Rozdział 17
- Nie lubię matmy - skrzywił się Liam, kiedy zrównał krok z Masonem.
Pierwszą lekcję mieli już za sobą i teraz utknęli w tłoku na schodach, próbując się dostać na wyższe piętro.
- A lubisz jakikolwiek szkolny przedmiot? - Hewitt spojrzał na niego z politowaniem.
- Edb jest fajne - blondyn wzruszył ramionami.
- Bo wszystko wiesz? - parsknął ciemnoskóry.
- Uwierz mi, sam czasem chciałbym nie słuchać swojej matki - westchnął. - Chociaż z drugiej strony, nie widzę jej w żadnym innym zawodzie.
- Racja, praca pielęgniarki jej pasuje. Ma wielkie serce - Mason przyznał rację Dunbarowi.
- Idziemy z drugiej strony? - spytał Liam, patrząc na wszystkich uczniów wchodzących i schodzących po schodach. - W życiu się nie przedrzemy przez ten tłum na czas.
- Zgadzam się - odpowiedział ciemnoskóry, kierując się w głąb korytarza.
Szli w ciszy, słuchając gwaru rozmów osób na korytarzach. Wreszcie dotarli do drugich schodów, na których był o wiele mniejszy ruch. Weszli na wyższe piętro, a Mason od razu zatrzymał się przy swojej klasie. Blondyn poszedł dalej, miał lekcję salę dalej.
Ściągnął plecak i już miał siadać obok niego, kiedy pomiędzy uczniami w głębi korytarza zobaczył znajomego bruneta. Szukał czegoś w swojej torbie kierując się w stronę schodów.
Liam stał tak chwilę, zastanawiając się, czy do niego podejść. Z jednej strony był mu winien podziękowania za ratunek w sobotę, jednak z drugiej strony, wcale nie chciał wyrażać w stosunku do niego jakichkolwiek pozytywnych uczuć.
- Po co?
- Bo lepiej jest mieć przyjaciół niż wrogów, cymbale.
Rozmowa z Masonem przypomniała się mu niemal natychmiast. Zdawał sobie sprawę z tego, że jego przyjaciel może mieć rację - jak w większości przypadków - jednak wciąż nie był przekonany. Dunbar mimo wszystko nadal był wściekły na zielonookiego za te wszystkie porażki na treningach.
Theo wreszcie zamknął swoją torbę, teraz patrząc przed siebie, a Liam zauważył, że z jednej z kieszeni wypadła chłopakowi niewielka kartka.
Niebieskooki odczekał chwilę, aż starszy chłopak zniknie na schodach i ruszył się wreszcie ze swojego miejsca, by podnieść ów kartkę. Już miał iść za Raekenem, kiedy po korytarzu rozniósł się dzwonek, ogłaszający początek kolejnej lekcji.
***
- Pełno ludzi - stwierdził Corey, kiedy we czwórkę wszyscy odebrali swój lunch.
- Widzimy - Hayden spojrzała na niego z politowaniem.
- Co wy na to, żeby pójść zjeść na patio? - zaproponował Dunbar.
- Jestem za - oznajmił Mason, kierując się w stronę wyjścia.
Liam uśmiechnął się pod nosem. Pomysł był z korzyścią dla niego - liczył, że wreszcie zobaczy, gdzie Theo Raeken spędza swoje przerwy na lunch.
Dlatego też blondyn skierował się za paczką swoich przyjaciół. Jednak, mimo woli, spojrzał na koniec stołówki, gdzie przy stolikach ze swoimi znajomymi siedział Gabe.
I domysły Dunbara się sprawdziły, Warren przyglądał im się, dokładnie śledząc ruchy całej czwórki. Obok niego niebieskooki dostrzegł Nolana i zdziwił się, gdy dodatkowo rozpoznał jeszcze dwóch chłopaków ze szkolnej drużyny.
Więcej osób siedzących przy stole nie zdążył rozpoznać, gdyż wyszedł już ze stołówki. Zrównał krok z Masonem, Corey'em i Hayden, dopiero teraz słuchając ich rozmowy.
- A ty co o tym myślisz, Liam? - blondyn spojrzał zaskoczony na Masona.
- O czym?
- Debil - zaśmiał się Corey, który sekundę później został ostrzegawczo szturchnięty przez Hayden.
- Mówimy o kolejnym wyjściu do kina - wyjaśniła dziewczyna, zwracając się do niebieskookiego.
- Jak dla mnie spoko - stwierdził, odpowiadając na wcześniejsze pytanie Hewitta.
- Jest jedno "ale" - oznajmił Bryant. - Strona siada i repertuar jest dostępny tylko w kinie.
- To nie problem - Mason wzruszył ramionami, a otwierając drzwi, przepuścił pozostałych i już we czwórkę wyszli na patio. - Z Liamem możemy podjechać dzisiaj po lekcjach.
Dunbar zgodził się półprzytomnie, rozglądając się po wszystkich ławkach i możliwych miejscach, gdzie można usiąść.
Szukał oczywiście znajomego bruneta. Jednym powodem była ciekawość blondyna, a drugim zgubiona kartka zielonookiego, która okazała się być kartkówką z biologii.
Theo dostał najwyższą ocenę, z tego działu genetyki. I szczerze Liam dziwił się, jak to możliwe. Sam nigdy nic nie rozumiał z budowy nukleotydów, komplementarności zasad ani jak działa kwas rybonukleinowy.
Jednak jego "poszukiwania" spełzły na niczym. Nigdzie nie mógł dostrzec starszego chłopaka. Z rezygnacją, usiadł razem z innymi przy wolnym stoliku.
Mimo środka września, słońce przyjemnie ogrzewało plecy Liama, który cieszył się, że nie siedział na miejscu Corey'a, którego oślepiały promienie.
Wszyscy zabrali się za jedzenie, a Dunbar myślami wrócił do sobotniego wieczoru. Zaraz potem także przypomniał sobie rozmowę ze Scottem, Stilesem i Isaaciem.
I zdał sobie sprawę, że wcale nie dziwiła go ich reakcja, kiedy wspomniał o Dereku. Tamto ich jedno spotkanie wystarczyło blondynowi, by nabrał uprzedzeń do tego starszego chłopaka.
Następnie szybko w głowie obliczył, jaka była różnica wieku pomiędzy nimi. I znowu doszedł do wniosku, że jego bezradność w tamtym momencie była po części uzasadniona.
Jednak przez wątpliwości Scotta i Stilesa, sam nie wiedział, czy dzieli go od Hale'a pięć, czy sześć lat. Ani McCall, ani Stilinski nie byli pewni co do rzeczywistego wieku szatyna.
Potem Liam doszedł do wniosku, że Derek na dziewięćdziesiąt procent ćwiczył kiedyś sztuki walki lub robi to nadal. Niebieskooki zdążył niestety przekonać się na własnej skórze, że technika ruchów piwnookiego była dobra.
Zbyt dobra, jak na osobę, która by miała nigdy nie ćwiczyć sztuk walki.
Z tego z kolei Dunbar wyciągnął wnioski, by uważać na Hale'a. Nie wiedział, kiedy może znowu dojść do podobnej bójki oraz nie chciał wiedzieć, czy kiedykolwiek Theo zjawi się ponownie, by mu pomóc.
Choć i tak miał nadzieję, że nie spotka więcej Dereka...
- Liam - głos Hayden wyrwał niebieskookiego z rozmyśleń.
- Co? - spojrzał na nią zdezorientowany.
- Mówię do ciebie - warknął Mason, na którego blondyn przeniósł swój wzrok. - Po lekcjach pójdziemy jeszcze do biblioteki i potem pojedziemy do tego kina.
- Spoko.
***
- Mogłeś powiedzieć, że masz zamiar siedzieć w tej bibliotece tak długo - odezwał się Liam, kiedy Mason już któryś raz stanął na światłach. - Albo, że masz zamiar jeszcze "na chwilę" podjechać do domu.
- Nie narzekaj - Hewitt z rozbawieniem przewrócił oczami. - Jest dopiero dwudziesta, a wszystkie lekcje zrobiliśmy w bibliotece.
- Mów za siebie... - wymamrotał Dunbar.
- Nawet nie masz dzisiaj treningu z ojcem - ciągnął ciemnoskóry, ruszając spod świateł. - Więc tym bardziej nie rozumiem, gdzie ci się tak spieszy.
- Normalnie byłbym już spóźniony - odpowiedział blondyn. - No i nie moja wina, że w niedzielę wieczorem znowu wyjechał. Ma wracać za jakieś trzy, cztery dni.
- Przecież trener personalny może pracować zdalnie - Hewitt zmarszczył brwi.
- Tak, ale wiesz. Wspólne treningi, ćwiczenie techniki i takie tam - Liam przewrócił oczami. - Poza tym chyba przygotowuje kogoś tam do zawodów sylwetkowych, więc pozowanie też muszą przepracować. Nie wiem, nie znam się na tym aż tak dobrze.
Mason tylko skinął głową, wjeżdżając na parking kina. Zgasił samochód i obaj wysiedli niemal równocześnie. Dunbar odruchowo rozglądnął się na około, zamykając drzwi.
I po drugiej stronie zauważył sklep, w którym prawie tydzień temu kupował przekąski dla ich paczki. Niemal natychmiast przypomniał sobie tamto spotkanie z Theo. A do głowy wpadł mu nowy pomysł.
- Liam, idziesz? - zawołał Mason, który już odszedł kawałek.
- Ty idź, a ja idę do sklepu, chcesz coś? - odpowiedział, wkładając ręce do kieszeni.
- Nie - Dunbar ledwo go dosłyszał.
Ciemnoskóry odszedł w stronę kina, a blondyn udał się na drugą stronę ulicy, po chwili wchodząc już do sklepu.
I znowu się zdziwił, kiedy w środku zastał dosyć dużą liczbę osób, jak na taki mały spożywczak. Nie zastanawiając się, po prostu chodził pomiędzy regałami, szukając znajomego pracownika. Kiedy go nie znalazł, rzucił okiem jeszcze, kto stoi na kasie, ale tam również go nie zobaczył.
Włożył z powrotem ręce do kieszeni, chwilę się zastanawiając. Pod dłonią poczuł gładką fakturę złożonej kartki, która rano wypadła Raekenowi z torby. Wyciągnął telefon, sprawdzając, która jest godzina.
Dwanaście minut po dwudziestej.
Liam westchnął i już miał kierować się do wyjścia, kiedy jego uwagę zwróciły otwierające się drzwi z zaplecza sklepu. Niemal od razu rozpoznał Theo, który już przebrany w swoje rzeczy, pewnym krokiem szedł do wyjścia.
Sądząc po tym, że nawet nie spojrzał na Dunbara, blondyn uznał, że zielonooki go nie zauważył. Dlatego też udał się za nim, doganiając.
- Cześć - wypalił, równając krok ze starszym.
- Czego? - warknął brunet, poprawiając pasek swojej sportowej torby.
- Jakiś ty miły - wymamrotał niebieskooki z rozbawieniem.
Szli w stronę przystanku, który był nieopodal sklepu.
- Masz minutę, radzę się streszczać - oznajmił Raeken.
- I niby co tym razem zrobiłem, że jesteś na mnie taki wkurwiony? - Liam zignorował ostrzeżenie o limicie czasu. - Czy może cały czas jesteś obrażony na życie?
Theo nie odpowiedział, zatrzymując się przy przystanku. Nie patrzył na młodszego, co zaczynało działać na nerwy blondynowi.
- Cholera, Raeken, o co ci chodzi? - ciągnął. - Dlaczego wiecznie jesteś arogancki i nie da się z tobą nawet normalnie porozmawiać?
- Podaj choć jeden powód, dla którego miałbym się z tobą zadawać - odpowiedział niewzruszony zielonooki, a Liam zmarszczył brwi.
Starszy chłopak zaskoczył go tym pytaniem, przez co nawet nie zdążył wymyślić żadnej sensownej odpowiedzi.
Na przystanek zjechał czarny Chevrolet Camaro, zatrzymując się tuż przed nimi.
- Tak też myślałem - stwierdził Theo, a otwierając sobie drzwi, wrzucił swoją torbę na tylne siedzenie. Zdumiony Liam uniósł brwi. - Minuta minęła, szczeniaku.
Mówiąc to, Raeken wsiadł na miejsce pasażera obok kierowcy, trzaskając za sobą drzwiami. Dunbar zdążył tylko dostrzec, że samochód prowadził Derek.
Auto odjechało z piskiem opon.
Theo zapiął pas, poprawiając się na siedzeniu. W lusterku obserwował oddalającą się sylwetkę młodszego chłopaka.
- Musiałeś tak trzaskać? - odezwał się Hale, zwalniając przy zakręcie.
Raeken uśmiechnął się pod nosem.
- Jego mina była bezcenna - zaśmiał się.
- Ta, zauważyłem - piwnooki mruknął z rozbawieniem. - Wyglądał, jakby pierwszy raz w życiu widział sportowe auto.
- Mogę się domyślić, że nie zdążę dzisiaj na siłownię? - zielonooki zmienił temat, patrząc na starszego.
- Raz możesz sobie odpuścić - Derek wzruszył ramionami.
- Żeby to było raz... - wymamrotał brunet, odwracając wzrok za okno.
- No chyba nie chcesz przegapić finału? Jackson byłby zawiedziony. Zresztą reszta pewnie też - mówił szatyn, skręcając na obwodnicę.
- Gówno prawda - prychnął Theo. - Jeden widz w te czy we wte nie zrobi mu różnicy. Poza tym dziewczyny też nigdy nie chodzą, a to poniekąd chyba ważniejsze niż obecność znajomego, co?
- A ty byś chciał oglądać, jak dostaję po mordzie?
- Oczywiście - wyszczerzył się zielonooki, a Derek żartobliwie uderzył jego bark.
- Nie narzekaj, przecież raz na jakiś czas możesz zrobić jakiś wypad ze znajomymi - stwierdził Hale. - Na pewno będzie to lepsze niż ta twoja samotność.
- Zdziwiłbyś się - westchnął Raeken. - Nieraz wolałbym siedzieć sam w domu, niżeli wychodzić gdzieś z kimkolwiek.
- Zamknij się - warknął szatyn z rozbawieniem. - Z twoim szczeniakiem też?
- Zamknij się - sparodiował go Theo. - Już ci tłumaczyłem, że nazwałem go tak tylko i wyłącznie dlatego, żebyś się od niego odpierdolił.
- Nie moja wina, że nie wychowany - Hale wzruszył ramionami.
- Może po prostu nie musiał znać waszego "prawa ulicy"? - brunet spytał sarkastycznie.
- Zasłużył - skwitował szatyn. - Nie pyskuje się do starszych i koniec kropka. Dostał przynajmniej nauczkę.
- Pytanie, czy w ogóle zrozumiał za co dostał od ciebie taki wpierdol - prychnął Theo.
- E tam. Nic mu się przecież nie stało.
- Tym razem... - wymamrotał Raeken.
- Zobaczymy, jak pójdzie przy kolejnym - wyszczerzył się Hale.
- Mam nadzieję, że nie będzie tego "kolejnego"...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro