Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 11

Budzik rozniósł się po całej łazience, a Theo od razu go wyłączył. Obudził się niewiele wcześniej i właśnie stał przed lustrem, oglądając swoją sylwetkę. Szczególnie sprawdzał, czy przypadkiem nie pojawił się żaden siniak po wczorajszej sytuacji. 

Jednak jak na razie, jedyną pamiątką był upierdliwy ból lewej nogi.

Dłonie opierając na umywalce, stał tak przed lustrem, wpatrując się w swoje odbicie. Jak zawsze rano, myślami wracał do poprzedniego dnia. I niemal natychmiast, przed oczami stanął mu obraz wściekłego wilczaka. Groźne szczekanie i warczenie znowu odbiły się echem w jego głowie, a Theo poczuł ciarki na plecach.

Potrząsnął głową, wracając do rzeczywistości. Spuścił wzrok, po chwili przenosząc go na swoje prawe przedramię. Ledwo widoczne blizny wciąż trzymały się na jego skórze i najwyraźniej jeszcze długo będzie je nosił.

Z westchnieniem, porzucił wszystkie myśli i po prostu przemył twarz zimną wodą, po chwili także przeczesując ręką włosy. Użył dezodorantu i założył T-shirt, a po chwili także swoją ulubioną bordową bluzę. Wrócił do swojego pokoju, jednocześnie słysząc trzask drzwi, z jakim zawsze wychodził jego ojciec. Wyszedł na korytarz, zaglądając przez okno, czy aby na pewno samochód stoi na podjeździe. Nie chciał wiedzieć, jak bardzo zirytowałby się mężczyzna, gdyby auta nie było.

Może i brak samochodu był winą matki Theo, ale to i tak chłopak dostałby znowu "nauczkę". Było to niesprawiedliwe, jednak brunet nawet nie zamierzał narzekać. Doskonale wiedział, że na nic to się nie zda...

Jednak srebrne auto stało równo zaparkowane, a dorosły Raeken właśnie do niego wsiadał.

Theo odetchnął z ulgą, wracając do pokoju. Zgarnął szkolną torbę, wziął swoje papierosy i sprawdził, czy ma ze sobą telefon. Zamknął drzwi od swojego pokoju i kulejąc, przeszedł przez korytarz, wolno schodząc po schodach. Po chwili już wychodził z domu, jak zawsze nawet nie odzywając się słowem do matki.
           

*

          
- Liam! - blondyn ignorując głos Malii, przewrócił się na drugi bok, naciągając bardziej kołdrę. - Liam!

Młody Dunbar tylko poprawił się wygodniej. Po chwili jednak usłyszał otwieranie drzwi od jego pokoju. 

- Wstaniesz ty dzisiaj? - Liam zmarszczył brwi, słysząc głos Masona. 

Zaspany, spojrzał w jego stronę, dziwiąc się, kiedy rzeczywiście zobaczył przyjaciela w swoim pokoju.

- Co tu robisz? - wymamrotał, z powrotem zamykając oczy.

- Budzę cię, do cholery, bo zaraz się przez ciebie spóźnimy! - warknął na niego ciemnoskóry, szarpnięciem ściągając kołdrę z łóżka niebieskookiego. 

Liam jęknął niezadowolony, a Hewitt rzucił w niego T-shirtem, który wylądował wprost na twarzy blondyna. 

- Wstawaj - nakazał, a Dunbar wciąż leżał w miejscu dokładnie tak, jakby go wcale nie słyszał.

Mason zacisnął szczękę, irytując się zachowaniem przyjaciela. Jego wzrok powędrował na szafkę nocną, gdzie leżał telefon drugiego.

- Co powiesz na poranne pisanie z Hayden? - spytał z chytrym uśmiechem, biorąc urządzenie do ręki.

- Co? - wymamrotał Liam, ściągając koszulkę z głowy. - Ej, oddawaj to!

Poderwał się z łóżka, a Mason wybiegł z pokoju i młody Dunbar zaraz za nim. Blondyn zbiegł po schodach, wbiegając do kuchni, gdzie wszyscy jedli już śniadanie. Zatrzymał się w drzwiach, a reszta rodziny przeniosła wzrok na nastolatka, który stał tam w samych szortach od piżamy.

- Cześć wszystkim - wypalił, napotykając rozbawione spojrzenia rodziny.

Mason stanął obok Malii, która opierała się o blat i przybił z nią piątkę, odwracając się przodem do przyjaciela. Liam próbował zabić go wzrokiem.

- Ubierz się może - zainicjowała jego matka, opierając łokcie na stole.

- Też mu to mówiłem - wtrącił się Mason, zwracając się do kobiety. - Podałem mu nawet T-shirt, a on go odrzucił.

- Jakie "podałeś"?! - oburzył się Liam, jednak w odpowiedzi usłyszał tylko śmiech przyjaciela i siostry.

- Zbierajcie się, bo zaraz naprawdę się spóźnicie - odezwał się ojciec, wstając od stołu, po czym zwrócił się do Malii: - Po ciebie chyba już Scott przyjechał.

Dziewczyna od razu wyglądnęła przez okno, rzeczywiście przed bramą zauważając motor swojego chłopaka.

Mason wreszcie podszedł do młodego Dunbara, oddając mu telefon.

- Spadaj się przygotować, ja czekam w samochodzie.
          

***

        
- Umieram z głodu - jęknął Liam, z tacką siadając przy wolnym stoliku na stołówce.

- To zjedz co masz pod nosem, co ty na to? - odpowiedział mu ciemnoskóry, siadając na przeciw niego. 

- Taki mam zamiar - oznajmił, zabierając się za jedzenie. Chwilę siedzieli tak w ciszy jedząc, przy okazji słuchając gwaru całej stołówki.

Uczniów przybywało coraz więcej, miejsca się zapełniały bądź zwalniały, kiedy ktoś już skończył swój posiłek.

- A twoi rodzice gdzie znowu pojechali? - zagaił Dunbar, kontynuując jedzenie.

- Szczerze? - zaczął ciemnoskóry. - To nawet nie wiem. Nic nie mówili. Albo to ja nie słuchałem - wzruszył ramionami, mówiąc wszystko obojętnym tonem. - Nie wiem, kiedy wracają ani gdzie pojechali.

Liam skinął głową, nie odpowiadając. Wzrok utkwił nad ramieniem przyjaciela, szukając kogoś spomiędzy tłumu nastolatków. Wydawało mu się, że gdzieś widział Hayden, jednak nie znalazł jej. Spojrzał w stronę wyjścia, chwilę obserwował nastolatków, jednak zamiast dziewczyny, zobaczył bruneta wychodzącego ze stołówki z tacką w jednej ręce i bordową bluzą w drugiej. 

Nie zwrócił na to większej uwagi. Dużo uczniów jadało poza stołówką. Na schodach, w salach, korytarzach, na patio. Dosłownie wszędzie. Jednak ciekawiło go, gdzie Theo Raeken spędza swoje przerwy na lunch.

- Hej - słysząc czyiś głos, Liam oderwał wzrok od wyjścia, za którym dawno zniknął starszy i spojrzał na osobę stojącą obok niego. - Możemy się dosiąść?

Dunbar uśmiechnął się, widząc Hayden.

- Jasne - zgodził się, nawet nie patrząc na przyjaciela.

Szatynka usiadła przy blondynie, a obok Masona usiadł chłopak, który towarzyszył dziewczynie.

- My się chyba jeszcze nie znamy - odezwał się brunet, z uśmiechem podając rękę ciemnoskóremu. - Corey Bryant.

- Mason Hewitt - uśmiechnął się chłopak. - A ten to Liam Dunbar.

Blondyn uścisnął dłoń ciemnookiego, po chwili patrząc pytającym wzrokiem na Hayden.

- Spoko Dumbar, jestem tylko jej kuzynem - parsknął Corey, widząc minę niebieskookiego.

- Dunbar - poprawił go.

- Tak powiedziałem - uśmiechnął się z rozbawieniem, a Liam zmarszczył brwi.

- Jesteś w drużynie? - wtrącił się Mason, który słyszał już ten tekst od trenera.

- Wow, on gra, a ty załapałeś - zaśmiał się znowu Corey.

- Jaka pozycja? - Liam zmienił temat.

- Bramkarz - wzruszył ramionami, zabierając się za jedzenie.

- Ten, któremu Raeken zawsze strzela bramki? - uniósł brew, z rozbawieniem i poczuł jak Hayden szturcha go łokciem. Spojrzał na nią, napotykając karcące spojrzenie.

- Ten, do którego bramki nigdy nie możesz trafić przez Raekena - Bryant uśmiechnął się chamsko. - To poprawna odpowiedź.

Mason parsknął śmiechem na słowa bruneta.

- Trafna uwaga. Strzeliłeś coś ostatnio? - ciemnoskóry uniósł brew, a Hayden uśmiechnęła się z rozbawieniem. Dunbar posłał przyjacielowi już drugie mordercze spojrzenie tego dnia.

- Strzelać mógł, czy trafił to inna sprawa - sprostował Corey, a Liam się naburmuszył, już zajmując jedzeniem.

- Zobaczymy jutro, aż specjalnie przyjdę - uśmiechnęła się Hayden.

- Lepiej nie - wypalił Dunbar.

- Lepiej tak - zaśmiał się Mason.

- I ty, Brutusie, przeciwko mnie? - fuknął blondyn, a reszta tylko parsknęła śmiechem na jego słowa.

- Jeśli widziałbyś swoją minę, to byś zrozumiał - wyjaśnił w końcu ciemnoskóry.

- Zgadzam się z nim - wtrącił się Corey.

- No dzięki... 
      

***

        
Theo wykonał ostatnie powtórzenie, odkładając sztangę na stojaki. Leżał tak na ławce i słuchając huczącego trapu płynącego z słuchawek, próbował opanować swój nierówny oddech.

Był już na siłowni od dłuższego czasu i tracił siły. Jednak mimo wszystko, dalej nie miał ochoty wracać do domu. Powoli wchodził w stan wycieńczenia, kiedy nie myślał o problemach. I właśnie o to mu chodziło.

Ledwo podniósł się do siadu, sięgając po swoją butelkę wody. Wypił zaledwie parę łyków, ponownie zakręcając butelkę. Opierając łokcie na kolanach, ze znudzenia zaczął obserwować innych ćwiczących na siłowni.

Wzrok zatrzymał na wysokich drążkach i chłopakach trenujących kalistenikę. I szczerze im zazdrościł, bo tęsknił za street workoutem, przynajmniej w jakimś stopniu. Jednak wiedział, że nawet nie ma sensu znowu zaczynać - ledwo by kupił chociażby tą magnezję, kiedy znowu byłby unieruchomiony przez jakiś czas. Nie wiedział, kiedy znowu ojcu puszczą nerwy i nawet nie chciał tego sprawdzać.

Odwrócił wzrok od kalisteników, teraz patrząc na ring z przeciwnej strony całego pomieszczenia. Uniósł brew, widząc ćwiczącego nastolatka z trenerem. Chwila minęła, kiedy Theo rozpoznał, że ów nastolatkiem jest młody Dunbar.
         

- Czy ty mnie śledzisz?

- Nie, mam treningi na tej samej siłowni z ojcem. 

        
Ich rozmowę przypomniał sobie niemal od razu. Więc mężczyzna, z którym ćwiczył blondyn, musiał być jego ojcem. Theo zmarszczył brwi. Nie byli do siebie podobni, właściwie w żadnym stopniu. 

Chwilę obserwował młodszego, który z zaciętością zadawał kolejne ciosy. Przez chwilę myślał, że to MMA, jednak rękawice, które miał niebieskooki nie pasowały do tej dyscypliny. Jednak Raeken nawet się nie zastanawiał, jaka to sztuka walki. Miał silną awersję do wszystkich sportów związanych z walką na ringu.
       

*

      
- Przerwa - oznajmił mężczyzna, a Liam ledwo łapał oddech.

- Po co? - wysapał, schodząc z ringu za ojcem. - Dałbym jeszcze radę.

- W to nie wątpię - odpowiedział mężczyzna, sięgając po butelkę wody z torby pod ścianą. - Ale poza tobą, ja też tam stoję.

Blondyn z rozbawieniem przewrócił oczami, ściągając rękawice. Odłożył je pod ścianę obok torby i sam sięgnął po swój bidon.

- Zaraz wracam - mruknął mężczyzna, odchodząc.

Młody Dunbar tylko skinął głową, odprowadzając ojca wzrokiem. I w tym momencie, nie daleko korytarza na ławce zobaczył Theo. Odstawiał właśnie swoją wodę, układając się do podniesienia sztangi.

Liam odłożył swój bidon i przecierając spocone czoło, wolno skierował się w stronę Raekena. Jednocześnie liczył jego powtórzenia. Tym razem zatrzymał się przy piątym. Zaczynając robić szóste, opuścił sztangę, jednak kiedy próbował ją podnieść, miał trudności w połowie.

W tym momencie Dunbar stanął nad nim, pomagając odstawić gryf na stojaki. Brunet odetchnął, przecierając twarz dłońmi.

- Nie masz co robić? - odezwał się starszy, ciężko podnosząc się do siadu.

- A może jakieś "Dziękuję"? Już trzeci raz ci pomogłem i ani razu nie podziękowałeś - stwierdził blondyn. - Może jakieś magiczne słowo?

- "Spierdalaj"? O to magiczne słowo ci chodzi? - Raeken uniósł brew patrząc na młodszego kpiącym spojrzeniem. - Ani razu nie prosiłem cię o pomoc - powiedział, jakby w jednej chwili poważniejąc. - Więc jeśli chcesz bawić się w bohatera, naucz się, że nigdy nie dostaniesz nic w zamian.

- Tak trudno powiedzieć jedno, głupie słowo? - prychnął niebieskooki. - Wiesz, co to kultura osobista?

Liam, zaczynał coraz bardziej irytować się zachowaniem chłopaka.

- Słuchaj, szczeniaku, nie zawsze w życiu będziesz trafiał na ludzi miłych, kulturalnych i tych godnych zaufania. Dlatego im szybciej przyzwyczaisz się do braku kultury, tym lepiej dla ciebie, nie sądzisz? - spojrzał na niego z chamskim uśmiechem.

- Skoro taki mądry, to może zmierzymy się na ringu, co? Jeśli brak kultury, to inne zasady też nie obowiązują, mam rację? - mówił poirytowany.

- Nie, dzięki - spokój z jakim odpowiedział mu Theo, jeszcze bardziej działał mu na nerwy.

- Taki mocny w gębie, a boisz się dostać wpierdol od młodszego? - prychnął Liam, starając się sprowokować chłopaka.

- Posłuchaj, szczeniaku, jest różnica między nami - zaczął Raeken twardym tonem. - Ty trenujesz dla samodoskonalenia - zgarnął swoją butelkę, wstając z ławki. - A u mnie działa to trochę inaczej.

Wyminął Liama, kierując się w stronę korytarza do szatni. Dunbar nie dając za wygraną, podążył za starszym chłopakiem.

- I niby co w związku z tym? - warknął. - Potrafisz wyrażać się jak normalny człowiek?

Theo zatrzymał się, niechętnie odwracając w jego stronę.

- Na czym ci tak zależy? Chcesz zabłysnąć na ringu, bo wiesz, że każdy na ciebie patrzy? Czy popisać się przed ojcem? - mówił, lustrując Dunbara krytycznym wzrokiem, a przy okazji sprawdzając, czy jego prawa dłoń nie jest zaciśnięta w pięść. - Nie dam ci tej satysfakcji, naucz się inaczej panować nad agres...

Nie dokończył, dostając lewego sierpowego od Liama. Przez siłę uderzenia, zrobił krok w tył i to wystarczyło, by stracił równowagę i trafił na glebę.

Theo nie był na to przygotowany. Zawsze dostawał z prawej ręki przeciwnika, nawet przez myśl mu nie przeszło, że Dunbar jest leworęczny.

Cóż, teraz miał solidną nauczkę...

Przetarł palącą kość policzkową i spróbował się podnieść, jednak jego wycieńczone mięśnie nie chciały mu na to pozwolić.

Był wyczerpany po treningu i najchętniej, wcale by się nie ruszał z przyjemnie chłodnej podłogi...

- Czyli jednak nie panujesz nad agresją - odezwał się mimo wszystko, mierząc Liama kpiącym spojrzeniem. - Zelżało ci, czy chcesz uderzyć jeszcze raz?

Dunbar zdawał sobie sprawę, że Theo go prowokuje. Zastanawiał się, dlaczego Raeken nie wstanie i nie zacznie się bronić. Tylko leży i odsłania najsłabsze punkty.

- Wstawaj i walcz, a nie, leżysz jak ta pizda - mówił, starając się jakoś sprowokować chłopaka.

- I mam zniżyć się do twojego poziomu? - prychnął ze słyszalną pogardą. - Starość nie radość, nie będę tracił na ciebie siły.

Raeken, zaciskając szczękę, dźwignął się wreszcie z podłogi, krzywiąc się przy tym z bólu.

Liam zacisnął pięści, aż knykcie mu zbielały. Jednak mimo wszystko, tylko stał i patrzył, jak Theo z bólem podnosi swoją butelkę i ledwie stojąc na nogach, idzie w stronę szatni. Dunbar zmarszczył brwi na ten widok. Przecież uderzył go tylko w twarz, więc dlaczego Raeken nie może nawet normalnie chodzić..?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro