Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 26

Liam spuścił Storma ze smyczy, siadając na trawie w cieniu liści pobliskich drzew. Polana była niewielka, a ze swojego miejsca miał idealny widok na poczynania swojego pupila.

- Umie aportować? - Corey wstał na równe nogi.

- Tak, ale czy ci z powrotem odda, to inna sprawa - wtrącił Mason siedzący obok blondyna. Niebieskooki uśmiechnął się pod nosem na słowa przyjaciela i wyciągnął z plecaka piłkę tenisową.

Podrzucił ją do Bryanta, który następnie skierował się w stronę hasającego czworonoga, wołając go po imieniu.

- Zielona piłka na zielonej trawie. Pies to w ogóle zauważy? - odezwał się Nolan, podobnie jak reszta chłopaków, obserwując bruneta, który rzucił piłkę wilczakowi.

- Jakoś nie ma z tym problemu - stwierdził Dunbar, a podkładając sobie plecak pod głowę, położył się na trawie. - A Hayden gdzie wcięło?

- Stwierdziła, że skoro jest sobota, to pojedzie odwiedzić tą swoją siostrę - odpowiedział Hewitt.

- Mhm - wymruczał Liam, przenosząc wzrok na korony drzew.

Liście już powoli zaczynały zmieniać swój kolor, jednak wciąż przeważały zielone barwy. To był jedyny plus, dzięki któremu niebieskooki lubił jesień. Różnobarwne drzewa lasu zawsze robiły na nim pozytywne wrażenie.

I właśnie wpadł na pomysł, co mógłby narysować.

Co prawda, w jego ramkach na ścianach pokoju znalazło się już parę rysunków z motywem jesiennym, ale Dunbar zdążył się przekonać, że to tylko kwestia czasu aż wymyśli coś nowszego i bardziej oryginalnego.

Uniósł głowę, kiedy z rozmyśleń wyrwało go głośne warczenie Storma. Następnie jednak spokojnie położył się z powrotem, wiedząc, że to tylko Bryant próbuje wyrwać duży kij z pyska psa.

- Zastanawiam się, jak szybko go ugryzie - mruknął Holloway.

- Nie ugryzie - zapewnił niebieskooki, poprawiając się wygodniej.

- Idziemy mu pomóc? - spytał ciemnoskóry, obserwując jak Corey wyraźnie przegrywa z czworonogiem.

- Na mnie nie liczcie - oznajmił od razu blondyn. Nolan prychnął z rozbawieniem na jego słowa, podnosząc się ze swojego miejsca.

Podbiegł do siłującego się bruneta, a Mason i Dunbar zostali na swoich miejscach.

- I jak tam z Raekenem? - zaczął ciemnoskóry.

- W sumie to w piątek nawet go nie widziałem - uświadomił sobie niebieskooki.

- Może dlatego, że wreszcie usiedziałeś na tyłku i normalnie spędziliśmy tą przerwę na lunch? - zainicjował Hewitt.

- Zazdrosny? - blondyn uśmiechnął się rozbawiony.

- Nie zazdrosny, tylko uganiasz się za nim jak napalona czternastolatka - stwierdził ciemnooki, uśmiechając się prowokacyjnie.

- Pieprzysz - fuknął Liam. - Jakbyś zapomniał, założyłem się z Bryantem. I chcę wygrać.

- Ty i tak zawsze przegrywasz zakłady - parsknął Mason.

- Dlatego tym razem chcę wygrać - wymamrotał poirytowany Dunbar. - Poza tym ostatnio nawet normalnie ze mną rozmawiał. I trening w czwartek był normalny.

- Wow - skomentował teatralnie ciemnoskóry. - No naprawdę robicie postępy. Kiedy pierwsza randka?

- Spierdalaj - fuknął blondyn.

Śmiech Masona jeszcze bardziej zadziałał mu na nerwy, jednak kiedy na niego spojrzał, zorientował się, że ciemnookiego bawi widok Corey'a i Nolana, którzy wylądowali na ziemi, gdy Storm nagle puścił przeciągany kij.

Sam uśmiechnął się pod nosem, obserwując jak niezadowoleni nastolatkowie podnoszą się z trawy polany.

- To jest zło wcielone - oznajmił Holloway, badylem wskazując na ucieszonego wilczaka.

- Gratuluję odkrycia - zaśmiał się Hewitt.

- Śmiej się, śmiej. Zobaczymy jak będziesz się cieszył, kiedy ciebie tak załatwi - warknął Corey, z niezadowoleniem siadając obok ciemnoskórego.

- Tyłek boli? - mruknął rozbawiony Liam.

- Tam był kamień - oburzył się Bryant, co jedynie wywołało śmiech u Masona i blondyna.

- Właśnie - Dunbar zmienił temat, kiedy coś mu się przypomniało. - Byłbyś zainteresowany grą jutro? - zwrócił się do Corey'a. - Bo wychodzę z chłopakami i potrzebujemy bramkarza.

- Jestem za. Tylko napisz mi jeszcze o której - w odpowiedzi niebieskooki jedynie skinął głową.

***


- Dzięki za podwózkę - rzucił Liam, zbierając się do wysiadki z auta przyjaciela. - Widzimy się jutro?

- Odpada. Rodzice chcieli pojechać gdzieś na obiad - odpowiedział ciemnoskóry, poprawiając lusterko wsteczne. - Poza tym umówiłeś się z chłopakami, jakbyś zapomniał.

- Ale nie będę z nimi grał cały dzień - stwierdził. - To do poniedziałku.

Wysiadł z samochodu, wzrokiem odprowadzając oddalające się auto Masona. Następnie spojrzał w stronę niewielkiego baru po drugiej stronie ruchliwej ulicy. Dobre oświetlenie latarni zmniejszało efekt świecącej nazwy, jednak i tak budynek schludnie się prezentował.

Przełożył czarną teczkę do drugiej ręki, wyciągając telefon.

Wolał sprawdzić, czy nie pomylił adresu, który wysłał mu ojciec. Liam miał podwieźć mu jakieś papiery, których zapomniał wychodząc na spotkanie z jednym z klientów.

Schował z powrotem telefon do kieszeni i poprawił kaptur swojej bluzy. Szybko doszedł do wniosku, że nie zakładanie czegoś cieplejszego nie było dobrym pomysłem. Blondyn zaliczał się bardziej do osób ciepłolubnych, jesień i zima nie należały do jego ulubionych pór roku.

A dzisiejszy październikowy wieczór był wyjątkowo zimny.

Skierował się w stronę przejścia, na którym akurat zapaliło się zielone światło. Przyspieszył kroku i ściągając z głowy kaptur, już po chwili wchodził do baru, który raczej przypominał swego rodzaju restaurację.

Dorośli głównie przychodzili tam się napić, jednak nie można było znaleźć tam osoby mocno pijanej. Można było zamówić też przekąski typu chipsy lub popcorn, a także wynająć jeden ze stołów bilardowych.

Tuż po wejściu, Liam od razu usłyszał gwar rozmów, zmieszany z cichą muzyką i charakterystycznym zapachem lokalu.

Młody Dunbar wzrokiem szybko odnalazł swojego ojca, który zajmował miejsce w rogu razem z innym mężczyzną. Bez skrępowania, blondyn po prostu podszedł i grzecznie się witając, podał ojcu teczkę z papierami.

- Dzięki. Usiądź gdzieś, zaraz będziemy wracać - polecił, na co niebieskooki skinął głową, następnie odchodząc w stronę najbliższego wolnego stolika.

Z nudów, rozglądnął się po lokalu.

Po lewej stronie od wejścia, przy ścianie, znajdował się bar i kasa. Dalej, do końca pomieszczenia ustawione były cztery obszerne stoły bilardowe z dodatkowym oświetleniem.

Część lokalu, w której siedział Liam, wypełniały wysokie stoliki barowe, przy których siedzieli różni ludzie. Z kolei pod ścianami ustawione były kanapy, dla większych grup osób.

Uwagę blondyna zwrócił czyiś śmiech.

Spojrzał w tamtym kierunku i zobaczył po prostu rozbawionego chłopaka, prawdopodobnie w wieku studenckim. Już miał odwracać wzrok, kiedy przyjrzał się dokładniej grupie siedzących tam chłopaków.

W rogu lokalu, przeciwnym niż siedział ojciec Liama, zajmowało miejsce sześciu chłopaków. Zdziwił się nieco, gdy rozpoznał Dereka, który na fotelu siedział tyłem do reszty pomieszczenia. Na kanapie, po jego lewej stronie siedzieli bliźniacy i jeden chłopak, a naprzeciw nich, za niewielkim stołem pod ścianą kolejny nastolatek i... siedzący z brzegu brunet, doskonale znany niebieskookiemu.

Theo opierał łokcie na stole, a przed nim stała butelka piwa. Inni też mieli browary, oprócz Dereka i jednego z bliźniaków, o ile Liam się nie pomylił.

Blondyn przyglądał się rozmawiającym chłopakom. Na twarzy każdego z nich błądził uśmiech rozbawienia, a w szczególności na ustach Raekena, który właśnie cicho się z czegoś roześmiał, szturchając chłopaka obok siebie.

Dunbar uśmiechnął się pod nosem. Raczej nie widział szczerego rozbawienia bruneta, a już szczególnie nie słyszał jego śmiechu. Przeważnie zielonooki w jego obecności był poważny, rozdrażniony bądź kpina była wypisana na jego twarzy.

Blondyn chwilę zastanawiał się czy podejść do starszego, czy nie. Wydawał się mieć dobry humor, jednak niebieskooki też nie był pewien co do jego znajomych.

Oprócz Dereka, wszystkich innych widział pierwszy raz na oczy. Lubił poznawać nowych ludzi, ale na przykładzie Hale'a, mógł śmiało stwierdzić, że Theo zadaje się z różnymi osobami. I różnie zachowuje się w ich towarzystwie.

Mimo wszystko, postanowił spróbować.

Jego ojciec nie wyglądał, jakby chciał się zbierać do wyjścia, a sam siedzieć nie chciał, nawet jeżeli miał w pełni naładowany telefon w kieszeni.

Wstał ze swojego miejsca i podszedł do grupy starszych chłopaków, jednak nim zdążył się odezwać, zrobił to Raeken, który go zauważył.

- Panowie, Liam Dunbar we własnej osobie. Cóż za zaszczyt mnie kopnął, chcesz usiąść z nami? - teatralny głos zielonookiego rozbawił bliźniaków i chłopaka siedzącego obok.

- Jeżeli tak ładnie zapraszasz, to czemu nie? - odpowiedział żartem i zdziwił się, kiedy brunet przesunął się, robiąc mu miejsce. Ale nie zamierzał marnować swojej szansy, dlatego usiadł obok.

Wyczuł od Theo alkohol, jednak dziewiętnastolatek nie był pijany. Raczej nazbyt rozluźniony, na co Liam nie narzekał.

- Dereka już miałeś okazję poznać - odezwał się znowu brunet. - Dalej bliźniaki Ethan i Aiden, Jackson, a to Josh.

Po przedstawieniu każdy rzucił krótkie przywitanie, a Dunbar pozytywnie się zaskoczył, gdy Raeken nadal nie zamierzał się zamknąć.

Lubił, gdy dużo mówił, zwłaszcza, że teraz ratował sytuację i nie siedzieli w niezręcznej ciszy.

- Powinniście mieć jakieś tematy do rozmów, bo chłopacy też trenują sztuki walki.

- Co do jednego zdążyłem już się przekonać - mruknął blondyn patrząc na Hale'a, który uśmiechnął się chamsko.

- My wszyscy MMA, a ty? - odezwał się Josh.

- Kickboxing - odpowiedział młodszy.

- To czymś się różni? - wtrącił się Theo, który wyglądał na szczerze zdziwionego.

- No - Liam spojrzał na niego, jakby to było oczywiste, przy czym usłyszał śmiech rozbawienia chłopaków pod drugiej stronie stołu.

- Poza innymi zasadami, to walki MMA odbywają się w klatkach, a kickboxing na ringu jak normalny boks - wyjaśnił Derek. - Różni się też wyposażenie.

- Nawet nie rozwijaj, bo szkoda się produkować - skomentował Jackson. - I tak znowu nie zapamięta.

Liam uśmiechnął się rozbawiony, podobnie jak reszta chłopaków.

- Zadajesz się z nimi i nawet nie ogarniasz ich zainteresowań? - mruknął Dunbar, patrząc na lewy profil bruneta. Raeken wzruszył ramionami, popijając piwo. - Odpowiedzialnie, ostatnio byłeś zjarany dzień przed szkołą, a teraz sobie pijesz.

- Zluzuj, jest sobota - Theo machnął olewająco ręką.

- I tak najlepsze było, jak przyszedł zjarany do szkoły - wtrącił się Jackson.

- Stul pysk, Whittemore - warknął brunet, po czym zwrócił się do młodszego obok: - Nie słuchaj go.

- Z chęcią posłucham - wyszczerzył się niebieskooki, poprawiając wygodniej na kanapie.

- Samo przyjście to pół biedy - zaczął Ethan. - Lepsze było jak wtedy myślał, że zatrzasnął się na dachu.

- Ooo, a jak ty przyszedłeś schlany na trening, to było dobrze? - odgryzł się zielonooki. - Slalom zapierdalałeś po całym boisku.

Dunbar parsknął śmiechem na jego słowa, wyobrażając sobie tą scenę i irytację trenera.

- Nie wspominając o tym, jak Finstock nas wtedy pomylił - wymamrotał rozbawiony Aiden.

- Cóż, przynajmniej byliście na tym treningu - odezwał się znowu Jackson, który następnie spojrzał na Raekena. - Nie to co niektórzy.

- Wiesz, jak nie jestem w stanie grać, to wolę już nie przychodzić, niż robić z siebie pośmiewisko - odpowiedział niewzruszony, dopijając swoje piwo. - Już zapomniałeś jak na dopalaczach pomyliłeś bramki?

Liam parsknął śmiechem, podobnie jak bliźniacy.

- Skończmy temat, co wy na to? - odezwał się Hale.

- Bo jeszcze Jackson się ośmieszy? - zainicjował rozbawiony Josh, na co najmłodszy znowu się uśmiechnął.

- Zrobił to już dawno, ale ta rozmowa po prostu do niczego nie prowadzi - podsumował Derek. - Idziemy jutro zagrać?

- Ja odpadam - oznajmił Diaz. - Wolę jeszcze trochę potrenować.

Hale skinął głową, następnie patrząc po innych, a Dunbarowi chwilę zajęło połączenie faktów.

- Zadzwonię do Danny'ego, bramkarz się przyda - oznajmił Ethan.

- Jestem za, dawno razem nie graliśmy. Ciekawe, czy dalej ma refleks - zaśmiał się Aiden.

- Sprawdzimy - powiedział Jackson. - Zajmuję pierwsze miejsce w kolejce.

- Pff, tak łatwo nie ma - prychnął Theo. - Ustalimy to na boisku, jak zawsze.

- I tak nie trafisz pierwszej bramki - rzucił Whittemore, a Liam uśmiechnął się rozbawiony.

- I co się szczerzysz, szczeniaku? - fuknął brunet obok. - Przypomnieć ci, jak zaliczyłeś glebę na pierwszym treningu?

- Staranowałeś mnie, cymbale - warknął niebieskooki, składając ręce na piersi.

- Miałeś piłkę - uśmiechnięty Raeken wzruszył ramionami.

- Czyli sposobu gry nadal nie zmieniłeś? - wtrącił się Aiden.

- Po co, skoro działa? - Theo uśmiechnął się niewinnie, a blondyn obok miał wrażenie, że pierwszy raz widzi go w takim wydaniu. - Gdybyś widział jego minę, to byś zrozumiał.

- I tak jesteś kretynem - burknął Liam.

- A ty idiotą - odpowiedział mu jak gdyby nic.

- Ale wy się kochacie - parsknął Josh.

- No bardzo słodkie - mruknął Derek.

- Zazdrosny? - zielonooki posłał starszemu chamski uśmiech.

- Nie za bardzo mam o co. I tak skończysz dzisiaj u mnie w łóżku - odpowiedział pewnym siebie tonem, a Dunbar zakrztusił się powietrzem, czemu towarzyszył głośny śmiech Ethana.

- Umiesz wyrażać się mniej dwuznacznie? - rzucił Raeken, a jego swobodny ton zdziwił młodszego blondyna.

- Może - puścił mu oczko.

- On chyba nie przyzwyczajony, co? - wtrącił rozbawiony Josh, wzrokiem wskazując osłupiałego Dunbara.

- No w ogóle jakiś sztywny jest - przyznał Theo, lustrując niebieskookiego wzrokiem, po czym znowu zwrócił się do reszty: - Ostatnio żartowaliśmy z Talbotem i to samo było.

- Serio..? - burknął Liam, patrząc z politowaniem na starszego. - Tamto nie było śmieszne.

- Co? - brunet uniósł brew.

- No... - urwał, mając nadzieję, że zielonooki się domyśli.

- No? - powtórzył po nim.

Jednak nadzieja matką głupich.

- Dobra, nieważne - wymamrotał Dunbar, odwracając wzrok w głąb lokalu.

- Co taki niezdecydowany? Okres masz? - zaśmiał się Raeken, żartobliwie szturchając niebieskookiego w ramię.

Liam zamachnął się, a brunet odruchowo wzdrygnął, mimo iż młodszy go nie uderzył. Wszystkiemu towarzyszył pomruk rozbawienia pozostałych, jednak blondynowi nie umknęło intensywne spojrzenie Hale'a.

- Co? - wypalił, patrząc pytająco na szatyna. Jednak nim zdążył dostać odpowiedź, wtrącił się Theo.

- Nic, Deruś o mnie dba i nie pozwala bić - Ethan głośno zaśmiał się na odpowiedź zielonookiego.

- No nie wiem. Jak dla mnie to wygląda, jakbyś miał zaraz dostać wpierdol za tego "Derusia" - skomentował rozbawiony Jackson.

Raeken spojrzał na Hale'a, który próbował zamordować go wzrokiem. Theo jak gdyby nic, wyszczerzył się tylko w jego stronę.

- Chyba za dużo wypiłeś, co? - szatyn uniósł brew, lustrując bruneta wzrokiem.

- Nie, ja jestem po prostu wyluzowany - zapewnił zielonooki.

- Coś za bardzo - wymamrotał Liam.

- Przynajmniej nie jestem tak sztywny, jak ty - starszy szturchnął go łokciem, na co Dunbar przewrócił oczami.

- Liam - nastolatek zaskoczony spojrzał na swojego ojca. Nawet nie zauważył, kiedy podszedł, ale pod wpływem jego ponaglającego wzroku, wywnioskował, że czas już się zbierać.

- To ja będę leciał - stwierdził, wstając z kanapy.

- Do zo - rzucił Raeken, a pożegnania innych zmieszały się w jedno.

Dunbar dogonił swojego ojca i wyszli na zewnątrz, kierując się na parking obok budynku. Blondyn włożył ręce do kieszeni bluzy, kiedy uderzyło go zimne powietrze. Dlatego też szybko wsiadał do samochodu, kiedy tylko został otwarty.

Zajął swoje standardowe miejsce pasażera obok kierowcy i w momencie gdy zapinał pasy, uświadomił sobie pewną rzecz. A mianowicie dotarło do niego, że starsi chcieli iść zagrać, zapewne w lacrosse'a. Dokładnie na to samo boisko, gdzie on się umówił z paczką Scotta.

Zaklął w myślach, modląc się, by nie było jutro żadnego zgrzytu, pomiędzy ich grupami.

- Nie wiedziałem, że twoi znajomi piją - głos ojca wyrwał go z rozmyślań.

Spojrzał ze zdziwieniem na mężczyznę skupionego na wyjeżdżaniu z parkingu. Po chwili szybko uświadomił sobie, że ma na myśli towarzystwo dzisiejszego wieczoru.

- To koledzy Theo - odpowiedział, przenosząc wzrok za okno.

- Theo Raeken? - jego ojciec uniósł brew.

- Znasz go? - zdziwił się Liam.

- Malia o nim wspominała... - mruknął - parę razy. Ma trochę za uszami.

Nastolatek już miał zaprzeczać, kiedy przypomniał sobie historię, której się dowiedział o starszym, jak to przyszedł do szkoły nie do końca w trzeźwym stanie.

- Zdziwisz się, bo jest odpowiedzialny - powiedział wbrew sobie. - Dobrze się uczy i ma pracę po szkole.

- I powtarza rok - kierowca uśmiechnął się pobłażliwie. - Naprawdę nie masz lepszego towarzystwa?

Blondyn zamilkł na chwilę.

Już miał wypominać ojcu, że nie wie, czemu Theo powtarza klasę i uświadomił sobie, że on sam też nie wie. Będzie go musiał o to wypytać w najbliższym czasie.

Następnie zaczął zastanawiać się nad zadanym pytaniem.

Czy miał lepsze towarzystwo? Owszem, Mason był dla niego najlepszym przyjacielem, Hayden bardzo polubił i Corey'a nawet znosił, nie wspominając o Holloway'u, który też według niebieskookiego był dobrym znajomym.

Do tego dużo czasu spędzał ze Scottem, Stilesem i Isaaciem, których towarzystwo bardzo lubił. Nie traktowali go z wyższością, tylko jak równego sobie, dzięki czemu naprawdę dobrze się ze sobą dogadywali.

Ale Theo to Theo. Fakt, potrafił zafundować mu niezłą huśtawkę emocjonalną, zaczynając od zawstydzenia, idąc przez irytację i kończąc na rozbawieniu. Osobowość starszego chłopaka po prostu go intrygowała.

I choć Liam nie miał zamiaru przyznać tego na głos, to czuł w duchu, że Raeken mimo wszystko mu imponuje. Swoją odpowiedzialnością, kontrolą nad emocjami i cynizmem skierowanym do otaczającego go świata. Tym jaki miał styl bycia i jaką aurę roztaczał wokół siebie.

Pomimo, że znali się dopiero miesiąc, blondyn już wiedział, że chce spędzać więcej czasu ze starszym, nawet jeżeli ten będzie na niego podnosił głos lub traktował milczeniem.

Poza tym był jeszcze zakład.

Chciał wygrać i pokazać przyjaciołom, że potrafi kogoś do siebie przekonać. Nawet takiego Raekena, który na pierwszy rzut oka był rasowym dupkiem.

- Może i mam - odpowiedział w końcu. - Ale nie oceniaj go przez opowieści Malii.

- Coś mi mówi, że znała go dłużej niż ty - zauważył mężczyzna. - Po jego zachowaniu raczej wierzę jej.

- Był wstawiony - blondyn starał się znaleźć jakieś kontrargumenty.

- No właśnie - stwierdził rozbawiony kierowca.

- Jest weekend i wyszedł z kumplami na piwo, ty też tak czasem robisz - mruknął niebieskooki.

- Ciebie też zabierze na piwo? Przypominam ci, że nie jesteś pełnoletni - odpowiedział niewzruszony.

Młody Dunbar zacisnął szczękę. Kusiło go, by odpowiedzieć, że przecież już nie raz próbował alkoholu, jednak wolał dalej utrzymać to w tajemnicy. Wymyślenie kłamstwa na obronę starszego bruneta też nie wchodziło w grę.

- Kto go tam wie, czy przy okazji też nie zaoferuje ci czegoś innego - dodał mężczyzna.

A Liam nie mógł zaprzeczyć, w końcu sam się przekonał, że Theo lubi podpalić trawkę. Po historyjkach, jakie sobie wypominali znajomi Raekena stwierdził, że poza marihuaną operują też innymi używkami.

Zaczął przekopywać pamięć, szukając wszystkich jego spotkań ze starszym chłopakiem poza szkołą.

Przypomniał sobie, jak spotkał go nocą na przystanku, moment w którym chwilę później omal nie wpadł pod samochód. Potem dzień, kiedy zaczepiał bruneta po treningu, bądź weekend, jak widział go na boisku w wydaniu prowokującego dupka.

Szybko przypomniał też sobie sytuację, kiedy ratował mu skórę. Jak uspokoił Dereka, jak zakończył bójkę na boisku, o ile można to tak nazwać. I ostatni czwartek, gdy na przerwie lunchowej wtrącił się do jego kłótni z Gabe'em, prawdopodobnie udaremniając kolejne starcie pomiędzy nimi.

Jednak mimo wszystko, uświadomił sobie, że za każdym razem Theo zachowywał się inaczej. Raz był wobec niego wredny albo zaczynał kpić. Liam pamiętał kiedy po bójce na boisku miał wrażenie, że Raeken wręcz czyta mu w myślach.

Ale w tamtym momencie nie wyrażał uczuć.

I rzeczywiście do blondyna dotarło, że pozytywne emocje u starszego widział tylko, kiedy był nietrzeźwy. Środa, gdy zjarany marihuaną miał relatywnie dobry humor. I dzisiaj, jak już trochę wypił. Więc skąd mógł wiedzieć, czy Theo nie sięga po gorsze używki?

A może on potrzebował tego rozluźnienia? - pomyślał.

Już miał to mówić ojcu, kiedy uświadomił sobie, że to raczej wada, niżeli zaleta. Bo w końcu nie powinien się zadawać z osobą, która potrzebuje używek do dobrej zabawy.

Westchnął cicho, stwierdzając, że ta wymiana zdań i tak jest dla niego przegrana. Rozumiał ojca, wiedział, że mężczyzna nie chce, by miał znajomych pokroju Raekena. I wiedział też, że matka także ma takie zdanie.

Jednak szybko zdał sobie sprawę, że nawet nie zamierza odpuszczać. Bynajmniej nie do końca tego banalnego zakładu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro