie pomylić się w żadnym swoim następnym kłamstwie. Jednocześnie starał się podawać mu te same informacje co Corze, by znowu nie doszło do podobnej sytuacji jak w piątek.
- To rzeczywiście krótko jak chuj - prychnął sarkastycznie Deucalion.
- O co ci chodzi? W porównaniu do Dereka...
- A słyszałeś o tym, żeby porównywać się do siebie? - przerwał mu. - I do tego co robiło się w przeszłości, a nie do innych?
Theo westchnął głęboko, przewracając oczami. Czasami irytowało go podejście do życia, jakie miał Deucalion. Właściwie nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie to, że zostawał ciągle pouczany, za czym wyjątkowo nie przepadał.
- Tak, słyszałem - wymamrotał, odkładając na bok tackę ze skończonym posiłkiem. - Ale nie wiem jak ty, ja nie lubię odwracać się za siebie. Zresztą jest to bezcelowe, bo...
- Nie zmieniaj tematu, synu - zastrzegł starszy, ponownie mu przerywając.
- Mhm - mruknął Raeken, dochodząc do wniosku, że posłuszeństwo trochę udobrucha Deucaliona. To działało chyba na każdego rodzica.
Nastolatek wyciągnął swoje fajki, żałując, że zapomniał wziąć z domu e-papierosa. Wtedy przynajmniej mógłby się skupić na bawieniu się dymem, a nie na tym co mówi do niego mężczyzna.
- Skoro tak - odezwał się znowu woźny - to wychodzi na to, że kłamałeś za każdym razem, kiedy pytałem skąd masz siniaki.
On nawet nie zapytał, po prostu to stwierdził. A najgorszym było, że miał rację. Co jednak znaczyło, że nie potrafi jeszcze rozpoznać, kiedy Theo kłamie, co cieszyło nastolatka.
- Nie zawsze - odpowiedział wolno brunet, w międzyczasie zaciągając się głęboko. - Ale jest duże prawdopodobieństwo, że tak.
- Miło - prychnął Deucalion.
Theo miał ochotę przewrócić oczami. Czasami naprawdę nie rozumiał, dlaczego ludzie tak nie cierpią drobnych kłamstw. Chyba zbyt często oszukiwał, by jeszcze miało to dla niego jakiekolwiek znaczenie.
- Ty szujo pierdolona, okłamałeś mnie.
W głowie rozbrzmiał mu oburzony głos Liama. Raeken naprawdę był zdziwiony, dlaczego to tak bardzo go wzburzyło, przecież to było na temat głupich lekcji. Chciał go po prostu zmotywować w skuteczny sposób i nie widział w tym małym kłamstwie nic złego.
- No sory, Deuc - odezwał się wreszcie, zachowując w swoim głosie nutę skruchy. - Po prostu chciałem, żeby wiedziało jak najmniej osób. Sory.
- Nie przepraszaj, tylko następnym razem bądź ze mną szczery - odpowiedział surowo. - Poza tym to był wyjątkowo głupi pomysł.
Theo zaciągnął się, marszcząc brwi. Wypuścił dym i spojrzał z dystansem na starszego.
- Twierdzisz, że sam sobie nie poradzę?
- Nie, ale czasami naprawdę bardzo nędznie wyglądasz - stwierdził otwarcie mężczyzna. - Ledwo dbasz o siebie, a co jeżeli będziesz musiał martwić się o innych?
- Umiem dbać o innych - odpowiedział, nie zastanawiając się nad tym, że zbaczają z tematu. Choć właściwie to było mu na rękę, przynajmniej dalej nie musiał kłamać.
- Tak? A, poza Derekiem, kogo mógłbyś wymienić? Nie licząc też rodziny, rzecz jasna - spytał woźny, posyłając mu nieprzekonane spojrzenie.
Rodziny? Ja bym tak tego nie nazwał - pomyślał, następnie chwilę zastanawiając się nad odpowiedzią. Zaciągnął się znowu i mruknął w końcu:
- No Stiles...
- Synu, ja mówię o szczerych relacjach, a nie interesach - oznajmił mężczyzna, patrząc na niego z politowaniem.
- Ale to, że aktualnie interesuje mnie tylko Derek nie znaczy, że w ogóle nie umiem dbać o innych - wytknął mu, próbując bronić swojego zdania. Choć tak naprawdę zaczynał dochodzić do wniosku, że woźny ma rację.
- Bądźmy szczerzy, Theo, oboje wiemy, że Derek to ostatnia osoba, którą trzeba by się martwić. Sam sobie daje radę - oznajmił Deucalion.
- Co, mam ci udowodnić, że...
- Nie masz nic nikomu udowadniać - przerwał mu stanowczo - bo to tym bardziej byłoby nieszczere.
- No to o co ci chodzi? - spytał, marszcząc brwi. Bo teraz Theo naprawdę miał jeden wielki mętlik w głowie. Nie rozumiał po co ta cała wymiana zdań, choć sam to ciągnął.
- Żebyś zdał sobie sprawę, że trochę egoistycznie się zachowujesz - odpowiedział jak gdyby nic. - I przy okazji, żebyś trochę nad tym popracował.
Raeken otworzył usta, by wyjaśnić, że przecież trzeba najbardziej dbać o siebie, a nie innych. Że wcale nie zachowuje się egoistycznie, tylko stara się jeszcze bardziej nie zepsuć swojego życia. Ostatecznie jednak zachował to dla siebie i zaciągnął się głęboko, czując, że musi uspokoić nerwy, zanim irytacja na dobre dojdzie do głosu.
Potem już nie odezwał się w ogóle, nie miał ochoty przyznawać Deucalionowi racji, choć czuł, że to prawda. Problem był w tym, że Theo zawsze nie cierpiał tej prawdy, która dotyczyła jego. Dlatego siedzieli tak w ciszy, paląc swoje papierosy.
W końcu kiedy Raeken wyrzucił peta, wstał z miejsca, wziął swoje rzeczy i rzucając krótkie pożegnanie, wszedł z powrotem do budynku. Skierował się na stołówkę, by odnieść tackę i jednocześnie sprawdzić, czy młodszy blondyn przypadkiem znowu nie zerwał się z lunchu.
Dlatego, kiedy już odniósł rzeczy na stołówkę, przystanął, ogarniając wzrokiem całe pomieszczenie. Gwar rozmów zlewał się w jedno, a nastolatkowie w grupach pozajmowali niemal każdy ze stołów. W końcu Theo zauważył trójkę przyjaciół Liama. Rozmawiali o czymś, a Raeken nawet stąd mógł dostrzec, że nie mają najlepszych humorów.
Jeszcze przez chwilę próbował sprawdzić, czy może Dunbar jest z nimi. Jednak zamiast niego złapał kontakt wzrokowy z ciemnookim brunetem, który go obserwował. Corey posyłał mu wyraźne spojrzenie, by do nich nie podchodził. Bramkarz najwyraźniej nadal miał problem o ich środową rozmowę, kiedy starszy próbował dowiedzieć się co z Liamem.
Theo prychnął kpiąco pod nosem po czym, wkładając ręce do kieszeni, skierował się do wyjścia ze stołówki. Szedł w stronę patio, mając nadzieję, że tam zasta blondyna. Nie miał ochoty uganiać się za nim po całej szkole, jednak jutro był już trening, na którym Liam musiał się stawić. Dlatego Raeken chciał przypilnować młodszego, by ten nie opuścił znowu lunchu.
Wyszedł na patio i poczuł chłodniejszy powiew wiatru, co mimowolnie nasunęło mu myśl, że tego zmarzlucha raczej tu nie będzie. Mimo wszystko, Theo sprawdził najpierw wszystkie ławki w zasięgu wzroku. Nie dostrzegł nigdzie blond czupryny, więc skierował się na ich standardowe miejsce, gdzie zazwyczaj siadali.
I wtedy go zauważył. Niebieskooki siedział skulony na ławce, opierając plecy o ścianę. Czoło miał oparte na kolanach, a swoje nogi obejmował. Theo aż zaczął się zastanawiać, czy po prostu wygodnie mu w takiej pozycji, czy znowu przechodzi załamanie nerwowe. Starszy westchnął pod nosem i udał się do blondyna.
Wyciągając papierosy, usiadał obok niego, opierając się plecami o krawędź blatu, na którym położył też łokieć. Podpalając rulonik tytoniu, spojrzał na Liama, który teraz lekko się wyprostował, obserwując zmęczonym wzrokiem jego poczynania.
Raeken zerknął na tackę z lunchem i zdziwił się pozytywnie, kiedy zauważył, że blondyn już trochę zjadł. Zaciągnął się, uważając by nie wypuścić dymu w stronę niebieskookiego.
- Zjedz coś jeszcze - wymamrotał brunet, a gdy popatrzył na Liama, zauważył jak ten odprowadza wzrokiem bladą chmurę.
- Nie chcę - burknął Dunbar, odchylając głowę na ścianę.
- Nie pytałem cię o zdanie.
Przez chwilę Theo się wydawało, że blondyn ma szklane oczy, co właściwie wcale by go nie zdziwiło. Jednak bardziej skupił się na jego pustych tęczówkach. Choć tym razem oczy młodszego zdawały się być bardziej smutne. A Raeken zdał sobie sprawę, że ten wariant też zupełnie nie pasuje do tego chłopaka.
Dunbar w końcu przestał błądzić spojrzeniem po pochmurnym niebie i spuścił wzrok na bruneta. Patrzyli tak na siebie, Theo próbował dostrzec coś więcej w oczach Liama, a Liam po prostu zawiesił wzrok na tęczówkach Theo.
Zielonooki zaciągnął się, w końcu zrywając kontakt wzrokowy. Wypuścił dym, a w jego głowie pojawiła się myśl, że nawet jak Mason się z tego wyliże, to Dunbar już nie będzie taki sam.
- Ty w ogóle próbujesz dojść do siebie? - odezwał się starszy, po czym zrobił krótką pauzę, przykładając papierosa do ust i dodał: - Bo nie wyglądasz jakby ci na tym zależało.
W pierwszej chwili Liam nie odpowiedział. Po prostu siedział tak dalej, śledząc wzrokiem rozpływający się dym papierosowy. Potem westchnął głęboko, niewiele poprawił się na ławce i nieco spuścił głowę.
- No, bo... - zawahał się, co trochę zdziwiło zielonookiego. - A zresztą nieważne.
- Mów.
- No nie wiem - mruknął wyraźnie zniechęcony.
- Czemu? - Theo nieznacznie zmarszczył brwi, próbując złapać z nim kontakt wzrokowy, jednak Liam tylko prychnął, odwracając głowę gdzieś na bok.
- Żebyś znowu mi to wytknął w pierwszej lepszej sprzeczce? Podziękuję - odparł z nutą wyrzutu w głosie.
- Żebyś zdał sobie sprawę, że trochę egoistycznie się zachowujesz.
Raeken przypomniał sobie słowa Deucaliona sprzed kilkunastu minut i znowu zdał sobie sprawę, że mężczyzna miał rację. Zaciągnął się głęboko, jednocześnie starając się zbytnio nie przejmować tym faktem. Choć rzeczywiście powinien popracować nad swoim zachowaniem i miał tego świadomość. Ale jak na razie po prostu mu to nie przeszkadzało.
- No sory, taki już jestem i tyle - odpowiedział niewzruszony, uwalniając dym z płuc.
- Nie, nie jesteś. Normalnie taki nie byłeś - odparował Liam. - Tylko wtedy przesadziłeś. I tam na wzgórzu też.
Zapomniałem, że jesteś tak słaby - pomyślał brunet, unosząc zmęczony wzrok do nieba.
- Dobra, przepraszam. Zadowolony? - westchnął, patrząc na niego wyczekująco.
- Trochę takie wymuszane - skomentował niebieskooki, po czym dodał cicho: - Ale tak.
A Raeken zapamiętał sobie, że w ten sposób łatwo udobruchać Liama. Potem znowu przez chwilę siedzieli w ciszy, blondyn wodził znudzonym wzrokiem po otoczeniu, a w międzyczasie starszy skończył swojego papierosa i wyrzucił peta.
- Tak w ogóle - mruknął Dunbar, przez co Theo na niego spojrzał - to co ze Stilesem?
Zielonooki zmarszczył brwi w niezrozumieniu, jednocześnie siadając przodem do chłopaka. Zaskoczył go, że poruszył temat syna szeryfa i przez moment przeszło mu przez myśl kilka czarnych scenariuszy, co może powiedzieć Liam.
- A co ma z nim być? - spytał wolno Raeken, opierając łokieć na blacie stołu.
- Jak była bójka na boisku - zaczął niebieskooki, a brunet momentalnie przypomniał sobie dzień, od którego zaczęła się ta cała jazda ze Stilinskim - to potem kazałeś mi go pilnować. Czy mówi coś o Jacksonie i tak dalej.
- No i co w związku z tym? - zadał kolejne pytanie, już z nieco bardziej spokojną głową.
- Dalej mam to robić?
- A masz coś ciekawego?
- Nie wiem, w ostatnią sobotę mówił, że ma coś do załatwienia i nie było go ze Scottem i Isaaciem, kiedy do nas przyszli - odpowiedział.
- Nas? - powtórzył Theo, marszcząc brwi.
- Do mnie i Malii - wyjaśnił z westchnieniem Liam, jakby to było oczywiste. Brunet skinął głową, dopiero przypominając sobie, że Dunbar ma rodzeństwo. - No to? Bo jak w piątek rozmawiałeś przez telefon, to coś wspominałeś o Jacksonie...
Blondyn zamilkł pod wpływem surowego spojrzenia Raekena. Starszy chętnie wygarnąłby mu, że w końcu nie powinno się podsłuchiwać, jednak miał świadomość, że wtedy mówił na tyle głośno, że wręcz nie dało się tego zignorować. Normalnie nie zrobiłoby mu to różnicy, ale teraz Liam wracał do tego, co znaczy, że to zapamiętał i prawdopodobnie też myślał na ten temat. I to właśnie najbardziej go nie zadowalało.
- I co w związku z tym, że o nim wspomniałem? - spytał wolno zielonooki, siląc się na neutralny głos.
Zauważył jak niepewność znika z twarzy młodszego i dopiero wtedy zorientował się, że Liam bał się go zdenerwować. Dlatego uśmiechnął się w duchu, bo to oznaczało, że jego sposób był skuteczny.
- Nie wiem - mruknął wreszcie ostrożnie blondyn. - Myślałem, że to jeszcze aktualna sprawa.
- Po części tak, po części nie - powiedział Theo nim ugryzł się w język. Zaklął w myślach, stwierdzając, że lepiej zmienić temat. - A odpowiadając, to; nie, nie musisz już go pilnować - mówiąc to, wstał ze swojego miejsca. - Dzięki za pomoc.
Liam tylko skinął głową, a starszy skierował się do wejścia do szkoły.
***
Theo wysiadł z autobusu, zakładając swoją torbę na ramię. Zszedł na bok chodnika i wyciągnął papierosy, nieznacznie krzywiąc się przy tym, kiedy poczuł ból pleców. Działanie tabletki skończyło się niedługo po jego pracy, dlatego stwierdził, że nie będzie już brał kolejnej, skoro dzień i tak dobiegał końca.
Odpalił rulonik tytoniu, zaciągając się od razu. Panujący mrok rozświetlany był tylko przez latarnie uliczne, a gdy Raeken wyciągnął swój telefon aż zmrużył oczy przez zbyt jasny ekran. Wszedł w wiadomości, wybierając odpowiedni numer i na chwilę przytrzymał używkę wargami, by mieć wolne obie ręce.
Ja: Jutro też widzę cię w szkole, jasne?
- Mogę szluga?
Theo zmarszczył brwi i przeniósł wzrok na obcego chłopaka przed sobą. Raeken zaciągając się zlustrował go wzrokiem, nie mając wątpliwości, że nastolatek jest młodszy od niego. Jego niższy wzrost był dość rzucającym się w oczy potwierdzeniem. W tym także chuda sylwetka, której do końca nie mógł ocenić przez jego jesienną kurtkę.
- Nie jesteś na to za młody? - spytał pół żartem, pół serio. - Ile ty masz lat, dzieciaku?
- Szesnaście, to problem? - ciemnooki uniósł brew, wkładając ręce do kieszeni. - Miło, że się martwisz, ale chyba sam wiesz jak działa nałóg.
Mówiąc to, niższy brunet zjechał spojrzeniem na papierosa, którym Raeken akurat się zaciągał.
- Odważne założenie, że w ogóle mnie interesujesz - stwierdził zielonooki, wypuszczając dym na bok. - Bardziej mnie martwi, że na tym stracę.
- Jeden szlug - drążył młodszy. - Sam pewnie wiesz, że to najlepsze na odstresowanie, więc będę ci wdzięczny.
- Stresujesz się? - wychwycił Theo, unosząc brew. - Skoro tak na ciebie działam, to po co zagadujesz?
- Przy tobie to akurat można czuć się bezpiecznie - odpowiedział na tą grę, uśmiechając się przy tym z pewnością siebie.
- Wyszczekany - skomentował, znowu lustrując go wzrokiem i zauważył, że pod maską młodszego rzeczywiście widzi oznaki zestresowania. Dlatego, wypuszczając dym, sięgnął do kieszeni i wyciągnął paczkę papierosów. - A tak na poważnie?
Zadał to pytanie, jednocześnie trzymając fajki poza zasięgiem drugiego bruneta. Chciał żeby chłopak najpierw odpowiedział, a używkę może dostać w nagrodę. Theo wiedział, że nastolatek bez problemu go zrozumiał, dlatego nie dodał nic więcej, zaciągając się ponownie.
- Zgubiłem się - odpowiedział niższy, przeczesując ręką włosy. - Jest ciemno jak w dupie i nie mam pojęcia gdzie jestem.
Raekenowi przeszło przez myśl, że młodszy może być pod wpływem czegoś. Było ciemno, nie widział dokładnie białek jego oczu. Ani jakiej wielkości są jego źrenice, bo czekoladowe tęczówki w mroku się z nimi zlewały.
Mimo wszystko, tylko zaciągnął się, uśmiechając z rozbawieniem i poczęstował młodszego papierosem, pytając:
- Nie znasz miasta?
- Wczoraj dopiero przeprowadziłem się tu z rodziną - wyjaśnił niższy. - Masz ognia?
- Chciałeś tylko szluga - odpowiedział brunet, uśmiechając się perfidnie.
- No weź... - jęknął z rozbrajającym uśmiechem, posyłając mu proszące spojrzenie.
- Imię - zażądał, jednocześnie wyciągając zapalniczkę, którą zaczął się bawić dla prowokacji. - Nie lubię nie wiedzieć z kim rozmawiam.
Ciemnooki uśmiechnął się, obracając w palcach rulonik tytoniu.
- Daniel, w skrócie Dan - przedstawił się, po czym nim włożył papierosa do ust, spytał: - A ty?
Brunet zaciągając się, podpalił końcówkę jego używki i odpowiedział dopiero kiedy schował zapalniczkę i wypuścił dym.
- Theo - rzucił, po czym postanowił zmienić temat. - Skoro się zgubiłeś, to czemu po prostu nie włączysz mapy miasta?
- Telefon mi padł - wyjaśnił, a Raeken rozumiał tą nutę wyrzutu w jego głosie. - Pomógłbyś mi?
Starszy nieznacznie uniósł brew, zaciągając się.
- A czy wyglądam ci na dobrego samarytanina?
- Nie ocenia się książki po okładce - odpowiedział Daniel z cwanym uśmiechem, wypuszczając dym. - A ty nie jesteś głupi.
- Nie znasz mnie - stwierdził niemal automatycznie.
- Nie - potwierdził młodszy. - Ale to nie szkodzi. Po prostu potrzebuję, żebyś pomógł mi wrócić do domu.
- Nie jestem kierunkowskazem - oznajmił zielonooki z wrednym uśmiechem.
- Kierunek na niewiele by mi się tu zdał - odpowiedział sprytnie, a Theo mentalnie przyznał mu rację.
Raeken zaciągnął się ostatni raz i wyrzucił peta. Już miał się odezwać, jednak zrezygnował z tego, gdy poczuł wibracje telefonu. Wyciągnął i odblokował urządzenie, odczytując esemesa.
Szczeniak: Wątpię, by w ogóle udało mi się wstać z łóżka.
Brunet uśmiechnął się pod nosem, wystukując wiadomość zwrotną.
Ja: Ja tego dopilnuję.
- Dobra, młody - odezwał się wreszcie, przenosząc na niego wzrok, gdy schował już smartfona. - To powiedz mi skąd trafisz na chatę, a ja ci powiem czym tam dojedziesz.
- Dzięki.
***
Raeken skręcił na swoją przecznicę. Pomoc Danielowi wcale nie zajęła mu aż tak długo jak myślał. Zresztą spokojnie mógł stwierdzić, że chłopak jest dość kumaty, jak na swój wiek.
Chwilę szedł przed siebie, wzrokiem wodząc po chodniku. Kiedy uświadomił sobie, że idzie ze spuszczoną głową, podniósł ją, karcąc siebie w myślach. Musiał się bardziej pilnować. Spojrzał prosto przed siebie i zmarszczył brwi, gdy kawałek dalej na ulicy zauważył pogotowie.
Niebieskie światła migały odbijając się do pobliskich domów, a on nawet ze swojego miejsca widział jak na noszach wsadzają kogoś do karetki. Szedł dalej, obserwując jak dwaj ratownicy wsiadają na miejsca z przodu, a trzeci wchodzi do wnętrza pojazdu.
Przystanął, kiedy zauważył swojego ojca. Nie dostrzegł wyrazu jego twarzy jednak wyglądał na sfrustrowanego, gdy wsiadał do środka, nie spuszczając wzroku z osoby na noszach. Drzwi zostały zamknięte, od budynków odbił się ostry dźwięk sygnału, a samochód ruszył.
Theo stał w bezruchu, odprowadzając pojazd wzrokiem. Jego ciało przeszedł dreszcz i już sam nie wiedział czy to przez zimny wiatr, czy przez myśli dochodzące do głosu. Wcale nie musiał długo się zastanawiać, niemal od razu zdał sobie sprawę, że coś stało się jego matce.
Przełknął ślinę, niepewnie znowu zaczynając iść przed siebie. Najgorsze w tym wszystkim było to, że nie poczuł nic. Żadnego strachu o zdrowie rodzicielki, żadnego smutku, że może ją stracić. Theo już dawno stracił przywiązanie do matki, teraz ignorował ją tak jak ona jego.
Jedyną niepokojącą go myślą było to, że ojciec bez wątpienia będzie teraz chodził nerwowy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro