Rozdział 28
Theo siedział przy jednym ze stołów w szkolnej bibliotece. Opuszkami palców cicho stukał o blat, a jego nieobecny wzrok utkwiony był w krześle naprzeciwko.
Poza nim, w bibliotece siedziało jeszcze parę nastolatków, którzy uczyli się, bądź po prostu czytali wybrane książki. Brunet nie wiedział, która jest godzina jednak zdawał sobie sprawę, że ma trochę czasu do pierwszej lekcji.
Obudził się prawie trzy godziny szybciej niż zwykle, dlatego po cichu wyszedł rano z domu, jadąc do szkoły pierwszym lepszym autobusem. Nie chciał siedzieć w domu. Tutaj, w bibliotece było cicho.
I bezpiecznie.
Poza tym potrzebował spokoju. Musiał dokładnie zastanowić się, co zrobić dalej w sprawie Stilesa. Dobrze wiedział jak bardzo Stilinski nienawidzi Jacksona. Zresztą z wzajemnością.
I najchętniej nie wtrącałby się pomiędzy nich, ale teraz to właśnie on miał dać przewagę synowi szeryfa, mogąc jedynie liczyć, że Whittemore go za to nie zabije przy pierwszym spotkaniu.
Raeken wiedział, że Jackson nie jest głupi. Cokolwiek zielonooki by nie powiedział Stilesowi, Whittemore zorientuje się, że syn szeryfa dowiedział się tego od kogoś z bliższego grona znajomych. I to byłaby tylko kwestia czasu, aż połączyłby fakty.
Brunet westchnął cicho, przecierając dłońmi zmęczoną twarz.
Zdawał sobie sprawę, że miał z tej sytuacji tylko dwa wyjścia. Pozostać lojalnym wobec znajomego i zerwać kontakt ze Stilesem, albo zatroszczyć się tylko o siebie i powiedzieć Stilinskiemu to, czego chce, zachowując tą drogocenną relację.
I pewnie gdyby rzeczywiście chodziło tylko o Jacksona, Theo bez wahania wybrałby drugą opcję. Ale byli jeszcze pozostali. Wiedział, że Stilinski potrafi być wystarczająco sprytny, by dowiedzieć się dosłownie wszystkiego na temat drugiej osoby.
I tu leżał problem.
Bo gdyby Stiles doszedłby do walk, zielonooki był niemal przekonany, że chłopak połączyłby to też z całą resztą chłopaków. W tym i z Derekiem. Raeken najbardziej obawiał się właśnie o niego. Nie chciał go stracić, nie licząc Deucaliona, to Hale był jedyną osobą, na którą Theo mógł zawsze liczyć.
Dlatego o niego obawiał się najbardziej. Gdyby Stilinski połączył go z walkami, Derek byłby zagrożony. Przez niego. Dodatkowo mógłby odwrócić się od niego za to, jak postąpiłby wobec Jacksona.
Theo wiedział jak to działa u Dereka. Najbliższych traktował jak rodzinę i Jackson się do niej zaliczał. Pytanie tylko, czy Whittemore dla Hale'a był ważniejszy niż on. Jednak Raeken nie miał ochoty tego sprawdzać.
Musiał szybko znaleźć jakieś inne rozwiązanie, ale niecałe dwadzieścia cztery godziny to poniekąd za mało...
Brunet wzdrygnął się, kiedy usłyszał szkolny dzwonek.
Ponownie przetarł twarz dłońmi i wreszcie wstał z miejsca, zabierając ze sobą swoją torbę. Założył ją na ramię i skierował się w stronę wyjścia, jednocześnie zdając sobie sprawę, że ból pleców teraz przypomina raczej zakwasy.
Skarcił się w myślach, kiedy pomyślał o zażyciu tabletki. Ostatnio stanowczo za często na nich polegał, dlatego obiecał sobie je ograniczyć.
Wyszedł z biblioteki i skierował się w stronę klasy biologicznej, w której miał zacząć pierwszą lekcję.
Szedł przed siebie i pewnie utrzymałby wysoko głowę, gdyby nie zobaczył blond czupryny gdzieś po lewej stronie. Nie zatrzymał się, jednak wzrokiem badał młodszego chłopaka, który szedł w towarzystwie Masona i Hayden.
Obserwował niebieskookiego, jak o czymś żywo rozmawia z przyjaciółmi. Widział jego uśmiech na twarzy i te oczy, wiecznie wypełnione entuzjazmem i ciekawością zarazem.
I zaczął zastanawiać się, jakim cudem ten chłopak mógł mieć w sobie tyle pozytywnej energii. I determinacji. Bo Theo naprawdę nie rozumiał, dlaczego Liam nie odpuści pomimo, że tak chamsko go traktuje.
- Nigdy nie odpuszczam.
Mimo woli, Raeken uśmiechnął się pod nosem, nieznacznie kręcąc głową na wspomnienie ich rozmowy w autobusie, kiedy to jechali do jego domu po portfel młodszego chłopaka. Fakt, chciał wreszcie uwolnić się od niebieskookiego i wrócić do swojego spokojnego, samotnego życia, jednak mimo wszystko musiał przyznać, że z perspektywy czasu jego rozmowy z Liamem go bawiły.
Zwłaszcza momenty, kiedy młodszemu puszczały nerwy.
Dlatego właśnie Theo nie potrafił zrozumieć, dlaczego Dunbar dobrowolnie stara się spędzać z nim czas. A może wcale nie robił tego dobrowolnie?
Raeken skręcił na schody, tracąc blondyna z oczu.
Porzucił te myśli, postanawiając z powrotem zastanowić się nad sprawą Stilesa.
***
- I jak było u siostry? - spytał Liam, siadając obok Hayden na stołówce.
Jak zawsze, Corey i Mason zajęli miejsca na przeciw nich, a Nolan po lewej stronie Dunbara.
- Nieźle, mama namówiła Ninę, żeby pojechała ze mną i w sumie we trójkę spędziłyśmy te dwa dni - odpowiedziała Romero. - A wam jak minął weekend?
- Spoko. W sobotę wyszliśmy we trójkę do lasu ze Stormem - zaczął Mason. - Ja niedzielę spędziłem z rodzicami, a chłopacy wyszli na lacrosse'a ze Scottem, Stilesem i Isaaciem.
- Ciekawie. Graliście jakiś mecz, albo coś? - zaciekawiła się Hayden.
Liam momentalnie poczuł na sobie wzrok Nolana i Bryanta. Zgodnie wczoraj ustalili, że nikomu nie będą mówić o spięciu na boisku.
- Było nas za mało - odpowiedział Dunbar, zajmując się jedzeniem, by nie utrzymywać kontaktu wzrokowego. - Corey stał na bramce, a na boisku było nas pięciu, więc nie parzyście. Dlatego po prostu ćwiczyliśmy podania i inne akcje.
- A ty, Mason, gdzie byłeś z rodzicami? - Liam usłyszał głos Bryanta, który zapewne chciał zmienić temat.
Jednak blondyn już nie słuchał, wyciągając z kieszeni telefon, kiedy poczuł wibracje. Przez głowę przemknęła mu myśl, że może Theo coś do niego napisał, jednak szybko odrzucił ten pomysł, kiedy tylko zobaczył kontakt Stilesa.
Stil: Mam nadzieję, że nic nie planujesz dzisiaj po lekcjach.
Dunbar nieco zdziwił się, ponieważ syn szeryfa raczej dzwonił, kiedy się na coś umawiali. Szybko jednak doszedł do wniosku, że Stilinski jest na uczelni i prawdopodobnie ma jakiś nieciekawy wykład.
Dlatego wziął się za pisanie odpowiedzi.
Ja: O dwudziestej mam trening z ojcem.
Ledwie podniósł wzrok znad telefonu na przyjaciół, którzy o czymś rozmawiali, jednak niemal od razu przyszła wiadomość zwrotna.
Stil: To przed dwudziestą posiedzisz z nami u Isaaca.
Stil: Poczekaj przed szkołą, przyjadę po ciebie.
- Idziemy do kina? - Liam podniósł głowę, wychwytując głos Masona.
- Kiedy? - nim zdążył się odezwać, zrobił to Corey.
- Dzisiaj? - rzuciła Hayden, patrząc na chłopaków.
Dunbar spuścił wzrok z powrotem na telefon. Teoretycznie, mógł jeszcze odmówić Stilinskiemu i spędzić dzisiejsze popołudnie w piątkę z przyjaciółmi. Jednak prędko sobie przypomniał, jakie zadanie dał mu Theo.
Liczył, że jak się postara, dzięki temu zdoła szybciej przekonać do siebie starszego chłopaka.
- Ja odpadam - oznajmił blondyn, chowając smartfona do kieszeni.
- Czemu? - Nolan uniósł brew.
- Wczoraj jeszcze rozmawiałem z chłopakami i dzisiaj się z nimi umówiłem - skłamał, wzruszając ramionami.
- To możemy iść jutro do tego kina, geniuszu - zaśmiała się Hayden, żartobliwie szturchając blondyna.
- Dokładnie - dorzucił Hewitt, a Liam niemal od razu podchwycił jego znaczące spojrzenie.
- Jutro mamy trening - zauważył Holloway.
- To pójdziemy po treningu.
***
Theo wyszedł ze szkoły, włączając swojego e-papierosa. Zaciągnął się głęboko, aż nie poczuł charakterystycznego kłucia w płucach.
Wypuścił gęsty dym, poprawiając swoją torbę na ramieniu.
Szedł przed siebie, jak zawsze z wysoko podniesioną głową. Od dziecka uważał, że nie unoszenie wzroku na ludzi jest oznaką słabości. On nie był słaby. Był pewny siebie i zawsze zdecydowany.
Albo chciał taki być.
Znowu się zaciągnął, czując słodki posmak liquidu. Zostawił chmurę za sobą, jeszcze przechodząc przez parking liceum. Chciał jak najszybciej wrócić do domu, wziąć potrzebne rzeczy i iść do pracy.
Liczył, że chociaż tam nie będzie ciągle myślał o sprawie Stilesa i wreszcie będzie mógł odpocząć od natrętnych scenariuszy, jak może potoczyć się ich dzisiejsza rozmowa.
- Raeken! - Theo rozpoznał głos, jednak nie miał zamiaru się odwracać. Usłyszał szybszy rytm kroków, a już po chwili ktoś szedł tuż obok niego. - Nie ładnie ignorować ludzi.
- Jedno spotkanie już mamy zaplanowane, chyba nie stęskniłeś się za mną aż tak bardzo, co Stilinski? - odpowiedział, bezbarwnym głosem maskując swoje niezadowolenie.
- Przyszedłem tylko upewnić się, że o mnie nie zapomniałeś - wyjaśnił szatyn, a Theo zaciągnął się swoim e-papierosem, nie zwalniając kroku ani na moment.
Chciałbym.
- Więc skoro już się upewniłeś to spierdalaj, zanim Dunbar zobaczy, że z tobą rozmawiam - oznajmił, a dym wylatywał z jego ust równo ze słowami.
- A co to ma do rzeczy? - Stiles uniósł brew.
- Nie wiem, czy pamiętasz, ale mieliśmy umowę co do osób postronnych - wymamrotał Raeken, znowu się zaciągając. - Tym bardziej, że nie mamy teraz o czym rozmawiać.
- Jesteś w stu procentach pewny? - odpowiedział Stilinski z chytrym uśmiechem.
- Naprawdę jesteś aż tak głupi, by myśleć, że coś ci teraz powiem? - brunet spojrzał na niego z kpiną. - Zapomnij.
- Czyli coś próbujesz ukryć. Zdajesz sobie sprawę, że i tak się tego dowiem i zrobię mu niezłe piekło? - Raeken przewrócił oczami, by zamaskować swoje zmieszanie.
- Tak wiem - warknął, zerkając na syna szeryfa z płomieniami gniewu w oczach. - Przecież życie Allison samo się nie zjebało.
Stilinski tylko uśmiechnął się pod nosem. A Theo był przekonany, że zaraz wyrosną mu rogi, jak na diabła przystało.
Wyszli z terenu szkoły i zielonooki skierował się w stronę przystanku, a syn szeryfa zaraz za nim.
- Jakoś za nią nie przepadałem - odezwał się Stiles. - Malia jest dla Scotta lepszą partią. Poza tym, gdyby nie ona, przecież nie moglibyśmy poznać Liama. Nawet nie wiesz, jaki pożyteczny jest ten dzieciak.
- O czym ty znowu pierdolisz? - syknął Raeken, mając mętlik w głowie.
- Nic takiego - odpowiedział z tajemniczym uśmiechem. - To co mi powiesz na temat Whittemore'a?
- Teraz? - brunet zaciągnął się, następnie powoli wypuszczając dym z ust. - Nic. Czekaj do godziny, którą sam ustaliłeś - mówiąc to, brunet wyłączył swojego e-papierosa, zatrzymując się przy wiacie przystankowej. - I łaskawie daj mi już spokój.
*
Liam i Mason wyszli razem ze szkoły, jednak blondyn niemal od razu zatrzymał się, rozglądając po parkingu.
- Podrzucić cię? - spytał ciemnoskóry, stając obok przyjaciela.
- Stiles miał po mnie przyjechać - odpowiedział, nadal rozglądając się po samochodach. - Ale będę wdzięczny, jeżeli podwieziesz mnie potem na siłownię.
- O której konkretnie?
- Napiszę ci - rzucił Liam, a sekundę później w rogu parkingu zauważył Jeepa syna szeryfa. - To do później.
Zbił z Masonem piątkę, następnie schodząc po schodach. Skierował się w stronę miejsca, gdzie stał samochód Stilinskiego, jednocześnie przeklinając wielkość ich szkolnego parkingu.
Po chwili stanął przy Jeepie, odruchowo ciągnąc za klamkę i zdziwił się, kiedy drzwi pozostały zamknięte. Spojrzał przez szybę do środka, dopiero zauważając, że nie ma tam chłopaka.
Zmarszczył brwi i wyciągnął telefon z zamiarem zadzwonienia do Stilesa. Już miał włączać książkę telefoniczną, kiedy usłyszał jak ktoś otwiera samochód.
- Siema - rzucił szatyn, wsiadając na miejsce kierowcy.
Blondyn zamrugał parę razy, jednak ostatecznie wsiadł do środka na swoje standardowe miejsce. Odłożył plecak na tylne siedzenia, zapinając pas.
- Gdzie byłeś? - wypalił niebieskooki, patrząc na Stilinskiego.
- Odlać się - rzucił starszy, wyjeżdżając z miejsca parkingowego. - Masz coś zadane? Bo wiesz, Malia ochrzani Scotta, a Scott mnie, więc wolę się upewnić.
Liam uśmiechnął się, kręcąc przy tym głową z zażenowaniem.
- Zrobię wszystko - zapewnił blondyn.
- No ja mam nadzieję - Stiles posłał mu udawanie surowe spojrzenie, czym rozbawił nastolatka. - Niezła zadyma zrobiła się w niedzielę.
- No kto by się spodziewał? - prychnął blondyn. - Przecież oni wszyscy trenują MMA, co ci strzeliło do głowy, żeby rzucać się na Jacksona?
- A tam od razu "rzucać" - przewrócił oczami, włączając się do ruchu. - Sprawa osobista. A wy gdzie zniknęliście z Nolanem i Corey'em?
Niebieskooki westchnął cicho. Właściwie to było oczywiste pytanie, ale mimo wszystko miał nadzieję, że nie będzie musiał na nie odpowiadać.
Jednak nadzieja matką głupich.
- Chłopacy chcieli iść - wymamrotał.
- A tak w ogóle to skąd wiesz, że znajomi Raekena ćwiczą? - drążył Stilinski.
Dunbar już miał mu odpowiadać, kiedy zorientował się, że już za dużo powiedział. Przełknął ślinę, gorączkowo myśląc nad wybrnięciem z tej sytuacji.
- Theo coś o tym wspominał - mruknął wreszcie niebieskooki, starając się brzmieć naturalnie.
- Rozmawiacie jeszcze? Myślałem, że za nim nie przepadasz - stwierdził szatyn, zatrzymując się na światłach.
- Nie, że za nim nie przepadam, po prostu wciąż staram się go przekonać, żebyśmy na treningach grali normalnie - skłamał. - Raczej nie zamierzam nawiązywać znajomości, tylko mieć święty spokój.
Blondyn nie do końca wiedział, czym mógłby się zasłonić, dlatego padło na treningi lacrosse'a pomimo, że te już od jakiegoś tygodnia są normalne, a Theo zdawał się mieć już wobec niego neutralny stosunek.
- To dobrze - zaczął Stiles. - Bo z własnego doświadczenia mogę ci powiedzieć, że ani trochę nie opłaca się nawiązywać z nim znajomości - ruszył spod świateł. - Chyba, że chcesz stracić połowę nerwów, albo dziewczynę, tak jak w przypadku Scotta - mówił bezbarwnym tonem. - Albo być wiecznie manipulowanym. Albo okłamywanym.
- Co masz na myśli? - Liam zmarszczył brwi.
- Jego prawdziwą stronę - parsknął bez krztyny rozbawienia. - Na początku znajomości masz wrażenie, jakby był pewnym siebie chłopakiem o błyskotliwym charakterze. Potrafi pomóc i doradzić. Cóż. Potem maska znika i zdajesz sobie sprawę, że jesteś wykorzystywany na potęgę. Odzywa się tylko, kiedy coś potrzebuje, a o otrzymaniu wsparcia od przyjaciela możesz pomarzyć.
Dunbar nieznacznie ściągnął brwi. Parę sekund patrzył na prawy profil szatyna, który obserwował drogę twarzą wypartą z emocji. Następnie przeniósł wzrok za szybę, analizując słowa syna szeryfa.
Nie znał Raekena, nie mógł sprawdzić prawdziwości słów ciemnookiego. Jednak zdawał się mówić dość wiarygodnie. Pamiętał rozmowę z Theo, kiedy ten wprost zapytał, jaką korzyść miałby z ich znajomości.
- Po prostu na twoim miejscu, trzymałbym się z daleka - ciągnął Stilinski. - No chyba, że jesteś masochistą, albo coś w ten deseń - mówiąc to, Liam napotkał jego rozbawione spojrzenie.
Uśmiechnął się, choć nie miał na to ochoty.
Dunbar nawet nie zorientował się, kiedy Stiles zatrzymał swojego Jeepa na parkingu pod blokiem Isaaca.
- Wysiadka.
***
Parę godzin później Liam z dobrym humorem wsiadał do samochodu Masona.
- Jak było? - spytał Hewitt, wyjeżdżając z parkingu.
- Normalnie - rzucił rozbawiony blondyn, zapinając pas. - A ty co robiłeś?
- Widziałem się z Corey'em - kierowca wzruszył ramionami. - Bo Hayden pojechała gdzieś do sklepu z Niną, a Nolan był czymś tam zajęty.
- Tak, widziałeś się z Bryantem, a on pewnie przytulił twoją pracę domową z matmy na jutro? - zainicjował Dunbar.
- Zdziwisz się, bo nie - ciemnoskóry uśmiechnął się chamsko, a niebieskooki domyślił się, że jego oskarżenia nie spodobały się przyjacielowi. - Nudziło nam się, więc poszliśmy do kina na pierwszy lepszy film - wyjaśnił, po czym z uśmiechem dodał: - Corey w ogóle pomylił sale.
- Bo jest idiotą - stwierdził blondyn, za co dostał w potylicę od Masona.
- Tak jak ty - warknął Hewitt, podczas gdy Liam rozmasowywał tył głowy. - Ale jak pytałem o wasze wczorajsze granie ze Scottem, Stilesem i Isaaciem, to jakoś unikał tematu.
- No... - zaczął niepewnie Dunbar. - Bo o to go poprosiłem. Jego i Nolana.
- Wyjaśnisz? - ciemnoskóry zatrzymał się na światłach, następnie patrząc na przyjaciela z uniesioną brwią.
- Gdybym nie chciał, to nie rozwijałbym tematu - powiedział rozbawiony niebieskooki. - W niedzielę nie byliśmy sami na boisku... - nim zdążył dokończyć swoją myśl, przerwał mu Hewitt.
- Raeken - bardziej stwierdził, niż zapytał.
- Byłoby dobrze, gdyby tylko on - westchnął Liam. - Grał ze znajomymi, których swoją drogą poznałem w sobotę.
- Cholera, zaczniesz może od początku? - syknął nieco rozdrażniony Mason. Dunbar doskonale wiedział, że ciemnoskóry irytował się, kiedy gubił wątek.
- Pamiętasz, jak w sobotę wieczorem zawoziłeś mnie pod bar, bo musiałem zanieść papiery ojcu? - zaczął blondyn, a ciemnooki skinął głową. - Kazał mi wtedy poczekać, bo mieliśmy wracać. No to siedziałem i czekałem, ale zobaczyłem Raekena w towarzystwie pięciu innych chłopaków, jakoś w jego wieku. No, nie licząc Dereka - wymamrotał cicho ostatnie zdanie. - Znasz mnie i wiesz, że lubię poznawać nowych ludzi, także wtedy podszedłem do nich. Raeken był wstawiony - tutaj Liam uśmiechnął się pod nosem. - Znaczy rozluźniony, nie pijany - zauważył jak Mason przewraca oczami z rozbawieniem. - I w rezultacie siedziałem z nimi i śmiesznie było. Wszyscy trenują MMA, to sobie zapamiętaj - wtrącił. - W sumie zdziwiłem się trochę, bo Theo do nich nie pasował, przynajmniej według mnie. A potem musiałem wracać z ojcem i dostałem kazanie, jaki to Theo jest zdemoralizowany - westchnął blondyn, przewracając oczami. - A w niedzielę na boisku się spotkaliśmy. Ja, Nolan, Isaac, Scott, Bryant i Stiles przeciwko bandzie znajomych Theo. Myślałem, że wygramy, bo w końcu każdy z nas grał w drużynie szkolnej. Ale oni byli po prostu lepsi, nie wiem jakim cudem. W efekcie końcowym, zaczęła się bójka, a przypominam, że oni trenują. No i kiedy już wszystko zaczęło się uspokajać, z Nolanem i Corey'em się ulotniliśmy stamtąd - zakończył wreszcie Liam.
Ostatecznie, wolał nie wspominać o jego wieczornym spotkaniu z Raekenem. Miał pilnować Stilesa, jednak przez cały czas szatyn zachowywał się normalnie. Nie wspominał nic o Jacksonie, tak samo chłopacy nie poruszali tematu wczorajszej bójki.
Dlatego był zdziwiony postawą Theo.
- Zacząłeś mówić o nim po imieniu - zauważył Mason.
- Co? - zdezorientowany Dunbar zmarszczył brwi.
- Wcześniej zawsze mówiłeś o Raekenie tylko po nazwisku - wyjaśnił ciemnoskóry.
- I naprawdę to w tym wszystkim zwróciło twoją uwagę? - prychnął blondyn. - Co to niby za różnica? To jedna i ta sama osoba.
Hewitt z nieznacznym uśmiechem wzruszył ramionami.
- Czemu chciałeś, żeby Corey i Nolan nic nie mówili na ten temat? - ciemnooki wrócił do tematu. - Tym bardziej, że teraz tylko Hayden nie wie.
Liam chwilę milczał, nie mogąc wymyślić jednoznacznej odpowiedzi.
- Nie wiem - powiedział w końcu. - Po prostu jakoś głupio się czuję. Bo wszystko zaczęło się tak, że chciałem podejść do Theo, który wyglądał, jakby zaraz miałby wykitować albo wypluć płuca. I przez to wszedłem pod nogi Jacksonowi, który szedł tyłem. Ja wylądowałem na ziemi i wtedy wtrącił się Stiles. W efekcie końcowym, Whittemore powiedział coś, przez co Stilinskiemu puściły nerwy no i zaczęła się bójka.
- Gdzie tu niby twoja wina? - Mason zmarszczył brwi, zatrzymując się na którychś światłach z kolei.
- Bo stałem tam przecież obok nich - mruknął niebieskooki. - I nic nie zrobiłem.
- To ich sprawy - zaczął ciemnoskóry. - Nie twoja wina, że Stiles nie kontrolował siebie. Bardziej jestem zdziwiony, że nie włączyłeś się i wyszedłeś z tego wszystkiego bez żadnego siniaka.
- Nie wiem - Dunbar wzruszył ramionami. Jednocześnie przypomniał sobie ten wzrok, jakim patrzył na niego Raeken po tym wszystkim. I uświadomił sobie, że to właśnie to spojrzenie wywołało w nim poczucie winy. - Nie chciałem się wtrącać, poza tym nie jestem aż tak głupi. Nie wiem ile oni trenują, nie miałbym szans, są starsi.
- Większy nie znaczy silniejszy - stwierdził ciemnooki.
- W przypadku Dereka? Owszem, znaczy - oznajmił Liam. - Wygląda jakby urodził się na siłowni.
Hewitt zaśmiał się na słowa przyjaciela, a blondyn dopiero zauważył, że wjeżdżają już na parking.
- To widzimy się jutro. Nie zapomnij zrobić zadania z matmy - powiedział Mason. - I weź się nie przejmuj, najwyżej Raeken się na ciebie wkurwi.
Już to zrobił.
Dunbar tylko skinął głową i biorąc swoje rzeczy, wysiadł z samochodu, kierując się w stronę siłowni.
***
Muzyka płynęła z słuchawek, a Liam wyprowadzał w worek kolejne ciosy, od czasu do czasu przerywając je kopnięciami.
Sumiennie pilnował techniki ruchu, jednocześnie starając się wyładować wszystkie swoje negatywne emocje. Nie cierpiał dusić wszystkiego w sobie, a treningi kickboxingu zapewniały mu odstresowanie.
Nie wiedział ile czasu już minęło, wciąż czekał na swojego ojca, który dzisiaj wyjątkowo spóźniał się dłużej niż zazwyczaj.
Wreszcie blondyn zaprzestał swoich ruchów, zatrzymując rozhuśtany worek treningowy. Próbując opanować oddech, ściągnął rękawice i usiadł pod ścianą, obok swojej torby.
Przymykając oczy, odchylił głowę, jednocześnie nawet nie starając się uspokoić przyspieszonego oddechu. Wsłuchiwał się w muzykę, czując błogi stan euforii.
Nie myślał już o wczorajszej bójce, poczuciu winy, czy zadaniu z matematyki. Teraz był tylko on i boks.
Wzdrygnął się, kiedy muzyka w słuchawkach nagle zamieniła się na irytujący dźwięk przychodzącego połączenia. Niechętnie otworzył oczy i zdejmując słuchawki, sięgnął po telefon, przeciągając zieloną słuchawkę.
- Halo? - odezwał się, przymykając z powrotem oczy.
- Gdzie jesteś? - zdziwił się, kiedy usłyszał to pytanie od matki.
- Na siłowni, przecież dzisiaj poniedziałek - odpowiedział. - Czekam na tatę.
- Czyli ci nie powiedział? - zawiedziony głos matki dodatkowo zdezorientował Liama.
- Nie powiedział o czym? - dopytywał, otwierając oczy.
- Dzisiaj rano musiał pojechać, wraca dopiero w piątek wieczorem - młody Dunbar chwilę analizował te słowa.
- Nie no, serio? - warknął wreszcie, choć nie chciał zwracać się tak ostro do matki.
- Tak - jej niewzruszony ton wcale go nie zdziwił. - Wracaj do domu, późno już, a musisz jeszcze wyjść ze Stormem.
- Malia miała to zrobić - oburzył się niebieskooki, czując jak jego irytacja wzrasta jeszcze bardziej.
- Wracaj - poleciła kobieta, rozłączając się.
Liam ścisnął telefon w dłoni, ledwo powstrzymując pokusę rzucenia nim o podłogę. Odłożył go do torby i wstał ze swojego miejsca, wkładając z powrotem słuchawki.
Nie zakładał z powrotem rękawic, tylko w samych taśmach bokserskich zaczął ponownie wyprowadzać ciosy w worek.
Jakby wszystkie negatywne emocje nagle wróciły i znowu potrzebował tego wyładowania. Tym razem dodatkowo zdenerwowany był na ojca, choć wiedział, że mężczyzna nie zrobił tego specjalnie. Irytował się także na swoją matkę pomimo, że tylko zadzwoniła, żeby wracał do domu.
Zaciskając zęby, uderzył ostatni raz, znowu łapiąc rozhuśtany worek. Już nieco uspokojony, zaczął ściągać taśmy bokserskie, po chwili niedbale wrzucając je do torby razem z rękawicami.
Zabrał swoje rzeczy i skierował się do szatni. Mijał kolejne sprzęty i ćwiczących ludzi, rozglądając się po całej sali.
Aż nie zauważył chłopaka, który ledwo odstawił sztangę na stojaki. Brunet ciężko podniósł się do siadu, z trudem łapiąc oddech. Oparł łokcie na kolanach, a blondyn zauważył, jak jego ręce drżą z wycieńczenia.
Theo nie widział go, z czego niebieskooki doskonale zdawał sobie sprawę. Raeken wpatrywał się w podłogę nieobecnym wzrokiem.
Dlatego też Liam bez problemu minął go, po chwili skręcając w korytarz prowadzący do szatni.
Nie wiedział, czy starszy chłopak wciąż jest na niego zirytowany i nie chciał tego sprawdzać. W końcu i tak zobaczą się jutro na treningu, albo w szkole, więc wolał dać Theo więcej czasu na zmianę nastawienia.
Bo zdążył się przekonać, że zielonooki ma różne humory, w zależności od okoliczności spotkania.
Blondyn wszedł do szatni, odnajdując swoją szafkę. Zaczął wyciągać z niej rzeczy, by przebrać się po niedoszłym treningu.
Jednocześnie zastanawiał się, jakie powiązanie mają ze sobą Jackson i Stiles. Liam nigdy wcześniej nic nie słyszał na temat Whittemore'a i był zdziwiony, że chłopacy w ogóle się znają. I, że mają napięte relacje.
Nie rozumiał też, co do tego wszystkiego ma Theo i choć Liam nie znał stosunku Jacksona do całej sytuacji, miał wrażenie, że Raeken tym wszystkim przejmuje się najbardziej.
Usłyszał jak ktoś wchodzi do szatni, jednak zignorował to, kończąc zakładanie swojej koszulki.
Z tego wszystkiego blondyn wywnioskował tylko, że w spięciu syna szeryfa i Whittemore'a, najprawdopodobniej chodzi o dziewczynę, o której wspomniał Jackson na boisku. Żeby sprowokować Stilesa.
Już miał brać swoją torbę i wychodzić z szatni, kiedy usłyszał jak coś uderza o szafki z drugiej strony pomieszczenia.
Zdziwiony, szybszym krokiem skierował się w tamtą stronę. I poczuł zastrzyk adrenaliny, gdy zobaczył bruneta, leżącego pod szafkami.
- Raeken - odezwał się, kucając przy chłopaku. - Raeken - poklepał go po policzku. - Theo.
Chłopak zmarszczył brwi, dopiero parę sekund później otwierając oczy.
- Co robisz? - warknął na blondyna, zabierając jego rękę ze swojej twarzy.
- Zemdlałeś - powiedział niebieskooki, podczas gdy brunet chciał podnieść się do siadu. - Leż i podkurcz nogi - nakazał, przytrzymując chłopaka.
- Po co? - prychnął starszy, ponownie podejmując próbę wstania.
Liam siłą przytrzymał jego klatkę piersiową przy ziemi, drugą ręką podkurczając nogi chłopaka.
- Omdlałeś i przez chwilę po prostu wytrzymaj w tej pozycji, żeby wszystko wróciło do normy - oznajmił blondyn.
- W pielęgniarkę się bawisz? - wymamrotał zielonooki, bezwładnie opierając głowę na ziemi. Wzrok miał wbity w sufit i nie patrzył na młodszego.
- Mama pracuje w szpitalu - Dunbar wzruszył ramionami, zabierając dłoń z klatki piersiowej chłopaka. - A tak w ogóle, to byłem dzisiaj ze Scottem, Stilesem i Isaaciem - blondyn chwilę czekał na reakcję Theo, ale kiedy jej nie otrzymał, po prostu kontynuował: - I Stilinski zachowywał się normalnie. Jakby wczoraj nic się nie stało. Dlatego wątpię, żeby jeszcze miał wracać temat Jacksona, tym bardziej, że Stiles spławił mnie, kiedy zapytałem o co dokładnie poszło.
I dopiero gdy blondyn wspomniał o Stilinskim, zielonooki przypomniał sobie dzisiejszą rozmowę z synem szeryfa, jak to mówił, że Dunbar jest pożyteczny.
Mimo woli, poczuł jak diametralnie nabiera dystansu w stosunku do siedemnastolatka.
- Ostrożności nigdy za wiele - stwierdził Raeken, pustym tonem maskując swoje rozkojarzenie. - Już? Mogę wstać? Tak jakby trochę mi się spieszy.
- Ty w ogóle dbasz o zdrowie? - westchnął Liam. - Wiesz, że wysiłek fizyczny nie załatwi wszystkiego? Zwłaszcza, jeżeli się przeforsujesz.
- Daję radę, nie musisz się o mnie martwić - brunet odpowiedział głosem wypartym z emocji.
- Tak, właśnie widzę. Wczoraj ledwo łapałeś oddech, a dzisiaj tracisz przytomność - prychnął Dunbar. - Zobaczymy co będzie jutro.
- Szkolny trening, na którym nie dostaniesz ode mnie ani jednej piłki - oświadczył zielonooki i tym razem już bez pytania podniósł się do siadu.
- Jesteś na mnie zły, bo chciałem ci pomóc? - spytał Dunbar, unosząc brew. Tak jak chłopak, podniósł się na równe nogi, teraz stojąc naprzeciw niego.
Trzecie.
- Nie, po prostu wkurwiasz mnie swoim zachowaniem - stwierdził brunet, podchodząc do swojej otwartej szafki.
- Rozwiniesz? - zainicjował niebieskooki, który też powoli tracił nerwy.
- Pogadamy kiedy indziej, spieszy mi się trochę - powiedział Theo, nawet nie patrząc na młodszego.
Ściągnął swoją koszulkę, niedbale chowając ją do torby.
- Co ci się stało w plecy? - Raeken zastygł w miejscu, kiedy usłyszał to pytanie.
Jak mógł być tak nieuważny i znowu zapomnieć o siniakach?
Mogłem nie brać tej tabletki.
Przymknął oczy z zażenowania na swoją głupotę i westchnął cicho, następnie jak gdyby nic, wracając do swoich czynności. Znalazł koszulkę na zmianę i niemal od razu ją założył, następnie wkładając bluzę.
- Theo.
Raeken zacisnął szczękę. Miał ochotę unieść głos i jasno wyjaśnić Liamowi, żeby się nie wtrącał, ale wiedział, że tym przekreśliłby swoją szansę na wiarygodne zatuszowanie rzeczywistości.
- Co? - mruknął wreszcie, nie odwracając się w stronę blondyna. Schował wszystkie swoje rzeczy do torby i zamknął szafkę.
- Pytałem o...
- Jak zdążyłeś zauważyć, mam ciekawe towarzystwo - zaczął Theo, jednocześnie w głowie układając sobie resztę wymówki. - Oraz ciężki charakter - mówił, zapinając torbę, którą następnie powiesił na ramieniu i z bezemocjonalnym wyrazem twarzy odwrócił się w stronę młodszego. - A niektórzy znajomi moich znajomych nie zawsze potrafią kontrolować gniew. Także dopowiedz sobie resztę historii, a ja muszę iść.
Mówiąc to, wyminął Dunbara, następnie kierując się w stronę wyjścia.
- Nie lepiej jest po prostu nie wkurzać ludzi? - odezwał się Liam, a Raeken przystanął, jednak nie odwrócił się w jego stronę. - Albo starać się nawiązać neutralne relacje? To musiało boleć, nie lepiej nie prowokować innych?
Gdyby to tylko chodziło o to...
- Zajmij się swoim życiem, szczeniaku - odpowiedział Theo, nawet nie oglądając się by spojrzeć na niebieskookiego.
Po prostu poszedł dalej, wychodząc z szatni.
***
Ostatni raz zaciągnął się i wypuszczając gęsty dym z płuc, wyłączył e-papierosa. Odetchnął cicho i wsiadł do Jeepa, w którym czekał na niego kierowca.
- Spóźniony - stwierdził od razu szatyn.
- Mogę sobie pójść, jeżeli chcesz - wymamrotał Theo, łapiąc za klamkę, dla potwierdzenia wiarygodności swoich słów.
- Idź, jeżeli nie masz dla mnie nic ciekawego - Stiles odpowiedział mu bezbarwnym tonem.
Brunet rzeczywiście chciałby wziąć swoje rzeczy i wysiąść z tego samochodu. Jednak doskonale wiedział, że byłaby to skrajnie głupia decyzja, a o kontynuowaniu znajomości z synem szeryfa mógłby zapomnieć.
- Jedź - polecił zielonooki i układając sobie swoją sportową torbę na kolanach, odwrócił wzrok za szybę.
Stilinski uśmiechnął się pod nosem i już po chwili włączał się do ruchu.
- Więc od czego zaczniesz? - spytał ciemnooki.
- Od tego, że wspominałeś, że znalazłbyś sobie za mnie zastępstwo - Theo widział kantem oka jak Stiles na niego zerka z dezorientacją. - Ale wątpię, żeby to miało dla ciebie korzystny wpływ w sprawie Jacksona.
- Wiesz, chyba tą jedną sprawę mogę poświęcić - stwierdził niewzruszony syn szeryfa. - Gdzie cię wysadzić?
- Możesz poświęcić? - powtórzył Theo, jakby nie zwracając uwagi na drugą część wypowiedzi szatyna. - Bo mnie wydaje się, że jest to dla ciebie dość ważne, skoro chciałeś poświęcić naszą znajomość.
Stilinski nie odpowiedział, zatrzymując się na światłach.
- Dlatego skończ z tym swoim pieprzonym szantażem i ściągnij maskę zimnego bossmana, bo wcale nim nie jesteś, a twoje interesy mają się tylko gorzej - oświadczył Raeken, spoglądając poważnie na Stilinskiego.
W jego oczach zauważył płomienie gniewu. Bo wiedział, że przegrywał.
A zielonooki nie zamierzał się wycofywać. Był na głębokiej wodzie i musiał jak najlepiej wykorzystać swoją jedyną szansę na powrót do normalności pomiędzy nimi.
- Prosiłeś o numer jego telefonu - zaczął znowu brunet. - Mogę ci go podać. I powiem tylko, że Lydia wyciągnęła go z bagna i zmieniła jego życie na lepsze. Więcej ode mnie się nie dowiesz. A jeżeli już chcesz go wkurwić, masz mówić tak, jakbyś rzeczywiście nic o nim nie wiedział.
Między nimi zapadła cisza.
Theo widział jak Stiles z irytacją zaciska szczękę i przejeżdża dalej przez skrzyżowanie.
Sam milczał, czekając na odpowiedź. Choć tak właściwie jej nie potrzebował.
Teraz to on postawił ultimatum i mógł tylko liczyć, że Stilinski nie postawi na swoim i nie zerwie kontaktu.
- Spotkamy się w środę - oznajmił szatyn zimnym tonem. - Załatwisz mi trzy gramy - ciągnął, nie odrywając wzroku od jezdni. - I spotkanie z Lydią.
- Popierdoliło cię? - warknął Theo, spoglądając na Stilesa z niedowierzaniem. - Jackson nie odstępuje jej na kro...
- Wymyśl coś - przerwał mu szatyn, wzruszając ramionami. - Postawiłeś swoje warunki, więc ja stawiam swoje, skoro i tak zrobiłeś inaczej niż było ustalone.
- Ni...
- Słuchaj, Raeken, mieliśmy umowę - zaczął ostro Stiles, kolejny raz mu przerywając. - I, nie wiem czy pamiętasz, ale była też zasada, że bez gadania robisz wszystko by zdobyć to, czego chcę - brunet zacisnął szczękę, czując wzrastającą irytację. - W drugą stronę też to działa. Ale ty ostatnio naginasz zasa...
- Tak, bo wymagasz za dużo - warknął zielonooki, również wchodząc mu w zdanie. - Kiedy to do ciebie dotrze, ty zakuty łbie? Martin wybrała jego, nie ciebie. Nie jestem pierdoloną wróżką i nie sprawię, że czar miłosny od tak pryśnie i Lydia zakocha się w tobie. Nie wiem, czego ty oczekujesz, ale nie zdobędziesz jej siłą, idioto.
- No właśnie, kurwa, nie wiesz o co chodzi, więc stul pysk i nie pouczaj mnie, skoro, do cholery jasnej, sam nie umiesz poradzić sobie ze swoimi problemami - mówił rozdrażniony Stiles, zatrzymując się na poboczu. - Pamiętaj, gdzie twoje miejsce, Raeken, i rób co mówię. Środa, dwudziesta pierwsza. Trzy gramy i Lydia, a teraz wypierdalaj z mojego samochodu.
- Co ty, kurwa, możesz wiedzieć o moich problemach? - warknął Theo, jakby ignorując resztę jego wypowiedzi.
- Powiedziałem; spierdalaj - syknął Stilinski, mordując bruneta wzrokiem.
Raeken prychnął i zabierając swoją sportową torbę, wysiadł z auta, trzaskając drzwiami.
Miał serdecznie dość tego wszystkiego.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro