Rozdział 2
Liam odliczał minuty do ostatniego dzwonka. Drugi dzień szkoły o wiele bardziej mu się dłużył niż ten pierwszy. Zresztą nie tylko on miał takie wrażenie - siedzący za nim Mason siedział jak na szpilkach.
- ...szcie pracę domową i możecie się spakować - skończyła nauczycielka, a Dunbar niemalże od razu zamknął swój zeszyt, chowając wszystko do plecaka. - I załóżcie krzesła na ławki.
Blondyn zaklął cicho pod nosem, w pośpiechu zakładając swoje krzesło. Zresztą nie on jeden się spieszył, większość klasy nawet nie starała się obchodzić cicho z krzesłami.
Dzwonek zmieszał się z narastającym szmerem rozmów i już po chwili korytarze zaludniły się uczniami.
- A ty gdzie idziesz? - Mason zawołał za blondynem, który chciał iść w przeciwną stronę.
- Miałeś iść ze mną do trenera - zauważył Liam, podchodząc do ciemnoskórego.
- Pójdziemy, ale przypominam ci, że ja muszę jeszcze iść do pani z wyrównawczych - oznajmił, prowadząc ich korytarzem.
- Ty na wyrównawcze? - niebieskooki zmarszczył brwi, a Mason miał ochotę uderzyć się z otwartej dłoni w twarz.
- Czy ty w ogóle mnie słuchałeś? - posłał mu zirytowane spojrzenie, a Liam tylko wpatrywał się w niego zdezorientowanym wzrokiem. - Na wyrównawczych robię za pomagiera, cymbale - westchnął. - Zresztą nie tylko ja.
- A po co tam idziemy? - blondyn zmarszczył brwi.
- Żeby powiedzieć, że mnie nie będzie - ciemnoskóry przewrócił oczami, wchodząc do sali.
Dunbar został na korytarzu, nie mając ochoty zwracać na siebie zbędnej uwagi. Jak na razie, nie potrzebował wyrównawczych, tak więc nawet nie chciał poznawać nauczycielki, która je prowadzi.
Liam czekał na przyjaciela dłuższą chwilę, z nudów obserwując nastolatków przewijających się po korytarzach. A konkretniej jedną dziewczynę, która otwierała swoją szafkę. Hebanowe włosy falami opadały na jej ramiona, a Liam żałował, że nie zdążył się przyjrzeć, jaki ma kolor oczu. Za to jednak uważnie prześledził jej figurę ciała.
- Chodź, bo zaraz ci ślina poleci - Mason pociągnął go za łokieć, kierując się w przeciwną stronę.
- Kto to? - wypalił blondyn, jeszcze raz się odwracając w jej stronę.
Dostrzegł tylko jak wyciąga swoją torbę sportową z szafki, a włosy zasłoniły jej twarz. Mason znowu go odwrócił, przy okazji pilnując, by Liam nie wszedł w jakiegoś ucznia.
- Skąd mam wiedzieć? - ciemnoskóry przewrócił oczami. - Nie jestem wszechwiedzący.
- Owszem jesteś, jak ma imię? - uparł się Liam.
- Hayden Romero, zadowolony? - westchnął Mason. - Ale przypominam ci, że musisz wybrać albo dziewczyny, albo sport.
- A dziewczyna, która uprawia sport nie może być? - uśmiechnął się rozbawiony, na co drugi przewrócił oczami.
- Spodobała ci się tylko dlatego, że ma fajny tyłek, mam rację? - oznajmił Mason, patrząc na blondyna z politowaniem.
- Włosy też ma ładne - wzruszył ramionami, poprawiając pasek swojej torby sportowej.
Mason tylko westchnął głęboko, przewracając oczami. Wyszli przez tylne wyjście i skierowali się w stronę boiska. Już stamtąd słyszeli dźwięk gwizdka trenera.
Obserwując rozgrzewających się zawodników, wreszcie dotarli do linii autowej, przy której stał trener. Boby Finstock nie należał do wysokich mężczyzn - wiele uczniów miało jego wzrost, bądź byli nawet wyżsi.
- Trenerze - Mason stanął obok faceta.
- Ty to kto? - Finstock spojrzał na niego krytycznym wzrokiem.
- Mason Hewitt, mówiłem panu, że przyprowadzę nowego zawodnika - trener roześmiał się na jego słowa.
- Ja się na coś takiego zgodziłem?
- Tak, pan - westchnął ciemnoskóry. - To Liam Dunbar - wskazał na zdezorientowanego blondyna obok siebie. - Zaręczam, że jest wystarczająco dobry.
- Skąd taka pewność? - zarechotał mężczyzna.
- Grał w Devenford Prep, zanim się przeniósł - wyjaśnił Mason, a trener jakby od razu spoważniał.
- Co tu tak jeszcze stoisz?! Przebrać się w szatni i jazda na boisko! - pogonił blondyna.
- Jakieś rady? - wymamrotał Liam do ciemnoskórego, kiedy szli w stronę szatni.
- Uważaj na numer dziewięćdziesiąt pięć.
***
Grali mecz między drużynami, na które się podzielili. Dunbar przejął piłkę i wiedząc, że ma okazję, zaczął przechodzić do ataku. Sprawnie wyminął jednego obrońcę, jednak po chwili poczuł, że na coś wpada. Albo ktoś go taranuje.
Liam z impetem wylądował na murawie i w tamtej chwili cieszył się, że miał na sobie kask. Stęknął z bólu, po chwili zaczynając rozmasowywać swoją rękę. Mimo ochraniacza na łokciu i tak czuł odrętwienie.
Otworzył oczy, jednak rażące słońce pozwoliło mu zobaczyć tylko numer dziewięćdziesiąt pięć na koszulce zawodnika, który tak łatwo sprowadził go na murawę. Z ziemi, nastolatek, który patrzył na niego z góry, wyglądał na jeszcze większego.
Do Dunbara powoli zaczynały docierać dźwięki, a w tym między innymi gwizdek trenera.
Numer dziewięćdziesiąt pięć niechętnie wyciągnął rękę w stronę otumanionego nastolatka. Liam skorzystał z pomocy, wstając na równe nogi.
- Dumbar! - krzyk trenera sprawił, że blondyn nawet nie zdążył przyjrzeć się zawodnikowi, który tak go staranował.
- Dunbar, proszę pana - wymamrotał Liam, podchodząc do trenera.
- Tak właśnie powiedziałem - prychnął Finstock. - Złazisz z boiska, nie będę ryzykował, że nabawisz się kontuzji. Najpierw papierek od rodziców.
Mówiąc to, mężczyzna wyciągnął w stronę niebieskookiego kartkę ze zgodą na dołączenie do drużyny.
- Ale...
Trener dmuchnął w gwizdek.
- Gracie dalej! - krzyknął do pozostałych, następnie odwracając się w stronę Liama. - A ty won z boiska, następny trening w czwartek.
Dunbar nie miał zamiaru dyskutować, jednak także nie podobała mu się ta wizja. Przeklął numer dziewięćdziesiąt pięć, kierując się w stronę Masona, który dalej siedział na trybunach.
Z niezadowoleniem usiadł obok ciemnoskórego, zdejmując kask.
- Mówiłem ci, żebyś uważał - mruknął ciemnooki, z rozbawieniem obserwując zdenerwowanie swojego przyjaciela.
- Nawet go nie zauważyłem - warknął. - Jakim cudem był wtedy na obronie, a teraz strzela bramkę?!
Oburzony Liam, wskazał na numer dziewięćdziesiąt pięć, który oddał perfekcyjny strzał.
- Tak zwany midi, jakbyś nie wiedział - parsknął drugi. - Przecież grasz w lacrosse'a od dawien dawna, a nie wiesz, że midi może biegać po całym boisku, w przeciwieństwie do obrońców i atakujących?
Liam tylko siedział z niezadowoloną miną, obserwując dalej zawodnika, przez którego teraz nie mógł grać.
Doskonale to wiedział, tak jak wspomniał Mason, grał w lacrosse'a nie od dziś, jednak raczej interesował się swoją pozycją i skupiał na doskonaleniu umiejętności. Praktyka była dla niego ważniejsza niż teoria.
- Czyli co, zbieramy się? - spytał ciemnoskóry, biorąc do rąk kartkę, która leżała obok blondyna. - Przynajmniej dostałeś zgodę, to już jakiś plus.
- Ale do skończenia treningu jest jeszcze jakaś godzina, a przez tego kretyna nie mogę grać! - oburzył się Dunbar.
- Opanuj się, Liam - Mason przewrócił oczami. - Wyklinanie nic ci nie pomoże, lepiej skup się, żeby mieć dobre oceny. Nie wiem czy widziałeś, ale jest tu napisane, że ze średnią poniżej dwóch i pół, wylatujesz z drużyny.
Blondyn spojrzał na niego gwałtownie.
- W zeszłym roku miałem dwa dwadzieścia osiem - przeniósł wzrok na zgodę.
- Masz przynajmniej motywację, żeby wziąć tyłek w troki i pouczyć się do kartkówki na za tydzień - oznajmił, a wstając z ławki, wziął swój plecak.
Liam posłał mu zdziwione spojrzenie. Nie pamiętał, by którykolwiek nauczyciel zapowiadał jakąś kartkówkę.
- Nie patrz tak na mnie, tylko jazda do szatni.
***
Raeken ściągnął swój kask, przeczesując ręką przepocone włosy. Szedł w stronę szatni jako ostatni, trening jak zawsze go wymęczył.
- Raeken! - słysząc trenera, brunet odwrócił się w stronę Finstocka.
- Tak, trenerze? - spytał, przystając na przeciw mężczyzny.
- Przypominam ci, że to nie play-offy, tylko gra między drużyną i nie możesz taranować kogo popadnie - zaczął Finstock, a Theo przewrócił oczami. - Tutaj przydadzą nam się zawodnicy, masz grać mniej agresywnie i to nie jest prośba.
Zielonooki bez problemu wyczuł stanowczość w głosie mężczyzny.
- Tak, trenerze - westchnął, nie utrzymując kontaktu wzrokowego.
- I jeszcze chciałem ci przypomnieć - ciągnął - że jeśli twoja średnia będzie tak słaba jak w tamtym roku, możesz pożegnać się z drużyną.
- Tak, trenerze.
- Płyta ci się zacięła? - zarechotał Finstock.
Raeken wzdrygnął się, kiedy mężczyzna klepnął go w ramię.
- Jazda do szatni i lepiej weź prysznic.
Theo nie odpowiedział, tylko odwrócił się i udał do szatni. Nie spieszył się, był wycieńczony po treningu, zresztą jak zawsze. Dlatego też tak bardzo kochał swoją pozycję.
A na samo wspomnienie leżącego Dunbara na murawie, uśmiechnął się pod nosem. Zastanawiał się, jak bardzo go poturbował i ile brakowało, żeby złamał mu rękę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro