Rozdział 24
Theo wyłączył budzik, odkładając telefon obok siebie.
Starał się ograniczyć swoje ruchy. Zdążył się nie raz przekonać, że pierwsze dwa dni po kłótni z ojcem zawsze były najgorsze. I jedynym pocieszeniem bruneta było, że to jest ten drugi dzień.
Ciężko podniósł się do siadu, krzywiąc przy tym z bólu.
Nie musiał widzieć swoich pleców, by wiedzieć, że widnieją na nich siniaki. Wystarczająco je czuł. Dodatkowo był poirytowany przez fakt, że musiał opuścić wczorajszy trening lacrosse'a, bo nawet nie potrafił unieść ręki.
Wykonał ruch, zaciskając szczękę.
Może do jutra przejdzie.
Wzdrygnął się odruchowo, kiedy usłyszał trzask drzwi. Wyrwany z myśli dopiero z opóźnieniem uświadomił sobie, że to jego ojciec wyszedł.
Wolno wstał z łóżka, starając się wykonywać jak najmniej ruchów. W duchu dziękował sobie, że na noc nie przebierał swoich joggerów, których zakładanie sprawiało mu czysty ból. Teraz został tylko jeden problem pod postacią koszulki.
Wziął czerwony T-shirt i powolnie włożył go, krzywiąc się przy tym z bólu. Torbę szkolną założył na ramię, nie przewieszając jej przez głowę, by pasek nie miał styczności z plecami.
Właśnie dlatego nie chciał mieć plecaka.
Wychodząc z pokoju, wziął swoją bordową bluzę, następnie zamykając za sobą drzwi. Zszedł na parter i założył buty, co także nie było najłatwiejsze, podobnie jak ubieranie koszulki.
Po chwili był już na zewnątrz, kierując się w stronę przystanku. Poprawił torbę na prawym ramieniu i przełożył bluzę do lewej ręki, nawet nie myśląc by ją zakładać.
Wolał trochę pomarznąć, niż dokładać sobie więcej bólu.
Sięgnął do tylnej kieszeni po papierosy, zaciskając szczękę. Siniak na łopatce dawał o sobie znać za każdym razem, kiedy tylko cofał prawą rękę. Po chwili podpalił tytoń, zaciągając się dymem.
Był rozdrażniony, choć cały wtorek spędził z Brettem, który potrafił poprawić mu humor. Jednak dzisiaj wciąż go irytował fakt, że opuścił wczorajszy trening oraz musiał odpuścić sobie siłownię.
Zaciągnął się.
Jedynym pocieszeniem było to, że wieczorem miał widzieć się z Derekiem.
*
Liam rozciągnął się, wstając z łóżka. Przeczesał ręką roztrzepane włosy, podchodząc do biurka, na którym leżał telefon.
Sprawdził godzinę i uniósł brwi zdziwiony, kiedy uświadomił sobie, że wstał przed budzikiem. Nie zdarzało mu się to często, dlatego uśmiechnął się zadowolony.
Odsunął od biurka krzesło i usiadł na nim, jednym odepchnięciem wolno okręcając się dookoła własnej osi. Nie oderwał wzroku od telefonu, sprawdzając media społecznościowe.
Przeglądnął na Instagramie wszystkie relacje osób które obserwuje. Następnie wszedł na swoje konto, przewijając dodane zdjęcia, którymi w głównej mierze były rysunki.
Uniósł wzrok nad telefon, oglądając wszystkie swoje obrazy na ścianach, które własnoręcznie stworzył. Głównie przeważały krajobrazy i budowle namalowane akwarelami. Znalazło się też sporo abstrakcyjnych rysunków, a Liam za każdym razem przypisywał do nich inny przekaz, nie pamiętając tego właściwego. Którego prawdopodobnie nie było.
Jednak chyba jego ulubionym był obrazek wiszący tuż obok drzwi, po lewej stronie. Czarnobiały rysunek na wyrwanej kartce ze szkicownika, przedstawiający postać bez twarzy. W rękach trzymała trzy maski przedstawiające odmienne emocje, jakby zastanawiała się, którą powinna założyć.
Jasnooki lubił myśleć, że oznacza osobowość ludzi, bo każdy nosi trzy maski. Jedna ubierana przy wszystkich, druga, którą widzą najbliżsi oraz trzecia, której nie pokazują nikomu.
Blondyn wydął usta, zastanawiając się, co nowego może narysować. Widział na ścianach jeszcze parę miejsc na kolejne ramki, dlatego zamierzał to wykorzystać.
Tylko jeszcze nie wiedział jak.
Telefon zaczął wibrować w jego dłoniach, a po pokoju rozniosła się melodia alarmu. Szybko wyłączył budzik i odłożył urządzenie z powrotem na biurko. Wstał z krzesła i podszedł do szafy, wybierając sobie ubrania.
- Liam - do pokoju weszła kobieta, od razu patrząc na łóżko, gdzie spodziewała się zastać swojego syna. Dopiero sekundę później spojrzała na nastolatka, stojącego przy szafie.
- Nie śpię - zapewnił, odwracając się w jej stronę z ubraniami w ręce.
- Dobrze, Malia już wyszła, ja jadę do szpitala, pieniądze na śniadanie masz na stole w kuch...
- A tato? - przerwał jej, unosząc brew.
- Musiał wyjechać wcześnie rano - poinformowała. - Wróci w nocy.
- Okej - rzucił, a blondynka wyszła z jego pokoju.
Niebieskooki westchnął cicho, zdając sobie sprawę, że dzisiaj nici z jakiegokolwiek treningu. W środy zazwyczaj zadowalał się kickboxingiem, jednak kiedy nie było jego ojca, mógł jedynie poboksować worek.
***
Mason, Corey, Liam, Hayden i Nolan siedzieli na stołówce.
Holloway dość szybko zaaklimatyzował się w nowej grupie znajomych, szczególnie zważywszy na fakt, że wraz z Dunbarem i Bryantem należy do szkolnej drużyny.
Liam obserwował wyjście ze stołówki, podczas gdy pozostali o czymś rozmawiali. Nie widział Raekena cały wtorek i zżerała go ciekawość, dlaczego starszy znowu opuścił trening.
Widział ile brunet daje z siebie na boisku, zdążył zauważyć, że Theo po prostu kocha tą grę, podobnie jak on. Jednak on jeszcze nie miał żadnej nieobecności.
Wreszcie niebieskooki wypatrzył znajomego bruneta. Zdziwił go nieco fakt, że nie miał ze sobą ani torby, ani bluzy. Po chwili także zauważył, że zielonooki chodzi wolniej niż zwykle.
- Zaraz wracam - oznajmił do znajomych, którzy momentalnie zaprzestali rozmowy.
- Gdzie znowu znikasz? - Mason uniósł brew.
- Do toalety - rozbawiony Liam wzruszył ramionami, wstając od stołu.
- Na bank nie, przecież przed chwilą kogoś wypatrywałeś w tłumie - zauważył Nolan, na co Bryant się zaśmiał.
- Raeken - rzucił, patrząc z pewnością na niezadowolonego blondyna.
- Zaraz wracam - powtórzył, rozdrażniony odchodząc w stronę wyjścia.
Wyszedł na korytarz i uśmiechnął się, kiedy tylko zauważył oddalającego się starszego chłopaka. Podbiegł do niego, kiedy ten zaczął schodzić po schodach.
- Niezła koszulka, pasuje ci do spodni - zaczął blondyn z uśmiechem. - Choć dodałbym ci na plecy wielki biały napis "Asshole". Wtedy by było idealnie, prawda?
- Pierwsze - warknął niezainteresowany Raeken, a Liam dopiero przypomniał sobie o limicie pytań. - Czego chcesz?
- Jeszcze w poniedziałek normalnie ze mną rozmawiałeś, co ci znowu nie pasuje? - niebieskooki uniósł brew, dotrzymując kroku drugiemu chłopakowi.
- Wtedy byłem na ciebie skazany - odpowiedział Theo, nawet nie patrząc na młodszego.
Nie miał ochoty na jakiekolwiek kontakty dzisiaj, a obecność siedemnastolatka działała mu na nerwy.
- A teraz?
Trzecie.
- Teraz mogę ci powiedzieć "Spierdalaj" - oznajmił brunet, mijając wejście na patio szkolne.
- Miło - mruknął niebieskooki. - Dlaczego nie było cię wczoraj na treningu?
- Sprawy prywatne - skłamał starszy.
- Wyglądasz, jakbyś był obolały - blondyn stwierdził mimochodem. - Stało się coś?
Piąte.
- Nawet gdyby, to i tak bym ci o tym nie powiedział - oznajmił Theo obojętnym tonem, skutecznie maskując prawdę.
- Chciałem tylko pomóc - Liam wzruszył ramionami. - To chyba nic złego?
- Nie pchaj się tam, gdzie cię nie chcą - warknął brunet. - Ile razy mam powtarzać, że nie jestem zainteresowany znajomością?
- Raczej wyznaję twoją metodę i dbam tylko o swój tyłek - uśmiechnął się blondyn.
- Nie jestem wzorem do naśladowania - powiedział Raeken, zaczynając wchodzić po schodach.
- Dlaczego nie? - Siedem. - Masz dobre oceny, chodzisz na treningi, dbasz o sylwetkę, umiesz pogodzić szkołę i pracę...
Nie umiem.
- Słyszałeś o tym, że pozory mylą? - prychnął Theo, przerywając niebieskookiemu, który wchodził za nim po schodach.
- Sam to zauważyłem - odpowiedział, jak gdyby nic. - Wystarczy dłużej z tobą posiedzieć. Najpierw jesteś cyniczny, pewnie mając nadzieję, że się wkurzę i sam sobie pójdę, potem to ty jesteś rozdrażniony, prawdopodobnie moim uporem i dopiero na końcu mogę z tobą normalnie porozmawiać.
Starszy nie odpowiedział, tylko dalej wchodził po schodach. Po dłuższym namyśle stwierdził, że Dunbar ma rację, jednak nie zamierzał przyznawać tego na głos.
- Nie mam racji? - ciągnął niebieskooki, a brunet usiadł na schodach. Liam stanął przed nim, składając ręce na piersi. Posyłał mu pewne siebie spojrzenie, jednak Raeken nawet na niego nie spojrzał, tylko wyciągnął swój telefon.
Było siedem pytań, szczeniaku.
Zupełnie ignorował młodszego chłopaka, udając, że swoją uwagę w pełni skupia na smartfonie. Dunbar otworzył usta i już miał się odezwać, kiedy zielonooki go uprzedził.
- Dasz mi łaskawie spokój? - ostry ton i gniewne spojrzenie zadziałały lepiej niż Theo myślał. Widział jak blondyn się speszył, ale ten próbował zamaskować to kpiącym prychnięciem i przewróceniem oczami.
Wreszcie jednak po prostu zaczął schodzić po schodach, zapewne wracając na stołówkę. Raeken odetchnął cicho, kręcą głową z politowaniem.
Młodszy chłopak stanowczo działał mu na nerwy.
Dziewiętnastolatek wstał ze swojego miejsca i biorąc tackę z jedzeniem zaczął wchodzić wyżej, na dach.
***
Theo wyszedł ze szkoły, kierując się od razu do wyjścia z terenu placówki.
Mijali go kolejni uczniowie, którzy także skończyli lekcje. Niektórzy rozchodzili się na parkingu do swoich samochodów, a inni, podobnie jak on, szli w grupkach ku wyjściu na ulicę. Z tą różnicą, że on szedł sam.
Chłodniejszy wiatr zawiał silniej, przypominając o niższej temperaturze. Jednak Theo nawet nie drgnął. Szedł dalej, starając się ignorować swoje obolałe plecy.
Wreszcie wyszedł na chodnik, skręcając w stronę przystanku. Poczuł czyjąś rękę na ramieniu i syknął z bólu, wyszarpując bark z uścisku.
- Łapy przy sobie - warknął do szatyna, który zrównał z nim krok.
- Nie zauważyłeś mnie, a wydzierać się nie będę - oznajmił syn szeryfa.
- Co tym razem? - spytał brunet, nawet nie patrząc na Stilesa. - Wiesz jaka jest umowa, nie możesz prosić o dwie przysługi pod rząd.
- Idiotą nie jestem - prychnął Stilinski. - Za to ty chyba tak, bo nie wiem czy pamiętasz, ale chciałeś, bym dostarczał ci informacje odnośnie walk. No chyba, że się rozmyśliłeś.
Theo spojrzał na niego badawczym wzrokiem, nie przestając iść przed siebie.
- Mam nadzieję, że się w to nie bawisz - zaczął Stiles. - Bo lepiej będzie, jeżeli na jakiś czas będziesz się trzymał z dala od tego bagna.
Zielonooki doskonale wiedział, że syn szeryfa nie martwi się o niego, tylko zależy mu na tym, by nie stracić tej korzystnej znajomości.
- Przejdź do rzeczy - warknął Raeken, przystając w miejscu. Wyższy szatyn zrobił to samo, schodząc razem z nim na bok wąskiego chodnika, by nie przeszkadzać przechodzącym ludziom.
- Jak pewnie już wiesz, znaleźli ostatnio dotychczasowe miejsce walk - mruknął Stilinski zniżonym tonem. - I była niezła łapanka. Cóż, ci co tym zarządzają mają tchórzliwych w swoich szeregach. Ktoś puścił farbę i poszedł na ugodę. Ludzie mojego ojca wypuścili wam wtykę, po tej całej akcji. Teraz będą wiedzieli co, gdzie, jak i kiedy.
Brunet zaklął głośno, a przeczesując ręką włosy nawet zignorował ból. Nie przejął się też zdezorientowanymi spojrzeniami przechodzących ludzi. Przystanął z nogi na nogę i przeklął jeszcze raz pod nosem, następnie wzrokiem wracając na opanowanego Stilesa przed nim.
- Imię? Nazwisko? Cokolwiek? - Theo ze skupieniem patrzył na Stilinskiego.
- Słyszałem tylko pseudonim - ostrzegł szatyn, a wzruszając ramionami, schował ręce do kieszeni bluzy. - Brooklyn.
- Zawsze coś - wymamrotał zielonooki. - Daj znać, jak będziesz miał coś więcej.
Syn szeryfa tylko kiwnął głową i bez pożegnania, obaj rozeszli się w swoje strony.
***
Theo siedział na ławce, wypalając już drugiego papierosa. Mimo, że nie był na siłowni, sportowa torba leżała obok niego, przechowując najpotrzebniejsze rzeczy. Piętą nerwowo stukał o żwirowy grunt.
Znowu włączył telefon, który trzymał w dłoni, sprawdzając godzinę. Derek spóźniał się już piętnaście minut.
Raeken rozglądnął się, jednak parkowa ścieżka była pusta, a panujący mrok dodawał złej aury temu miejscu. Mizerne światło oddalonych od siebie latarni niewiele dawało o tej późnej godzinie.
Zaciągnął się.
Tym razem był i rozdrażniony, i zestresowany. Wiadomości od Stilesa budziwły w nim niepokój o bezpieczeństwo Dereka, którego wciąż nie było.
Hale zawsze narzucał mu punktualność, choć sam potrafił się spóźnić nawet o godzinę.
Pieprzony hipokryta.
Znowu się zaciągnął, strzepując żar.
- Zostaw te szlugi, mam coś lepszego - dopiero, kiedy brunet usłyszał głos piwnookiego, zdał sobie sprawę z jego obecności. Wstał z ławki, przybijając ze starszym piątkę na przywitanie, choć wiele go to kosztowało.
- Dobrze wiedzieć, ale czy musisz się spóźniać? - warknął Theo, kiedy wymieniali się towarem. Dopalił papierosa i skrzywił się z bólu, kiedy musiał wyciągnąć rękę do popielniczki śmietnika.
- Nie tylko z tobą się dzisiaj widzę - odpowiedział niewzruszony Hale, następnie wyciągając z kieszeni e-papierosa. - Naciskasz guzik pięć razy, jest włączony. Siedem razy, odwrotnie - poinstruował młodszego, następnie podając mu niewielką buteleczkę z liquidem. - Pilnuj, żeby zalewać, zanim całkiem wypalisz. I uważaj, żeby nie spalić grzałki - oznajmił szatyn, a widząc wzrok bruneta dodał: - Poczujesz, jak coś będzie nie tak.
Raeken skinął głową i syknął cicho z bólu, gdy chował wszystko do torby.
- Może coś przeciwbólowego? - słysząc to, Theo spojrzał na Dereka badawczym wzrokiem.
- Zależy co masz i czy opłacalne - mruknął zielonooki.
- Przeciwbólowe - Hale wzruszył ramionami. - Bierzesz, popijasz wodą i zaczynają działać piętnaście minut po. Trzymają około sześciu godzin.
- Ile?
- Trzydzieści za fiolkę - wyciągnął pomarańczowe opakowanie z białą nakrętką w stronę młodszego. - Trzydzieści sztuk w środku.
Brunet nawet dłużej się nie zastanawiał nad decyzją. Zapłacił piwnookiemu, który dał mu fiolkę.
- Kiedy Josh ma walkę? - odezwał się Raeken, zakładając torbę na ramię.
- Jutro dostanę info, kiedy będzie powtórka tamtej - odpowiedział Derek, razem z zielonookim kierując się w stronę wyjścia z parku. - Po niej dopiero wybiorą przeciwnika dla Diaza.
- Znasz Brooklyna? - spytał znowu Theo. Wyższy nieznacznie zmarszczył brwi, co dziewiętnastolatek ledwo dostrzegł w mizernym świetle latarni.
- A ty? - mruknął piwnooki i brunet już wiedział, że to będzie długa rozmowa.
- Ja mam tylko informacje.
***
Liam krótko zapukał i wszedł od razu do pokoju Malii.
- Byłaś na spacerze ze Stormem? - posłał siostrze pytające spojrzenie, a blondynka odwróciła się na krześle w jego stronę.
- Przecież dzisiaj twoja kolej - odpowiedziała z rozbawieniem. - Poza tym, jak na razie i tak jestem zajęta - głową wskazała na laptopa za sobą. - I lepiej się pospiesz, bo zaraz mama wraca.
Młody Dunbar tylko westchnął cicho, a wychodząc z pokoju, skierował się od razu na parter. Założył pierwszą lepszą bluzę, poprawiając swoje włosy.
Po paru minutach szedł już w górę ulicy, z uradowanym Stormem na smyczy. Pies jak zawsze co jakiś czas wąchał ogrodzenia mijanych posesji.
Niebieskooki wyciągnął telefon i sprawdził godzinę. Westchnął, z konsternacją stwierdzając, że jest po dwudziestej trzeciej i nie ma szans, by wrócił do domu przed swoją rodzicielką.
Wyszedł na obwodnicę, ciesząc się z lepszego oświetlenia. Teraz przynajmniej wyraźniej widział swojego czworonoga, który cały czas węszył na trawniku obok chodnika.
Myślami wrócił do dzisiejszej przerwy lunchowej. Nie chciał za każdym razem im się chwalić, że idzie znowu spróbować porozmawiać z Raekenem. Jednak z drugiej strony, chyba i tak to wiedzieli, zwłaszcza po jego słabej grze aktorskiej.
Zazwyczaj nie kłamał.
- Cześć, szczeniaku - Liam wzdrygnął się, kiedy poczuł czyjąś dłoń, mierzwiącą jego włosy. - Nie za późno na spacery?
Blondyn poprawił swój fryz i spojrzał ze zdziwieniem na starszego chłopaka, który zrównał z nim krok.
- Ten twój pies urósł, czy mi się wydaje? - brunet znowu się odezwał, głową wskazując na Storma chodzącego po trawniku.
- Wszystko w porządku? - zapytał kontrolnie niebieskooki.
- Jak najlepszym - wyszczerzył się Theo. - A u ciebie?
Dunbar przystanął, całkiem zbity z tropu. Jeszcze rano zielonooki był wobec niego chamski, przy czym teraz jak gdyby nic pytał o jego samopoczucie.
Raeken odszedł dwa kroki dalej, a kiedy zorientował się, że blondyn przystanął, on również to zrobił, odwracając się w jego stronę. Teraz obaj byli w świetle latarni, pod którą stali.
- Czemu stoimy? - starszy przechylił głowę na lewą stronę, a drobny uśmiech nie schodził z jego ust, co jeszcze bardziej dezorientowało siedemnastolatka.
Zazwyczaj brunet był poważny, a nawet jeśli coś go bawiło, to kpina była wypisana na jego twarzy. Liam pierwszy raz widział go z takim uśmiechem.
- Podejdź na chwilę - poprosił Dunbar, mając w głowie nowy pomysł.
Theo uniósł brew, wolno podchodząc do niebieskookiego. Stanął o krok przed nim, mierząc go tajemniczym spojrzeniem.
- Bliżej - blondyn przewrócił oczami i przyciągnął starszego bliżej siebie, by lepiej widzieć jego oczy.
Tak jak się domyślał, były nico przekrwione, a od samego chłopaka czuć było marihuanę.
- Na całowanie ci się zebrało? - wymruczał Raeken, pochylając się nad nim.
Liama przeszły ciarki i momentalnie odsunął się od zielonookiego, patrząc na niego jak na debila.
- Nie, pojebało cię? - wyminął dziewiętnastolatka i poszedł dalej chodnikiem, pociągając za sobą wilczaka, który szybko go dogonił.
- A czemu nie? Tak po przyjacielsku - nim się obejrzał, brunet znowu zrównał z nim krok.
- Do przyjaciół nam daleko - prychnął niebieskooki. - Poza tym nie jestem gejem.
- A ja tak - oznajmił otwarcie Theo, a blondyn spojrzał na niego ze zdziwieniem.
- Jesteś gejem? - Dunbar uniósł brwi. - Nie wyglądasz.
- Znaczy raczej biseksualny - Raeken przechylił głowę, jakby się jeszcze zastanawiał. Następnie jednak spojrzał na siedemnastolatka. - Masz coś do tego?
- Nie - odpowiedział od razu, znowu przystając przez Storma. - Nie jestem homofobem, poza tym Mason jest gejem, więc to przeczy samemu sobie, bo w końcu się z nim przyjaźnię - Liam urwał na chwilę, stwierdzając, że to wszystko jednak idiotycznie brzmi. - Skończmy temat. Co tutaj robisz? Późno już, w dodatku się zjarałeś.
- I to w chuj - wyszczerzył się starszy, jakby był zadowolony z siebie.
- Tym bardziej cię nie rozumiem - mruknął blondyn. - Czemu nie wrócisz do domu? Boisz się, że rodzice ogarną, w jakim stanie jesteś?
- Nieeeee - Raeken skrzywił się zdegustowany. - Rodzice są głupi. Poza tym noc jeszcze młoda.
- A jutro szkoła - przypomniał mu Dunbar.
- E tam - dziewiętnastolatek machnął olewająco ręką. - Raczej wytrzeźwieję. Poza tym w końcu mogę sobie odpuścić, prawda? Jeden dzień nie zrobi różnicy. No i szkoła jest do dupy, nie uczą nas jak żyć, tylko jak być dobrym pracownikiem. A ja pracuję zajebiście.
- Widzę, że się rozgadałeś - stwierdził rozbawiony blondyn.
- A co, nie mogę? - prychnął zielonooki. - Wiecznie to ty gadasz bez końca, więc teraz moja kolej.
- Z tą różnicą, że ja cię posłucham - oznajmił Liam, a Theo wystawił mu język, przedrzeźniając go. - O czym chcesz gadać?
- Nie wiem - Raeken wzruszył ramionami, a młodszy prychnął na jego słowa. - A ty nie miałeś limitu pytań, przypadkiem?
- Nie - odpowiedział, starając się brzmieć poważnie. - Skąd ci to przyszło do głowy? Musiałbyś być nienormalny, dając komuś takie ograniczenia.
- Racja - przytaknął brunet, twierdząco kiwając przy tym głową.
Między nimi zapadła chwilowa cisza, podczas której niebieskooki wyciągnął telefon, by sprawdzić wiadomość, która do niego przyszła.
- Na pewno? - odezwał się znowu Theo. - To z kim ja o tym rozmawiałem?
Zielonooki przystanął w miejscu, patrząc pytająco na drugiego nastolatka.
- Nie wiem, na pewno nie ze mną - Dunbar wzruszył ramionami, chowając telefon.
Raeken złożył ręce na piersi i zmarszczył brwi, spuszczając wzrok na kostki chodnika. Stał tak chwilę, intensywnie nad czymś myśląc, a blondyn obserwował go, starając się nie uśmiechnąć z rozbawienia.
- Na sto procent? - starszy znowu na niego spojrzał.
- Na sto jeden - zapewnił Liam.
- Dobra, już myślałem, że kłamiesz - dziewiętnastolatek momentalnie się rozchmurzył, a na jego usta ponownie wskoczył uśmiech. Ruszył przed siebie chodnikiem, a niebieskooki zrównał z nim krok, pociągając za sobą Storma.
- Ja miałbym kłamać? - Dunbar uniósł brwi, udając oburzonego. - No co ty.
- Racja - uśmiechnął się brunet. - Fajnie się rozmawia.
- Dokładnie - potwierdził blondyn, również się uśmiechając. - Czemu nie było cię wczoraj na treningu?
- A co było wczoraj? - Theo spojrzał na niego szczerze zdziwiony.
- Wtorek i trening lacrosse'a po lekcjach - wyjaśnił cierpliwie niebieskooki. - Czemu cię nie było?
- No bo... - zaczął starszy, przeciągając samogłoski. Liam uśmiechnął się rozbawiony, chłopak wyglądał jakby rzeczywiście miał problem z przypomnieniem sobie powodu. - No bo plecy mnie bolą.
- Od czego? - Dunbar zmarszczył brwi. Oraz zdziwił się nieco, bo doskonale pamiętał, jaką odpowiedź dostał na przerwie lunchowej.
- Nie wiem - zielonooki wzruszył ramionami. - Ale już mi przeszło i jest git.
Blondyn parsknął na jego słowa. Theo zachowywał się, jakby był parę lat młodszy, co bawiło niebieskookiego. Jednak otwarcie mógł stwierdzić, że taka wersja starszego chłopaka jest o wiele lepsza, niż jego codzienna powaga.
- Ej, o co ci chodziło, jak mówiłeś, że do przyjaciół nam daleko? - odezwał się znowu Raeken.
- Czekaj, co? - wyrwany z myśli, Liam potrzebował chwili, by zrozumieć, o co chodzi starszemu.
- No mówiłeś tak, jak chciałem cię pocałować - wyjaśnił brunet, a Dunbar przymknął oczy z zażenowania. Nie nazwałby tak tamtej sytuacji, a szczerość chłopaka go dobijała.
- Daleko nam, bo ty wiecznie gadasz, że nie jesteś zainteresowany znajomością - wymamrotał niebieskooki.
- Niezainteresowany? - Theo wyglądał na szczerze zdziwionego. - Tyłek masz bardzo fajny.
- Tak, ty też - powiedział Liam, stwierdzając, że obrócenie tego w żart jest lepszym pomysłem od wyrażenia swojego zażenowania.
- Dzięki - wyszczerzył się zielonooki.
W tym momencie na telefon blondyna przyszła kolejna wiadomość, a kiedy sprawdził powiadomienie, zaklął pod nosem, widząc SMS-a od matki.
- Co ci? - zainteresował się brunet, przez co niebieskooki podniósł na niego wzrok.
- Nic, muszę wracać. Trafisz sam do siebie? - Dunbar wolał zapytać, niż potem mieć świadomość, że zostawił go samego.
- No - starszy mruknął potwierdzająco, co nie do końca przekonało niebieskookiego.
Jednak nie miał czasu, by odprowadzać zielonookiego.
- To do jutra - pożegnał się Liam i każdy z nich rozszedł się w swoje strony.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro