Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 14

Budzik rozniósł się po pokoju młodego Raekena. Zaspany chłopak sięgnął po telefon, wyłączając irytujący dźwięk. Usiadł na łóżku, przecierając twarz dłońmi. Chwilę spędził na zbieraniu myśli, aż wreszcie wróciła do niego świadomość, która zastąpiła senność.

Podniósł się z łóżka i podszedł do krzesła przy biurku. Spodnie zmienił na swoje czarne joggery, zakładając także przygotowaną wcześniej koszulkę. Na dole słyszał, jak jego matka dopiero zaczyna zmywać po śniadaniu, co znaczyło, że dopiero je skończyli.

Podszedł z powrotem do łóżka i w tym momencie zorientował się, że nie czuje już bólu. Zgiął parę razy lewą nogę, następnie stając tylko na niej. Doszedł do wniosku, że rzeczywiście ból minął.

A to znaczyło, że spokojnie może iść na dzisiejszy trening lacrosse'a.

Uśmiechnął się pod nosem, na samą myśl powrotu na boisko. Mimo, że opuścił tylko jeden trening, to i tak zdawało mu się, jakby minęła cała wieczność.

Założył swoją bordową bluzę i zgarnął szkolną torbę. Już miał wychodzić z pokoju, kiedy dopiero usłyszał charakterystyczny trzask drzwi, z jakim zawsze wychodził jego ojciec. Dlatego też, Theo usiadł z powrotem na łóżku, czekając dłuższą chwilę. Nie chciał mijać się z ojcem, wolał poczekać, aż mężczyzna odjedzie już do pracy.
                 

***

              
Liam siedział na ławce obok wejścia na stołówkę, czekając na Masona. Chłopak miał lekcje w innym skrzydle szkoły, dlatego też Dunbar miał o wiele bliżej.

Rozważał przez chwilę, czy nie wejść i nie zająć jakiegoś stolika, jednak ostatecznie tylko wyciągnął telefon, sprawdzając godzinę. Przerwa lunchowa dopiero się zaczęła, więc mieli jeszcze dużo czasu do końca.

Uczniowie mijali go, wchodząc lub wychodząc ze stołówki. Przez wszystkie rozmowy było dosyć głośno, a Dunbar ledwo słyszał swoje własne myśli. Na chwilę uniósł głowę na mijających go nastolatków. Przekręcił głowę, patrząc w głąb korytarza.

W tym momencie ktoś znowu go minął, a Liam niemal natychmiast rozpoznał chłopaka w bordowej bluzie. Nie zdążył mu się przyglądnąć, bo brunet zniknął na schodach prowadzących na niższy korytarz. Niebieskooki zmarszczył brwi. Niewiele uczniów spędzało swoje przerwy śniadaniowe na niższych piętrach. Chyba, że Theo szedł na szkolne patio.

Wtedy przypomniała mu się ich wczorajsza rozmowa i uświadomił sobie, że miał jeszcze parę pytań do starszego. Dlatego też wstał z ławki, zgarnął swój plecak i już miał iść za Raekenem, kiedy obok niego pojawił się Mason.

- Wołam cię cały czas, ogłuchłeś? - zapytał żartobliwie. Liam spojrzał na niego ze zdziwieniem.

- Wołałeś mnie? - uniósł brwi.

- Ba, on się wydzierał - znikąd pojawił się Corey, który zarzucił rękę na barki ciemnoskórego.

- Za głośno jest - blondyn wzruszył ramionami.

We trójkę weszli na stołówkę, ustawiając się w kolejce po jedzenie.

- Wczoraj było zajebiście, trzeba to jeszcze powtórzyć - odezwał się Bryant.

- Zgadzam się - stwierdził Mason.

- Zwłaszcza ten moment, kiedy Hay wygrała z Liamem - zaśmiał się ciemnooki.

- Zamknij się - fuknął blondyn, mierząc chłopaka niezadowolonym spojrzeniem.

- Ja jestem tylko dumny ze swojej kuzynki, że skopała ci tyłek w zwykłej strzelance - wyszczerzył się Corey. - Tym bardziej, że to dziewczyna.

- To co, że niby gorsza? - znikąd pojawiła się Hayden.

- Ze stereotypami nie wygrasz, kochana - uśmiechnął się niewinnie, za co dostał w potylicę od szatynki.

- Zamknij się już, Corey - nakazała.

- No co? - parsknął, rozmasowując tył głowy.

- Akurat popieram go - stwierdził Mason. - Ze stereotypami nie wygrasz.

- To zależy - wtrącił się Liam. - Jeśli wszyscy przyjmiemy, że każdy jest na równi, to nie będzie żadnych uprzedzeń.

- Zgadzam się - uśmiechnęła się Hayden.

- Dwa za, dwa przeciw - skomentował Corey.

- Sory, ale je też jestem za - zaśmiał się Mason. - Ciemnoskórych też dotyczą stereotypy, także popieram Liama.

Dunbar posłał Bryantowi tryumfalne spojrzenie.

- Dobra, koniec tematu - oznajmił brunet, biorąc swoją tackę z jedzeniem.

Reszta grupy z rozbawieniem zabrała także swoje tacki i wszyscy razem skierowali się do wolnego stolika. Liam, po drugiej stronie sali, zauważył chłopaka w towarzystwie znajomych, który się im przyglądał. Im albo tylko Hayden.

Usiedli standardowo, zabierając się za jedzenie. Jednak Dunbar co jakiś czas zerkał w stronę obserwującego ich chłopaka.

- Ten co się tak gapi? - wypalił wreszcie, patrząc ze zdziwieniem po innych.

- Kto? - Mason spojrzał na Dunbara ze zdziwieniem.

- Gabe - odpowiedział Corey.

- Kto? - Liam zmarszczył brwi.

- Gabe Warren - odezwała się Hayden.

- A o co mu chodzi? - Hewitt uniósł brew.

- Były chłopak Hay - Bryant wzruszył ramionami.

- Zerwaliśmy jeszcze przed wakacjami - sprostowała Romero.

- A że teraz siedzisz z bandą chłopaków to pewnie się gotuje w środku - uśmiechnął się rozbawiony Liam.

Jednak kiedy napotkał niezadowolone spojrzenie dziewczyny, to rozbawienie szybko minęło.

- Ale chyba pierwszy raz tak się na nas gapi - stwierdził po chwili.

- Wydaje ci się - wymamrotał Corey, a Dunbar teraz się zorientował, że ciemnooki ma świetny widok na miejsce Gabe'a.

- Cześć, Hayden - przy ich stoliku stanęła dziewczyna.

Liam i Mason spojrzeli na nią ze zdziwieniem, a zaraz później na Romero, która właśnie przewracała oczami.

- Nie, Nina, nie mam chajsu, żeby ci pożyczyć - oznajmiła szatynka.

Dunbar dopiero po chwili przypomniał sobie, że tak nazywała się młodsza siostra Hayden.

- A ty, Corey? - brunetka spojrzała na kuzyna.

- Nie - uciął krótko, przez co Liam uśmiechnął się pod nosem.
               

*

                 
- Co taki zadowolony, synu? - spytał Deucalion, odpalając swojego papierosa.

- Nic - Theo z uśmiechem wzruszył ramionami. - Idę dzisiaj na trening.

- I co w tym takiego ekscytującego? - mężczyzna uniósł brew, ponownie się zaciągając.

- Skopię tyłek szczeniakowi - wyszczerzył się brunet, a starszy parsknął na jego słowa. - Zawsze się wkurza, kiedy nie pozwalam mu trafić.

- Nie miałeś go przypadkiem nie denerwować? - zainicjował woźny, mając na myśli ostatnie pobicie.

- Daj spokój, Deuc - parsknął Theo. - Jeśli puszczą mu nerwy, to on będzie miał problem u trenera - oznajmił, zaciągając się. - A nie ja.

- Co nie zmienia faktu, że znowu skończysz z obitą mordą - skomentował mężczyzna.

Nie pierwszy i nie ostatni raz - pomyślał od razu Raeken.

- Jakoś to przeżyje - odpowiedział wreszcie, wypuszczając dym z ust. - A u ciebie co słychać?

- Nic nowego - Deucalion wzruszył ramionami.

- Myślałem, że Alex albo Olivia będą cię odwiedzać - brunet spojrzał na woźnego. - Albo raczej Alex, z nim miałeś dobre kontakty.

- Dobre stwierdzenie, miałem. Podejrzewam, że to sprawka Thalii - stwierdził mężczyzna, zaciągając się. - Po rozwodzie nie chciała, żebym się z nimi widywał.

- Bo co? Masz zły wpływ? - parsknął Theo. - Jako znajomy, zdemoralizowałbym ich trzy razy szybciej niż ty jako ojciec, w końcu są młodsi ode mnie tylko o dwa lata. Poza tym, przecież dobrze się nimi opiekowałeś, więc co to za pomysł, żeby totalnie dzielić rodzinę?

Deucalion tylko wzruszył ramionami, zaciągając się.

- Ją o to zapytaj - powiedział sarkastycznie. - Sam chciałbym wiedzieć, dlaczego nawet nie mogę porozmawiać z własnym synem.
                   

***

               
Theo z łatwością wyminął ostatniego obrońcę, bez wahania strzelając do bramki.

Gwizdek trenera.

Zmiana punktacji.

Kolejna akcja.

Liam wystartował, przedzierając się na połowę przeciwnika. Dostał piłkę, natrafiając na obronę. Zawodnik zablokował go, jednak Dunbar brał już zamach, by podać do niekrytego chłopaka. I w tym momencie ktoś zahaczył o jego kij, przez co piłka wyleciała z siatki.

Blondyn zaklął pod nosem, a odwracając się, zobaczył jedynie numer dziewięćdziesiąt pięć, który rzucał właśnie do współzawodnika. Liam nawet nie chciał patrzeć w stronę trybun, doskonale wiedział, że Hayden i Mason dobrze widzieli jego porażkę.

Odczekał chwilę, by uspokoić nerwy, a przy okazji chwilę odpocząć. Nigdy nie narzekał na kondycję, jednak połowę treningu mieli już za sobą. Przy każdej akcji dawał z siebie wszystko i strzelił dzisiaj tylko dwie celne bramki. Reszta prób była albo chybiona, albo udaremniona przez Raekena.

Wreszcie wziął się w garść, zbliżając do akcji, gdzie numer trzydzieści dwa z drużyny Liama, próbował uwolnić się spod obrony. Dunbar zmniejszył odległość, a ten podał mu wysoko. Blondyn przygotował się do przyjęcia i kiedy miał już odbierać podanie, ktoś pojawił się przed nim, łapiąc piłkę. Przed oczami tylko mignął mu biały numer dziewięćdziesiąt pięć i niebieskooki znowu zaklął.

Piłka oczywiście trafiła na drugą połowę, gdzie Theo właśnie znowu przyjmował podanie, by następnie wyminąć obrońców i oddać perfekcyjny strzał.

A Liam zaczął się zastanawiać, jakim cudem Raeken może tak szybko biegać, skoro jeszcze we wtorek nawet nie pojawił się na treningu. Blondyn spojrzał w stronę trybun, gdzie Mason właśnie bił brawo. Zacisnął szczękę, czując jak wszystko się w nim gotuje. Theo już kolejny raz sprawiał, że blondyn stawał się chodzącym kłębkiem nerwów.

Zaczęła się kolejna akcja.

Piłka co chwilę była podawana do innego zawodnika, stopniowo przesuwając akcję na pole drużyny przeciwnej. Wreszcie Liam odebrał podanie, rozpoczynając natarcie na bramkę. Jednak szybko zrezygnował ze swojego planu, a wzrokiem zaczął szukać osoby, do której może podać. Wziął zamach i w tym momencie, ktoś wytrącił mu kij z ręki. Oczywiście numer dziewięćdziesiąt pięć zgarnął piłkę, podając do swoich.

- Jaja sobie robisz, do cholery? - warknął na niego Dunbar, a łapiąc za ramię, odwrócił starszego przodem do siebie.

- Czego ty znowu chcesz, szczeniaku? - słysząc swoje przezwisko, Liam zwinął dłonie w pięści, co utrudniały rękawice.

- Dobrze wiesz, daj mi normalnie grać, a ni...

- Więc naucz się grać - parsknął starszy, przerywając mu. - To wszystko to czyste zagrania, a to, że nie umiesz sobie z nimi poradzić, to już nie mój problem.

Liam już miał brać zamach, żeby uderzyć Raekena, kiedy pomiędzy nimi stanął jakiś chłopak.

- Może wrzucicie na luz, co? - brunet patrzył to na Theo, to na Dunbara. - Przypominam, że gra się toczy.

- To on nad sobą nie panuje - zielonooki uśmiechnął się perfidnie, po prostu odchodząc.

Blondyn już miał iść za starszym, kiedy przytrzymał go chłopak.

- Spokojnie, irytacja nic tu nie pomoże - powiedział brunet, podając kij Dunbarowi. - Liam, tak?

- No - burknął niebieskooki, przenosząc na chłopaka swoje spojrzenie. - A ty?

Blondyn starał się nie brzmieć wrogo, bo naprawdę wściekał się tylko na Raekena. A nie chciał do siebie zrazić nikogo z drużyny, w końcu był nowy.

- Nolan Holloway.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro