Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 15

Sobota przyszła Liamowi szybciej, niż się spodziewał. Piątek minął mu spokojnie, nie licząc koszmarnej przerwy na lunch, na której musiał widzieć Corey'a. Jednak dzisiaj, wszyscy umówili się u Masona.

Dlatego też, Dunbar właśnie wchodził na bogatą dzielnicę, wzrokiem od razu szukając domu Hewitta.

Mimo upływu czasu, w głowie wciąż ponownie analizował czwartkowy trening. Wszystkie swoje błędy oraz każdą porażkę spowodowaną przez zawodnika numer dziewięćdziesiąt pięć. Choć blondyn już sam nie wiedział, czy gorsze były porażki na oczach jego małej widowni, czy może te docinki od strony Corey'a, który przez cały piątek działał mu na nerwy, wszystko ciągle wypominając. 

A jednocześnie Liam zastanawiał się, co by się zdarzyło gdyby nie Nolan. Z pewnością znowu by mu puściły nerwy i sprowadził Raekena na glebę, jednak jak zareagowałby trener? Wyrzuciłby go z drużyny? A może tylko wygłosił kazanie? Choć z drugiej strony, kiedy Theo staranował blondyna na pierwszym treningu, niebieskooki nie widział, by starszy chłopak w ogóle rozmawiał z trenerem.

Ostatecznie Liam odrzucił wszystkie myśli, pukając do drzwi swojego przyjaciela. Mason otworzył mu, a Dunbar wszedł do domu, od razu ściągając buty.

- Twoich rodziców nadal nie ma? - zdziwił się blondyn, siadając na kanapie w salonie.

- Nie - odpowiedział ciemnoskóry, kierując się do kuchni.

Na chwilę zamilkli obaj. Liam oglądał program, który leciał w telewizji, a ciemnooki w kuchni prawdopodobnie przygotowywał przekąski. Po chwili Hewitt usiadł obok blondyna, także wlepiając wzrok w telewizor.

- Wiesz o co mu może chodzić? - wypalił Dunbar, patrząc na przyjaciela.

- Komu? - Mason uniósł brew, jednak nie spojrzał na chłopaka.

- Theo, a komu? - wymamrotał niebieskooki. - Tylko on mnie tak wkurwia. No może poza Corey'em.

- Bryant jest spoko - stwierdził ciemnoskóry. 

- Mhm, bo tobie nie działa na nerwy, tylko zawsze popiera - burknął blondyn. - Ale wracając do Raekena. Przecież ja tylko zahaczyłem o niego barkiem. Ba, nawet nie. To on we mnie wlazł, palant jeden. Poza tym, pomogłem mu i to nie jeden raz.

- Nie wiem - odpowiedział Mason z rozbawieniem. - Ale radziłbym ci zakopać ten topór wojenny. Jeśli on tego nie inicjuje, to ty zacznij zachowywać się lepiej od niego.

- Po co? - spojrzał na niego jak na debila.

- Bo lepiej jest mieć przyjaciół niż wrogów, cymbale - powiedział ciemnoskóry, jakby to było oczywiste. - Nie wiem, czy zauważyłeś, ale nawet nie możesz spokojnie grać na treningach.

- Ta. Wiesz co mi powiedział? Że to niby są czyste zagrania i oczywiście to ja nie umiem grać - oburzył się.

- Nie wydurniaj się, Liam - prychnął Mason. - Przecież dobrze wiesz, że jeśli masz piłkę, to mogą cię nawet zabić na tym boisku.

- Przesadzasz - burknął blondyn. - Poza tym jakbyś zapomniał, on mnie staranował. To nie jest czysta gra.

- Ale miałeś piłkę - Hewitt wzruszył ramionami. 

- Wiesz o co mi chodzi.

- No to tym bardziej powinniście się ogarnąć - westchnął ciemnooki. 

- Jasne, już widzę jak Theo Raeken chowa swoją dumę do kieszeni - zakpił Dunbar.

- Warto spróbować, w końcu... - Masonowi przerwał dzwonek do drzwi.

Nie dokończył swojej myśli, tylko od razu wstał z kanapy, kierując się do drzwi frontowych. Otworzył je, a już po chwili w salonie pojawiło się kuzynostwo.

- Siema Dumbar - wyszczerzył się Corey. - Dostaniemy jeszcze kiedyś powtórkę tego świetnego treningu?

- Stul pysk - warknął na niego blondyn. I dopiero po chwili uświadomił sobie, że dokładnie tak samo ucisza go Raeken.

Na ten fakt, Liam naburmuszył się jeszcze bardziej.

- I Dunbar. Nie Dumbar - dodał po chwili, a Bryant jedynie przewrócił oczami z rozbawieniem.

- To w co gramy?
               

***

               
- Liam, późno już, gdzie ty jesteś? - zmartwiony głos matki odezwał się w słuchawce, kiedy tylko blondyn odebrał połączenie.

Jednak wcale się nie dziwił, słońce zaszło już jakiś czas temu, a mrok nocy rozświetlały tylko latarnie uliczne. Szedł właśnie przez blokowisko, ledwo rozpoznając się w terenie.

- No od Masona wracam - odpowiedział, oglądając się za siebie. Jednak na chodniku był tylko on. - Poza tym, koleżankę odprowadzałem.

I to było prawdą, odprowadził Hayden pod dom, a teraz sam wracał na skróty, zamiast obwodnicą. Kłopot był w tym, że nie miał pewności, czy dobrze idzie. Rzadko przechodził przez to osiedle, a słabe światło latarni ulicznych niewiele dawało.

- Pospiesz się - nakazała jego matka, rozłączając się.

Liam z westchnieniem, jeszcze raz się oglądnął za siebie. Jednak na chodniku był tylko on i ktoś idący z naprzeciwka, który wyszedł z jednej z bram bloku, pod którym szedł Dunbar. Blondyn spuścił wzrok na telefon, odpisując Hayden, z którą rozmawiał przez całą drogę.

Po chwili jednak poczuł, że ktoś o niego zahacza barkiem.

- Patrz jak łazisz - warknął szatyn, którego mijał.

- To ty we mnie wlazłeś - fuknął Liam, odwracając się przodem do chłopaka.

Szatyn był wyższy od niego o dobre dziesięć centymetrów.

- Spieprzaj, gówniarzu - prychnął, odpychając niebieskookiego.

Zirytowany Dunbar, powtórzył jego ruch, a raczej próbował, bo tamten nawet się nie cofnął. Popchnął niebieskookiego z większą siłą tak, że siedemnastolatek wylądował na betonie.

I dopiero w tym momencie Liam zdał sobie sprawę, że nie ma szans.

Nim zdążył się zorientować, co się dzieje, szatyn złapał go za kołnierz koszulki i podnosząc niewiele, sprzedał mu prawego sierpowego. Przez siłę uderzenia, zarzuciło głową niebieskookiego. Spróbował osłonić swoją twarz, jednak zanim zdążył to zrobić, dostał kolejny cios. 

- Hale - Liam poczuł ulgę, słysząc czyiś głos. Jednak mimo to, szatyn uderzył go znowu, z taką siłą, że Dunbara aż zamroczyło.

Dopiero po chwili blondyn zdołał zobaczyć, kto stał obok nich. I zdziwił się nie mało, widząc bruneta w bordowej bluzie.

- Derek - Theo znowu warknął na szatyna, który wciąż trzymał Liama. 

- Czego? - wycharczał Hale, nawet na niego nie patrząc.

- Odwal się od mojego szczeniaka.

Liam nawet nie miał zamiaru irytować się za swoje przezwisko. W tym momencie cieszył się, że był jego szczeniakiem.

- Masz farta - piwnooki syknął na blondyna ze słyszalną irytacją.

Puścił go bez ostrzeżenia, przez co Dunbar uderzył plecami o beton. Odruchowo, od razu przetarł palącą od uderzeń kość policzkową.

- W takim razie lepiej go pilnuj - Derek zwrócił się do Raekena. - Bo chyba ma ze sobą problemy.

W głosie Hale'a pobrzmiewało zdenerwowanie, wymieszane z sarkazmem i ironią. Niebieskooki już chciał odpyskować, jednak ostatecznie ugryzł się w język. Zdawał sobie sprawę, że za drugim razem może dostać mocniej.

- Wiem - odpowiedział krótko Raeken, następnie idąc przed siebie. - Chodź, bo się spóźnimy.

Minął ich obu, nawet nie patrząc na Liama leżącego na betonie. Derek posłał blondynowi ostatnie, wrogie spojrzenie, po chwili podążając za zielonookim.

Dunbar przełknął ślinę, odprowadzając wzrokiem starszych chłopaków. Wreszcie podniósł się z chodnika, jeszcze raz przecierając kość policzkową.

Mógł spokojnie stwierdzić, że Hale ma niezłą siłę.

Liam z westchnieniem podniósł swój telefon z betonu, ostatni raz patrząc na Theo i Dereka, którzy szli ramię w ramię. I zastanawiał się, co Raeken robił tutaj, o tej godzinie. Oraz gdzie mają iść?

Blondynowi przemknęła myśl, by pójść za nimi.

Jednak ostatecznie odrzucił ten absurdalny pomysł. Nie chciał się narażać i zdawał sobie sprawę, że był już spóźniony do domu. Poza tym, jeśli się postara, to wyciągnie to kiedyś od Raekena.

Tylko jeszcze nie wiedział kiedy.

Sprawdzając godzinę, udał się dalej w drogę do domu, która wydawała mu się tą najkrótszą. I miał nadzieję, że nie spotka już więcej ludzi...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro