Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 18

Liam wyszedł z szatni razem z Nolanem i obaj kierowali się na boisko. Dunbar rzucił okiem, czy na trybunach siedzi jego mała widownia i zastanawiał się, czy powinien być zadowolony z ich obecności, czy może bać się kolejnej porażki przed nimi.

Na linii rozproszeni stali zawodnicy, którzy już przebrali się szybciej niż reszta.

- Gorąco dzisiaj - stwierdził Holloway, poprawiając swoje rękawice.

- I tak zawsze po treningu jesteśmy spoceni jak szczury - znikąd pojawił się Corey, stając na linii autowej obok chłopaków.

- Raeken! - w gwarze rozmów, Liam dosłyszał jak trener woła numer dziewięćdziesiąt pięć.

- Ciekawe co tym razem - wymamrotał rozbawiony Bryant, bawiąc się swoim kijem.

Dunbar nie odpowiedział, tylko wzrokiem śledził starszego chłopaka, który stanął przed Finstockiem.

- Mnie nie pytaj - Nolan wzruszył ramionami.

- Holloway, rozgrzewka! - niebieskooki brunet aż wzdrygnął się na krzyk trenera.

Corey parsknął pod nosem na reakcję chłopaka. Liam przewrócił oczami, zgarniając kijem piłkę. Zebrani nastolatkowie sznurkiem ruszyli za Nolanem. Blondyn miał już zaczynać swoją rozgrzewkę, kiedy usłyszał krzyk trenera.

- Dunbar! - zdziwiony, podszedł do mężczyzny, jednocześnie uświadamiając sobie, że zielonooki dalej nie skończył rozmowy z Finstockiem.

- Tak, trenerze? - spytał, stając przed mężczyzną, tuż obok bruneta.

- Za bardzo sobie przeszkadzacie na boisku, jeden z drugim - oznajmił stanowczo Finstock. - Od dzisiaj, nieważne jakie są składy, gracie w jednej drużynie.

- Że co? - w głosie Theo pobrzmiewała irytacja, którą próbował opanować.

- To wasze szczeniackie zachowanie jest godne podstawówki - mówił mężczyzna, jakby nie zwracając uwagi na reakcję dziewiętnastolatka. - Nie chcę mieć konfliktów drużynie.

- Gram czysto, to nie moja wina, że on nie umie sobie poradzić - oznajmił Theo, nawet nie patrząc na blondyna. - W Devenford mogą mieć lepszych graczy i nie będziemy w stanie sobie z nimi poradzić, jeśli dobry trening to dla pana "konflikt w drużynie".

- Lepsi w Devenford? - prychnął Liam, patrząc na starszego z kpiną. - Grałeś kiedyś w ogóle z nimi? Może i mają wysoki poziom, ale nie taranują kogo popadnie.

- To był przykład, szczeniaku - warknął na niego Raeken, posyłając mu lodowate spojrzenie.

- Zamknijcie się jeden z drugim i jazda na boisko! - nakazał Finstock. - I od dziś obaj gracie w jednym składzie.

- Tak trenerze.

- Tak trenerze - powiedzieli równocześnie, choć z różną intonacją.

Odwrócili się w stronę boiska, a Dunbar już miał się odzywać do zielonookiego, kiedy ten po prostu zgarnął kijem piłkę i odbiegł, zaczynając swoją rozgrzewkę.
 
     
   
Theo spokojnie biegł z piłką, jednocześnie trzymając wszystkich obrońców przeciwnej drużyny na dystans.

Rozgrywali już drugi mecz na dzisiejszym treningu po standardowych ćwiczeniach.

Brunet widział, że Liam jest nie kryty, jednak starał się znaleźć kogoś innego, by nie podawać do dziewiątki.

Ostatecznie, nie mając wyboru, wyminął upierdliwego obrońcę, podając wysoką piłkę do Dunbara.

Nie interesował się, czy blondyn przyjmie to podanie, po prostu wrócił na połowę swojej drużyny, przygotowując się do ewentualnej obrony.

W międzyczasie słyszał krótkie brawa, co świadczyło, że dziewiątka trafił do bramki.

Theo spojrzał na trybuny, gdzie siedziało parę osób, w różnych grupach. Nie zdziwił się ani trochę, przez te wszystkie lata nauki w Beacon Hills High School, przywykł do tego, że niektórzy uczniowie przychodzą oglądać treningi.

Nie widział dokładnie twarzy nastolatków, jednak rozpoznał ciemnoskórego przyjaciela Liama. Obok niego siedziała dziewczyna i Raeken uśmiechnął się pod nosem, zdając sobie sprawę, co tak potęgowało irytację dziewiątki, gdy ponosił porażki.

I dla własnej zabawy, postanowił wciąż uprzykrzać życie młodszego.
      
  
***
    
           
Liam wyszedł z szatni, poprawiając swój plecak.

Było jeszcze stosunkowo wcześnie, trening skończyli jak zawsze o szesnastej. Idąc, Dunbar zastanawiał się, co będzie później robił, skoro jego ojciec jeszcze nie wrócił ze swojego krótkiego wyjazdu.

Przed niebieskookim szedł Nolan, Aaron i Garrett, jeśli dobrze zapamiętał imiona ostatniej dwójki. Nie szli w stronę szkolnego parkingu, tylko tylnego wyjścia z terenu szkoły. Blondyn chwilę śledził ich wzrokiem, następnie zauważając Gabe'a, stojącego przy wyjściu. 

Niemal natychmiast przypomniał sobie jak widział ich siedzących razem na stołówce. I zdziwił się po części, w końcu Warren nie grał w drużynie, tak jak pozostała trójka.

Dunbar skręcił w prawo, tracąc chłopaków z oczu. Szedł cały czas blisko budynku szkoły, z rękoma w kieszeni. Wiedział, że w samochodzie czeka na niego Mason i Hayden, lecz mimo wszystko, niebieskooki wcale się nie spieszył.

Spojrzeniem zbadał cały parking i okolice wejścia do szkoły. Przed sobą, parę metrów dalej rozpoznał dziewiętnastolatka, który szedł nieśpiesznie, paląc przy tym papierosa. Torba obijała się o jego prawe biodro, a blondyn nie miał wątpliwości, kto przed nim idzie.

- Raeken! - zawołał chłopaka, przyśpieszając kroku, by go dogonić.

Brunet doskonale słyszał młodszego, jednak nie zamierzał się zatrzymywać. Szedł dalej równym tempem, spokojnie paląc swojego papierosa.

- Drużyna - wypalił Liam, równając krok z zielonookim.

- Co? - warknął zirytowany, ale nie spojrzał na Dunbara.

- Powiedziałeś wczoraj, że mam podać choć jeden powód, dla którego miałbyś się ze mną zadawać - wyjaśnił młodszy. - Więc odpowiadam; drużyna. Gramy w niej razem i tak jak mówił trener, nie powinno być konfliktów.

- Trener nie zawsze ma rację - odpowiedział jakby od niechcenia, zaciągając się papierosem. - Poza tym, twój czas na odpowiedź minął. Miałeś minutę i zmarnowałeś ją na paplaniu o pierdołach, jak zawsze.

- Skąd miałem wiedzieć, że ty tak na poważnie? - oburzył się Liam. - Normalny człowiek nie daje limitu czasowego na odpowiedź albo chociaż jest to więcej niż marne sześćdziesiąt sekund.

- Więc może wyciągnij wnioski i nie bagatelizuj tego, co mówię? - brunet spytał sarkastycznie, ponownie się zaciągając.

- A ty? Nie bierzesz na poważnie tego co mówię, więc dlaczego oczekujesz tego ode mnie? - spojrzał na Raekena z rozdrażnieniem. - To jest nie fair.

- Oczywiście, że nie - prychnął starszy. - Życie jest niesprawiedliwe, więc im szybciej do tego przywykniesz, tym lepiej dla ciebie.

- Życie niech sobie będzie niesprawiedliwe, ale przecież ty nie musisz robić tego samego - wymamrotał Liam. - Nikt ci nie mówił, że lepiej jest mieć przyjaciół niż wrogów?

Theo prychnął rozbawiony słowami młodszego. Zaciągnął się papierosem, a cyniczny uśmiech nie schodził z jego twarzy.

- Chyba nigdy nie zawiodłeś się na ludziach, co? - na jego słowa, blondyn zmarszczył brwi, patrząc ze zdziwieniem na zielonookiego.

- Co to ma do rzeczy?

- Nic - mruknął rozbawiony Raeken, kręcąc przy tym głową.

- Skoro już bawimy się w zmianę tematów, to powiesz mi łaskawie, dlaczego tak się na mnie uwziąłeś na treningach? - mówił niebieskooki, przechodząc na drugą stronę chłopaka, by nie czuć dymu papierosowego.

- Ile razy mam ci powtarzać, że gram czysto? - starszy uniósł brew, a wyglądał, jakby mówił na poważnie.

Choć Liam miał co do tego wątpliwości.

- Wiesz, o co mi chodzi - burknął młodszy.

- Z kolei ja nie rozumiem, dlaczego tak się irytujesz, zamiast starać się bardziej. Nie chodzisz tam, żeby popisywać się przed swoją dziewczyną - dopiero, kiedy napotkał rozbawione spojrzenie zielonych tęczówek, blondyn zdał sobie sprawę, że chłopak robi sobie żarty. - Przykładaj się bardziej, to może będzie warto cię oglądać.

- Bardzo śmieszne - warknął na niego. - Humor ci się poprawił?

Raeken nie odpowiedział, tylko zaciągnął się znowu. 

Przez chwilę, niebieskookiemu wydawało się, że starszy spoważniał, dokładnie tak, jakby nagle przypomniał sobie powód, dla którego cały czas chodzi taki gburowaty. 

- Nie licz, że teraz treningi będą łatwiejsze - oznajmił brunet, uwalniając dym z płuc. - Decyzja trenera niewiele zmieni.

Dunbar nawet się nie zorientował, kiedy wyszli z terenu szkoły i szli już w stronę przystanku autobusowego. Mimo wszystko, blondyn nie przejął się tym, że Mason zapewne wciąż na niego czeka.

- To wszystko, co chciałeś? - odezwał się ponownie Theo. - Bo nie mam ochoty na rozmowę.

- Jeszcze przed chwilą wyglądałeś na kogoś, kto jest innego zdania - Liam spojrzał na niego rozbawiony, jednak widząc wzrok starszego, wolał zmienić temat. - Tak w ogóle, to chciałem podziękować za sobotę.

Blondyn nie był pewien co do swojego pomysłu. Teoretycznie chciał wyrazić swoją znikomą wdzięczność, by spróbować zmienić nastawienie z jakim zawsze rozmawiał z nim chłopak. Liczył, że okazanie lepszego zachowania będzie dla niego bardziej opłacalne. Choć zdążył się przekonać, że zachowanie Raekena jest często niestandardowe.

- Nie dziękuj mi, tylko nie kręć się tam więcej po nocy - oznajmił zielonooki, gasząc swojego papierosa na popielniczce śmietnika przy przystanku. - I radzę trzymać język za zębami.

Liam zmarszczył brwi. Już miał pytać, o co dokładnie chodzi brunetowi, kiedy na zjazd wjechał autobus. Theo wsiadł, bez żadnego pożegnania, pozostawiając Dunbara samego sobie.
         
  
***
  
           
Raeken szedł przed siebie, paląc papierosa.

Pracę skończył zaledwie pół godziny wcześniej i żałował, że nie poczekał na autobus. W końcu mógłby być już na siłowni i zaczynać trening, zamiast iść nocą przy ruchliwej ulicy.

Nie miał słuchawek, sam skutecznie ignorował hałas przejeżdżających samochodów.

Mijał właśnie jeden z przystanków autobusowych, kiedy jedno z aut zjechało z drogi, zatrzymując się na końcu zjazdu.

Theo uśmiechnął się pod nosem, rozpoznając czarne camaro.

- Jakieś konkretne plany na ten wieczór? - przez otwartą szybę usłyszał głos Dereka.

Raeken zastanawiał się chwilę, jednak ostatecznie wsiadł do samochodu.

- Zależy, co proponujesz - odpowiedział, rzucając swoją sportową torbę na tylne siedzenie, a szatyn włączył się z powrotem do ruchu.

- Siedzimy u mnie i oblewamy wygraną Jacksona - wyjaśnił krótko Hale.

- Już to widzę, Whittemore na uczelni nie dość, że z obitym ryjem, to jeszcze skacowany - wymamrotał brunet. - Poza tym, nie mieliście świętować wczoraj?

- Walnął standardową wymówkę, że jest zmęczony - piwnooki wzruszył ramionami.

- Kto tak dokładnie ma być? - spytał Theo, kiedy wjeżdżali już na bogatą dzielnicę.

- Statycznie, my plus bliźniaki, Erica, dziewczyna Jacksona, Josh i Tracy - odpowiedział Derek. - I oczywiście Whittemore.

Raeken nie odpowiedział, śledząc wzrokiem domy za oknem. Wszystkie wyglądały niemal identycznie. Zadbane, z garażem i ogródkiem za domem.

- Wysiadka - oznajmił szatyn, zatrzymując się pod domem z numerem trzydzieści jeden.

Brunet wysiadł z auta, zgarniając swoją sportową torbę z tylnego siedzenia. W międzyczasie, Hale wyciągnął zakupy z bagażnika. Razem weszli do domu, a kiedy zielonooki ściągał buty, już słyszał rozmowy dobiegające z salonu.

- Wow, Jackson. Wyglądasz jeszcze gorzej, niż wczoraj po finale - stwierdził Theo, wchodząc do pomieszczenia razem z Derekiem, który zaraz przeszedł do kuchni.

Whittemore siedział na kanapie razem z innymi, którzy nadal o czymś rozmawiali. Rozcięty łuk brwiowy wyglądał lepiej niż poprzedniego dnia, a na policzku chłopaka były naklejone szwy ściągające.

- Odezwał się. Jakby mnie nie skatowali, to i tak wyglądam lepiej niż ty, Raeken - odpowiedział Jackson, na co obaj uśmiechnęli się z rozbawieniem.

- Derek czyni cuda. Myślałem, że nie da się ciebie wyciągnąć na picie w środku tygodnia - skomentował Ethan, siedzący obok swojego bliźniaka.

- To się nazywa urok osobisty - do salonu wszedł Hale ze skrzynką piwa.

Theo tylko przewrócił oczami, biorąc jedną z butelek, tak jak wszyscy pozostali. Otworzyli je na różne sposoby, a Aiden uniósł swój browar.

- Za Jacksona!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro