Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 31

Budzik Raekena rozniósł się po całym pokoju. Brunet otworzył oczy i sięgnął po telefon, następnie kładąc się na plecach.

I zdziwił się nieco, kiedy poczuł czyjąś rękę pod sobą. Śpiący Liam, krzywiąc się, burknął coś pod nosem, zabierając dłoń. Jednak nie zabrał jej do siebie, tylko przerzucił rękę przez brzuch starszego.

- I co ty znowu odwalasz..? - wymamrotał niezadowolony Theo, doskonale wiedząc, że śpiący chłopak go nie zrozumie.

W mało delikatny sposób, strzepnął z siebie rękę młodszego, podnosząc się do siadu.

Chwilę zbierał strzępki myśli, aż wreszcie wróciła mu świadomość, która zastąpiła senność.

Szybko przypomniał sobie cały wczorajszy dzień oraz wieczór, kiedy przyszedł do niego blondyn.

Wibracje telefonu zwróciły jego uwagę. Swój trzymał w rękach, więc musiał to być smartfon Dunbara.

Wziął urządzenie do ręki, odbierając połączenie od Masona.

- Liam, gdzie ty, do cholery, jesteś?! Musimy zbierać się do szkoły, a ciebie nawet nie ma w domu - ciemnoskóry mówił poirytowanym głosem. - Mógłbyś chociaż odpisać swojej matce, wiesz jak ona się denerwuje?

- Weź ze sobą jego plecak i jedź normalnie do szkoły, spotkacie się na miejscu - nakazał Theo, po czym nie dając Masonowi czasu na reakcję, po prostu się rozłączył.

Sprawdzając godzinę, Raeken wywnioskował, że Dunbar i Hewitt musieli mieć w piątek na zerową lekcję.

A jedyna szansa Liama, żeby się nie spóźnił, odjeżdża z najbliższego przystanku za piętnaście minut.

- Wstawaj, szczeniaku - Theo szturchnął młodszego w ramię, a sam podniósł się z łóżka, odkładając oba telefony na szafkę nocną.

Jednak blondyn nawet nie drgnął.

Raeken westchnął głęboko, przewracając oczami.

- Mam cię zepchnąć z tego łóżka, czy sam wstaniesz? - syknął mniej przyjaznym tonem.

- Po co? - wyjęczał niezadowolony blondyn, przeciągając samogłoski.

Pierwsze.

- Tu jest wygodnie - wymamrotał znowu.

- Bo masz piętnaście minut chyba, że chcesz spóźnić się do szkoły - oznajmił niewzruszony Theo, zakładając swoje czarne joggery.

Zacisnął szczękę kiedy poczuł, że przy pochylaniu się, boli go brzuch. Wyprostował się, poprawiając gumkę spodni i zauważył niewielkiego siniaka pod swoimi żebrami.

Stanowczo nie chciał znowu wpaść na Jacksona.

- Co?! - Dunbar poderwał się do siadu.

- Psico - prychnął, posyłając mu zirytowane spojrzenie. - Bądź łaskaw i stul pysk.

Nie miał najmniejszej ochoty sprawdzać reakcji swojego ojca na niespodziewanego gościa... który bez koszulki siedział w łóżku Theo.

- Ale ja nawet nie mam rzeczy na przebranie - zaczął Liam, mając w głowie totalny zgiełk myśli.

Brunet miał już mu odpowiadać, kiedy usłyszeli trzask drzwi frontowych. Niebieskooki wzdrygnął się, patrząc ze zdziwieniem na drugiego. Jednak Raeken po prostu go zignorował.

- Zakładaj - nakazał, rzucając do niego granatową bluzę.

Liam wygramolił się z łóżka i dopiero, kiedy stanął na podłodze, zaczął wkładać na siebie ubranie starszego chłopaka. Zielonooki w tym czasie przyglądał się drugiemu, lustrując go wzrokiem.

Dunbar miał szczęście, że przyszedł do niego w swoich jeansach, bo o ile bluzę Theo mógł mu pożyczyć, tak ze spodniami mógłby być problem.

- No nie wiem - mruknął blondyn, oglądając siebie.

- Dobra jest. Podkreśla twój kolor oczu - stwierdził Raeken, zakładając swoją koszulkę.

Blondyn spojrzał na niego zdziwiony. Nie zdawał sobie sprawy, że starszy chłopak zwraca uwagę na takie rzeczy. Zastanawiał się także, czy to miał być komplement z jego strony.

- Nie patrz tak na mnie, tylko zbieraj się, bo autobus ci ucieknie - oznajmił zielonooki, zakładając swoją bordową bluzę.

- Nie idziesz ze mną? - Liam zmarszczył brwi.

- A co, sam nie trafisz? - Theo spojrzał na niego z politowaniem, zakładając swoją torbę na ramię.

- Nie, ale...

- Dobra, zamknij się już - nakazał brunet, sprawdzając, czy ma ze sobą swoje papierosy. - Schodzisz za mną, potem bez słowa wychodzisz z domu, jasne?

- Dlaczego? - Liam znowu zmarszczył brwi.

Czwarte.

- Bo ja tak ci każę - syknął Raeken, podając blondynowi jego telefon.

Sam wziął swój i razem wyszli na korytarz, a zielonooki zamknął za nimi drzwi. Nie umknęło to uwadze Dunbara, jednak nic nie powiedział.

Posłusznie, zszedł za starszym po schodach. Na dole, w kuchni, zobaczył matkę bruneta i z grzeczności już miał się przywitać, kiedy przypomniał sobie nakaz milczenia. Wolał nie komplikować sprawy, już i tak Theo dużo dla niego zrobił. Jak na niego.

Dlatego też tylko odwrócił wzrok, a otwierając sobie drzwi, wyszedł z domu. Chwilę później już obok niego stanął brunet, który zamknął za nimi.

Bez słowa, skierowali się na przystanek. Liam szedł tuż obok Theo, a bluza starszego chłopaka, którą miał na sobie, jakby emanowała zapachem zielonookiego. Włożył ręce do kieszeni, starając się jakoś ogrzać.

- Co ty, pokłóciłeś się z matką, że nawet się z nią nie pożegnasz? - odezwał się Dunbar, wreszcie przerywając ciszę.

- Nie twu - mruknął brunet, jakby nie chciał, by drugi w ogóle go usłyszał. Niebieskooki potrzebował też chwili, by przypomnieć sobie, co znaczył ten osobliwy skrót, a dziewiętnastolatek dodał już nieco głośniej: - Martw się o siebie i lepiej sprawdź powiadomienia.

Blondyn nieznacznie zmarszczył brwi, jednak ostatecznie wykonał polecenie. Odblokował swój telefon i zdziwił się niemało, widząc liczbę wiadomości od swoich bliskich.

Już miał zacząć odpisywać, kiedy Theo pociągnął go za rękę i obaj wsiedli do autobusu. Pojazd ruszył, a Liam stracił równowagę. Brunet od razu złapał go w pasie, nie pozwalając by niebieskooki upadł na podłogę.

- Niezdara - wywarczał starszy, tak by tylko blondyn go usłyszał.

Pomógł mu stanąć na równe nogi, po chwili kierując się na tył autobusu, gdzie były wolne miejsca. Usiedli obok siebie, a niebieskooki poodpisywał na wszystkie wiadomości.

- Ile będziemy jechać? - spytał Dunbar, chowając telefon.

Szóste.

- Zdążymy - mruknął Theo, nie odrywając wzroku od okna.

Chwilę siedzieli w ciszy, a Liam podobnie jak starszy, obserwował ruchomy krajobraz.

Ostatecznie jednak przeniósł spojrzenie na bruneta obok. Chłopak siedział z kamienną twarzą, torbą obok siebie i złożonymi rękoma na piersi.

Siedemnastolatek zatrzymał wzrok na naklejonych szwach ściągających na łuku brwiowym zielonookiego.

Wyciągnął rękę, jednak nim zdążył cokolwiek zrobić, Theo odsunął dalej głowę, teraz spoglądając na niego z rozdrażnieniem.

- Czego chcesz? - syknął oschle, wciąż utrzymując dystans.

- Będzie trzeba ci to zmienić - mruknął Dunbar, wkładając ręce do kieszeni. - O której dzisiaj kończysz?

- Nie mam czasu znowu do ciebie jechać - odpowiedział brunet bezbarwnym tonem, przenosząc pusty wzrok za okno.

- Mason nas zawiezie - zaczął niebieskooki. - Poza tym, wczoraj mieliśmy dodatkowo trening, a zdążyłem ci jeszcze to opatrzeć. Dzisiaj nic nie mamy, a ja muszę ci tylko zmienić opatrunek - stawiał kolejne argumenty, co zaczynało działać starszemu na nerwy. - To o której kończysz?

Theo nie odpowiedział, zastanawiając się, czy w ogóle jest ku temu sens. Może Dunbar przestanie gadać, jeżeli zacznie go ignorować?

- Wszystko w porządku? - odezwał się znowu młodszy.

Nie - pomyślał zirytowany Raeken.

- Jesteś jakiś spięty - ciągnął blondyn. - O co ci znowu chodzi?

Dziesiąte.

Starszy chłopak dalej milczał. Nie zamierzał się tłumaczyć, zwłaszcza, że powodem irytacji był cały ten poranek. Oraz sam fakt, że Liam znowu był w jego domu. Szczególnie go to nie zadowalało, bał się, że teraz może być mu trudniej kłamać. Co jeśli niebieskooki sam się domyśli, że coś jest nie tak?

- Wszystko w porządku - wymamrotał wreszcie.

- Akurat - prychnął Dunbar. - Irytujesz się, bo przeze mnie musiałeś wcześniej wstać? Czy o to, że znowu chcę ci tylko pomóc?

Gdyby to było takie proste...

- Raczej o to, że nie zdążyłem zapalić - powiedział jakby od niechcenia.

Nie miał żadnego innego pomysłu, jak mógłby się wymigać od szczerej odpowiedzi.

- Niezła wymówka - burknął Liam. - Dlaczego nie chcesz powiedzieć?

- To żadna wymówka - warknął na niego, posyłając mu zirytowane spojrzenie. - Jeśli się od czegoś uzależnisz, to zrozumiesz.

Chwilę milczeli oboje, aż Theo znowu odezwał się, bardziej zniżonym głosem, jakby miał nadzieję, że młodszy go nie usłyszy;

- Kończę po ósmej lekcji.

- To przed szkołą będę na ciebie czekał - odpowiedział blondyn.

Pomimo, że on i Mason kończyli dwie lekcje wcześniej niż Raeken, miał nadzieję, że Hewitt nie będzie miał problemu o podwózkę.

Po paru minutach Dunbar znowu się odezwał;

- Dlaczego zamykasz drzwi od pokoju, skoro mieszkasz z rodzicami? - uniósł brew, patrząc na starszego.

Chłopak zacisnął szczękę, a blondyn zastanawiał się czy to przez irytację, czy może przez powód.

- Przypominam ci o limicie pytań, więc lepiej nie marnuj ich na pierdoły - brunet spojrzał surowo na młodszego, a ten dopiero sobie o tym przypomniał.

- Wczoraj i tak mi odpowiadałeś - zauważył Liam, a Raeken westchnął głęboko, by znowu się nie zirytować.

- Masz rację, nie powinienem - rzucił obojętnym tonem, cały czas wpatrując się w obraz za oknem.

A Dunbar zaklął w myślach, uświadamiając sobie, że znowu źle poprowadził kolejną rozmowę z brunetem.

Teraz przynajmniej wiedział, że musi uważać na słowa i nie wypominać mu tego, kiedy jest stosunkowo miły.

- Nie chodzi o to, że nie powinieneś - zaczął niepewnie blondyn. - Raczej chciałem ci właśnie podziękować, że dało się normalnie porozmawiać. No i za to, że w ogóle mogłem zostać.

Zielonooki prychnął na jego słowa.

Liam westchnął cicho, zdając sobie sprawę, że podlizywanie się też nie będzie działać na starszego.

I niebieskooki czuł, że jeszcze długo będzie się uczył rozmowy z Raekenem...

Wzdrygnął się, kiedy ktoś mu pstryknął palcami przed nosem.

- Ruszaj się, wysiadamy na tym przystanku, ile można do ciebie mówić? - syknął brunet, a Dunbar wyrwany z rozmyśleń, z opóźnieniem analizował jego słowa.

Wreszcie półprzytomnie wstał ze swojego miejsca, a autobus zatrzymał się, przez co Liam znowu się zachwiał.

Złapał się ramienia Theo, starając się nie stracić równowagi.

- Nie no, znowu? - syknął zirytowany Raeken. - Umiesz ty w ogóle jeździć autobusami?

- No - wymamrotał niebieskooki, a puszczając ramię chłopaka, wysiadł z pojazdu.

Starszy także wyszedł, jednak on przystanął na poboczu chodnika, podczas gdy Dunbar chciał iść dalej.

- Nie idziesz? - zdziwił się, patrząc na zielonookiego.

- Mam na drugą - rzucił Raeken, wyciągając z kieszeni e-papierosa.

Liam zmarszczył brwi, bo pamiętał, że jeszcze w nocy Theo palił zwykłe. Jednak postanowił nie poruszać tego tematu.

- To... - mruknął, także schodząc na pobocze chodnika, by nie zagradzać innym drogi - dzięki i sory za kłopot.

- Luz - rzucił brunet, wypuszczając dym na bok. Blondyn poczuł słodki zapach, śledząc wzrokiem rozpływającą się chmurę.

- To widzimy się po tej ósmej lekcji? - Dunbar wolał się upewnić.

- Tak, ale idź już, bo się spóźnisz - pogonił go starszy.

Liam uśmiechnął się pod nosem i skierował się w stronę wejścia na teren szkoły. Szedł szybszym krokiem, a kąciki jego ust uniosły się jeszcze wyżej.

Musiał się jeszcze nauczyć spędzania czasu w towarzystwie zielonookiego, ale i tak był zadowolony z tego, że ich znajomość postępuje do przodu.

Przeszedł przez szkolny parking, kierując się do wejścia.

Jego uśmiech szybko zrzedł, kiedy Dunbar uświadomił sobie, że w ogóle nie jest przygotowany na lekcje, które przecież zaczynały się za pięć minut.

- Liam! - odwrócił się i kamień spadł mu z serca, kiedy zobaczył Masona.

Ciemnoskóry rzucił do niego plecak. Poprawka. Rzucił w niego plecakiem, który blondyn ledwo złapał.

- Co ty odwalasz, co? - warknął na niego poirytowany Hewitt. - Bez słowa znikasz z domu, nie ma cię kiedy rano trzeba iść do szkoły, twój telefon odbiera Raeken i skąd wytrzasnąłeś tą bluzę, bo jest na ciebie za duża?

Liam stał tak z plecakiem na rękach, jeszcze przetwarzając w głowie słowa przyjaciela.

Theo powiedział, że dobrze w niej wyglądam...

- Dzwoniłeś do mnie? - zdziwił się niebieskooki, zarzucając wreszcie plecak na ramiona.

Przynajmniej wiem, skąd wiedział o powiadomieniach.

- Tak! - warknął na niego. - Żeby to jeden raz, do cholery. Tłumacz mi się tu natychmiast i lepiej wymyśl dobrą wymówkę, bo twoja matka też wychodziła z siebie.

Blondyn myślał chwilę, aż wreszcie doszedł do wniosku, że matce powinien powiedzieć prawdę. W końcu nic się nie stało. Ale nie był przekonany, czy powinien mówić ciemnoskóremu, że nocował u Raekena. Szybko domyślił się, że przyjaciel długo może mu to wypominać i zapewne używać w różnych kontekstach.

Powstrzymał uśmiech na wspomnienie wczorajszej rozmowy z Theo na temat kontekstu, w jakim się wyrażali w poszczególnych sytuacjach.

Wrócił na ziemię, orientując się, że długo milczy.

- Chodźmy na lekcje, potem ci powiem - wymamrotał, wchodząc po schodach.

- No ja mam nadzieję...
    

***

    
Theo siedział w bibliotece.

Tym razem nie błądził w myślach, tylko siedział przy stole, czytając książkę, która wpadła mu w ręce.

Czekał na lekcje, czego po części nie lubił. Tym bardziej, że gdyby nie Liam, brunet prawdopodobnie teraz szedłby sobie na oddalony przystanek, ciesząc się świętym spokojem i miastem budzącym się do życia.

Zamiast tego, siedział w bibliotece, czytając książkę. A raczej próbował czytać, bo co chwila musiał wracać do jakiegoś fragmentu, gubiąc wątek.

Autor zawile pisał, albo to on nie potrafił na niczym skupić myśli. Choć raczej to drugie, ponieważ styl pisania mu się podobał.

Theo lubił czytać książki. Fikcyjny świat, podobnie jak muzyka, pozwalał choć na chwilę zapomnieć o szarej rzeczywistości. Jednak od dłuższego czasu nie mógł - lub nawet nie próbował - znaleźć chwili na skupianie się na lekturze.

I zdał sobie sprawę, że w jakimś stopniu mu tego brakuje. Uśmiechnął się pod nosem, kiedy przypomniał sobie jak to zaspał na autobus przez spędzenie nocy na czytaniu.

Było to dawno, jednak pamiętał, że po którejś takiej sytuacji, stopniowo coraz rzadziej poświęcał czas książkom. Zwłaszcza wieczorem.

Westchnął cicho, kiedy znowu musiał cofnąć się o kilka linijek.

Nie potrafił skupić się na tekście, choć myślami przeskakiwał pomiędzy błahymi tematami. Jak na przykład dzisiejsza kartkówka z biologii, na którą i tak umiał. Bądź zadanie z fizyki, które zrobił już kilka dni temu.

Tak, stanowczo w tym roku najbardziej przykładał się do nauki. Kosztowało go to nieco wysiłku i stresu, jednak wiedział, że musi się postarać. Chociaż raz, tym bardziej, że prawdopodobnie to jego ostatnia szansa na ukończenie liceum.

Pomyślał znowu o fizyce, która była dzisiaj jego ostatnią lekcją i przypomniał sobie o spotkaniu z Dunbarem.

Był zdziwiony jego postawą, zastanawiał się jaki ma cel. Bo najzwyczajniej w świecie, Theo wątpił, by młodszy chłopak robił to bezinteresownie. Przecież traktował go z pogardą, nie słuchał jego zdania i starał się go odpychać. A mimo wszystko, Liam nie odpuszczał. Tak, stanowczo nie działał bezinteresownie.

W następnej sekundzie Raeken przypomniał sobie słowa Stilesa, kiedy to szatyn zaczepił go przed ich przedostatnim spotkaniem.

- Poza tym, gdyby nie ona, przecież nie moglibyśmy poznać Liama. Nawet nie wiesz, jaki pożyteczny jest ten dzieciak.

I Theo dopiero się zorientował, że nie myślał nad sensem tych słów. Zastanawiał się, co do tego wszystkiego ma Malia. O ile było mu wiadomo, nie mieli ze sobą żadnego pokrewieństwa. Ba, dziewczyna miała przecież inne nazwisko niż blondyn. Poza tym, nigdy nie widział, by w ogóle ze sobą rozmawiali.

Pomijając fakt, że Theo o istnieniu Dunbara przekonał się dopiero pierwszego dnia tego roku szkolnego, kiedy to młodszy zahaczył o niego ramieniem.

Myślami wrócił do słów Stilesa, rezygnując już z próby czytania książki. Po prostu gapił się w kartki, skupiając się na sobie.

Zastanawiał się, w jakim kontekście mówił syn szeryfa. Liam miałby być pożyteczny? Jak na razie, blondyn tylko gadał, bądź zasypywał go pytaniami. I Raeken stwierdził, że musi bardziej pilnować ustalonego limitu pytań.

Choć najchętniej, to w ogóle by nie słuchał młodszego.
    

***
     

- Która godzina? - spytał Liam, patrząc przez ramię w stronę Masona.

- Skończyłeś wszystkie zadania? - odpowiedział ciemnoskóry, unosząc brew.

- Jeszcze chwila - wymamrotał blondyn, spuszczając wzrok z powrotem na zeszyt przed sobą. - Ale powinniśmy już jechać, co jak będą korki?

- Nic mu się nie stanie, jak poczeka - stwierdził niewzruszony ciemnooki.

Dunbar westchnął cicho. Po lekcjach przyjechali do Masona, który stwierdził, że odrobią wszystkie zadania domowe z dzisiejszego dnia. Podczas, gdy on już wszystko skończył i teraz oglądał coś na telefonie, Liam wciąż ślęczał przy biurku, nie mogąc dokończyć zadania z matematyki.

- I wciąż nie dostałem wyjaśnień dzisiejszego poranka - zauważył ciemnoskóry.

- Nic ci się nie stanie, jak poczekasz - blondyn podwinął rękawy bluzy, poprawiając kaptur z tyłu głowy.

Spodobała mu się ta bluza, która wciąż pachniała Theo pomimo, że niebieskooki chodził w niej cały dzień i po części przyzwyczaił się do tego zapachu. Do jego zapachu.

- Bardzo śmieszne - fuknął Mason. - Mam rozumieć, że nie chcesz podwózki?

- Mogę pojechać autobusem - mruknął blondyn, odwracając się w jego stronę na krześle obrotowym, a chłopak prychnął na jego słowa.

- Na których i tak się nie znasz? - uniósł brew, patrząc na blondyna z politowaniem. - Nie umiesz czytać rozkładu jazdy, nie wspominając już o określeniu, gdzie jedzie dany autobus, albo nazwy jakiegokolwiek przystanku.

Pamiętam jak jedzie się do Theo - pomyślał Dunbar.

- Bo zawsze z kimś jadę, albo idę z buta. Autobusy jakoś nie są mi potrzebne - stwierdził Liam, a wyciągając telefon, sprawdził godzinę. - To jedziemy?

Hewitt westchnął głęboko, przewracając oczami.

- No - mruknął, podnosząc się z łóżka.

Dunbar od razu zamknął zeszyt i podręcznik, chowając je razem z piórnikiem do plecaka. Pozapinał wszystkie kieszenie, zarzucając go na ramiona. W międzyczasie Mason wyszedł już z pokoju, zostawiając drzwi otwarte dla niebieskookiego.

Po chwili blondyn też już był w obszernym przedpokoju, mijając wejście do salonu. Rzucił krótkie "dzień dobry" do matki przyjaciela, która z uśmiechem odpowiedziała na przywitanie.

Wreszcie kilka minut później siedział już w aucie, obok Masona, który wyjeżdżał ze swojej posesji.

- To dowiem się, co rano odwaliłeś? - odezwał się ciemnoskóry.

Liam milczał chwilę, zastanawiając się, co odpowiedzieć. Z jednej strony nie chciał, żeby ciemnooki mu to później wypominał, a wiedział, że prawdopodobnie tak będzie. Jednak z drugiej strony, Hewitt był przecież jego przyjacielem i nie chciał go okłamywać.

- Wczoraj mama miała nocną zmianę w szpitalu - zaczął, decydując się na prawdę. - A Malia nocowała u Scotta. Więc na noc zostałem sam, no i... miałem koszmar, a wiesz jak to u mnie wygląda - ciemnooki skinął głową. - Więęęc poszedłem do Theo.

- Co? - wypalił Mason, zatrzymując się na światłach. - Jak to poszedłeś do niego? O której? Drugiej nad ranem? Co ty, samobójstwo chciałeś popełnić?

Dunbar parsknął śmiechem, na jego słowa.

Bardziej ryzykowne było klepanie go po tyłku, kiedy był trzeźwy.

- Trzeciej nad ranem - poprawił przyjaciela, następnie wracając do tematu. - Zdziwisz się, bo był tylko trochę wredny. Jak na niego - uśmiechnął się pod nosem. - Ale ma wygodne łóżko.

Ciemnoskóry pokręcił głową na jego słowa, skręcając na skrzyżowaniu.

- I tak uważam to za głupotę - stwierdził. - Ale nie ogarniam, dlaczego to on odebrał, kiedy rano dzwoniłem.

- Prawdopodobnie możliwe, że jeszcze wtedy spałem. Nie wiem, to on mnie obudził - wzruszył ramionami.

- Jak? - zaciekawił się Mason, a blondyn zmarszczył brwi.

- Normalnie - odpowiedział. - A jak niby miałby to zrobić?

- Nie wiem - ciemnoskóry z uśmiechem wzruszył ramionami, skręcając z obwodnicy.

- Nawet nie zaczynaj - warknął Liam. - Byłbym wdzięczny, gdybyśmy do tego nie wracali.

- Czemu? - odezwał się Hewitt niewinnym tonem. - Nie podobała ci się noc u boku Raekena? To pewnie też jego bluza? - nim Dunbar zdążył odpowiedzieć, Mason zrobił to za niego: - Oczywiście, że jego, bo jest na ciebie za duża, ty nie chodzisz w luźnych ubraniach.

Naburmuszony blondyn odwrócił wzrok za okno.

- Dobra, następnym razem nie będę ci nic mówił na jego temat - wymamrotał niebieskooki. - A tak w ogóle - zmienił ton, uśmiechając się złośliwie. - To kiedy w końcu pójdziesz z Corey'em na pierwszą randkę?

Mason posłał mu niezadowolone spojrzenie spod przymróżonych powiek.

- Teoretycznie już byliśmy. Tylko ty nie umiesz zapytać swojego chłopaka o żadne wyjście - odgryzł się ciemnoskóry.

- Spierdalaj - fuknął Liam, uderzając bark przyjaciela.

Dopiero teraz blondyn zorientował się, że chłopak zajmuje już miejsce na parkingu szkolnym.

- To leć do swojego midi, a ja tu na was poczekam - rzucił Hewitt.

- Błagam, nie zaczynaj mówić jak Bryant - jęknął niebieskooki, odpinając pas.

- Idź, nie gadaj - odpowiedział z uśmiechem Mason.

Blondyn przewrócił oczami, wysiadając z samochodu. Powiew chłodnego wiatru sprawił, że opuścił rękawy bluzy, wkładając ręce do kieszeni. Skierował się w stronę wejścia do szkoły, jednocześnie rozglądając się po wychodzących uczniach.

Usiadł na ławce obok schodów i oparł łokcie na kolanach. Poprawił kaptur, by materiał opierał się na jego karku. Teraz miał wrażenie, że jest cieplej.

Nie lubił zimna. O wiele bardziej wolał ciepłe, bądź nawet upalne, lato niż chłodną jesień i mroźną zimę.

Naciągnął też bardziej rękawy, chowając w nich dłonie. Włożył ręce do kieszeni, wzrokiem cały czas badając nastolatków wychodzących ze szkoły.

Zastanawiał się, ile będzie musiał czekać na Raekena. Nawet nie wiedział, gdzie starszy ma ostatnią lekcję i jak daleko jest do wyjścia od tej sali. Brunet mógł też iść do szafki, co dodatkowo zajęłoby mu więcej czasu.

Liam westchnął cicho, przenosząc wzrok na zatłoczony parking. Jedni uczniowie tylko przez niego przechodzili, kierując się do wyjścia, a inni szukali swoich samochodów.

Ze swojego miejsca blondyn nie widział auta Masona, ale nie przejmował się tym, doskonale wiedząc, że przyjaciel na niego czeka. A nawet gdyby nie, to niebieskooki nie miał nic przeciwko, gdyby musiał iść na spacer z Raekenem.

Jeszcze raz rzucił okiem na wejście, jednak znowu nigdzie nie zobaczył starszego chłopaka.

Zamarznę tu na śmierć.

Z nudów, spojrzał w stronę wiaty śmietnikowej, unosząc brwi, kiedy zobaczył tam woźnego i bruneta, na którego czekał od dziesięciu minut. Pokręcił głową z niedowierzaniem, obserwując jak Theo spokojnie pali papierosa w towarzystwie starszego mężczyzny.

Zdziwił się nieco kiedy zauważył, że zielonooki ma podwinięte rękawy bluzy. Według blondyna było cholernie zimno i nie potrafił zrozumieć, jakim cudem Raeken może to - najprawdopodobniej - ignorować.

Z westchnieniem wstał ze swojego miejsca, kierując się w ich stronę. Sekundę później przypomniało mu się, jak to kiedyś siedział na tej samej ławce z Bryantem, który stwierdził, że Theo ma niezły tyłek.

Nieświadomie spuścił wzrok na pośladki bruneta i stwierdził, że może znowu przyznać Corey'owi rację.

Wreszcie podszedł do nich i nim zdążył się odezwać, by zwrócić na siebie uwagę, Raeken odwrócił się w jego stronę, prawdopodobnie przez wskazujący wzrok woźnego.

- Jeszcze chwila - odezwał się dziewiętnastolatek, nieznacznie unosząc dłoń, w której trzymał papierosa.

A blondyn znowu się zdziwił, ponieważ pamiętał, jak rano po wyjściu z autobusu, chłopak palił elektryka.

- Ja tu marznę - wymamrotał niebieskooki, poprawiając ręce w kieszeniach.

- Marudzisz, jest fajnie chłodno - odpowiedział obojętnie Theo, a zaciągając się papierosem, zwrócił się do Deucaliona. - Dlatego myślę, że Alex powinien iść na weterynarza.

Liam zmarszczył brwi, po chwili zdając sobie sprawę, że brunet po prostu kończy rozmowę z woźnym, którą on im przerwał swoim podejściem.

- Sam mówiłeś, że lubi zwierzęta - ciągnął chłopak, zaciągając się w międzyczasie. - Tym bardziej, że zaczął pomagać w schronisku. Musi tylko zdecydować czy leczyć zwierzęta gospodarcze, czy domowe, a jeśli domowe to czy duże, typu pies albo kot, czy małe, jak na przykład królik i świnka morska - znowu się zaciągnął. - No i powinien też zrobić badania, czy przypadkiem nie ma uczulenia na sierść i tak dalej. Chociaż wątpię, bo przecież mieliście kota. Ale wiesz, to też nigdy nie wiadomo.

Dunbar stał tak obok bruneta, słuchając jego głosu. Nie był pusty, tak jak zazwyczaj, ale jednocześnie nie wyrażał żadnych znacznych emocji. Był po prostu zwyczajny.

Przyjemny dla ucha.

Niebieskooki także zdziwił się, że Theo tyle mówi. Zwykle ograniczał się do kilku krótkich zdań i wrednych docinek.

Bynajmniej w towarzystwie blondyna.

- Martwi mnie raczej fakt, czy w ogóle będzie chciał iść na studia - odpowiedział Deucalion, gasząc swojego papierosa. - Niby wziął się za to pomaganie w schronisku, ale ma tendencję do prokrastynacji i ledwo mu idzie w liceum. A co dopiero na studiach.

- Musi po prostu chcieć - Raeken ostatni raz się zaciągnął, również gasząc peta. - Używaj takich argumentów, żeby sam zaczął myśleć, że to jest dla niego korzystne. Ale nie mów tego wprost. Inaczej cię oleje, to w końcu nastolatek.

- No kto by się spodziewał - prychnął z rozbawieniem mężczyzna. - Wracam do pracy, a ty nie spóźnij się do swojej.

- Do zo - rzucił zielonooki, zbijając piątkę z Deucalionem na pożegnanie.

Woźny odszedł w stronę szkoły, a Liam ciągle patrzył na bruneta z lekkim zdziwieniem. Theo wreszcie na niego spojrzał, a widząc jego zdumienie, uniósł brew.

- Co?

- Dużo mówisz - wypalił Liam, a starszy prychnął na jego słowa, kierując się w stronę parkingu.

Dunbar od razu zrównał z nim krok, a kiedy wiatr zawiał mocniej, miał ochotę zarzucić kaptur na głowę.

- Nie jest ci zimno? - odezwał się znowu blondyn, spoglądając na chłopaka obok.

- Lubię chłód - mruknął, a niebieskooki od razu zauważył, że jego głos na powrót jest pusty.

Zmieszał się trochę, nie mogąc zrozumieć, dlaczego Theo ciągle go tak traktuje. Ale przekonał się już, że Raeken potrafi także zachowywać się w miarę naturalnie wobec niego, dlatego Liam nie zamierzał odpuszczać.

Poza tym zakład wciąż był aktualny.

- Kim jest Alex? - Dunbar zadał kolejne pytanie, badając reakcję starszego. Spodziewał się braku odpowiedzi, a jednocześnie liczył, że jednak brunet trochę mu wyjaśni.

Ponieważ miał mętlik w głowie.

Szli przez szkolny parking, co jakiś czas zatrzymując się, by nie wejść pod jakieś auto.

- Nie jest ci to do szczęścia potrzebne - monotonny i pusty głos Raekena po chwili zmieszał się z ledwo słyszalnym rozbawieniem, kiedy dodał: - No chyba, że interesujesz się młodszymi. Nie wiem jakie masz preferencje.

Liam spiorunował go oburzonym wzrokiem. Rzadko kiedykolwiek rozmawiał z kimkolwiek na podteksty, dlatego nie cierpiał, kiedy starszy postanawiał mówić do niego właśnie w ten sposób.

Dostrzegł jak kąciki ust bruneta drgnęły ku górze, gdy ten zobaczył jego minę. I niebieskooki stwierdził, że to jedyny powód, dla którego ewentualnie mógłby znosić te podteksty.

- Alex to syn Deuca - wyjaśnił, na chwilę znowu przybierając bezemocjonalny wyraz twarzy. - Jest młodszy od ciebie o rok, ale z tego co mi się wydaje to jest hetero, także...

- Tak, ja też jestem, jakbyś chciał wiedzieć - fuknął Dunbar. - Weź mi tu nie rzucaj podtekstami.

- Dlaczego? - odezwał się Theo niewinnym głosem, zerkając na blondyna. - Twoja mina jest bezcenna, brakuje ci tylko rumieńców.

- Zmieńmy temat - wymamrotał Liam. - Rozmawialiście o studiach, nie? Na jakie idziesz?

- Ale ty jesteś nudny - jęknął Raeken, przewracając oczami, a po chwili jego głos na powrót stał się bezbarwny. - Nie przekroczyłeś już limitu pytań, przypadkiem?

Blondyn spojrzał na starszego. Chłopak szedł dalej i nawet na niego nie patrzył, wzrok mając utkwiony gdzieś przed siebie z beznamiętnym wyrazem twarzy.

I Dunbar zastanawiał się, jakim cudem Theo tak kontroluje emocje. Bo niebieskooki nie widział innego wytłumaczenia na tak szybką zmianę nastroju.

- Nie wiem - zaczął ostrożnie, doskonale wiedząc, że znowu zepsuł relatywnie dobrą atmosferę pomiędzy nimi. - Myślałem, że to ty miałeś liczyć te pytania.

- Nie, to ty miałeś mniej gadać - warknął na niego zielonooki.

Chryste i co ci znowu nie pasuje, kretynie?! - jęknął w myślach.

Nim Liam zdążył znaleźć kolejny temat do rozmowy, zorientował się, że prawie minęli samochód Masona.

Niechętnie wyciągnął rękę z kieszeni i otworzył sobie drzwi, siadając na miejsce pasażera obok kierowcy. Kantem oka widział, jak Raeken zajmuje miejsce po jego przekątnej.

Starszy nic nie mówił i coś podpowiadało blondynowi, że przez całą drogę chłopak nie będzie się odzywał. Czyli tak, jak ostatnim razem.
     

***

      
Theo wszedł za Dunbarem do jego domu. Liczył, że poza nimi nie będzie nikogo, jednak szybko wrócił na ziemię, kiedy zaraz po wejściu usłyszał czyjąś obecność w kuchni.

- Kto tam?! - dobiegł ich kobiecy głos z pomieszczenia.

- Ja! - odkrzyknął Liam, ściągając buty.

A Raeken zaklął w myślach, nie mając ochoty poznawać członków rodziny niebieskookiego. Po chwili z kuchni wyszła wysoka blondynka, a dziewiętnastolatek domyślił się, że to matka młodszego chłopaka. Choć mieli różny kolor oczu.

- Chyba mamy do porozmawiania - odezwała się pozornie spokojnym tonem, a składając ręce na piersi, badała wzrokiem za dużą bluzę, którą jej syn miał na sobie.

Theo zerknął z rozbawieniem na blondyna.

Ktoś tu dostanie zjebkę...

- I mogłeś uprzedzić, że będziemy mieli gości - dodała, przenosząc spojrzenie na bruneta.

- Ja tylko na chwilę - odezwał się zielonooki, uśmiechając się kulturalnie.

- To my idziemy do mnie, a ranek wyjaśnię ci później - powiedział Liam, a pani Dunbar z westchnieniem zniknęła z powrotem w kuchni.

Chłopacy skierowali się na schody i kiedy już byli na piętrze, blondyn wstąpił do łazienki po apteczkę.

- Jakie rozkazy tym razem? - wymamrotał Theo, kiedy weszli do pokoju niebieskookiego.

- Siadaj tam - oznajmił Liam, głową wskazując krzesło obrotowe przy biurku.

Raeken ściągnął z ramienia torbę i kładąc ją gdzieś na podłodze, zajął miejsce na fotelu. Odchylił się na oparcie, stwierdzając, że młodszy ma całkiem wygodne krzesło. Przeniósł spojrzenie na obrazy stworzone przez blondyna.

Sztuka jakoś bardzo go nie interesowała, jednak musiał przyznać, że niebieskooki ma całkiem niezły talent. Jak na swój wiek.

Dunbar otworzył apteczkę, odkładając ją na stół.

- Chodź tu - mruknął, ujmując podbródek bruneta, by przysunąć bliżej jego twarz.

Jednak Theo niemal od razu cofnął głowę, mierząc niebieskookiego wrogim spojrzeniem. Sam usiadł prosto, niechętnie pochylając się w stronę blondyna. Liczył, że młodszy już zapamiętał, że nie lubi kontaktu fizycznego, ale najwyraźniej się pomylił.

Liam zaczął ostrożnie ściągać naklejone szwy, a zielonooki zacisnął szczękę, starając się ignorować dotyk blondyna.

- To w końcu za co Jackson tak ci wpierdolił? - spytał młodszy, jednocześnie skupiając się na swojej czynności.

- To dwudzieste pierwsze pytanie, nie przesadzasz trochę? - wymamrotał Theo z rozdrażnieniem.

- Czyli jednak to liczysz - zauważył Dunbar. Brunet zerknął na niego, zauważając jak kącik jego ust unosi się ku górze. Z westchnieniem, przeniósł wzrok z powrotem za okno.

Skrzywił się nieco, czując pieczenie na łuku brwiowym. Po chwili poczuł, jak Liam delikatnie kciukiem przeciera rozcięcie.

- Masz farta. Rany goją się na tobie jak na psie - stwierdził niebieskooki, a starszy dziękował w duchu, kiedy wreszcie chłopak zabrał dłoń z jego twarzy.

- To mogę już sobie iść? - mruknął Raeken, nie odrywając wzroku od okna.

- Jeszcze chwila - odpowiedział Dunbar, wyciągając z apteczki nowe szwy ściągające.

Ostrożnie zaczął je naklejać, a Theo poczuł wibracje telefonu w kieszeni.

Nie ruszając głową, wyciągnął urządzenie, podnosząc je na wysokość oczu.

Bretto: Wolny? Zajęty?

- Już? - spytał zniecierpliwiony brunet, doskonale wiedząc, że przez Liama nie ma jak odpisać.

- Tak - westchnął młodszy, a zielonooki niemal od razu odchylił się na oparcie, biorąc się za odpowiadanie na wiadomość.

Ja: Do siedemnastej wolny.

- Teraz oddać ci tą bluzę, czy...? - słysząc głos blondyna, Theo spojrzał na niego znad telefonu. 

Chwilę z dezorientacją patrzył w jego oczy, analizując słowa. Dopiero przypomniał sobie, że przecież rano dał Liamowi swoją bluzę, którą chłopak wciąż miał na sobie.

- Później - odpowiedział wreszcie, następnie znowu patrząc na smartfona, kiedy poczuł wibracje.

Bretto: W takim razie już nie, gdzie po ciebie przyjechać?

- Okej - wymamrotał Dunbar i zamknął apteczkę, po chwili wychodząc z pokoju. Zielonooki wykorzystał ten czas, żeby odpisać Talbotowi.

Ja: Pod dom Dunbara.

Wstając z miejsca, schował telefon do kieszeni i podniósł z podłogi swoją torbę, zakładając ją na ramię. Już miał wychodzić, jednak zanim złapał za klamkę, drzwi się otworzyły i Liam prawie na niego wpadł.

- Już idziesz? - spytał, wycofując się na korytarz, by nie stać w progu, a starszy wyszedł z pomieszczenia.

- Naprawdę przesadzasz z tymi pytaniami - rzucił brunet, kierując się w stronę schodów.

- Nie jesteś przyzwyczajony - stwierdził blondyn, zaraz za nim schodząc po stopniach.

- I jakoś mi się do tego nie spieszy - odpowiedział jakby obojętnym tonem.

- To przestań narzekać - niebieskooki uśmiechnął się pod nosem.

- Nie jesteś przyzwyczajony - starszy powtórzył jego słowa, przystając pod drzwiami frontowymi. Sprawnie założył buty, poprawiając swoją torbę na ramieniu. Już miał łapać za klamkę, jednak ostatecznie westchnął cicho, niechętnie spojrzał na Liama i mruknął: - Dzięki.

Dunbar uniósł brwi, patrząc na niego z pozytywnym zdziwieniem.

- Wow, jednak umiesz być kulturalny - wyszczerzył się. Marszcząc nos, Theo wystawił mu język, na co blondyn dodał: - Krowa ma dłuższy i się nie chwali.

- Tak, już to kiedyś słyszałem - mruknął Raeken, a powstrzymując się od uśmiechu, złapał za klamkę od drzwi. - Do zo, szczeniaku.

Wyszedł z domu, słysząc jakieś ciche pożegnanie od młodszego. Nie obejrzał się za siebie, wzrok niemal od razu skupił na budzie, gdzie zauważył leżącego wilczaka. Pies spokojnie obserwował każdy jego ruch, a dziewiętnastolatek przeszedł jak najbardziej oddaloną częścią ścieżki, następnie wychodząc za furtkę na chodnik. 

Nie cierpiał psów.

Oderwał wzrok od czworonoga, przenosząc spojrzenie na drogę, gdzie usłyszał warkot silnika. Na końcu ulicy dostrzegł niebieskiego Forda Mondeo, który należał do Bretta. Auto szybko podjechało, zatrzymując się idealnie naprzeciw Raekena.

- Yo, bro - rzucił Talbot, kiedy zielonooki wsiadł na miejsce pasażera obok kierowcy. 

- Siema - mruknął, odkładając swoją torbę na tylne siedzenie. Blondyn ruszył dalej ulicą, podczas gdy Theo zapinał pasy.

- Zdziwiłeś mnie trochę, że miałem tu podjechać - zaczął niebieskooki. - Co ty tam robiłeś?

- Nic - wzruszył ramionami. - Szczeniak chciał pobawić się w pielęgniareczkę.

- I co, pieprzyłeś go ubranego w biały fartuszek? - zarechotał Talbot.

- Ja pierdole, człowieku - prychnął zażenowany Raeken, zakrywając ręką oczy. - Hamuj się z tą wyobraźnią, błagam.

- Luzuj, przecież żartuję - chłopak machnął olewająco ręką, skręcając na obwodnicę. - To gdzie jedziemy na te dwie godziny?

- Możemy pojechać do lasu - odpowiedział brunet, przecierając twarz dłońmi.

- Pozbierać grzyby? - prychnął Brett. - Czy może kwiatki na polance?

- O tej porze roku to raczej grzyby. Kto wie, może halucynki się trafią? - mruknął starszy.

- Dobra, przekonałeś mnie - wyszczerzył się niebieskooki, na co po chwili obaj krótko parsknęli śmiechem. 
     
     
*
   
   
Liam zamknął drzwi za wychodzącym brunetem. Ledwie odwrócił się w stronę schodów, by wrócić do swojego pokoju, jednak w przejściu zauważył swoją matkę, która stała ze złożonymi rękoma na piersi.

- Rozumiem, że teraz mam ci się tłumaczyć? - spytał niewinnym głosem, na co spotkał jej przeszywające spojrzenie.

To zły znak.

Z westchnieniem, sam udał się do kuchni, gdzie pachniało przygotowywanym obiadem. Skierował się do stołu, a mijając wyspę kuchenną, zauważył w połowie rozpakowane zakupy.

- Byłam w domu o piątej - zaczęła surowym tonem kobieta, wracając do robienia obiadu. - Myślałam, że śpisz, ale kiedy przyszłam, żeby cię obudzić, po tobie nie było ani śladu. Słucham, gdzie wyszedłeś przed piątą nad ranem.

Młody Dunbar westchnął głęboko, podwijając rękawy niebieskiej bluzy.

- Nie wyszedłem rano, tylko w nocy - powiedział, a napotykając wyczekujące spojrzenie matki, kontynuował: - Miałem koszmar, a wiesz jak to u mnie wygląda - wymamrotał jeszcze ciszej, spuszczając wzrok na blat stołu. - No i po prostu wyszedłem, żeby pójść do kogoś.

- Rozumiem, Liam, ale nie powinieneś wychodzić z domu w środku nocy - stwierdziła karcącym tonem. - Tym bardziej, że prawie spóźniłeś się na lekcje, ustawiłeś sobie w ogóle budzik?

- Prawie czyni wielką różnicę - wymamrotał niewinnie blondyn.

- Liam - ostrzegawczy ton rodzicielki przypomniał mu, że nie powinien żartować.

- Nie miałem budzika, ale i tak Mason przecież zadzwonił - bronił się niebieskooki, spoglądając na matkę.

- Tak, dzwonił kilka razy, zresztą ja też i co? - spojrzała na niego pretensjonalnie, kontynuując: - I odebrał ktoś inny, dlaczego obca osoba odbiera twój telefon? Liam, powinieneś pilnować swoich rzeczy.

- Spałem u kolegi. On wstał pierwszy, a wie, że Mase jest moim przyjacielem, więc po prostu odebrał. Potem mnie obudził - mówił zgodnie z prawdą.

- Połączenia chyba są prywatną sprawą, prawda? - blondynka uniosła brew, posyłając synowi pouczające spojrzenie.

- Jestem pewny, że gdybyś to ty akurat dzwoniła, nie odebrałby - tak naprawdę, młody Dunbar wcale nie był tego taki pewien, ale zdążył zaobserwować, że kiedy wymaga tego sytuacja, Theo odpowiednio się zachowuje. Dlatego niebieskooki wierzył w swoje słowa.

- Mhm i to pewnie jego bluzę masz na sobie? - westchnęła kobieta, a nastolatek spojrzał na ubranie, które wciąż nim pachniało. - Powinieneś mu ją oddać. I powiedzieć, żeby nie odbierał twojego telefonu, to niekulturalne. W ogóle, co to za kolega?

- Jestem! - przed odpowiedzią uratowała Malia, która właśnie weszła do domu. Po chwili dziewczyna wchodziła do kuchni z uśmiechem na twarzy. - Co dzisiaj na obiad? - jej uśmiech zniknął, kiedy zorientowała się, jaka atmosfera panuje w pomieszczeniu. Patrzyła z zaskoczeniem to na matkę, to na brata.

- Gulasz - odpowiedziała kobieta. 

- Co zrobiłeś? - Malia zwróciła się do siedemnastolatka, który z mętną miną wstał od stołu kierując się na schody.

- Nic - mruknął. - Idę do siebie.
    
    
***
   
   
- Dlaczego masz czas tylko do siedemnastej? - zagaił Brett, kiedy razem z Theo szli już kilkanaście minut przez główną leśną ścieżkę.

Żwir chrzęścił pod ich butami, a zielonooki obserwował drzewa z kolorowymi liśćmi.

- Niestety, ale muszę na siebie zarabiać - westchnął, wyciągając z kieszeni e-papierosa.

- No nie gadaj, Theo Raeken ma pracę? - zaśmiał się wyższy, spoglądając na niego z rozbawieniem.

- Nawet dwie - mruknął, zaciągając się.

- Daj bucha - poprosił blondyn, a zielonooki podał mu elektryka. Młodszy zaciągnął się głęboko, po chwili wypuszczając gęstą chmurę.

- Jebany - parsknął Theo, przyjmując z powrotem swoją własność. - Kiedy tak rozciągnąłeś płuca? Ostatnim razem dusiłeś się jak gimnazjalista.

- Przez dłuższy czas się nie widzieliśmy - Talbot wzruszył ramionami z niewinnym uśmiechem. - Co tam u ciebie?

- Chujowo - mruknął, zaciągając się, a następnie znowu podał e-papierosa niebieskookiemu. - A u ciebie?

- Chujowo - powtórzył po nim, chwilę później wypuszczając chmurę z ust. - Rodzice się rozwodzą. Wczoraj była ostatnia rozprawa.

- Z kim zostajesz? - spytał brunet, przejmując znowu elektryka.

Spojrzeniem błądził po drzewach, ścieżce i niebie, jednak jakoś nie patrzył w stronę drugiego chłopaka. Niezbyt przepadał za kontaktem wzrokowym.

- Z ojcem - wzruszył ramionami Brett. - Matka ledwo potrafi zająć się sobą, a co dopiero ze mną. 

- I twoimi wydatkami - dodał pod nosem Raeken, mając na myśli jego uzależnienia, na co wyższy szturchnął go łokciem.

- Bardzo śmieszne - fuknął nierozbawionym głosem. - Ledwo ze sobą wytrzymywali. Bez kłótni rano to normalnie jak bez kawy. Poza tym stara jest jebaną hipokrytką, a ojca traktowała jak bankomat.

- A kto w domu zawsze robił pranie, gotował i sprzątał? - Theo uniósł brew, zaciągając się.

- Tak, wiem, że mam zjebaną rodzinę - prychnął wyższy.

Mojej nie dorasta do pięt.

- Ale powiem ci, że z ich dwojga po prostu wolę ojca. Przynajmniej mnie rozumie... w większości spraw - dodał blondyn. - No wiadomo, że facet z facetem się dogada.

Więc dlaczego nie ogarniam swojego ojca?

- Ta - wymamrotał starszy.

Zaciągnął się znowu, po chwili zdając sobie sprawę, że to już druga rozbita rodzina, jaką znał. I doskonale wiedział, że w ostatnich czasach dorośli coraz częściej się rozwodzą.

- Świat jest pojebany - oznajmił Brett.

- Świat jest piękny, tylko ludzie to kurwy - poprawił go Raeken, a wypuszczając chmurę, podał e-papierosa niebieskookiemu, który zdawał się zignorować to skorygowanie.

- Wspomniałeś, że masz dwie prace - Talbot wrócił do poprzedniego tematu, po chwili się zaciągając.

- Nic ciekawego - mruknął brunet. - W obu stoję na kasie, po prostu w tygodniu w spożywczaku od siedemnastej do dwudziestej, a potem w weekend w kinie od siódmej do trzynastej.

- To kiedy ty masz wolny czas? - młodszy zmarszczył brwi, patrząc na drugiego.

- W weekendy, po trzynastej - zielonooki wzruszył ramionami jak gdyby nic.

- Przejebane - stwierdził Brett.

- Da się przyzwyczaić - odpowiedział Theo, a blondyn parsknął na jego słowa.

- Jasne, twoje najlepsze motto życiowe - zaśmiał się sztucznie. - "Do wszystkiego da się przyzwyczaić". Zdradzę ci sekret: nie da się.

- Dzięki, ale sam to zauważyłem - powiedział beznamiętnym tonem.

- Czyżby Raeken przejrzał na oczy, że świat nie jest kolorowy? - dalej kpił.

Świat jest kolorowy, tylko ludzie to kurwy.

- Odezwał się hipokryta - brunet zlustrował go wzrokiem, zaciągając się. 

- W którymś momencie po prostu stwierdziłem, że na trzeźwo chyba nie dam rady - wyjaśnił, a Theo prychnął na jego słowa.

- W takim razie obaj już dawno powinniśmy leżeć na odwyku - skomentował, nawiązując do śmierci.

- A wiesz co, myślałem o tym - Raeken spojrzał na niego z uniesioną brwią, zaciągając się. - Samobójstwo nie byłoby takie złe, ale jak na razie, jeszcze trochę zamierzam się pobawić. 

- Dopóki nie skończy się hajs od rodziców? - zainicjował rozbawiony zielonooki, wypuszczając dym z płuc.

- Nie, wtedy bym się zadłużył, wszystko przepił albo przećpał, jak kto woli, i dopiero potem bym się zabił - odpowiedział Brett, a brunet potrzebował chwili, by zrozumieć, że wyższy żartuje.

- Zajebisty plan - prychnął, kręcąc głową z zażenowaniem. - Pożycz żyletkę, jeżeli będziesz kupował.

- Nie no, co ty - zaśmiał się niebieskooki. - Samobójstwo jest dla tchórzy. Nie jestem pierdolonym słabeuszem, który nie potrafi chociaż poprosić o pomoc. Chociaż niektórzy szkolni psycholodzy to stan umysłu. 

- Nie wiem, jeszcze nie musiałem z żadnym rozmawiać - mruknął Theo, zaciągając się.

- Jeszcze - podkreślił rozbawiony Talbot. - To co z tymi grzybkami halucynkami?

- Pierdolę grzybki, chodź na kładkę. Następnym razem zadzwonisz do Dereka.

    
***   

      
Raeken ostatni raz upewnił się, która jest godzina i wszedł na posesję swojego domu. Pomimo panującego mroku, dostrzegł brak jasnego samochodu, który zazwyczaj stał na podjeździe, jednak nie przejął się tym zbytnio. W świetle latarni, brunet zaczął szukać kluczy w torbie. Po tym jak spotkał się z Brettem, zapomniał wrócić się do siebie po sportową torbę, dlatego też wyjątkowo nie poszedł dzisiaj na siłownię. Wreszcie znalazł klucze do domu i udał się na ganek, po chwili cicho otwierając drzwi. Równie cicho je za sobą zamknął i ściągnął buty. Skierował się na schody i już zaczął wchodzić po pierwszych stopniach, kiedy zastygł w miejscu, słysząc za sobą głos ojca.

- Theo - ton wydał mu się bezbarwny, jednak zielonooki zbyt dobrze wiedział, że to tylko pozory. - Podejdź tu.

Nastolatek przełknął ślinę i ściągnął z ramienia torbę, zostawiając ją na stopniu gdzie akurat stał i odwrócił się, wolnym krokiem schodząc z powrotem. Patrzył pod nogi, starając się unikać kontaktu wzrokowego. Wreszcie stabilnie stanął przed dorosłym. Chwilę po prostu tkwili w ciszy, Theo wciąż uciekał gdzieś spojrzeniem, podczas gdy czuł na sobie zimny wzrok ojca. 

- Widzę, że już ci ktoś wpierdolił - zaśmiał się facet, patrząc na szwy ściągające. - Czekaj, poprawię - zamachnął się, ale jego pięść trafiła w kość policzkową nastolatka.

Przez siłę uderzenia, zarzuciło jego głową, jednak nie stracił równowagi.

- Po co ten chłopak tu przylazł rano? - mężczyzna przyparł go do ściany, podduszanąc przedramieniem.

Theo uniósł podbródek, desperacko starając się zaczerpnąć powietrza. Czuł jak ojciec coraz silniej napiera na jego krtań.

- Potrzebował mnie - wychrypiał ledwie słyszalnie, nie znajdując innych słów.

- Co ty jesteś pierdolonym pedałem, czy co?! - mężczyzna zamachnął się z taką siłą, że nastolatek uderzył głową o ścianę.

Druga kość policzkowa zaczęła palić żywym ogniem, czuł tępy ból z tyłu głowy i mroczki pojawiły mu się przed oczami. Sekundę później palce znowu zacisnęły się na jego szyi.

- Zadałem ci, kurwa, pytanie! - Theo aż wzdrygnął się na podniesiony głos ojca. Obraz czerniał mu przed oczami, przez znaczne ograniczenie tlenu.

- Nie - wydusił półgłosem.

Poczuł się, jakby jego mózg się wyłączał. Padał obwód po obwodzie, nastolatek miał wrażenie, że nie ma już czucia w nogach.

Był tylko ucisk, przez który nie mógł oddychać.

- Nikogo więcej nie zapraszaj do domu - mężczyzna wycedził przez zęby lodowatym tonem. - Nikt ma się nie dowiedzieć, rozumiesz?

Theo czuł, że przegrywa walkę o każdy następny oddech.

- Pytam, czy zrozumiałeś, gówniarzu - warknął ojciec.

Zielonooki tylko pokiwał głową, nie mając szansy na wyduszenie żadnego słowa.

Ucisk wreszcie ustał. Brunet od razu zaczerpnął powietrza, chwilę później krztusząc się ostro. Pochylił się nieco do przodu, jakby to miało pomóc wyrównać oddech.

Nie pomogło.

Znowu poczuł uderzenie na kości policzkowej. Nim zdążył zareagować, leżał już na podłodze, przez siłę uderzenia nie mając szansy na utrzymanie równowagi. Pierwsze kopnięcie w brzuch przypomniało mu, że powinien się osłaniać. Skulił się, zaciskając powieki, jednak kolejne uderzenie także trafiło pod żebra. Brunet stęknął, tracąc dech w piersiach. Spiął mięśnie, oczekując kolejnego ciosu i zdziwił się, kiedy nic nie poczuł. Po chwili zdał sobie sprawę, że do dźwięków otoczenia dołączył silnik samochodu na podjeździe. Wreszcie uświadomił sobie, że to jego matka najprawdopodobniej skądś wróciła.

- Spierdalaj do swojego pokoju - syknął na niego mężczyzna.

Theo spróbował wstać. Naprawdę chciał się podnieść, by móc zniknąć z zasięgu ojca. Jednak zbyt mocno kręciło mu się w głowie, a ciało było zbyt obolałe, by mógł wstać z podłogi o własnych siłach.

- Nie wkurwiaj mnie, gówniarzu - warknął mężczyzna, a łapiąc zielonookiego za ramię, siłą podniósł go na równe nogi, popychając w stronę schodów. - Spierdalaj.

Theo chwiejnym krokiem zaczął wspinać się po stopniach, zabierając po drodze swoją torbę, a gdy zniknął na półpiętrze, usłyszał jak jego matka wchodzi do domu. Dosłyszał jeszcze rozpoczynającą się rozmowę, akurat kiedy cicho zamykał za sobą drzwi swojego pokoju. Oparł o nie plecy, osuwając się na samą podłogę. Silnie objął swój brzuch i odchylił do tyłu głowę, zaciskając powieki. Świat wirował wokół niego, twarz piekła, gardło bolało, a żołądek chyba wywracał się na drugą stronę. Mieszanka tego wszystkiego sprawiła, że dziewiętnastolatek poczuł, jakby zaraz miał się rozpłakać. Jeszcze próbował się powstrzymywać. W końcu łzy były wywołane przez ból, a nie złe samopoczucie. Dlatego powinien kontrolować tą reakcję.

Nie dał rady.

Słona kropla popłynęła po jego policzku, kiedy rozmasowywał gardło. I już wiedział, że długo mnie zapomni tego uczucia, kiedy nie był w stanie wziąć nawet najmniejszego wdechu. Kolejna łza popłynęła z policzka aż na brodę, skapując na dłoń, którą uciskał skopany brzuch. Za nią spadły trzy kolejne krople. Pociągnął nosem, przeklinając siebie samego. Wiedział, że nie powinien był wczoraj zgadzać się, by młodszy został na noc. Mógł wtedy go wyprosić, albo chociaż znaleźć wymówkę, by jednak wrócili do niego.

Nie zrobił tego.

Pozwolił, by Liam został na noc w jego pokoju, domu. Pozwolił, by rano wyszli razem. Po prostu starał się zachowywać normalnie. A teraz ponosił tego konsekwencje. Otarł mokre policzki, czując jak pieczenie powoli ustaje. Otworzył oczy i mimo, że widział tylko kontury, wciąż kręciło mu się w głowie. Pociągnął nosem, a kolejna łza wolno potoczyła się po jego policzku. Miał wrażenie, że żołądek podszedł mu do gardła.

Nie cierpiał tego uczucia. Pomimo powtarzalności podobnych sytuacji, wciąż nie znalazł nic, co mogłoby mu pomóc pozbyć się mdłości. Jego wzrok padł na torbę sportową przy łóżku. Przełknął ślinę, przypominając sobie o tabletkach. Przynajmniej mógł pozbyć się bólu. Wziął dwa głębsze wdechy i spróbował wstać z podłogi. Ledwo się podniósł, cały czas opierając się o drzwi. Zbierając się w sobie, zrobił te kilka chwiejnych kroków, po chwili ciężko siadając na łóżku. Przełknął ślinę, starając się ignorować mdłości i wreszcie sięgnął po torbę leżącą teraz pod jego nogami. Pogrzebał w niej chwilę, aż wyciągnął z niej butelkę oraz fiolkę z tabletkami. Wziął jedną pigułkę, od razu popijając ją wodą. Zmarszczył nos, czując jeszcze gorzki posmak, choć po chwili zignorował to, chowając wszystko na swoje miejsce. Znowu przetarł jeszcze szklane oczy, następnie ściągając z siebie T-shirt i bluzę. Rzucił te rzeczy gdzieś przy łóżku, w następnej sekundzie zauważając szarą plamę na ciemnych panelach. Odczekał chwilę aż jego wzrok się wyostrzy i dostrzegł, że to bluza, najpewniej nie należąca do niego. Szybko przypomniał sobie, w czym poprzedniej nocy przyszedł do niego Liam.

Pierdolony szczeniak.

Theo zacisnął szczękę, wolno kładąc się na swoim łóżku. Przewrócił się na bok, obejmując swój brzuch. Zaklął w myślach, obiecując sobie, że następnym razem będzie kazał młodszemu wracać do siebie. Powinien był to zrobić bez zastanowienia. A mimo wszystko, miał nadzieję, że ojciec się o niczym nie dowie. Poprawka. Nie myślał wtedy, jak zareaguje ojciec. Teraz wiedział, że dość agresywnie.

Jak zawsze.

Odetchnął cicho, naciągając na siebie kołdrę. Zresztą czego mógł się spodziewać? To oczywiste, że jego ojciec by się zirytował. Gdyby Theo był nieostrożny, Dunbar z łatwością mógłby domyślić się, że coś jest nie tak. Musiał być bardziej ostrożny. I najlepiej zwiększyć dystans w stosunku do młodszego. A przynajmniej jasno wyrazić się, by blondyn nie przychodził do jego domu. Nie miał zamiaru znowu ryzykować dla Liama. Raeken poprawił się, rozmasowując swój brzuch. 

Ale kogo on oszukiwał? Prędzej czy później ojciec i tak by go pobił, gdyby tylko miał na to ochotę. Winy blondyna nie było w tym prawie wcale, o czym zielonooki zdawał sobie sprawę. Może po prostu starał się znaleźć jakieś sensowne wytłumaczenie na to wszystko? Zrozumieć, dlaczego nie może czuć się bezpiecznie we własnym domu? Że też musiał sięgnąć po tabletki, żeby normalnie funkcjonować... I zaklął w myślach, uświadamiając sobie, że właśnie niepotrzebnie zażył pigułkę, skoro i tak teraz próbuje zasnąć. Skarcił się za własną głupotę, następnie wzdychając ciężko.

Już chciał zmieniać pozycję, kiedy zastygł w bezruchu, słysząc kroki na korytarzu. Zacisnął powieki i skulił się w kłębek, nasłuchując.

Błagam, nie...

Jednak osoba weszła do łazienki, pod drugiej stronie korytarza. Odetchnął cicho i otworzył oczy, jednak nie przestał się kulić. Zmieszał się, kiedy poczuł łzę na swoim policzku. Natychmiast ją otarł, irytując się na siebie samego.

Dlaczego wciąż był tak słaby?

Przełknął ślinę i przewrócił się na drugi bok, poprawiając poduszkę. Chciał już wreszcie zasnąć i znaleźć się gdzieś indziej niż ten przeklęty dom...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro