Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 10

Theo biegł leśną ścieżką, kontrolując swój oddech. Trap huczał w jego słuchawkach, dodając energii, którą zużył niemal całkowicie. Jednak biegł dalej, mijał kolejne drzewa, nie zatrzymując się ani na chwilę.

Skręcił z głównej ścieżki na poboczną, wydeptaną przez zwierzęta i ludzi. Była o wiele węższa, drzewa rosły coraz gęściej i teraz musiał patrzeć pod nogi, by nie potknąć się o ewentualny wystający korzeń. Jednak mimo gęstych zarośli, widział swój cel oraz rów, na którego dnie płynęła niewielka rzeka.

Zatrzymał się na kładce.

Ściągnął słuchawki, opierając ręce na kolanach. Teraz już nie było jego muzyki. Słyszał tylko swój przyśpieszony oddech, szumiący nurt rzeki i śpiew ptaków. Wyprostował się, unosząc wzrok na korony drzew. Spośród wszystkich ptaków, zdołał rozpoznać tylko śpiew drozda i bębnienie dzięcioła, zlewające się z szumem potoku.

Usiadł na krawędzi kładki tak, że jego buty niemal stykały się z płynącą wodą. Łokcie oparł na dolnej belce drewnianej barierki, opierając głowę na rękach.

Nawet nie sprawdzał godziny. Wyszedł z założenia, że jest około szesnastej, choć na czasie i tak mu nie zależało. Po prostu siedział tak na tej kładce i wpatrywał się w nurt rzeki, słuchając śpiewu ptaków. 
     

- Pamiętasz jak za dzieciaka ścigaliśmy się do tej kładki? - zapytała szesnastolatka, idąc przy krawędzi rowu z rzeką.

- No jasne - uśmiechnął się jedenastolatek, w oddali przed nimi zauważając ów drewniany mostek, który po chwili spostrzegła także brunetka. - Bez Tylera to nie to samo.

Młodszy posmutniał, spuszczając wzrok.

- Będzie tylko łatwiej wygrać - parsknęła. - Ścigamy się? - zaproponowała, patrząc na brata z uśmiechem.

Zielonooki tylko się wyszczerzył, od razu startując.

- Będę pierwszy!

        
Theo potrząsnął głową, starając się wyrzucić z pamięci to wspomnienie. Nie chciał pamiętać tego przeklętego dnia, kiedy wszystko się zmieniło.

Szelest ściółki leśnej zwrócił jego uwagę. Oderwał wzrok od płynącej rzeki i spojrzał w stronę zarośli. Po chwili także dosłyszał czyjąś rozmowę.

Nim się obejrzał, spomiędzy krzaków wybiegł czarny pies. Spanikowany, w ułamku sekundy podniósł się na równe nogi, jednak czworonóg skoczył na niego, przez co Raeken stracił równowagę. Upadł na plecy, od razu odpychając od siebie psa.

- Storm! - Liam złapał za obrożę swojego wilczaka, odciągając go od leżącego na ziemi Theo.

- Jaja sobie robisz?! - warknął Raeken, podpierając się na łokciu. - Powinieneś trzymać na smyczy tego kundla!

Zaraz przy Dunbarze stanął Mason, ze zdezorientowaniem próbując zrozumieć całą sytuację.

- Storm, bierz go - blondyn popuścił smycz, a wilczak warcząc groźnie, zerwał się w stronę Theo. Raeken od razu przeczołgał się do tyłu, nie spuszczając wystraszonego wzroku ze wściekłego psa.

Czuł jak zaczyna brakować mu powietrza, głośne szczekanie jakby zagłuszało inne dźwięki otoczenia. Nie był w stanie nawet się podnieść i uciec. Tylko leżał sparaliżowany na tej ziemi z myślą, że serce mu zaraz wyskoczy z klatki piersiowej.

Jednak w następnej chwili jakby przestał się na tym skupiać. Wpatrywał się w tęczówki psa, powoli zdając sobie sprawę, jaka odległość ich dzieli. Zaczął odzyskiwać kontrolę nad swoim ciałem i najpierw odruchowo przetarł prawe przedramię. 

- Weź go - wychrypiał brunet, unosząc wzrok na Liama.

Niebieskooki jakby zwlekał chwilę, jednak ostatecznie stojący obok niego Mason, pociągnął za smycz, uspokajając rozjuszonego wilczaka.

- W porządku? - Hewitt posłał Theo pytające spojrzenie.

Starszy nie odpowiedział, podnosząc się z ziemi. Otrzepał spodnie, koszulkę i podniósł swój telefon, który wypadł z jego kieszeni.

- Naprawdę jesteś aż taki słaby, żeby bać się psa? - parsknął Liam z perfidnym uśmiechem.

- I jakiej odpowiedzi oczekujesz? - Theo uniósł brew, składając ręce na piersi. Dunbar spojrzał na niego jak na debila, nie rozumiejąc tak nagłej zmiany tematu. - Próbujesz mnie sprowokować tym tekstem? Role ci się pomyliły, szczeniaku, to ty jesteś tym idiotą, który nad sobą nie panuje. Ja jestem od wkurwiania ludzi.

- Widać - wtrącił się Mason. - Możecie to przełożyć na później? Jeśli macie skakać sobie do gardeł, to raczej w publicznym miejscu. Bliżej szpitala.

Raeken prychnął na słowa młodszego, jednak ostatecznie po prostu założył swoje słuchawki, odwracając się na pięcie. Kiedy tylko muzyka zaczęła płynąć, Theo wznowił swój wcześniej przerwany bieg, tym razem wracając na główną ścieżkę.

- Mogę puścić za nim Storma? - wypalił zirytowany Liam, głaszcząc swojego wilczaka.

- Nie - warknął na niego Mason. - Przecież on prawie zawału dostał!

- No i?

- To, że nie chcę mieć problemów z policją, przez twoje durne pomysły - burknął ciemnoskóry. - Wracajmy już.
            

***

         
Theo przeszedł przez furtkę, ledwo ją odróżniając od ciemnej zieleni trawnika. Panujący wokół mrok rozświetlały tylko latarnie po drugiej stronie ulicy. Raeken nawet nie wiedział, która jest godzina. Jego telefon rozładował się jeszcze zanim wyszedł z siłowni.

Teraz po omacku szukał, który z jego kluczy to ten od drzwi do domu. W myślach przeklinał fakt, że zignorował swój stary pomysł oznaczenia ów klucza. Często wracał do domu po zmroku, jednak wtedy przeważnie wystarczała latarka z telefonu. Teraz był tak wycieńczony po treningu, że ledwo utrzymywał dłoń z kluczami.

Wreszcie wszedł do środka, od razu zdejmując buty. Ściągnął kaptur swojej bluzy i już miał wchodzić po schodach, kiedy usłyszał otwieranie drzwi od salonu.

- Theo.

Młody Raeken niemal natychmiast rozpoznał głos swojego ojca. Zaklął w myślach i odwrócił się przodem do mężczyzny, stając stabilnie na nogach. Miał tylko nadzieję, że nie będzie zmuszony do dłuższej rozmowy, był zbyt zmęczony. Nie utrzymywał kontaktu wzrokowego, panele podłogi w przedpokoju nagle zdały mu się być o wiele ciekawsze.

- Gdzie samochód? - brunet zmarszczył brwi, nie rozumiejąc o co chodzi, jednak nie podniósł wzroku na swojego ojca. Milczał uparcie, jednocześnie zastanawiając się, o co mężczyźnie chodzi tym razem.

- Patrz na mnie, kiedy do ciebie mówię - stanowczy ton ojca sprawił, że Theo niechętnie uniósł na niego wzrok. Zimne spojrzenie niebieskich oczu mężczyzny, wcale nie pocieszało bruneta. - Jeszcze raz zapytam, gdzie jest samochód?

- Skąd mam to wiedzieć? - wymamrotał nastolatek. - Nawet się do niego nie zbliża...

- To gdzie, do cholery, są kluczyki, co? - mężczyzna przerwał zielonookiemu, unosząc przy tym głos. Theo zdążył się domyślić, że jego ojciec nie jest do końca trzeźwy.

- Nie wiem, może matka nim gdzieś pojecha... - urwał, czując silne uderzenie na lewej kości policzkowej. Zarzuciło jego głową, jednak stał stabilnie.

Nim zdążył zorientować się, co się dzieje, mężczyzna popchnął go, przez co uderzył plecami o ścianę. Tracąc równowagę, zsunął się po niej na podłogę, po czym odruchowo skulił się, osłaniając głowę.

- Było warto? - warknął mężczyzna, kopiąc leżącego nastolatka.

Brunet syknął, czując uderzenie na piszczelu. Kolejne było wymierzone w brzuch, przez co stęknął z bólu.

- Rano samochód ma być na podjeździe - słysząc jadowity ton swojego ojca, Theo zacisnął szczękę.

Trzask drzwi świadczył, że zielonooki został sam w przedpokoju. Leżał tak przez dobre pięć minut, próbując opanować nierówny oddech. Czuł palący ból na piszczelu i miał wrażenie, że zaraz zwróci wszystko, co dzisiaj zjadł. Wystarczył jeden, solidny kopniak w brzuch, by brunet czuł się potem słabo przez całą resztę dnia.

Lub nocy, jak w tym przypadku...

Przestał kulić się na podłodze i podpierając się na łokciach spróbował wstać z paneli. Jednak jego wycieńczone mięśnie po treningu nie chciały współpracować. Ledwie wyprostował rękę, kiedy dłoń poślizgnęła się, nie wytrzymując ciężaru ciała i łokciem uderzył ponownie o podłogę.

Syknął z bólu, zaciskając szczękę.

Spróbował ponownie, tym razem zbierając w sobie wszystkie strzępki energii. Ledwo się podniósł, jednak nawet nie mógł postawić lewej nogi.

Podparł się na ścianie i utykając, podszedł do schodów, zastanawiając się, jak ma je pokonać...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro