Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 23

Ostry dźwięk budzika rozniósł się po pomieszczeniu.

Raeken przeciągnął się, rozciągając mięśnie. Usiadł na łóżku i sięgnął po swoje spodnie, w których zaczął szukać smartfona.

- Theo, przysięgam, że zaraz wypierdolę ci ten telefon przez okno - słysząc zaspany i zirytowany głos Dereka, chłopak jeszcze specjalnie czekał chwilę, mimo że urządzenie miał już dawno w rękach.

- Twoja wina. Mogłeś wczoraj ruszyć dupę i przygotować pokój gościnny, ale stwierdziłeś, że ci się nie chce - odezwał się brunet, patrząc przez ramię na szatyna leżącego obok. - Więc teraz cierp.

- Nie wkurwiaj mnie - wywarczał zirytowany Hale. - Następnym razem zostawię cię gdzieś pod mostem.

- Mówiłem, że nie chcę z tobą jechać - ciągnął zielonooki, a wyłączając wreszcie budzik, wstał z łóżka. - Ale ty się uparłeś, bo dlaczego by nie?

Założył swoje joggery, wkładając telefon do kieszeni i odruchowo sprawdził, czy ma swoją paczkę papierosów. Jednocześnie patrzył na szatyna leżącego na brzuchu, jakby czekając aż ten się odwróci i odpowie na jego zaczepkę.

Wpatrywał się w odsłonięte plecy starszego, wzrokiem badając jego tatuaż między łopatkami. Triskelion widział już nie raz, tym bardziej, że od jakiegoś czasu symbol był znakiem rozpoznawalnym Hale'a.

Theo zaczął zakładać swoją koszulkę.

I kolejny raz, na przestrzeni ich znajomości, dotarło do niego jak wiele dzieli go od starszego chłopaka. Podczas gdy on był zwykłym nastolatkiem z pracą i swoimi problemami, Derek mieszkał sam w wielkim domu, a jego źródłem zarobków były walki i działka, którą dostawał za sprzedaż narkotyków.

Ciszę panującą w pokoju przerwał kolejny dzwonek telefonu, tym razem należącego do piwnookiego. Szatyn jęknął zirytowany, drugą poduszką zakrywając głowę, jakby to miało zagłuszyć grającą melodię.

- Mogę odebrać za ciebie, będzie śmiesznie - brunet uśmiechnął się pod nosem, sięgając po urządzenie starszego.

- Mhm, w chuj śmiesznie - warknął rozdrażniony chłopak.

Wstał wreszcie z łóżka, przeczesując ręką i tak roztrzepane włosy. Wziął od zielonookiego swój telefon i od razu odebrał.

- Halo? - odzywając się do słuchawki, odszedł kawałek w stronę drzwi do łazienki, na drugą stronę pokoju.

Theo uśmiechnął się pod nosem. Zirytowany Derek wyglądał dość komicznie, kiedy był w samych bokserkach. Brunet pokręcił głową z rozbawieniem i zgarnął swoją bordową bluzę, wychodząc z sypialni.

Zszedł na dół po schodach i wchodząc do salonu zobaczył kocura, który leżał rozciągnięty na szarym narożniku. Kucnął przy kanapie i od razu zaczął głaskać czarnego kota. Już miał coś mówić do Crow'a, kiedy usłyszał głośną wiązankę przekleństw Hale'a.

Znowu uśmiechnął się rozbawiony.

Szatyn nie lubił ani wcześnie wstawać, ani usługiwać innym. A dzisiejszy poranek prawdopodobnie łączył te dwie rzeczy, bo Theo szybko się domyślił, że zadzwonił do niego jakiś upierdliwy klient. Jakby dodać do tego fakt, że piwnooki musiał jeszcze odwieźć dziewiętnastolatka do domu, Raeken wcale się nie dziwił irytacji starszego.

Brunet odwrócił głowę, słysząc kroki na schodach.

- Kochasz poniedziałki, co nie? - uśmiechnął się rozbawiony w stronę Dereka, który zakładał na siebie biały T-shirt.

- Zamknij się - warknął na niego. - Co chcesz na śniadanie?

- Nie jem rano - odpowiedział zielonooki, a biorąc kocura na ręce, skierował się do kuchni za Hale'em.

- To będzie jajecznica - oznajmił szatyn, wyciągając jajka z lodówki.

- Nie. Jem. Rano - powtórzył Theo, siadając z kotem przy wyspie kuchennej.

- Śniadanie jest ważne - powiedział niewzruszony piwnooki. Wyciągnął patelnię i włączył kuchenkę gazową.

- A od kiedy tak cię wzięło na zdrowy tryb życia? - prychnął Raeken.

- Mniej więcej jakoś dwa miesiące po tym, jak odstawiłem prochy - stwierdził Derek, rozbijając jajka na rozgrzanej patelni. - A tak swoją drogą, to zanim pojedziemy do twojej szkoły, skoczymy jeszcze w jedno miejsce.

Brunet przeniósł wzrok z kota na Hale'a.

- Niech zgadnę, związane z dzisiejszym telefonem? - uniósł brew, obserwując szatyna.

- Tego nie musisz wiedzieć - odpowiedział niewzruszony piwnooki.

Theo nieznacznie uśmiechnął się pod nosem, powracając do głaskania czarnego kocura. Derek zazwyczaj nie rozmawiał z nim o jego interesach, co trochę bawiło Raekena, bo w końcu i tak wiedział o co chodzi. Jednak to było charakterystyczne dla ich relacji - kiedy był koniec tematu, żaden z nich nie drążył, pomimo nie raz odczuwanej ciekawości.

Wreszcie Hale skończył przygotowywać śniadanie i biorąc talerze, rozłożył porcje. Podał do stołu, a brunet odstawił kota na podłogę i w ciszy zabrali się za jedzenie. Nie była to krępująca cisza. Stosunkowo często milczeli między sobą i można powiedzieć, że już dawno do tego przywykli.

Jedli w spokoju, do czasu kiedy telefon szatyna znowu się odezwał. Jedząc, Theo obserwował jak zirytowany piwnooki wyciąga urządzenie z kieszeni spodni i z premedytacją naciska czerwoną słuchawkę.

- Interesy wzywają? - Raeken postanowił trochę podroczyć się ze starszym chłopakiem. - Nie odbierzesz?

- Jedzenie jest tak jakby trochę ważniejsze - odpowiedział rozdrażniony Derek, odkładając telefon na blat wyspy kuchennej.

Ledwo wrócił do śniadania, kiedy urządzenie ponownie się odezwało. Hale zaklął siarczyście, a brunet z trudem powstrzymał się od kąśliwego komentarza.

- Co jest? - szatyn warknął do słuchawki, a zielonooki szybko doszedł do wniosku, że starszy nie rozmawia z nikim ważnym. Normalnie jego ton nie byłby tak oschły. - I naprawdę mówisz mi to o siódmej nad ranem? - rozdrażniony głos Dereka rozbawił dziewiętnastolatka. - Przecież to wiem, byłem tam, jakbyś zapomniał - warknął. - Nie możemy przełożyć tej rozmowy na później? - Hale nie zmienił tonu ani na moment. - Jem śniadanie - Theo domyślał się reakcji rozmówcy na fakt, że śniadanie jest od niego ważniejsze.

Szatyn jak gdyby nic, zakończył rozmowę, choć zielonooki przypuszczał, że osoba po drugiej stronie telefonu jeszcze coś mówiła.

- Co tym razem? - Raeken uniósł brew.

- Aiden dzwonił powiedzieć o walkach - prychnął. - Jakby to nie było oczywiste, że mają jeszcze multum innych miejscówek - mówił jakby od niechcenia. - Ale dobrze wiedzieć, że już mają wybraną kolejną.

Theo tylko skinął głową, kończąc swoje śniadanie. Wstał od stołu i wziął się za zmywanie naczyń.

Tak to zazwyczaj wyglądało, kiedy brunet jadał u Dereka. Starszy gotował, a dziewiętnastolatek potem sprzątał.

- O której masz lekcje? - spytał Hale.

- Na ósmą - odpowiedział brunet. Odruchowo spojrzał na ścianę gdzie powinien wisieć zegar, jednak szybko sobie przypomniał, że piwnooki nie ma go w kuchni. - Ile mamy czasu?

- Mało - stwierdził starszy, wystukując na telefonie szybką wiadomość.

Raeken przewrócił oczami i skończył zmywać naczynia. Wytarł ręce i razem z Derekiem skierował się pod drzwi frontowe, gdzie obaj założyli buty, a Hale dodatkowo swoją czarną skórzaną kurtkę.

- Pamiętasz jak prosiłeś mnie o e-pa? - odezwał się szatyn, kiedy zamykał drzwi swojego domu.

- Teraz sobie o tym przypomniałeś? - prychnął zielonooki. - Rozmawialiśmy o tym w wakacje.

- Lepiej późno niż wcale, jak to mówią, nie? - Derek uśmiechnął się swoim firmowym uśmiechem, w międzyczasie otwierając garaż. - Na środę powinienem go załatwić. Oczywiście z liquidem.

- W środę koniec września? - brunet uniósł brew, wchodząc do garażu za starszym chłopakiem. - Szybko zleciało.

Hale tylko przytaknął skinieniem głowy, wsiadając do swojego camaro. Theo zajął miejsce pasażera obok kierowcy i dla upewnienia, sprawdził czy jego sportowa torba dalej jest na tylnych siedzeniach.

Chwilę później przypomniał sobie także o portfelu Liama, który miał mu oddać.

- Najpierw pojedziemy od ciebie - oznajmił piwnooki, wyjeżdżając ze swojej posesji, a młodszy zapiął pasy. - Stamtąd będę miał po drodze.

- Luz - odpowiedział Raeken i uświadomił sobie, że znowu zaczyna zapożyczać odzywki Dereka. - Tak swoją drogą, to czemu dopiero teraz, skoro o e-pie rozmawialiśmy w wakacje?

- Wcześniej nie miałem do tego głowy - Hale wzruszył ramionami, wyjeżdżając z bogatej dzielnicy. - Teraz mam korzystniejszą okazję.

- I tak cud, że pamiętałeś - stwierdził brunet z przekąsem.

- Jaki smak liquidu? - piwnooki zmienił temat.

- Obojętnie - dziewiętnastolatek wzruszył ramionami.

- Wiśnia robi gęstą chmurę - oznajmił szatyn.

- To niech będzie wiśnia - westchnął Theo, przewracając oczami. - Zdążę dzisiaj na lekcje, czy tak nie bardzo?

- Raczej tak - potwierdził Derek.

- Raczej? - brunet uniósł brew, patrząc na kierowcę. Ten tylko przewrócił oczami, przystając na światłach.

Po chwili wjechali już na obwodnicę, a Hale nieco przyspieszył. Zielonooki spojrzał na zegarek i z konsternacją stwierdził, że jego matka jeszcze jest w domu.

Już dawno przestał mieć jakikolwiek kontakt z rodzicielką. Mimo, że mieszkali pod jednym dachem, Theo nawet nie pamiętał, kiedy ostatnio rozmawiali. Jednak niespecjalnie zależało mu na posiadaniu z nią dobrej relacji.

Przyzwyczaił się do takiego stanu rzeczy, wiele razy przekonał się, że nie mógł polegać na swoich rodzicach. Dlatego też kiedy tylko myślał o naprawieniu kontaktów chociażby z matką, od razu wyrzucał ten pomysł z głowy.

Derek zatrzymał samochód przed domem bruneta, a Raeken bez zwłoki wysiadł z auta, zabierając swoją sportową torbę. Szatyn wzrokiem odprowadził młodszego, obserwując jak wchodzi do niewielkiego budynku.

Przez okno w kuchni zauważył matkę Theo. Zielonooka blondynka prawdopodobnie go nie zauważyła przez przyciemniane szyby jego camaro. Kobietę widział tylko parę razy na przestrzeni lat znajomości z Raekenem.

Następnie przeniósł spojrzenie na pusty podjazd. Cóż, ojciec bruneta miał dzisiaj szczęście. Szatyn z chęcią porozmawiałby z mężczyzną. Powstrzymywał go jedynie zielonooki, który przez cały czas kazał mu się nie wtrącać.

Derek nieznacznie uśmiechnął się pod nosem. Doskonale pamiętał początki po tym jak się dowiedział i momenty w których wychodził z siebie przez zachowanie Theo. Zrobiłby wiele rzeczy, gdyby tylko Raeken mu pozwolił.

Chciał pomóc - co nie zdarzało się często - jednak nie zamierzał robić niczego wbrew woli młodszego chłopaka. Miał tylko nadzieję, że Theo nie zrobi nic głupiego. W głowie siedziało mu kilka scenariuszy i wolałby, żeby zielonooki nie skorzystał z żadnego.

Znał go na wylot i choć wiedział jako jedyny o niektórych rzeczach, to i tak nie potrafił przewidzieć zachowania bruneta.

Nim się obejrzał, Raeken wrócił do samochodu.

Rzucił na tylne siedzenia swoją szkolną torbę, a piwnooki zauważył jego irytację.

- Tobie co? - uniósł brew.

- Jedź, nie gadaj - warknął zielonooki.

Hale powstrzymał się od komentarza i ruszył w górę ulicy. Obaj milczeli, starszy stwierdził, że nie będzie jeszcze dobijał młodszego. Przeważnie kiedy ten wychodził z domu był poirytowany.

- Myślałeś kiedyś o przeprowadzce? - odezwał się szatyn.

- Żeby to raz - burknął dziewiętnastolatek. - I tak mnie nie stać.

- Mówiłem ci, że nie miałbym nic przeciwko współlokatorowi - stwierdził Derek, skręcając w stronę rynku.

- A ja ci mówiłem, dlaczego nie widzi mi się ten pomysł - wymamrotał Theo. - Czemu jedziemy przez centrum? Wątpię, żebyśmy wtedy zdążyli.

- Nie jedziemy przez tylko pod - westchnął Hale, wyprzedzając auto przed nimi. - I zdążymy.

- Zobaczymy - Raeken burknął nieprzekonany.

Szatyn już nie zamierzał drążyć tematu, tylko skupił się na drodze.

Nie lubił takich "wezwań" z rana. Jednak doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że jako iż jest dilerem, musi być na każde zawołanie, jeżeli chce dobrze zarobić. I tego w tej "pracy" nie cierpiał najbardziej.

Skręcił na skrzyżowaniu i od razu rozpoznał ulicę, gdzie był adres, do którego jechali.

Zatrzymali się pod jednym z bloków, gdzie przy bramie Theo niemal od razu zobaczył chłopaka w szarej bluzie z naciągniętym kapturem. Wcale nie podejrzane.

- Długo wam to zajmie? - spytał Raeken, przenosząc spojrzenie na Dereka, który wyłączył już silnik.

- Mamy czas - rzucił starszy, wysiadając z samochodu.

Zielonooki obserwował szatyna, który okrążył auto i zbił z nastolatkiem piątkę na przywitanie. Brunet przyjrzał im się dokładniej i uśmiech rozbawienia sam wskoczył na jego usta, kiedy rozpoznał chłopaka, któremu spadł kaptur z głowy.

Raeken wysiadł z samochodu, podchodząc do dwójki rozmawiających.

- Cóż za hipokryzja, Bretto - wyszczerzył się brunet.

- Yo bro - wyższy chłopak z uśmiechem zbił piątkę ze starszym o rok chłopakiem.

- Widzę, że poglądy się zmieniły - Raeken spojrzeniem wskazał kieszeń, do której niebieskooki schował towar od Dereka. - Już ci to nie przeszkadza?

- Bardzo śmieszne.

- Ktoś mi powie o co chodzi? - wtrącił się Hale.

- Znaliśmy się kiedyś, ale komuś coś odpierdoliło - Theo wymownie patrzył na drugiego chłopaka. - I kontakt się urwał.

- Co dokładnie? - szatyn uniósł brew.

- Bretto miał problem o marihuanę - brunet wzruszył ramionami, a wyższy tylko niewinnie się uśmiechnął.

- Dużo się zmieniło, przecież to było zanim przeniosłem się do Devenford - bronił się Talbot.

- Właśnie, dalej tam jesteś? - Raeken uniósł brew.

Dziewiętnastolatek dopiero po chwili przypomniał sobie, że Liam przeniósł się z tej szkoły do jego. Przez myśl przeszło mu pytanie, czy się znali. Choć z drugiej strony, Brett był o rok starszy od Dunbara.

- Jeszcze tylko jedna klasa - wyszczerzył się niebieskooki. - A ty jakie studia?

- On na studia? - parsknął rozbawiony Derek. Zielonooki uderzył go żartobliwie w bark.

- Odezwał się absolwent roku - prychnął Theo, następnie zwracając się do Talbota. - Zostałem w Beacon Hills High School. Olewanie nauki jednak nie popłaca.

- No geniusz z ciebie, kiedy na to wpadłeś? - zaśmiał się blondyn, który podwinął rękawy swojej szarej bluzy.

- Kiedy nie zdałem ostatniego roku - odpowiedział jak gdyby nic.

- Już? Skończyliście? - odezwał się Hale. - Bo zaraz rzeczywiście się spóźnisz.

- Dobra, tylko zapisz mi swój numer, T, bo gdzieś mi przepadł przez te lata - mówił Brett, podając urządzenie starszemu chłopakowi.

Raeken zaczął wpisywać numer, a szatyn wrócił do swojego camaro, odpalając silnik. Chwilę potem zielonooki siedział już na miejscu pasażera obok kierowcy, zapinając pasy.

- Ile mamy czasu? - wypalił brunet, kiedy piwnooki odjechał spod bloku Talbota.

- Mało - odpowiedział Derek, wrzucając wyższy bieg. - Skąd ty go w ogóle znałeś?

- Ty skończyłeś liceum, ja byłem w drugiej klasie, a on w pierwszej - wyjaśnił Raeken. - Musiałem mieć jakieś towarzystwo, jak wkurwiałem McCalla - szatyn prychnął na jego słowa. - Na koniec tej pierwszej klasy Bretto przeniósł się do Devenford, bo teoretycznie miał bliżej. Kontakt urwał się dopiero, jak przeszkadzała mu marysia.

- Rzeczywiście ironia losu - stwierdził piwnooki, zatrzymując się na którychś światłach. - Sprzedaję mu częściej niż tobie.

- Wcale mnie to nie dziwi - brunet uśmiechnął się pod nosem. - Zawsze lubił dobrze się bawić, więc według mnie to tylko była kwestia czasu, aż zacznie brać jakieś używki.

- A ty nie lubisz się dobrze bawić? - Derek uniósł brew.

- Nie mam na to czasu - uciął Theo.

Hale tylko z rozbawieniem pokręcił głową. Zielonooki nawet się nie zorientował, kiedy starszy skręcił już na ulicę, przy której znajdowało się liceum.

- Ile przepisów złamałeś po drodze? - Raeken spojrzał na piwnookiego ze śmiechem.

- Niedużo - szatyn olewająco machnął ręką.

Wjechali na teren szkoły, a Derek z pomrukiem silnika zatrzymał się tuż pod schodami do wejścia.

- To żeś mi zrobił wejście - prychnął Theo, zabierając swoją szkolną torbę. - Widzimy się w środę?

- Dokładnie.

Raeken zamknął drzwi czarnego camaro i zakładając torbę na ramię zaczął wchodzić po schodach, z tyłu słysząc warkot silnika oddalającego się samochodu. Czuł na sobie spojrzenia innych nastolatków, jednak nie zwracał na to większej uwagi.

I przeklął w myślach, kiedy uświadomił sobie, że przez pośpiech zapomniał przepakować portfel Dunbara do swojej szkolnej torby. Westchnął cicho, stwierdzając, że lepiej powie młodszemu, tak na wszelki wypadek.

Już miał wchodzić do szkoły, kiedy na jednej z ławek obok schodów zauważył Liama ze swoją grupką.

Mason i Corey siedzieli na ławce, a blondyn i Romero stali przed nimi. Chłopacy zaczęli się z czegoś śmiać, a niebieskooki z rozbawieniem objął zdegustowaną Hayden.

- Dunbar! - zawołał Theo, opierając się o szeroką poręcz schodów.

Liam spojrzał w jego kierunku, a starszy skinieniem głowy wskazał, by ten do niego podszedł. Blondyn powiedział coś do swoich znajomych i niechętnie puścił Romero. Po chwili wchodził już po schodach, stając naprzeciw bruneta.

- Czego chcesz, Raeken? - rzucił oschłym tonem.

Zielonooki miał kilka pomysłów na sekundę, jak kąśliwie odpowiedzieć młodszemu, jednak ku swojemu niezadowoleniu, musiał wybrać ten najmniej wredny.

- Ty powinieneś - Theo uśmiechnął się cynicznie. - Nie zgubiłeś przypadkiem portfela ostatnio? Na przykład w niedzielę, kiedy dostawałeś wpierdol od Gabe'a?

- Mam rozumieć, że ty go masz? - westchnął poirytowany niebieskooki.

- Zapomniałem go dzisiaj zabrać, przyniosę ci jutro - oznajmił starszy i już miał wchodzić do szkoły, kiedy zatrzymały go słowa Dunbara.

- Nie możemy podjechać do ciebie po szkole? - wypalił Liam. - Potrzebny mi jest dzisiaj.

Raeken zacisnął szczękę, odwracając się w stronę blondyna. Nie podobał mu się pomysł, by niebieskooki wiedział, gdzie mieszka.

- Jakbyś nie mógł pożyczyć hajsu od rodziców - prychnął brunet.

- Co ci szkodzi? - Dunbar uniósł brew, uśmiechając się nieznacznie.

Zielonooki zlustrował go rozdrażnionym spojrzeniem. Doskonale zdawał sobie sprawę, że ten diabeł wie co robi.

- Jakoś przeżyjesz jeden dzień - stwierdził Theo.

- Proszę? Już mówiłem, że mi jest potrzebny - Liam włożył ręce do kieszeni swoich jeansów.

- Kurwa, mogłem ci o tym nie mówić - brunet wywarczał pod nosem z konsternacją. Blondyn w odpowiedzi tylko wyszczerzył się z zadowoleniem. - Czekaj na mnie tutaj po ósmej lekcji.

Z irytacją, zielonooki wszedł do szkoły, jednak wiedział, że nie był na przegranej pozycji. Zapamiętał adres młodszego z legitymacji, którą miał w portfelu, co na ten moment było jedynym "pocieszeniem". Wolał wiedzieć o drugim chłopaku tyle samo, co on o nim.

Po dosłownie paru sekundach zadzwonił dzwonek, a Theo udał się do swojej klasy.
   
    
***
     
    
- Idziemy na patio? - odezwał się Liam, kiedy wszyscy mieli już swoje tacki z jedzeniem.

- Nie chce mi się, zostańmy tutaj - oznajmił Corey, którego z miejsca poparł Mason.

Blondyn z rozbawieniem przewrócił oczami, kierując się za znajomymi. Po chwili już we czwórkę siedzieli na standardowych miejscach.

- Co ty taki obolały chodzisz? - Bryant zwrócił się do niebieskookiego.

- Zakwasy - skłamał Dunbar, obserwując ruch na stołówce.

Nie miał zamiaru mówić o jego niedzielnym "spotkaniu" z Gabe'em, Aaronem i Garrettem. Liam domyślał się, że gdyby nie Raeken, dostałby jeszcze mocniej, zanim przyszedłby Scott ze swoją paczką.

- Po czym? - Hayden spojrzała zdziwiona na chłopaka obok siebie.

- W niedzielę grałem ze Scottem, Stilesem i Isaaciem - powiedział blondyn.

- Kim? - kuzynostwo spytało niemal równocześnie, a Hewitt uśmiechnął się rozbawiony.

Niebieskooki dopiero po chwili uświadomił sobie, że Corey i Romero nie wiedzą, kim są starsi chłopacy.

- Scott jest chłopakiem mojej starszej siostry, Stiles jego przyjacielem, a Isaac to mój kuzyn, który przyjaźni się z tą dwójką - wyjaśnił Dunbar. - Oni i Raeken są z jednego rocznika.

- A propos Raekena - odezwał się Bryant. - Już tak pięknie nie skaczecie sobie do gardeł?

- Bardzo śmieszne - fuknął Liam. - Jak na razie, to próbuję zakopać ten pieprzony topór wojenny, bo to już mnie serdecznie wkurwia.

- Szkoda, fajnie to wyglądało - stwierdził Corey, a Mason szturchnął go łokciem. - To idziemy dzisiaj do tego kina?

- Dzisiaj odpadam - wypalił blondyn. - Mam trening wieczorem.

- O której? - spytała Hayden.

- Najprawdopodobniej około dwudziestej - powiedział niebieskooki.

- No to chyba zdążymy? Jeżeli seans będzie na siedemnastą, to spokojnie - oznajmił Hewitt.

- Jestem za - poparł go Bryant.

Dunbar półprzytomnie skinął głową, wzrokiem błądząc po jedzących wokół uczniach. Przed chwilą wydawało mu się, że widział...

- Czemu Nolan siedzi sam? - odezwał się Liam. - Zawsze siadał z Gabe'em i jego przydupasami.

- A skąd ja mam to wiedzieć? - Mason uniósł brew.

- Bo ty wszystko wiesz - stwierdził otwarcie blondyn, wstając od stołu. - Zaraz wracam.

Mówiąc to, odszedł w stronę Holloway'a, który siedział sam przy jednym ze stolików. Po chwili bez pytania, niebieskooki dosiadł się do bruneta, przez co ten spojrzał na niego zdziwiony.

- Co jest? - Nolan uniósł brew.

- Czemu siedzisz sam? - Dunbar odpowiedział pytaniem na pytanie.

- Sprzeczka z królem grupy - prychnął niebieskooki. - Nie spodobało im się moje zdanie w jednej sprawie.

- Jakiej? - wypalił blondyn.

- Tego nie musisz wiedzieć - mruknął Holloway. - Coś mi się wydaje, że z powrotem nie wbiję się do ich bandy.

- Trudno się dziwić, patrząc na tych idiotów - stwierdził niebieskooki. - Chcesz usiąść z nami?

Nolan przeniósł na niego wzrok jakby z zainteresowaniem.

- A będzie im to pasować? Romero poniekąd chodziła z Gabe'em - mówił brunet, przenosząc swoje spojrzenie z powrotem na jedzenie.

- Nie przesadzaj, przecież cię za to nie zabije - parsknął Dunbar. - Wstawaj i chodź do nas.

Mówiąc to, Liam wstał ze swojego miejsca, skinieniem głowy ponaglając zdezorientowanego Holloway'a.

Niepewnie skierował się za blondynem. Kiedy już byli przy stoliku, Nolan usiadł z wolnej strony obok niebieskookiego.

- Siema - rzucił Bryant, który wyciągając rękę, zbił żółwika z brunetem.
    
   
***
   
    
Liam i Mason wyszli ze szkoły wraz z dziesiątkami innych uczniów.

Ciemnoskóry zaczął już schodzić po schodach, z zamiarem kierowania się na parking, kiedy Dunbar zatrzymał się na uboczu, by z nikim się nie zderzyć.

- A ty co? - Hewitt odwrócił się w stronę przyjaciela, także schodząc na bok.

- Jedź beze mnie, muszę coś załatwić - mruknął, wzruszając ramionami.

Ciemnooki uniósł brew.

- Zamierzasz mi powiedzieć, czy..? - po jego minie, Liam stwierdził, że chłopak nie jest zadowolony z obrotu spraw.

- Nic takiego, muszę skoczyć w jedno miejsce - odpowiedział wymijająco. - Widzimy się w kinie, tak jak byliśmy umówieni.

Mason tylko skinął głową, a jego zmieszanie nie umknęło uwadze blondyna, kiedy odprowadzał go wzrokiem.

Jednak niebieskooki po prostu nie widział sensu w mówieniu ciemnoskóremu o jego spotkaniu z Raekenem. Domyślał się reakcji chłopaka i najzwyczajniej w świecie wolał załatwić to po cichu.

Tym bardziej, że znowu musiałby skłamać, co do niedzielnego popołudnia.

Z cichym westchnieniem, zszedł po schodach, kierując się w stronę jednej z ławek, na której zazwyczaj siadał. Odruchowo spojrzał w stronę wiaty śmietnikowej, łudząc się, że zobaczy tam starszego chłopaka.

I burknął z konsternacją, kiedy nikogo tam nie było.

Wyciągnął telefon, sprawdzając godzinę. Czas momentalnie zaczął mu się dłużyć i żałował, że nie ma żadnego kontaktu z Raekenem. Musiał wyciągnąć od niego numer telefonu.

Blondyn przeniósł wzrok na wejście, spojrzeniem badając każdego wychodzącego ucznia.

- No proszę! Dunbar we własnej osobie - zdezorientowany Liam odwrócił głowę w stronę czyjegoś głosu.

I zdziwił się nie mało, kiedy rozpoznał rok starszego blondyna idącego w jego kierunku. Siedemnastolatek wstał z ławki, zostawiając na niej swój plecak.

- Czego tu szukasz, Talbot? - warknął na wyższego, posyłając mu wrogie spojrzenie.

- Chciałbym odpowiedzieć, że ciebie, ale jakoś mi nie tęskno - niebieskooki uśmiechnął się chamsko, wkładając ręce do kieszeni swojej szarej bluzy.

- Spieprzaj z powrotem do Devenford - fuknął Liam.

- Nie pochwalisz się, jak ci w nowej szkole? - Brett brzmiał, jakby w ogóle nie usłyszał słów młodszego. - Niedługo zaczyna się sezon, mam nadzieję, że do naszego spotkania jeszcze nie wylecisz z drużyny.

Dunbar zwinął dłonie w pięści, czując jak cyniczny uśmiech wyższego chłopaka coraz bardziej działa mu na nerwy.

- O ile się do niej dostałeś... - dodał niebieskooki, wyraźnie prowokując siedemnastolatka.

- Bretto! - obaj spojrzeli na bruneta zmierzającego w ich stronę. - Odpuść szczeniakowi, jeszcze mu nerwy puszczą.

Blondyn zacisnął szczękę, słysząc swoje przezwisko. Jednak złość szybko została zastąpiona przez zdumienie, kiedy Talbot jak gdyby nic, zbił piątkę z zielonookim na przywitanie. Uniósł brwi i zastanawiał się skąd, do cholery, oni się znają?

- Jakbyś mnie nie znał - zaśmiał się Brett.

- Widzę, że wkurzanie ludzi nadal ci zostało - mruknął rozbawiony Raeken.

- Oczywiście, T - wyszczerzył się wyższy.

- T? - obaj chłopacy spojrzeli na zdziwionego Liama, jakby dopiero teraz sobie przypomnieli o jego obecności.

- Co taki zdziwiony, szczeniaku? - najstarszy uniósł brew.

- Możesz mnie łaskawie tak nie nazywać? - warknął niebieskooki.

Choć powoli przyzwyczajał się do tego przezwiska, to i tak nie chciał, żeby Talbot to słyszał. Było ryzyko, że on też zacznie się tak do niego zwracać, czego Dunbar bardzo nie chciał.

- Pasuje, jesteś wyszczekany - wtrącił się rozbawiony Brett.

- Poza tym, możemy już iść? - dodał Liam, jakby nie zwracając uwagi na komentarz wyższego chłopaka. - Spieszy mi się trochę.

- Trzeba było bardziej pilnować swoich rzeczy - Raeken z nieznacznym uśmiechem wzruszył ramionami.

- No weź - jęknął siedemnastolatek, posyłając brunetowi niezadowolone spojrzenie.

- Mam rozumieć, że dzisiaj jesteś zajęty? - odezwał się Talbot, zwracając do starszego.

- Tak, jest zajęty - Liam warknął niemal od razu.

- Wow, nie wiedziałem, że lecisz na młodszych, Raeken - zaśmiał się wyższy, a Dunbar naburmuszył się jeszcze bardziej.

Jednak z drugiej strony, to było do przewidzenia w zachowaniu Bretta. Może i młodszy nie znał go za dobrze, ale wiedział, że niebieskooki wszędzie znajdzie jakiś podtekst.

- Stul pysk, Bretto - Theo odepchnął bark Talbota.

- Możemy już iść? - wypalił Liam, biorąc swój plecak z ławki.

- Co ty mu obiecałeś, T? - zaśmiał się Talbot, a młodszy zacisnął szczękę z irytacji.

- Wiele ciekawych rzeczy - Raeken z uśmiechem puścił oczko do Bretta, zarzucając przy tym rękę na barki Dunbara. Młodszy spiął się na ten gest, patrząc wielkimi oczami na obejmującego go bruneta.

Blondyn stojący naprzeciw nich roześmiał się szczerze, co zrobił także zielonooki, kiedy tylko zauważył minę Liama.

- Ja pierdole, na żartach się nie znasz? - wydusił Talbot, nie przestając się śmiać.

- Najwyraźniej - skomentował rozbawiony Raeken, zabierając rękę z barków młodszego.

Zdezorientowany Dunbar patrzył na obu śmiejących się chłopaków.

- Nie ogarniam waszego poczucia humoru - stwierdził wreszcie, marszcząc przy tym brwi.

- Naprawdę? - Brett udał zaskoczonego.

- Dobra, będzie tego - oznajmił Theo, a Liam zaczął dziękować w duchu, za powrót jego powagi. - Mogłeś uprzedzić, że zamierzasz podjechać - zielonooki zwrócił się do wyższego.

- Wiesz, że lubię na spontanie - niebieskooki uśmiechnął się niewinnie. - Podwieźć was?

- Nie - wypalił młodszy, zaraz potem patrząc na Raekena, który obserwował go z uniesioną brwią.

- Już drugi raz dzisiaj za mnie odpowiadasz - mruknął brunet, a siedemnastolatkowi wydawało się, że dosłyszał irytację w jego tonie.

- No sory, ale mamy raczej napięte stosunki - mówiąc to, Dunbar zerknął na rozbawionego Bretta.

Najstarszy przewrócił oczami, zwracając się do Talbota:

- Nie trzeba, przejedziemy się autobusem - wyższy chłopak skinął głową na odpowiedź.

- To spiszemy się jeszcze - niebieskooki zbił piątkę z Theo na pożegnanie, następnie oddalając się w głąb parkingu.

- Chryste, wszyscy jesteście tacy sami - warknął Liam, kiedy Brett zniknął im z oczu.

- Nie narzekaj - powiedział oschle zielonooki, kierując się do wyjścia na główną ulicę. Blondyn udał się za nim, mamrocząc pod nosem z niezadowoleniem.

Nie znosił tych zmian humoru bruneta, które zdarzały mu się nad wyraz często. Nie miał nic przeciwko, kiedy Theo był rozbawiony, tylko żałował, że wówczas starszy robił sobie żarty z niego, a nie z czegokolwiek innego.

- No a nie? - ciągnął Liam, spoglądając na chłopaka. - Ty, Derek i Brett. Wielcy królowie sarkazmu, kpiny i posiadania wszystkiego w dupie.

- Nie ośmieszaj się, szczeniaku - prychnął Raeken, patrząc na niego z politowaniem. - Nie bądź dziecinny bardziej niż wyglądasz i łaskawie użyj mózgu, o ile coś tam masz - mówiąc to, Theo pstryknął palcami w czoło Liama.

Dunbar naburmuszył się na gest starszego, a chwilę potem wyszli już z terenu szkoły. Teraz niebieskooki kierował się za brunetem, nie mając pojęcia, gdzie tutaj jest najbliższy przystanek.

Skręcili w dół ulicy, a blondyn szedł zaraz za dziewiętnastolatkiem, co jakiś czas mijając różnych uczniów na chodniku.

- Ale to prawda - wymamrotał, po chwili zauważając przystanek parę metrów dalej.

- To już wiesz, dlaczego nie lubię twojego towarzystwa - odpowiedział oschle zielonooki, a Dunbar zdziwiony zamrugał parę razy.

- Bo nie jestem dupkiem? - prychnął młodszy.

- Bo widzisz we mnie dupka - Theo wzruszył ramionami, jak gdyby to było oczywiste.

Zatrzymali się przy wiacie przystanku, jednak niebieskooki nawet nie fatygował się by sprawdzić okolicę.

- A że niby nim nie jesteś? - Liam ironicznie spojrzał na bruneta.

- Nie znasz mnie - odpowiedział, udając, że sprawdza rozkład jazdy autobusów, choć znał go na pamięć.

- Próbuję poznać, ale wiecznie traktujesz mnie jak gówniarza nie wartego uwagi - warknął poirytowany.

- Zgadnij dlaczego - Theo zerknął na niego z chamskim uśmiechem.

- Kazałeś mi podać jeden powód, dla którego miałbyś się ze mną zadawać - zaczął Dunbar, a starszy zaklął w myślach. Wiedział, że niebieskooki prędzej czy później do tego wróci. - I podałem, a ty nie dotrzymałeś słowa.

- Obietnice daje się po to, żeby je łamać* - odpowiedział Raeken, poprawiając swoją torbę.

- Dobrze się bawisz? - warknął rozdrażniony niebieskooki.

- Mogło być lepiej - blondyn przewrócił oczami na jego słowa.

- Cholera, co z tobą nie tak? - fuknął poirytowany Liam.

Wszystko - pomyślał zielonooki.

- A z tobą? - Theo uniósł brew, lustrując młodszego wzrokiem. - Nie możesz po prostu dać mi spokoju?

- Lubię poznawać nowych ludzi - Dunbar uśmiechnął się niewinnie.

- A ja niekoniecznie - wymamrotał brunet. - Znajdź sobie kogoś innego do męczenia.

- Mam już całą grupkę znajomych i zdążyłem narobić sobie wrogów, a jestem w tej szkole tylko miesiąc - oznajmił blondyn. - Zostałeś jeszcze tylko ty.

- Zalicz do wrogów i będzie załatwione - Raeken odpowiedział beznamiętnym tonem, kierując się na początek przystanku. Liam poszedł za nim, rozumiejąc, że to prawdopodobnie ich autobus zaraz będzie zjeżdżał.

- Jak na razie to ratowałeś mi tyłek, więc nie mam powodów - stwierdził niebieskooki, wsiadając razem ze starszym do pojazdu, który zatrzymał się przed nimi.

- Mam ci je podać na tacy? - prychnął Theo zniżonym głosem, zajmując wolne miejsce przy oknie, zaraz za drzwiami. Dunbar usiadł obok niego, układając swój plecak pod nogami. - Następnym razem będę tylko siedział i patrzył jak ktoś cię napierdala. To bardzo satysfakcjonujący widok.

- Kręcimy się w kółko, nie możesz po prostu odpuścić? - westchnął blondyn, wracając do tematu.

- Czemu ja mam odpuścić? To ty jesteś upierdliwy - powiedział zielonooki.

- Ciekawski - poprawił go.

- Upierdliwy.

- Ciekawski.

- Upierdliwy i zamknij się wreszcie - Raeken warknął na niego rozdrażniony. - Odpuść.

- Nigdy nie odpuszczam - oznajmił Liam, a starszy prychnął na jego słowa.

Ostatecznie jednak tego nie skomentował, a autobus zatrzymał się już na którymś przystanku z kolei. Zapadła pomiędzy nimi cisza, z której zielonooki niezmiernie się cieszył.

- Masz Insta? - Dunbar zmienił temat, a Theo zaczynał mieć dość jego głosu na dziś.

Przetarł twarz dłonią, jednocześnie zastanawiając się, o czym mówi młodszy chłopak. Dopiero po chwili przypomniał sobie, że chodzi o Instagram.

- Nie jest mi to potrzebne - mruknął, nie odwracając wzroku od szyby.

- A Facebook? - blondyn uniósł brew.

- Nie.

- Snap? Twitter?

- Ostatni raz przebywam z tobą dłużej niż godzinę... - starszy wywarczał pod nosem, podpierając czoło na dłoni. - Nie mam żadnej z tych aplikacji, zadowolony?

- Nie - odpowiedział Liam. - Dlaczego?

- Bo, kurwa, jestem za stary - warknął. - Nie korzystam i nie jest mi to potrzebne.

- Dobra, ale numer telefonu musisz mieć - Dunbar uśmiechnął się rozbawiony.

- Nie licz, że ci go podam - prychnął Raeken.

- Dlaczego?

- Cholera, czy do ciebie naprawdę nie dociera, że nie chcę się z tobą zadawać? - warknął rozdrażniony.

- Dlaczego? - blondyn przechylił głowę na lewą stronę, jakby rzeczywiście nie rozumiał.

- Płyta ci się zdarła? - syknął Theo. - Nie jestem zainteresowany nową znajomością, nie mam na to czasu i, do cholery jasnej, ruszaj tyłek, bo wysiadamy.

Zdezorientowany Liam zamrugał parę razy, jednak szybko schował telefon do kieszeni i biorąc swój plecak, wstał z miejsca. Raeken też stanął przy drzwiach, poprawiając swoją torbę.

Autobus się zatrzymał, a oni wysiedli na zewnątrz. Blondyn odruchowo rozejrzał się po okolicy i na wszelki wypadek, zapamiętał nazwę przystanku oraz numer oddalającego się już autobusu. Następnie zrównał krok ze starszym chłopakiem.

- Zawsze tyle jeździsz do szkoły? - zagaił niebieskooki, a irytacja bruneta mu nie umknęła.

- Zawsze zadajesz tyle pytań? - spytał oschłym tonem.

- Może - mruknął Dunbar, oglądając okolicę. Theo przymknął oczy, czując jak zaraz puszczą mu nerwy.

Odetchnął głęboko, starając się skupić na pozytywach tego marnego dnia. Stanowczo musiał zrobić dzisiaj trening, co nieco poprawiło mu nastrój.

Jednak dobry humor pękną niczym bańka mydlana, kiedy zielonooki uświadomił sobie, że na siłowni także będzie młodszy chłopak.

- Nie męczy cię takie jeżdżenie do szkoły? - odezwał się znowu Liam.

- Nie - Raeken stwierdził, że proste odpowiadanie na pytania będzie lepszym pomysłem niż zaczynanie kolejnych sprzeczek.

- Ale Derek mógłby cię podwozić chyba, nie? - spytał niebieskooki.

- Nie jestem księżniczką i potrafię wytrzymać w komunikacji miejskiej - Theo uśmiechnął się chamsko, a blondyn zrozumiał, że to aluzja do jego dojazdu do szkoły.

- Dlaczego nosisz torbę, zamiast plecaka? - młodszy postanowił zignorować aluzję starszego.

- Bo tak - brunet wzruszył ramionami, wyciągając paczkę papierosów z tylnej kieszeni spodni.

- No nie, teraz będziesz palił? - jęknął niezadowolony Dunbar.

Zielonooki nie odpowiedział, podpalając rulonik tytoniu trzymany w ustach. Zaciągnął się, a następnie wypuścił blady dym z ust.

- Nie szkoda ci płuc? - Liam uniósł brew, po chwili jednak krzywiąc się, gdy poczuł zapach fajek.

- Na coś trzeba umrzeć - wychrypiał Raeken, ponownie się zaciągając.

- Jesteś kretynem, jeśli chcesz mieć raka płuc - prychnął niebieskooki, posyłając starszemu zdegustowane spojrzenie.

Theo uwolnił parę z ust, strzepując żar. Niemal od razu znowu się zaciągnął, starając się uspokoić.

- To coś a'la samobójstwo tyle, że o wiele przyjemniejsze - odpowiedział pustym tonem.

Dunbar spojrzał na niego zdumiony, mając mętlik w głowie. Nigdy nie myślał w ten sposób o papierosach.

Dopiero kiedy napotkał zielone tęczówki, które napełniały się rozbawieniem, zrozumiał, że chłopak żartuje.

- Tak w ogóle - odezwał się znowu niebieskooki - to skąd znasz Dereka?

Wyjątkowo, teraz normalnie rozmawiał z Theo i chciał to jak najlepiej wykorzystać. Liczył, że może uda mu się dowiedzieć coś więcej na temat Raekena. Nie wiedział, co dokładnie ciągnęło go do starszego chłopaka, jednak pewne było, że brunet go intrygował.

- Po co ci to wiedzieć? - zielonooki nieznacznie zmarszczył brwi, zaciągając się.

- Ma dwadzieścia dwa lata, jest...

- Tylko trzy lata starszy ode mnie - Theo wciął mu się w zdanie. - I co z tego?

- I w ogóle, to co cię to interesuje? - dodał po chwili, w międzyczasie strzepując żar swojego papierosa.

- Zwykła ciekawość - odpowiedział blondyn, wzruszając ramionami.

Tak naprawdę, nie miał innego wytłumaczenia na swoje zachowanie. Chciał poznać Raekena, a im bardziej starszy go odpychał, tym bardziej chciał odkryć jego tajemniczy świat.

- No więc?

Obserwował palącego dziewiętnastolatka, który wyraźnie zastanawiał się nad odpowiedzią.

- Ze szkoły - mruknął wreszcie, zaciągając się ostatni raz.

- Nie było wam ciężko utrzymać kontakt, jak on nie chodził już do liceum? - Liam uniósł brwi.

- Jak widać - odparł zielonooki beznamiętnym tonem, gasząc peta na popielniczce mijanego śmietnika.

Blondyn musiał zastanowić się nad kolejnym pytaniem. Nie wiedział, kiedy następnym razem uda mu się tak porozmawiać z Theo, dlatego chciał jak najlepiej to wykorzystać teraz.

Tymczasem brunet zaczął szukać swoich kluczy po kieszeniach. Zwolnił trochę kroku, by nie musieć całkiem przystawać przy swoim domu, który znajdował się dwa budynki dalej.

I zaczął się nieco stresować, kiedy nie mógł znaleźć kluczy.

Przymknął oczy, starając się sobie przypomnieć, gdzie je włożył.

Cofnął się do momentu, gdy wychodził z domu i uświadomił sobie, że wtedy tylko trzasnął drzwiami.

Sięgnął pamięcią jeszcze dalej i dotarło do niego, że przez pośpiech rano, klucze zostawił na swoim biurku w pokoju.

Zaklął pod nosem.

Drzwi frontowe teraz na pewno są zamknięte. I Raeken zirytował się jeszcze bardziej, kiedy uświadomił sobie, że będzie musiał wchodzić z Dunbarem tylnym wejściem.

- Dlaczego boisz się psów? - odezwał się Liam.

- Chyba nie liczysz, że będę ci tu opowiadał całą swoją historię? - rzucił starszy nieprzyjemnym tonem.

- Z chęcią bym posłuchał - stwierdził otwarcie, a zielonooki prychnął na jego słowa.

Brunet niespodziewanie wszedł na posesję, a blondyn automatycznie spojrzał na dom z szaro-niebieską elewacją, zapamiętując jego wygląd.

- Co z drzwiami frontowymi? - wypalił Liam, kiedy zauważył, że zielonooki kieruje się w stronę bramy, zapewne prowadzącej na podwórko za domem.

- Zapomniałem kluczy - mruknął Theo, a zatrzymując się pod zamkniętą bramą, ściągnął swoją torbę z ramienia. - Potrzymaj.

- Trudny poranek? Wszystkiego zapomniałeś - odezwał się siedemnastolatek, jednak posłusznie wykonał polecenie, podczas gdy milczący Raeken zaczął wspinać się na drzwi.

Stopę oparł na klamce i podciągając się na górnej krawędzi, przeskoczył na drugą stronę. Wkrótce otworzył młodszemu, zostawiając klucz w zamku od strony podwórka.

Po chwili wchodzili już do domu tylnym wejściem, a Liam nawet nie zdążył oglądnąć posesji. W środku także miał czas tylko na zorientowanie się, że są w przedpokoju, bo Theo od razu zaczął wchodzić po schodach.

Młodszy szybko go dogonił, zapamiętując, że pokój zielonookiego to ostatnie drzwi po prawej. Ledwie znaleźli się w pomieszczeniu, a siedemnastolatek niemal od razu poczuł charakterystyczny zapach bruneta.

- Ale tu masz pusto - zauważył od razu blondyn, mając na myśli gołe, beżowe ściany. - Zero obrazów?

- Jakoś mnie nie interesują - oznajmił Raeken, siadając na łóżku.

Nie silił się na miły ton i tak już był rozdrażniony, że niebieskooki w ogóle jest w jego pokoju - jednym z miejsc, gdzie chował się przed światem i pragnął spokoju.

- Jak możesz? - fuknął Dunbar poł żartem, pół serio. - Sztuka jest piękna.

- Wiesz co to różnica poglądów? - prychnął zielonooki, a wyciągając swoją sportowa torbę spod łóżka, zaczął w niej grzebać. - Nie każdy musi lubić to co ty.

- Wiem - warknął blondyn. Irytowała go wyższość, z jaką rozmawiał z nim starszy chłopak. Jak gdyby nic, siedemnastolatek rozsiadł się na krześle przy biurku, wyglądając przez okno z widokiem na podwórko. - Ale ładny obraz zawsze cieszy oko.

- Najzwyczajniej w świecie, nie robi to na mnie wrażenia - oznajmił chłodno brunet. Wreszcie znalazł portfel drugiego chłopaka w swojej torbie. - Łap.

Podrzucił przedmiot do blondyna, który sprawnie złapał swoją własność.

- Jesteś drętwy - Liam skomentował jego odpowiedź.

- A ty wrażliwy - powiedział zielonooki pustym tonem, a sekundę później dało się słyszeć dźwięk powiadomienia w telefonie Dunbara. Chłopak wyciągnął urządzenie z kieszeni. - Która godzina?

- Szesnasta jeden - wymamrotał niebieskooki, potem odczytując wiadomość od Corey'a z godziną spotkania w kinie.

Następnie spojrzał na starszego, który zaklął pod nosem.

- A co? - zaciekawiony Liam uniósł brew.

- Mam pracę, jakbyś zapomniał - westchnął zielonooki, a wstając z łóżka, podszedł do jednej z szafek, wyciągając z niej niebieskie polo z logiem sklepu.

Jak gdyby nic, Raeken ściągnął z siebie bluzę i T-shirt. Blondyn nieznacznie uniósł brwi, zdziwiony swobodą ruchów starszego, który teraz stał bez koszulki i rozkładał firmowe ubranie.

Nie zdążył dokładniej przyjrzeć się budowie jego torsu, gdyż brunet naciągnął na siebie materiał, opinający jego mięśnie. A niebieskooki stwierdził, że wygląda na swój sposób elegancko, prawdopodobnie przez kołnierzyk polo, które pasowało do jego czarnych joggerów.

- Masz zamiar dzisiaj pójść do siebie, czy będziesz tu tak siedział? - odezwał się Theo, pochylając się tuż przed nim po swoje klucze z biurka, a Liamowi momentalnie zabrakło języka w gębie.

Poczuł się normalnie, dopiero kiedy zielonooki usiadł na łóżku, znowu uwagę poświęcając swojej sportowej torbie.

- Właściwe to - zaczął, wyrwany z myśli przenosząc wzrok na swój telefon - nie znam się na autobusach, a już totalnie nie wiem, w jakiej dzielnicy jesteśmy - brunet prychnął na jego słowa. - A, że jestem umówiony do kina obok twojej pracy, to z chęcią się z tobą zabiorę.

- Błagam cię, nie mówisz poważnie - jęknął starszy, wyraźnie niezadowolony tym pomysłem. Dunbar tylko wyszczerzył się w odpowiedzi. - Jeśli znowu zasypiesz mnie pytaniami, t...

- Przecież ty też możesz pytać - przerwał mu Liam.

- Zapomniałeś, że mnie nie interesuje twoje życie prywatne - Theo posłał mu chamski uśmiech, wstając z łóżka. Założył swoją bordową bluzę, a następnie zarzucił na ramię sportową torbę.

- Co nie zmienia faktu, że po prostu nie wykorzystujesz swojej szansy - stwierdził blondyn, podnosząc się z krzesła. Zasunął je, tak jak było, i za zielonookim ruszył do wyjścia z pokoju.

- Dobra - rzucił Raeken, zamykając za nimi drzwi na klucz, co nie umknęło uwadze młodszemu. - Więc po co ściągasz na treningi swoją dziewczynę, skoro tylko się rozpraszasz?

- Hayden nie jest moją dziewczyną, a poza tym, ona i Mason mnie nie rozpraszają - sprostował niebieskooki, schodząc po schodach zaraz za brunetem.

- Racja, tylko dwa razy bardziej się irytujesz jak coś nie wychodzi, bo oglądają twoje porażki - prychnął Theo.

Tym razem normalnie otworzył drzwi frontowe, przez które wyszli na ganek.

- Nie, po prostu ty mnie tak wkurwiasz - bronił się Liam. Nie chciał przyznać, że zielonooki trafił w punkt.

- Dlatego nie rozumiem, czemu nie dasz mi świętego spokoju - odparł Raeken chłodnym tonem.

- Bo nie jesteś święty - Dunbar uśmiechnął się cwanie, a brunet posłał mu znudzone spojrzenie.

Zielonooki zamknął swój dom i wyszli z posesji na chodnik. Blondyn nieco się zdziwił, kiedy starszy zaczął kierować się w przeciwną stronę niż ta, z której przyszli.

- Nie idziemy na przystanek? - spytał niebieskooki, równając z nim krok.

- Myślisz, że jest tylko jeden? - prychnął Raeken, nawet nie patrząc na młodszego. Siedemnastolatek przewrócił oczami.

- Skąd znasz Bretta? - niebieskooki zmienił temat.

- Mógłbym zapytać ciebie o to samo - odpowiedział mu pustym tonem.

- Niestety, ale chodziliśmy do tej samej szkoły - westchnął blondyn, odbierając tekst Theo jako zadanie tego pytania. - Jest starszy, więc w Devenford chodził do innej klasy, ale podobnie jak z tobą, łączyła nas drużyna. Z tą różnicą, że z początku było dobrze, w przeciwieństwie do twojego chamstwa.

- Czyli przed Beacon chodziłeś do Devenford - podsumował niezainteresowany brunet, jakby nie słysząc zaczepki młodszego. I po chwili uświadomił sobie, że niepotrzebnie ciągnie tą rozmowę, w końcu mógł po prostu milczeć.

- Tak, tylko pierwszy rok - odpowiedział Liam, po chwili zauważając przystanek po drugiej stronie ulicy. Brunet jak gdyby nic, przeszedł przez jezdnię, nawet się nie rozglądając. Dunbar zacisnął szczękę, doganiając zielonookiego. - Widzę, że dalej się nie oglądasz na ulicy. Już zapomniałeś, jak prawie cię auto przejechało?

- Tak, zapomniałem - uciął krótko starszy. Nie miał ochoty, na słuchanie pouczeń Dunbara.

Blondyn westchnął cicho, siadając obok Theo na ławce wiaty przystankowej. Mały ruch na tej dzielnicy nieco zdziwił niebieskookiego. W końcu było już po południu, dorośli zazwyczaj już wracali z pracy. Jednak ulice tutaj były niemalże puste, w przeciwieństwie do zatłoczonych chodników w pobliżu szkoły.

- A ty skąd znasz Talbota? Gadaliście jak starzy przyjaciele - Liam zauważył mimochodem.

- Mamy po prostu takie samo poczucie humoru - wymruczał Raeken. - Tak jak ty, znałem go z liceum - wzruszył obojętnie ramionami. - Był tylko na pierwszym roku.

- Nie wyglądaliście, jakbyście codziennie się widywali - stwierdził młodszy.

- Wiesz co? - brunet wstał ze swojego miejsca, patrząc na siedemnastolatka z góry. - Z racji tego, że mam cię serdecznie dość, dostajesz limit siedmiu pytań na dzień i możesz być pewny, że na żadne następne ci nie odpowiem.

Dunbar otworzył szeroko usta, patrząc z szokiem na zielonookiego, który stał przed nim z całkiem poważną miną.

- Żartujesz, prawda? - wypalił, wstając ze swojego miejsca.

- Pierwsze - oznajmił Theo, kierując się na początek zjazdu przystanku.

- Nie no, jaja sobie robisz? - niebieskooki zrównał z nim krok, wciąż patrząc na niego z niedowierzaniem.

- Drugie - niewzruszony chłopak, nawet nie spojrzał na blondyna, tylko wypatrywał autobusu z końca ulicy.

- Kurwa, Raeken, co z tobą? - fuknął Liam, nieznacznie szturchając bruneta.

- Trzecie. Radzę ci się zamknąć i nie bagatelizować tego, co mówię - odpowiedział szorstko Theo.

- To jest nie fair - warknął niezadowolony Dunbar. - Skoro ja mam limit pytań, ty powinieneś mi na każde szczerze odpowiadać.

Dziewiętnastolatek chwilę milczał. Szybko zdał sobie sprawę, że wówczas młodszy mógłby zadać mu niewygodne pytanie i nie miałby wyjścia.

- Nie - odmówił.

- Jesteś chamski - warknął blondyn, a na zjazd wjechał autobus.

- A ty naiwny - odpowiedział zielonooki, wsiadając do pojazdu. Naburmuszony Dunbar poszedł zaraz za nim, po chwili siadając obok niego.

- To jest nie fair - powtórzył młodszy.

- I naprawdę myślisz, że to mnie obchodzi? - Raeken uniósł brew, zerkając na siedemnastolatka. Jego rozdrażnione spojrzenie przeszywało go na wskroś, co tylko śmieszyło bruneta, o czym świadczył cyniczny uśmiech.

- Dlaczego nie zgadzasz się na moje warunki? - Liam złożył ręce na piersi, patrząc pretensjonalnie w puste zielone tęczówki.

- Piąte - oznajmił starszy. - Jesteś spostrzegawczy, sam się domyśl.

- Z tobą nigdy nic nie wiadomo - burknął niezadowolony blondyn.

- Masz siedem pytań, jeżeli któreś mi nie odpowiada, po prostu go nie zaliczę - oznajmił Theo.

- Ah dziękuję za łaskę - mruknął niebieskooki.

- Lepszy rydz niż nic - powiedział niewzruszony brunet.

- Humor ci się poprawił? - fuknął Dunbar.

- Szóste.

Liam zaklął pod nosem, a rozbawienie Raekena jeszcze bardziej mu działało na nerwy.

- I tak uważam, że to jest nie fair - oświadczył blondyn.

- I tak mnie to nie obchodzi.
    
   
***
   
   
Theo wysiadł z autobusu, odpalając papierosa.

Pomimo zmęczenia po treningu, szedł szybszym krokiem. Końcówka września dawała o sobie znać, dzisiejsza noc była wyjątkowo chłodna.

Jednak nie śpieszyło mu się do domu z powodu niskiej temperatury, do której i tak już się przyzwyczaił. Raczej zależało mu na czasie. Nie wiedział do końca, co jego ojciec miał na myśli, mówiąc, że ma wracać w normalnych godzinach.

Zaciągnął się, strzepując żar.

Myślami wrócił do popołudnia. Mógł stwierdzić, że sama obecność Liama mu nie przeszkadzała. Raczej irytowały go wszystkie pytania, jakimi zasypywał go młodszy chłopak.

Zaciągnął się, po chwili uwalniając dym z ust.

Nie miał pojęcia, dlaczego Dunbar nie da mu spokoju. Co było w nim takiego ciekawego, że blondyn wiecznie prosił się o uwagę? Raeken nie potrafił tego zrozumieć.

Jemu by tak nie zależało na zwykłej znajomości, z której nie ma żadnych korzyści. A przynajmniej nie starałby się tak jak Liam, który z uporem maniaka ciągle narzuca się, kiedy tylko może.

Zaciągnął się.

Theo stanowczo nie planował zawierać żadnej nowej znajomości. Za dziewięć miesięcy już skończy liceum i wiedział, że będzie musiał skupić się na pracy. Nie relacjach. A może po prostu bał się pozwolić Liamowi, by ten się do niego zbliżył?

Wypuścił dym z ust.

Nie, na pewno nie. Po prostu wolał samotność, a znajomości zawierał tylko i wyłącznie dla korzyści własnych. I tego miał zamiar się trzymać. W końcu było to najlepsze rozwiązanie, prawda? Starania włożone w relacje zawsze były opłacalne i rzadko cokolwiek szło na marne.

Z westchnieniem, zgasił papierosa na popielniczce mijanego śmietnika.

Uśmiechnął się pod nosem, przypominając sobie minę Dunbara, kiedy wyznaczył mu limit pytań. Po części wcale mu się nie dziwił, w końcu nikt nie lubi ograniczeń. Jednak nie przejmował się tym, według niego młodszy chłopak stanowczo przesadzał z ilością zadawanych pytań.

Raeken wszedł na posesję, wyklinając słabe oświetlenie, kiedy znowu szukał kluczy. Minął podjazd, na którym zaparkowany był już samochód i stanął na ganku, po chwili otwierając sobie drzwi. Ledwo ściągnął buty, kiedy z salonu wyszedł jego ojciec.

I Theo już wiedział, że nie skończy się to dobrze.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro