Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 33

Derek zatrzymał swoje auto na podjeździe.

Stwierdził, że nie opłaca się wjeżdżać do garażu, skoro niedługo znowu będzie gdzieś jechał.

Słońce dopiero wstawało, a niebo było jeszcze szare kiedy wchodził do domu.

Nie cierpiał, kiedy ktoś z rana dzwonił do niego po towar. Musiał zrywać się z łóżka, co zaburzało jego rytm snu. Żałował, że nie pomyślał o swoim zdrowiu, kiedy pakował się w to wszystko.

Zamknął za sobą drzwi, nie fatygując się by być cicho. I tak zaraz chciał iść budzić Theo. Pomimo, że kazał mu przestawić budzik, teraz stwierdził, że skoro chłopak zazwyczaj wcześnie wstaje, to nie zrobi mu to różnicy.

Choć była piąta dwadzieścia trzy.

Ściągnął swoją skórzaną kurtkę, odkładając ją na wieszak i skierował się w stronę schodów. Mijając kuchnię, na wszelki wypadek zajrzał do środka, jednak pustka i cisza panująca w domu potwierdzały tylko jego przypuszczenia, że Theo wciąż śpi.

Dlatego wszedł tylko na moment do pomieszczenia, by nastawić wodę na kawę. Wypił już jedną wcześniej, przed wyjściem, ale wczesne wstawanie nie było jego mocną stroną i czasami potrafił wypić kilka kubków pod rząd.

Upewnił się, że czajnik jest na dobrym gazie i wyszedł z kuchni, po chwili wchodząc na schody. Minął drzwi do swojej sypialni i cicho wszedł do pokoju gościnnego po drugiej stronie korytarza.

Zamknął za sobą drzwi, wolno podchodząc do łóżka, na którym spał młodszy chłopak. Theo leżał na boku, przytulając się do zrolowanej kołdry.

I Derek aż zmarszczył nos, oglądając jego posiniaczone plecy. Odruchowo spojrzał też na odsłoniętą szyję bruneta, na której teraz wyraźnie było widać ślady po duszeniu.

Szatyn sam nie cierpiał podduszania, kiedy walczył na ringu. Choć wiedział, że to praktycznie nieporównywalne do tego, co musiał czuć wtedy Raeken. Ale miał świadomość, jak okropna jest walka o każdą następną dawkę powietrza.

Mimo wszystko, teraz klatka piersiowa Theo spokojne unosiła się i opadała w miarowych oddechach podczas snu. Jego pogodny wyraz twarzy aż zadziwiał starszego, wyglądał jakby żaden siniak nie robił na nim wrażenia. Choć w ostatnim czasie miał ich naprawdę sporo.

Albo to Derek nic wcześniej nie zauważył.

Westchnął cicho, pochylając się nad młodszym chłopakiem.

- Theo - mruknął, ostrożnie szturchając jego ramię.

Raeken tylko zmarszczył na chwilę nos i bardziej wtulił się w kołdrę, chowając w niej twarz.

- Theo - powtórzył szatyn, tym razem nieco silniej wykonując ten sam ruch.

- Czego chcesz? - jęknął wreszcie zielonooki, przeciągając samogłoski.

- Wstawaj - polecił Hale, po chwili siadając na skraju łóżka.

- Nawet nie było budzika - wymamrotał niezadowolony Theo, a kiedy tylko chciał podnieść się do siadu, skrzywił się i syknął: - Kurwa mać.

Zastygł, podparty na łokciu, bojąc się wykonać jakikolwiek ruch.

- Co jest? - Derek zlustrował go badawczym wzrokiem, choć sekundę później sam sobie odpowiedział na to pytanie kiedy zobaczył też, w jakim stanie jest tors i brzuch chłopaka.

Brunet zacisnął szczękę, skrzywił się jeszcze bardziej i zmienił pozycję do półsiadu, opierając się o wezgłowie łóżka.

- Może załatwię jakąś maść na siniaki? - piwnooki uniósł brew.

- Nie trzeba - wymamrotał Theo, masując swój lewy bark. - Podałbyś mi tabletki i wodę?

- Znowu? - Hale zmierzył bruneta nieprzekonanym spojrzeniem.

- Błagam cię, Der, nie zaczynaj - jęknął Raeken, przymykając oczy.

Szatyn westchnął pod nosem i schylił się, wyciągając spod łóżka torbę sportową młodszego. Nie musiał w niej grzebać, doskonale wiedział, w której kieszeni zielonooki trzyma tabletki. Dlatego już po chwili, wyciągnął fiolkę i butelkę, podając je nastolatkowi.

Theo standardowo, najpierw wziął pigułkę, następnie popijając ją wodą, a Hale widział grymas bólu, towarzyszący mu przy każdym ruchu. Zastanawiał się, jak to właściwie jest, kiedy nie można nawet ruszyć ręką. Jedyny ból, jaki odczuwał na dłuższą metę, to były zakwasy i to maksymalnie przez kilka dni. Nawet na ringu jakoś bardzo nie przejmował się przyjmowanymi ciosami.

- Która godzina? - wychrypiał Raeken, oddając starszemu swoje rzeczy, by ten schował je z powrotem do torby.

Derek szybko pochował wszystko do odpowiednich kieszeni, następnie odwracając nadgarstek tak, by mógł zobaczyć dokładną godzinę na zegarku.

- Piąta trzydzieści jeden - odpowiedział.

- Kurwa, serio? - warknął zielonooki i odchylił głowę, uderzając nią o ścianę. - Kazałeś mi przestawić budzik, a teraz i tak wstaję wcześniej niż normalnie. Zajebiście, kurwa, no.

- I tak wcześnie wstajesz - niewzruszony Derek wstał ze swojego miejsca. - Więc o co ci chodzi?

- O tabletki, do cholery - syknął brunet, przecierając twarz dłońmi. - Przecież działają tylko sześć godzin.

Szatyn przeklął w duchu, mentalnie przyznając młodszemu rację. W końcu Theo szedł dzisiaj do szkoły, później jeszcze do pracy. Szatyn już miał mu odpowiadać, kiedy usłyszał gwizd czajnika z kuchni. Podrapał się po karku, kilka chwil później stwierdzając, że nie warto kończyć tematu.

- Ogarnij się tu i zejdź nad dół - polecił piwnooki, kierując się w stronę wyjścia. - A i pościel łóżko, żeby nie było, że "nie miałeś czasu".

Derek wyszedł z pokoju, a Raeken przewrócił oczami, nie mając zamiaru ruszać się ani o milimetr. Wszystko go bolało i wolał poczekać aż środki przeciwbólowe zaczną działać. I uświadomił sobie, że tabletki znacznie ułatwiły mu funkcjonowanie. Nawet nie chciał się zastanawiać, jak musiałby sobie dzisiaj radzić bez ich działania.

Westchnął cicho, kiedy przypomniał sobie, że w połowie dnia ból może wrócić. Jednak bez wahania stwierdził, że po prostu weźmie kolejną tabletkę. Nie chciał testować swojej wytrzymałości i wolał nie narażać się na ból, skoro mógł wziąć pigułkę.

Na moment, przez głowę przemknęła mu myśl, że miał przecież ograniczyć leki. Nie był głupi i wiedział, że ich ciągłe działanie nie wpływa dobrze na jego organizm. Jednak z drugiej strony, jaki miał wybór? Musiał iść do szkoły, musiał iść do pracy. Jeżeli miał wykonywać jakiekolwiek czynności, musiał być sprawny przynajmniej w połowie. Dzisiaj ledwo zmienił pozycję przed wzięciem tabletki.

Zaciskając szczękę, podniósł się do siadu, czując jeszcze znaczy dyskomfort. Jednak liczyło się tylko to, że przynajmniej mógł się ruszać, dlatego też zaczął szukać swojej koszulki i spodni. Po chwili zakładał już joggery i syknął cicho, kiedy sięgnął po T-shirt. Postarał się zignorować ból i naciągnął na siebie materiał, następnie odruchowo przeczesując włosy.

Zgarnął telefon z szafki nocnej i kiedy już chciał kierować się w stronę wyjścia, przypomniał sobie, że Derek kazał mu pościelić łóżko. Dlatego westchnął głęboko i odłożył z powrotem urządzenie. Najpierw rozwinął zrolowaną kołdrę, rozciągając ją na cały materac, a potem niedbale poprawił poduszki, wziął swojego smartfona i wyszedł z pokoju.

Jednak nie skierował się od razu na dół, a udał się na koniec korytarza - do drzwi prowadzących na taras.

Starał się nie wykonywać gwałtownych ruchów, choć i tak czuł wyraźną ulgę w porównaniu do bólu, który był tuż po wstaniu.

Wyszedł na zewnątrz, a zimne deski cicho zaskrzypiały pod jego stopami. Odruchowo potarł ramiona stwierdzając, że wychodzenie w krótkim rękawku było co najmniej złym pomysłem. Ostatecznie jednak nie wrócił się, tylko wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów razem z zapalniczką.

Podszedł do barierki, podpalając papierosa. Zaciągnął się i oparł łokcie na zimnym drewnie, spuszczając wzrok na oświetloną ulicę i szarzejące niebo. Panujący półmrok o tej godzinie przypomniał mu, że jest już październik.

Zaciągnął się, przytrzymując dym w płucach.

Nawet nie wiedział, kiedy wrzesień minął tak szybko. I dopiero poczuł, że wpadł w rutynę. Każdy dzień opierał się na obecności w szkole i w pracy, którą miał także w weekendy. I na znoszeniu Dunbara, którego miał serdecznie dość.
 
 
- A co ty, kurwa, możesz wiedzieć o dobrych manierach? Pijesz, palisz i chuj wie, co jeszcze bierzesz poza marihuaną. Jesteś z pieprzonej patoli, więc nie pouczaj mnie, skoro sam nie potrafisz ogarnąć swojego życia, frajerze.
 
 
Mimo woli, przypomniał sobie słowa młodszego, z poprzedniego wieczoru. Fakt, poczuł się urażony, ale z drugiej strony miał wrażenie, że wcale nie powinien mieć mu tego za złe. Przecież powiedział tylko prawdę i to nieświadomie. Ale nie zmieniało to faktu, że sam uciekał od prawdy i nie specjalnie cieszył się, kiedy ktoś o niej wspominał.

Jednak skoro Liam miał o nim takie zdanie, to czemu jeszcze ciągle za nim łaził?

Zaciągnął się, strzepując żar.

Theo naprawdę zaczynał nie rozumieć blondyna. Tym bardziej, że nieraz celowo wyprowadzał go z równowagi albo traktował zupełnie niepoważnie. Nie licząc już wyzwisk i innych złośliwości.

Szybko przypomniał sobie, kiedy to Dunbar przyszedł do niego w nocy. Brunet zacisnął szczękę, jeszcze bardziej żałując tamtej decyzji. Teraz zwyczajnie poczuł się, jakby młodszy wbił mu nóż w plecy. A w tym nawet tabletki nie pomagają.

Zaciągnął się, ponownie przytrzymując dym.

Po chwili przypomniał sobie o bluzie, którą zostawił u niego Liam. Oraz o swojej, którą mu pożyczył, czego teraz również żałował. Nie żeby potrzebował akurat konkretnie tej. Ale przyłapał się na dość materialistycznym myśleniu i irytował się, kiedy ktoś w ogóle ruszał jego rzeczy.

Znowu się zaciągnął.

Teraz był rozdrażniony na samego siebie za fakt, że nie wziął jej od razu i sam pozwolił, by młodszy jeszcze ją przetrzymywał.

Kurwa.

- Wracaj mi tu, jest kilka stopni, ochujałeś? - brunet wzdrygnął się, po chwili patrząc w stronę Dereka, który stał w progu.

- Już kończę - wymamrotał, a ponownie się zaciągając, odwrócił się w stronę ulicy, którą wciąż oświetlały latarnie, choć w zasadzie było już widno.

- Nie "kończę", tylko teraz - oznajmił Hale. - Chodź tutaj.

Theo zaciągnął się ostatni raz, wyrzucając peta przed siebie.

- Weź nie mów do mnie jak do psa - warknął, posyłając starszemu rozdrażnione spojrzenie, kiedy kierował się do środka.

- Z psami to ja w ogóle nie gadam - odpowiedział szatyn, następnie zamykając za zielonookim drzwi balkonowe.

- Wiesz o co mi chodzi, Der - syknął Theo, idąc w stronę schodów.

Raeken wyjątkowo nie cierpiał, kiedy ktoś zwracał się do niego bez żadnego szacunku. Choć doskonale wiedział, że na należyte traktowanie trzeba sobie zasłużyć, to i tak nie zmieniało tego jak się czuł, kiedy ktoś nie mówił do niego, jak do człowieka.

Domyślał się, że Hale nie zrobił tego umyślnie, jednak mimo wszystko, poczuł się w jakimś stopniu urażony.

Zeszli do kuchni, gdzie na patelni Derek przygotowywał jajka sadzone. Bez słowa, starszy wrócił do robienia śniadania, a brunet przygryzł wargę przez kłujący ból na plecach, kiedy siadał przy wyspie kuchennej.

I stwierdził, że bez tabletek poziom bólu wywaliłoby poza skalę.

- Weź wyciągnij talerze - poprosił Hale, a Raeken westchnął głęboko. Ostrożnie podniósł się z miejsca, podchodząc do odpowiedniej szafki i wykonał polecenie.

Gdy wszystko rozkładał na stole, zauważył Crow'a, który właśnie z typową dla siebie kocią gracją wchodził do pomieszczenia. Miauknął krótko, mrużąc oczy, a Theo odpowiedział mu tym samym. Wziął czarnego kocura na ręce, całując go w pyszczek.

- I co mu nie dajesz jeść? - zwrócił się do Dereka, który spojrzał na niego z lekką dezorientacją. - Crow też jest głodny, a nie dałeś mu śniadania.

- Bo się nie rozdwoję, geniuszu - prychnął piwnooki. - Jak taki mądry to sam mu daj - oznajmił beznamiętnym tonem, po chwili dodając z uśmieszkiem: - O ile wiesz jak.

- Bardzo śmieszne - fuknął nastolatek i, cały czas trzymając kota na rękach, podszedł do lodówki. Wyciągnął z niej saszetkę z mokrą karmą, po czym skierował na przeciwną stronę kuchni, do misek kocura. - No nie wierć się - wymamrotał pod nosem, kiedy Crow próbował dosięgnąć saszetki z jedzeniem.

Nie mając wyboru, odstawił pupila na podłogę, następnie otwierając niewielkie opakowanie. Wycisnął z niego zawartość do odpowiedniej miski, podczas gdy kot łasił się o jego przedramię. Wreszcie pogłaskał kocura i zgarnął drugi półmisek, by wymienić mu wodę.

Derek w tym czasie już nałożył ich śniadanie na talerze i właśnie brał sztućce. Popijając swoją kawę, rzucił tylko okiem na poczynania młodszego, jakby chciał się upewnić, czy aby na pewno dobrze wszystko robi. Dokładnie tak, jakby karmienie kota było wybitnie trudną czynnością.

- Zastanawiam się, ile razy mam ci powtarzać, że nie jem śniadań - mruknął brunet, siadając przy stole, kiedy uprzednio dał kocurowi świeżą wodę.

- Zastanawiam się, ile razy mam ci powtarzać, że jest to głupie i niezdrowe - odpowiedział niewzruszony Derek, odstawiając kubek i wziął się za jedzenie.

- Tak właściwie, to jakim cudem wstałeś wcześniej ode mnie? - odezwał się zielonooki, odkrajając kawałek jajka.

- Że niby ty jesteś taki zajebisty we wstawaniu? - prychnął Hale, z rozbawieniem unosząc wzrok na bruneta.

- Na pewno wychodzi mi to lepiej od ciebie - uśmiechnął się pod nosem Theo, posyłając starszemu tryumfalne spojrzenie. - No więc?

- Mam ciekawą pracę, jakbyś zapomniał - odpowiedział piwnooki, a brunet już wiedział, że pewnie dostał jakiś telefon z samego rana.

Dobrze ci tak - pomyślał Raeken.

- Zjemy i jedziemy od razu po twoje rzeczy? - spytał Derek, znowu unosząc wzrok na młodszego.

- Popierdoliło cię? - brunet spojrzał na niego jak na debila. - Jedziemy tam dopiero, jak...

Urwał, kiedy po kuchni rozniosły się wibracje telefonu. Swój Theo miał w kieszeni, a gdy Hale głośno zaklął, nie miał wątpliwości, że to do Dereka.

Domyślał się, że szatyn najpewniej nie odbierze, a jeżeli już, to zjedzie rozmówcę po całości, zaznaczając, że śniadanie jest ważniejsze.

Dlatego zdziwił się, kiedy twarz starszego momentalnie złagodniała. Nim zdążył zapytać, piwnooki odebrał połączenie.

- Halo? - Theo wrócił do jedzenia. Słyszał głos osoby dzwoniącej, jednak nie potrafił rozpoznać żadnego słowa. - W domu. Nie wiem, tak za dwadzieścia pięć minut? - zainteresowany brunet uniósł wzrok na Dereka. - Mhm, dobra - piwnooki potakiwał głową. - Ale mniej więcej ile nam to zajmie? Bo mam potem sprawę do załatwienia - tutaj szatyn zerknął na Raekena. - Nie priorytetową, ale ważną dla mnie - młodszy przechylił nieco głowę, patrząc na niego badawczym wzrokiem. - No niech ci będzie. A i jeszcze jedno, nie będę sam - powiedział szatyn, po chwili przewracając oczami. - Tak wiem, ale będzie naturalniej. Po prostu mi zaufaj - kilka sekund później Derek odsunął telefon od ucha, odkładając go na blat, po czym jak gdyby nic zwrócił się do Theo: - No? Jedziemy tam dopiero, jak...? Dokończ.

- Jak rodzice wyjdą do pracy, nie mam zamiaru narażać się na kolejny wpierdol - wymamrotał Raeken, wstając od stołu kiedy skończył posiłek. - O co chodziło? - zmienił temat, pytając o rozmowę telefoniczną.

- Interesy - wyjaśnił piwnooki, także wstając ze swojego miejsca. Odłożył pusty talerz na blat obok młodszego, który zmywał po sobie. - Argent dzwonił.

- Wow, czyli jednak ma telefon? - stwierdził sarkastycznie Theo. - Co zjebałeś?

- Nic nie zjebałem, odwal się - warknął szatyn. - Nie wiem co chce, ale kazał mi przyjechać, dlatego zagęszczaj ruchy, bo mamy trochę mało czasu.

- Sam palnąłeś, że dwadzieścia pięć minut - fuknął Raeken. - Trzeba było trochę pomyśleć.

- Nie ucz ojca dzieci robić, najpierw sam zacznij używać szarych komórek - mówiąc to, starszy pacnął bruneta w czoło, który wzdrygnął się na ten ruch. - Zalej to wodą i zbieraj się.

Derek wyminął nastolatka, po chwili wychodząc z pomieszczenia. Theo przewrócił oczami, mamrocząc pod nosem kilka wyzwisk pod adresem Hale'a.

Jednak ostatecznie zalał naczynia wodą i urwał listek papieru, wycierając ręce. Wyszedł do przedpokoju i zdziwił się nieco, kiedy szatyn trzymał już jego sportową torbę.

- Wziąłeś wszystko? - spytał kontrolnie zielonooki, zakładając buty.

- Ta, wszystko masz tu spakowane - wymamrotał Derek, wpatrując się w wyświetlacz swojego telefonu.

Raeken założył swoją bordową bluzę i przejmując torbę od wyższego, obaj wyszli z domu. Brunet skierował się od razu do samochodu stojącego na podjeździe, a piwnooki zamknął mieszkanie, po chwili także wsiadając do auta.

- Po co do niego jedziemy? - spytał Theo, zapinając pas, podczas gdy starszy wyjeżdżał z posesji.

- Tego się dowiemy na miejscu - mruknął Derek, wjeżdżając na pustą ulicę.

- Dobra, tylko żebym nie spóźnił się przez ciebie do szkoły - westchnął zielonooki, wyciągając telefon z kieszeni.

Chciał tylko sprawdzić, ile procent baterii mu zostało i zdziwił się nieco kiedy zauważył, że ma nieodczytaną wiadomość. Odblokował urządzenie, przeklinając w duchu ukrywanie zawartości powiadomienia na ekranie blokady.

ndz. o 22:34
Szczeniak: Przepraszam

Sekundę później Raeken przypomniał sobie, za co przeprasza go młodszy chłopak. Znowu w jego głowie, słowo w słowo, rozbrzmiała wypowiedź Dunbara. Prychnął pod nosem, wygaszając telefon. Wbił wzrok z powrotem za okno, stwierdzając, że nie ma zamiaru odpisywać.

- Co jest? - spytał Derek, unosząc brew. A Raeken skarcił się w duchu, że zareagował na tyle przesadnie, by zauważył to szatyn.

- Szczeniak prosi o rozgrzeszenie - wymamrotał brunet, po czym przypomniał sobie, że piwnooki nie zna sytuacji, dlatego dodał: - Powiedział wczoraj trochę za dużo.

Hale zerknął na niego z lekką dezorientacją.

- Kiedy ty go w ogóle widziałeś?

- Dosłownie przez moment - stwierdził zielonooki. - I w sumie to mu wystarczyło.

- Wyjebane w niego - Derek wzruszył ramionami. - Mówiłem, że jest pyskaty. A ja z chęcią dokończę, co zacząłem.

Theo westchnął cicho, przypominając sobie wieczór, jak to Hale pierwszy raz napotkał Dunbara. Sekundę później, przywołał w pamięci minę młodszego, kiedy szatyn zostawił go w spokoju tylko i wyłącznie dzięki niemu.

Uśmiechnął się pod nosem, chwilę później wyciągając telefon.

pon. o 5:47
Ja: Jedno słowo ma wynagrodzić kilka mocnych zdań? Pocałuj się w dupę, Dunbar.

Potem schował urządzenie, obiecując sobie, że przez najbliższy czas nie będzie zaglądał do konwersacji z młodszym chłopakiem.

- Długo będziemy jechać? - spytał Raeken, przenosząc wzrok na Hale'a.

- Nie wiem, musimy się przedostać praktycznie do centrum - odpowiedział piwnooki.

Brunet westchnął cicho, mając tylko nadzieję, że nie będzie miał spóźnienia.
  
  
***
  
  
Derek zaparkował na ulicy, a zielonooki rozglądnął się po okolicy. Rzadko bywał w centrum, jednak miał jako takie rozeznanie w terenie. Choć teraz nie miał pojęcia, gdzie się znajdują.

Natomiast Hale pewnie wysiadł z samochodu, co po chwili zrobił także brunet. Bez słowa, starszy skierował się w stronę baru po drugiej stronie ulicy, a Theo zrównał z nim krok.

Raeken nie musiał dostawać pouczeń od szatyna, sam doskonale wiedział, że powinien się nie wtrącać i najlepiej nawet nie słuchać o czym rozmawiają mężczyźni. Zdawał sobie sprawę z istniejącej ścisłej hierarchii, a że nawet nie należał do całego "systemu", domyślał się, że teretycznie nawet nie powinien widzieć się z Argentem podczas takiego spotkania. Ale skoro Derek go ze sobą zabrał, to chyba jednak miał do tego jakieś prawo.

Raeken wzdrygnął się, kiedy poczuł kroplę na nosie. Spojrzał w niebo i zobaczył tylko deszczowe chmury, z których zaczynała padać mżawka.

Przeklął w duchu, przystając na krawężniku obok piwnookiego.

Na ulicy panował niewielki ruch, dlatego chłopacy bez problemu szybko przeszli na drugą stronę, a już po chwili Hale otwierał drzwi do baru. W środku praktycznie nie było ludzi, czego Theo się spodziewał, w końcu było niewiele po szóstej nad ranem. Kilku dorosłych siedziało w różnych częściach lokalu i za ladą stał barman. Więcej osób nie zauważył.

Szedł za Derekiem i zdziwił się nieco, kiedy podeszli do lady. Starszy zajął miejsce na stołku barowym, a Raeken zaraz obok niego. Hale przywitał się z barmanem skinieniem głowy.

- O co chodzi? - piwnooki uniósł brew, a Theo zaczął się zastanawiać, czy wyciągnięcie telefonu byłoby bardzo niekulturalne. Normalnie by tego nie rozważał, jednak to był jego odruch, kiedy chciał udawać, że jest czymś zajęty bądź nie interesuje go obecność innych. Albo, kiedy chciał uniknąć kontaktu wzrokowego.

- Musimy sprawdzić, którędy jest najbezpieczniejszy przejazd - oznajmił Argent, nawet nie patrząc na nastolatka obok szatyna. - Peter przyjeżdża.

Derek uniósł brwi, nieco pochylając głowę, a Raeken musiał sobie przypomnieć, co do tego wszystkiego ma wujek starszego chłopaka.

- Peter? - powtórzył piwnooki.

- On przypadkiem nie siedział w Meksyku? - odezwał się Theo.

Zauważył jak Argent najpierw zerka z niezadowoleniem na Hale'a, jednak sekundę później obaj mężczyźni spoglądali na niego z politowaniem, jakby kontekst był rzeczą oczywistą.

- Teraz połącz kropki - rzucił Derek, następnie patrząc znowu na brodatego. - Kiedy ma przyjechać? Może po prostu ktoś przejedzie się na Jokera i będzie po wszystkim.

Brunet potrzebował chwili, by przypomnieć sobie, o co chodziło, ze wspomnianym sposobem przerzutu towaru.

- Joker to jest nasza pozycja wyjściowa - prychnął mężczyzna, po czym położył na ladzie mały pendrive, podsuwając go w stronę Hale'a. - Sprawdź, która z tych tras jest najbezpieczniejsza. Odpowiedź najpóźniej ma do mnie trafić za trzy dni.

Raeken był przekonany, że Derek odmówi, albo przynajmniej zażąda więcej czasu. Jednak piwnooki posłusznie zgarnął pendrive, wstając ze swojego miejsca.

Zaskoczony Theo uniósł brew i ostatecznie też zaczął się zbierać, choć po chwili odwrócił się w stronę Argenta.

- Co u Allison? - wypalił, nie do końca wiedząc, czy powinien pytać.

Mężczyzna zmierzył go podejrzliwym spojrzeniem, aż brunet poczuł się nieswojo. Szybko stwierdził, że nie powinien był pytać kogoś takiego jak Argent, co słychać u jego córki. Zwłaszcza osobiście był to co najmniej zły pomysł.

- Świetnie bawi się w Londynie i wyciąga ode mnie coraz więcej pieniędzy - uśmiech rozbawienia na ustach mężczyzny nieco zbił Theo z tropu, jednak to sprawiło, że nieco się rozluźnił.

- To wyjaśnia, czemu zawsze była zajebiście ubrana - uśmiechnął się pod nosem, kierując za Derekiem do wyjścia.

Żaden z nich się nie pożegnał, zielonooki szybko się domyślił, że mężczyźni darują sobie wszelakie formy grzecznościowe. Była tylko hierarchia i każdy miał się jej trzymać. Dlatego teoretycznie Theo nie powinien nawet rozmawiać z Argentem.

Wyszli z lokalu, a Raekenowi wydało się, że jest jeszcze chłodniej niż wcześniej. Przez kropiący deszcz zarzucił kaprur na głowę. Potem naciągnął rękawy swojej bluzy, wkładając ręce do kieszeni. Na ulicy także wzmożył się ruch, dlatego nastolatek miał wątpliwości, czy aby na pewno nie spóźni się na lekcje.

Nie żeby mu zależało na przerabianym materiale, raczej chodziło o sam wpis w dzienniku. W zeszłym roku zdążył się już przekonać, że to ma duży wpływ na jego średnią.

- Co cię podkusiło, żeby pytać o Allison? - mruknął Derek, kiedy wsiadali do jego camaro.

- Po prostu byłem ciekawy - zielonooki wzruszył ramionami, zapinając pas.

- Niepotrzebnie zwróciłeś na siebie jego uwagę - stwierdził szatyn, włączając się do ruchu.

- Trudno, później się będę tym martwić - odpowiedział beznamiętnym tonem. - Najwyżej zarobię więcej siniaków.

- Najwyżej? - Hale uniósł brew. - W masochistę się bawisz?

- Zdążyłem się już przyzwyczaić - rzucił Theo.

- O, czyżby? - prychnął starszy. - Do tabletek też chcesz się przyzwyczaić?

- Nie zaczynaj, Derek - warknął na niego Raeken.

Chłopak tylko westchnął głęboko, przewracając oczami. Jechali chwilę w ciszy, Raeken siedział, patrząc cały czas na krople deszczu za oknem. Miał tylko nadzieję, że starszy nie będzie drążyć tematu.

Jednocześnie zastanawiał się także, ile razy jeszcze będą do tego wracać. Wiedział, że szatyn nie był głupi i zdążył zauważyć, że ten temat jest dla niego drażliwy. A jeżeli jeszcze tego nie zrobił, to zapewne stanie się to w najbliższym czasie.

- Nadal utrzymujesz kontakt z synem szeryfa? - mruknął piwnooki.

Theo zerknął na niego, chwilę później uświadamiając sobie, o co chodzi starszemu.

- No tak - odpowiedział, stwierdzając, że nie pójdzie Hale'owi na rękę i poczeka, aż sam się określi, co dokładnie potrzebuje.

- Z tego co mi się wydaje, to on teraz jest ci winien przysługę? - szatyn uniósł brew, a kiedy przystanął na światłach, spojrzał na nastolatka.

- Teoretycznie - przytaknął zielonooki, udając, że mżawka jest jakoś tak bardziej interesująca.

- Będzie umiał ogarnąć, gdzie i kiedy jeżdżą patrole? - spytał starszy.

- Mogę zapytać, ale nic nie obiecuję - westchnął Raeken.

Po chwili wyciągnął telefon, sprawdzając godzinę. Za dwadzieścia pięć minut miała wybić siódma rano, więc mieli jeszcze sporo czasu, żeby dojechać do jego domu po rzeczy.

Mimo wszystko, Theo nadal czuł się nieswojo, był przyzwyczajony do swojej rutyny i kiedy rano robił coś innego, automatycznie miał wrażenie, że spóźni się do szkoły.

Nawet, gdy do lekcji miał ponad godzinę.

Odsunął te myśli na bok i wszedł w książkę telefoniczną, szukając kontaktu Stilesa. Nie zakładał, że Stilinski odpowie mu od razu, jednak wyszedł z założenia, że odczyta to, jak będzie miał chwilę.

Ja: Jeśli masz czas dzisiaj wieczorem, podjedź pod siłownię około dwudziestej pierwszej. Mam sprawę
  
 
***
  
 
Liam wyszedł ze stołówki, a przekładając tackę do jednej ręki, poprawił plecak na ramieniu.

Nie czekał na swoją paczkę znajomych, z jakiegoś powodu nie miał ochoty spędzać z nimi przerwy lunchowej. Domyślał się, że Mason już się dowiedział od Corey'a, co blondyn zrobił mu poprzedniego wieczoru.

Samego Bryanta nie było dzisiaj w szkole, a niebieskooki sam się domyślił, dlaczego. Jednak trochę bardzo go wczoraj poturbował. A raczej jego twarz. Ostatecznie, miał tylko nadzieję, że jego rodzice niczego się nie dowiedzą.

W Devenford już kilkakrotnie byli wzywani przez bójki młodego Dunbara, który po przeniesieniu do Beacon Hills High School obiecywał im, że to się zmieni. Zwłaszcza, kiedy jego ojciec oznajmił, że mogą skończyć się treningi kickboxingu. Tego właśnie Liam najbardziej nienawidził, rodzice twierdzili, że to właśnie przez to jest taki agresywny.

Tymczasem nastolatek miał co do tego inne zdanie, bo sam dobrze wiedział, że robiłby to nawet, gdyby nie umiał się bić. Zwyczajnie słowa mu nie wystarczały, w konfrontacji z niektórymi osobami.

Wyszedł na korytarz, uświadamiając sobie, że niepotrzebnie schodził na parter, skoro i tak potem będzie musiał wchodzić na najwyższe piętro. Przypomniał sobie, że Theo tędy chodzi naokoło na swoje miejsce na schodach.

I blondyn zaczął się zastanawiać, czemu akurat tamto miejsce wybrał sobie starszy chłopak. Liam pamiętał, jak brunet jasno się wyraził, że ceni sobie samotność.

Ale że schody?

Dunbar pokręcił głową, nie rozumiejąc zielonookiego, który i tak był dla niego jedną, wielką chodzącą zagadką. A zwłaszcza jego zmiany humoru.

Choć teraz nie miał wątpliwości, że starszy jest na niego co najmniej zdenerwowany, za wczorajszą akcję. I Liam żałował, że nawet nie spróbował się uspokoić, gdy już odszedł Corey.

Niebieskooki zaklął cicho pod nosem, kiedy musiał schylić się po serwetkę, która spadła z jego tacki.

- Ała! - Dunbar spiął się, gwałtownie prostując i wcale się nie zdziwił, kiedy zobaczył bruneta za sobą.

- I co się wydzierasz? - syknął starszy, idąc dalej. - Kto wypina, tego wina. I to wcale nie było aż tak mocno.

- Nie, kurwa, wcale - warknął blondyn, wolną ręką rozmasowując piekące pośladki.

- Poprawić? - prychnął Theo, patrząc na niego przez ramię. - Sam sobie zasłużyłeś.

Liam tylko z naburmuszoną miną zrównał krok z zielonookim, mamrocząc pod nosem kilka wyzwisk.

- Ale wtedy cię nie uderzyłem, tylko...

- Tylko powiedziałeś trochę za dużo, słyszałeś o tym, że przemoc psychiczna jest gorsza od tej fizycznej? - mówił brunet. - Wierz mi, nie chcesz, żebym zaczął odpłacać ci się w ten sam sposób.

Dunbar milczał, przyswajając słowa zielonookiego i jednocześnie próbował sklecić jakąś sensowną ripostę. Jednak nim zdążył cokolwiek odpowiedzieć, Raeken nagle skręcił, otwierając drzwi na szkolne patio.

- Czemu tam? - jęknął niebieskooki. - Jest zimno.

- Nie bądź pizda i nie marudź - odpowiedział mu lekceważącym tonem. - Poza tym nikt nie każe ci za mną łazić.

Dunbar przeklął w duchu i wyszedł na zewnątrz za starszym. Na szczęście nie było aż tak zimno - po porannym deszczu zostało tylko kilka kałuż - i jednocześnie stwierdził, że Theo chyba rzeczywiście lubi samotność, bo nawet teraz wybrał jedną z najbardziej oddalonych ławek. Albo  to dlatego, że znajdowała się pod dachem.

Liam nie przepadał za tym miejscem, krótszy bok ławki przylegał do ściany budynku i jakby nie usiąść, nie było widać reszty patio przez rosnące krzewy. A blondyn bardzo lubił obserwować innych nastolatków, często było to dla niego źródło inspiracji.

Raeken usiadł z brzegu ławki, a Dunbar zajął miejsce obok niego, odkładając swój plecak na ziemię. Starszy zdawał się nie zwracać na niego uwagi, po prostu wziął się za jedzenie, co po chwili zrobił także Liam.

Siedzieli w ciszy, Dunbar zastanawiał się, jaki temat mógłby poruszyć. Po chwili jednak przypomniał sobie, jak to zjarany Theo mówił o byciu samotnie razem. W jednym momencie nasunęło mu się kilka pytań zarówno te nowe, jak i te, które chciał zadać już od jakiegoś czasu.

Zerknął na starszego, który robił coś na telefonie. I od razu przypomniał sobie esemesa odpowiadającego na jego wiadomość z przeprosinami.

- Nie jesteś zły? - spytał nieco zdziwionym tonem, bo właśnie tego się spodziewał.

W końcu Raeken był wredny, chamski i wiecznie obrażony na cały świat, co mieszało się z olewaniem wszystkiego wokół. Dlatego blondyn też mimowolnie przypisał mu cechę osoby pamiętliwej. I mściwej przy okazji.

Po chwili starszy odłożył telefon, podwijając rękawy swojej bluzy, podczas gdy Liam wciąż czekał na odpowiedź.

- Jestem - odezwał się wreszcie zielonooki, wracając do posiłku.

Dunbar uniósł brew, lustrując go wzrokiem. Chłopak wcale nie wyglądał, by w jakikolwiek sposób chciał okazać złość, a tym bardziej blondyna zmylił jego obojętny głos.

- I co się tak gapisz? - westchnął brunet, posyłając mu wyczekujące spojrzenie.

Powiew wiatru i wzrok starszego były równie lodowate.

- Bo dajesz mi sprzeczne sygnały - wymamrotał niebieskooki, pocierając ramiona by się ogrzać. Jednak nie było aż tak ciepło. - Powiedziałeś, że jesteś na mnie zły, ale nie wyglądasz, jakbyś był zdenerwowany. Poza tym siedzisz tu ze mną.

- Nikt cię tu nie zapraszał, szczeniaku - prychnął Raeken. - Poza tym nie muszę okazywać złości, mogę ją czuć bez tego.

- No tak, zapomniałem, że bawisz się w tłumienie emocji - mruknął Dunbar, wracając do jedzenia. Po chwili jednak zdał sobie sprawę, że czuje na sobie niezadowolony wzrok starszego. - No co?

- Chcesz znowu dostać w tyłek? - syknął brunet, a Liam zaczął się zastanawiać czy zdanie, które palnął mogło urazić Theo. - Bo grabisz sobie coraz bardziej.

O co ci chodzi?

- Co niby takiego robię? - spytał, nie rozumiejąc bruneta, który wrócił do posiłku.

Podczas gdy Dunbar siedział w bezruchu, czekając na odpowiedź, starszy skończył swój lunch. Jednak zamiast coś w ogóle powiedzieć, Raeken sięgnął do lewej tylnej kieszeni spodni, skąd wyciągnął paczkę papierosów.

- Pilnuj się, to już piąte pytanie - wymamrotał niewyraźnie Theo, przytrzymując w ustach rulonik tytoniu. Podpalił go i zaciągnął się, kilka sekund później wypuszczając chmurę.

Liam skrzywił się, czując dym. Wiatr zepchnął siwą parę prosto na niego.

- Weź się przesiądź - poprosił, podczas gdy brunet znowu przyłożył papierosa do ust.

Chłopak zmierzył go niezadowolonym spojrzeniem, cały czas się zaciągając. Dunbar najpierw zwrócił uwagę na szwy ściągające, wciąż przyklejone do łuku brwiowego nastolatka. Potem na jego nieco zapadnięte policzki, które wróciły do swojej naturalnej formy dopiero, gdy zielonooki przestał wciągać dym.

Nim siedemnastolatek zdążył wrócić wzrokiem do jego oczu, starszy mozolnie wstał ze swojego miejsca i przeszedł na drugą stronę Dunbara, wydmuchując białą chmurę. Usiadł przy ścianie, opierając się plecami o krawędź stołu, na którym położył lewy łokieć.

A blondyn wciąż patrzył na niego, wyczekując odpowiedzi.

- Po pierwsze, to za dużo gadasz - zaczął Theo, znowu przykładając papierosa do ust. - Po drugie, to weź się, kurwa, naucz, że nie musisz mi przypominać o moich nawykach, bo doskonale zdaję sobie z nich sprawę.

- No nie wiem, czy nałóg to to samo co nawyk - stwierdził niebieskooki, czego od razu pożałował, kiedy napotkał surowe spojrzenie Raekena.

Chwilę później starszy przeniósł wzrok przed siebie, zaciągając się, a Liam wrócił do posiłku, słuchając chłopaka.

- Po trzecie, to zacznij uważać na słowa - kontynuował zielonooki. - Po czwarte, pilnuj się bardziej tego limitu pytań, bo moja cierpliwość nie jest nieskończona.

Blondyn prychnął pod nosem, nie przerywając jedzenia. Ta wyższość, z jaką rozmawiał z nim Theo naprawdę działała mu na nerwy. Zachowywał się jak król, któremu każdy musiał się podporządkować.

Potem Dunbar aż musiał się zastanowić, jak obrócić nasuwające mu się pytanie w odpowiednie zdanie.

- Super, wyznaczasz mi zasady, ale ty już możesz się zachowywać, jak ci się żywnie podoba. Chyba jednak coś tu nie gra - burknął niebieskooki.

- Racja, też mógłbyś zacząć myśleć - oznajmił Raeken i zaciągnął się, następnie strzepując żar.

- O co ci chodzi? - fuknął Liam, marszcząc brwi.

- O to, że jesteś strasznie uległy i tak naprawdę sam stosujesz się do tego, co mówię - wyjaśnił brunet, a zerkając na niego z rozbawieniem, znowu się zaciągnął.

Dunbar przez chwilę patrzył na niego zaskoczony, aż zdał sobie sprawę, że zielonooki ma rację.

- A nawiasem mówiąc, to zostało ci ostatnie pytanie - dodał Theo, wyraźnie zadowolony z siebie.

- Ale żeś se, kurwa, zabawę znalazł - warknął blondyn, kręcąc głową z irytacją. - W takim razie ty zacznij rozmawiać ze mną, bez tej pieprzonej wyższości - zaczął, siadając przodem do Raekena, który zaciągnął się, mierząc go wzrokiem. - Przestań mi rozkazywać i weź wreszcie, kurwa, zacznij brać na poważnie to, co mówię. I zwiększ limit pytań, przynajmniej do dziesięciu.

Starszy uśmiechnął się kpiąco, zaciągając się.

- Brawo, wreszcie użyłeś szarych komórek - odezwał się. - Ale mogłeś pomyśleć jeszcze trochę i dojść do wniosku, że nie interesuje mnie to, co masz do powiedzenia.

- Nosz kurwa mać - Liam uderzył w stół, wstając - to jak, do cholery, mam z tobą rozmawiać, co? - warknął, posyłając mu wściekłe spojrzenie. - Wiecznie to ty ciągle musisz wygrywać, mieć nad wszystkimi władzę i wszystkim rozkazywać. Weź, kurwa, przestań mnie tak traktować.

- To ty przyjebałeś się do mnie jak rzep do ogona, więc, do kurwy nędzy, stul pysk, usiądź na tyłku i skończ to jedzenie, szczeniaku - syknął starszy, mierząc blondyna równie zirytowanym spojrzeniem.

Dunbar zacisnął usta i pięści, odwracając głowę gdzieś na bok. Starał się odzyskać kontrolę i jednocześnie nie wyładować się na niczym dookoła. Kantem oka widział, jak Raeken znowu się zaciąga i nie odrywa od niego wzroku.

Po chwili Liam wreszcie rozprostował pięści i usiadł już normalnie, jak gdyby nic, wracając do jedzenia.

- Naprawdę musisz zacząć nad sobą panować - odezwał się starszy.

- Stul pysk - warknął blondyn, nawet na niego nie patrząc.

- Spierdalaj, to mój tekst - odpowiedział Theo, zaciągając się. - I ja poważnie mówię.

- Zajebiście, ale jakoś mnie to nie interesuje - prychnął niebieskooki.

Zamilkli obaj, Dunbar kończył swój posiłek i nie patrzył w stronę Raekena, który wyrzucił peta gdzieś przed siebie. Liam usłyszał jak starszy cicho syknął, a kiedy na niego spojrzał, zobaczył tylko jak z krzywą miną chłopak wyciąga znowu paczkę papierosów z tylnej kieszeni.

Widział jak brunet zacisnął szczękę i ostrożnie pochylił się do przodu, opierając łokcie na kolanach. Liam zmarszczył brwi, zielonooki wyglądał jakby te proste ruchy sprawiały mu ból.

Podpalił nowego papierosa, następnie chowając zapalniczkę do kieszeni. Grymas na jego twarzy utrzymywał się aż do momentu, kiedy ponownie oparł się plecami o krawędź stołu.

- Jaki masz sposób na odstresowanie się? - spytał starszy, a przyglądający mu się blondyn został nieco zbity z tropu. Milczał cały czas, a Theo zaciągnął się głęboko i kontynuował, gdy nie dostał odpowiedzi: - Mam na myśli, co robisz, żeby utrzymać kontrolę nad emocjami.

- Panuję nad sobą - zaprzeczył od razu niebieskooki, nie do końca przemyślając tą odpowiedź.

- Lepiej się, kurwa, weź nie wygłupiaj - parsknął Raeken, znowu przykładając papierosa do ust. Zrobił pauzę, zaciągając się i dopiero kiedy wypuścił dym, dodał: - Mam rozumieć, że nie masz nic, co cię uspokaja?

- Nie wiem o jaką rzecz ci chodzi - burknął Liam, znowu siadając okrakiem na ławce, przodem do chłopaka.

- Na przykład ja palę czasami, żeby złość puścić z dymem. To uspokaja i odstresowuje - wyjaśnił zielonooki.

- Palenie raczej nie dla mnie - prychnął Dunbar, odwracając głowę gdzieś na bok.

- A próbowałeś kiedyś? - spytał Theo i opierając łokieć na blacie, wyciągnął papierosa w stronę młodszego.

Blondyn uniósł brwi, patrząc to na nastolatka, to na tlący się rulonik tytoniu, który był na wyciągnięcie ręki.

- Samokontrola raczej nie polega na niszczeniu sobie zdrowia - odezwał się wreszcie Liam.

- Gdybyś zaczął palić, zrozumiałbyś, że zdrowie to ostatnie o czym się myśli - oznajmił brunet, po czym sam się zaciągną, chwilę później wypuszczając siwy dym.

- Nadal to nie o to w tym chodzi - wymamrotał niebieskooki, odprowadzając wzrokiem rozpływającą się chmurę.

- Masz rację, chodzi o to, żeby skupić myśli na czymś innym niż gniew - sprostował Theo.

- I niby szlugi w tym pomagają? - Dunbar spojrzał na starszego z politowaniem.

- A widziałeś, żebym kiedyś napierdalał kogoś bez opamiętania? - brunet uniósł brew, zaciągając się, a jego wzrok przez chwilę wydał się Liamowi prowokujący. - Bo jeśli chodzi o ciebie to, nie wiem czy pamiętasz, już kilkakrotnie miałem okazję cię uspokajać, żebyś nie zrobił czegoś głupszego.

- Tak, pamiętam, jak mi wykręciłeś rękę - rzucił z urazą blondyn.

- A kiedy potem chciałem ci pomóc, ty mnie odepchnąłeś, więc sam jesteś sobie winien - oznajmił Raeken, a strzepując żar, obserwował opadający popiół.

Dunbar chwilę siedział w milczeniu, zaczynając mieć mętlik w głowie. Tylko obserwował palącego chłopaka, zauważając, że ogranicza swoje ruchy do minimum, co wydało mu się podejrzane.

- O co ci chodzi? - spytał niebieskooki, nawiązując kontakt wzrokowy.

- Ostatnie pytanie - ostrzegł Theo, zaciągając się.

- Przed chwilą ustaliliśmy, że zwiększamy limit, więc mów i nie zmieniaj tematu - odpowiedział stanowczo Liam.

Brunet zmierzył go intensywnym spojrzeniem, jakby nie spodobał mu się ton głosu drugiego.

- O to, że powinieneś nauczyć się samokontroli - wyjaśnił wreszcie Raeken. - Nie wiem, co palnął wczoraj Corey, ale definitywnie przesadziłeś.

Dunbar prychnął pod nosem, odwracając wzrok.

- Mógł uważać na słowa - wymamrotał.

- Ale to twoja wina, że rzuciłeś się na niego z pięściami - oznajmił starszy, zaciągając się.

- Poruszył drażliwy temat - syknął blondyn.

- To cię nie tłumaczy - spokojny głos Theo zaczynał działaś niebieskookiemu na nerwy.

- Sprowokował mnie, nie moja wina, że...

- Poza pierdolonym ringiem nie masz prawa podnieść na nikogo ręki, czego tu, kurwa, nie rozumiesz? - przerwał mu brunet, mierząc go surowym spojrzeniem. - I co, chcesz mi wmówić, że to nie twoja wina, że nad sobą nie panujesz? - prychnął. - Przejrzyj na oczy, Dunbar, i zacznij się kontrolować, zanim wdepniesz w jakieś gówno.

- Łatwo powiedzieć - fuknął blondyn.

Theo nie odpowiedział, zaciągając się. Siedzieli chwilę w ciszy, starszy patrzył gdzieś przed siebie, a niebieskooki oparł łokieć na stole, zaczynając bębnić palcami o blat.

- Ile do dzwonka? - mruknął zielonooki, wydmuchując dym.

Liam skrzywił się, kiedy chmura dotarła do niego, ale wyciągnął telefon i odblokował go, sprawdzając godzinę.

- Jeszcze dwadzieścia minut - odpowiedział półprzytomnie blondyn, wpatrując się w dymek czatu, który wyskoczył mu na ekranie.

Nie chciał sprawdzać wiadomości od Masona, choć wiedział, że prędzej czy później będzie musiał skonfrontować się z przyjacielem. Który najpewniej był na niego co najmniej wkurzony.

Z westchnieniem, schował urządzenie, podnosząc wzrok na Raekena, który ostatni raz się zaciągnął i wyrzucił peta.

Odchrząknął cicho i wstał z miejsca, a niebieskooki zdziwił się, kiedy starszy nagle zaklął głośno, objął swój brzuch i złapał się ściany.

- Theo? - zdezorientowany blondyn od razu podniósł się, badając wzrokiem chłopaka, który zastygł w bezruchu z zaciśniętymi powiekami i grymasem na twarzy.

- Wszystko gra - stęknął, nadal trzymając się ściany i obejmując swój brzuch.

- Co jest? - Dunbar podszedł do bruneta, który jakby bał się w ogóle ruszyć.

Raeken milczał, a Liam widział, jak zaciska szczękę i próbuje uspokoić oddech.

- Mocne zakwasy - odpowiedział wreszcie, otwierając oczy.

Niebieskooki zlustrował go wzrokiem, podchodząc jeszcze bliżej i stanął bardziej naprzeciw chłopaka. Theo nie patrzył na niego, spojrzenie wbił gdzieś w podłogę, nadal trwając w bezruchu.

Blondyn zwrócił uwagę na osunięty kaptur bluzy starszego i odsunął bardziej materiał, unosząc też jego podbródek.

- Co ci się stało na szyi? - Liam zmarszczył brwi, oglądając ślady na skórze.

- Weź spierdalaj - odpowiedział zirytowany Raeken i mimo bólu, odepchnął od siebie blondyna, co wiele go kosztowało.

- Theo, co ci się stało? - powtórzył z przejęciem niebieskooki, nie zwracając uwagi na fakt, że prawie stracił równowagę.

- Nie twój zasrany interes, Dunbar - warknął na niego ostro, posyłając mu wrogie spojrzenie. - I, do kurwy nędzy, ile razy mam ci powtarzać, że nie lubię kontaktu fizycznego?

Liam zamilkł, a brunet przestał opierać się o ścianę i z grymasem bólu - i złości - ostrożnie usiadł z powrotem na ławce.

- Dusił cię ktoś? - spytał cicho blondyn, choć tak naprawdę sam znał odpowiedź.

Raeken milczał długo, unikając przy tym kontaktu wzrokowego. Dunbar widział, że zielonooki jest rozdrażniony, jednak bardziej przejął się stanem chłopaka.

- Masz wodę? - wymamrotał Theo, wyraźnie nie chcąc odpowiadać na zadane pytanie.

Liam nieco zbity z tropu, wyciągnął spod ławki swój plecak. Chwilę grzebał po kieszeniach, aż wreszcie wyciągnął butelkę, którą podał starszemu.

Zauważył jak brunet wyciąga z kieszeni białą tabletkę, którą następnie popił wodą.

- Co ci się stało? - dopytywał niebieskooki, a chłopak oddał mu butelkę.

Zielonooki milczał jeszcze chwilę, tym razem opierając się plecami o ścianę.

- Powiedzmy, że... - urwał, jakby musiał się zastanowić nad odpowiedzią - nie jesteś jedynym moim znajomym, który ma problem z samokontrolą.

Blondyn uniósł brwi, z powrotem siadając okrakiem na ławce. Teraz siedzieli naprzeciw siebie.

- Ostatnio coś dużo znajomych się nad tobą znęca - zauważył, dokładnie przypatrując się reakcji Theo.

Widział jak przełknął ślinę, zacisnął szczękę i próbował na niego nie spojrzeć, błądząc wzrokiem po otoczeniu.

- Wypada ponosić konsekwencje za swoje zachowanie - wymamrotał.

- Niby co takiego robisz? - wypalił Dunbar, marszcząc brwi.

Choć teoretycznie, sam mógł sobie odpowiedzieć na to pytanie. W końcu Raeken był chamski, wredny i wiecznie wszystkim rozkazywał.

- Nie przekroczyłeś już limitu, przypadkiem? - westchnął brunet, lustrując niebieskookiego niezadowolonym spojrzeniem.

Liam nie odpowiedział. Siedział w bezruchu, podobnie jak starszy, i wpatrywał się w tęczówki chłopaka, jakby miał tam znaleźć odpowiedź na wszystkie nurtujące go pytania.

Wiedział, że to bezcelowe, jednak zauważył, że brunet po jakimś czasie zaczyna unikać kontaktu wzrokowego. Wydało mu się to dziwne, bo przecież to Raeken - było kilka powodów, dla których niektóre osoby powinny bać się spojrzeć mu w oczy.

Na przykład to, że był silny, dobrze zbudowany i chodził, jakby cały świat należał do niego.

- Po prostu zastanawiam się, dlaczego zadajesz się z toksycznymi osobami - odpowiedział Liam. - To nie logiczne. Zwłaszcza jak na ciebie.

Theo parsknął, kręcąc głową, a jego śmiech ociekał sarkazmem.

- Jak na mnie? - powtórzył, patrząc na młodszego z politowaniem, po czym prychnął: - Jeśli w ogóle mnie nie znasz, to się nie wypowiadaj, prosta zasada.

Dunbar zmarszczył brwi. Nie rozumiał reakcji chłopaka, choć z drugiej strony - miał rację. Nie znał w pełni bruneta, ale starszy żył, jakby w ogóle nie miał problemów, a łzy pewnie były dla niego obce.

Blondyn przełknął ślinę, wracając do tematu.

- Ale nie powiesz mi, że nie unikałbyś toksycznej osoby. Bo znajomi, którzy się nad tobą znęcają, raczej się do tych ludzi zaliczają - stwierdził niebieskooki, a kiedy Theo zdawał się go ignorować, kontynuował: - Pamiętasz jak w którąś sobotę przegoniłeś chłopaków, którzy mnie pobili? - brunet spojrzał na niego z lekką dezorientacją, jednak nie odezwał się. - Powiedziałeś wtedy, że to ty jesteś od wkurwiania ludzi. I, okej, potwierdza to to, jak rozmawiasz ze Scottem, ale kiedy w zeszły czwartek po treningu Jackson po prostu cię napierdalał, to to już nie wyglądało, jakbyś specjalnie go sprowokował.

- Dobra, skończ pierdolić i przejdź do rzeczy - warknął Raeken, mierząc go rozdrażnionym wzrokiem.

- To Jackson znowu cię pobił? I robił to wcześniej? - Liam uniósł brew. - Bo jak widziałem twoje siniaki w nocy, gdy przyszedłem, wyglądały na kilkudniowe, a nie sprzed parunastu godzin.

Theo odwrócił wzrok, przesuwając koniuszkiem języka po wardze. Potem po prostu prychnął, znowu przybierając wredny wyraz twarzy i podkręcił głową, wstając z ławki.

- Naprawdę myślisz, że będę ci się tłumaczyć? - spojrzał z politowaniem na blondyna, zgarniając ze stołu swoją tackę po lunchu. - Zapomnij, szczeniaku.

Nie dodał nic więcej, po prostu skierował się w stronę wejścia do budynku, a Dunbar zauważył, że starszy już jakby normalnie się porusza. Jakby ból nagle zniknął.

Szybko przypomniał sobie o tabletce, którą wziął Raeken i Liam szczerze zaczynał wątpić, czy rzeczywiście to były tylko mocne zakwasy.
    
 
***
  
  
Theo wszedł do szatni, odkręcając butelkę wody. Z uwagi na to, że miał dzisiaj mniej czasu, zrobił bardziej intensywny trening, czego w tym momencie żałował.

Ledwo mógł podnieść rękę, by się napić i miał wrażenie, że zaraz ugną się pod nim kolana. Choć z drugiej strony, lubił to wycieńczenie po treningu. Nie myślał wtedy o problemach, była tylko potrzeba fizycznego odpoczynku.

W szatni słyszał kilka innych osób, a kiedy je minął, zauważył, że zbierają się już do wyjścia. W końcu dotarł na drugi koniec pomieszczenia, gdzie miał swoją szafkę i zakręcił wreszcie butelkę, którą opróżnił niemal do końca.

Wziął głębszy wdech, jakby wciąż brakowało mu powietrza. Otworzył żelazne drzwiczki, w pierwszej kolejności wyciągając niewielki ręcznik. Usiadł na ławce i oparł łokcie na kolanach, najpierw przecierając twarz i nieco wilgotne włosy. Potem wytarł ręce lepiące się od potu.

Odłożył ręcznik i schował twarz w dłoniach, jednocześnie czując jak drżą jego mięśnie ramion.

Lubił ćwiczyć oraz ten stan wycieńczenia, jednak nie cierpiał tego, jak reagowało jego ciało. Tego procesu, jak znowu przyzwyczajało się do normalnego funkcjonowania.

Czasami miewał zawroty głowy albo robiło mu się niedobrze, sam nie wiedział z jakiego powodu. To przypominało mu pierwsze chwile po tym, jak obrywał od ojca.

Przełknął ślinę, wstając na drżących nogach. Wyciągnął z szafki swoją sportową torbę i po chwili już zmienił spodnie.

Usłyszał zamykające się drzwi od szatni, co świadczyło, że został sam. Dlatego ściągnął koszulkę i wziął znowu ręcznik, wycierając ciało lepiące się od potu.

Następnie przez moment szukał w torbie świeżego T-shirta, którego po chwili wyciągnął.

- O kurwa, kto cię tak załatwił? - brunet spiął się niekontrolowanie, odwracając z zaskoczeniem w stronę głosu.

Bezwiednie ścisnął materiał koszulki w rękach, obserwując Stilesa, który z nieodgadnionym wyrazem twarzy lustrował wzrokiem jego posiniaczone ciało.

Brunet przełknął ślinę i już miał spuszczać wzrok gdzieś na podłogę, kiedy przypomniał sobie, że nie może okazać słabości, czy stresu. Dlatego z trudem utrzymał kontakt wzrokowy.

- Zgadnij - mruknął wreszcie, następnie zakładając T-shirt. - I czy mógłbyś się tak nie skradać, jak jakiś psychopata?

Odwrócił się z powrotem do swoich rzeczy i otwartej szafki, chcąc uniknąć przenikliwego spojrzenia syna szeryfa.

- Jackson? - Stilinski zmarszczył brwi, ignorując pytanie Theo. - Za co?

- Nagle interesują cię moje problemy? - prychnął brunet, chowając swoje rzeczy do torby.

- Nie, ale wyglądało to dość poważnie - stwierdził Stiles bezbarwnym tonem, wzruszając ramionami.

- Miałeś czekać w samochodzie - wypomniał mu Raeken. - No i skończmy gadać o mnie - dodał rozdrażniony, z hukiem zamykając żelazne drzwiczki. - Potrzebuję przysługi.

- Zamieniam się w słuch, tylko bylebym nie musiał się narobić - wymruczał Stiles, a Theo zacisnął szczękę.

- A myślisz, że przyjemnie było dostać wpierdol od wkurwionego Jacksona? - prychnął zielonooki, zakładając swoją bordową bluzę.

Przez moment zastanowił się, czy aby na pewno jego rozdrażnienie nie wpłynie na chęci ciemnookiego do spłacenia przysługi. Jednak szybko przestał się tym interesować. Był zirytowany i choć jeden, cholerny raz nie chciał tego tłumić w sobie.

- Gdybyś się postarał, Whittemore wcale nie dowiedziałby się, że to dzięki tobie spotkałem się z Lydią - oznajmił syn szeryfa.

- Gdybyś się postarał, w ogóle nie musiałoby być w tym mojego udziału - odgryzł się Theo.

- Cóż, Jackson i tak musiałby się na kimś wyładować - mruknął Stiles, wzruszając przy tym ramionami.

Raeken spojrzał na niego z niedowierzaniem, z wrażenia aż otwierając usta.

- Nie wierzę, kurwa, Stiles, zrobiłeś sobie ze mnie mięso armatnie? - posłał mu szczerze urażone spojrzenie.

- Kto myśli, ten ponosi najmniej konsekwencji, proste - szatyn uśmiechnął się przebiegle. - Uruchom wreszcie szare komórki i ogarnij, że jest coś takiego jak nietykalność cielesna człowieka. A Whittemore dopuścił się ciężkiego pobicia. Co powiesz na szantaż?

- Popierdoliło cię?! - warknął Raeken, unosząc głos i nie za bardzo obchodził go fakt, że ktoś w międzyczasie mógł wejść do szatni. - Nie jestem tobą, nie spierdolę mu całego życia - syknął rozdrażniony. - Ani, do kurwy nędzy, nie będę go o nic szantażował. Współpraca z psem ma swoją cenę, ja dostałem to, na co zasłużyłem.

- Nie jestem psem, ale ty najwyraźniej masz pecha - Stilinski uśmiechnął się chamsko, po czym lekko spoważniał, dodając: - I tak powinieneś to zgłosić na policję.

- Siniaki o niczym nie świadczą - zaprzeczył Theo.

- A skąd wiesz, że nie miałeś krwotoku wewnętrznego? - syn szeryfa uniósł brew. Gdyby zielonooki tak dobrze go nie znał, mógłby pomyśleć że chłopak w jakimś stopniu się o niego martwi. Co było absurdem.

Raeken spuścił wzrok, przełykając ślinę.

- Nie było żadnych objawów - wymamrotał.

Kiedyś trochę o tym poczytał. Nie chciał ryzykować, zresztą nigdy nie wiedział, jakich obrażeń się nabawi i jakie będą ich skutki. Dlatego wolał być przygotowany.

- Jesteś pizdą, Raeken - uśmiechnął się złośliwie Stiles.

- Ja? - prychnął, unosząc wzrok. - Przynajmniej potrafię ponieść konsekwencje tego, co zrobiłem. I nie wysługuję się przy tym innymi.

- Młotkiem wbija się gwoździe, a ludźmi załatwia się inne sprawy - oznajmił ciemnooki. - I przed chwilą powiedziałem ci, po co to wszystko było, a ty nie ogarnąłeś. Naprawdę, Raeken, myślałem, że masz więcej oleju w głowie. Nie rób mi tego, przez ciebie cały plan idzie się jebać.

- Mam swoje zasady, nie spierdolę mu życia - powtórzył Theo.

No bo, przecież nie mógł mu powiedzieć, że chodzi o walki. Gdyby policja połączyła je z Jacksonem, było ryzyko, że dotarliby także do Dereka.

Na to Theo nie mógł pozwolić.

Stiles westchnął głęboko, kręcąc głową z dezaprobatą.

- Whittemore sam się wjebał, potraktował cię jeszcze gorzej niż zakładałem i chcesz mi powiedzieć, że nie masz zamiaru z tym nic zrobić?
 
 
- Ja wiem, że nie jesteś przyzwyczajony do tego, że ktoś, kto cię pobił ponosi konsekwencje, ale tą sprawę trzeba wyjaśnić - słowa Dereka odbiły się echem w głowie bruneta. Może jednak starszy miał w tym trochę racji? 
   
   
Przełknął ślinę, starając się wyrzucić tą myśl z głowy.

- Mamy swoje zasady, możemy się nie lubić, możemy się napierdalać, ale na psy nie donosimy. To nie honorowo - wyrecytował Raeken, zgodnie z tym, co kiedyś usłyszał od jednego ze znajomych Hale'a.

Niespecjalnie uważał to za słuszne, choć sam traktował policję jako ostateczność. Teraz po prostu potrzebował argumentów.

- Jaja sobie, kurwa, robisz? - roześmiał się sarkastycznie Stiles. - Widziałeś swoje odbicie, czy w ogóle nie chciałeś na siebie patrzeć? Chyba nie masz godności, skoro pozwalasz się tak traktować. Naprawdę, miałem o tobie trochę inne zdanie, Raeken.

Zielonooki odwrócił głowę, zaciskając szczękę. Musiał szybko wybrać, jak powinien się zachować. Nie wiedział co powiedzieć Stilinskiemu, ale miał świadomość, że szatyn mógłby wszystko wykorzystać na swoją korzyść.

Odchrząknął, kolejny raz przełykając ślinę.

- Nie o tym mieliśmy rozmawiać - mruknął wreszcie brunet, podnosząc wzrok na zirytowanego Stilesa. - Potrzebuję przysługi.

Syn szeryfa przymknął oczy, łapiąc się za nasadę nosa. Trwał chwilę w tej pozycji aż odetchnął cicho, wyprostował się i kiedy nawiązali z powrotem kontakt wzrokowy, Raeken już w ogóle nie widział irytacji w jego oczach.

- Zamieniam się w słuch - powtórzył szatyn opanowanym tonem.

Theo chwilę milczał, dochodząc do wniosku, że ten chłopak chyba jest jeszcze lepszym aktorem od niego.

Kolejną minutę też przemilczał, zastanawiając się, jak ułożyć odpowiednie zdanie.

- Muszę wiedzieć, gdzie i w jakich godzinach są patrole - odezwał się wreszcie. - W całym mieście.

- W całym Beacon Hills? - Stiles uniósł brew. - Zdajesz sobie sprawę, że w zależności od dnia, to wygląda inaczej?

- Na pewno jest jakaś zależność - stwierdził brunet, zapinając swoją torbę. - Nie chodzi mi o to, kto gdzie patroluje. O ile mi wiadomo, na odprawach właśnie to się ustala. Potrzebuję wiedzieć kiedy i gdzie. To jest różnica.

- Tak, nie jestem idiotą - syknął ciemnooki.

- Ale liczyłeś, że się na to złapię? - prychnął Theo, zakładając torbę na ramię.

- Naprawdę, Raeken, nie bulwersuj się o byle gówno, bo gdybym chciał, już dawno byłbyś moją marionetką - westchnął szatyn, przewracając oczami.

- Co ty na to, żebyśmy przestali grać w tą pieprzoną grę? - warknął zielonooki. - Przestańmy robić wszystko, żeby wygrać, tylko, do kurwy nędzy, niech wrócą stare czasy, kiedy żaden z nas nie miał problemu z załatwieniem przysługi - mówił, stopniowo spuszczając z tonu. - Wtedy było prościej i jakoś nasz układ lepiej funkcjonował.

- To ty masz o coś problem - odpowiedział spokojnie Stiles.

- Bo mnie, kurwa, szantażowałeś - syknął rozdrażniony Raeken. - Nie prosiłeś o przysługę, tylko wydawałeś polecenia, nie dając mi żadnego wyboru. Dobrze wiesz, jak to mnie wkurwia.

- Czyli wolisz pozory, że jednak masz coś pod kontrolą, choć wcale tak nie jest? - uśmiechnął się cynicznie szatyn. - Okej, niech ci będzie.

- Kurwa mać, wiesz o co mi chodzi - warknął Theo.

- Dobra, luzuj - Stilinski przewrócił oczami, jakby specjalnie chciał pokazać, że rozdrażnienie zielonookiego wcale nie robi na nim żadnego wrażenia. - Załatwię ci to co tam chcesz. Na kiedy?

- Jutro wieczór - mruknął brunet i zakładając torbę na ramię, skierował się w stronę wyjścia, a Stiles zrównał z nim krok.

- Trochę mało czasu - stwierdził z niezadowoleniem ciemnooki.

- Ewentualnie środa, przed siedemnastą - westchnął Theo. - Ale nie jakoś "na odwal się", tylko konkretne informacje. Proszę.

- Wow, jak dawno nie słyszałem od ciebie tego słowa - parsknął Stiles, otwierając im drzwi na korytarz. - Zaczynam się zastanawiać, co ty kombinujesz.

- Tajne przez poufne - mruknął żartem Raeken.

Wychwycił podejrzliwe spojrzenie syna szeryfa, jednak nie przejął się tym za bardzo. Miał tylko nadzieję, że nie będzie z tego kłopotów, a Stilinski wywiąże się ze swojego zadania na czas.
   

*

  
- Możesz mi to wytłumaczyć? - pretensjonalny głos Masona sprawił, że blondyn przewrócił oczami.

Szli obwodnicą, którą co jakiś czas przejeżdżały samochody. Snopy światła z latarni oświetlały ulicę i części chodnika. Liam wodził wzrokiem po domach, unikając spojrzenia przyjaciela, który szedł bliżej ulicy.

W duchu Dunbar żałował, że zgodził się dzisiaj na to spotkanie, równie dobrze, mógłby porozmawiać z Hewittem następnego dnia w szkole. Wtedy przynajmniej by tak nie marznął, pomimo kurtki i bluzy, niebieskookiemu wciąż było zimno.

- Co konkretnie? - mruknął Liam.

- Nie udawaj głupiego - warknął ciemnoskóry, posyłając mu rozdrażnione spojrzenie. - Na przykład to, czemu nas unikasz przez cały dzień i dlaczego pobiłeś Corey'a?

- Zasłużył - syknął Dunbar, czując jak i jemu udziela się irytacja.

- Czym niby? - prychnął Mason.

- Bo zaczął się ze mnie nabijać i czemu, do cholery jasnej, powiedziałeś mu o moich koszmarach? - odparował blondyn z urazą.

- To powód, żeby go od razu napierdalać? - Hewitt spojrzał na niego z niedowierzaniem. - Myśl trochę, Dunbar, nie można od tak spuszczać ludziom wpierdol.

- Wkurwia mnie od początku i to takie dziwne, że puściły mi nerwy? - rzucił pretensjonalnym tonem, odprowadzając wzrokiem przejeżdżające samochody. - I tak miał farta, że pojawił się Theo.

- Zacząłeś bójkę, bo wspomniał o twoich koszmarach, słyszysz siebie, do cholery?

- Wspomniał? - prychnął Liam. - Znowu widziałem śmierć ojca, a ten zaczął się ze mnie nabijać, kurwa, Mason, wiesz jakie to uczucie patrzeć jak ktoś bliski umiera?

- Ja pierdole, a skąd on miał to wiedzieć?! Nie potrafi czytać w myślach, a ty zamiast wytłumaczyć, po prostu rzuciłeś się na niego z pięściami - mówił ciemnoskóry oskarżycielskim tonem.

- Na chuj mu o tym mówiłeś, co? - warknął blondyn, czując wzrastającą irytację.

- Tak, i to może jeszcze moja wina, co? - Hewitt pokręcił głową z niedowierzaniem. - Weź się ogarnij, Dunbar.

- To ty się prujesz o byle gówno - syknął z rozdrażnieniem, zaciskając pięści.

- Byle gówno? - powtórzył ciemnooki, przystając. - Pobiłeś Bryanta i to jest, kurwa, byle gówno?

- Morda nie szklanka, twoja panienka przeżyje - rzucił kąśliwie blondyn, stając naprzeciw Masona.

- Spierdalaj - warknął zirytowany Hewitt, popychając niebieskookiego, który zaledwie musiał zrobić tylko krok w tył.

- Ty spierdalaj - warknął, mocniej popychając ciemnoskórego chłopaka.

I to był błąd.

Mason stracił równowagę, lecąc na ulicę, gdzie sekundę później błysnęły światła samochodu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro