Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 21

Liam wyszedł ze sklepu.

Portfel odruchowo schował do kieszeni, a butelkę wody wrzucił do plecaka.

Sobotnie popołudnie wcale nie było tak gorące jak weekendy z początku września, jednak młody Dunbar zdążył się już nie raz przekonać, że gra ze starszymi chłopakami potrafi go nieźle zmęczyć.

Przeszedł na drugą stronę ulicy, wchodząc na teren szkoły.

Ze Scottem, Stilesem i Isaaciem był umówiony na boisku później niż zwykle. Jednak nie widział problemu, by sam przyszedł wcześniej i zrobił sobie szybką rozgrzewkę. Może choć raz nie dopadną go zakwasy po ich grze...

Wreszcie znalazł się za szkołą i dopiero zobaczył, że ktoś już jest na boisku. Trójka chłopaków i tylko jeden z nich nie miał kija do lacrosse'a. Liam potrzebował chwili, żeby ich rozpoznać.

Garrett i Aaron rzucali na zmianę do bramki, a Gabe siedział na murawie, robiąc coś na telefonie.

Blondyn wolał nie zaczynać rozmowy. Druga połowa boiska była wolna i to właśnie na nią kierował się niebieskooki. I kiedy już myślał, że chłopacy go nie zauważyli, usłyszał wołający go głos:

- Dumbar!

Liam przewrócił oczami, a zrzucając z ramion swój plecak, odwrócił się w stronę Garretta, który źle wymówił jego nazwisko.

- Czego? - rzucił niebieskooki.

Teoretycznie było ich tylko trzech, może dałby im radę? Choć z drugiej strony, nie wiedział na co ich stać, a już zdążył się przejechać na swojej marnej ocenie przeciwnika.

- Zawsze taki chamski? - obok Garretta stanął Aaron, a blondyn zaczął się zastanawiać, gdzie podział się Nolan. On przecież też należał do ich grupki.

- Dla was robię wyjątek - Dunbar uśmiechnął się chamsko, a do dwójki chłopaków przed nim, dołączył Gabe.

I niebieskooki zaklął w myślach, bo zdał sobie sprawę, że ze wszystkich to właśnie on był tutaj najniższy. Nie cierpiał swojego wzrostu.

- Dla Hayden też zrób wyjątek i się od niej odpierdol - warknął Gabe.

Liam prychnął pod nosem, nie kryjąc swojego rozbawienia.

- Nie moja wina, że jesteś dla niej niewystarczający - Dunbar zlustrował go krytycznym wzrokiem.

I nawet się nie zorientował, kiedy dostał sierpowego od któregoś z chłopaków. W następnej sekundzie, leżał już na murawie i nawet nie miał szansy się podnieść, otrzymując kolejne ciosy.
        
       
*

      
Theo wysiadł z autobusu, odpalając papierosa, a sportowa torba obijała się o jego prawe biodro.

Miał wrażenie, że dzisiaj jest o wiele chłodniej niż było w piątek czy w czwartek, na treningu.

Zaciągnął się, wchodząc na teren szkoły.

Jeszcze rozważał, czy aby na pewno iść na boisko, zamiast pobiegać do lasu. Chciałby znowu zniknąć między drzewami, posłuchać śpiewu ptaków i szumu rzeki.

Jednak z drugiej strony, po czwartkowym treningu czuł niedosyt. Teraz, z perspektywy czasu, miał wrażenie, że mógł dać z siebie o wiele więcej.

Skręcił za szkołę i przystanął przy ścianie budynku, kiedy zauważył rozruch na boisku.

Stał tak i paląc papierosa, przyglądał się bójce. Chwilę myślał czy wtrącić się, czy nie. W końcu to nie jego sprawa, a skoro już do starcia doszło, ktoś musiał na to zasłużyć.

Plany się nieco zmieniły, kiedy tym ktosiem okazał się być Dunbar. Theo pokręcił głową z politowaniem i zaciągnął się ostatni raz.

Wyrzucił peta do kosza i skierował się na boisko, w stronę chłopaków. Żaden z nich go nie zauważył, a brunet nie omieszkał skorzystać z tej przewagi.

Gabe'a szturchnął w ramię, a kiedy ten się odwrócił, sprzedał mu porządnego sierpowego. Warren stracił równowagę, lądując na trawie.

Pozostała dwójka zaprzestała wymierzania ciosów Dunbarowi i obaj spojrzeli ze zdziwieniem na starszego chłopaka.

- Wy dwaj, mam rozumieć, że chcecie mieć przejebane u trenera? - Raeken uniósł brew, a Garrett i Aaron zmieszani spojrzeli po sobie. - Nie stójcie tak, tylko wypierdalać mi stąd.

Zirytowany ton podziałał lepiej niż myślał. Dwójka chłopaków odbiegła do swoich rzeczy, nawet nie patrząc na Warrena, znokautowanego na murawie. Wkrótce tamtych już nie było, a Gabe wolno podniósł się na równe nogi.

Ciemnooki z irytacją chciał podejść do leżącego Liama, jakby nie zauważając Theo. Jednak brunet zaszedł mu drogę, stając pomiędzy nim a Dunbarem.

- Odwal się od mojego szczeniaka i łaskawie spierdalaj stąd, Warren - warknął Raeken, mierząc młodszego wrogim spojrzeniem. - No chyba, że zależy ci na obiciu tej twojej brzydkiej mordy.

Gabe uparcie stał na swoim miejscu, tocząc z brunetem zaciętą walkę na spojrzenia.

- Jak myślisz, Derek ucieszy się z ponownego spotkania? - dodał Theo zniżonym głosem, uśmiechając się przy tym cynicznie.

Młodszy wywarczał pod nosem wiązankę przekleństw i wyminął Raekena, zahaczając o niego barkiem. Dziewiętnastolatek tylko prychnął pod nosem, odprowadzając Warrena wzorkiem.

Liam leżał na murawie, podpierając się na łokciu. Krew wyciekała z jego nosa, a on ciężko oddychał. Brzuch, plecy, ręce - wszystko go bolało. A przy tym wszystkim czuł narastającą irytację na samego siebie.

Wiedział, ze mógł coś zrobić. Szybciej zacząć się bronić, oddać atak albo nie dać się powalić jak ostatnia ciota. Irytacja z bólem i bezsilnością od dzisiaj stała się najgorszą mieszanką dla Dunbara.

- Niefajne uczucie, co? - odezwał się Raeken, jakby czytając w myślach młodszego.

Odłożył swoją torbę przy niebieskookim i kucnął obok niego, wyciągając chusteczki z kieszeni. Wziął parę z opakowania i podał je siedemnastolatkowi.

- Tym bardziej nie rozumiem, po co wiecznie prowokujesz innych - wychrypiał blondyn, przykładając chusteczki do krwawiącego nosa.

- Nie myl tryumfu z porażką - odparł rozbawiony Theo, a Liam spojrzał na niego z niezrozumieniem.

- Jakiego tryumfu? - zmarszczył brwi.

- Oberwałeś, bo się nie obroniłeś. Przegrałeś. Jeżeli dostajesz, bo druga osoba traci nad sobą panowanie, wygrywasz. Komuś puściły nerwy i dał się ponieść emocjom - wytłumaczył brunet, podając Dunbarowi kolejne chusteczki. - Taka głupia satysfakcja z wkurzania ludzi.

- Jesteś dziwny - stwierdził młodszy.

- A ty głupi - odpowiedział niewzruszony Raeken. - O co poszło?

- Miał problem, że zadaję się z Hayden - prychnął niebieskooki.

- Przecież ci mówiłem, że to ja jestem od wkurwiania ludzi - brunet mruknął z rozbawieniem, zgniatając folię po chusteczkach.

- Sugerujesz, że zasługujesz na wpierdol? - blondyn uniósł brew. - To jakaś forma ukarania siebie za coś?

Theo spojrzał głęboko w oczy Liama, jakby zastanawiał się, skąd chłopak wpadł na takie połączenie faktów. Milczał chwilę, zastanawiając się co mu powiedzieć.

- Raeken! - przed odpowiedzią uratował go zirytowany krzyk Scotta.

Obaj nastolatkowie na boisku spojrzeli w stronę McCalla, Stilesa i Isaaca, którzy zmierzali w ich stronę. Zielonooki wstał z klęczków, przyjmując stabilną pozycję. Tak dla bezpieczeństwa.

- Coś ty mu zrobił, idioto? - warknął Scott, który najszybciej znalazł się obok nich.

- Uratowałem mu tyłek - odpowiedział niewzruszony brunet.

- Uważaj, bo ci uwierzę - prychnął McCall, popychając Theo.

- Mówi prawdę - odezwał się Liam, któremu Isaac pomógł podnieść się do siadu.

- Nie rób spiny, Scott - wtrącił się Stiles, kładąc rękę na ramieniu przyjaciela. - Nie warto.

Raeken zauważył porozumiewawcze spojrzenie, jakie posłał mu syn szeryfa. Następnie znowu nawiązał kontakt wzrokowy z McCallem, który wrogo na niego patrzył.

- Chyba dzisiaj nie pogramy - wymamrotał Dunbar, zmieniając temat. 

- Aż tak mocno dostałeś? - Lahey uniósł brew.

- Wszystko mnie boli - potwierdził blondyn z niezadowoleniem.

- Więc wracajmy - zarządził Stiles, który stanął na przeciw siedzącego Liama i pomógł mu wstać. - Trzeba coś zrobić z tym twoim nosem.

Raeken obserwował, jak czwórka chłopaków najpierw idzie po rzeczy najmłodszego, zostawione przy bramce, a potem schodzi z boiska.

Westchnął pod nosem, kucając przy swojej torbie, która przez cały czas leżała obok miejsca, w którym siedział blondyn. Już miał zakładać swoją torbę na ramię, kiedy zauważył portfel leżący za nią.

Nieznacznie zmarszczył brwi i spojrzał za grupką odchodzących chłopaków. Zostawiona rzecz definitywnie należała do Liama. Theo zgarnął portfel, postanawiając, że odda go Dunbarowi przy najbliższej okazji...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro